Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 9 czerwca 2024

[170] FINAL CRISIS: I never get it right ~ Wilczy

 

 

 

Patrzę w zielono-niebieskie oczy bez mrugnięcia powiekami. One też wpatrują się we mnie bez ruchu. Oboje zamierzamy wygrać ten pojedynek. Jesteśmy tak zdeterminowani, jakby od tej konkurencji zależało czyjeś życie. Ze śmiertelną powagą wznoszę do ust łyżkę kukurydzianych płatków, jeszcze nienasiąkniętych mlekiem, a ich chrupanie między zębami przypomina wystrzały karabinów Shin-Ry. Strużka mleka spływa po brodzie mojej przeciwniczki, lecz ona niewiele sobie z tego robi. Nie spuszczając ze mnie nieruchomego spojrzenia, ociera usta grzbietem dłoni. Jest twarda. Nie podda się łatwo. Płatki chrupią między jej zębami, jakby przegryzała chrząstki poprzednich oponentów.  

Szlag. Będzie ciężko. Ale muszę sią z nią zmierzyć. Stawka jest wysoka. Kto wygra, obliże łyżkę z miodu, którym słodziliśmy zupę. 

 

I keep swingin' my hand through a swarm of bees 'cause I 
I want honey on my table 
 

W mieszkaniu trzaskają drzwi, podążam wzrokiem za hałasem, ściągając brwi. 

Ha! woła Zacky, wskazując na mnie palcem. Przegrałeś! 

Przenoszę wzrok z powrotem na te oczka turkusowego koloru. Takie podobne do moich własnych. 

Cholera! Puszczam łyżkę i opieram się o krzesło, jakby odrzuciło mnie w tył. – Znowu to samo! Jak ty to robisz?! 

Podaję jej drewnianą łyżkę, niczym trofeum, a Zacky zanosi się śmiechem. Mnie uśmiech grzęźnie w połowie drogi do ust, gdy przed oczyma widzę mundur SOLDIERS. Nawet z tej odległości widzę wytłoczone na naramienniku inicjały: „Z. F.” 

Czarna czupryna odstaje zabawnie znad jego czoła, a gdy się uśmiecha, w kącikach oczu pojawiają się mimiczne zmarszczki. Zakłada ręce na ramiona i śmieje się szczerze, a potem rzuca jeden z tych swoich prostych, szczerych komentarzy, który rozbawia pozostałych. Jego śmiech jest zaraźliwy, bardzo się staram nie poddać atmosferze, ale ciężko zapanować nad kącikami ust, które unoszą się same. Nieważne jak mocno staram się być poważny i uszczypliwy, jego obecność i wiara w ludzi zawsze ma zbawienne właściwości na otoczenie. Jakby każdy w jego towarzystwie starał się być najlepszą wersją siebie. Gdyby nie te oczy przesiąknięte energią mako i mundur SOLDIERS, mógłby uchodzić za normalnego, wesołego chłopaka, dzięki któremu Midgar jest trochę lepszym miejscem. 

Taka podobna. Gdyby nie to nastawienie... Ale gdyby promieniała podobnie pozytywną energią, nigdy nie uporałbym się z wyrzutami sumienia. 

Co ty masz na sobie? pytam z niesmakiem, patrząc na mundur SOLDIERS, ten sam, który zajebała z gabinetu Rufusa. Przecież dałem ci ciuchy. 

Wszystkie są brudne, a pralka nie działa. Zerka na mnie z pogardą, mierzwi małej włosy i nalewa sobie kawy, obdarzając mnie jeszcze jednym spojrzeniem, lecz tym razem szybko odwraca wzrok, a na jej policzkach dostrzegam rumieniec. 

Czyżby przypomniała sobie fragment wczorajszej nocy? 

— Mamo, co ty masz za strój? — interesuje się Zacky, przekrzywiając główkę i obserwując siadającą obok kobietę. — Fajny! 

— No nie? — Crush stawia pełen kawy kubek na stole i uśmiecha się do niej. — Należał do mojego brata. 

— Do Zacka? — pyta z przejęciem Zacky. — Co mam po nim imię? 

— Tak, kochanie. — Crush delikatnie ujmuje w dłoń podbródek dziewczynki. — Jestem pewna, że by cię pokochał. 

Mała uśmiecha się promiennie, tak samo zaraźliwie, jak on. Nie sposób nie odwzajemnić uśmiechu. 

— Ja już… — zaczynam, lecz Crush gromi mnie spojrzeniem. Zaciskam usta, mrużąc oczy. — Dam ci jakieś inne ciuchy, co? 

Crush ściąga brwi i obnaża zęby. 

— Coś się uczepił? — warczy na mnie, obejmując dłońmi kubek. — Namawiasz mnie, żebym przyjęła tę cholerną robotę. Będę w takim chodzić na co dzień.  

— Może nie? — Wydymam usta, bębniąc palcami po blacie. Te mundury... Widziałem tyle martwych ciał w tych mundurach. Dopiero wybierają dyrektora PR-u, może zaprojektuje wam coś weselszego? 

— Macie nowego dyrektora PR-u? — zaciekawia się Crush. 

— Jeszcze nie, dzisiaj jest jakieś zebranie. — Spoglądam za okno, szarpiąc za wkurzający kosmyk włosów, który opada mi na oko. — Dlatego muszę wyjść wcześniej. Zebranie zaczyna się o szesnastej i mamy z Rudem… — milknę na widok niezdrowego zainteresowania na twarzy Crush. — Zresztą, nieważne — kończę, powoli wymawiając słowa i obserwując, jak gaśnie jej głód pozyskania informacji, lecz stanowczo nie podoba mi się uśmieszek, kwitnący w kąciku ust. Czyżbym powiedział za dużo? Jasna cholera, czemu ja tyle mielę ozorem? 

— Jak skończysz, umyj buźkę, OK? — Crush dopija kawę, całuje córkę w czółko i wychodzi z kuchni. Ja też się podnoszę. 

— Jak skończysz — szeptam konspiracyjnie do Zacky — to tam w tej pierwszej szufladzie — wskazuję w której — są batoniki i chrupki. 

— Dzięki, Reno! — woła za mną, a ja odwracam się, wychodząc i puszczam do niej oko, pokazując kciuk. 

Znajduję Crush w łazience, przy umywalce. Krzywiąc się, wsuwa ręce pod góręmunduru1, jakby chciała poprawić stanik. 

— Yo, pomóc? — Wsuwam się do łazienki, a Crush podskakuje na dźwięk mojego głosu. 

— Nie — syczy, patrząc na mnie w lustrze; jednocześnie wciąż próbuje uporać się z czymś pod ubraniem. — Mógłbyś wyjść? Chyba zasługuję na trochę prywatności w łazience! 

— To moja łazienka — informuję ją, parskając śmiechem na widok jej oburzonej miny. — Daj to ci pomogę. — Nie zważając na jej protesty, wsuwam ręce pod półgolf z munduru. 

 

I keep swingin' my hand through a swarm of bees 'cause I 
I want honey on my table 
 

— Gdzie z łapami?! — wydziera się Crush, próbując odepchnąć moje ręce, ale ponieważ jest w niewygodnej pozycji, nie może wiele zdziałać. Uśmiecham się do niej szelmowsko w lustrze, szukając sprzączki stanika, lecz… Natrafiam na jakiś nieprzyjemny, ciasny materiał, tak jakby… Bandaże? 

— Co to, do cholery… — Próbuję podnieść sweter, żeby się temu przyjrzeć, lecz wtedy Crush w desperacji popycha nas na ścianę. Uderzam o nią plecami i tracę dech, a Crush udaje się ode mnie uwolnić. 

— Powiedziałam, żebyś trzymał łapska przy sobie! — syczy zajadle, celując we mnie palcem i wychodzi z łazienki, w ostatniej chwili powstrzymując się, by nie jebnąć drzwiami. 

 

 

 

 

Panika przejmuje moje myśli. Zaglądam do Zacky, która zajada się słodyczami, lecz pozwalam na to, by zyskać czas na uporządkowanie emocji.  

 

But I never get it right 

 

Wchodzę do salonu, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Rozglądam się po ścianach, jakbym spodziewała się ujrzeć rozpisane gdzieś wskazówki. 

Nie mogę tu dłużej zostać. Pozwoliłam Reno zbytnio się zbliżyć. To nie może więcej wymknąć się spod kontroli, tak jak wczoraj. Nie dam mu przyzwolenia na takie zachowanie, jak przed chwilą. Nie będzie myślał, że łatwo pójdzie. 

Na stoliku obok mnie odzywa się służbowa komórka Reno, którą nierozważnie tu zostawił. Krótka wibracja, ekran rozjarza się i zaraz gaśnie.  

Coś mnie kusi. Siadam na kanapie i biorę telefon do ręki, ciekawa, czy zmienił pin. 

 

No, I never get it right 

 

Nie zmienił. 

Na tapecie z logiem Shin-Ry znajduję zaledwie kilka ikon. Waham się przez sekundę i wybieram tę z kopertą, odczytując wiadomości. 

 

21:08, Norma 

 

Kiedy się zobaczymy? 

 

To ze wczoraj. Brak odpowiedzi.  

 

20:12, Amanda 

 

Cześć ;) Robię dziś naleśniki. Twoje ulubione. Wpadniesz? 

 

Sprzed kilku dni. Brak odpowiedzi. 

 

23:21 Francesca 

 

Hej, Reno. Tęsknię za tobą. <3 

 

Dwa tygodnie temu. Brak odpowiedzi. 

 

18:30, Irene 

 

Wyskoczymy gdzieś razem? 

 

Jakiś miesiąc temu. Podobnych wiadomości bez odpowiedzi jest jeszcze trochę. Aż docieram do takich sprzed pół roku. 

 

22:14, Norma 

 

Jestem w biurze. Sama. 

 

22:32, Reno 

 

Zaraz będę. 

______________________________ 

 

00:01, Misty 

 

Dzięki za dziś. Było wspaniale. 

 

00:12, Reno 

 

Polecam się na przyszłość. 

______________________________ 

 

21:30, Reno 

 

Zjemy razem kolację? 

 

21:32, Irene 

 

Już się bałam, że nie zapytasz ;) 

 

______________________________ 

23:47, Reno 

 

U mnie czy u ciebie? 

 

23: 50, Temi 

 

U mnie. 

 

Zalewa mnie fala takiego gorąca, jakby coś wewnątrz mnie eksplodowało.  

 

I keep swingin' my hand through a swarm of bees 
I can't understand why they're stingin' me 

 

Oczywiście nie spodziewałam się, że gdy się rozstaniemy, Reno już nigdy nie znajdzie sobie dziewczyny i rozpocznie życie w celibacie, ale to… To nie jest najgorsze z tego, co widzę, przechodząc w historię kontaktów, gdzie wśród wybieranych i odebranych połączeń znajduję numer, który dobrze znam. 

— Yo, to co, wyjaśnisz mi, co się dzieje, że… — Reno zatrzymuje się raptownie, widząc mnie ze swoim telefonem w garści. Wyrywa mi go ze wściekłą miną, pospiesznie patrząc w ekran, by sprawdzić, co odkryłam. 

— Dobrze się bawiłeś, co? — cedzę przez zęby, ledwo panując nad ogarniającą mnie furią. 

Reno przygryza wnętrze policzków, patrząc mi zapalczywie w oczy, ale nie milczy długo i nie pozwala mi uzasadniać emocji. 

— A ty co niby byłaś święta przez cały ten czas, co? — syczy mi w twarz; jego nozdrza się rozdymają i pierwszy raz, odkąd znów go zobaczyłam, widzę jego złość, widzę, jak rozszerza jego źrenice i dodaje energii. — Nie uwierzę, że Highwind pozwolił ci u siebie mieszkać i nic nie chciał w zamian… 

Zanim udaje mi się powstrzymać, zrywam się na nogi i wymierzam mu policzek. 

— Jesteś, kurwa, bezczelny! — szeptam gorączkowo, przeskakując spojrzeniem raz w jedno, raz w drugie z jego oczu.W dupie mam, jeśli wyruchałeś nawet całą żeńską kadrę Shin-Ry, ale żeby z nią?! 

Reno ściąga brwi. 

— Co? O czym ty mówisz? 

Prycham wściekle, z niedowierzaniem kręcąc głową. Serio? Zamierza grać głupiego? 

— Nie udawaj, kurwa, że nie wiesz do kogo ostatnio wydzwaniasz, Sinclair. Sukinsynu! — dodaję zajadle. Jakimś cudem udaje mi się panować nad tonem głosu, choć wszystko się we mnie tak gotuje, że niemal podskakuję w miejscu. 

Reno mruży oczy, patrząc na mnie i zerka w telefon, analizując swoje połączenia. Nagle zaczyna się śmiać. 

O kurwa, myślisz, myślisz, że… — Przysięgam, że jak nie przestanie rechotać, to go zaraz zabiję. — Że ja i Lir? Hahaha, serio?! 

Tego nie powstrzymam. Zgniatam dłoń w pięść, cofam łokieć, ustawiając dłoń grzbietem do podłogi i uderzam w żołądek.  

 

But I'll do what I want, I'll do what I please 

 

Reno zgina się w pół, lecz gdy unosi podbródek, wciąż się bezczelnie uśmiecha, a ja czuję pod palcami twarde, napięte mięśnie. Nagle łapie mnie za szyję, zmuszając, żebym się cofnęła, a jednocześnie on się zbliża, bardzo zbliża, szeptając mi wprost do ucha: 

— Za każdym razem wyobrażałem sobie, że jestem z tobą… 

 

I'll do it again 'til I've got what I need 

 

Próbuję go kopnąć, ale mnie blokuje, śmiejąc mi się w twarz. Puszcza mnie, ale chyba tylko dlatego, że rozdzwania się jego telefon. Odbiera, rzuca do słuchawki, że niedługo będzie w firmie, nie spuszczając ze mnie wzroku. 

— Muszę iść — informuje, jakby mnie to obchodziło. Wciąż jestem wkurwiona jak ja pierdolę. — Dokończymy tę rozmowę wieczorem — zapowiada — a póki co, jesteśmy kwita — kończy szorstko. 

Teraz to ja się zaśmiewam. 

— Będziemy, jak się prześpię z Rudem. Albo Shinrą! Czy z kim tam teraz trzymasz. — Tracę kontrolę nad histerycznym chichotem, próbując jednocześnie wypchnąć z myśli obrazy, które sama zaprosiłam do swojej głowy. Reno musi złapać mnie za ramiona i potrząsnąć, żeby dotarło do mnie, że coś mówi. 

Naprawdę myślisz, że tknąłem tę wiedźmę?! — Patrzy mi z bliska w oczy, kolor niezapominajek przypomina teraz raczej barwy szalejącego sztormu. — Mam do siebie trochę szacunku! 

— No, zapewne, bo wcale właśnie nie odkryłam, że szmaciłeś się na prawo i lewo! — Wciąż chichoczę, lecz wściekłość przejmuje kontrolę. Wyrywam się, pewna, że na przedramionach zostaną mi siniaki, tak kurczowo mnie trzymał. — Założę się, że gdybyś jej nie znał, to byś ją zaczepił o numer telefonu, co? Tak to teraz robisz? Chodzisz po firmie i pieprzysz wszystko, co chodzi w kiecce? — Dyszę ze złości, nie panuję nad sarkastycznym śmiechem, który powraca. — „Zmieniłem się” — cytuję, próbując naśladować jego zblazowany sposób mówienia. — Dobrze, że szybko wyszło, jak bardzo. 

Reno otwiera usta, ale znów dzwoni jego telefon. Ze złością patrzy na zmianę w ekran i na mnie. 

– Kurwa, naprawdę muszę iść — warczy, lecz wciąż nie rusza się z miejsca, jakby czekał na moje przyzwolenie.  

No i dobrze! Spierdalaj! — Żegnam go kiwnięciem ręki, a jego twarz wykrzywia się w złości. 

Nie podoba mi się sposób, w jaki do mnie mówisz — cedzi, na co mogę tylko się zaśmiać. Może Cidowi się to podoba, bo sam ma niewyparzoną gębę, ale ja zamierzam nauczyć cię manier. — Grozi mi palcem, a ja się uśmiecham szyderczo. 

— I co zrobisz? — prycham, zakładając ręce na ramiona. — Zmusisz mnie, żebym cię zaczęła szanować? 

— Może. — Reno przygryza wargę, mrużąc oczy. Może trzeba porządnie przetrzepać ci tyłek! — Podchodzi bliżej, wyciągając rękę, jakby chciał mnie złapać, lecz wtedy ponownie rozlega się melodia z jego komórki. Kurwa! — syczy z furią w oczach, a jego pięść zaciska się w powietrzu, tuż przed moją twarzą. Rzuca mi ostatnie, rozzłoszczone spojrzenie i odwraca się. Wychodząc, odbiera telefon. — NO CO?! — krzyczy do słuchawki. — PALI SIĘ?! ZARAZ BĘDĘ! 

Zostawia mnie z dziwną mieszaniną emocji, wciąż wściekłą, ale i dziwnie pobudzoną. W ten niezdrowy w tej sytuacji sposób.  

Potrząsam głową, pragnąc wyrzucić z niej niepożądane obrazy i wychodzę do kuchni, powstrzymać łakomstwo małej Zacky.  

Myję jej rączki z czekolady, kiedy słyszę, że Reno wychodzi z mieszkania. 

Coraz trudniej mi powstrzymywać łzy. Ale muszę. Nie chcę tłumaczyć córce, jak bardzo popierdolony jest mój świat. 

Nasz świat. 

Od popłakania się przed trzylatką ratuje mnie dźwięk stacjonarnego telefonu. Chwilę się waham, czy odebrać, idąc w stronę sygnału. Docieram do leżącej niedbale za telewizorem słuchawki i kiedy dzwoni po raz kolejny, odbieram. 

— Halo? – rzucam schrypniętym głosem, ciekawa, czy rozryczę się komuś obcemu do słuchawki. 

Dom jest twój. 

No, kurwa, wyśmienite wyczucie czasu! Głos Lir działa na mnie jak kubeł zimnej wody. Natychmiast trzeźwieję, ignorując fakt, że jeszcze sekundę temu przechodziłam załamanie nerwowe. 

— Słucham? — cedzę chłodno do słuchawki, spinając wszystkie mięśnie i dławiąc się emocjami. 

— Przenoszę się do sektora zero. Możesz schronić się w mojej chacie. 

Tch — prycham przez zęby, zaciskając szczękę tak mocno, że zaczynam czuć ból. — Nie potrzebuję twojej łaski.  

Jak dla mnie, możesz dalej gnić u Sinclaira, choć dobrze wiem, że nie chcesz.  

Co?! Co ona może o tym wiedzieć?! Co może wiedzieć o tym, czego, kurwa, chcę, a czego, kurwa, nie! Gdybym mogła, już dawno puściłabym z dymem każde powiązane z Shin-Rą miejsce! Zaczęłabym od jej domu! 

I'll rip and smash through the hornet's nest 

 

— Gdybym mogła, już dawno…  

Nie obchodzi mnie to — przerywa mi bezczelnie.Nie mam teraz na to czasu. O szesnastej zaczyna się zebranie dyrektorów.  

— W dupie mam… 

Masz czas do wieczora, zanim wróci — informuje, a mnie znów cisną się na usta inwektywy i żeby sobie w dupę wsadziła ten protekcjonalny ton, ale rozglądam się po mieszkaniu Sinclaira i zdaję sobie sprawę, że nie chcę tu przebywać ani sekundy dłużej. Iść do niej to też zły pomysł. Ale te dobre skończyły się już dawno.  

 

Do you understand I deserve the best? 

 

A tak poza tym, to nie jest łaska. I tak zostawiam chałupę, więc rób sobie z nią, co chcesz.  

Jednak zaczynam krzyczeć, ale po chwili zdaję sobie sprawę, że nikt nie słucha. W słuchawce powtarza się sygnał zakończonego połączenia. 

To harpia jebana! Po tym wszystkim ma czelność do mnie dzwonić, utrzymywać konszachty z Sinclairem i jeszcze rzuca mi słuchawką?! 

— Hej, mała, chcesz potańczyć?! — Porywam Zacky na ręce, okręcam się wokół własnej osi, słuchając jej dziecięcego śmiechu, który działa jak łagodzący balsam na moją duszę i ustawiam pokrętło w radio na maksymalną głośność. Przez dobre pół godziny obie szalejmy po całym mieszkaniu Sinclaira. Pozwalam małej skakać po wszystkich meblach, w butach, ba, skaczę razem z nią. 


And I'll do what I want, I'll do what I please 

 

W pewnej chwili się oddalam, nie ściszając muzyki. Narobi się trochę hałasu, ale Zacky nie powinna go usłyszeć, więc się nie wystraszy. Najpierw zaglądam w swoje rzeczy, duszkiem opróżniam jedną z fiolek, a mrowienie rozchodzące się po całym ciele jest niemal przyjemnym doznaniem. Czując, że teraz niewiele rzeczy na ziemi mogłoby mnie powstrzymać, podchodzę do frontowych drzwi, w których Reno połamał klucz, żeby utrudnić mi opuszczenie jego mieszkania. 

Powinnam to zrobić tamtego dnia. 

Biorę krótki rozbieg i z całej siły ładuję kopniaka w drzwi. 

Wyważam je za trzecim podejściem. 

— Chodź, Zacky! — wołam, przekrzykując muzykę. — Wybierzemy się na wycieczkę! 

Prędko zbieramy swoje rzeczy i wychodzimy. Zostawiamy otwarte drzwi i nie wyłączamy muzyki. 

4 komentarze:

  1. Chrzastki poprzednich oponentow - super stwierdzenie, zapisane :)

    Bardzo rodzinnie na poczatku :) tak zyciowo.
    Choc Crush i tak pokazuje charakterek jak zawsze.
    Wskazujac, ze to nie jest zwykla rodzinna atmosfera, a ona nie chce aby Reno sie bardziej zblizyl.

    Rozchwytywany ten Reno :D
    Przyznam, ze od poczatku za Reno nie przepadam. Jestem team CID.

    Niby nic ale zazdrosc jest :D I to jaka!
    Taki kiepski romans jest miedzy nimi. Raczej bez szacunku, a raczej z ustalaniem kto tam rzadzi.

    Nie lubie go. Reno. Moglabys go zabic albo cos? :D

    Kto to do niej napisal? Cid czy kto ???

    Jestestem pewna ze tam pojedzie, z daleka od Reno to dobra decyzja .





    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, definitywnie BAD ROMANCE xddd

      Hehe, no zobaczymy, jak skończy Reno, jego los nie jest jeszcze przesadzony. Ale jak tema Cid to zapraszam na kolejny tekst, kapitan wpadnie się ze wszystkimi przywitać;D

      Dzwoniła Lir ;) Ta rozmowa była jakis czas temu z jej perspektywy wctejscie Rilnen, taka ciekawostka ;)

      Usuń
    2. A tak pamietam ta rozmowe no. teraz dopiero skojarzylam

      Usuń
  2. Hej :)
    Och, dlaczego mnie w pewien sposób bawi to, co obecnie się dzieje między Crush i Reno? Ciągnie ich do siebie, jednocześnie tak działają sobie nawzajem na nerwy, że czekam, aż się pozabijają.
    Dobrze, że jest Zacky wprowadzająca uroczość - choć wiedziałam, że to bitwa na jedzenie płatków z mlekiem, to i tak musiałam się uśmiechnąć. To było odświeżające, choć mało zaskakujące.
    Ciekawe, jak się te losy potoczą, to wyjście z mieszkania przy puszczonej głośnej muzyce brzmi jak idealna scena z filmu, do którego z chęcią chrupałabym popcorn.

    Pozdrawiam
    Miachar

    OdpowiedzUsuń