Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 9 czerwca 2024

[170] I'll choose you (over and over again) [Blind Faith] ~ Miachar

 Powrót do innej serii, która leżała odłogiem przez ostatnie miesiące. Chyba czas najwyższy nie tworzyć nowych rzeczy, a skupić się na doprowadzeniu już istniejących historii do końca. 

________________________


Gdyby tylko mogła, zniknęłaby z radaru, by choć przez kilka miesięcy nikt nie umiał jej znaleźć i nie mógł przez to zawracać jej niepotrzebnie gitary. Ale nie posiadła takich umiejętności, musiała więc męczyć się wśród ludzi i starać nie zwariować.

Pracodawca jakoś jej tego nie ułatwiał. Do tego nie pierwszy raz, od kiedy robiła za jego asystentkę, miał do podzielenia się nie do końca normalnym pomysłem. Powinna spodziewać się, że kiedy jej zamarzy się wzięcie oddechu i trochę spokoju, Profesor wypali z czymś, co ciężko będzie wybić mu z głowy. 

Patrzyła na niego uważnie, jak referował jej sposób, dzięki któremu miałby dotrzeć do pewnych informacji bez konieczności zachodzenia przy tym na posterunek. Znajdowali się w głównym pokoju w biurze, ona za swoim biurkiem, a mężczyzna chodząc pośrodku niby to w kółku, niby to zygzakiem, trudno jednoznacznie określić. Mówił z ożywieniem, a jego oczy błyszczały. Czuł się pewnie, jakby jego plan miał być całkowicie efektywny. Jakoś nie umiała się z nim zgodzić, ale cierpliwie czekała, aż wszystko jej wyjaśni, dopiero po tym podzieliła się swoimi wrażeniami. 

To zły pomysł — oznajmiła, a mężczyzna uśmiechnął się krzywo. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. 

No cóż, te dobre skończyły się już dawno, Stokrotko. — Przeszedł sprzed jej biurka do okna, po czym nawrócił. — Ale sama wiesz, że bez działania jedynie bardziej skupimy na sobie jego uwagę. Mówię o tym detektywie, którego się tak boisz. Jeżeli chcemy go unikać, musimy mieć swoich informatorów. 

To i tak jej nie przekonało. Do tego nie podobał jej się nieco lekceważący ton, kiedy mówił o jej strachu. Od tamtego spotkania na schodach posterunku miała prawo do obaw związanych z detektywem, dla pracodawcy zdawało się to być błahostką. 

— I dlatego chcesz się pchać do różnych spraw, wykorzystując przy tym żebraków czy bezdomnych? Jak Sherlock Holmes? Przecież ktoś nas na tym przyłapie, tamten detektyw to ma normalnie szósty zmysł, wyczuje coś. Wydaje mi się, że właśnie póki będziemy siedzieć cicho, to nic nam z jego strony nie grozi.

Profesor skrzywił się na tę wypowiedź. Sądził, że asystentka będzie przyjaźniej nastawiona do jego idei, nie spodziewał się, że to od niej będzie słyszał, jak ryzykowne może to być posunięcie.

— To chyba jednak nie zdołałaś poznać detektywów aż tak dobrze, jak ci się wydawało. Wierz mi, jesteśmy bezpieczni.

Kobieta założyła przed sobą ramiona, bacznie patrząc na pracodawcę.

— Chcesz mi powiedzieć, że już kiedyś tego próbowałeś? Eideard?

Nie odpowiedział od razu, na co Deiji ciężko westchnęła. Mogła się po nim spodziewać naprawdę wielu czynów, których się dopuścił, zanim zaoferował jej pracę. Przez te lata, kiedy nie mieli ze sobą żadnego kontaktu, robił coś, o czym nigdy jej nie powiedział, a ona miała pewne obawy, by pytać. Przez to też nie darzyła go całkowitym zaufaniem, wolała pozostać choć w jakimś procencie ostrożna, by nie zdołał złamać jej serca i wyobrażeń. Ale wolała wiedzieć mniej więcej, na czym stoi i czego się po nim spodziewać.

Była w naprawdę wielkim szoku, kiedy powiedział jej, że kogoś zabił – bo zabrzmiało to, jakby nie zrobił nic złego. Mieli już wtedy podpisaną umowę, a ona zajmowała się częścią administracyjną jego działalności, ale nie sądziła, że do kosztów będzie musiała liczyć nietypowe sprzęty, które miały służyć do zabierania śladów i ukrywania zwłok. Nigdy natomiast nie widziała dokonywanych przez niego morderstw. Zabronił jej być w pobliżu, dawał znać, że może się pojawić, kiedy było już całkowicie po wszystkim, o ile sam wcześniej po sobie nie posprzątał. 

Nie lubiła tych momentów, bo musiała milczeć o kolejnych sprawach, ale przyjmowała to za część swojej egzystencji, coraz częściej mając koszmary o tym, że ktoś ich przyłapie i czekać będzie ich może nie szafot, za to naprawdę długa odsiadka. 

I z takim scenariuszem przeżywała kolejne dni, nie licząc na nic dobrego.

— Deiji, spokojnie. — Mężczyzna powinien wiedzieć, że to nigdy nie działa, jak powinno, ale nie zwrócił większej uwagi, że asystentka ma coraz bardziej marsowy wyraz twarzy. — To się uda, tylko mi nieco zaufaj, okej?

Przemilczała odpowiedź, za to jej wzrok skupił się na ręce pracodawcy, którą ten uniósł, by gestem podobnym do płynącej fali nieco ją uspokoić. Miał na niej bliznę, której Deiji nie widziała wcześniej, a że była dość spostrzegawcza, wiedziała o każdej nowej ranie na ciele mężczyzny.

— Co ci się stało? — zapytała, wstając i podchodząc bliżej niego. — Skąd to masz?

Chciała dotknąć zranionego miejsca palcami, ale Profesor odsunął się.

— To nic takiego — mruknął i unikał jej wzroku, jakby bał się spojrzeć jej w oczy. 

Dla niej to nie było zupełnie nic takiego. Zaczerwieniona skóra, do tego widoczne pęcherze. Nawet nie pomyślała, by spróbować ich dotknąć, po prostu wiedziała, że to musiało boleć. Dlaczego wiec nie zostało w żaden sposób opatrzone? Ani śladu po jakieś maści, mężczyzna zdawał się nawet nie rozważać tego, by w tej chwili o siebie zadbać.

— To nic takiego — powtórzył, a Deiji dała wyraz swoim emocjom, podnosząc głos.

— Ale Profesorze!

— Stokrotko, spokojnie. To nie jest żaden rumień czy inna autoimmunologiczna choroba, która chciałaby pozbyć się mnie z tego świata. Po prostu się oparzyłem.

— Niby czym?

Z tego, co się orientowała, w laboratorium mężczyzny było kilka substancji, które mogły — przy złym lub nieumiejętnym wykorzystaniu — poparzyć albo w inny sposób zranić człowieka. Do tej pory sądziła, że Profesor jest uważny podczas swoich badań, eksperymentów i morderstw, teraz zaczęła podejrzewać, że nie do końca wie, co odbywa się za zamkniętymi drzwiami i miejscami zbrodni, a ta niewiedza jakoś się jej nie podobała.

Ale rzeczywistość była nieco bardziej zaskakująca. 

— Parą z czajnika, bo za szybko chciałem wyciągnąć kubku z szafy, kiedy woda się właśnie ugotowała. Chyba powinniśmy znaleźć mu inne miejsce. 

Choć po mężczyźnie nie było widać bólu, to wyraz twarzy jego asystentki można było określić jako nieszczęśliwy. Deiji była niemalże pewna, że oto nadszedł czas, kiedy wszystko, co złe może przydarzyć się człowiekowi, właśnie zaczyna się dziać. 

— Jak to się oparzyłeś? Przecież parzysz nam kawę codziennie, to już powinien być nawyk, co robisz w jakiej kolejności — jęknęła, po czym ukryła twarz w dłoniach.

Nie dało się pominąć tego, jak zestresowana ostatnio była. Z tego powodu nawet taka błaha rzecz jak oparzenie parą z czajnika zdawała się kolejnym nieszczęściem, jakie pojawiło się w jej życiu. Może rozwiązanie tego nie było trudne, wystarczyło wyjąć apteczkę z szafki, zmusić Profesora, by dał się opatrzeć, ale w tej chwili nawet to było dla niej ponad siły. Sama ledwie co dowlokła się do kuchni i sięgnęła po pojemnik z opatrunkami. Dobrze, że przynajmniej mężczyzna od razu poszedł za nią, o nic nie pytając i nie stawiając żadnego oporu. Ten byłby bezcelowy, robienie jej pod górkę, kiedy sama nie wyglądała za dobrze, nie byłoby dobrym posunięciem.

— Nie wierzę, że przydarzyło ci się coś takiego. — Po kilku minutach bycia pielęgniarką Deiji przerwała panującą między nimi cisze. — Czasami zachowujesz się jak dziecko.

To miał być mocniejszy przytyk, bo przecież Eideard był już w Chrystusowym wieku, ale ta uwaga uszła uwadze mężczyzny, który spoglądał na asystentkę z nieco złośliwym uśmiechem na ustach.

— To nie był pierwszy raz, teraz będę wiedział, że w takich okolicznościach muszę wzywać swoją wspaniałą sekretarką, która zadba o mnie jak nikt.

Patrząc na to z boku, można by pomyśleć, że Profesor chce nieco rozładować napiętą atmosferę, jaka zapanowała w biurze, ale wybrał ku temu niezbyt odpowiednią broń. Dotarło to do niego, kiedy zamiast choćby parsknąć śmiechem, Deiji spojrzała na niego spode łba. Ani trochę nie wyglądała na rozbawioną. 

— Nabijasz się teraz ze mnie, prawda?

— Nie, no co ty. Gdzież bym śmiał.

Jego oczy i wyraz twarzy mówiły coś zgoła innego. Cały promieniował czystym rozbawieniem, co wcale nie przypadło do gustu kobiecie. Jak można było zareagować w takiej chwili? Najlepiej uderzyć czyjąś klatkę piersiową, niech natręt poczuje, co to ból.

Ale w ich przypadku efekt był zgoła inny, bo Deiji nie przywykła, by bić kogokolwiek, przez co jej uderzenia nie miały ani siły, ani mocy, by je odpowiednio poczuć. Do tego musiała pochylić się na swoim krześle, by w ogóle dotknąć pracodawcę. Jej działania mogły za to rozśmieszyć mężczyznę jeszcze bardziej. Tak, że ten nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

Taki dźwięk mógł wydobywać się tylko z jego wnętrza. Nie rozbrzmiewał zbyt często, przez co, mimo lat znajomości, zdziwiła się, że w ogóle go na niego stać. Ale nic nie powiedziała, by nie przerwać tego momentu, wolała za to zapisać go w pamięci i przywołać do siebie, kiedy będzie jej naprawdę źle.

Odłożyła pojemnik na jego miejsce i wstała, by wrócić do dokumentów i pilnych maili, jakie powinna wysłać w kilka miejsc w imieniu Profesora. Ten natomiast, zgodnie z rozkładem dnia, miał zająć się przygotowaniem referatu na szkolenie wygłaszane za kilka dni na posterunku w celu wyjaśnienia nowych metod, jakich używali seryjni mordercy w innych częściach globu. Deiji nie zamierzała towarzyszyć mu podczas tego wydarzenia, by nie natknąć się na detektywa, ale przeczucie mówiło jej, że Eidaerd i tak będzie starał się wpłynąć na jej zmianę zdania. 

Dość miała już i tak papierkowej roboty, której należało się przyjrzeć. Wiedziała, że Profesor, choćby nawet rzucił okiem na jakiś dokument, niewiele zdoła z niego zrozumieć. Choć był niesamowicie inteligentny, a w naukach ścisłych jej zdaniem był w czołówce krajowej, to jednak urzędniczy język prawie że wywoływał u niego wysypkę. Chwyciła za pierwszą lepszą teczkę, dźwignęła z podłogi kopertę, która wylądowała na niej po krótkim locie, i zabrała się do przeglądania, w czym rzecz, tłumiąc przy tym lekkie westchnięcie. Szef nie musiał wiedzieć do końca, jak bardzo spięta jest tego dnia.

Ale Profesor zdołał poznać ją do tego stopnia, iż zdawał sobie doskonale sprawę z jej stanu. Brakowało mu jednak pomysłu na to, jak uspokoić asystentkę do tego stopnia, by przestała martwić się detektywem. Szczerze wierzył we własne przeczucie, że tamten mężczyzna niedługo przestanie interesować się Deiji — i przy tym samym Eideardem, bo że i o niego też chodzi, nie miał wątpliwości — a jeżeli nie, to on zna sposoby, by go skutecznie uciszyć. Gotowy był posunąć się do wszystkiego, byle tylko kobieta poczuła choć odrobinę spokoju.

— Chcesz może kawę? I jakieś ciastko do tego? — zapytał, chcąc ją i nieco udobruchać za swój wcześniejszy ironiczny ton, i nieco poprawić jej humor. — Widziałem, że w cukierni mają dzisiaj to dobre ciasto czekoladowe, które lubisz.

— Za ciastko podziękuje, ale kawę chętnie. Czarną…

— Jak twoje serce, tak, wiem, pamiętam. 

— Dzięki. Tylko tym razem weź na siebie uważaj, co?

Nic na to nie odpowiedział, uśmiechnął się tylko, czego nie zauważyła, wpatrzona w jakieś pismo, po czym przeszedł do kuchni, by naszykować napój. Zgodnie z wyuczonym nawykiem najpierw poczekał na zagotowanie się wody, dopiero po tym sięgnął po kubki. A przynajmniej miał taki zamiar, tylko Deiji bezszelestnie znalazła się tuż obok niego.

— Daj, ja to zrobię, za bardzo się boje, że znowu zrobisz sobie krzywdę.

Profesor był niemalże pewien, że asystentka boi się jeszcze innych rzeczy, ale nie skomentował tego. Przyglądał jej się tylko, jak w ciągu minuty tworzy dwa parujące napoje i podaje mu jeden z kubków. Propozycja wyszła od niego, wykonanie należało do niej i nie wiedział, jak się zachować. To mogło podejść pod wykorzystanie, prawda?

Deiji chyba umiała go już całkiem dobrze rozczytywać, skoro odezwała się:

— Nie samobiczuj się teraz w myślach, lepiej, że ja ją zrobiłam, przynajmniej nikt nie ucierpiał.

— Ale sam…

— Wiem, ale nie unoś się teraz dumą, okej? Lepiej bierzmy się do pracy, zanim nam się zrobią zaległości.

— Deiji, dzięki, ja…

— Powinieneś się cieszyć, że wciąż mam jeszcze siły, by babrać się z tobą w tym grajciołku — rzuciła w jego stronę, po czym wróciła za biurko i na nowo wczytała się w akta, które podrzucił wcześniej tego dnia na jej biurko.

Profesor nic nie powiedział, za to patrzył na asystentkę uważnie, a przez jego myśl przemknęło, że nieważne, jak wyglądałby świat, on i tak wybierałby ją do tej roli i do każdej innej, jaka przyszłaby mu do głowy. I tak od nowa, i od nowa, bo odkąd miał siedemnaście lat, właśnie ta osoba była dla niego najważniejsza. Do czego, oczywiście, ani razu nie przyznał się na głos — nawet przed samym sobą. 

Może nie umiał jej tego jeszcze powiedzieć, ale mógł przecież pokazywać. Dlatego kiedy wrócił do swojego laboratorium, starannie zamykając za sobą drzwi, chwycił za komórkę, wybrał numer i po odebraniu przez drugą stronę rzucił krótką komendę:

— Jednak go sprawdźcie i dajcie znać, czy powinienem szykować się na bitwę. 

2 komentarze:

  1. Tej serii tez dawno nie bylo.

    Musialam sobie przez chwile przypomniec o czym jest seria, ale gdy wyczytalam imiona to juz wiekszosc historii wrocila.

    widac, ze maja rozne zasady morlanosci i tego co dobre i zle. Sadzilam, ze ona widziala o tym wczesniej, ale sama taka swiadomosc , juz nie jest latwa, ze jest sie asystentka mordercy. Zaczelam na pewno dostrzegac w nim wiele roznych aspektow i osobowosci i fizycznych , tak jak wspomnialas w tekscie.

    ciekawi mnie czy nie opatrzyl tej rany jakotrofum, na zasadzi chwalenie sie ranami czy bliznami, czy raczej chodzi o podswiadome zadawanie sobie kary za wlasne czyny

    czarne jak twoje serce :D

    Fajny powrot do serii, chetnie przeczytam wiecej.

    OdpowiedzUsuń
  2. O, kogo tu mamy. Profesor i Deji! I depczacy im po pietach detektyw. Oj nie wiem, czy to sie dobrze skonczy. Czuje, ze bedzie bitwa i po tym spokojnym, pelnym dialogu i niewinnych – choc w pewien sposob czulych – interakcji czeka nas sporo emocji. Bede sledzic rozwoj wydarzen w napieciu.
    Przydalaby sie mala korekta w kilku miejscach, by np. usunac zbedne wyrazy typu "odstawiała na jego miejsce". Samo "odstawila na miejsce" jest w porządku w tej sytuacji ;)
    Co do konczenia historii to zgodze sie z Tobą, ze to zawsze dobra mysl, sama mam z tym duzy problem, rozkopuje wciaz cos na nowo xD Ale, szczerze, ja lubie czytać zarowno serie, ktore znam jak i poznawac twoje nowe opowieści:) Zawsze mnie dodatkowo ekscytuje nowość, ta tajemnica z czym sie spotkam. Wszystko ma swoj urok ;)

    OdpowiedzUsuń