Wszelkie &^$^^% pojawiają się w chołdzie dla postaci z '97 roku, którą nie dało się nie pokochać, mimo facjaty z pikseli ;D <3 I całkowitej niepoprawności politycznej xD
Obserwuję jak się rozbiera. Światło latarni wpada przez okno, nadając jej skórze nienaturalnej bladości. Podchodzę, rozpinając pasek spodni. Rzuca mi zaciekawione, lecz zmęczone spojrzenie. Kciukiem pocieram czubek jej nosa, na którym pozostała smuga smaru. Uśmiecha się z wdzięcznością i szeroko ziewa.
— Przepraszam — mówi, zasłaniając usta.
— Za co. — Wzruszam ramionami, pozbywając się brudnej koszulki. — Jesteś wykończona. Nie musiałaś cały dzień mi pomagać w warsztacie.
— Musiałam. Inaczej wysłuchiwałabym, jak się wydzierasz i bluzgasz. — Crush przeciąga się, rozprostowując kości. Jej piersi unoszą się zachęcająco, przykuwając moją uwagę. — Przy mnie jesteś trochę mniej nerwowy. — Puszcza do mnie oko. — Mogę pierwsza?
— Hm? — Podnoszę wzrok na jej rozbawione oczy i widzę, że wskazuje na łazienkę.
— A nie możemy… skorzystać z niej wspólnie?
I wanna say that thing that pulls you in closer
— Nie dzisiaj, kapitanie. — Mija mnie, przelotnie muskając ustami mój szorstki policzek. — Lecę z nóg! Wymęczyłeś mnie.
— Hmph. Nawet nie dałaś mi się wykazać.
Słyszę jak się śmieje zza zamkniętych drzwi. Wciąż mnie zadziwia, że to robi i nie mogę się przyzwyczaić, że tak często słyszę jej śmiech. Tak jakby szczęśliwa Crush stanowiła jakiś pieprzony oksymoron. Jakbym wiedział, że to nie potrwa długo, że w końcu coś jebnie i wróci dawna, ponura dziewczyna, która dorastała pod moim nosem; zaślepiona chęcią zemsty, zdolna do najdzikszych poświęceń i największych głupot, byle przybliżyć nierealny cel.
That makes you hold on to a life
— Wykazujesz się niemal co noc! — odkrzykuje i odkręca kran.
Uśmiecham się do siebie, opierając o ścianę i wsuwam w usta papierosa. Zerkam na stojące nieopodal łóżko, na skołtunioną pościel, której żadne z nas nie poprawiło. Napełniam płuca dymem.
No. Tęskniłem, no.
Szum wody szybko cichnie i po chwili Crush wychodzi z łazienki, niedbale owinięta ręcznikiem, wciąż ociekając wodą. Wodzę za nią spojrzeniem; ona też przygląda się mojej klatce piersiowej, rozpiętym spodniom. Napinam mięśnie, kiedy podchodzi, gasząc niedopałek o paczkę papierosów. Crush zatrzymuje się naprzeciw mnie, za blisko, jeśli niczego ode mnie nie chce tej nocy.
— Pachniesz… benzyną i tytoniem — mówi z niezdrowym zadowoleniem, nachylając się ku mnie i wodząc palcem po mojej piersi. — Jak prawdziwy mężczyzna…
— *&^%^, nie wiem ilu znasz prawdziwych mężczyzn oprócz mnie, ale najwyraźniej wszyscy nie korzystają z prysznica — prycham, gdy Crush psotnie się uśmiecha, odwracając w stronę łóżka. — Ja zamierzam!
Kręcę głową, chowając wygaszony niedopałek do paczki i odrzucam papierosy na parapet. Nieopatrznie zerkam jeszcze na Crush, która w tym momencie upuszcza ręcznik i zarzuca na siebie cienką, prześwitującą piżamkę. Po cholerę w ogóle wkładać na siebie coś takiego?! Chyba tylko po to, żebym się wkurwiał, musząc się tego pozbywać zaraz potem.
— Żeby była jasność — mruczę, stojąc w drzwiach do łazienki — nie podoba mi się, że znasz jakiś prawdziwych mężczyzn. — Trzaskam teatralnie drzwiami. Po chwili jednak wychylam zza nich głowę. — Oprócz mnie, rzecz jasna.
Crush chichocze, a ja, też w dobrym humorze, wskakuję pod prysznic i puszczam na siebie zimny strumień wody. Muszę dbać o swoją autentyczność w byciu facetem.
Wychodzę spod prysznica z nadzieją, ale Crush rzeczywiście już śpi. Wzdycham ciężko, wciągam na tyłek szorty, a na górę wypłowiały t-shirt. Materac ugina się pod moim ciężarem, gdy kładę się obok, wsuwając ręce pod głowę.
Jasny chuj. Wcale nie chce mi się spać.
How does it feel when you lie awake?
Zerkam na Crush i nawiedzają mnie nieciekawe myśli. Obok kogo spała jeszcze niedawno? Czym on jej pachniał, ten pieprzony idiota?
Mam nadzieję, że zgniłymi truskawkami i długo nie wymienianym olejem swojego przeklętego śmigłowca, którego nawet nie umie pilotować.
I na pewno nie jest szczególnie prawdziwy. Nie z tymi obscenicznymi kudłami.
Jebać go. Crush jest teraz ze mną, nie z nim.
Rzucam na nią spojrzenie, jakbym się chciał upewnić, że naprawdę tu jest, a ona gasi mój niepokój: odwraca się i przytula, mrucząc coś przez sen.
Przez długą chwilę się mości, szukając najwygodniejszej pozycji; jej noga wędruje w górę i dół mojego uda, dłoń wsuwa mi pod koszulkę, głowę układa na ramieniu. Tuli się i wierci, gdy ja dzielnie próbuję trzymać ręce przy sobie. Coraz gorzej mi idzie. Kiedy odwraca się z niezadowolonym westchnięciem, próbuję ją przytulić, a wtedy ona zaczyna ocierać się o mnie pośladkami. No świętemu puściłyby nerwy, a ja do świętych przecież, do diabła, nie należę.
— Chcesz, żebym dał ci spokój i tak mnie zaczepiasz? — warczę do jej ucha, a ona już zupełnie ostentacyjnie się wypina, drażniąc moją męskość.
— A ty tak nagle mnie słuchasz? — odmrukuje sennie, sięgając ręką, by złapać mnie za włosy.
— Chciałem być grzeczny. — Gryzę jej ucho, słuchając, jak spomiędzy jej warg uchodzi rozkoszny syk.
— Grzeczny? To do ciebie niepodobne, kapitanie… — Odwraca głowę i wygina się, żeby pocałować mnie w usta. Moja dłoń zaciska się na jej piersi, przyciągam ją jeszcze bliżej siebie, czując, jak drży z podniecenia.
— Nazwij mnie kapitanem jeszcze raz i nie wytrzymam — ostrzegam; dobrze wie, jak to na mnie działa, gdy zwraca się tak do mnie w łóżku. — Masz ostatnią szansę, żeby się wyspać.
— Nie chcę — jęczy Crush. — Myślałam, że chcę, ale nie chcę. Chcę się z tobą kochać. — Całuje mnie, tym razem szybciej przerywając pocałunek. — Kapitanie — dodaje.
Bez dalszego zastanawiania wsnuwam rękę pod tę jej niedorzeczną piżamę i natychmiast zsuwam spodenki. Swoje też. Crush wzdycha, czując, jak na nią napieram. Unoszę jej nogę i wchodzę zdecydowanie, wsłuchany w te słodkie pojękiwania jak w najpiękniejszą muzykę.
— Tego chciałaś? — warczę, kochając ją tak mocno jak lubi, a ona nie odpowiada, spazmatycznie łapiąc powietrze. Pierwsze krople potu spływają po mojej skroni, ale nie zwalniam. Dam jej to, czego chce. Nie raz. Sam też trochę wezmę.
But are you dreaming of me?
Budzę się zlany potem, zdyszany, siadam, nie mogąc się powstrzymać, by spojrzeć na połowę łóżka, którą zwykle zajmowała Crush. Nie wiem, co spodziewam się zobaczyć. Kurwa. Sen był tak rzeczywisty… Zaglądam pod kołdrę, by sprawdzić, jak bardzo.
&*^%$ #$%.
Przeczesuję palcami spocone włosy, nie zauważając nawet, że przydałoby się już je przystrzyc. Patrzę tępo w przestrzeń, lecz ten bezruch nie odpowiada huraganowi, który przetacza się przez moją głowę.
I co? I teraz tak już będzie? Tak… pusto?
Nagle odrzucam pościel, zrywając się na nogi, uderzam dłonią w kontakt, załączając światło i w pośpiechu zakładam spodnie.
Co ja, kurwa, najlepszego zrobiłem.
'Cause there's something on my mind
Zbiegam po schodach, wciągając przez głowę koszulkę, po drodze zapalam wszystkie światła. Zgarniam ze stołu w kuchni fajki, odpalam jedną, wkładam buty i wychodzę na zewnątrz.
Zimny powiew powietrza uderza mnie w twarz. Zaciągam się i, klnąc pod nosem, przechodzę do warsztatu, który mieści się w hangarze na tyłach posesji.
Otwieram kopnięciem, brama unosi się, wpuszczając mnie do środka. Przechodzę pod skrzydłem latającego statku, który konstruowałem i wskakuję na schodki prowadzące do kabiny. Pociągam za dźwignie zarządzania silnikiem i przełączam na panelu przyrządów wszystko, co wzniesie moje maleństwo w przestworza. Czekam, paląc i nerwowo przytupując stopą.
Co ja sobie myślałem? Że wróci? Że Shin-Ra, że ten pierdolony świat jej nie zatrzyma? Wiedziałem, w głębi serca wiedziałem, że tak, kurwa, będzie. I mimo to pozwoliłem jej odejść.
And my heart tried to warn me
Jestem idiotą, to ja jestem pierdolonym idiotą. Powinienem ją zatrzymać.
Nie.
Powinienem był odejść razem z nią. Być przy niej. Nieważne, co jeszcze przyszłoby jej do głowy, powinienem być obok!
Znów okazałem się niepotrzebnie grzeczny, przyzwalając na kolejny głupi pomysł. Chcesz wskoczyć wprost w paszczę potwora? Sama? Proszę bardzo!
Durny, stary Cid, który stoi z boku z pieprzonym szlugiem w gębie i wszystkiemu biernie się przygląda! To nie tego potrzebowała, nie takiego mnie. Powinienem był działać i zrobię to, do diabła, dość wygodnego siedzenia na dupie we własnym jebanym podwórku. Dość tego, kurwa, wszystkiego. Nikt więcej nie będzie kradł moich pomysłów, statków i mojej dziewczyny. Zwłaszcza te melepety z Shin-Ry.
Powinienem był postąpić tak jak wtedy, gdy pewnego przeklętego dnia zwalił mi się na chatę ten gówniarz Cloud. Wtedy umiałem zjebać go za to, że wpada na gówniane pomysły, a na koniec wskoczyć w pierdolone buty i iść za nim. Ktoś musiał dopilnować, żeby dzieciaki się nie pozabijały!
Czemu teraz tego nie zrobiłem?! Jasny chuj! Zaszyłem się w tym pieprzonym warsztacie sądząc, że tu świat mnie nie wyrucha, a powinienem od razu się zamknąć w burdelu!
Wściekły, wyrzucam przez niedomknięte drzwiczki niedopałek i kiedy zapalają się kolejne zielone kontrolki, uruchamiam maszynę, wyprowadzając ją z hangaru.
Grzej silniki dla tatusia, wezmę tylko parę gratów!
Wysiadając, poklepuję pieszczotliwie miejsce na karoserii, gdzie wynalazek nosi swoje imię. Napis „FAIR ENOUGH” odbija światło, jakby puszczał do mnie oko. Poczekaj jeszcze chwilę, maleńka. Jeszcze tylko chwilę.
Wyskakuję i wbiegam do domu, spakować najpotrzebniejsze rzeczy.
Kiedy kończę, zerkam na zegarek. Jest druga w nocy. Mój wzrok zatrzymuje się na telefonie, który uparcie milczał wszystkie te dni, nie licząc krótkich informacji, z którymi dzwonił Cloud.
Czy ten czerwonowłosy psychopata już wie, że Crush wróciła do Midgaru?
Tknięty nagłym złym przeczuciem podchodzę do telefonu i podnoszę słuchawkę.
But there's something on my mind
Poprawiam płócienny plecak na ramieniu i wybieram numer tego pojeba. Wsłuchuję się w kolejne przemijające sygnały, aż załącza się automatyczna sekretarka.
— Wiesz już? — pytam, czekając, czy jednak podniesie słuchawkę, ale tego nie robi. — Na pewno już wiesz — odpowiadam sam sobie, chrząkając, coraz bardziej rozdrażniony. — Tknij ją tylko, a nie ręczę za siebie — warczę i rzucam słuchawką, która zsuwa się z widełek, ale nie zawracam, by ją poprawić. Opuszczam dom, obiecując sobie, że nie wrócę do niego sam.
_________________
Cid '97:
Cid '24 :
Cid jest czystym dowodem na to, że kocha się za charakter ;D :D :D
Na te grafiki od razu zlapal mnie sentyment.
OdpowiedzUsuńOj chialabys widziec ten usmiech na mojej twarzy kiedy czytalam ten tekst :)
Nie wiem ilu znasz prawdziwych mezczyzn oprocz mnie hahahha - typowy Cid
Ooo jaka zazdrosc :D wiadomo o kogo :D
Crash to dzika bestia, nie oswoisz
Dobra lekka scena erotyczna, bez przesady ale w detalami drazniacymi wyobraznie.
Sen? A to mnie zaskoczylas, A myslalam, ze juz Cidowi sie udalo... Ja jestem team Cid, mam nadzieje, ze w kocnu mu sie uda ja zdobyc... na stale.
Cid to taka stala, postac kotrej mozna byc zawsze pewnym, ze jest byla i bedzie. Cid forever!!!
Jasny chuj :D na pewno to zapamietam teraz
ale sie przyjemnie czytalo i wspominalo
Hej :)
OdpowiedzUsuńHa, a Ty sądziłaś, że już skończyłaś tę historię. Bardzo dobrze, że nie, bo mnie się podoba czytanie o Cidzie, który musiał wpaść na to, że brakuje mu Crush i powinien być przy niej. Świetnie opisane, z tym humorem, który lubię. No co, wdzięczna jestem, że wróciłaś do tej serii.
Pozdrawiam