Walczyłam ze sobą ponad tydzień. Dokładnie dziewięć dni minęło od tamtego spotkania z mężczyzną przedstawiającym się jako Kaveri, który jak ja miał skażoną duszę, do której nie przypałętało się żadne bóstwo, nawet to najbardziej szkodliwe. Dziewięć dni, przez które tworzyłam listę argumentów „za” i „przeciw” ponownemu kontaktowi. Na szafce w przedpokoju trzymałam kartkę, którą mi podarował, i zastanawiałam się, czy warto zachodzić pod zapisany na niej adres. Istniało prawdopodobieństwo, że to również jest tylko jakaś gra, a nie coś rzeczywistego. Wątpiłam, by tamto imię było jego prawdziwym, wątpiłam, by miał dla siebie pomieszczenie, bo w budynku, jaki wskazał, mieściły się firmy dość szanowanych i znanych firm.
Przeszukanie internetu nie pozwoliło mi dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Nie prowadził mediów społecznościowych, by ułatwić sprawy biznesowe czy szybciej zyskać nowych klientów. Po podaniu wyszukiwarce samego adresu znajdowało wiele innych przedsiębiorstw, ale żadnego ze wskazaniem lokum numer 104. Mimo to postanowiłam zaryzykować i w dzień wolny, kiedy nie musiałam zjawiać się w redakcji z kilkoma szkicami tekstów, postanowiłam sprawdzić, czy ktoś próbował sobie ze mnie zakpić, czy raczej nie zostałam oszukana.
Na wszelki wypadek zabrałam ze sobą gaz pieprzowy, do tego jeszcze w mieszkaniu powtórzyłam te kilka ruchów z kursu samoobrony, jakie najbardziej zostały mi w pamięci, dopiero wtedy poczułam się na tyle pewnie, by nie stchórzyć.
Wątpliwości, czy robię dobrze, pojawiły się u mnie ponownie, kiedy stanęłam na chodniku tuż przed budynkiem, w którym mężczyzna miał mieć siedzibę. Byłam niemalże pewna, że ze względu na lokalizację ceny za wynajem należą tu do pięknie wysokich, ciekawe, skąd miał na niego pieniądze.
Westchnęłam, znajdując się przed drzwiami obrotowymi, które miały mi pomóc dostać się do środka. Nie wiedziałam, co za nimi zastanę, ale nadal, mimo widzenia bóstw, miałam wiarę w ludzi i w to, że są w stanie pomóc sobie nawzajem.
– Raz kozie śmierć – mruknęłam do siebie i postąpiłam naprzód, ku nieznanemu.
Jak można było się tego spodziewać, w głównym holu było bardzo, bardzo wielu ludzi. Po garniturach i garsonkach dało się poznać, kto pracuje dla kancelarii zlokalizowanej na trzech piętrach, nie trudno było rozpoznać informatyków z innej korporacji, dostrzegłam także punkt informacji, przy którym stali obywatele podobnie do mnie – przybyli na umówione spotkania lub próbujący stworzyć niezapowiedziane wizyty. Nie wiedziałam do końca, jak jest w moim przypadku, bo przecież Kaveri sam podał mi adres. Mogłam to sprawdzić tylko w jeden sposób.
Stanęłam na końcu kolejki do punktu i starałam się zbytnio nie rozglądać wokół, by aż tak nie dać po sobie poznać, że jestem w tym miejscu po raz pierwszy w życiu. Jedynie kątem oka dojrzałam przyczajonego przy drzwiach ochroniarza, który bacznie przyglądał się każdemu, kto tu wchodził. Dziwne, że nie zauważyłam go, kiedy sam weszłam do holu. Jakby był na tyle pospolity, że nie rzucał się w oczy. Ciekawa umiejętność, której nie miał każdy. Podejrzewałam, że żaden prymitywny osobnik nie miał co liczyć na zatrudnienie się tu nawet w podobnej roli, że na każde stanowisko, nawet to najniższe, trzeba jednak mieć pewne kompetencje.
Nawet nie zauważyłam kiedy, ale za chwilę byłam osobą, którą chciano obsłużyć.
– Dzień dobry, w czym mogę pani pomóc?
Kobieta po drugiej stronie biurka uśmiechała się uprzejmie, ale widać było, że ma to wyćwiczone, a nie faktycznie cieszy się na widok kolejnego klienta.
– Dzień dobry, jestem umówiona z panem Kaverim z firmy w lokalu 104. Może mi pani powiedzieć, na którym to piętrze?
Przez twarz kobiety przebiegł wyraz zdumienia, ale zniknął w dwie sekundy, mogło mi się wydawać, że w ogóle istniał. Jakby nie była pewna, o kogo mi chodzi, ale jednak umiała odpowiedzieć, najwidoczniej nawet zgodnie z prawdą.
– To na drugim piętrze. Może się tam pani udać windą lub schodami, są po lewej stronie – odparła i ręką wskazała mi odpowiedni kierunek, jakbym miała wątpliwości.
– Dziękuję bardzo, miłego dnia.
– Pani również. Następny!
Jeżeli tak wyglądała jej praca każdego dnia przez kilka godzin, to byłam pełna podziwu, bo sama chyba dostałabym do głowy, musząc pamiętać o lokalizacji każdej firmie, a przy tym pewnie jeszcze o wielu innych rzeczach. Mnie, gdyby się trafił ktoś z problemem lub pretensjami, pewnie szybko brakłoby cierpliwości i przemawiałaby przeze mnie nerwowość.
Zgodnie ze wskazówkami udałam się na schody – dla lepszego samopoczucia trochę ruchu nie mogło zaszkodzić, prawda? – i wspięłam nimi na drugie piętro. Wystarczyło mi zerknąć w głąb korytarza, by zorientować się, że mieszczą się tu zaledwie dwie firmy, w tym jedna, w której powinnam zastać Kaveriego. Ale coś mi tu nie grało. Na żadnych drzwiach nie widniało jego imię, a te, które nosiły numer 104, jak z mojej kartki, miały naklejone logo „Biuro detektywistyczne REY”.
– Rey? Serio? – mruknęłam do siebie, po czym zapukałam, bo nie miałam na co tracić czasu.
– Proszę!
Przynajmniej ten głos nie był mi do końca obcy.
Otworzyłam drzwi, przeszłam przez próg i znalazłam się w pokoju tak jasnym, że niewiele było, by wyobrazić sobie pobyt na jakieś plaży. Przed duże okna wpadało tu tyle światła, że rachunki za prąd to płacić musiał chyba jedynie zimą, kiedy promieni było jak na lekarstwo. Naprzeciwko drzwi znajdowało się biurko, za którym siedział mężczyzna, a po obu stronach, dosunięte do samych ścian, ustawiono jasnobrązowe szafy, w których zapewne znajdowały się segregatory z dokumentami. Tak przynajmniej to sobie wyobrażałam, skoro było to biuro prywatnego detektywa.
Już rozumiałam, jak Kaveri mógł zostać zatrudniony do odnalezienia pewnego gangstera, ale dziwiło mnie, że nie powiedział mi o tym wprost, kiedy zatrzymał mnie przed dziewięcioma dniami.
– Itsaso! – Mężczyzna nie zdołał mnie zapomnieć, mnie nie udało się go zaskoczyć, bo brzmiał, jakby się mnie spodziewał. Wstał zza biurka i okrążył je, by się zbliżyć – Dzień dobry! Długo kazałaś na siebie czekać, ale cieszę się, że jesteś.
– Nie podzielam twojego entuzjazmu, ale cześć.
– Wpadłaś tylko na przesłuchanie czy może na pogawędkę przy kubku kawy? Wiesz, mam tu ekspres i chętnie cię nią uraczę.
Uśmiechał się do mnie z zadowoleniem, jakby wiedział od początku, że tu przyjdę, bo pytania, jakie w sobie noszę, będą jedynie zatruwać mi umysł, a właśnie on jest kimś, kto może udzielić na nie wyczerpujących odpowiedzi. Tylko dlatego tu przyszłam.
– Z pytaniami, ale chętnie napiję się kawy. Poproszę czarną, bez cukru. Dziękuję.
– Jasne. Usiądź sobie, zaraz ci przyniosę.
Zgodnie z poleceniem zajęłam jedno z dwóch krzeseł przeznaczonych dla klientów i spojrzałam na biurko. Poza laptopem leżały na nim jakieś teczki, a przy telefonie stacjonarnym, który mnie zaskoczył – ktoś jeszcze z nich korzystał? – leżało pudełko z wizytówkami. Wyciągnęłam rękę, by sięgnąć po jedną z nich, a podczas zapoznawania się z treścią zaniemówiłam.
– „Biuro detektywistyczne REY” prowadzone przez Davida Reya? – przeczytałam na głos, wyraźnie dodając pytajnik, i spojrzałam na mężczyznę kręcącego się przy ekspresie. – Poważnie? Nazywasz się David Rey? Jak biblijny król Dawid? Nie masz na imię Kaveri?!
Przeczucie mnie nie zawiodło, naprawdę zwiódł mnie jakimś pseudonimem.
Mężczyzna zerknął w moją stronę, przez jego twarz przebiegł jakiś cień, którego nie umiałem rozszyfrować.
– Nie, Kaveri to moja ksywka stosowana do kontaktów z półświatkiem. A moja matka bardzo chciała mnie tak nazwać, więc oto jestem. David Rey, miło mi poznać.
Pewnie chciał być zabawny, zważając na ton, jaki przyjął, ale mnie wcale nie było do śmiechu.
W swoim zaskoczeniu aż wstałam i podeszłam do niego.
– Dlaczego nie przedstawiłeś mi się tak od razu, co?
– Być może z tego samego powodu, co ty, panno Abigail Oh. Chyba jesteśmy sobie przeznaczeni.
Na moich policzkach pojawił się lekki rumieniec, bo wiedziałam, do czego pije.
– Z tym że ja naprawdę noszę imię Itsaso, tylko jako drugie. I nie doszukuj się tu przeznaczenia, to tylko zbieg okoliczności.
– Nosisz takie samo imię jak jedna z żon króla Dawida i jak ja widzisz bóstwa, dla mnie jest tu coś więcej niż tylko zbieg okoliczności. Chyba wszyscy w twojej rodzinie od strony matki mają jakieś imię związane z wodą, czyż nie? No i rozumiem, dlaczego zbytnio nie utrzymujesz z nimi kontaktu.
Przygryzłam wargę. No przecież musiał mnie prześledzić, skoro był prywatnym detektywem i chciał mnie jakoś podejść, bym zaczęła z nim współpracować, szkoda, że ja nie miałam w tym starciu równych szans.
– Proszę, twój kawa. – Jak gdyby nigdy nic wyciągnął ku mnie rękę z kubkiem i wyglądał, jakby się dobrze bawił, a nie właśnie zaczynał mnie porządnie irytować.
– Prosisz się o to, by wylać ją na twoją głowę.
– Nie byłabyś pierwszą osobą, która to zrobi.
– O, to ktoś już cię oblał wrzącym napojem, tak? Jakoś tego po tobie nie widać.
– Nie, tak źle jeszcze nie było.
– Mogę to zmienić.
Chciałam, by moje spojrzenie rzucało piorunami, by Kaveri – czy też David, w tej chwili było mi to obojętne – zrozumiał, jak działa mi na nerwy i na razie robi wszystko, bym się do niego raczej nie przyłączyła. Podczas pierwszego spotkania odniosłam wrażenie, że potrzebuje pomocnika, kogoś podobnego do siebie, by wypełniać swoją „misję”, teraz czułam się raczej tak, jakbym miała być dla niego odskocznią od codzienności, bo ta zaczęła go nudzić. A nie byłam przedmiotem, by się mną w podobny sposób bawić.
Kaveri westchnął, po czym ustawił ekspres tak, by przygotować kawę i sobie.
– Coś nam nie idzie to poznawanie się. Najpierw rzucasz mną o podłoże, dzisiaj mi grozisz, ale to nic, zacznijmy jeszcze raz. – Poczekał, aż będzie miał gotowy napój, po czym obrócił się w moją stronę i wyciągnął ku mnie rękę, by naprawdę wyglądało to jak przywitanie. – Cześć, jestem David Rey.
Niechętnie, ale uścisnęłam jego dłoń.
– Abigail Itsaso Oh.
Wiedziałam, jak dziwnie brzmią moje dane, ale jeżeli w ten sposób dam jasno do zrozumienia, że nie byłam aż tak tajemnicza jak on, poczuję się lepiej.
– Proszę, usiądź i pozwól mi powiedzieć ci, dlaczego chciałbym cię zatrudnić.
– Ale wiesz, że już mam pracę, prawda?
Skoro już mnie sprawdził, to pewnie tak, ale lepiej było się upewnić. Na więcej zaskoczeń zdecydowanie nie byłam przygotowana.
– Tak, wiem, ale jak rozumiem, nie jesteś na stałe przymocowana do biurka, by pisać felietony, więc chciałbym zlecać ci pewne zadania do wykonania, kiedy nie będziesz zajęta swoją główną pracą. Oczywiście za dobre wynagrodzenie.
– Które wynosi…?
Ten, kto mówił, że podczas rozmów kwalifikacyjnych nie należy pytać o widełki płacowe, mylił się – bez tej wiedzy można było wpakować się w ogrom obowiązków za psie grosze, a nie o taką pracę chodzi zwykłym ludziom. David musiał wiedzieć, że ja nie daję sobą pomiatać, umiem walczyć o to, co dla mnie ważne.
– Podwójna stawka tego, co obecnie jest przyjęte za minimalną godzinową brutto. To będzie ile? Z dwadzieścia pięć do trzydziestu dolarów na godzinę?
Patrzyłam na niego uważnie, pewna, że za chwilę parsknie śmiechem i powie, że żartuje. To byłoby więcej niż za moich studenckich czasów i byłoby sporym dodatkiem do tego, co zarabiałam obecnie w gazecie i czasami przy zleceniach z wydawnictw. Brzmiało aż za pięknie, dlatego nie dałam się na to złapać.
– A w jaki sposób chcesz prowadzić ewidencję moich godzin pracy, skoro mam wykonywać zadania od ciebie w czasie wolnym od głównej pracy?
– Mam już nieco doświadczenia w terenie, wiem, ile średnio zajmuje dana czynność, więc załóżmy, że też podwoję ci czas na wykonanie.
– Jesteś pewien, że stać cię, by mnie w ten sposób zatrudnić?
W pomieszczeniu nie było żadnego innego biurka, co mogłoby sugerować, że David już wcześniej miał jakiegoś pomocnika, czy to miało znaczyć, że jednak nie znajdzie się tu dla mnie miejsce i wszelkie zlecenia będę wykonywać na zewnątrz, śledząc i zdobywając informacje? Skąd w ogóle podejrzenie, ze będę umiała to zrobić?
Tych pytań to zamiast ubywać, jedynie mnożyło się więcej i więcej. Czułam, jak pomimo picia nawet dość dobrej kawy zaczyna boleć mnie głowa, a gdyby to przeszło w migrenę, to byłabym wyjęta z rzeczywistości przynajmniej na dobę. Tyle zazwyczaj było mi potrzeba, by dojść do siebie, nikogo przy tym nie mordując.
– Tak, stać mnie, bo do biednych nie należę, a obserwując cię przez jakiś czas, wiem, że we dwójkę będziemy w stanie jeszcze lepiej chronić tych ludzi przed zbyt nadpodbudliwymi bóstwami. W końcu już kiedyś przerwałaś bójkę o duszę, kogoś tak nieustępliwego i odważnego mi potrzeba.
Patrzyłam na niego uważnie, przez chwilę nie mówiąc zupełnie nic. Nie zastanawiałam się nad tym, co właśnie mi powiedział, bo czegoś podobnego się spodziewałam, przy czym podchodziłam do tego mocno zdystansowana. Musiał mnie prześledzić, może nawet poznał mnie tak, jak nie chciałam, by poznawali mnie inni ludzi, przez to miał asy w rękawie, wiedział, jak mnie podejść, kiedy ja pozostałam bezbronna.
Nie podobało mi się to, że prawdą było, że sama nie byłam w stanie zmienić czegokolwiek – prędzej dałabym się bóstwom rozpoznać i to przyniosłoby mi jakieś nieszczęście.
– No już, Abigail. Zobaczysz, nie będzie tak źle. W końcu kilka spraw już rozwiązałem.
Po co było mu to puszczenie do mnie oczka, trudno powiedzieć, w żaden sposób mi to nie pomogło, wciąż miałam obawy.
– Wierzysz mi? – zapytał, przekrzywiając lekko głowę na prawo, czego nie spapugowałam, bo nie ze mną podobne psychologiczne gierki. – W to, że będziemy mogli zdziałać więcej, by odmienić codzienność przynajmniej jednego człowieka?
Jego bawienie się w wielkie słowa nie robiło na mnie żadnego wrażenia. Do tego przed kilkunastoma minutami przyłapałam go na ukryciu przede mną znaczącej prawdy o swoich danych, to nie mogło być dobrą podwaliną pod budowanie zaufania między nami. Na usta pchał mi się cytat z barcelońskiego pisarza: „Zamiast wierzyć lub nie wierzyć, wątpię i wątpienie jest moją religią”, powstrzymałam się jednak, by nie zdradzić się z tym, co jest w stanie trafić do mojego serca.
Wciąż patrzyłam na niego uważnie, by w porę dojrzeć na jego twarzy każdą zmianę sugerującą, że sobie ze mną pogrywa. Trudno mi było go rozczytać
– Nie – odparłam zgodnie z odczuciami, na co się roześmiał.
– Bardzo mądrze. Ale z czasem przekonasz się, że lepiej na tym wyjdziesz.
Nie umiałam jeszcze stwierdzić, kiedy żartuje, a kiedy jest poważny, do tego miał zwyczaj wpatrywać się tak intensywnie, jakby chciał przejrzeć wszystkie moje myśli. Gdybym miała na ramieniu bóstwo, może i byłoby mu łatwiej, ja jednak wolałabym, żeby w ogóle nie próbował mnie rozczytać. Nie byłam ciekawym człowiekiem, nie chciałam też wchodzić w żadne bliskie relacje z kimkolwiek, bo to zawsze, ale to zawsze wiązało się z ryzykiem ich stracenia.
– Jeżeli się zgodzę, to jakie na przykład zadania będą mnie czekać? – zapytałam, bo to nie była rozmowa kwalifikacyjna po aplikacji na konkretne ogłoszenie. Nie znałam zakresu obowiązków, a bez tego trudno było podjąć ostateczną decyzję. – Czy będę musiała zrobić jakiś kurs, bo jakaś umiejętność jest niezbędna do podjęcia tej pracy?
Kaveri zamyślił się na moment, obszedł biurko ze swoim kubkiem kawy i zajął za nim miejsce. Także wróciłam na wcześniej zajmowane krzesło i przyglądałam mu się, bo na dobrą sprawę był najbardziej interesującym obiektem w całym pomieszczeniu. Zawieszony na ścianie zegar wybijał kolejne sekundy, aż dotarł do pełnej minuty, zanim mężczyzna odezwał się ponownie:
– Nie wydaje mi się. Mam pozwolenie na broń i posiadam jeden pistolet, ale do tej pory nie było konieczności, by z niego skorzystać. Nie zamierzam wysyłać cię na jakieś pojedynki czy bójki, nawet do kłótni lepiej żebyś nie doprowadzała. Chodzi mi jedynie o obserwację. Coś pomiędzy wścibskim paparazzi a detektywem szukającym dowodów zdrady niewiernego małżonka. To chyba i tak będzie bardziej ekscytujące od pisania felietonów, nie uważasz?
– To się jeszcze okaże.
Może moja praca nie była świetnie płatna, nie ratowałam nikomu życia ani nie byłam pomocna w nauczeniu, jak działa świat, ale byłam z niej zadowolona, bo realizowałam marzenie czternastoletniej siebie, dziewczyny z kompleksami, bez przyjaciół, która w pisanym słowie odnajdywała się najlepiej. Choć z wiekiem wyuczyłam w sobie zdolności komunikacyjne i nawet podczas studiów próbowałam swoich sił w dziale sprzedaży firmy marketingowej, to wciąż pozostałam tym raczej skrytym człowiekiem. Czemu się tu dziwić – widzenie bóstw sprawiało, że nie o wszystkim mogłam mówić, za to nikt nie zabronił mi pisać dzienników, gdzie o swojej „umiejętności” mogłam prawić, bo też nie myślałam o pokazaniu tych notatek komukolwiek.
Kaveri patrzył na mnie uważnie, a na jego ustach zagrał uśmiech.
– Okej, mam dla ciebie pierwsze przykładowe zadanie. Udało mi się, oczywiście dzięki kontaktom z kilkoma funkcjonariuszami, wejść w posiadanie nagrań z kamer przemysłowych wokół tego skrzyżowania, gdzie tamten chłopak się zabił. Chcę, byś sprawdziła, czy jest na nich coś podejrzanego, na przykład czy ktoś był na tyle blisko niego, by spróbować go ratować lub ktoś popychający go.
– Dlaczego ktoś taki miałby istnieć? Chodzi mi o ten drugi przypadek, z osobą popychającą.
– Może jeszcze nie w pełni zauważyłaś, ale bóstwa potrafią kontaktować się między sobą. Jeżeli dwa niebieskie się na siebie natkną, to jeden może wspomóc drugiego w nakłonieniu do popełnienia czegoś złego. To jedyny przypadek, jaki do tej pory zauważyłem. Bóstwa czerwone i zielone raczej skupiają się jednie na sobie i na swoich żywicielach. Czasami zielone wchodzą w jakieś utarczki, ale że wiadome, iż są na starcie na straconej pozycji, raczej tylko prowadzą do konfrontacji, po czym uciekają najszybciej, jak mogą.
Skinęłam głową, rozumiejąc już, co takiego chciał mi przekazać.
– Sam już je oglądałeś? Te nagrania?
– Tak, ale nie wyłapałem nic ciekawego, pomyślałem, że może twoje świeże spojrzenie zdziała więcej od mojego, zbyt doświadczonego.
Takie miłe słówka pewnie podziałałyby na innego żółtodzioba, ale nie zamierzałam tak szybko opuszczać gardy. Nadal nie wyraziłam jasnej zgody na współpracę, mógł potrzebować nieco więcej czasu, by mnie sobie urobić i do siebie przekonać.
– W takim razie pokaż mi, co tam masz. Na pewno uzyskałeś te nagrania legalną drogą?
Nie chciałam mieć do czynienia z żadnym kryminalistą, wolałam nadal cieszyć się dobrą opinią u wszystkich, niż stać się kimś podejrzanym.
Kaveri przypatrywał mi się przez moment, jakby nie wierzył, że naprawdę zadałam mu takie pytanie.
– Wątpisz we mnie?
Znowu na usta pchał mi się tamten cytat, ale ponownie przełknęłam go, nim wydostał się poza mnie.
– Nie, po prostu cię nie znam, nie jestem pewna, do czego tak właściwie jesteś zdolny. Może lubisz dążyć do celu po trupach, niezależnie od tego, jak wiele ich jest?
Taka perspektywa w ogóle mi się nie uśmiechała, ale moja reakcja wydawała się odpowiednia. To był dopiero drugi raz, kiedy miałam z tym człowiekiem do czynienia, wszelkie środki ostrożności nie zaszkodzą.
– Akurat tu cię zaskoczę, może nawet rozczaruję – dostałem je zgodnie z prawem, bo współpracuję z policją, która czasami prosi, bym się czemuś przyjrzał.
– A co, sami funkcjonariusze nie mają środków i umiejętności, by dać sobie radę?
– Czasami potrzeba jednak czegoś więcej.
Nie powiedział nic poza to, a ja nie dopytałam. Chyba wolałam mieć jednak nieco dawkowaną wiedzę, gdyby za wiele informacji na mnie spłynęło, mogłabym się ugiąć pod ich ciężarem i myśleć jedynie o ucieczce i z tego miejsca, i z całej tej znajomości.
Mężczyzna przywołał mnie przed ekran laptopa, a kiedy umościłam się na jego krześle, które również mi odstąpił, pokazał mi, o jakim nagraniu w ogóle mówił. A ja, choć przecież byłam na miejscu tego zdarzenia, nawet umiałam przewidzieć, co się wydarzy, i tak miałam ciarki na ciele, kiedy oglądałam to ponownie. Tym razem jednak był w tym jakiś cel, nie tylko przypadkowość.
Dobra rozdzielczość pozwoliła mi na dojrzenie nie tylko wyrazu twarzy chłopaka na sekundy przed uderzeniem ciężarówki, ale też na dojrzenie smugi unoszącej się nad jego lewym ramieniem. Choć zwykłym ludziom wydawało się, że nie da się w żaden sposób zarejestrować momentu, kiedy dusza opuszcza ciało przy jego śmierci, w przypadku takich jak ja skażonych dusz poza zobaczeniem bóstwa mogłam widzieć i to. Biała smuga zawisła nad głową, po czym skurczyła się, by odfrunąć ku niebu jako mały punkt. Chciałam wierzyć, że kiedy dotrze do pierwszych bram, nie usłyszy, że czeka ją już jedynie Piekło. Widząc ten obraz, zmówiłam tę samą krótką modlitwę, jaka rozbrzmiała w mojej głowie w towarzystwie tamtego wypadku. Ale poza duszą chłopaka skupiłam się też na niebieskiej smudze.
– Mógłbyś wrócić?
David prychnął, jakby nagle był niezadowolonym z czegoś kotem. Szczerze mówiąc, gdybym miała go do jakiegoś kotowatego porównać, to do pantery. Z tym zwierzęciem nigdy nie chciałam mieć do czynienia, nawet w zoo, kiedy dzieliła nas spora odległość, a nawet i szyba.
– Nie mów mi, że analizujesz drobiazgowo kilka miejsc.
Będzie musiał się nauczyć, jaka bywa ze mnie upierdliwa pedantka.
– A jeśli tak, to co? Nie przewiniesz?
– Naprawdę masz charakterek. Ale to dobrze, to dobrze.
Zgodnie z moją prośbą wrócił o kilka kadrów, po czym sama, zdając się na intuicję, zatrzymałam obraz. Zmarszczyłam czoło, widząc, jak niebieska smuga przykolegowała się do innego człowieka z zielonym bóstwem na ramieniu.
– Teraz puść.
Kaveri ponownie posłuchał, a ja zobaczyłam, jak oto nad jednym ramieniem zawisły dwie smugi. Nie udało mi się stwierdzić, czy doszło między nimi do pojedynku, bo postać zniknęła z kadru.
– Masz nagranie z innego ujęcia? Takiego wskazującego na park?
– Abigail, co znalazłaś?
Nie chciałam jeszcze o tym mówić, potrzebowałam się upewnić, ale możliwe, że znowu doszło do tego samego. Do tego, o czym sam wspomniał, że już widział.
– Wydaje mi się… – zaczęłam. – Wydaje mi się, że bóstwa pobiły się o jedną duszę, która teraz jest w niebezpieczeństwie.
Mężczyzna zaklął soczyście, a ja utkwiłam wzrok w ekranie.
Ta współpraca chyba – jak nasza znajomość – musiała rozpocząć się źle.
Ooo, cudownie się rozwija :D Jestem już mocno wciągnięta :D
OdpowiedzUsuńDavid??!! No to mnie zaskoczyło! Kaveri w ogole mi nie wyglada na Davida w mojej wyobrazni xd ale bardzo ciekawe zestawienie imion w biblijnym odniesieniu. No z tej mąki musi być chleb xd Ostatnie zdanie cudownie to podsumowuje, ze współpraca zaczela sie zle, ALE SIE ZACZELA :D
OdpowiedzUsuńCiekawe opisy, szczegolowe, dobrze wyobrazilam sobie biurowiec, zastanawiajaca i tajemnicza ta firma Davida, ale jakze by moglo byc inaczej przy takim fachu. No czekam mocno jak to sie rozwinie i czy Kaveri nie pozaluje, ze zatrudnia Abigail, bo sadzac po jego reakcji,nie jest kims, komu latwo przychodzi przyznac, ze byc moze sa lepsi xd Skoro on przeoczyl na nagraniu tak waxny trip, nooo, ciekawe co na to powie. A moze bedzie sobie gratulowal, ze inne oczy wypatrzyly to co przegapil. Ciekawi mnie jego wiek i Abi. On wydaje sie byc strarszy. Ale chyba nie bardzo? Czy mam racje? Czy wejda w konflikt z bostwami? Awww, czekam na ciag dalszy!