Patrzę sobie w oczy i widzę ciebie. Włosy mi odrosły i są dłuższe niż twoje, ale już ich nie farbuję i pozwalam im odstawać we wszystkie strony. Geny Fairów, co zrobisz. Kiedyś nieziemsko mnie wkurzały, dzisiaj cieszę się na ich widok. Cieszę się, że przypominam ciebie, że moja córka cię przypomina. Że w ten sposób choć trochę zapełniamy pustkę po tobie.
Czy patrzysz na nas z góry, Zack? Czy jesteśmy twoim żyjącym dziedzictwem?
Już nie chcę, żebyś śnił mi się w ten sposób. Że trzymasz mnie za ramiona i krzyczysz: „Co ty wyprawiasz?!” Ty nigdy nie podnosiłeś głosu. Aż tak cię zdenerwowałam? Przepraszam. Chcę dać ci spokojny sen. Dzięki małej Zacky zrozumiałam, że moim przeznaczeniem jest żyć, nie umierać. Nie narobię więcej głupot.
I wanna set up, bring me closer and closer
Wierzysz mi, prawda?
Nie?
Bardzo mądrze.
Zaciskam dłonie mocniej na krawędzi zimnej umywalki, o którą się opieram. Nie mogę oderwać wzroku od tej niezdrowej barwy zieleni i błękitu. Wydaje się żarzyć. Ale nie to mnie martwi. Kolor oczu wydaje się żywszy, ponieważ białka mam zaczerwienione. Owszem, trochę popłakałam w nocy, w końcu znalazłam córkę, dowiedziałam się, że wreszcie jest zdrowa, Shin-Ra znów coś ode mnie chce, a mój były przełożony zafundował mi emocjonalny rollercoaster, mówiąc wszystko (czyli aż jedno słowo!), co chciałam usłyszeć… kilka lat temu. Sądziłam, że cokolwiek teraz nie zrobi (zwłaszcza po tym, jak porwał mi dziecko!), czegokolwiek nie powie, co najwyżej po mnie spłynie, a w najgorszym razie jeszcze bardziej rozsierdzi, tymczasem jemu w tak prosty sposób udało się – może nie zburzyć – ale poważnie zatrząść filarami świata, który zbudowałam bez niego.
I w którym już nie ma dla niego miejsca.
Także jeśli ktoś słusznie zauważy, że wyglądam, jakbym przepłakała kilka ostatnich nocy, przytaknę. Nie wspomnę słowem o alergii. Opowiem, że tarłam oczy, ocierając łzy, a nie dlatego, że kurewsko mnie pieką i ledwo mogę się powstrzymać, żeby ich sobie nie wydrapać.
Odkręcam kran i obmywam twarz. Zimna woda na chwilę łagodzi podrażnione powieki, nabieram jej w dłonie i poddaję się uczuciu ulgi, którą niesie, lecz przecież nie mogę pozostać w tej pozycji przez całą noc. Pozwalam spłynąć wodzie i patrząc na siebie w lustrze, podciągam czarną koszulkę w górę. Krzywię się z niesmakiem, przyglądając purpurowym plamom, które rozsiały się między moimi piersiami. Wyglądają na wybroczyny. Skóra jest rozpalona, zaogniona, a zmiany każdego dnia sięgają dalej.
Smaruję się maścią, rozwijam przygotowany wcześniej bandaż i starannie owijam biust, żeby materiał ubrań nie podrażniał stanu zapalnego. Gdy kończę, opuszczam koszulkę i podnoszę wzrok na swoje zaczerwienione oczy. Swędzą mnie tak, że ciężko to znieść.
That makes you horror to alive
Ciekawe na co mam uczulenie?
Wyciągam z podróżnej torby fiolkę z przerażająco zielonym płynem. Zerkam do środka, upewniając się, że reszta zapasu jest bezpieczna. Zabrałam z reaktora w Gongadze wszystko, czego ciało nie zdołało przyjąć. Przyglądam się fiolce pod światło.
Płynna energia mako. Kilka bąbelków powietrza przemieszcza się nieśmiało w górę i pryska, docierając do powierzchni. Wciąż nie mogę nadziwić się właściwościom płynu, który umożliwia wymianę gazową. Ile lat cię w nim trzymali? Cztery? Cztery lata w paskudztwie, które wnika w każdą żywą komórkę i mutuje, próbując stworzyć nadczłowieka.
Ja nie chcę być nadczłowiekiem. Chcę tylko być gotowa, gdy znów coś się odjebie. Bo że tak będzie jest pewne jak to, że Sinclair dostanie wezwanie do uiszczenia różnicy w niedopłacie za prąd.
Nie namyślając się dłużej wykręcam korek i wlewam sobie w gardło zawartość fiolki. Piecze i powoduje odruch kaszlu, który staram się powstrzymać.
Tak, dałam ci słowo: nie zrobię więcej nic głupiego.
Ale najpierw doprowadzę sprawy do końca.
Wychodzę z łazienki po cichu. Przemieszczam się po mieszkaniu jak złodziej, na palcach. Zaglądam do pokoju, w którym śpi Zacky. Jest niewielki, ale zdaję się, że Sinclair zrobił wszystko, by było w nim w miarę przytulnie, choć wiszące pod sufitem kable, które nie zostały zatynkowane, budzą moje poważne wątpliwości. Przynajmniej pomalował ściany. Na różowo. Jedną ozdobił nawet rysunkami małej i wycinankami. Większość z nich przedstawiała różne modele helikopterów. Mam nadzieję, że do snu nie czytał jej instrukcji użytkowania paralizatora. Kręcąc głową, zabieram swój telefon, który tu zostawiłam i wychodzę.
Zaszywam się w kuchni i włączam urządzenie. Została mi jedna kreska baterii i muszę ją oszczędzać, bo ten psychopata pochował gdzieś ładowarki. Czekam aż komórka się uruchomi, postukując nerwowo paznokciem o ekran. Gdy system wreszcie się ładuje, wyświetla ikonę nieodebranych połączeń. Dwa od Clouda. Osiem od Cida. O jakieś siedem za dużo jak na niego. Ogarnia mnie dziwna mieszanina uczuć. Stres, wyrzuty sumienia. Nieograniczona niczym i przepastna jak pełen tajemnic ocean tęsknota. Gdyby to wszystko mogło skończyć się w twoich ramionach, Cid. Gdyby nie sztormy i wiatry. Gdybyś to ty był mi pisany.
Może jesteś. Rozpaczliwie trzymam się nadziei, że jesteś, że to ty, że to u twego boku powinnam spędzić resztę życia. Spokojnego życia, w którym zaznajemy słodkiej monotonni, a ty zapewniasz mnie i mojej naszej córce bezpieczeństwo. Żadnych niespodzianek, głupich wybryków, żadnego niepotrzebnie podejmowanego ryzyka i szaleństw, tylko dorosłe, odpowiedzialne życie. Takie, jakiego zawsze pragnęłam.
I try to write something that moves the future
„Przyjedź po mnie” – piszę w desperacji, wiedząc, że to najlepsze wyjście. Mam, co chciałam, mam Zacky, po co dalej w to brnąć. Powinnam natychmiast wyjechać. Nie wiem, na co jeszcze, do diabła, czekam! Sama proszę się o kłopoty.
A jednak z jakiegoś powodu mój palec zatrzymuje się nad opcją „WYŚLIJ”. Dlaczego mam wątpliwości?
Najchętniej bym oddzwoniła. Twój burkliwy, surowy głos natychmiast ustawiłby mnie do pionu. Ale nie mogę. Wydaje mi się, że Reno krząta się w pokoju obok i jeszcze gotów byłby przybiec i próbować odebrać mi telefon, gdyby odkrył, że nie jest rozładowany i w każdej chwili mogę z niego skorzystać, by wezwać kogoś, kto pomoże mi stąd uciec. Bo na to, że mogę po prostu wyważyć te cholerne drzwi z kopa (prawdopodobnie) to nie wpadł. W sumie to nie wiem, czy on wie, że ja się tak bardzo zaprzyjaźniłam z energią mako i naprawdę mogłabym wszystko mu tu roznieść. Chuchnąć, dmuchnąć i stąd spieprzać. Tylko jaki wówczas dałabym przykład dziecku? Czy tak dorosła, rozsądna kobieta rozwiązuje problemy z mężczyzną? Z drugiej strony, jeśli ten mężczyzna przetrzymuje cię (a przynajmniej tak myśli) siłą, to czy w ogóle ma sens rozważać pokojowe rozwiązanie?
Na litość Strumienia Życia, co ja wyprawiam.
Powinnam zdać się na Cida. To on jest moim zdrowym rozsądkiem.
But that's not what you want tonight
Zamierzam wysłać wiadomość. Wciskam „WYŚLIJ” i w tym samym momencie ekran gaśnie ma dobre.
Bateria się rozładowała.
Skradam się do salonu, który zajął Reno, oddając mi swoją sypialnię. Przystaję w progu, z duszą na ramieniu zaglądając do środka, zupełnie jakbym się spodziewała, że Sinclair wyskoczy na mnie ze swoim paralizatorem i da mi po głowie. W sumie nie są to bezpodstawne obawy, ponieważ w przeszłości zrobił to jakieś czterdzieści siedem razy. Lecz tym razem obawiam się paraliżu z nieco innych powodów.
Drzwi są szeroko otwarte, zapraszają do środka. Włączony telewizor rzuca na pokój kolorowe blaski i cicho dostarcza fonię. Leci jakiś program kulinarny o wypiekach cukierniczych. Nic, czym Reno by się interesował, dlatego wnioskuję, że zasnął, na co wskazuje również fakt, że leży nieruchomo na kanapie, z ręką pod głową, a jego klatka piersiowa unosi się i opada w rytm równych oddechów. Mimo to jeszcze dłuższą chwilę przyglądam mu się uważnie. Nawet się nie przebrał po powrocie z pracy. Może uznał pilnowanie mnie za drugi etat. Rozchełstana biała koszula przekrzywiła się i wyłazi z eleganckich spodni. Cały garnitur mu się na jutro wygniecie. Dobrze, że chociaż marynarkę ściągnął – wisi niedbale na oparciu krzesła.
Nie dostrzegam twarzy mężczyzny, na którą opadają czerwone kosmyki włosów, ale jego opuszczona wzdłuż kanapy ręka, w której ledwo trzyma pilota, ostatecznie przekonuje mnie, że Reno istotnie śpi. Jeszcze raz prześlizguję się wzrokiem po jego sylwetce (miał na tyle przyzwoitości, żeby ściągnąć buty), zatrzymując spojrzenie na wijącym się na oparciu długim, czerwonym ogonie. Ignorując dziwne ukłucie w okolicach serca, wchodzę do środka.
Zachowuję się ultra cicho, przeglądając szafki w poszukiwaniu ładowarki. Nie ma tu wiele mebli, w których można by coś ukryć, dlatego jestem pewna, że ładowarka musi gdzieś tu być, skoro nie znalazłam niczego w sypialni, ani u Zacky. Tak samo pewna jestem tego, że nie generuję najmniejszego hałasu, przeglądając rzeczy Sinclaira, dlatego gdy prostuję plecy, zamykając szufladę pod telewizorem i odwracam się, zerkając na niego, przechodzę mikro zawał, widząc wpatrzoną w siebie parę oczu koloru niezapominajek.
How does it feel when you lie awake?
Jego spojrzenie jest nieruchome, nawet nie mruga powiekami i jeszcze przez chwilę trzymam się myśli, że skurczybyk po prostu umie spać z otwartymi oczami, lecz kiedy przesuwam się sprzed odbiornika, jego oczy podążają za mną.
— Yo. Szukasz czegoś? — pyta niemądrze, wciąż nie spuszczając ze mnie wzroku, niczym kamera ochrony, która gdy już raz namierzy podejrzane zachowanie, nie przestanie śledzić intruza.
— Nie — odpowiadam równie bezmyślnie, nie będąc w stanie uwolnić się od tego spojrzenia. — Będziesz teraz wypiekał babeczki? — pytam, próbując przekierować jego uwagę; wskazuję na telewizor, na którego ekranie dorodna pani w przaśnym fartuszku właśnie wyciąga parujące wypieki z piekarnika.
— Mówiłem ci, że się zmieniłem — odpowiada poważnie Reno, nawet nie zerknąwszy na ekran.
— Oczywiście. To jaki ci sprawić fartuszek? W stokrotki? Serduszka? Z logiem Shin-Ry? — wyśmiewam go, zakładając ręce na ramiona. — Płatny zabójca zajmie się teraz produkcją ciasteczek? — Kręcę z niedowierzaniem głową, a Reno lekko wzrusza ramionami.
— Praca jak praca — sumuje, jakby naprawdę nie dostrzegał subtelnych różnic między zabijaniem a pieczeniem tortu. Jego brwi nieco zbliżają się do siebie, co daje mi nadzieję na to, że właśnie rozmyśla, jak się zreflektować. — Myślę, że taki w czerwone serduszka pasowałby do mnie idealnie...
Prycham, nie czekając, aż skończy. Wciąż z założonymi rękami ruszam do wyjścia.
Reno błyskawicznie zrywa się z kanapy. Znika gdzieś jego rozleniwienie, zastąpione refleksem i wyćwiczonymi ruchami elitarnego członka Turks. Nie robię nawet dwóch kroków, gdy czuję, że łapie mnie za rękę. Jego długie, chłodne palce splatają się z moimi tak naturalnie, jakby właśnie zamierzał wybrać się ze mną na romantyczny spacer. Próbuję zabrać dłoń, ale on nie puszcza.
— Poczekaj — prosi, patrząc na mnie z bliska. Nie jest wiele wyższy, lecz zdaje się mieć nade mną zdecydowaną przewagę. Z jego czoła zniknęły pilotki, które zwykle na nie wsuwa, przez co włosy opadają mu na twarz nieco swobodniej. — Wiem, że masz ten cholerny telefon — zdradza, a gdy wyrywam dłoń, łapie mnie za łokieć. — Dzwoniłaś już po niego? — wywarkuje, nachylając się do mnie. — Po Cida? — naciska, gdy ja uparcie milczę. — Chyba nie, skoro jeszcze go tu nie ma, co? Dlaczego tego nie zrobiłaś? Hm?
Nie zamierzam odpowiadać. Nie muszę mu się tłumaczyć ani dłużej patrzeć w te hipnotyzujące, rozmarzone oczy. Gdy jest wkurzony – a teraz z jakiegoś powodu jest – nabierają nieprawdopodobnego wyrazu. Zawsze wtedy mam ochotę oddać mu się na miejscu.
Teraz też.
Ale nie zamierzam sobie na nic pozwolić.
Ignore the ache just to get through
— Puść mnie, Sinclair. — Wyszarpując się z jego uścisku. — Cid… — zaczynam, gorączkowo myśląc, co odpowiedzieć. — Jest już w drodze.
— Ta, jasne — prycha Reno. On też krzyżuje ramiona i teraz stoimy naprzeciw siebie jak dwa rozzłoszczone nastolatki. — To chyba mu się nie spieszy. Ja byłbym po ciebie już z dziesięć razy!
— Tak, zawsze byłeś narwany, masz powód do dumy!
— Zawsze ci się to podobało!
— Oczywiście, najbardziej wtedy, gdy przez swój porywczy charakter wpędzałeś nas w kłopoty!
— Wcale nie jesteś ode mnie lepsza, Fair! Czy Strife? — Reno nachyla się, czubek jego nosa niemal styka się z moim. Ta jego przeklęta, wygnieciona koszula. Mam ochotę ją poprawić. Albo po prostu z niego zerwać. — Oszukiwałaś mnie całe lata. Do wielu z tego, co się wydarzyło, nigdy by nie doszło, gdybyś była ze mną szczera.
— Bo rzeczywiście okazałeś się godny zaufania, ty i cała ta twoja firma!
— To nie jest moja firma! — krzyczy Reno, nieomal mnie przy tym opluwając. Zaraz też zerka na drzwi, zupełnie jakby przypomniał sobie, że gdzieś tam śpi mała dziewczynka, którą nie powinny niepokoić krzyki w środku nocy. — A przynajmniej już nie — przyznaje ciszej, wracając do mnie wzrokiem.
I'm not interested in loving a soundbite
— No widzisz. Nie mogłam konkurować z Shin-Rą. Zapewne nigdy nie będę mogła.
— Myślisz, że Highwind jest lepszy? — syczy Reno zajadle. — On też dla niej pracował.
— Ale odciął się od wszystkiego, co sobą przedstawia!
— Ja też to zrobiłem!
— To czemu ci nie wierzę?!
— Bo się boisz! Boisz się, że to prawda i że będziesz musiała zweryfikować swój bezpieczny wybór, którym jest Cid! — Reno przeskakuje swoim natarczywym spojrzeniem z jednego w drugie z moich oczu. — To nie jego pragniesz, yo. Nie takiego życia.
Wyraźnie próbuje mnie zmusić, żebym coś przyznała. A może żebym podjęła jakąś decyzję. Nie zamierzam tego robić. Choć raz niech ktoś podejmie ją za mnie. Gdy ja się za to zabieram, zawsze źle się to kończy.
— Tak? No to czego pragnę, co? Według ciebie? Wiecznej niepewności o to, czy dożyjemy następnego dnia?!
Dyszymy sobie prosto w twarze znad skrzyżowanych ramion.
— Sama sobie odpowiedziałaś — warczy Sinclair. — DożyjeMY. MY. Pragniesz NAS!
Patrzymy na siebie wściekle, nachyleni ku sobie. Reno wykorzystuje niewielką przestrzeń. Nie ściągając rąk z ramion, wgryza się zaborczo w moje usta.
No tak. Mogłam się domyśleć, że pozostawianie decyzji w rękach Reno to też niedobry pomysł.
Odpycham go, dysząc, ale Reno nie daje za wygraną. Znów mnie całuje, tym razem mocno przytrzymując mój podbródek. Tym razem oddaję pocałunek.
Jego usta są słone i słodkie jednocześnie.
Tęskniłam za nimi.
While skipping midway through the night, eh
Ale znajduję w sobie siłę, by się wycofać.
— Nie — syczę, odpychając go stanowczo; sama też się odsuwam, łapiąc dech. — Nie — powtarzam tylko po to, by za chwilę samej go pocałować, jednak zanim jego ręce mocno łapią moje biodra, wyrywam się.
— Yo, zdecyduj się, Crush, do diabła — syczy Reno, wodząc za mną zmrużonymi oczyma, gdy ja się miotam, chcąc wyjść z pokoju, a zaraz znów wrócić bliżej niego. Widzę, jak drżą mu zaciśnięte pięści. Zaczyna tracić cierpliwość. Czy za chwilę po prostu mnie zwiąże i zrobi, co zechce?
Przynajmniej wtedy nie musiałabym dokonywać żadnych cholernych wyborów.
— Kurwa. — Nabieram powietrza, rozdygotana, wściekła i diabelnie napalona. Zatrzymuję się, celując w niego palcem. — Mogłabym… — Och, czego to bym nie mogła. — Mogłabym wgnieść cię w tę ścianę i wreszcie się od ciebie uwolnić!
Reno prycha, obnażając zęby w nieładnym uśmiechu.
— Mogłabyś też całą noc mnie ujeżdżać. Równie słodka kara. — Wsuwa rękę we włosy, poprawiając wiązanie, długi czerwony ogon ląduje na jego ramieniu.
— Jebany sadysta — mówię przez zaciśnięte zęby. — Powinnam się ciebie pozbyć.
— To zrób to — prowokuje Reno, zbliżając się sprężystym krokiem. — Zrób, tylko przestań już pierdolić! — Z jego oczu sypią się iskry. — Albo pozwól mi zacząć…
Czuję jego oddech na twarzy, pachnie ziołową płukanką do ust, a jego włosy wciąż noszą zapach wiśniowego szamponu.
Chyba zaraz zwariuję.
Bronię się przed jego niecierpliwymi dłońmi, to co wyprawiamy, coraz bardziej przypomina walkę. Reno się śmieje. Jakby czuł przewagę, jakby się spodziewał, że wygra. Gdzie jego ręka tam moja, blokująca dotyk. Usta mogę mu zamknąć tylko pocałunkiem. Nie wiem co gorsze, te jego zbereźne prowokacje, czy fakt, że ulegam.
Nie chcę tego, nie chcę!
Pragnę go, kurwa. Pragnę.
Don't wanna get down to the obvious highlights
Kiedy wsuwa dłonie pod moje spodenki, policzkuję go.
— Sam się prosiłeś — syczę, gdy on stoi do mnie profilem, unosząc dłoń do policzka.
— Daj spokój. — Gdy się odwraca, na twarzy widać zaczerwienienie, lecz on wciąż się szczerzy jak pojebany. — To miałoby mnie zniechęcić? — zaśmiewa się w głos, ma czysty, dźwięczny, książkowy śmiech psychopaty. — Nie raz gorzej od ciebie oberwałem.
— Widocznie kiedyś za mocno, skoro tyle ci się poprzestawiało we łbie — mruczę, rozcierając dłoń. Kurde, naprawdę nieźle mu przywaliłam. — A teraz wypierdalaj na kanapę i daj mi spokój.
— Kanapa jest niewygodna — marudzi Reno, nie odsuwając się nawet o milimetr.
— To wracaj do swojej sypialni, ja mogę…
— Żebyś wiedziała, że tak zrobię.
Nagle tracę grunt pod nogami. Sukinsyn mnie podciął! I zręcznie złapał w ramiona. Chcę się wydrzeć, ale jego wargi lądują na moich. Reno zanosi mnie do sypialni i rzuca na łóżko. Materac sprężynuje lekko pod moim ciężarem. Wydaję z siebie cichy okrzyk zaskoczenia, gdy Reno chwyta mnie za nogi i przyciąga do siebie. Próbuję się podnieść, ale chwyta moje nadgarstki i przygważdża do materaca. Znajduje się teraz nade mną, dyszy, patrząc ze złością. Czuję ucisk w nadgarstkach, które trzyma w pewnym chwycie nad moją głową. Czerwony ogon zsuwa się z jego ramienia i łaskocze mnie w nos.
— Złaź ze mnie — żądam, dmuchając na jego włosy.
— Pozbądź się mnie, jeśli chcesz. Tak jak obiecałaś — szepcze, zniżając się do mojej szyi. — Albo pozwól mi działać. — Wiję się i wykręcam we wszystkie strony, próbując mu uniemożliwić pieszczotę. Reno gryzie. Reno robi wszystko, żeby doprowadzić mnie do szaleństwa.
— Przestań… — proszę, czując, że jeszcze chwila i się poddam. W podbrzuszu rozprzestrzenia się bolesne napięcie, które domaga się natychmiastowe uwagi. — Nie mogę… — Wbrew swoim słowom, całuję go w usta, wyprężając biodra. — Naprawdę nie mogę… — Całuję go coraz zachłanniej.
You've gone too long unsatisfied
Z salonu dobiega dźwięk telefonu.
— Stacjonarny? — dziwię się, przerywając pocałunek.
— Tak — odpowiada niecierpliwie Reno, próbując wrócić do moich ust.
— Czemu wcześniej nie słyszałam, żeby dzwonił?
— A jak myślisz, yo? Wyłączałem go, żebyś mi nie wydzwaniała do chuj wie kogo! — złości się Sinclair. — Bilingi też chcesz? Możemy wrócić do tego później?
Wpija się w moje wargi niemal boleśnie. Telefon wciąż dzwoni, ale Reno najwyraźniej nie zamierza odebrać. Włącza się automatyczna sekretarka.
I wszystko powstrzymuje.
„Wiesz już?”, słychać i oboje zamieramy. Oczywiście, że poznaję ten wiecznie wkurzony, naburmuszony ton głosu. Reno najwyraźniej też.
„Na pewno już wiesz” – chrząknięcie. „Tknij ją tylko, a nie ręczę za siebie.”
Urywany sygnał obwieszcza koniec wiadomości.
Odpycham Reno stanowczo od siebie. Tym razem na serio. On też już wie, że chwila słabości minęła. Zrezygnowany przetacza się na plecy, przyciskając ręce do twarzy.
How does it fell when you lie awake?
— Przeklęty Highwind! — syczy wściekle, przesuwając dłonie na włosy. Patrzy na mnie gniewnie, jakbym wszystko zepsuła. — Wracaj tutaj — warczy, ale ja już stoję w drzwiach i kręcę głową.
— Nic z tego nie będzie — mówię tak chłodno, jak potrafię. — Odpuść.
Reno zaczyna się śmiać. Najpierw cicho, wreszcie coraz bardziej szaleńczo.
— Odpuścić sobie?! — pyta pomiędzy salwami śmiechu. — Teraz? Gdy już wiem, że ty też tego pragniesz? — Wsuwa ręce pod głowę i patrzy na mnie takim wzrokiem, że przechodzi mnie dreszcz. — Cid też to wie. Dlatego jeszcze go tu nie ma.
Krzywię się ze złością, pokazując mu środkowy palec i zamykam drzwi. Chętnie bym nimi trzasnęła, ale nie chcę obudzić Zacky.
Co miał na myśli mówiąc, że Cid coś wie?
— Nie zostawię tak tego! — słyszę głos Sinclaira zza drzwi i podskakuję, łapiąc się za serce. — Jeszcze z tobą nie skończyłem, Crush. — Szybko odchodzę spod jego sypialni, odprowadzana niebezpiecznym śmiechem.
Długo nie mogę zasnąć. A kiedy wreszcie mi się udaję, śnię sen Highwinda.
OMG, uwielbiam to nagromadzenie emocji. Nie ma ani jednego niepotrzebnego słowa. Jestem zawiedziona, że to już koniec i nie ma ciągu dalszego - chcę więcej!
OdpowiedzUsuńNIESTETY BĘDZIE WIĘCEJ xD :*
UsuńHej :)
OdpowiedzUsuńJakoś tak cieszy mnie powrót do tej serii, bo wciąż pamiętam emocje, które mi towarzyszyły podczas lektury. Dokładnie te samo, jakie przedstawiłaś powyżej. Bo ja nie umiałam wybrać, czy lepiej Crush będzie z Reno, czy może jednak z Cidem. Ma słabość do obu, a do tego nie chce zawieść brata. Dylematy, porywy serca i chęć pewnej stabilizacji sprawiają, że nie ma tu jednoznacznych odpowiedzi na pewne kwestie. Świetne opisy, styl i język, które przywołały wspomnienia. Dzięki za to.
Pozdrawiam,
Miachar
Ach, zatem łapiesz te CidoRenowe dylematy tak jak ja! Bede nimi teraz pewien czas zadreczac xd
Usuń