Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 11 lutego 2024

[162] oraenmanieyo ~Miachar

 Będzie część druga, bo mi jedno wyrażenie pasuje na następny tytuł.


오랜만이에


Tego dnia nie chciałam myśleć o niczym. Po co rozpamiętywać coś, co już dawno minęło? Lepiej było skupić się na tym, co tu i teraz, przy czym nie zapominać o sobie i przestać zaniedbywać własne zdrowie. Dopiero co uczyłam się wychodzić na prostą, w czym pomagały leki, dzięki temu mogłam podjąć decyzję o zmianie. 

Tu i teraz, ja na pierwszym miejscu, ale bez całkowitego porzucenia innych ludzi. 

Z takim postanowieniem otworzyłam kolejnego maila ze szkolenia, by uczynić następny krok w przebranżowieniu się, ale mimo chęci przejścia od razu do wykonania zadania, musiałam na moment skupić się na dzwoniącym telefonie. Nie uprzedzałam nikogo, że między dziewiątą rano a południem będę raczej niedostępna, stąd to połączenie, nie mogłam mieć tego za złe.

W dodatku na wyświetlaczu pojawiło się imię współlokatorki, która właśnie była na urlopie w rodzinnych stronach. Jeżeli dzwoniła, to pewnie po to, by powiedzieć o przyjeździe kuriera z nową paczką, bo coś sobie za ostatnią premię zamówiła. Ewentualnie z pytaniem, co ma przywieźć od swoich rodziców, bo z pustymi rękami jej matka nie wypuści koleżanki z domu.

– Cześć, co słychać? – przywitałam się, jednocześnie zaczynając lekturę wiadomości. Choć żargon wciąż stanowił dla mnie pewnego rodzaju zagadkę, po kilku dniach szkolenia czułam się nieco pewniej w nowej materii, na której naukę się porwałam. – U twoich rodziców wszystko w porządku? Jak ich zdrowie? Przywieziesz sok z aronii?

To się nazywało mieć priorytety, jeżeli chodziło o poznawanie wiedzy. Musiałam wiedzieć, co u moich wspaniałych dobrodziei słychać, bez tego pytania straciłabym w oczach ich, jak i współlokatorki. Może nawet by się na mnie obraziła.

W całym swoim dotychczasowym życiu na wsi spędziłam jedynie tydzień, będąc dzieckiem, i niewiele z tego pobytu zapamiętałam. Współlokatorka, która pochodziła z małej miejscowości otoczonej licznymi wsiami w drodze do najbliższego, zdecydowanie większego miasta, znała życie od innej strony i zaskakiwała mnie tym, jak ono wygląda i jakie umiejętności pozwala nabyć. Do tego zawsze miała dla mnie jakieś dobroci domowej roboty, nic więc dziwnego, że uwielbiałam jej rodziców i zawsze chętnie przyjmowałam ich dary, oferując przy tym pomoc, gdybym mogła się przydać.

– Hej, u nich dobrze, oboje są zdrowi jak ryby. A jeżeli chodzi o sok, to dostaniesz nawet i dwie butelki, ale nie przywiozę ich osobiście. Wysłałam do ciebie kuriera.

Takie zachowanie do niej nie pasowało, raczej wolała sama zadbać o to, by jej podarunki dojechały na miejsce całe i zdrowe. To samo miała z ludźmi, którzy wiele dla niej znaczyli – dopytywała o ich zdrowie, dbała, by mieli pod ręką ulubione przekąski i zawsze po imprezach wysyłała esemesy z zapytaniem, czy wszyscy dotarli do domu. Najlepiej dla potwierdzenia było wysłać jej także zdjęcie na dowód, że jest się bezpiecznym, dzięki czemu dziewczyna nie będzie się całą noc zamartwiać. Taka współlokatorka to był prawdziwy skarb, za który w swoim życiu byłam niezmiernie wdzięczna.

– Dzięki, ale dlaczego kuriera? Naprawdę mogłabym poczekać na ten sok jeszcze tydzień, jakieś resztki zapasów nam się przecież ostały. 

– Wiem, ale znajomy był u swoich krewnych nieopodal, a że wracał do miasta, to może podrzucić. Dzwonię, bo powinien być u ciebie do pół godziny, nie chciałam, by zastał cię nieprzygotowaną. Bo jesteś w domu, prawda?

Znała w pełnym wymiarze jedynie mój rozkład czynności na weekendy, jeśli te spędzałam w naszym mieszkaniu, dla świętego spokoju wolała dopytać po trzy razy o moje plany, by nie być później zaskoczoną, gdyby chciała wciągnąć mnie w swoje.

– Tak, wychodzę dopiero koło piątej na spotkanie klubu czytelnika, więc mogę odebrać.

– To super! Moja mama dorzuciła jeszcze owsiane ciasteczka z żurawiną. Będziesz miała do kawy.

Zanim skończyła mówić, mnie już pociekła ślinka. Jeżeli był sposób, w jaki jej rodzina okazywała innym sympatię, to było nim karmienie. Dla mnie zawsze mieli ukochane ciasteczka domowej roboty i właśnie sok z aronii, pozostali nasi przyjaciele także dostawali od niej jakieś wypieki czy nawet nalewki, a sama koleżanka nigdy nie wypuszczała od nas z domówek, nie pakując resztek jedzenia na wynos. Uwielbiałam to i cieszyłam się, że mogę być tego częścią.

– Powiedz jej, że strasznie dziękuję, tęsknię i w wakacje postaram się wpaść!

Mieszkałyśmy razem już prawie cztery lata, to było oczywiste, że poznamy swoje rodziny, ale wyjątkowe było to, jak mogłyśmy się w nich poczuć – jakbyśmy stały się ich częściami. 

– Oczywiście, przekażę. Kurier będzie dzwonił do drzwi, podałam mu jedynie numer mieszkania, nie kod, choć podejrzewam, że mógłby chcieć do nas wtargnąć. Pa!

– Niby czemu miałby chcieć…? – Nie dane było mi skończyć, bo po ostatnim słowie rozłączyła się, pozostawiając mnie skonfundowaną i nieco zestresowaną. 

Nie powinno się mówić czegoś podobnego nawet w żartach, jeżeli współlokatorka została na mieszkaniu sama, a innych sąsiadów na wypadek czegoś nie było w pobliżu, prawda?

Jeżeli chciała mnie wystraszyć, to zdecydowanie się jej udało. Nie było szans, bym do jego przyjazdu zajęła się szkoleniem. Zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać poza dostarczaniem przesyłki, a możliwe scenariusze, które przychodziły mi do głowy, nie były tylko różowe. Dlatego porzuciłam swoje stanowisko przy biurku, a z kubkiem kawy w ręce ulokowałam się na wąskiej kanapie w pobliżu głównych drzwi, by w ten sposób czekać na zapowiedzianego, a nieznanego gościa. 

Kiedy wskazówki zegara coraz bardziej przybliżały mnie do minięcia trzydziestu minut, o których wspomniała współlokatorka, czułam, jak moje nerwy są coraz bardziej napięte. Musiałam odłożyć kubek na stolik, bo powoli zaczynały mi również drzeć ręce. W ten sposób mój organizm reagował na sytuacje pełne stresu. Wiedziałam, że po całym zdarzeniu będę musiała wyjść się przejść, by nieco oczyścić umysł, przez co będę miała dłuższą przerwę od rozpoczęcia szkolenia, ale czasami zdrowie i dobre samopoczucie były ważniejsze od wszystkiego innego. To był właśnie tego przykład. 

Choć czekałam, niczym się nie zajmując, to i tak drgnęłam, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Nie planowałam odbierać przesyłki tuż przed drzwiami, wolałam wyjść na korytarz i patrzeć, jak kurier wchodzi przez klatkę i się do mnie kieruje. Mogłam przy tym zerknąć przez okno na niewielki plac przed blokiem, gdzie nikt nie mógł parkować poza służbami, to pozwoliło na stworzenie na nim niewielkiego klombu, którego kwiaty właśnie rozbiły się pod wpływem słońca i sprawiały, że świat był piękny. Sam zaś dzień był idealny, by się przejść na spacer. Pomyślałam, że to właśnie zrobię popołudniu, kiedy obowiązki pozostawię za sobą.

W tych przemyśleniach omal nie zwróciłam uwagi na to, że ktoś właśnie nadchodzi, a przecież sama mu otworzyłam. Zbliżał się dość szybkim krokiem, a twarz skrywał pod czapką z daszkiem. To kazało mi stwierdzić, że na zewnątrz jest naprawdę słonecznie. Powinnam to wykorzystać, by poczuć się nieco lepiej.

– Dzień dobry – odezwałam się, kiedy kurier był już tylko kilka kroków ode mnie. – Pan z przesyłką pod 201, prawda?

W rękach niósł średniej wielkości karton, w którym poza wspomnianymi wcześniej w rozmowie sokami musiało być coś jeszcze. Uśmiechnęłam, bo to był jedyny rodzaj niespodzianki, jaki lubiłam – jedzenie lub smaczne napoje, oczywiście tylko od najbardziej zaufanych ludzi. 

Przez chwilę mężczyzna tylko stał nieopodal, jakby wahał się, czy ma mi przekazać paczkę.

– Proszę pana? Wszystko w porządku?

Dlaczego zawsze musiałam być taka uprzejma? Co mi przyszło z tego, że podeszłam jeszcze bliżej i zniżyłam się lekko, byle tylko spojrzeć mu w twarz? W następnym kroku mogłam jedynie odsunąć się zaskoczona, kiedy ściągał czapkę i spojrzał mi prosto w oczy, a jego usta rozszerzyły się w uśmiechu.

– Cześć. – Jego uśmiech w ogóle się nie zmienił. – Dawno się nie widzieliśmy. Co u ciebie?

Na coś podobnego nie byłaby w stanie w ogóle się przygotować, bo podobnego scenariusza w ogóle nie brałam pod uwagę. Jakim cudem znalazł się tuż przede mną po ponad dwóch latach bez wyrazu smutku w oczach, a tak radosny i piękny, jak go zapamiętałam?

To on stanowił dla mnie tę przeszłość, która nawiedzała mnie w snach najczęściej. Przeszłość, która wydarzyła się, zanim zachorowałam. Przeszłość, która była jedynym światłem, kiedy wokół mnie zaczął panować największy mrok. Zdaniem mojego lekarza mógł być także pomocą, gdybym nie przecięła łączących nas wówczas więzów. Wtedy myślałam, że tak będzie lepiej dla nas obojga. Że dzięki temu uchronię go przed złem, jakie może się wydarzyć. 

Chciałam dobrze, ale to nie była jego decyzja – zmusiłam go, by odszedł. Tylko moja poduszka wiedziała, jak bardzo tego żałowałam, zwłaszcza w bezsenne noce, kiedy choroba atakowała jakby bardziej. 

Próbował walczyć o swoje miejsce w moim świecie, ale po trzech miesiącach prób, kiedy postawiłam między nami mur nie do rozbicia, wycofał się. Od tamtego wieczoru, kiedy tak chłodno się pożegnaliśmy, nie miałam od niego samego żadnej wiadomości. Nie zabiegałam zbytnio, by dowiedzieć się, co u niego, to wspólni znajomi wspominali mi o jego poczynaniach – a przynajmniej chcieli to robić, póki nie dostrzegli, jak mało mnie to obchodzi. Czasami o nim myślałam, nie sądziłam jednak, że spotkam go po kilku latach na korytarzu w domu wielorodzinnym, w którym mieszkałam. W dodatku z przesyłką od mojej współlokatorki.

Gdybym wiedziała, kto ma być tym kurierem, uczesałabym się nieco inaczej, bo w zwykłym koku czułam się dość pospolicie. Choć właściwie, gdybym wiedziała, to w ogóle nie wychodziłabym za próg, a krzykiem kazałabym zostawić przesyłkę pod drzwiami i odejść jak najprędzej, zanim wezwę policję za naruszenie miru domowego. Pewnie spotkałoby się to z mandatem za nieuzasadnione wezwanie, gdyby na jaw wyszło, że właściwie to się znamy i nie ma zakazu zbliżania się, ale czułabym się wtedy chyba lepiej niż teraz. 

Całkowicie wypadło mi z głowy, że moja współlokatorka i on pochodzą z tych samych okolic i się znają. Może do przyjaciół wiele im brakowało, ale to przecież on mnie z nią poznał i dzięki temu mogłam wyprowadzić się ze speluny, gdzie trafiłam po przyjeździe do miasta. Naprawdę wiele mu zawdzięczałam, a zamiast pokazać, jak bardzo mi pomógł, odsunęłam go. 

Czyżbym teraz miała mieć szansę, by naprawić naszą relację? By tamta decyzja przestała być jednym z większych błędów, jakie popełniłam? 

– Cześć – odparłam ostrożnie. – Wszystko w porządku… – Nie, nie dałam rady udawać, że jest dobrze, kiedy nie wiem, co się dzieje. – Co ty tu robisz?

– Violet wysłała mnie z przesyłką.

– Sama cię wysłała czy chciałeś wykorzystać możliwość? – W moim tonie pojawiła się złośliwość, za którą od razu zaczęłam się wstydzić. – Wybacz, po prostu jestem w szoku. 

– Rozumiem. Proszę.

Podał mi paczkę, nie oczekując przy tym, że zaproszę go do środka. Wciąż stał naprzeciwko mnie i mi się przyglądał, jakby chciał sprawdzić, czy przez te dwa lata w jakikolwiek sposób się zmieniłam.

Zmieszałam się, bo wiedziałam, że dostrzeże coś, czego nie było wcześniej.

– Nie farbujesz już włosów – zauważył, choć byłam niemalże pewna, że o mojej wadze też będzie chciał coś rzec. Jak część osób walczących z tą chorobą, miewałam dni, kiedy w ogóle nie czułam głodu, przez to obecnie było mnie wyraźnie mniej, niż kiedy widzieliśmy się ostatnim razem. – Podoba mi się twój naturalny kolor. O, masz też tatuaż.

Będąc w mieszkaniu, zazwyczaj chodziłam w krótkim rękawku, więc moje ręce były praktycznie w całości widoczne, w tym nadgarstki, a tak się składało, że faktycznie powyżej prawego miałam niewielki tatuaż.

– Pasuje ci – ocenił i uśmiechnął się.

– Naprawdę chcesz tu stać i prowadzić niezobowiązującą pogawędkę? – zapytałam, ale była w tym ciekawość. Za dość trywialne uznałam to, że pyta o moje życie, jakby wciąż w nim był, a do tego w ogóle nie był zły, że w tak podły sposób go potraktowałam. – Bo ja nie czuję się z tym komfortowo.

Najchętniej wróciłabym do mieszkania i do szkolenia, które nie zginie, bo nie mam sztywnego terminu jego przerobienia, ale pojawienie się mężczyzny nieco zaburzyło mi założony plan dnia.

– Nie. Nie chcę tu tylko stać. Chcę z tobą porozmawiać, wiedzieć, jak się miewasz, a korytarz to nie jest najlepsze miejsce. Nie chciałabyś pójść ze mną na spacer albo na kawę? Nie zajmę ci zbyt wiele czasu, po prostu… Skoro miałem dość odwagi, by tu przyjechać, chcę to w pełni wykorzystać. Co ty na to? 

Dzień był taki jasny, aż prosił, by z tego skorzystać. Ale jak miałam to zrobić w towarzystwie tego mężczyzny? Jak opowiedzieć mu o tym, co działo się przez ponad dwa lata, kiedy nie mógł uczestniczyć w moim życiu, bo uznałam, że tak będzie lepiej dla nas obojga? Kiedy pewnie miał mi za złe, że narzuciłam mu swoją decyzję, w ogóle nie chcąc wysłuchać, co sam myśli o całej tej sytuacji?

Przez okna mogłam dostrzec, jak przez niebo przepływają białe obłoki. Niespodziewanie postanowiłam zaskoczyć siebie.

– Jeżeli naprawdę masz czas, to zgoda. Zaczekaj, odłożę paczkę, wezmę swoje rzeczy i zaraz wrócę.

Chyba także nie spodziewał się, że się zgodzę, uśmiech, jaki teraz miał na twarzy, wyrażał ulgę i coś podobnego do szczęścia.

– Tylko naprawdę to zrób. Proszę. 

Zależało mu na tym, by nie stchórzyć, a ja, szczerze mówiąc, też chciałam wiedzieć, co u niego słychać. Dlaczego pozwolił swoim włosom tak urosnąć, kiedy preferował noszenie krótkich? Skąd wziął się smutek w jego oczach? Czy nic mu nie dolegało, fizycznie i psychicznie? Czy nadal realizował się w zawodzie, do którego się uczył? Czy w jego sercu zamieszkał ktoś, kogo nie chciał wypuścić?

Miałam tak wiele pytań. Jedna kawa czy krótki spacer mogły nam nie wystarczyć na zadanie ich wszystkich. 


2 komentarze:

  1. Decyzja aby postawic siebie na pierwszym miejscu jest zawsze dobra, choc czesto trudna do wykonania.
    taka współlokatorka to był prawdziwy skarb - otoz to, kazdy chcialby taka miec.

    Przez zoladek do serca :)

    spotkanie bylego to jednak nie mila niespodzianka. Gdynym swoich spotkala z takim usmiechem na twarzy to bym za noz zlapala hahha

    Ja bym powiedziala:
    Jeżeli naprawdę masz czas, to zgoda. Zaczekaj, odłożę paczkę, wezmę swoje rzeczy i zaraz wrócę.
    A potem zamknela drzwi na klucz i udawala ze mnie nie ma :D

    Dobry tekst. Rozumie zaniepokojenie bohaterki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę przyznać, że nie od razu, lecz sama nie wiem kiedy, niezwyle się wciągnęłam w tekst, wręcz mnie pochłonął. Jest dość zagadkowy, utrzymywal napięcie - spotkanie na klatce schodowej - otwiera wielw furtek i zaprasza, by przez nie przejść. Chciałabym. Dowiedziec sie więcej. I przeszlosci, relacji, chorobie, o rym, czy rozmowa, która mam nadzieję przeprowadza bedzie jednorazowa czy raczej okaze sie wstepem do odbudowania znajomości?
    Jakies niezwykle znajome echo mi tu gra. Moze dlatego, ze niemal kazdy byl kiedys w sytuacji, gdy urywa sie jakas rekacja i czasem nadaza sie okazja lub właśnie przyplyw odwagi, by ja odswiezyc. Towarzysza mi takie znane emocje, niemal czuje ten stres, te watpliwosci, a jednoczesnke determinacje, niemoznosc postapienia inaczej. Coesze sie juz drugiej czesci!

    OdpowiedzUsuń