ERISH – słyszy w głowie głos zniekształcony niskim echem, lecz wreszcie go rozpoznaje – WRÓCIŁAŚ. WIEDZIAŁEM, ŻE WRÓCISZ.
— Rhys… — Pod Erish uginają się nogi, oczy wypełniają łzami bynajmniej z radości. — Jak to w ogóle możliwe…
Upada na kolana, nie mogąc oderwać wzroku od mężczyzny, któremu udało się zniewolić behemota i teraz siedzi na jego grzbiecie, pomiędzy rogami bestii.
Jak na jakimś potwornym tronie.
Behemot zaczyna się niecierpliwić. Szarpie rogatym łbem i staje na tylnych łapach, jakby chciał zrzucić z siebie Rhysa, lecz on trzyma się rogu, nie pozwalając na to. Napięte mięśnie przedramion są twarde
(jakby były z kamienia)
i zdają się pękać pod wpływem wysiłku, tak jak serce patrzącej na to Erish. Dziewczyna w ostatniej chwili usuwa się spod łap szalejącej bestii.
FIRE, FASTER, EVERLASTER
Ryk rozwścieczonego behemota zagłusza trzask pioruna. Błyskawice uderzają w ziemię dookoła, sącząc się z nieba jasnymi strugami. Grzmoty przetaczają się nad łbem potwora, który odskakuje w tył, zdezorientowany.
— Co ty wyprawiasz?! — Na ramieniu Erish zakleszcza się silna dłoń, podnosząc ją z ziemi. — To akasz! I jakimś cudem oswoił behemota! Dlaczego się nie bronisz albo przynajmniej nie uciekasz?!
— To nie jest zwykły... — Erish łapie oddech, dysząc wściekle. — Przecież wiesz, kto to! — syczy, zaciskając wściekle pięści. — Mówiłeś, że go pochowaliście!
Cid marszczy brwi i zwraca wzrok na mężczyznę, któremu udaje się zapanować nad bestią. Zielone oczy wypełnia niedowierzanie.
BET YOU DIDN'T THINK THAT I'D COME BACK TO LIFE
— Bo tak było — utrzymuje, lecz Erish nie wierzy, a Rhys uśmiecha się drwiąco z grzbietu behemota.
A WIĘC TO JEST TEN ZWIASTUN BURZY, KTÓRY MĄCI CI W GŁOWIE.
Bestia ryczy, z pyska cieknie ślina, w rozbryzgach odrywa się od warg, gdy zwierzę skacze w przód, próbując dosięgnąć potężnymi łapami Cida, któremu udaje się uniknąć pazurów. Bestia na tym nie poprzestaje. Potężna szczęka kłapie tuż obok ramienia dominanta, warcząc głucho. Mężczyznę przechodzi dreszcz, czuje jak wszystkie włoski na ciele jeżą się w odpowiedzi na zagrożenie. Uskakuje zwinnie przed krwiożerczymi kłami, wciąż nie mając szans na złapanie oddechu. W piruecie dobywa dłuższego z mieczy, tnąc behemota na odlew. Trafia w pysk. Krew chlapie na ziemię i jego kurtkę, zwierzę skomli, lecz skomlenie płynnie przechodzi w warczenie. Behemot oblizuje okrwawiony pysk, sięgając językiem rozcięcia, które znaczy go od wargi po koniec masywnej żuchwy. Wydaje z siebie głuche szczeknięcie i obnaża kły. Cid zaprasza go krótkim gestem do ataku, a dłoń rozświetla niebieskie światło.
Tym razem behemot jest szybszy. Napięte w ciągłej gotowości mięśnie pozwalają na błyskawiczny wypad w przód. Ręka Cida znika w paszczy potwora.
HIGHER, FASTER, NEVER-CRASHER
— Kurrrwaaa!
Cid czuje, jak kły przebijają skórę i z krzykiem uwalnia wyładowanie, które parzy język i podniebienie bestii. Behemot czym prędzej rozwiera szczęki, skomląc, a Cid posyła wiązkę pomniejszych piorunów, które trafią między oczy, oślepiając go.
Zyskuje tym czas, by wyrównać oddech i przyjrzeć się uszkodzonej ręce.
— Niech go szlag! — syczy przez zęby, próbując opanować drżenie dłoni, ale nie jest to możliwe. Z obu stron znaczą ją głębokie, poszarpane rany. — Skurwiel przebił się prawie na wylot — ocenia i unosi wzrok, poszukując Erish. Dziewczyna stoi niedaleko, zdaje się być wściekła i zdezorientowana jednocześnie. — Hej, nie mogłabyś zrobić tej sztuczki, co Clivem? — pyta dziarsko, unosząc dłoń, z której spływa struga krwi, niknąc w rękawie.
Erish mruży oczy.
— Okłamałeś mnie. A kłamcy nie zasługują na pomoc.
Cid cmoka niecierpliwie.
— Nie żył, gdy go zakopywaliśmy — mówi, nie dbając o szorstkość, z jaką wybrzmiewają te słowa. — To niemożliwe, by powrócił do żywych. Nawet jako akasz.
Erish kręci głową, unosząc brwi i szeroko otwiera oczy, jednocześnie obiema dłońmi wskazując na swojego jak-sądziła-martwego męża, który próbuje okiełznać szalejącą bestię.
— To jak to wyjaśnisz?!
Cid z niezadowoleniem zwraca wzrok na Rhysa, który rzeczywiście wygląda całkiem żywo, nawet jak na akasza.
BET YOU THOUGHT THAT I WAS DEAD
BUT I'M NOT DEAD
I'M NOT DEAD
— Jeszcze bardziej nie rozumiem skąd jego wola… — zdradza Cid; niski, wibrujący głos niesie się po wiosce wraz z rykami potwora. — Akasze to zwykle nierozumne, pozbawione świadomości istoty, które same nie wiedzą, po której stronie świata stoją. A ten twój Rhys zdaje się mieć jakiś cel. — Zerka na Erish. — Poskarżyłaś mu się na mnie?
Erish łapie się za głowę, wplątując palce we włosy.
— Naprawdę? Żartujesz w takiej chwili? — pyta płaczliwie, szarpana pytaniami, na które nie może poznać odpowiedzi i sprzecznymi pragnieniami. — Kurwa. Co mam zrobić? Nie mogę przecież…
Cid podchodzi, by złapać ją za ramiona i mocno potrząsnąć; krew z przebitej dłoni brudzi jej jasny sweter.
— Ocknij się, Erish. Wiem, że twoje serce pragnie dać temu wiarę, ale on nie jest żywy. Spójrz na niego! — Odsuwa się, stając za jej plecami i nachyla do jej ucha, by mieć pewność, że ryki behemota nie zagłuszą jego słów. — To tylko echo. Im szybciej to zakończymy, tym szybciej jego dusza zazna spokoju.
Erish patrzy na szarą, spękaną skórę Rhysa, na kamienne rysy jego twarzy
(ale on przecież zawsze był poważny)
a chabrowe
(już nie są złote)
oczy odnajdują jej spojrzenie.
TYLKO MI NIE MÓW, ŻE UFASZ TEMU KŁAMCY.
— Nie wiem! Ja sama już nie wiem…
ODSUŃ SIĘ. NIE CHCĘ ZROBIĆ CI KRZYWDY.
I CAN'T STOP WITH MY AMBITION
Ale Erish nie słucha. Nie jest w stanie wybrać strony, po której powinna się opowiedzieć. Behemot ryczy wściekle, drąc łapą podłoże, a Cid domyśla się, że Erish stanowi tarczę między nim a bestią. Czym prędzej zdejmuje ręce z jej ramion i szybko się odsuwa. W odpowiedzi na jej niepewne, zaniepokojone spojrzenie, unosi ręce i szczerzy zęby.
— Spokojnie. To najwyraźniej jedna z tych sytuacji, którą mężczyźni muszą wyjaśnić między sobą.
Jego zdrową dłoń rozjaśnia skrzące światło, a gdy sięga łokcia, Cid uwalnia wyładowanie, które trafia behemota w zad, podrywając go na tylnie łapy. Rozwścieczony potwór atakuje niezgrabnie, lecz drogę odcina mu kolejna błyskawica, która rozłupuje suchą ziemię tuż przed jego pyskiem. Behemot cofa się, warcząc i ugina łapy, jakby szykował się do skoku.
— No chodź!
Cid gwizda i cmoka, jakby przywoływał czworonoga. Jest gotowy. Tym razem w obu dłoniach dzierży pioruny, nie bacząc na pieczenie w ranach.
Ale behemot się nie rusza.
— No chodź, bydlaku!
Cid czuje, że drżenie obejmuje kolejne mięśnie. Używanie mocy eikona ma swoją cenę. Skupiony na sobie dopiero po chwili dostrzega nienaturalne lśnienie, formujące się na czubkach rogów behemota.
— Co do…
Nim kończy, w jego stronę gna kilka wiązek ognistego światła.
LIKE A MISSILE ON A MISSION
Cid rzuca piorunami na oślep i ratuje się ucieczką. Dociera do niego krzyk Erish. Kurz, który podnosi się po ataku behemota. miesza się z eterową mgłą, skutecznie wszystkich ukrywając.
— No dobra. Zrobiło się poważnie. — Zaciska pięści, ocierając usta, z których wycieka krew. Jego zielone oczy rozjarza lazurowy blask. — Czas skończyć tę zabawę.
Skupia całą energię, która emanuje wokół niego fioletową poświatą, skrząc i przewodząc elektryczne iskry i poddaje się półprzemianie, która daje dużo większy dostęp do mocy eikona. Kiedy kurz opada, Erish łapie spojrzenie iskrzących się oczu i strach ściska ją za gardło. Wie, co potrafią pioruny Cida, kiedy jest w tej formie. Na własne oczy widziała, jak jednym pstryknięciem palców wysadza grasującą nieopodal kryjówki cesarską wiwernę.
I'M A FORCE THAT YOU WILL DREAD
— NIE! — Podejmuje decyzję, wbiegając między behemota i dominanta. — Nie możesz tego zrobić… Ja muszę wiedzieć…
— Daj spokój, Erish! — Głos Cid w półprzemianie jest jeszcze niższy. Za niski. — Nikt nie jest w stanie powstać z martwych!
— Ale on… — Erish ogląda się za siebie, odnajdując spojrzenie Rhysa. — Ty nie wiesz, kim on był… — szepcze, a jej serce ściska tęsknota i uczucia, które nie wygasły. Odwraca się twarzą do Cida, zamierzając stawić mu czoła, jeśli będzie taka konieczność, choć ma świadomość, że znajduje się na przegranej pozycji. Jeśli Cid zechce, zmiecie z powierzchni ziemi i ją. Czy nie nazywają go, za jego plecami, bezwzględnym?
— Proszę cię, Erish. Zejdź mi z drogi!
SPOKOJNIE. PORADZĘ SOBIE Z TYM.
Dziewczyna ani drgnie. Eterowa mgła wokół niej wariuje, kłębiąc się dziko u jej stóp i łap dyszącego nad nią behemota.
Nie powstrzyma go. Wie to. Może jedynie użyć słów, by go przekonać, żeby zmienił zdanie.
— Wycofaj się, Cid. Proszę. Co ci zależy? Niech na Popiele grasuje akasz i ten przeklęty behemot, co ci do tego. Wkroczyłeś do walki w mojej obronie, ale on nie chce mojej krzywdy. I będę mogła odejść. Prawda?
Zgódź się.
Zerka na akasza-Rhysa a ten po bardzo długiej chwili ledwo dostrzegalnie przytakuje, opuszczając i unosząc podbródek.
— Będziesz mogła odejść — powtarza głucho Cid — ale czy będziesz chciała?
— Nie! — Erish wzbrania się przed pytaniem, wyrzucając przed siebie ręce. Kręci głową, a ciemne włosy, upstrzone piórami, rozsypują się wokół jej twarzy. — Nie rób tego. — Z boleścią w oczach patrzy na Cida. — Nie każ mi wybierać. Bo za każdym razem wybiorę jego, a ty nie możesz mieć mi tego za złe.
Jeśli zechce, może nas teraz posłać do diabła.
Ale Cid nie chce. Skrząca się energia, która go otacza, trzaskając, niknie. Cid wraca do swojej zwykłej, ludzkiej prezencji i tylko świeża krew, która pojawia się w kącikach ust, świadczy o nadludzkim wysiłku, jakiemu się poddał.
— Nie wyniknie z tego nic dobrego — ostrzega i odwraca się, nie obawiając ciosu w plecy. Nie ma pojęcia, kim był za życia ten cały Rhys, ale mimo wszystko nie sądzi, by Erish mu pozwoliła na taki dyshonor.
WCIĄŻ JESTEŚ MOJA.
Erish zwraca się ku Behemotowi. Akasz na jego grzbiecie zdaje się lekko uśmiechać.
BET YOU DIDN'T THINK THAT I'D COME BACK TO LIFE
Dzikie, żółte ślepia bestii łypią na nią złowrogo. Behemot warczy, rozdziawia pysk, dysząc. Erish znosi jego oddech, nie obawiając się już ataku.
ZABIERZ TO.
Bestia ugina łapy, zniżając grzbiet. Erish ściąga brwi, lecz szybko dostrzega to, czego szukała, podejmując wraz z Zefirem polowanie na każdą bestię o jakiej usłyszała na Sztormie.
Serce Mroku.
Zagłębiony po jelec miecz tkwi w boku behemota. Czarna rękojeść lśni, zachęcając, by za nią złapać.
CZEKAŁ NA CIEBIE. TAK JAK OBIECAŁ. NIKOMU NIE POZWOLIŁ SIĘ DOBYĆ.
— Sukinsyn — syczy Erish, dosięgając rękojeści i szarpiąc na próbę. Ostrze wysuwa się minimalnie. — Mądry sukinsyn.
Następne minuty spędza na wyciąganiu ostrza z ciała podrygującego nerwowo i warczącego z bólu behemota. Zapiera się jedną nogą o jego grzbiet i ciągnie, ile sił w rękach. Serce Mroku powoli, lecz skutecznie pozwala się dobywać i Erish wreszcie je wyrywa. Chwieje się, lecz łapie równowagę, a behemot z rykiem zrywa się na łapy.
WIESZ, CO MUSISZ TERAZ ZROBIĆ.
Rhys patrzy na nią z góry, chabrowe oczy zdają się wciąż tak inteligentne, jak zapamiętała, że były, gdy miały kolor złota.
A KIEDY TO ZROBISZ, PRZYNIEŚ MI JE.
Sierpowate ostrze lśni, zupełnie jakby się uśmiechało. Erish przenosi wzrok z hipnotyzującej stali na twarz Rhysa. Spękaną, kamienną twarz.
— Dobrze — zgadza się, choć nadzieja na więcej nie chce rozniecić jej serca. — Ale na razie musisz odejść. Ja też.
Niezrozumiałe echo zagłusza jej myśli.
— Mówisz, że nie można mu ufać! Więc muszę dopilnować, żeby opuścił Popiół!
Huczący hałas w jej głowie cichnie.
— Nie może nam przeszkodzić — dodaje, opuszczając miecz, którego sztych celuje w ziemię. — Czy ty naprawdę…
LAVIA. Przerywa jej akasz. NIE ZAPOMNIJ JEJ STĄD ZABRAĆ.
Silne ręce pociągają za łańcuch, zawracając behemota.
— Co?!
JEST TUTAJ.
Behemot oddala się niespiesznie, utykając lekko i niosąc na grzbiecie Rhysa.
NIE CHCIAŁEM, BY WIDZIAŁA MNIE W TAKIM STANIE. NIE CHCIAŁEM JEJ PRZESTRASZYĆ.
Erish z rozpaczą patrzy za nimi, rozdarta pomiędzy tym co podpowiada rozum i serce.
PRZYNIEŚ MI JE, GDY JE NAPEŁNISZ. PRZYNIEŚ MI SERCE MROKU, ERISH.
Echo przeszłości nie milknie.
ŻEBYM MÓGŁ POWRÓCIĆ.
STRONGER (STRONGER, STRONGER, STRONGER, STRONGER)
Ujezdzanie Bhemota, no to nie byle co.
OdpowiedzUsuńPlynnie opisalas stracie Cida z Behemotem. Bardzo obrazowo, bez problemu to sobie wyobrazilam.
Kim jest Akasz? oprocz tego ze zwykle sa bezrozumne??
To cos jak wspomnienie niegdys zyjacej osoby?
No Cid wydaje sie bardzo bezwzgledny w tym starciu.
Da sie odczuc bol Erish.
Ladnie wpleciony temat do tekstu.
Niebespieczna ta bron z tego co pamietam.
Ladnie poprowadzilas ta historie, w sumie sie nie spodzewalam ze tak sie skonczy ten tekst.
Hej :)
OdpowiedzUsuńWybacz, ale przez moment się śmiałam, bo to był dla mnie taki pojedynek dwóch rywali o serce dziewioi - chyba mi się dramy i komiksy zaczęły rzucać na mózg. W każdym razie ponownie będę chwalić akcję, opisy i pokaż charakterów..do tego rozwiązanie fabularne, które mnie zaskoczyło - czyżby Erish nie była taka, za jaką ją miałam? Źle oceniłam czy tak dobrze ją prezentujesz, że potrafisz zmylić? Jakkolwiek temat wpisał się tu tak naturalnie, że aż wróciłam do niego, bo miałam takie "chwila, ja ten tekst już gdzieś widziałam"... :D
Dzięki za kolejną część!
Pozdrawiam
Haha, nie ma co wybaczać ;D Ja też się dobrze bawiłam, pisząc to ;D
Usuń