Jej oczy niemal wywiercały dziurę w plecach Cedrika. Czuł jej spojrzenie, ale nie irytowało go tak bardzo, jak gapiących się na niego zawistnych przeciwników ciemnej strony magii, wytykających go co krok, szepczących ukradkiem za plecami. Jej spojrzenie było inne, pełne ciekawości, niemal podziwu. Czuł się jak obraz, który podziwia się w galeriach zamkowych, mimo to, nie dał po sobie poznać, że zauważył jej zapatrzenie.
Niezależnie od ciepła, jakie od niej czuł, w jego wnętrzu rozprzestrzeniał się chłód dawnych wspomnień. Jego pamięć powędrowała aż do lat dziecięcych, gdy wiedźmy z całej okolicy w dniu jego ósmych urodzin zgromadziły, się przyzywając trzy wielkie rodzanice. Od tych demonów zależał obecnie przyszły los młodego Cedrika.
– Rodzanice, sudliczki, narecznice – zaczęła zawodzić jedna ze starszych kobiet. Mały chłopiec przypatrywał się jej z niekrytą fascynacją. – Przyzywam was do Cedrika małego, utkajcie nić życia jego.
Kobiety zgromadzone w kręgu zaczęły powtarzać zaklęcie zapowiadające przybycie trzech demonów przepowiadający całe przyszłe życie każdego młodego człowieka. Zwykle rytuał odprawiany był kilka tygodni po narodzeniu się dziecka, tak też było w tym wypadku, jednak w rodzinach czarownic i magów, rytuał powtarzano w wieku ośmiu lat. W tym czasie narecznice mogły ujrzeć, w którą stronę młody mag wyciągnie swe ręce. W kierunku magii białej czy magii czarnej. Nić utkana przed laty była czerwona, gruba, ale z wyraźnymi wystającymi włoskami, co zawsze wróżyło, iż osoba w ciągu swojego życia dozna wiele trosk. Nie było to odosobnionych zjawiskiem, wszak czasy, w których żyli obecnie, były bardzo trudne. Na nici widoczne były węzły większe i mniejsze, co miało oznaczać związki oraz krótkie miłostki. Ojciec cieszył się, widząc, że jego syn będzie miał powodzenie u dziewcząt. Matka zaś martwiła, że nie znajdzie prawdziwej miłości i nie założy rodziny. Nić była długa, ciągnęła się przez wiele metrów, co oznaczało długie życie, na ten widok wszyscy się radowali.
– Rodzanice, sudliczki, narecznice. Przyzywam was do Cedrika małego, utkajcie nić życia jego – powtarzały zgromadzone w kręgu kobiety. Mężczyźni znajdowali się w domostwie, lecz nie wolno im było brać udziału w ceremonii.
Gdy w pomieszczeniu zgasły świece, ludzie spoczęli na ziemi w milczeniu. Obserwowano tylko światło księżyca wpadające przez duże okiennice. W pokoju przemknęły trzy cienie. Babka Cedrika, Mirogniewa, zapaliła mała biała świece i tym oświetliła trzy panny. Ubrane były w płócienne suknie, długie włosy miały zaplecione w warkocze, sięgające niemal ziemi. W pasie przepasane były plecionymi rzemykami skórzanymi, podobne tworzyły ozdoby na poszerzonych końcach rękawów ich sukni.
Rodzanice, jedna po drugiej usiadły wokół chłopca. Pierwsza zaczęła wydobywać czerwoną nić z jego włosów, druga splatała ją z niciami powstałymi ze światła księżyca, a ostatnia zawijała na ramię, bacznie obserwując sploty i to co może z nich wyczytać.
Gdy proces się zakończył, Rodzenice zwinęły nić w kłębek, po czym pokazały go Mirogniewie.
– Być nie może! – zakrzyknęła stara kobieta. Obracała kłębek dookoła, jakby w innej pozycji wiadomość z niego mogłaby brzmieć inaczej. – W naszym rodzie nigdy nie było ciemnego maga! Tfu. – Splunęła na podłogę, co zasmuciło rodzanice.
Wysłanniczki Mokosz, bogini płodności i urodzaju oraz opiekunki kobiet i dzieci, zabrały kłębek i wpuściły nic z powrotem do włosów chłopca. Oburzone reakcja babki Cedrika, złapały rąbki swych sukien i tak jak przyszły w ciemności, ugasiwszy jedyną świecę w dłoniach Mirogniewy, zniknęły w niej ponownie.
– Cóż to się wydarzyło właśnie? – zapytał zmartwiony dziadek. – Nie godzi się tak traktować rodzanic. Obrazi to Mokosz i dziecię nam zabierze w złości.
– Niech zabiera! – Wykrzywiła twarz w obrzydzeniu babka.
– Co ty opowiadasz matko. Co zobaczyłaś w nici życia mojego syna?
– Zobaczyłam, że ciemność płynie w jego krwi!
– Ciemność? – szpitali wszyscy zgromadzeni. – Ale jak to możliwe.
– Ciemność! Zło! Czego nie rozumiecie! – Mirogniewa złapała chłopaka za włosy i skierowała jego twarz ku obecnym. – Czarny mag zrodził się w naszej rodzinie. Zło płynie w jego krwi i zatruje każdy kawałek życia mojego i waszego. Zatruje was wszystkich, aż ciemność i zło wpłynie w wasze żyły, a to zamyka drogę do Wyraju.
– Mój mały Cedrik nie trafi do Wyraju? – zapłakana matka złapała synka za rączkę. – Gdzie trafi, no gdzie?
– Do Nawii, i to najciemniejszego i najdalszego zakątka. Tam, gdzie jego miejsce.
– Jego miejsce jest przy nas, z matką i ojcem. – Miła wyrwała syna z rąk babki.
– Jego miejsce jest z demonami i upiorami pałętającymi się po tej ziemi – upomniał ją Czcibor, ojciec Cedrika. – Wyciągnął syna z ramion matki i popchnął w kierunku drzwi. – My nie mamy już syna. Złe moce nie mają miejsca w naszym domu i naszej rodzinie.
Dookoła zrobiło się wrzawo. Większość zgadzała się z Mirogniewą i Czciborem.
– Ród taki jak nasz słynie z czystości krwi i wykorzystania białej magii, jedynej słusznej – zaczął dziadek Cedrika ze smutkiem w oczach. – Nie możemy sobie pozwolić, aby chłopiec pozostał w posiadłości.
– Nikt się nie dowie – pertraktowała matka. – Mamy pieniądze, można to ukryć.
– Żadne pieniądze i władza nie ukryją zła w jego sercu – sprzeciwiła się babka. – Ciemna magia w żyłach Cedrika to skaza na naszym nazwisku. Chłopiec musi odejść.
Miła podbiegła do syna, chwyciła jego dłonie w swoje całe drżące. Spojrzała w jego zdziwione i przerażone oczy.
– Oni tego nie rozumieją – mówiła. – Nie rozumieją, że jesteś dobry i ciemne moce nie znajdą drogi do twojego serca.
– Mamo, ja nie chce. – Rzucił się w ramiona matki, zawodząc szaleńczo. – Nie pozwól im!
Czcibor rozdzielił ich brutalniej niż była ku temu potrzeba.
– To koniec. – Mężczyzna przyłożył runę do karku kobiety i szepnął coś do jej ucha, po czym ona straciła przytomność i osunęła się w dół. Czcibor machnął ręką na służących, którzy chwycili matkę Cedrika pod ramiona i wynieśli z sali zgromadzeń.
– Mamo! Nie opuszczaj mnie! – rozdzierający serce krzyk rozniósł się po całej willi. – Mamo!
– Zajmijcie się tym – rozkazał Czcibor, następnie wyszedł z sali.
– To było takie zimne – skomentowała jedna z kobiet.
– Czy on naprawdę nic nie czuje? – dopytywała następna.
– Dosyć! – podniosła głos babka. – Starszyzna się wypowiedziała. Jeszcze dzisiaj Cedrik musi zniknąć z tego domu. Kto nie zgadza się z naszą decyzją, może odejść wraz z nim.
W pomieszczeniu zapadła cisza. Komentarze zdziwienia, a nawet oburzenia zniknęły.
– Ja odejdę wraz z nim – odezwał się jeden ze sług.
– Jak masz na imię? – zapytała zirytowana Mirogniewa.
– Stefan. Jestem tylko nadwornym myśliwym, ale wystarczająco sprawnym, aby pomóc dziecku przetrwać i pogodzić się, że jego własna rodzina wyrzekła się go oraz wyrzuciła z domu jak psa na mróz. – Ten komentarz był ponownie głośno skomentowany wśród tłumnie zgromadzonych gapiów.
– Nie tobie oceniać zasady w naszym domu – prychnęła Mirogniewa. – Wynoś się razem z nim.
Stefan podniósł chłopca z ziemi w sali obrad. Uniósł na ręce. Chłopiec był o wiele lżejszy, niż się spodziewał po ośmiolatku. Zabrał kilka jego rzeczy, po czym opuścili posiadłość na dobre.
Cześć :)
OdpowiedzUsuńO kurde. Nie tego się spodziewałam po rodzinie Cedrika. W sensie po babce i ojcu - są aż tak nieczuli, a ważne jest tylko nazwisko? Podejrzewam, że i w innych rodach trafiał się ktoś przeznaczony czarnej magii, kogo jednak chciano chronić, a nie od razu wyrzucić. Nieźle ukazałaś tu emocje targające poszczególnymi postaciami, a o rodzanicach wcześniej nic nie wiedziałam. Dzięki za ich przedstawienie.
Pozdrawiam
Miachar
Pozostaje we mnie sprzeciw i niedosyt, po tym tekście, zostalam calkiem rozbita i niepocieszona. Nie mieści mi sie w głowie, ze mozna po prostu wydac wyrok na dziecko. Cos okropnego. Tak łatwo go skreslili i tak latwo sie go pozbyli, zamiast sprobowac czuwac nad jego losem, moze nie obrocilny sie w strone czarnej magii gdyby nie rodzina, moze to oni przypieczetowali jego los. Nie moge powiedziec, zebym polubila ridzibe cedricka. Ale jego losow jestem bardzo ciekawa. I jak w tym odnajdzie sie Elissa.
OdpowiedzUsuń