Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 28 stycznia 2024

[161] shibal ~Miachar

  Wyjątkowo nie tłumaczę tytułu i oryginalnego zapisu, gdyż nie chcę nikogo uczyć przeklinania w obcym języku. 


시발  –


Tej nocy nie mogłam zasnąć. Nie tylko przez pełnię, która zagościła na niebie jak co miesiąc, ile przez natłok myśli, jak kotłował mi się w głowie. Gdybym była postacią z kreskówki, możliwe, że ktoś, kto by mnie obserwował, dostrzegłby parę unoszącą się z moich uszu na znak gotującego się mózgu. Kiedyś taka wizja była jedną z tych, których się bałam, ale potem dorosłam i nauczyłam się, czego trzeba się naprawdę bać.

Nie była nią noc – nie tak zupełnie – kiedy w mojej okolicy latarnie rozmieszczone w nadmiarze prawie czyniły te godziny małym dniem. Tylko dzięki temu odważyłam się wyjść na zewnątrz, choć sąsiedzi na kwadrans przed czwartą rano woleli słodko spać. Ciepło ubrana, by nie zmarznąć, choć u drzwi czaiła się wiosna, wyszłam z bloku i bez większego namysłu ruszyłam w stronę rzeki.

Nie musiałam mówić tego głośno – woda zdawała się przyciągać mnie zawsze, niezależnie od miejsca. Baseny, jeziora, rzeki, morze, a jeden raz w życiu także i ocen okazywały się być przestrzenią dla mnie. To z tej miłości szybko nauczyłam się pływać, a moim największym marzeniem było zostanie syrenką. Nie mogło się ono ziścić, za to jako nastolatka w okresie wakacji najmowałam się jako ratownik na miejskim basenie, a zawodowo zostałam instruktorem pływania i nurkiem. Choć ta ostatnia rola właśnie o takie bezsenne, pełne myśli noce przyprawiała mnie najbardziej.

Mimo to lubiłam taką pracę i na razie ani myślałam, by się przebranżowić, do czego kilkoro znajomych co jakiś czas bardzo mocno – aż zadziwiająco wręcz – mnie zachęcało. Nie stanowiłam dla nich konkurencji, bo w moim otoczeniu byłam jedynym instruktorem, nie miałam nic przeciwko pomocy podczas zaginięć czy wypadków – te mogły przyprawiać także o koszmary – umiałam z tego wyżyć i mieć satysfakcję, nie rozumiałam więc, dlaczego tak mnie do tego namawiali. Zbywałam ich krótkim wyjaśnieniem, że dobrze mi tam, gdzie obecnie jestem, i nie potrzebuję rad. 

Spacer nad rzekę nie zabierał zbyt dużo czasu, nim jednak do niej dotarłam, musiałam minąć miejsce, które zdawało się być największą kością niezgody pomiędzy mieszkańcami a lokalnymi władzami. Kiedy byłam w jego pobliżu, zatrzymałam się, nie wadząc nikomu, bo o tak późnej/wczesnej porze nie było tu poza mną żadnego żywego ducha. Martwego pewnie też nie. Zadarłam nieco głowę do góry, by spojrzeć na ten nowoczesny budynek, który swoją wysokością i architekturą nie bardzo pasował do tego, co go otaczało. 

Miał być symbolem tego miasta. W moim mniemaniu jedynie je oszpecił, swoją bryłowatą konstrukcją nie pasując ani do przemysłu, jaki występował w jednej dzielnicy, ani do handlu, którym zajmowała się część mieszkańców. Gdyby to była metropolia z wielkimi korporacjami, wpisałby się w krajobraz idealnie, a tak pasował tutaj jak przysłowiowa pięść do nosa. 

Minęłam go, otulając się nieco szczelniej płaszczem, i poszłam dalej. Powietrze było bardziej wilgotne, także niewielkie podmuchy wiatru próbowały wyrwać kosmyki moich włosów spod narzuconego na głowę kaptura. Nie przeszkadzało mi to ani trochę, za to poprawiało humor, bo wiedziałam, że już za moment będę nad rzeką, gdzie zdołam zebrać myśli. 

Nie mogło być inaczej – znalazłam się na bulwarze, a poza mną nie było tu żadnej innej osoby, rozłożyłam więc szeroko ręce, jakbym szykowała się do skoku lub lotu, i wykrzyknęłam z siebie potężne:

– S H I B A L!

Nie byłam w stanie przeklnąć głośno w ojczystym języku, bo może do kogoś taki okrzyk by dotarł, a tak można mnie było wziąć za stukniętego obcokrajowca i przynajmniej przez moment mnie za kogoś takiego uznać. Do momentu natrafienia na kogoś znajomego miałam jeszcze jakąś anonimowość, a że wybrałam sobie na spacer taką, a nie inną porę, ten jeden okrzyk nie spotkał się z niczyją reakcją.

Specjalnie odczekałam około trzech minut, by sprawdzić, czy może kogoś obudziłam albo wystraszyłam – ludzie na przechadzki z psami czasami pchali się o czwartej rano – ale nic się nie wydarzyło. Wyrzucenie z siebie tego okrzyku nieco mi pomogło, wściekłość, jaką w sobie nosiłam, nieco zelżała, postanowiłam więc wrócić do mieszkania, nim ktoś jednak mnie dostrzeże. Mimo tej decyzji jeszcze moment czy dwa spędziłam blisko brzegu, by poobcować z wodą bez zapłaty, po czym ruszyłam z powrotem.

Sądziłam, że zdołam się przespać z dwie, może nawet trzy godziny, nim będę musiała rozpocząć dzień, jednak już przed wejściem na klatkę schodową do bloku dopadło mnie nieprzyjemne przeczucie, że za chwilę mój plan legnie w gruzach. 

Ktoś by to nazwał intuicją, dla mnie był to trudny do określenia prostymi słowami niepokój. To on sprawił, że zamiast windy zdecydowałam się pójść schodami, choć przecież ze dwa kilometry jak nic miałam już w nogach. Zmierzałam na swoje piętro ostrożnie, jakbym szykowała się do złapania złodzieja na gorącym uczynku, ale to skradanie się miało jakiś plus – nie wpadłam w aż takie zaskoczenie na widok siostry, jak bym zrobiła, gdybym pojechała windą i natknęła się na nią po wyjściu z niej. Tak to mogłam poobserwować ją i zastanowić się, na co jej przewieszony przez ramię plecak.

Choć stała tyłem do mnie, a twarzą do drzwi, była moją najbliższą krewną, zawsze i wszędzie zdołałabym ją rozpoznać.

Przez ułamek sekundy chciałam ją zajść i wystraszyć, porzuciłam jednak ten pomysł, stąpnęłam mocniej na schodzie, by mnie usłyszała, po czym się odezwałam:

– Cześć, a co ty tu robisz?

Siostra obejrzała się na mnie, a choć się uśmiechnęła, na jej policzkach widziałam ślady łez. Nie miałam pojęcia, dlaczego przebyła te sto pięćdziesiąt kilometrów, by się tu zjawić i to całkowicie bez uprzedzenia, ale jej widok jeszcze wzmógł mój niepokój. 


– Co? Hej. Nic nie zrozumiałam. Musisz wypowiadać się wyraziście – zaznaczyła.

Podejrzewałam, że chodzi jej o wyraźnie, bo komin, jaki zakrywał mi usta, nieco zniekształcał moje słowa. Nieco go odsunęłam i podeszłam bliżej, z kieszeni wyciągając klucze do mieszkania. 

– A może kwieciście? – rzuciłam ironicznie i zostałam zgromiona wzrokiem. Cóż, nie każdy rozumiał moje poczucie humoru, to nie była moja wina. 

– Możesz być przez moment poważna?

– Nie ma jeszcze piątej rano, nie wymagaj ode mnie podobnych cudów, okej? W ogóle co ty tu robisz? I dlaczego nie dałaś znać, ze zamierzasz się w ogóle zjawić?

Od naszego ostatniego spotkania minęło prawie pół roku – nie byłyśmy sobie zbyt bliskie, choć byłyśmy rodzonymi siostrami – przez ten czas jedynie wymieniałyśmy wiadomości, nawet nie rozmawiałyśmy przez telefon, a od rodziców wiedziałam, że nie nastąpiły u niej żadne gwałtowne i niespodziewane zmiany. 

– Bo nie wiedziałam, że tu przyjadę. Po prostu wsiadłam dzisiaj w pociąg i tu wylądowałam.

Takie zachowanie do niej nie pasowało.

– Co się stało? Wszystko w porządku?

Przez chwilę nadal chciała być twarda, ale dostrzegłam w jej oczach nowo tworzące się łzy i drżącą brodę. Bez namysłu rozłożyłam ręce, by siostra mogła w nie wpaść, a ona rozpłakała się, rzucając z siebie jedynie:

– Ja nie chcę umierać.


2 komentarze:

  1. para unoszaca sie z uszu :) wywolalo to usmiech na mojej twarzy

    Zawsze mnie fasynowalo nurkowanie, nie dziwie sie ze bohaterka poszla w ta strone ze swoim zamilownaiem do wody

    Mowisz, ze nie chcesz nas uzczyc przeklinac? Ja i tak musialam sprawdzic co Sibal znaczy :/ i wiem, juz mnie nauczylas prezklinac po koreansku. :)

    Taka droga bez planowania toz awsze zly znak, a osttanie zdanie jeszcze bardziej zaniepokoilo. moglabys to kontynualwac zebysmy sie dowiedzialy co takiego sie jej wydarzylo, bo az mi to dziure w brzuchu wierci



    OdpowiedzUsuń
  2. gdyż nie chcę nikogo uczyć przeklinania w obcym języku <— BUT, WHY!!!@?? :D teach me, master!!! :D mi już i tak nic nie zaszkodzi!

    Och, ten pociąg do wody. Coś we mnie rozumie go i czuje. Coś mnie powidlo do klasy pływackiej i zew morza wciąż nie daje mi spokoju, dlatego z miejsca poczulam sympatię do głównej bohaterki.

    Spacer o 4 nad ranem? O ludzie. Chyba nigdy z własnej woli nigdzie o tej porze nie wyszlam. Ale wczulam sie w te scenerie i chlodna noc. I potrzebę wyrzucenia z siebie "shibal". Ciekawi mnie, co ja tak wkurzyło. Czy tylko wtykajacy nos w nie swoje sprawy znajomi?

    Końcówka bardzo mocno mnie zaniepokoiła. Matko, czy Ty nas z tym tak zostawisz??? Ja musze wiedzieć czy i jakie niebezpieczeństwo grozi jej siostrze! Nie zasnę spokojnie!!!! Jak tak można?!
    Dramatyczne zakończenie. Naprawdę mnie zmartwiło. Będę wyglądać choćby niewielkiej kontynuacji. A najlepiej jednak wiekszej ;D

    OdpowiedzUsuń