Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 26 listopada 2023

[157] pod gwiazdami ~ Miachar

 Kiedyś ukazałam już dach jako miejsce akcji, ale tak jest, że skoro w oglądanych przeze mnie serialach ma on znaczenie, w moim pisarskim wydaniu też się pojawi – więcej niż raz. Ale osobiście nie mam do niego żadnych uczuć, wpływa na to wrodzony lęk wysokości.

OSTRZEŻENIE! Pojawiają się wzmianki o samobójstwie, wrażliwi czytelnicy mogą pominąć ten tekst.




Czasami jedynym wyjściem było wyjście na dach, zapatrzenie się w gwiazdy na nocnym niebie i westchnięcie – tudzież pozwolenie sobie na płacz – by jakoś poskładać się do kupy i jeszcze ze sobą nie skończyć. Choć takie okoliczności widziane cudzymi oczami mogły wydawać się odpowiednimi do popełnienia samobójstwa.

Nie zachodziłem tu tak często, jak mogło się wydawać moim współpracownikom, jednak dość regularnie – czyli raz na dwa tygodnie, bo co tyle dopadało mnie załamanie nerwowe – i nie czułem już lęku, zbliżając się do krawędzi. Zresztą nie łatwo byłoby stąd skoczyć – poza murkiem, jaki sięgał mi do klatki piersiowej, postawiono także zabezpieczenie w postaci barierek. Trzeba by skoczyć przynajmniej kilkanaście centymetrów, będąc mojego wzrostu, by chwycić za jedną z nich, podciągnąć się, przerzucić ciało na drugą stronę i wtedy spojrzeć w otwarte gardło miasta. To był strasznie duży wysiłek fizyczny, a choć nie należałem do słabeuszy, to ani myślałem aż tak się męczyć, chcąc zakończyć swoje istnienie.

Tym razem byłem tu, by nieco ochłonąć po dwóch nadgodzinach, kiedy to nie posunąłem się za daleko z robotą, która miała być na cito, bo „ktoś nawalił w zeszłym tygodniu i teraz się to ciągnie, a klient się niecierpliwi”. Zazwyczaj nie miałem problemu, by pomóc przy jakimś projekcie, jeżeli w danym czasie byłem mniej zawalony robotą, ale przejęcie czegoś po wykonaniu zaledwie jednego z kilku kroków to było wyzwanie nawet i dla mnie. Z tego też powodu, gdybym miał jednak zdecydować się na taką ostateczność – która czasami przechodziła mi przez myśl, ale jeszcze nie była uciążliwa czy postanowiona – nie zrobiłbym tego tutaj.

Miałem za to sporo miejsca, by uzewnętrznić swoje emocje za pomocą krzyku. Nie moją winą było, iż z projektem było do zrobienia więcej, niż mi powiedziano przy proszeniu o wsparcie, ale plułem sobie w brodę, że nie byłem w tej sprawie bardziej dociekliwy. Zazwyczaj nie wchodziłem w coś, co pozostawało dla mnie choć w jakimś stopniu zagadką, dzisiaj zapomniałem o tej regule, bo propozycja wyszła, kiedy zbierałem się na lunch. O takiej porze nie myślałem zazwyczaj o niczym innym, jak o jedzeniu, na które mam ochotę. Wówczas to najlepiej było wybłagać u mnie jakąś przysługę, o której zapominałem i należało mi potem przypomnieć. Spełniałem je, ale czułem się przy tym nieco wykorzystany. 

Nie wykręcałem podobnych numerów swoim kolegom, dlatego przy którymś razie zwracałem uwagę, że nie robię za niewolnika. To sprawiało, że współpracownicy patrzyli na mnie mniej przychylnie, ale że nie zależało mi jakoś szczególnie na ich względach, ignorowałem to. Nie zawsze musiałem być przecież przyjacielski w odbiorze, prawda? Teraz żałowałem, że czasami brakowało mi asertywności i koncentracji.

Cóż, obwiniać mogłem w tej chwili jedynie siebie. A przy tym wyrzucić kilka przekleństw do gwiazd, bo przecież kto miałby mnie tu usłyszeć? Chyba tylko ktoś, kto wpadł na podobny pomysł, by właśnie teraz wejść na dach i w takich okolicznościach rozmyślać o życiu lub kolejny raz tłumaczyć sobie, dlaczego tak bardzo się go nienawidzi. 

Właśnie to musiało mi się przydarzyć, bo przecież nie mógłbym przerzucić ten strony w kalendarzu, gdyby dzień był w całości idealny.

– Może spokojniej, co? Jeszcze kogoś obudzisz i zwalisz nam na głowę gliny.

Nie chciałem się odwracać do autora tej uwagi, która w żadnym stopniu mnie nie rozbawiła – w przeciwieństwie do tego, który ją wypowiedział – ale mój wzrok skierował się mimowolnie w jego stronę. Zacisnąłem jedną z dłoni w pięść, byle tylko nie dać się opanować gniewowi, jaki ten człowiek we mnie wywoływał. 

– Co tu robisz? – zapytałem. – Mówiłem, że idę na przerwę, i prosiłem, by nikt więcej nie wychodził, bo trzeba pilnować biura.

Poza mną w pracy zostały jeszcze trzy inne osoby, a zgodnie z przyjętymi zasadami podczas nadgodziny większa część musiała pozostać w sali, o czym przypomniałem, dlaczego więc musiał się zbuntować? Nie miał już przecież piętnastu lat ani wyglądu niespełnionej młodej gwiazdy rocka. Poza tym doskonale wiedział, jak wygląda sytuacja w firmie, w końcu dołączył w kolejnej rekrutacji po mnie, a ja nie byłem tu nowicjuszem, bliski byłem awansu na kierownicze stanowisko.

– A wiesz co, musiałem nieco rozprostować nogi.

– I nie mogłeś tego zrobić, chodząc po korytarzu tam i z powrotem? – mruknąłem, bo wcale mi się jego tłumaczenie nie podobało. 

– Czepiasz się.

Mógłbym powiedzieć mu więcej rzeczy, które robił na odpierz, a które mnie denerwowały, ale zdołałem w porę ugryźć się w język. Nic by mi nie przyszło, gdybym teraz zabawił się w gnojka, jedynie pogorszyłbym sytuację, a przecież lepiej było tego nie robić. 

– Zrobiłem już tę tabelę, co mi dałeś.

– Dzięki.

Jedna tabela to była jakaś jedna ósma całości, jaką należało zrobić, by projekt być w pełni gotowy, rozdzieliłem zadania tak, by połowa była gotowa przed weekendem – wspominałem, że jest właśnie piątkowy wieczór, a my tkwimy w biurze, zamiast być w klubach lub z własnymi rodzinami? – ale to zawsze coś. Moje słowo jakoś nie wywołało u niego spodziewanej reakcji. Myślałem, że sobie pójdzie, skoro podziękowałem, ale nie, on wciąż musiał być w pobliżu. A właściwie to podszedł jeszcze bliżej mnie, jakby potrzebował obecności drugiego ludzkiego żywego ciała, by się ogrzać. Nie odsunąłem się, choć miałem na to ochotę. 

Nie lubiliśmy się, nie chciałem zmieniać swojego nastawienia, by coś udawać, dlatego patrzyłem na niego czujnie i bez wyraźnej przyjaźni.

– Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze? 

– No. Że masz moje wsparcie przy tym projekcie.

Teraz moje spojrzenie zamieniło się w zaskoczone. Nie dawał mi bowiem do tej pory odczuć, że tak jest, prędzej podłożyłby mi nogę, bym coś rozwalił, niż z własnej, nieprzymuszonej woli w czymkolwiek pomógł. Dlatego tak trudno było mi przyjąć jego słowa, co musiał zobaczyć na mojej twarzy. Westchnął.

– Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale trzymam twoją stronę – powiedział z uśmiechem, po czym poklepał mnie po ramieniu, a ja nie ukryłem, że się wzdrygam.


„Akurat”, przemknęło mi przez myśl. Nie wierzyłem ani w jego wsparcie, ani w zaufanie, jakim miałbym go obdarzyć. Ten człowiek od początku, kiedy zjawił się w teamie, do którego należałem, nie tyle działał mi na nerwy, co robił wszystkim pod górkę. Był powodem, przez który myślałem nawet o złożeniu wypowiedzenia, gdy nie udało nam się wygrać jednego przetargu, bo właśnie ten człowiek nie dopełnił jednej rzeczy – dołączenia informacji o poprzednich realizowanych dla miasta projektach – a to mnie, jako kierownikowi tej sprawy, oberwało się tak, że miałem ochotę ukryć się przed światem, póki nie spłonie.


To dlatego teraz nie dałem mu również wiary, za to odsunąłem się, by mnie nie dotykał, i zmierzyłem go wzrokiem z góry na dół.


– Zamiast tyle gadać, lepiej jedź do domu i odpocznij. W poniedziałek czeka nas sporo pracy.


Na dobrą sprawę nie miałbym za złe, gdyby został choć pół godziny dłużej i zaczął pracę nad kolejną tabelką, ale dość już miałem jego obecności. Działał mi obecnie na nerwy, a nie chciałem niszczyć sobie początku weekendu rozmyślaniem, co mógł popsuć, pracując o tej porze.


– Skoro tak nalegasz. – Roześmiał się i odwrócił, by ruszyć z powrotem. – Na razie!


Nie zaszczyciłem go już więcej spojrzeniem, chciałem, by sobie poszedł i pozwolił mi pobyć przez chwilę sam ze sobą. Nie poruszyłem się, póki nie usłyszałem zamykanych drzwi do klatki, zerknąłem za siebie, by mieć pewność, że za nimi zniknął, a nie robi sobie jaja, by wciąż mnie dręczyć.


Na dachu nie było już nikogo innego, odetchnąłem więc i podszedłem bliżej krawędzi. Nie miałem możliwości spojrzenia ponad zabezpieczenie z muru i barierek, ale mogłem zadrzeć głowę i zapatrzeć się na niebo.


Dla mnie ta noc jeszcze musiała trwać.


Czasami nie dało się zniknąć ot tak, by móc przeskoczyć pewne dni, obowiązki i nieprzyjemności w swoim życiu, dlatego po kolejnym krzyku posłanym w noc zszedłem do biura i dodałem do projektu kilka slajdów oraz notatek, nim stwierdziłem, że nie wygląda to już tak strasznie i mogę sobie iść. 


Tylko ta noc i gwiazdy zapamiętały mój krzyk, w mojej pamięci zatarł się przy kolejnej takiej okazji. 


1 komentarz:

  1. Hey. Znów mamy w tle korporację a do kompletu trochę ciężkiego ładunku emocjonalnego. Poruszanie tematu samobójstwa mnie nie odstręcza, wczuwam się w emocje postaci, by zrozumieć, czemu nachodzą ją takie myśli. I zwykle pojawia się we mnie jakiś zew, by z taką osobą porozmawiać. Jest fikcyjna? No to kurde mamy problem xd A tak serio, z tym bohaterem nawet gdybym przeniosła się w fikcję, chyba ciężko byłoby przeprowadzić konwersację. Szczerze mówiąc, odnoszę wrazenie, że jest on na etapie swojego zycia zdominowanym przez pesymizm i byc moze ocenia pod jego wplywem wszystko bardzo, bardzo subiektywnie (zakladajac, ze w ogole potrafimy zdobyc sie na obiektywizm). Bo ja na przykład to w sumie nie wiem, czy ten jego kolega, co to sama obecnoscia tak go wkurzyl, rzeczywiscie jest takim dupkiem, za jakiego go ma. Znamy tylko jego opinię, a podczas sceny na dachu kolega zachowuje sie calkiem OK. Po co zapewniałby, ze jest po jego stronie (temat ładnie wjechał! ja planuje teraz z nowym sie za niego zabrac xd bo wciaz siedzi mi w glowie), nie bylo swiadkow, na ktorych mialby zrobic wrazenie swoja gotowoscia do pomocy, hm. No, widzisz, niby tekst niedlugi, a daje do myslenia. Cos w nim jest, co nie daje przejsc obojetnie i kaze sie zastanowic nad tym,co jest czarne i co biale. Jedno jest pewne: wysokie barkierki na szczycie budynku SĄ potrzebne. Jak diabli. Żeby ich brak nie skusił w chwili słabosci.

    OdpowiedzUsuń