Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 18 września 2022

[130] Grand Fantasy: Cid ~ Kaja



  Stukot kufli i talerzy z niższego piętra przypomniał jej o upojnej nocy, którą miała zaszczyt dzielić z butelką wódki, a może nawet dwiema. Teraz nie zbyt wiele pamiętała. Teraz nie miało to znaczenia. Głowa ją bolała, a w uszach dźwięczało.

Zwlekła się na chwiejące nogi. Zmoczyła długie czerwone włosy w misce z ciepłą wodą. Chyba właścicielka gospody postawiła ją na ogniu stosunkowo niedawno. Nie zauważyła, kiedy kobieta przyszła do jej pokoju i nie zauważyła, że drzwi były lekko uchylone. Czy ktoś jeszcze był tutaj, gdy ona nieprzytomna spała w ubraniu na pościeli, która zapewne była czysta, zanim dziewczyna się na nią rzuciła? Szybko sprawdziła, czy broń nadal leży pod łóżkiem, a w sakwie znajdują się brązniki. Wszystko było. Chyba nie znajdowała się w tak złej pozycji, jak sądziła.

Wychodząc z pokoju, nasunęła kaptur na głowę. Wolała nie rzucać się w oczy. Już na schodach uderzyły w nią głośne śmiechy mężczyzn i kobiet. Jeden głos się wyróżniał z tłumu. Większość zdawała się słuchać jego opowieści i reagować na szokujące zwroty akcji, czy zabawne watki. Wysunęła głowę zza rogu i spojrzała na tłum. 

Dlaczego ludzie myślą, że jestem dobrym dyplomatą? Nikt nie pamięta, jak zacząłem wojnę? – westchnął mężczyzna ubrany w biały płaszcz i garnitur w tym samym kolorze. Spojrzał po słuchaczach, lecz żaden nie uraczył go odpowiedzią. – Bądź jak spowodowałem kolejną? – Teraz zaczął się śmiać, wręcz zanosił się dławiącym śmiechem, a za nim jak fala, ruszyła cała rzesza rozbawionych gości gospody, kilku pijaków i parę dziwek. 

– No ale powiedz, Cid, czy na tym Cacoon było naprawdę tak dobrze, jak powiadali? Wielu ludzi stamtąd zeszło po kryształowym pilarze, gdy tylko mogli. Coś mnie się nie wydaje. – Jeden z pijaczków zaczął zagadywać Cida Rainersa, byłego komendanta, ale on zdawał sobie nic nie robić z jego pytań i kontynuował niestworzone opowieści o tym, jak to on jeden sprawił, że księżyc spadł z niebios.

– Dyplomata? Chyba manipulatorem – szepnęła Lili. 

Wiedziała, że towarzystwo obecnych czy byłych najemników PSICOM, bo inaczej nie można było ich nazwać, jest wielce niewskazane i czym prędzej skierowała się do wyjścia. Uśmiechnęła się jedynie do gospodyni, po czym przemknęła niezauważona, jak sądziła, przez drzwi boczne karczmy.

Wokół budynku kręciło sie więcej ludzi niż w jego wnętrzu. Wśród nich stali również żołnierze, dlatego Lili-Rose postanowiła sie ulotnić z miasta. Zbyt łatwo mogłaby wpaść w oko jakiemuś kadetowi, który za wszelka cenę chciałby się wyróżnić i dostarczyć ją do stóp samego Galentha Dysleya, głowy wyznania Sanctum. 

Po ówczesnym uzupełnieniu zapasów postanowiła czym prędzej stąd odejść. Nie wiedziała, dokąd ma zmierzać, więc postanowiła iść przed siebie. 


***


Jego nieskazitelnie biały garnitur wyróżniał się wśród szarych i poszarpanych szmat pijaków i sukien nie pierwszej świeżości, które miały na sobie kurwy siedzące przy jego stoliku. Wiedział, że będzie zauważony przez wszystkich w miasteczku. Już na wejściu został otoczony ciekawskimi oczami. Lustrowały go od stóp do głów i oceniały, jak mogą skorzystać na jego obecności tutaj.

Jego interesowała jedna konkretna postać. Wiedział, że znajduje się w karczmie. Obserwował ją od wczorajszego wieczoru, gdy zrozpaczona wypijała kolejny kieliszek alkoholu, mówiąc sama do siebie. Postanowił poczekać na to, co wydarzy się później. Pozwolił odejść jej do pokoju i odespać nadmiar alkoholu. Teraz czekał na nią przy jednym ze stolików. Spoglądał na schody, zabawiając towarzystwo niegodne jego szanownej osoby. 

Uważał się za lepszego od nich, w sumie za lepszego od większości ludzi żyjących na Gran Pulse, ale uważał, że z Lili- Rose tak wiele go nie różni. Może nawet byli do siebie bardziej podobni niż mu się wydawało.

Kiedy zeszła, wiedział od razu, że został zauważony. Miała na sobie czarne ubranie i szary płaszcz z kapturem. Chciała sie ukryć, ale przed nim nie mogła, on ją widział i odczuwał tak jak inne l’Cie. Lili nie miała tej zdolności, nie wyczuwała l’Cie w innych ludziach, nie wiedziała o ich celu, ani tym jakie zdolności posiadają.

Uciekła szybciej niż kot na widok psa. Nie mógł jej zgubić. Chciał się podnieść od stolika, ale został złapany w pnącza, uwite z ramion kurew, które trzymały go tak mocno, jakby sama jego bliskość napełniała ich sakiewki brąznikami. 

– Puśćcie mnie natychmiast, proste ladacznicy chwile temu wyjęte z rynsztoka! – wrzasnął, wyrywając się z obiec kobiet.

– Ale przecież nie skończyliśmy, mości panie, zostańcie – błagała jedna z nich, szarpiąc go za płaszcz. Uśmiechem, któremu brakowało parę przednich zębów, nie dałaby rady oczarować nawet ślepca.

Cid chwycił ją za gardło i pchnął na stolik. Dookoła rozległy się szepty, a jego osobę znowu otoczyły wścibskie spojrzenia. Kierując sie w stronę wyjścia, rozpychał się łokciami. Wychodząc, trzasnął drzwiami.


***


Samotność zdecydowanie jej służyła. Będąc sama, osiągnęła najwięcej. Analizowała przeszłość wiele razy, począwszy od domu rodzinnego i zmiany brata w l’Cie, a następnie w odmieńca, związku z Deanem i jego zdrady oraz przyjaźni z Rosko i tego, jak ją potraktował. Zawsze, gdy zaczynała na kimś polegać, okazywało się, że polegać może jedynie na sobie, a jej towarzysze sprowadzali na nią więcej utrudnień niż pomocy. Samej było jej łatwiej.

Nie zamierzała wypełniać niczyich zadań i miała w nosie czy z tego powodu Bogini zmieni ją w odmieńca. Może tym właśnie byli odmieńcy? Zbuntowanymi wybrańcami, którzy nie bacząc na niczyją wolę czy konsekwencje swoich wyborów, robią to, co jest według nich słuszne. Może i dostała drugą szansę tylko po to, aby wypełnić zadanie, ale postanowiła, że wykorzysta ja inaczej niz zaplanowała to dla niej bogini. 

Chciała uciec, ukryć się tam, gdzie nikt jej nie znajdzie. Szukała miejsca tylko dla niej, takiego, w którym sama będzie boginią, tego małego niedostępnego dla innych świata. Nie wiedziała jeszcze jak go znaleźć, ale coś podpowiadało jej, że musi iść cały czas do przodu. 


2 komentarze:

  1. Zostawilam sobie Cida na koniec! Muszę przyznać, że coś mnie w nim intryguje bardzo mocno, moze sentyment do imienia, może coś więcej, coś, przez co chciałabym mu stanąć na drodze. Choć on najwyraźniej jest skończonym, nadętym łajdakiem xd
    Pasuje do niego wywoływanie wojen idealnie .
    Twoje opisy robią sie coraz ostrzejsze i lepsze :D scena w knajpie skradła mi serce xd od gąszcza kurewskich ramion po tą damę, którą Cid zechciał potraktować z szacunkiem na jaki zasłużyła xd "Uśmiechem, któremu brakowało parę przednich zębów, nie dałaby rady oczarować nawet ślepca" xddd ryklam smiechem xxd
    Super to zagrało. Cid wprowadził niepokój i idacy w parze z nim podchodzący pod czarny humor, a to według mnie swietne połączenie!! Chcę tego więcej!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Jak dawno nie było tej serii! Czy mnie się wydaje, czy to pierwszy raz, kiedy Lili tak zaszalała z alkoholem? Ale się jej nie dziwię, po tych wszystkich przygodach, zdradach i zwrotach akcji pewnie postąpiłabym tak samo.
    Ach, chciałabym wiedzieć więcej o Cidzie. Mam nadzieję, że to jego czajenie się na Lili-Rose nie grozi jak na razie mordobiciem, choć w tym uniwersum to się powinnam chyba spodziewać wszystkiego. Nieźle oddałaś emocje i zarysowałaś sytuacje w knajpie, to było bardzo plastyczne doznanie :)

    OdpowiedzUsuń