Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 18 września 2022

[130] Bore da: I found it in my heart ~Miachar



  Z dedykacją dla Wilczej, której komentarze pchnęły mnie do skupienia się na tej serii, a to zaowocowało przyjemnością i ciepłem płynącym z pisania kolejnych części. Dziękuję!


Pewne sytuacje, choć człowiek liczy się z tym, że będą miały miejsce – a jego udział w nich jest przewidziany zaproszeniem – przynoszą ze sobą emocje, o których się wcześniej nie myślało. A przynajmniej taka refleksja dopadła mnie, kiedy po oficjalnym zakończeniu godzin pracy, kiedy to nikt nie robił drugiej zmiany, bo takie było zarządzenie szefa, do głównej sali wjechał tort, a część z nas, pracowników, dopadło uczucie deja vu.
Jasne było, dlaczego wypiek pojawił się w redakcji, w końcu świętowaliśmy pierwsze urodziny Kącika, jednak atmosfera bliższa była tej pogrzebowej niż pełnej dobrej zabawy. Wszyscy pracownicy gazety musieli wziąć udział w części obchodzonej w biurze, do pubu, gdzie miała odbyć się kolejna – bo przecież nie można całości poświęcić w jednym miejscu, czyż nie? – mieli iść ci, którzy chcieli. No i Mar jako główna matka całego sukcesu.
Koleżanka nie wyglądała na zachwyconą całą tą imprezą, co mnie jakoś nie dziwiło. Pewnie jak wielu z nas wolałaby spędzić piątkowy wieczór na własnych warunkach, na razie późne popołudnie musiała spędzić tutaj i słuchać chwalenia, jakie właśnie roznosiło się po pomieszczeniu za sprawą potężnego głosu szefa.
– Gdyby nie ciężka praca jej i zespołu nie dotarlibyśmy do tego punktu, w którym właśnie jesteśmy!
Ktoś mu przytaknął, ktoś inny rzucił pod nosem coś niezrozumiałego, na wielu twarzach gościł niepewny lub sztuczny uśmiech, wszyscy zastanawiali się, czy ta biurowa szopka długo potrwa i czy właściwie to jest co świętować, czy może jedynie stworzono sytuację, by móc się napić za ponoć firmowe, przekazane przez zarząd pieniądze.
– Dziękuję bardzo głównemu zespołowi Kącika, Mar i Kat, które pod czujnym okiem Theo każdego tygodnia raczą nas wspaniałościami. Podziękowania kieruję także do Dyii i Haroona – szef wskazał dłonią studentów, którzy specjalnie zostali zaproszenie na ten wieczór, choć wyglądali właśnie, jakby chcieli zniknąć – za ich wkład. Mam nadzieję, że czegoś się tu u nas nauczyliście. Dziękuję każdemu, kto służył wsparciem i radą, a także przeczytał choć jeden z felietonów. Kolejny raz pokazaliście mi, jaka siła drzemie w naszej rodzinie! Zdrowie!
Wzniesiono kubki z sokiem, bo na coś mocniejszego trzeba było poczekać, tort został pokrojony i dziennikarze oraz pozostali pracownicy zaczęli podchodzić do Mar ze szczerymi lub mniej szczerymi gratulacjami. Widziałem po koleżance, że nie jest zachwycona, iż znalazła się w centrum uwagi, jednak nie wiedziałem, co mógłbym na to poradzić. Obserwowałem ją jedynie i słałem mentalne wyrazy wsparcia.
Obok mnie pojawił się Gavin, który zręcznie trzymał i talerzyk z wypiekiem, i kubek, z którego właśnie pociągnął solidny łyk. Na całe szczęście nie mlaskał przy tym ani nie siorbał, nie zagłuszał więc kolejnych słów, w których to naczelny zachwalał poczynania Mar.
Jako że o dziennikarce mówiono tak, by wszyscy wiedzieli, jak kobieta się w ogóle redakcji znalazła i co robiła przez ostatnie lata, co chwilę ktoś zerkał w jej stronę.
Choć zdarzało mi się to już wcześniej i to wielokrotnie, nie byłem w stanie oderwać wzroku od Mar. Kilkoro kolegów także co jakiś czas zerkało w jej stronę, choć koleżanka nic sobie nie robiła z tych spojrzeń. Podejrzewałem nawet, że jej ubiór jest dziełem przypadku, a nie całkowicie kontrolowanym działaniem. Ciemne niczym noc włosy pozostawiła rozpuszczone i naturalnie proste, założyła kolorową sukienkę przed kolano i szpilki, o których wiedziałem, że są jej ulubionymi, bo kiedyś podsłuchałem – całkowicie przypadkiem – prowadzoną przez nią rozmowę z innymi dziennikarkami w pokoju socjalnym. Niby nic wielkiego, a jednak emanowała przy tym takim urokiem, że musiałem powstrzymać się przed chęcią podejścia do niej i przytulenia.
Tak samo czułem się, kiedy udało nam się pójść na kolację. Nastąpiła dopiero po trzech tygodniach od zaproszenia, bo wykurowanie się zajęło mi więcej czasu, niż sądziłem, później Mar miała tydzień urlopu, a następnie ja, więc dopiero w trzecim tygodniu sierpnia mogliśmy pójść razem zjeść. Założyła wówczas białą koszulkę na ramiączka, czarną spódniczkę przed kolana i sandałki, a mnie wydawało się, że właśnie zeszła z wybiegu, by poobcować ze zwykłym śmiertelnikiem, za jakiego się miałem. Może było to niedorzeczne w ten sposób gloryfikować kobietę, jednak nie mogłem zaprzeczyć, że z każdym spotkaniem podobała mi się bardziej pod względem aparycji, jak i charakteru. Od dawna wiedziałem, że to dobra dusza, ale kiedy słuchałem, jak opowiadała o projekcie Gilberta, przy którym służyła radą, czułem, że w swojej bezinteresowności jest po prostu wspaniała.
Trochę bez przemyślenia, kiedy wspomniała o chłopaku, który tego wieczoru również nas obsługiwał, wysnułem teorię, że Gil mógł się w niej durzyć, gdy go uczyła, na co Mar parsknęła szczerym śmiechem.
– To nie we mnie się podkochiwał – wyznała – a w mojej przyjaciółce, Ashy, z którą miał do czynienia jedynie wtedy, gdy wpadała jako piąte koło u wozu na kawę. Też była korepetytorką, jednak z przedmiotów, z którymi Gibert sobie radził. Poza tym dość szybko dała mu kosza.
– Co powiedziała?
– Że jest za młody, a sześć lat różnicy to dla niej nie do przeskoczenia, nawet gdy oboje będą po studiach. Gil wciąż się uczy, a Asha szykuje do ślubu, jednak wciąż pozostają dobrymi kolegami.
Choć nie byłem w stanie przyznać tego głośno przed Mar, to ulżyło mi, że w młodym kelnerze nie muszę doszukiwać się rywala. Bo jakoś nie wierzyłem w siebie na tyle mocno, by mieć pewność, że serce kobiety bije szybciej właśnie z mojego powodu.
– To musiało zaboleć – zauważyłem, przypominając sobie także o jednej z własnych pierwszych sympatii, która nie okazała mi takiej samej uwagi, co ja jej. To był krótki, ale wiele uczący związek dwójki zbyt młodych ludzi.
– Pozbierał się po tym dość szybko, bo do restauracji zaczęły przychodzić pewne licealistki i ktoś inny zawrócił mu w głowie. Mimo tych miłostek zawsze radził sobie z nauką i nie sprawiał kłopotów, dlatego jego mama mogła być o niego spokojna. – Mar się uśmiechnęła. – Gilbert jest dla mnie jak młodszy brat, co brzmi dziwnie, kiedy już mam dwóch biologicznych, tylko starszych, czyż nie?
Gdyby tylko wiedziała, jak dobrze się poczułem, kiedy to usłyszałem, pewnie powiedziałaby mi, że zwariowałem. Ale nie mogłem ukryć tego wieczoru uśmiechu, który pojawił się na mojej twarzy i nie był to tylko wynik tego, że akurat w restauracji podawano zimną zupę, w której zakochałem się od pierwszego spróbowania.
Byłem niemalże pewien, że Mar zadziałała w tej sprawie i zadzwoniła odpowiednio wcześnie do cioci, by dowiedzieć się, kiedy można spodziewać się akurat tego dania w menu któregoś dnia, i specjalnie powiedziała, że akurat wtedy jest dostępna, by pójść ze mną na kolację. To było niecne z jej strony, a przy tym wprawiło moje serce w szybsze bicie. Bo nie zrobiłaby tego raczej, gdyby nie zależało jej na moim szczęściu – a przynajmniej w ten sposób tłumaczyłem sobie zachowanie kobiety, które moim zdaniem było bardzo romantyczne.
Od tamtego spotkania robiłem, co tylko wydawało mi się odpowiednie, by powoli zdobywać serce Mar. Częściej robiłem jej kawę, sam dokupiłem wafelki w jej ulubionej wersji, a nawet… Kupiłem jej kwiaty, kiedy któregoś dnia wychodziliśmy razem z biura, wyjątkowo bez Gavina, a nieopodal biurowca jakaś starsza pani sprzedawała niewielki bukiety. Przyjaciółka była bardzo zaskoczona tym gestem, ale jej szeroki uśmiech nakazał mi wierzyć, że jest zachwycona. To było banalne, ale że brak było we mnie romantyka, uznałem, że to najlepsze, co może podpowiedzieć dziennikarce, jakie uczucia wobec niej żywię.
Teraz chciałem podejść, by mogła się na mnie wesprzeć, kiedy nasi współpracownicy poznają jej historię życia w gazecie, ale ku mojemu zaskoczeniu naczelny właśnie skończył jej biografię, za co Mar podziękowała i czym prędzej czmychnęła do pokoiku, którego używaliśmy za bazę dla Kącika. Szef rzucił jeszcze informację, by wszyscy zgromadzili się w sali ponownie o siódmej wieczorem, to wszyscy pójdziemy na kolację do miejsca, które zarezerwował, po czym każdy zajął się sobą. Niektórzy zmierzali do windy, by przez ten wolny czas podskoczyć do domu, odświeżyć się i ubrać coś lepszego, inni zameldowali się przy cieście, które ich zdaniem należało jak najszybciej dojeść.
W sekundę podjąłem decyzję, że co tam kawałek ciasta, ważniejsze jest, by dowiedzieć się, jak przyjaciółka się czuje, czy mogę jej w jakikolwiek sposób pomóc. Dlatego też ruszyłem jej śladem, a ku mojemu zadowoleniu akurat nikt nie pomyślał, by nagle stanąć mi na drodze i wciągnąć w jakąś rozmowę, nawet Gavin poszedł do swoich ziomków od IT. Chwała Ci za to, Boże!
W niewielkim biurze okno wychodziło na zachód, więc każdy, kto tu wszedł, mógł podziwiać wrześniową feerię barw na podłodze. Jako że obecnie było ono uchylone, do środka wpadało powietrze pachnące latem. Zamknąłem za sobą drzwi, a kobieta zwróciła się do mnie.
– Hej – przywitałem się. – Wszystko gra?
Podszedłem bliżej, by stanąć nieopodal jej boku, nie dotykając przy tym ramienia, by miała jako taką przestrzeń osobistą.
– Cześć – uśmiechnęła się – nie, do końca wszystko gra. – Westchnęła. – Wydaje mi się, że trochę przedobrzył – przyznała Mar, mając na myśli naczelnego i całe to wydarzenie, jakie zorganizował. – Rozumiem, że chciał to jakoś uczcić, ale teraz cała uwaga skupiona jest na mnie, a moje działania odrobinę wyolbrzymione.
– Wiesz, że już tak ma – odparłem, przystając przy boku kobiety. W pokoiku pachniało świeżymi kwiatami, gdyż ktoś pozostawił na stoliku jeden z kilku bukietów, jakie tego dnia Mar otrzymała. – Wyolbrzymia i problemy, i sukcesy, bo teatralność to jego druga natura.
Nie powinno się pewnie wskazywać wad w rozmowach o kimś, bo podchodzi to pod obgadywanie, ale jeżeli jest to zgodne z prawdą, to w równym stopniu dotknie omawianą osobę, co kłamstwa na jej temat? Ciekawa zagadka zagnieździła mi się w głowie.
– Ale cieszę się, że jednak ma powód do zadowolenia – przyznała, spoglądając w stronę tablicy, na której zapisywała część pomysłów i wątków do poruszenia. Dzięki tej właśnie powierzchni zapoznałem się z pismem Mar i teraz rozpoznałbym je wszędzie. – W końcu sam budował to miejsce od podstaw, należy mu się docenienie i szacunek za wykonywaną pracę.
– Jednak i tak coś cię trapi – zauważyłem.
Kobieta westchnęła.
– Naczelny widzi Kącik jako sukces, do którego się w pewien sposób przyczynił, ale nie dostrzega spojrzeń innych. Wiem, że niektórzy naprawdę się cieszą, że nasza gazeta zdołała czymś się wybić w branży, że mamy coś innowacyjnego, ale widziałeś, ile spojrzeń pełnych zawiści i złości było w nas skierowane? Czułam się, jakby ktoś próbował wbić we mnie szpilki tylko dlatego, że nie mógł kontrolować, jak dobrze wyjdzie mi wypełnianie obowiązków. – Westchnęła cicho, a ja poczułem przemożną chęć, by ją do siebie przytulić i pokazać w ten sposób, że nie jest sama, że zawsze jestem obok. Powstrzymało mnie to, że mówiła dalej. – Cały czas się mówi, że jesteśmy tu rodziną i gramy do jednej bramki, ale w takich chwilach, kiedy triumf dotyczy jedynie kilkoro z nas, inni gotowi są podłożyć świnię. Człowiek człowiekowi wilkiem, a szkoda, że nie…
– Kiwi kiwi kiwi – wszedłem jej w słowo i dokończyłem powiedzonko, które od niej przejąłem.
– Zgadza się – przyznała ze śmiechem. – Szkoda, że my nie umiemy być dla siebie po prostu dobrzy. Wtedy świat naprawdę byłby piękniejszy.
– Wydaje mi się, że akurat ty sprawiasz, że jest.
Mar spojrzała na mnie, a ja postąpiłem krok w jej stronę, czująć odwagę, której się nie spodziewałem. Odwagę, by przestać być tchórzem.
Promienie słońca zagrały na włosach kobiety, jej delikatny uśmiech zdobił twarz, a w oczach kryły się małe iskierki. Całość sprawiała, że w moim brzuchu fruwały motyle, a serce biło mi jak szalone.
Może nie chciałem tracić tej chwili, może miałem już dosyć walki z samym sobą – nieważny był powód, a to, że postąpiłem w stronę kobiety, a kiedy odwróciła się bardziej w moją stronę, pochyliłem ku niej, by znaleźć drogę do jej ust.
To znalazłem w swoim sercu – odpowiedź na to, co czuję względem niej. Chciałem, by była obok, bo to właśnie pozwalało mi czuć szczęście.
A swoje uczucia mogłem okazać najbardziej poprzez pocałunek.
Nie chciałem narzucać jej się z nim narzucać, więc ani myślałem go pogłębiać, kiedy kobieta w żaden sposób nie zareagowała. Rozumiałem, że musiałem ją zaskoczyć, dlatego też pozwoliłem sobie jedynie przycisnąć wargi do jej ust przez kilkanaście sekund, po czym się odsunąłem.
Odrywając wargi od jej ust, postąpiłem nieznacznie do tyłu i zajrzałem w jej oczy, w których kryło się niedowierzanie i nieme pytanie. Uśmiechnąłem się nieznacznie, odrobinę zawstydzony swoim ruchem, a moje uszy poróżowiały.
Mar patrzyła na mnie zaskoczona i zmieszana. To jednak nie było wszystko, co miałem jej do przekazania.
– Myślę… – zacząłem – Myślę, że cię lubię, Mar.
Po tym wyzwaniu jej spojrzenie złagodniało i przeniosło się na moje usta, a ja pomyślałem, że… Że chcę to zrobić jeszcze raz i to właśnie w tej chwili.
Dlatego ponownie postąpiłem naprzód, pochyliłem się w stronę przyjaciółki i właśnie w tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
– Mar, jesteś tam?
Rozpoznałem głos jednej z koleżanek, która nie należała do zbyt cierpliwych osób, można się więc było spodziewać, że za moment wpadnie do środka bez zaproszenia. Nie chciałem, by ktokolwiek z pracy dowiedział się już teraz, że szaleję za Mar – mój przyjaciel był wyjątkiem dla potwierdzenia reguły – i właśnie powiedziałem jej, że ją lubię, dlatego znowu się odsunąłem. Z piersi przyjaciółki wyrwało się westchnienia, kiedy przenosiła wzrok na tablicę z planami na dalsze teksty, a w biurze pojawiła się osoba pukająca.
– O, Theo. Nie wiedziałam, że oboje tu jesteście. – To teraz ma temat do plotek. – Mar, mogę cię prosić na chwilę?
– Jasne.
Dziennikarka ruszyła do drzwi, nie spoglądając w moją stronę, a ja wstrzymałem oddech. Wypuściłem powietrze z ust, dopiero kiedy usłyszałem zamykające się za nimi drzwi.
Serce dudniło mi w piersi jak oszalałe. Potrzebowałem chwili, by dotarło do mnie, że to miało miejsce, że naprawdę właśnie przed momentem pocałowałem kobietę, od której nie umiałem się uwolnić, i wiedziałem, że teraz nie ma już odwrotu. Właśnie ukazałem Mar swoje serce na dłoni, teraz nie było szans, bym się wycofał.
Minęły dobre dwie minuty, nim wyszedłem z pokoju, by wejść w gwar rozmów i stukania widelczyków o talerze, bo wciąż był wypiek do zjedzenia. W tym naszym redakcyjnym tłumie szybko wypatrzyłem Gavina – stał przy moim biurku – i ruszyłem w jego stronę. Przyjaciel szybko mnie zauważył i uśmiechnął się do mnie szeroko.
– Mówią o tobie – rzucił, kiedy znalazłem się dwa kroki od niego. – O tobie i o Mar. Wiedziałem, że gdzieś sobie znikniecie, ale żeby to zaczęło innych interesować? Nie sądziłem, że będziesz chciał stać się tematem czyichś plotek – wyznał przyjaciel i otoczył mnie ramieniem.
Jego słowa nie docierały do mnie w pełni, bo wciąż przeżywałem na nowo to, co zrobiłem, a wspomnienie dotyku ust Mar wciąż wywoływało u mnie rumieniec.
– Ej, co się stało? – Gavin zauważył, że coś jest nie tak.
– Pocałowałem Mar – odparłem bez wahania, zniżając nieznacznie głos, by nikt niepowołany nie zdołał usłyszeć tego wyznania. – W gabinecie Kącika chwilę temu.
– O rany. – Przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, po czym uśmiechnął się jeszcze szerzej. – Oho, ziarno zasiane, juhu!
Nie podzielałem jego entuzjazmu.
– A jeżeli wszystko sknociłem? Wiesz, że marny ze mnie romantyk, nie umiem zdobywać serca kobiet.
– Stary, gdybyś coś sknocił, to Mar przywaliłaby ci zaraz po pocałunku, może nawet zadzwoniłaby po policję, a tego nie zrobiła, prawda?
– No tak, nie zrobiła.
– Widzisz? To dowodzi, że nie jesteś jej zupełnie obojętny.
Musiałem przyznać, że te słowa zadziałały, przyjaciel zdołał podnieść mnie na duchu, kiedy więc wybiło siódmą wieczorem i powinniśmy się powoli zbierać do wyjścia, nie byłem tak załamany jak chwilę po tym, kiedy drogi moje i Mar się tego popołudnia rozeszły. Ciekawiło mnie, gdzie ona jest, jakoś nie widziałem jej nigdzie w głównym pomieszczeniu biura.
Także naczelny zwrócił uwagę, iż nadeszła godzina zero, dlatego stanął na środku pokoju i głośno zapytał:
– Wszyscy już są?
Oczywistym było, że kolacja nie może odbyć się bez głównej gwiazdy wieczoru, dlatego część dziennikarzy rozglądała się za Mar. Ja też i w końcu mogłem ją zobaczyć. Kobieta stała nieopodal korytarza prowadzącego do łazienek z Kat u boku i – jak mi się wydawało – unikała wzroku innych.
Boże, jak bardzo chciałem do niej podejść i pocałować ponownie, tym razem tak naprawdę, by poczuła, jak bardzo namieszała mi w głowie i w sercu.
– Dobrze, w takim razie chodźmy! Zarezerwowałem nam miejsce w niezłej knajpie, gdzie podają między innymi mątwę, czyli to, co lubisz, prawda, Mar?
Naczelny spojrzał w stronę kobiety, która musiała usłyszeć jego pytanie, gdyż wypowiedział je donośnie. Ta skinęła mu głową i skrzywiła się, próbując uśmiechnąć. Łatwo można było powiedzieć, że nie jest zadowolona. Tego wyrazu twarzy mi u niej ostatnio brakowało.
– Coś nie jest przekonana – szepnął mi do ucha Gavin.
Prychnąłem cicho.
– Nie dziwię się, na mątwę to Mar musi mieć naprawdę ochotę, a je ją tylko w jednym lokalu. Podejrzewam, że to nie do niego idziemy, więc będzie musiała udawać, że jej smakuje.
– Bardzo dużo wiesz o swojej dziewczynie.
– Ona nie jest moją…
– Wiem, ale tego byś chciał – przerwał mi przyjaciel, po czym poklepał po ramieniu.
Ruszyliśmy za innymi na tę nieszczęsną kolację urodzinową. Oczywiście pieszo, bo przecież wspólny spacer też mógł stworzyć z zespołu rodzinę, a przynajmniej niektórym mogło się tak błędnie wydawać.
Zmierzch zapadł już jakiś czas temu. Zmierzaliśmy do wybranego przez szefa lokalu, przechodząc przez główne place miasta, przy których znajdowały się odrestaurowane kamieniczki gotowe przyjąć w sezonie turystów, jeżeli tylko ci wyraziliby chęć, by je zwiedzać.
Lubiłem tędy spacerować w dni wolne, kiedy nie musiałem zajmować się pracą lub myśleć o tym, że naczelnego ponownie dopadł słomiany zapał i kolejny raz jakiś pomysł wydawał mu się idealny, by wprowadzić go w życie dla zwiększenia liczby odwiedzin i komentarzy. Przy tym czułbym niepokój na myśl, że i do tego Mar zostanie wciągnięta. Takie przechadzanie się dobrze robiło mi też na formę, ale tego wieczoru ani trochę nie dało mi to radości. A to przez przyjaciółkę, na którą co jakiś czas  spoglądałem, chcąc sprawdzić, czy czasem jeszcze nie uciekła.
Choć trochę nie było mi w smak, że nie mogę iść obok niej, cieszyłem się, że mogę podążać niedaleko. Przy moim boku szła koleżanka, która nadawała coś o swoim ostatnim modowym artykule, a jej zapewne skurczony w praniu sweterek miał podkreślić krągłości i przykuć moją uwagę, jednak w ogóle mnie nie kręciło. O wiele bardziej podobała mi się sukienka Mar, która pasowała nie tylko do jej figury, ale i do osobowości.
– To tutaj! – oznajmił naczelny, przystając przed wejściem do azjatyckiej restauracji, w której nigdy wcześniej nie byłem i którą pewnie bym pominął, gdybym szedł tędy sam. Nazwa “Yangcy Fish” nie była jakaś zachęcająca.
Podobna myśl musiała przyjść do głowy także moim kolegom, bo część z nich wyraźnie się skrzywiła.
Mimo to zachowaliśmy się jak na posłuszne owieczki przystało i weszliśmy do środka. Chciałem usiąść razem z Gavinem i Mar, bo przecież stanowiliśmy małą grupkę, ale szef miał na to plan – wszak usadził mnie i przyjaciółkę przy jednym stole jako ojca i matkę sukcesu, ale przy tym nie było przy nim towarzystwa, przy którym miałbym się świetnie bawić.
Choć początkowo tak to nie wyglądało, byłem wdzięczny, bo mimo tego, że po mojej lewej stronie siedziała koleżanka, która zbyt często prosiła mnie o pomoc przy pisaniu artykułów, z drugiej miałem Mar, dzięki czemu byłem w stanie zauważyć, gdyby coś było nie tak.
– Zamawiajcie, co tylko chcecie! – oznajmił naczelny, po czym nachylił się do mojej przyjaciółki, bo siedział obok. – Dla ciebie, Mar, mam już jeden talerz mątwy w podziękowaniu za twoją pracę.
– To ja dziękuję za posiłek. – Kobieta uśmiechnęła się, choć po tym, jak bardzo była spięta, wnioskowałem, że najchętniej by stąd uciekła i zaszyła się w wynajmowanym pokoju.
Ale powstrzymała się od słów, które mogłyby zaboleć szefa, zamiast tego posłusznie sięgnęła po pierwszy kawałek mątwy, z pewną ostrożnością umieściła go w ustach. Nie zdołała ukryć przede mną, że się skrzywiła.
– Wszystko w porządku? – zapytałem, pochylając się w jej stronę.
Mar przysunęła się do mnie i obróciła, a mnie przeszły ciarki, kiedy jej ramię otarło się o moje.
– Ta mątwa jest strasznie mdła – powiedziała, zakrywając usta. – I w ogóle niedoprawiona.
– Czy coś mogłoby ją uratować?
Mar zamyśliła się na chwilę.
– Sos sojowy lub olej sezamowy mogłyby coś poprawić, ale nie wiem, czy dają je tu klientom do dyspozycji.
Byłem w wystarczająco dużej liczbie lokali z kuchnią azjatycką, by wiedzieć, co bywa w nich możliwe.
– Poczekaj, zaraz to sprawdzę.
– Sunbae…
Przyjaciółka chciała mnie zatrzymać, ale ja już wstałem z miejsca, wypatrując jakiegokolwiek kelnera. Nie uszło to także uwadze szefa.
– A co ty robisz, Theo? Bierzesz już kolejne piwo?
Posłałem mu krótkie spojrzenie i ugryzłem się w język, byle tylko nie powiedzieć, że coś nadającego się do jedzenia, bo taka odzywka nie zostałaby pozostawiona bez odpowiedzi.
– Za chwilę wracam – rzuciłem do niego i podszedłem do kelnera, który już wcześniej przyniósł do naszego stolika talerze z przekąskami. – Przepraszam?
Po jego minie poznałem, że nie jest zadowolony, że zawracam mu gitarę, ale odezwał się dość uprzejmie.
– Tak, słucham pana?
– Czy można poprosić o sos sojowy lub olej sezamowy?
Jeżeli pada pytanie o przyprawy, można podejrzewać, że coś jest nie tak z potrawami, ale kelner na to nie zareagował, jedynie skinął mi głową.
– Oczywiście. Do którego stolika?
– Do czwartego. Dziękuję bardzo.
Mężczyzna uśmiechnął się niemrawo i odszedł, a ja wróciłem na miejsce, czując na sobie spojrzenie Mar.
– Załatwione – powiedziałem, nachylając się nieznacznie w jej stronę.
– Dziękuję.
Kelner nie zignorował mojej prośby, więc już po chwili przede mną i przyjaciółką pojawiły się dwie plastikowe, dziwaczne butelki kryjące w sobie odpowiednio sos i olej.
– Dziękujemy – powiedzieliśmy zgodnie, po czym Mar wzięła się za poprawianie mątwy.
Zapominając o tym, że i mnie wypadałoby coś zjeść, korzystając z dobrodziejstwa naczelnego, patrzyłem na działania dziennikarki. Dopiero kiedy wydała z siebie pomruk aprobaty, poczułem ulgę i uśmiechnąłem się do niej.
– Teraz smakuje?
Mar odwzajemniła uśmiech.
– Jest o wiele lepsze. Chcesz spróbować? – zapytała, po czym podsunęła mi pod usta kawałek mątwy. Zrobiła to tymi samymi pałeczkami, którymi sama jadła.
Mógłbym sobie pomyśleć, że to nie wypada, że to podchodzi pod pośredni pocałunek, ale przecież godzinę temu to właśnie zrobiłem – pocałowałem ją. I z chęcią bym to powtórzył.
A skoro pocałunek z przyjaciółką miałem już za sobą, nachyliłem się, by także spróbować dania.
Do tej pory raz jadłem mątwę – i to także za sprawę i w towarzystwie Mar. Ta tutaj nie umywała się do jedzonej poprzednio, co dawało wyraz temu, że naprawdę nie została dobrze podana.
– Nie jest zła – oceniłem, a Mar przytaknęła.
– Ale następnym razem będę ją jadła gdzie indziej – powiedziała, a ja nie mogłem się powstrzymać, by zapytać:
– A będę mógł ci wtedy towarzyszyć?
Mar zastygła z pałeczkami w dłoni i wpatrywała się we mnie, a ja to odwzajemniłem. Nie miało znaczenia, że to firmowa kolacja, a współpracownicy wokół nas prowadzili ożywione rozmowy i śmiali się głośno, pijąc przy tym zimne piwo. Korzystałem z tego, że porzuciłem na moment rolę tchórza i miałem dość odwagi, by kuć żelazo, póki gorące.
Wiedziałem, jak dużą rolę Mar przykłada do posiłków i ich celebracji. Pewnie nie była tego świadoma, ale ujęła mnie tym, że nie podąża za modą na różne diety, a spożywa to, co lubi, i to w ciekawych kombinacjach. Chciałem być tego świadkiem i widzieć, jak jest przy tym szczęśliwa, bo i mnie czyniło to szczęśliwym.
– Jak najbardziej.
Gdyby nie to, że właśnie naczelny wciągnął Mar w rozmowę i to na nim kobieta skupiła swoją uwagę, posunąłbym się do tego, by pocałować ją chociaż w policzek. Wtedy wiedziałaby, jak ważna stała się dla mnie przez ostatni rok.
A może, dzięki moim gestom, już to wiedziała?


2 komentarze:

  1. Mar jakos malo towarzytska jest ....i w zupelnosci ja rozumiem. Tez mam taki okres ostatnio anty socialny :D a poza tym jednocze sie w bolu pozorow w pracy.
    Falsz w redakcji az sie grubo kroi mozem zazdrosci.

    Taki niesmialy typ chyba jest najlepszy :) ale kiepsko kiedy sprawia, ze ktos czuje sie niekomfortowo

    Mam wrazenie ze Mar nie jest zbyt zadowolona ze swojej kariery, mimo ze jej kariera idzie szybko do gory, cos mi sie wydaje ze nie tego chciala. Duzo w tekscie odczuwam niezadowolenia z obecnej sytuacji. Czyzby ja to przeroslo?

    Ojoj w koncu mu sie udalo :) moze gdyby nie kolezanka to by cos wiecej sie udalo hihi
    Kolega nie za bardzo wspierajacy, kogo obchodza plotki. Niech ludzie mowia co chca, ludzie zawsze beda gadac]
    Taka sytuacja na wstrzymaniu jest ciezka do opanowanie przez oboje.
    Ale moze dzieki temu uda sie rozladowac to napiecie po pocalunki. Gdy oboje oswoja sie z tym co sie stalo.

    Imprezy firmowe nie sa do zabawy :D

    Jestem pewna ze teraz po sukcesie , Mar bedzie stac na cos wiecej niz wynajmowanie pokoju.

    Przez twoj tekst mam ochote na wypad do restauracji chinskiej. az sie glodna zrobilam :D

    Fajny tekst, dobrze ze cos sie ruszylo midzy Mar a jej przyjacielem










    OdpowiedzUsuń
  2. Noooooooooooo!!!!! Nareszcie!!!!!!! ;D
    Sunbae do boju! ;D
    Nooooo. ;) No teraz to mi się mordka usmiecha ;)
    Ależ to subtelnie i delikatnie wyszło. A z drugiej strony czuć te szalejącą burze uczuć, której już nie całkiem udało się opanować ale czy aura teraz rozszaleje się jeszcze bardziej??? Sądząc po tym, że ten pocałunek przełamał jakaś magiczną barierę i nawet wśród ludzi z firmy jest ochota i miejsce na czułe gesty to NIECH JUŻ IDA NA TE MĄTWE SAM NA SAM!!! ;D
    I KIM DO DIABŁA BYŁA TA ISTOTA, KTORA AKURAT W TAKIM MOMENCIE MUSIAŁA ZAWRACAC MAR GIRATRE!!!!!
    zamknęłabym ją w łazience.

    Nooo!!! Czekam teraz co dalej z tego wyniknie, jestem ciekawa jak to teraz wyglada z perspektywy Mar!;! I czy z kolei ona odważy się pierwsza okazać, że odwzajemnia uczucia Theo?

    Bardzo dziękuję za dedykację! Ciepło mi Się zrobiło na sercu i cieszę się, że w jakiś sposób przyczyniłam się, by ta seria została rozbudowana ;) Jesli czytanie sprawia radość i pisanie sprawia radość, to Czego więcej potrzeba ;)
    JESZCZE WIĘCEJ MIŁOŚCI!!!! :D

    Wilczy

    OdpowiedzUsuń