Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 1 sierpnia 2021

[106] Dziedzictwo Elissy: Czar ochronny ~ Kaja Wika

 W tym tygodniu jakoś bardziej kreatywnie. Enjoycie!

 

    Tak jak przewidywał hrabia Van Troth, prochy niedawno zabitych wampirów niższego rzędu spoczywały nadal na skalistym podłożu w jednej z jaskiń. Wilgoć i zapach śmierci unosiły się w powietrzu. Znajdowały się tutaj nie tylko prochy, ale również gnijące szczątki innych gatunków stworzeń nazywanych przez ludzi potworami. Rozkładające się tkanki, oblepione wszelkiego rodzaju robactwem, składającym jaja i tworzącym kokony, cuchnęło tak bardzo, że pierwszym odruchem była chęć ucieczk. Elissa cofnęła się, zakrywając usta.  Nie była pewna czy uderzył w nią bardziej zapach, czy widok rytualnej mordowni jednego z wiedźminów. Jedni zabijali dla pieniędzy, inni dla prestiżu, a jeszcze inni dla trofeów. To miejsce było swego rodzaju muzeum krwawych osiągnięć myśliwego zwanego Vangarhard. 

    Dziewczyna, stojąc w progu groty, próbowała zaczerpnąć świeżego powietrza, jednak nadal mimowolnie spoglądała na to, co znajdowało się w jej głębi. Na skalnych półkach, może nawet specjalnie wyżłobionych przy pomocy jednej z wiedźmińskich zdolności, poukładane były głowy, kończyny, a nawet wnętrzności takie jak serca. O ile rozpoznała głowę strzygi, baby cmentarnej czy ogromną głowę gryfa, spoczywającą na ołtarzu umieszczonym na samym środku groty, to nie mogla zrozumieć, w jakim celu gromadził języki, mózgi czy jelita.

    Wiła uklękła nad prochami i zgarnęła je drewnianą szpachelką do szklanej fiolki. Otaczające relikwie wydawały się nie robić na niej żadnego wrażenia, a może jedynie doskonale to ukrywała. Wilki od kilkudziesięciu metrów wyczuwały, co znajdowało się w jaskini, toteż postanowili się do niej nie zbliżać. Miejsca takie jak to, opętane śmiercią i cierpieniem miały bardzo negatywny wpływ na magię płynącą w żyłach tych stworzeń. Fatum krążące nad tym cmentarzyskiem psuło ją i skłaniało stworzenia do przejścia na stronę ciemności. Na całe szczęście Elissa nie miała jeszcze okazji spotkać demonów, których jedynym celem było sianie zamętu, zniszczenia i śmierci wśród ludzi, jak i swoich pobratymców. Nie wszędzie lojalność była towarem tak cenionym, jak w magicznym lesie otaczającym zniszczona już osadę Elissium. Dla niektórych przynależność do tej samej rasy była niczym innym jak formalnością, na tyle nieistotną, że nie warto było zaprzątać sobie nią głowy. 

    – Nasza dalsza obecność tutaj jest zbędna – oznajmiła Wiła. 

Uniosła rąbek swojej długiej białej sukni, której podstawa nasiąknięta była teraz krwią i szybkim krokiem udała się do wyjścia. Minęła Elissę, nie zwracając na nią uwagi. Szła przed siebie, nie spoglądając na nikogo, jakby jedyne co widziała to cel, w którym zmierzała.

Dziewczyna dobrze wiedziała, że demon ruszył w stronę swego pana, władcy lasu, Leszego. Podążyła za nią, gdyż zbliżał się czas, w którym jako ostatnia z rodu Wittanów miała wykonać wiążące zaklęcie ochronne. Wszystkie potrzebne składniki były w jej posiadaniu. Miała dokonać czegoś, czego nigdy nie została nauczona, o czym nigdy jej nie poinformowano. Miała wykorzystać swój dar, magię i potęgę podarowana jej przez wszystkich jej przodków. Leszy powiedział jej, że jest jednym z najpotężniejszych żyjących magów. Połączeniem dwóch starych magicznych rodów — rodu Wittanów oraz rodu jej ojca, Mexarisów. Jest balansem między światłem i ciemnością i tylko od niej zależy, jak wykorzysta swoje zdolności. Nie wiedziała, czy uda jej się dokonać to, czego od niej oczekiwano, ale postanowiła chociaż spróbować. Nawet w przypadku porażki nie będzie mogla sobie wyrzucić, że nie starała się uratować tych wszystkich stworzeń.

Tajne wejście do groty Leszego otworzyło przed Wiłą, jak Sezam po wypowiedzeniu magicznych słów. Król lasu już na nich czekał. Siedział na swoim tronie, który za każdym razem wyglądał inaczej. Raz były to korzenie jednego z drzew, innym razem rozkwiecone krzaki czy gałęzie zaplecione w kształt wiklinowego fotela.

    – Panie, wszystkie składniki gotowe. Już czas. – Wiła pokazała fiolkę z prochami.

    Mały skrzat leśny podszedł do Elissy i podarował jej księgę zaklęć, którą zaopiekowano się pod jej nieobecność.

    – Czy możecie zaprowadzić mnie do ołtarza? – zapytała skromnie dziewczyna.

 Pamiętała, że zaklęcie musi być wykonane w specjalnym miejscu, zlokalizowanym, w magicznym lesie, ale dotąd nie zostało jej ono przedstawione.

Leszy podniósł się z tronu, zamruczał coś pod nosem i udał się w głąb jaskini.

    – Magu, powinnaś pójść za nim – wymamrotał wilczek.

    Elissa niemal biegiem podążyła za królem. Szła później za nim w milczeniu, spoglądając na jego plecy, przez które mogla zobaczyć na wylot to, co znajdowało się przed nim. Widziała splecione gałęzie, tu i ówdzie wyrastające grzyby, a nawet ptaszki gnieżdżące się w jego wnętrzu. Nogi wydawały się dwoma grubymi konarami, pokrytymi mchem. Na nich wyrastały małe kwiatki. Wyglądałby całkiem przerażająco, gdyby nie te akcenty. Nawet poroże wyrastające z głowy, oplecione miał owocującą jemiołą.

    Król stanął, jak się zdawało, w ślepym zaułku. Wtedy uniósł ręce do góry i wypowiadając dziwnie brzmiące słowa, potrząsał głową. Elissa nie wiedziała, czy powinna przy nim trwać, czy odejść na bezpieczny dystans, ale cały spektakl tak ją oszołomił, że nie drgnęła na centymetr. Po kilku minutach kamienna ściana zaczęła się poruszać. Kolejne z tajnych pomieszczeń w domu Leszego nie zdziwiło ją zbytnio. Wiedziała jednak, że tylko sam król mógł otworzyć do niego przejście, więc musiało to być bardzo wyjątkowe miejsce. Nie myliła się. Jej oczom okazał się ołtarz. Bogate rzeźbienia w kamieniu ukazywały unikatowość ofiarnego stołu. Leżały już na nim lampa naftowa, wysuszony korzeń mandragory, kryształ górki, żywica z drzewa kopalowego i mirra. Wiła przemknęła niemal niezauważona i położyła również fiolkę z popiołem nieumarłych.

    Elissa podeszła do stołu i położyła na nim księgę. Otworzyła stronę na zaklęciu ochronnym i instrukcjach jego wykonania. Chwyciła naftę, którą zmieszała z żywicą z drzewa kopalowego i mirrą. Wlała mieszankę do lampy, po czym podpaliła knot. Według wytycznych nad płomieniem należało unieść kryształ górski i posypać go popiołem nieumarłych. Tak też zrobiła. Korzeń mandragory nakazano wsadzić pod język. Miał on zwiększyć moc maga i sile samego zaklęcia. Elissa zawahała się, ale ostatecznie włożyła mały kawałek korzenia do ust. Gdy popiół na krysztale zaczął iskrzyć, dziewczyna wypowiedziała słowa z księgi.

    – Per instrumentum terrenum habent potestatem magi, et ego resurgendo a tutela inaurem super hoc area. Et clausa est clavis novissimis usque in sempiternum.*

    Gdy ostatnie słowo padło z jej ust, wszyscy poczuli kinetyczne uderzenie, na tyle lekkie, aby mogli ustać na nogach, lecz na tyle wyraźne, aby poczuli jak fala energii przechodzi przez ich ciała. Fala powiększała się i nabrała złocistego koloru. W ciągu paru sekund wyszła poza teren jaskini,  powiększając się i wznosząc nad cały las. Wyglądała jak mieniąca się w słońcu kopuła ze złota. Elissa stała z kryształem w dłoni nieruchomo, usta miała lekko otwarte. Jej źrenice nabrały bursztynowego koloru. Zdawała się patrzeć ślepo przed siebie, nie nawiązując kontaktu wzrokowego z otaczającymi ją i ołtarz stworzeniami. Gdy złoto w jej oczach zamieniło się ponownie w błękit oceanu, Leszy wiedział, że zaklęcie dobiegło końca, a ochronny krąg został zamknięty. Już nic nie miało zagrozić mieszkańcom magicznego lasu. 

    Biorąc głęboki wdech, Elissa zamknęła oczy, wypuszczając gwałtownie powietrze upadła. Jej ciało było wiotkie, skóra blada, a twarz nie wykazywała oznak przytomności. Jedyne co utrzymywało ją przy życiu to silne bicie serca. A może była to mandragora w jej ustach?

   



*Mocą maga i narzędziem ziemskim, wskrzeszam krąg ochronny nad tym terenem. Ostatnim kluczem zostaje zamknięty na wieki. 

2 komentarze:

  1. Hej :)
    Jestem po seansie Zmory Wilka, więc fantastyczne opowieści się mnie na razie trzymają i świetnie się czułam podczas lektury powyższego tekstu. Nadal widać, że nieźle czujesz się w tym świecie i umiesz go opisać tak plastycznie, że czytelnik nie ma problemu, by sobie to wszystko wyobrazić.
    Dzięki za ten kawałek magii ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. To chyba calkiem długi tekst jak na tet serie? A może tyle akcji po prostu. W kazdym razie na pewno nie ma mowy o niedosycie. Dzieje sie tyle, ze nie wiem od czego zacząć! Może od początku.
    Bardzo dosadnie, mocno, opisy mnie zemdlily i zniesmaczyły, ale tez rozbudzily pewna ciekawość wzgledem tego Vangarharda. Cu to za jeden. Czy prowadzi jakas vendete, czy to fetysz a może jest alchemikiem. Fajna furtka. W sensie warto vy rozwinac ten watek ;)
    To mi przypomnialo że pana wyzszego wampira tez fajnie by bylo jeszcze zobaczyć :D
    Dalej, Leszy. Te akcenty mnie rozanielily ❤️ wow, ptaszki i owocująca jemioła.
    Wgl jak ty to ladnie dobierasz, ta jemuola na przyklad czy nafta z drzewem kopalnym, no jak? Skad ty to bierzesz? Szacun.
    No i emocjonujaca końcówka. Jestem pod mega wrażeniem. To tak fantastyczne i jednocześnie tak naturalne, prawdziwe, kurde. Wczoraj dzialal wszystko wyraznoe, to rozchodzace sie zaklecie. Poczulam to kinetyczne uderzenie - swietny opis, swietnie dobrane slowa. Wszystko w punkt. Ta zmiana koloru oczu... No majstersztyk. I zagadka na koniec: czy elissa poswiecila zycie? Czy Leszy by na to pozwolil? Czy poswiecilby maga w imie bezpieczeństwa lasu? Obawiam sie, ze moglby. Dlatego m nadzieję, ze to nie tylko mandragora!
    Swietna koncowka. Caly tekst swietny.

    OdpowiedzUsuń