Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 13 lipca 2025

[195] Onyks ~ Wilczy

           Czerwony.  

Ten kolor mnie prześladuje. Wiąże się z czernią, z bielą. Z moim cholernym życiem. Wyziera z twoich oczu, brudzi nasze dłonie. Płynie w żyłach, płonie w pamięci, trawiąc wspomnienia. Ostrzega, wyrzuca z gry. Pęcznieje, osiada na niebie, zastrzega zachody. Zatrzymuje mnie, grozi. Ma zapach ognia i krwi. Zostawia na podniebieniu posmak popiołu. Kiedy wpatruję się w niebo zbyt długo, widzę wszędzie czerwone plamy. Migoczą jak łuski smoków. Kiedy patrzysz na mnie, jakby patrzył na mnie jeden z legend.  

Kałuża krwi rośnie, płytka, a jednak czuję, że się topię. 

To niepojęte, że nie oszalałam do tej pory.  

Wszystko ma kolor czerwony. 

 

I’M OFF MY FACE  

– Sony? 

Twój głos niesie się echem w mojej głowie. Przywołuje znad skraju przepaści pełnej furii, zdziczałych myśli i popieprzonych pomysłów. Zabawne, jak daleko to zaszło. Że jesteś jedynym, co trzyma mnie w ryzach. 

Choć najpierw wyswobodziłeś mnie z nich brutalnie. 

Nienawidziłam cię, a ty przyzwyczaiłeś mnie do siebie. Ujarzmiłeś ciemność, która mnie więziła. I teraz tylko ty możesz przywołać mnie do porządku, zawrócić z drogi zniszczenia. 

Tylko że tym razem… Jest po prostu za późno.  

Na moment spuściłeś mnie z oka i zobacz: stoimy po kostki w czerwieni. 

Z ociąganiem odrywam wzrok od rosnącej kałuży i przenoszę go na twoją twarz, unosząc brwi. Ty dla odmiany ściągasz swoje. 

– Kto to? Minimalnym ruchem podbródka wskazujesz rozciągnięte na posadzce ciało. Równo pośrodku czoła ziaje czarno-czerwona dziura. 

– Nikt.  

Pociągam nosem i chowam broń do kabury. 

Zerkam na ciebie, zdradzając objawy niepokoju, lecz tak jak się spodziewałam: twojej twarzy nie znaczą emocje typowe dla zwyczajnych ludzi, którzy znaleźliby się w takiej sytuacji. Żadnego szoku, gniewu, strachu. Jakby widok trupów w pomieszczeniu, do którego wchodzisz, stanowił dla ciebie codzienność. Zwyczajowy element scenografii.  

 – Nie słyszałam, jak wchodziłeś. Co tu robisz? 

Jedna z brwi drga, gdy na mnie spoglądasz. Rozkładasz minimalnie ręce, by po chwili je złączyć. 

– To męska ubikacja – przypominasz, wsadzając smukłe dłonie do kieszeni garniturowych spodni. 

– No tak – zgadzam się, żałując tego niemądrego pytania, które mogło zdradzić, jak bardzo jestem rozkojarzona od chwili, w której pociągnęłam za spust. – No to... Nie będę dłużej przeszkadzać. 

Próbuję się odwrócić, ale stajesz blisko, blokujesz mnie. 

 

LOCKЕD INSIDE YOUR PRISON 

 

– Tak po prostu zostawisz go tu na podłodze i sobie pójdziesz? – pytasz, wskazujesz na martwego mężczyznę. 

Wzruszam ramionami. 

– Jestem pewna, że jeden trup więcej w twoim hotelu nie przysporzy ci szczególnego kłopotu. Zapewne masz już doświadczenie w pozbywaniu się stąd ciał. – Jeszcze zanim kończę zdanie zaczynasz cicho się śmiać, kręcąc głową na moją bezczelność. 

– Nie zamierzam po tobie sprzątać, Sony – oświadczasz tym samym dystyngowanym, głębokim głosem, który wciąż maskuje złość, jaka się w tobie budzi. 

Ze zdziwieniem unoszę brwi.  

– Przecież mówiłeś, że chcesz pomóc. 

Mrużysz oczy, na moment zagryzasz usta. 

– Nie w ten sposób. Kiedy oferowałem pomoc, sądziłem, że… Przyjdziesz do mnie zanim wpakujesz komuś kulkę między oczy. 

– Żebyś mógł mnie wyręczyć? – Zakładam ręce na ramiona. – Jak widzisz: nie ma takiej potrzeby. 

Udaje mi się uwolnić rękę i prześliznąć pod twoim ramieniem. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z duszności, które odczuwam. Nabieram powietrza, niemal zderzając się w drzwiach z dwoma zamaskowanymi postaciami. 

– Nawet do kibla za nim łazicie? – prycham gniewnie na bliźniaków, którzy odskakują przede mną. Zakrzywione czarne dzioby na ich maskach odbijają światło jarzeniówek. – Przestrzeń – coś wam to mówi? Dać komuś trochę przestrzeni? Leży to w skali waszych umiejętności? 

– Hej, księżniczko, coś ty taka nie w humorze, jakby 

Bez namysłu wyciągam broń i przykładam zimną lufę do podbródka Kierana. 

– …ktoś kojfnął – kończy Luke, zaglądając do łazienki. 

– Nazwij mnie księżniczką jeszcze raz… 

– Zostaw chłopaków – rzucasz z rozdrażnieniem, wychodząc za mną. – Luke, Kieran – przywołujesz ich i oboje stają na baczność, mimo tego, że jednemu wciąż trzymam broń przy brodzie. – Nikt ma tu nie wchodzić, zrozumiano? 

– Szefie, jeśli ubikacja jest nieczynna, wystarczy wywiesić… 

– Macie dopilnować, żeby nikt tu nie wszedł – powtarzasz twardo. – Jasne? 

– Tak jest! – Bliźniacy zderzają kanty dłoni z czołami. Wzdycham, kręcąc głową, chowam broń i maszeruję wściekle przed siebie. 

Podążasz za mną, niemal dysząc mi w kark. Gdy skręcamy poza zasięg wzroku bliźniaków, wyciągasz po mnie rękę, łapiąc za łokieć. Wyrywam się, więc chwytasz mój nadgarstek i przygważdżasz do ściany nad moją głową. Z bliska twoje oczy połyskują krwistą czerwienią. Szare brwi znajdują się blisko siebie, oddzielone pionową zmarszczką. Bije od ciebie zabójcza aura. Pachniesz wszystkim, co niebezpieczne 

YEAH, I’M OFF MY FACE 

 

Kładę wolną dłoń na twoim policzku, jakbym mogła tym gestem cię obłaskawić. Lidera Onychinus. Organizacji przestępczej, do której próbuje się dobrać cały praworządny świat, z moim pracodawcą na czele. 

– To nie jest zabawne – informujesz mnie tym głębokim, niespiesznym tonem. Moim uszom nie umyka cichy pomruk, który z siebie wydajesz, pocierając szczęką o moją dłoń. – Nie możesz sobie strzelać do kogo ci się podoba… bez uzgodnienia tego ze mną. 

Nie odwracam oczu, ale jak zwykle szybko przytłacza mnie ciężar twojego spojrzenia. I zachęcający kształt ust, na które zsuwa się mój wzrok. 

– OK – zgadzam się częściowo po to, żebyś odpuścił, częściowo… No masz trochę racji. – Następnym razem zapytam o zgodę. Już?   

Wpatruję się jak zahipnotyzowano w kącik twoich ust, który drga, unosząc się w górę w ostrzegawczym uśmiechu, jednocześnie próbuję wyswobodzić rękę. Puszczasz mnie z krótkim niewesołym śmiechem, tylko po to, by złapać za moją talię i przyciągnąć do siebie. 

– Jesteś… – zaczynasz wściekle; twoje spojrzenie przeskakuje z jednego na drugie z moich oczu. Ściągnięte ciemnoszare brwi pomału się prostują. – Nieznośna – kończysz, mrużąc oczy. – Przyznaj… tak sobie to wymyśliłaś? Po to było to wszystko? Żeby dopaść gościa z mojej strefy, który zalazł ci za skórę? 

Wiem, że coś takiego jak „wykorzystałaś mnie” nie przejdzie ci przez usta, prawdopodobnie po prostu nie mieści ci się w głowie, by ktokolwiek kiedykolwiek mógłby powarzyć się, by choć pomyśleć o wykorzystaniu kogoś tak wpływowego jak ty. 

– Poczekaj, uważasz, żeprzepraszam – prycham śmiechem, co w sytuacji, w której się znajduję, jest dość ryzykowne, ale nie mogę się powsrzumać. – Czy w ogóle można zaplanować własne porwanie? – Unoszę brwi, zaglądając przez czerwone oczy na dno twojej duszy. – Przecież to ty mnie tu sprowadziłeś! 

– A tobie to całkiem na rękę. 

Na rękę? – Patrzę na ciebie w osłupieniu. – Kurwa, Sylus, to nie ja to sobie wymyśliłam, to ty 

Kładziesz dłoń na moich ustach. 

Ciii. Nie pasują do ciebie te brzydkie słowa. 

Zaśmiałabym się, gdyby wzmagający się uścisk twojej dłoni był zabawny.  

– Ja… Po prostu gram kartami, które dostałam – mówię, gdy udaje mi się już odciągnąć twoją dłoń od swoich ust.  

Musisz lubić hazard. – Grymas na twojej twarzy coraz mniej mi się podoba. – I musisz mi powiedzieć, dlaczego zabiłaś tamtego człowieka. 

Rozumiem, że rzeczywiście muszę. Przekroczyłam granicę, za którą, sądziłam, wciąż będę bezpieczna, ale chyba założyłam to zbyt pochopnie. Na moment zapomniałam kim jesteś i jak to osiągnąłeś. Opuszczam głowę, lecz ty stanowczo unosisz mój podbródek. 

 

YOUR LOVE IS MY ADDICTION 

 

– To nie był typ z „twojej” strefy – zdradzam niechętnie, próbując się odsunąć, ale wciąż to uniemożliwiasz. – To był Łowca. 

– Łowca? – powtarzasz po mnie, marszcząc brwi. –  Tak jak ty? I myślisz, że nie wiedziałby o tym? Jak sama wiesz, Łowcy dostają ode mnie specjalne zaproszenie. Bez mojego wyraźnego życzenia nie mają tu wstępu.  

– Wiem, że uważasz się za… eeekogoś w rodzaju właściciela strefy N109, ale… Infiltracja. Mówi ci to coś? 

Patrzysz na mnie twardo. Wiem, że wiesz, o czym mówię, a jednak przyznanie na głos, że czegoś nie dopatrzyłeś kosztowałoby zbyt wiele. 

– Jeśli mówisz prawdę… – Krzywisz się, rozglądając podejrzliwie. Zdajesz sobie sprawę, co to oznacza. Do tej pory udawało ci się utrzymać w tajemnicy twarz lidera Onychinus. Lecz jeśli kręcił się tu ktoś od nas, mógł się już pokapować, kto tu rządzi. I rozesłać twój wizerunek po agencjach Łowców. 

– Spokojnie – pomrukuję, nie pozwalając ci zamartwiać się zbyt długo. – Zabiłam go zanim zdążył to zrobić. 

Znów skupiasz na mnie wzrok. Długą chwilę nic nie mówisz, a kiedy się odzywasz, twój głos jest tak opanowany jak zawsze: 

– Czyli… Zrobiłaś to dla mnie? 

– Można tak powiedzieć. 

Twoje usta wyginają się w cwanym uśmiechu. Wiem, że mi nie wierzysz, na pewno nie do końca, słusznie zresztą, a jednak nie dajesz tego po sobie poznać.  

– Chodź. – Twoje palce splatają się z moimi, gdy pociągasz mnie za sobą. – Zdaję się, że jestem ci winien przynajmniej jeden taniec. 

– Co?! Nie, nie, ja nie tańczę… 

Nie słuchasz, chyba śmiejesz się pod nosem. Wchodzisz raźnie na salę, na której wciąż trwa przyjęcie i prowadzisz mnie na parkiet, nie przejmując się spojrzeniami, które na siebie ściągamy. Za to ja czuję się coraz mniej pewnie, przesuwając przestraszony wzrok po surowych twarzach. 

– To naprawdę nie jest dobry pomysł – ośmielam się zauważyć, lecz tylko uśmiechasz się z wyższością. 

– Wróćmy do tego. 

Pociągasz moją dłoń i kładziesz na swojej twarzy, na moment, by po chwili musnąć ją ustami i położyć na swoim ramieniu. 

 

AND I LIKE THE TASTE 
YEAH, I JUST CAN'T RESIST IT 
 

I tego.   

Obejmujesz mnie w pasie, zaborczo przyciągasz do siebie. Rzucasz jedno spojrzenie w stronę grającego na scenie zespołu, a oni natychmiast zmieniają melodię na taką, do której możesz mnie prowadzić dynamicznie i blisko.  

Przez trzy kolejne minuty jesteś całym moim światem, bezwzględnym i niebezpiecznym, ale nie dla mnie. Nie, gdy trzymasz w mocnym uścisku moją dłoń i tak pewnie mną dysponujesz. Mój oddech przyspiesza, włosy wirują, otulając twarz. Uśmiecham się, czując szybsze bicie serca. Kto by pomyślał, że tak dobrze tańczysz i że ja, odpowiednio prowadzona, mogę nie deptać ci po palcach. Gdzie facet, który śpi z bronią pod poduszką w obawie o zamach na swoje życie, uczy się tańczyć? Kto by pomyślał, że Onychinus zarządzany jest przez kogoś takiego jak ty? 

Niewielu. Może nikt. Wszyscy spodziewają się, że zło ma paskudną twarz i nieokrzesane maniery. Lecz nawet, gdy wiem, że tak nie jest, kiedy patrzę w twoje oczy, co z tego, że czerwone, ciężko mi utożsamić cię ze wszystkimi zbrodniami, pod którymi podpisuje się twoja organizacja. Ktoś taki jak ty nie może być przecież do szczętu zły. 

I wtedy dzwoni twój telefon, a ty zatrzymujesz nas i sięgasz, by odebrać połączenie. Muzyka milknie, cisza dzwoni w uszach. Doskonale słyszę w niej twojego rozmówce, który informuje cię o wszystkim, co próbowałam ukryć. Wciąż trzymasz moją dłoń, lecz twoje spojrzenie jest teraz chłodne jak grudniowa noc podczas krwawej pełni księżyca. Gdy w słuchawce zapada cisza, bez słowa się rozłączasz. Opuszczasz dłoń z telefonem, twój wzrok się przesuwa. Patrzysz na kogoś za moimi plecami, przyzwalając na coś lekkim skinieniem głowy. 

– Nie… – Kręcę głową, gdy puszczasz moją dłoń. – Pozwól mi wytłumaczyć… 

– Miałaś swoją szansę. – Przyzwalasz czającym się za moimi plecami bliźniakom chwycić mnie pod ramiona. – Zabierzcie ją stąd. I poinformujcie strażników, że ona nie ma już wstępu do strefy N109. Jeśli zobaczą ją na granicy – obdarzasz mnie ostatnim, długim spojrzeniem – mają strzelać. 

 Zwyczajowy nonszalancki uśmiech wygina twoje usta, gdy zakładasz ręce z tyłu, zdając się nie odczuwać ani specjalnego rozczarowania ani złości zdradą, w którą uwierzyłeś. I chyba to uderza we mnie najmocniej. Gdybyś się wściekł, gdybym zobaczyła emocje, których się spodziewałam… Może nie znienawidziłabym cię ponownie. Lecz ty po prostu odwracasz się ode mnie, godząc z zimnym spokojem na to, by dwa inne światy, z których się wywodzimy, wygrały. Sam decydujesz o tym, że więcej się nie zobaczymy i to jest cios, którego się nie spodziewałam. 

 

BUT YOU'RE NEVER GONNA SEE ME 
YEAH, YOU'RE NEVER GONNA SEE ME AGAIN 

 

Ani tego, że wizja życia, w której więcej nie muszę na ciebie patrzeć i cię znosić okaże się całkiem bolesna. 

 

 

 

 

 

 

PÓŁ ROKU PÓŹNIEJ 

 

 

Wrzucam do gardła pastylki, popijając je łykiem wody. Trę oczy, próbując skupić wzrok na ekranie komputera, ale nie jestem w stanie odczytać ciągu liter. Potrząsam głową, sięgam palcami do skroni, jakby tak można było rozmasować ból. Syczę z irytacji i podskakuję na dźwięk telefonu. Sięgam po niego bez werwy i zamieram, zerkając na ekran. 

Połączenie od <<SYLUS>> 

Co?  

Przez moment wpatruję się w wyświetlacz, oddalając od siebie telefon, jakby był bombą, która w każdej chwili może wybuchnąć. Sama też zaczynam czuć się jak bomba. 

Ty chuju...  

Po co dzwonisz? Nie odzywał się tyle czasu. Czego chcesz? Nie mam ochoty z tobą rozmawiać! Po tym, jak mnie potraktowałWal się. Nie będę z tobą gadać!  

Odebrać? Czego możesz, kurwa, chcieć? Jak nie odbiorę, będę się zastanawiać resztę dnia. 

Nie. Powinnam odrzucić połączenie. Nie myśl sobie, że może milczeć tyle czasu, a ja odbiorę po pierwszym sygnale! Wcale nie czekałam na telefon od ciebie. Wcale. 

A na pewno już przestałam to robić. 

... 

Chyba jednak odbiorę. 

Zanim udaje mi się podjąć decyzję, telefon milknie. 

– Szlag… 

Zamieram z palcem uniesionym nad ekranem. 

Może jeszcze zadzwonisz. 

Zerkam na telefon co pół minuty, ale więcej się nie odzywa. 

Ból nie ustaje, więc połykam kolejne pastylki. 

 

I'M IN LOVE WITH THE DRUGS 

 BUT THEY DON'T LOVE ME BACK 

 

*** 

 

Głowa mi pęka, kiedy pod koniec dnia wychodzę na zatłoczoną ulicę pełną spalin i hałasu miasta.  

Linkoln. Czy kiedykolwiek marzyłam, by tu żyć? Nie sadzę. A jednak tak się potoczyło i teraz wychodzę z biura wprost na brudne, zatłoczone ulice tego miasta. Wypuszczam z siebie z sykiem powietrze, próbując rozluźnić zesztywniałe mięśnie karku. Jenna kazała nam całe południe wgapiać się w ekran, na którym prezentowała nowe gatunki Wędrowców, z którymi mieliśmy się mierzyć. Migrena gwarantowana. 

Schodzę po długich, kamiennych schodach z ulgą witając na twarzy lekki powiew wiatru, lecz po krótkim oddechu świeżości dostaję w twarz porcją smogu.  Duszę się nieczystym powietrzem. Kaszląc, splatam palce za plecami, prostuję plecy, coś strzela w kościach. Od razu lepiej. Ale ten smród… Wykasłuję z płuc dym miasta. Koszmar. Ile bym dała za dom na przedmieściach i… 

Na moją głowę opada znienacka parciany worek, odcinając wizję i zepsute powietrze. Unoszę dłonie do twarzy, drapiąc materiał. 

– Nie szarp się, księżniczko – słyszę przy uchu i rzeczywiście przestaję się szarpać. To zaskakuje moich napastników na tyle, że mnie puszczają. Natychmiast ściągam z głowy worek. 

Przede mną stoi czarny sedan i dwie identyczne postacie w takich samych, czarnych maskach z zakrzywionymi dziobami. 

– Szef chce cię widzieć.Jeden z bliźniaków pociąga mnie za rękę i słyszę cichy klang zapinanych na moim nadgarstku kajdanek. Zostaję (z pewnym wyczuciem) popchnięta, by iść naprzód, a zaraz potem ktoś wywiera nacisk na moją głowę, zmuszając, bym się zgarbiła i zmieściła na tylne siedzenie sedana.  

– Pożałujecie tego – syczę, a odpowiada mi duet śmiechu. 

– Pożałowalibyśmy, gdybyśmy tego nie zrobili – odpowiada jeden z bliźniaków. Szczęk kajdanek oznajmia mi, że zostałam przykuta do drzwi. – Jeszcze nie wiesz, jaką twardą rękę ma Sylus. 

 

I'M IN LOVE WITH THE PAIN,  

BUT YOU MAKE IT HURT SO BAD 

 

Prycham gniewnie i coś jeszcze pyskuję, lecz żaden z nich więcej nie odpowiada. 

Wczuwam się w rytm jazdy, próbując rozeznać, dokąd możemy jechać. Przez zaciemnione szyby nic nie widać. Do strefy N109? Nie wydaje mi się. Moja ciekawość zostaje szybko zaspokojona, gdy samochód zwalnia, zatrzymuje się i drzwi się rozsuwają. 

– Musimy przestać widywać się w ten sposób – oświadcza niski, aksamitny głos. 

– Porwałeś mnie, zjebie! – wyrzucam z siebie, natychmiast go rozpoznając. – Znowu! 

TchTak mnie witasz? Drzwi zasuwają się z trzaskiem. Ale nieładnie.  

Wpuszczone do ciemnego wnętrza światło oślepiło mnie i teraz, gdy ponownie zapada ciemność, przez moment nic nie widzę, lecz wyczuwam, że ktoś jest tuż przede mną, siada naprzeciw, a męska dłoń szybkim ruchem chwyta mnie za twarz. 

– To twoje słownictwo… – niski głos wibruje w moich uszach, wszędzie. – Musimy cię go oduczyć. 

Szorstki dotyk zawadza o moją wargę i dostrzegam żarzące się przede mną czerwone oczy.  

Przeproś 

 

YOU'RE THE MONSTER IN MY HEAD  

TRYNA TELL ME HOW TO ACT 
 

Polecenie zdaje się nie przewidywać odmowy. Jest w nim coś ciężkiego i pełnego groźby, to samo, co w tych pełnych zbrodni oczach. Nie jestem na siłach ponieść tego ładunku, więc postępuję zgodnie z twoją wolą. 

– Przepraszam – syczę, a ucisk na moją twarz staje się lżejszy. Mam wielką ochotę użyć w rewanżu innej inwektywy, ale pojmuję, jakie by to było nierozsądne. Poza tym… twój głos. Jest tak głęboki, tak dystopijny i wyważony. Muszę go słuchać. 

No. Twoje palce raz jeszcze muskają mój policzek, po czym prostujesz się, odsuwając ode mnie i wygodnie rozsiadasz na szerokim siedzeniu przede mną. Od razu lepiej. 

Zakładasz rękę na pierś, wsuwając dłoń pod pachę. Drugą rękę uginasz w łokciu, opierając na palcach podbródek. Nic nie mówisz, wpatrując się we mnie, ja też milczę, nie przerywając kontaktu wzrokowego. 

Tęskniłaś? pytasz wreszcie, a znajomy pełen nonszalancji uśmiech wygina twoje usta. 

Chyba cię poje... Nachylasz ucho, jakbyś chciał się upewnić, czy dobrze słyszysz, a ja urywam, dla odmiany wciskam plecy w siedzenie. Chyba żartujesz!  

Uśmiech tym razem sięga twoich oczu, budząc w ich kąckich drobne zmarszczki. Ale tylko na moment. Zaraz gaśnie, a ty znów przeszywasz mnie chłodnym spojrzeniem.  

Mój wzrok przyzwyczaja się do panujących w sedanie warunków i mogę dostrzec, że jesteś ubrany w znany mi garnitur czarny z subtelnymi czerwonymi smagnięciami z marynarką jedynie zarzuconą na szerokie ramiona. Wyglądasz jak konkwistador, który właśnie planuje bolesną ekspansję wrogich terytoriów. Czuję się jak jedno z nich. Wiem, że gdzie się nie zjawiasz tak ubrany, wzbudzasz strach i niepewność. Być może jestem jedyną osobą, która zamiast tego odczuwa pożądanie.   

Więc? zaczynam tracić cierpliwość. Potrząsam ze złością skutą ręką, łańcuszek napina się, grzechocząc. Zaczniesz mi tłumaczyć, po co to wszystko? 

Unosisz jedną brew, przesuwając wzrokiem od mojej uwięzionej dłoni do oczu. Srebrne, niemal białe włosy kontrastują z twoją młodą twarzą i ostrymi rysami, odstając nad czołem z niemal chłopięcym urokiem. 

Nie podobają ci się? 

No, wybacz, ale jakoś szarpię ręką, wychylając się w twoją stronę, jakbym chciała cię dosięgnąć, ale łańcuszek się napręża, utrzymując mnie z dala nie bardzo! 

Śmiejesz się cicho, jakby bawiła cię moja sytuacja. Pewno tak jest. 

Powiedzmy, że to wskazujesz głową kajdanki, też się nachylasz, ale zatrzymujesz w takiej odległości, żebym nie mogła cię sięgnąć niezbędne środki ostrożności. 

Prycham kpiąco. 

Żebym nie zrobiła ci krzywdy?  

Uśmiechasz się drwiąco. 

Żebyś mi nie uciekła. Przysuwasz się bliżej. Ale jeśli zamierzasz się na mnie rzucić czuję twój oddech na swojej szyi może powinienem na to pozwolić. 

Słyszę szczęk metalu oznaczający, że uwolniłeś mnie z kajdanek i dokładnie w tym momencie samochód hamuje gwałtownie. Z trudem udaje mi się zapanować nad ciałem, by na ciebie nie polecieć. Udaje mi się to zresztą tylko częściowo. Wyprostowane ręce opieram o siedzenie po obu stronach twojej głowy, klęcząc między twoimi udami. Moje włosy muskają twoją twarz, lecz nie próbujesz ich odgarnąć ani złapać mnie za tyłek. Twoje ręce spoczywają nieruchomo na siedzeniu i tylko niebezpieczny uśmiech zdradza, że wiesz, że mógłbyś zrobić ze mną co chcesz.  

I co teraz, Łowczyni? mruczysz głęboko. 

Teraz... trochę ciężko mi się skupić ...może wreszcie powiesz mi, czego chcesz? 

Tego, czego chcę tu dotykasz swojej skroi, a potem wolno przesuwasz ją na serce czy tu. Twoja dłoń sunie dalej, niżej, a mnie robi się coraz cieplej. 

Mów syczę tylko, zniewolona czerwonym spojrzeniem. 

Czego chcę od ciebie, czy może... Błyskawicznie zmieniasz nasze pozycje i teraz to ty górujesz nade mną. ...co chcę zrobić z tobą? 

Wydaję przez zęby ostrzegawczy syk. 

Musisz przestać to robić. 

Co takiego? Kąciki twoich ust znów się unoszą. 

Wygadywać tym swoim głosem takie rzeczy, przez które mam ochotę się z tobą całować. 

Porywać mnie z ulicy i wyobrażać sobie, że mi się to podoba, a jak myślisz! Odpycham cię stanowczo, a ty mrużysz oczy. Odsuwasz się, niechętnie, ale spokojnie zajmując poprzednią pozycję. Mów, czego chcesz i możemy znów przestać się widywać na kolejne ł roku. Czy tam resztę życia, zależy, czy będziesz jeszcze miał jakiś interes albo... Albo do czegoś będzie ci potrzebny jedyny Łowca, którego znasz! No, już, mów, czego chcesz! 

Mówisz. Tym razem wprost i bez ogródek, nie spuszczając ze mnie karmazynowych oczu. 

Słucham. Kiwam głową. Kręcę głową. Każę ci się zatrzymać. Samochód zwalnia. Wyskakuję, zanim całkiem staje.

– Dam ci... dwa dni, żebyś przemyślała moją propozycję – mówisz jeszcze , nie ruszając się z miejsca.

– A jak się nie zgodzę?!

– To i tak po ciebie przyjdę.

Trzaskam drzwiami, posyłając cię w diabły i mam nadzieję, że naprawdę tam skończysz. W końcu strefa N109 jest jak piekło. 

Od którego kazałeś mi się trzymać z daleka. 

A w którym teraz zamierzasz mnie zamknąć. 

2 komentarze:

  1. Taki trochę vibe jak z Yakuzy, bardzo mi się skojarzyło z tamtymi klimatami i te pokazy siły, mężczyzny, szefa w stronę niepokornej kobiety. Czy to poczatek jakies serii nowej? Czytało sie bardziej dobrze i jestem zainteresowana czy postanowisz to kontynuować. Choć mam wiele pytań i mało odpowiedzi odnośnie tych postaci to chętnie przeczytam cos następnego o nich

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Przepraszam, że nieco spóźniona, ale chyba chciałam wierzyć, że mimo pracującej niedzieli uda mi się tu dotrzeć. Nie zdążyłam, co nie zmienia faktu, że przeczytałam i kurczę - wyczuwam kolejną serię (choćby i bardzo krótką), która bardzo przypadnie mi do gustu.
    Już sam początek z trupem w ubikacji dał poznać, w jakim klimacie będziemy się kręcić. Dwie postaci, które mają już za sobą jakąś przeszłość, do tego organizacja i Łowcy, czyli dwie barykady. Ta mała zdrada, miesiące bez kontaktu i to porwanie, które wpasowało się w obecny temat. I nawet w poprzednim - wyszło to bardzo dobrze, zgrane, nienarzucone, wyszło to naturalnie.
    Jestem zauroczona tym, co nam tu przedstawiłaś i bardzo się cieszę, że już jest kontynuacją. Co tu dużo mówić - masz mnie. I bohaterowie, i okoliczności, i styl, język, wszytko mi tu pasuje.
    Wow.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń