Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 23 marca 2025

[188] To ashes and blood ~ Wilczy

  

 

W tym samym czasie, niedaleko, za barem w Ostatniej Kropli, Vander strąca na podłogę drugi tego wieczoru kufel. Szkło rozbija się z trzaskiem pod jego nogami. Sevika ściąga brwi, przyglądając się temu znad swojej porcji piwa. Odsuwa od ust cygaretkę, wypuszczając wąską strużkę dymu. 

Diabeł się pcha za próg – oświadcza chrapliwym tonem, wstając, by sięgnąć za barek po miotłę. – Daj, ja to zrobię. – Wsuwa cygaretkę między zęby i odsuwa na bok Vandera, który zdaje się dziwnie rozkojarzony. – Co się z tobą dzisiaj dzieje? – pyta, a żar drga w rytm jej słów. 

– Ja… Nie wiem. – Vander drapie się po głowie, wzdrygając, gdy drzwi otwierają, się, wpuszczając do środka nowych klientów. – Mam… złe przeczucia. 

– Diabeł – powtarza Sevika, rozsiewając w powietrzu popiół. – Mówię ci, jakiś demon próbuje… 

– Skończ z tymi przesądami – warczy mężczyzna, ale obrzuca drzwi zaniepokojonym spojrzeniem.Zamknę dzisiaj wcześniej – postanawia, obsługując nowoprzybyłych. 

Muszę wyjść wreszcie zza tego baru, myśli gniewnie, lecz zaraz łapie się na tym i zastanawia... Czy to wpływ Wilczycy? Czy w miarę spokojne życie, do którego dąży od czasu tego, co się stało na mościePrzestaje mu wystarczać? Czy dosięga go chaos, który wlecze za sobą Leto? Może próbując naprowadzić na dobrą drogę, dając się wciągać w nieswoje konflikty, wkracza z powrotem na ścieżkę przemocy, z której zrezygnował? 

To wszystko, cała ta przygoda z Leto, zaczyna przypominać przeciąganie liny. On próbuje zmusić ją do przejścia na swoją stronę, tę jasną, lecz ona też ma krzepę. Jeśli on ją uspokaja, to ona go podburza. To prawda, że Vander czerpie z energii, która wylewa się z aury Wilczycy. To prawda, że trochę mu się to podoba. Czuć znajome dreszcze niepewności, podniecenia. Lecz Vander nie wie, czy rzeczywiście mu one potrzebne. 

Najważniejsze pytanie, jakie powinien sobie postawić: czy one, czy to wszystko... Ona... Czy warte jest ryzyka, że uwikła się w sprawy, od których próbuje trzymać się na dystans? 

Może jednak powinien się wycofać. Zanim zacznie się kurzyć, zanim... przypomni sobie, dlaczego tym żył. 


JUST MAKE IT DIE OR YOU WILL TURN IT ALL 

 

Na to już chyba za późno. 

Wzdryga się, nieświadomie wpatrując w okno i wtedy zdaje sobie sprawę, że okno też się w niego wpatruje. 

Prostuje plecy, ściąga brwi, próbując przyjrzeć się temu, co widział, ale złoty błysk znika, pochłonięty przez ciemność panoszącej się na zewnątrz nocy. Mimo to Vander wychodzi zza baru, roztrąca nagabujących go gości, zmierzając szybkim krokiem do drzwi. Wychodzi za próg, rozglądając się, lecz nie widzi nic podejrzanego. A jednak, ta plamka światła… 

Przypominała oko. 

Zna tylko jedno spojrzenie w podobnym kolorze, ale… Po co Rho miałby tu przychodzić? Jedyne, czego mógłby to szukać, to Leto, ale… Nie po tym, jak się rozstali. Vander dobrze to pamięta. Był tam. Wtedy widział Rho ostatni raz.  

Zaraz po tym, co stało się na moście. 

 

TO ASHES AND BLOOD 

 

Opieram dłonie o blat, wszystko, nawet ta drewniana struktura, zdaje się nierzeczywiste. Słoje, wijące się w drewnie linie, jak to możliwe, że powstają naturalnie? Są takie… nieoczywiste. 

– Vander? Wszystko w porządku? 

Głos za moimi plecami. 

Głos, który od zawsze… 

Namawia mnie do złego. 

– W porządku?! – powtarzam ze złością, waląc pięścią w blat. – Co według ciebie, jest teraz w porządku, Silco?! 

Cisza. Zerkam na niego, widzę jasne, mądre spojrzenie, ale… Nie. Już nie. Nie mam pojęcia, czemu uważałem go za głos rozsądku. Nie ma nic, nic rozsądnego w tym, co zrobiliśmy. Co się stało. W śmierci. 

TO ASHES AND BLOOD 

 

– Zamierzasz… – Jeśli to ma być pytanie, nigdy się nie dowiem, o co.  

Drzwi Kropli trzaskają o ścianę. 

Odwracam się, unoszę głowę. 

– Vander! Musisz… Szybko! Chodź ze mną! 

Patrzę na chłopaka niezbyt przytomnie. 

Iść? Gdzie? Nie. Nie mogę. Nie chcę. 

– Nie, Eris. Muszę tu zostać, ja… Ja już nic… 

– Proszę cię, chodź! – Niebieskie oczy Erisa ciskają gromy. – Oni się pozabijają! 

– Kto? – Prostuję plecy, patrząc na niego w osłupieniu. Czyżby gdzieś jeszcze trwały walki? 

Eris kręci głową, rozkłada rękę w geście, który każe mi podejrzewać, że zbyt wolno łączę wątki. 

– Leto wróciła do Watahy, ale Rho... On już przekonał tę część, która pozostała… Do cholery, Alfa nie żyje, przecież wiesz, co to oznacza dla Watahy. – Oczy chłopaka błyszczą od niepokoju. – Potrzebują nowego dowódcy. Rho jest wkurwiony, wykorzysta fakt, że Leto ledwo się trzyma na nogach. Wyzwie ją na pojedynek. A ona… ona… – Kręci głową, patrząc mi w oczy. – Tym razem nie wygra. 

Patrzę na niego w skupieniu, próbując zebrać myśli, które zagarnęły dwie małe dziewczynki i ich nieżyjąca matka. To ja jestem za to odpowiedzialny. Moja decyzja uczyniła je sierotami.  

TO ASHES AND BLOOD 

 

Dociera do mnie, że nie tylko ich rodziców mam na sumieniu. 

– Przypilnuj je – syczę do Silco. Nie wiem, czy jeszcze mogę mu ufać, wszystko, co wiem, na czym budowałem naszą przyjaźń, zdaje się bezwartościowe. Ale nie mam wyboru. Rzucam spojrzenie na dwie, małe, zrozpaczone istoty. Młodsza zasnęła ze zmęczenia, opierając głowę na kolanach siostry, która tępym wzrokiem wpatruje się przed siebie. 

Opuszczam Kroplę, podążając za Erisem, który prowadzi mnie do siedziby Watahy. Obaj się spieszymy. 

Kiedy wchodzimy w kanały, Eris zatrzymuje się w pewnym momencie, na skrzyżowaniu, jakby nie był pewien, czy dobrze pamięta drogę. Kładę rękę na jego ramieniu. Dzięki mapie Leto, wiem, dokąd iść. Podejrzewam, że jeśli zamierza zmierzyć się z Rho, nie zrobi tego w swoim „pokoju”. Wybieram korytarz na lewo. 

Zaczynają nas dobiegać okrzyki i głośne dopingi, co utwierdza mnie w tym, że wybrałem dobrą drogę, a niepokój, który odczuwam, zamienia się w strach. 

Nie po to nie pozwoliłem jej zginąć na moście, żeby teraz dała się zaszlachtować. 

Wbiegamy do akwenu w chwili, w której Rho stoi nad Leto z uniesionym toporem. 

Za późno, dociera do mnie w ułamku sekundy. Już nie zdołam nic... 

TO ASHES AND BLOOD 

 

Mogę tylko patrzeć jak Rho bierze zamach i opuszcza ostrze. 

Przestaję oddychać, nie mogąc odwrócić wzroku, zaciskam zęby do bólu szczęk.  

Lecz nie słyszę tego mokrego odgłosu chlaśnięcia, który musiałby się rozlec, gdyby… 

Powoli Rho się wycofuje.  

Widzę jego trud. A jednak… Odwraca się. 

Nie. 

Nie odwracaj się od niej, idioto. 

Zrywam się do biegu, widząc, że się nie mylę. 

Dobiegam do niej w chwili, gdy unosi ostrza, by wbić je w plecy Rho. 

 

TO ASHES AND BLOOD 

 

Chwytam ją w ostatnim momencie. Ostrza ze świstem przecina powietrze, jedynie drapiąc mężczyznę po plecach. 

Ucisk odbiera jej dech. Chyba nie od razu wie, co się dzieje. Próbuje przekierować atak, lecz udaje mi się ją zblokować. Mocne szarpnięcie zdziera karwasz. Krzyczy i tłucze na oślep pięściami po moich szerokich plecach, gdy przerzucam ją przez ramię. To nic, czego nie byłbym w stanie znieść. 

– Żałowałabyś resztę życia – syczę, lecz pewno mnie nie słyszy, drąc w furii moją skórzaną kamizelkę. 

Szkoda. Lubiłem ją. 

Rzucam przez ramię spojrzenie Rho, który już wie, co niemal się wydarzyło. I kto do tego nie dopuścił. Ten sam facet, którego podejrzewał, że raczej wziąłby w tym udział. 

Tylko że nie wiem, czy zrobiłem to bardziej dla niej czy dla niego. 

Jak i tego, czy on teraz okaże się podobnie wspaniałomyślny i pozwoli nam stąd wyjść w jednym kawałku. 

Podrzucam szarpiącą się Leto na ramieniu i wycofuję, nie spuszczając wzroku z niego i reszty Watahy, czającej się za jego plecami. 

– Jeśli kiedykolwiek tu wróci... – syczy przez zęby Rho – Zginie. 

Skinieniem głowy daję znak, że zrozumiałem.  

Odwracam się i opuszczamy kanały. Eris idzie za nami, raz po raz rzucając za siebie zaniepokojone spojrzenia. 

Nie wypuszczam Leto całą drogę przez Zaun, aż do Ostatniej Kropli. Eris żegna się z nami gdzieś w połowie drogi, każąc Leto wreszcie się zamknąć i ogarnąć, ale ona poddaje się dopiero, gdy stoję pod barem. Wzdycham ciężko, na moment przymykając powieki. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że pada deszcz. Obmywa kurz z mojej twarzy. Może to on ukoił Leto. 

Wchodzę do Kropli, drzwi skrzypią, oprócz tego wnętrze wypełnia nienaturalna cisza i ciepłe światło znad baru. Zrzucam Leto na kanapę, na której zastyga, podciągając kolana pod brodę i rozglądam się w poszukiwaniu dziewczynek. Nigdzie ich nie widzę. 

Kolejna porcja stresu uderza w moje serce. 

Zostawiłem je z nim. A jeśli… 

Słyszę skrzypienie otwieranych na dole drzwi. Na schodach, wiodących do piwnicy pojawia się Silco. 

– Rozłożyłem im tę kanapę na dole… – mówi, urywając, gdy dostrzega Leto. Ściąga usta. – Pogadamy jutro? 

Bezwiednie się zgadzam, zginając kark. 

Silco wychodzi. 

Rozglądam się po Kropli, która wydaje mi się w tym momencie całkiem obcym miejscem. Tak dużo się zmieniło, odkąd rano przekroczyłem jej próg… 

Rozglądam się po barze i wzdrygam na widok Leto. Niemal zapomniałem, że ją tu sprowadziłem. Spoglądam na jej brudną twarz. Dostrzegam drżące ze zmęczenia mięśnie, nieruchome spojrzenie. Przeszła dziś tak samo dużo jak ja. Straciła Alfę, honor i dom. 

Przeczesuję włosy palcami, wspieram ręce na biodrach. Muszę zapalić. Sięgam wzrokiem do baru, gdzie zostawiłem fajkę. Zmierzam po nią i wracam, zapalając tytoń.  

Zwalam się na kanapę obok Leto, wyciągając rękę za zagłówek. Podsuwam jej fajkę, ale ona nie reaguje, więc palę sam w ciszy dzwoniącej w uszach. 

To będzie cię kosztować – mówię, wypuszczając dym. – Ta dzisiejsza noc. Słono. 

Zerkam na nią kątem oka. Wciąż się nie porusza. Jej oczy, powleczone warstwą łez, zdają się szklane.  

Patrząc na nią, zaczynam sobie zdawać sprawę, że być może zawdzięczam jej życie. Wtedy, na moście, gdy otoczyli mnie strażnicy… Rzuciła się na nich, nie myśląc o sobie, nie kalkulując. Gdyby nie to, być może… 

Kto wie. Robiło się gęsto. 

Zaczynam już godzić się z tym, że do niej nie dotrę, nie dziś, kiedy opiera głowę na moim ramieniu. Przez długą chwilę nie poruszam się, żeby jej nie spłoszyć. Gramofon za naszymi plecami uruchamia się automatycznie, ja co dzień o tej porze. Dźwięki „Our love” przeganiają upiorną ciszę.  

Leto wtula twarz w moją pierś, desperacko zaciskając palce na mojej koszuli. Nie słyszę, żeby płakała, ale materiał koszuli robi się coraz bardziej mokry. 

Sam ledwo nad sobą panuję. 

 

 

 

 

 

Rho i Leto mierzą się na mordercze spojrzenia. 

– Już raz próbowałeś mnie zabić i nic z tego nie wyszło – wypluwa z siebie Leto. – Myślisz, że tym razem będzie inaczej? Spróbuj! Śmiało! – Unosi rękę mężczyzny, naciska przycisk, by wysunąć z karwaszy ostrza, identyczne jak jej. Próbuje skierować je w swoją stronę, ale on stawia opór. Leto śmieje się cicho, drwiąco. – Nie umiesz odebrać mi życia. Jesteś słaby, Rho. Wydaje ci się, że nie, ale jeśli pozwalasz się więzić sentymentom, jesteś po prostu głupi! Pryska drobinkami śliny zza zaciśniętych zębów. – Czemu tego nie zrobisz?! Czy sobie nie zasłużyłam?! Możesz się odegrać, zrób to albo kiedyś w jakimś ciemnym zaułku ja zrobię to tobie! 

Rho warczy, uwalnia rękę, patrzy wściekle na Leto, ale po chwili słychać jego śmiech, który stopniowo narasta, coraz bardziej naturalny. 

– Miałbym się bać? – pyta między jedną salwą śmiechu a drugą; słychać w nim jakiś rodzaj ulgi. – Właśnie pokazałaś, jak bardzo żałujesz tego, co wtedy próbowałaś zrobić. Tak bardzo, że jesteś gotowa za to zapłacić życiem. Przeprosić: nie. Ale umrzeć? Pewnie! – zaśmiewa się Rho, nachylając, by spojrzeć z bliska w jej twarz. – Powiedz: jak bym mógł? – Wyciąga rękę, by przejechać palcem po jej policzku, parodiując gest czułości. – Pozbawić życia tak zaburzone stworzenie? To byłoby jeszcze bardziej nieludzkie niż to, co sama próbowałaś zrobić! – warczy, odsuwa się i śmiejąc, gdy Leto bierze zamach, próbując dosięgnąć go pięścią. 

– Sama zobacz! – Rho rozkłada ramiona. – Właśnie stoimy w ciemnym zaułku, którym mi grozisz, a ty nawet mnie nie drasnęłaś! 

 

EVERY SIN WILL BE FORGIVEN 
IF YOU LAY DOWN YOUR WEAPONS TO THE GROUND 
 

Wilczyca dyszy, zaciskając pięści.  

Spokojnie – spluwa na ziemię – jeszcze zdołam obić ci ryj lewym sierpowym, ale ty… – Patrzy mężczyźnie w groteskowo wykrzywioną twarz. –  Ty się już nigdy do nikogo ładnie nie uśmiechniesz.  

Grymas kpiny schodzi z tej części ust Rho, które jeszcze umieją się w nim rozciągnąć. 

– Uważaj, Wilczyco. Może przez wzgląd na pamięć o Alfie nie jestem w stanie pozbawić życia kogoś, kto tyle dla niego znaczył, ale… uważaj – powtarza. W żółtych oczach czai się groźba. – Na takie jak ty czekają rzeczy gorsze od śmierci. – Półuśmiech mężczyzny po raz pierwszy budzi w Leto strach. Prawda, Shieda? 

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Ale o co chodzi z tym cliffhangerem, co? Dlaczego to się tak kończy? Zaczęłam czuć niepokój, serio.
    Jak zwykle odpowiednio zgraną akcja z retrospekcją. Sama nie wiem, co myśleć o Rho. Z jednej strony oszczędził Leto przez wzgląd na Alfę, ale dawne urazy mogą kiedyś wybić się na pierwszy plan. Już teraz nie jest za ciekawie. Z drugiej strony przywykłam już do brutalności i walk w tej serii, bez nich to nie będzie to samo.
    Czekam na ciąg dalszy.

    Pozdrawiam
    miachar

    OdpowiedzUsuń