Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

wtorek, 11 lutego 2025

[185] You waste your life ~ Wilczy

 Violet zaciska dłoń na ramieniu koleżanki, pociągając ją za sobą. 

– Gdzie? – pyta ściszonym głosem dziewczyna. 

Dachy – odpowiada szeptem Vi. 

 Leto skrada się na czworakach, by wyjrzeć poza krawędź dachu. Deszcz zacina mocno, utrudniając widoczność. Mokre włosy lepią się do twarzy, odgarnia je z irytacją. Podciąga się na sam skraj, unosząc głowę jedynie odrobinę, tak by dojrzeć, co dzieje się w dole. Z przemoczonego kaptura spadają na jej nos pojedyncze krople. I wtedy znów kicha.  

Wycofuje się prędko, ale dostrzega, że dziewczyny się odwracają. 

–  Wyłaź! Wiem, że tam jesteś! –  słyszy głośno i wyraźnie. 

– Kurwa – klnie, zła na siebie. – Kurwa, kurwa, kurwa! –  Dachówka, w którą uderza w nerwach, odpada, toczy się po dachu, ślizgając w dół i z miękkim pacnięciem ląduje w pełnej błota kałuży.  

Dlaczego nas śledzisz?!  

Leto nie odpowiada, wciąż licząc na to, że dziewczyny pójdą dalej, a kiedy wydaje jej się, że tak się stało, ponownie wygląda zza krawędzi. W ostatniej chwili unika lecącej w jej stronę dachówki. 

– Pojebało cię?! –  wrzeszczy, pokazując w dół środkowy palec.  

– Ja zapytałam pierwsza! – Vi w odpowiedzi pozdrawia ją w ten sam sposób, tylko dwoma palcami.  

Wilczyca obnaża w złości zęby i ześlizguje się z dachu. Chciałaby zrobić to z gracją, lecz mokre kamienne podłoże jest bezlitosne – gdy na nie opada, ledwo udaje jej się ustać na nogach, a akrobacje, które odstawia w desperackiej walce o równowagę, wzbudzają śmiech jednej z dziewczyn. Druga, mądrze, próbuje ukryć rozbawienie. 

Wilczyca jest coraz bardziej wściekła, przemoczona i wyziębiona. 

– P-posłuchaj, gów-gówniaro – odzywa się, szczękając zębami i celując palcem w Vi, do której zbliża się drapieżnym krokiem, raz po raz ślizgając na błocie. – Nie będziesz mnie-e przesłuchiwać! Ty i ta… Ta… – Skupia spojrzenie na drugiej dziewczynie. – Twoja… koleżanka… – Przenosi spojrzenie z powrotem na Violet. – M-macie przesrane. 

– Bo? – Vi wzrusza ramionami, uśmiechając się drwiąco. – Bo spacerujemy w deszczu?  

– Va-Vander wie, że kum-kumasz się z gów-górniaczką? Taksuje spojrzeniem towarzyszkę Vi i czuje deja vu. Nie potrafi rozpoznać uczuć, które napływają, ale jest pewna, że mają związek z zagrzebanym gdzieś na dnie wspomnieniem. 

Czarne, przerażone oczy. 

– Znamy się? – pyta dziewczyny, ściągając brwi i w skupieniu studiując jej twarz. 

– N-n-n-nie wyd-daje mi się – duka czarnowłosa, a Leto nie wie, czy jąka się ze strachu, zimna, czy tak po prostu ma.  

Vi śledzi wzrokiem je obie, robi się niespokojna. Coraz mniej podoba jej się ta sytuacja. 

– Czegoś się przyczepiła, co? – pyta, ściągając na siebie uwagę Wilczycy. – Nie masz co robić, że włóczysz się za dziećmi? Żal ci, że swoich nie masz? Zamiast tracić czas na bezsensowne gonitwy po mieście, może zacznij się o nie starać, młodsza nie będziesz... 

 

YOU WASTE YOUR LIFE TO GAIN POWER 

 

– Oż ty gówniaro! –  Leto wyrzuca w przód dłoń, próbując złapać Vi, ale ona odskakuje zwinnie. 

– Nie znamy się.Dopiero teraz przyjaciółka Vi odważniej zabiera głos, odciągając różowowłosą na bezpieczną odległość. – Jestem Sal i nie szukam tu kłopotów.  

– Ile razy to już słyszałam – prycha Leto. –  Nie szukam kłopotów, to kłopoty znajdują mnie. Zawsze, gdy tu schodzicie, dzieje się coś złego. –  Na powrót skupia spojrzenie na Sal. – Jestem pewna… Gdzieś już cię widziałam. 

– Tak, na wyprzedaży gadżetów dla takich sfrustrowanych wiedźm jak ty, Sal czasem tam dorabia – wypala Vi, zanim udaje jej ugryźć się w język. – A teraz, z łaski swojej, Leto, odwal się i pozwól mi odprowadzić moją dziewczynę do domu. – Ramię Vi obejmuje w talii Sal w jednoznacznym geście. 

Wilczyca jednocześnie wpada w szał i czuje zmieszanie, przez co wygląda, jakby dostała udaru, nie mogąc się zdecydować, czy jednak sprać Violet na kwaśne jabłko, czy przeprosić za zamieszanie i się wycofać. Otwiera ustać, ale ostatecznie je zamyka, choć wciąż obnaża zęby. W końcu macha ręką, wciska dłonie w kieszenie i odwraca na pięcie, ruszając w swoją stronę.  

Jeszcze nigdy żadna gówniara nie miała odwagi, by jej podskoczyć. Gdyby nie to, że jest przyszywaną córką Vandera, na pewno skończyłaby z podbitym okiem. Jednak bardziej zastanawia ją ta Górniaczka. Ma przeczucie, że coś jest na rzeczy z tą dziewczyną. 

I ona dowie się, co. 

 

 

 

Poświęca kilka dni, czając się w okolicy starej windy, która jest najczęściej wybieraną drogą łączącą górny świat z dolnym. Przez ten czas przewija się tędy mnóstwo podejrzanych osobliwości zarówno z Zaun jak i Piltover. Zwraca uwagę na jednego przystojniaka w koszuli i kamizelce, który naprędce narzuca na siebie znoszoną pelerynę, by nie wyróżniać się z tłumu Zaunitów. Sprawia wrażenie zagubionego, choć Leto wyczuwa w nim determinację. Może i czuje się niepewnie, ale najwyraźniej wie, czego tu szuka. Przez kilka chwil dziewczynę kusi, żeby za nim podążyć. Stanowi tak łatwy cel, że choć Wilczyca nie trudni się kradzieżą, odczuwa żal na myśl, ile można by zarobić na tym Górniaku. 

– To niemal jak nie podnieść hajsu z chodnika – wzdycha, rezygnując z łatwego zarobku. 

Kilka godzin później ten sam mężczyzna wraca, niosąc na plecach worek pełen grzechoczącego sprzętu. Gdy tylko drzwi windy zamykają się za nim, zjawia się dzieciak, którego Leto kojarzy ze sklepu Benzo. Chłopak rozgląda się i gdy tylko winda wraca, wskakuje do niej.  

– Mądry smarkacz – mruczy do siebie Wilczyca, uśmiechając się pod nosem. – Przedsiębiorczy.  

Leto naciąga kaptur na twarz, opierając się o zimną ścianę. Nawet gdyby ktoś dostrzegł ją w tym ciemnym zaułku, najpewniej wziąłby ją za żebraka. Ale nikt nie zwraca uwagi na cienie na drodze, która może powieść ku światłu lub w naprawdę brutalny, zielonawy mrok. 

Wreszcie, kiedy już blisko do zmierzchu, winda znów wiezie pasażera z góry. Tym razem ze środka wysiada ciemnowłosa dziewczyna, na którą czeka Leto. 

Wiedziałam. 

Jeśli tamten postawny mężczyzna był w oczach Wilczycy zagubiony, to Sal musi wydawać jej się przerażona. Dziewczyna wzdryga się na każdy dźwięk, na każdy syk cuchnącej pary z nieszczelnych rur. Kluczy między budynkami, starając się wybierać drogę, na której nikogo nie spotka, nieświadoma, że ktoś podąża jej śladem. Choć raz, gdy Wilczyca odważa się zbliżyć, bojąc się, że straci ją z oczu, Sal odwraca się za siebie, wzdrygając, jakby wyczuła, że jest obserwowana. Leto zamiera na dachu, do czasu aż dziewczyna traci czujność, spłoszona wybuchem głośnego, pijackiego śmiechu, dochodzącego z uliczki obok. 

Leto zwiększa dystans. Od samego początku podejrzewa, dokąd zmierza Sal, ale tym razem nie zamierza dać się przyłapać. Chce prześledzić dokładnie jej trasę. Może dowie się czegoś, co rzuci więcej światła na to parszywe, nie dające spokoju uczucie, że coś w związku z tą dziewczyną jej umyka. A jeśli nie, wróci pod windę i zaczeka na nią. Pojedzie na górę, sprawdzi, gdzie mieszka. Znajdzie odpowiedź: na górze albo na dole, bez różnicy. 

Wybuch obleśnego śmiechu ściąga uwagę Wilczycy. Wychyla się, by dostrzec grupkę pijaków, wystających pod burdelem, jakby liczyli na zniżki na co mocniej zużyty towar.  Oczywiście nie mogą się powstrzymać, żeby nie zaczepić przechodzącej obok młodej dziewczyny. Leto nie słyszy, co dokładne za nią wołają, ale ich intencje są jasne. Podążają za nią. Jeden z nich chwyta ją za ramię, zatrzymując. Następuje pełna śmiechów wymiana zdań, mężczyźni stają się coraz bardziej natarczywi. Wilczyca jeży się nieco, ale nie zamierza zdradzać swojej pozycji 

Sama się o to prosiła. 

Czeka. A kiedy już unosi się na nogi, zachowując równowagę na pochyłym dachu, drzwi burdelu otwierają się na oścież i wychodzi osoba, przed którą czwórka mężczyzn najwyraźniej czuje refleks, bo każdy z nich nieco się wycofuje. 

No kurwa, wiedziałam, że coś z nią jest nie tak – prycha ze złością Wilczyca, obserwując scenę malującą się w dole.  

 

 

 

 

– Co takiego? – Vander krzywi usta w pobłażliwym uśmiechu, zerkając na Leto, po czym na powrót skupia się na nalewaniu piwa. 

Wilczyca rozkłada ręce; światło odbija się od sprzączek karwaszy. 

– Co ci powtórzyć?! – pyta ze złością. – Idź tam, póki nie jest za późno! 

Ramiona Vandera trzęsą się od powstrzymywanego śmiechu. 

– Ja znam tę dziewczynę – oświadcza powoli, starając się nie roześmiać. – Jest tu nie pierwszy raz. Lubią się z Vi. – Wzrusza ramionami. – A ty masz urojenia. – Obdarza ją dłuższym spojrzeniem, korzystając z chwili, w której nie musi nikogo obsługiwać i krzyżując ramiona na blacie. – Wróć do siebie, Leto. Odpocznij. Wyglądasz, jakbyś nie spała od kilku dni. 

Wilczyca obnaża zęby. 

Dobrze, powtórzę, bo najwyraźniej do ciebie nie dociera: widziałam ją z Silco! – Postukuje nerwowo palcem w blat. – Obronił ją przed grupą tych zwyroli! Nie powiesz mi, że zrobił to z dobroci serca! 

– W tej historii zastanawia mnie tylko to – szare spojrzenie staje się surowe – co z twoim sercem, Leto. Masz je jeszcze? 

Leto kręci głową w niedowierzeniu. 

– Tak, kurwa, zimne i skamieniałe, tak jak w momencie, w którym mnie poznałeś – syczy, a Vander uśmiech się mimo woli. 

– Nie powiedziałbym – odpowiada na to zdawkowo, zajmując się kolejnym klientem. 

Leto wzdycha niecierpliwie. Nie zamierza teraz robić sobie psychoanalizy. 

– Możemy skupić się na tym, że trzymasz pod swoim dachem szpiega tego potwora? 

– Gdybyś tylko wiedziała, jak bardzo się mylisz – mruczy pod nosem Vander, lecz gdy tylko zauważa zmrużone, zielone oczy, błyszczące z ciekawości, szybko dodaje: – sądząc, że dałbym się tak łatwo przechytrzyć… 

– Nie to chciałeś powiedzieć – stwierdza pewnym tonem. – O co chodzi? Z czym się mylę? Wiesz coś, prawda? – osacza mężczyznę, nachylając się nad barem. – Wiesz to, czego ja próbuję się dowiedzieć. 

– Och, dobra. – Vander rzuca barmańskim ręcznikiem o blat. – Chodź. Sama się przekonasz. – Wychodzi zza baru, zmierzając do piwnicy i gestem przywołując do siebie Leto. 

Oboje stawiają równe kroki, jakby tym chcieli umocnić pozycję przy swoich argumentach. Równocześnie łapią za klamkę drzwi wiodących do piwnicy, którą Vander przerobił na dzienny pokój. 

To uważasz za zagrożenie? Ogar Podziemi zakłada ramiona na piersi, zdaje się rozbawiony, podczas gdy siedzące na kanapie dziewczyny wzdrygają się i odsuwają od siebie. – Miłość jest taka niebezpieczna? 

– To niczego nie wyklucza – warczy Wilczyca, choć już nie tak pewnym siebie tonem. – To… może być przykrywka. 

– Mówisz? – Vander opiera dłonie o uda i nachyla się do niej. – Czyli ja też powinienem być czujny? – dodaje ciszej. 

Leto wzdryga się, zapowietrza, nie odpowiada, rzucając Vanderowi szybkie spojrzenie jednocześnie spłoszone i wściekłe. 

– To tylko dzieciaki – podsumowuje Vander tonem kończącym dyskusję. – Nie świruj, Wilczyco. 

 Ale ona wciąż zerka na Sal. Poczucie, że nie zapomniała o czymś istotnym, narasta. 

Od kiedy jesteś tak łatwowierny strofuje Vandera, odrywając wzrok od Sal. Obudziłeś w sobie duszę romantyka? prycha kpiąco i wydaje się, że chce dodać coś jeszcze, ale odpuszcza, kręci głową. Mała kręci na boku jakieś interesy z tym przyjemniaczkiem, a ty tu rozprawiasz o miłości.  

Vander ściąga grube brwi. 

Powtarzam ci: to tylko dzieci, nie podwójni agenci wskazuje na Vi i Sal nikt tu nie spiskuje, a ty wskazuje palcem na Leto masz paranoję. 

Dzieci powtarza kpiąco Leto, coraz bardziej rozeźlona. Dzieciaki w Zaun wysysają zdradę z mlekiem matek! Ja w jej wieku dokonywałam pierwszych zabójstw na zlecenie, a ty pozwalasz obcej dziewczynie z góry siedzieć sam na sam ze swoją córką!   wybucha. 

Tu jest bezpieczniejsza niż na ulicach, no i… przynajmniej nie zajdą w niechcianą ciążę.  

Vander!   woła z oburzeniem Vi, coraz bardziej zażenowana sytuacją. Rzuca dziewczynie przepraszające spojrzenie i bierze się pod boki. Może wy dwoje wyjaśnicie wreszcie, o co wam chodzi, bo nic nie rozumiem z tego bełkotu, a skoro już rozporządzacie moim towarzystwem, chciałabym wiedzieć więcej! Gestykuluje z oburzeniem rękami. 

  Niech twoja przyjaciółka ci wyjaśni. Wilczyca brodą wskazuje na Sal. 

Uwzięłaś się na nią, bo jest z góry!  Vi zasłania Sal ramieniem.  

Nie musiałabym, gdyby nie kumała się z tym popaprańcem!  

Którym? Co drugi w Alejach jest popaprany!  

Nieważne wtrąca się Vander.   Ja stąd zabiorę tę paranoiczkę, a wy… wracajcie do… bycia dzieciakami… czy co tam aktualnie… no chrząka, czując się coraz bardziej niezręcznie. 

Leto wyrywa się spod ramienia Vandera, schodząc w dół, wpatrzona w Sal jak drapieżnik w zwierzynę. 

Widziałam cię z nim syczy wściekle, wskazując na nią palcem.  

Z kim? pyta Vi, pocierając twarz dłonią.  

Z Silco syczy Wilczyca, wciąż gromiąc Sal spojrzeniem. 

On mi tylko pomógł szepcze pod nosem dziewczyna.  

Nie zaprzecza, widzicie?! Dalej, powiedz to głośniej! 

Pomógł mi! krzyczy w końcu czarnowłosa, starając się powstrzymać od płaczu. Jakiś czterech typów mnie zaczepiło, mówili, że sprzedadzą mnie do burdelu, a ten o którym mówisz… po prostu ich odesłał.  

Ha!   woła triumfalnie Wilczyca, potrząsając wyciągniętym palcem. I co, mamy uwierzyć, że Silco bezinteresownie ocalił ci skórę?! Gadaj, jaki macie układ! 

Pierwszy raz go widziałam na oczy! Przysięgam!  

Leto śmieje się drwiąco. 

Dziewczynko mówi, przeciągając głoski kto ci w to uwierzy? 

Sal rzuca Vi zrozpaczone spojrzenie. 

Daj spokój, Leto. Vander łapie Wilczycę za ramię. Przeginasz. 

Vi bez słowa łapie Sal za nadgarstek i ciągnie za sobą na górę.  

Dokąd! Leto wyrywa się, by zablokować im drogę. Puść mnie, Vander, do cholery!    Strząsa z ramienia dłoń mężczyzny. Przecież nie zamierzam nikogo… Nagle jej oczy się rozszerzają, wypełniają blaskiem, jakby na coś wpadła.  

 

YOU SHIFT THE GAME RULES 

 

Spokojnie. Wyciąga dłonie, jakby chciała tym gestem załagodzić sytuację, którą sama zaogniła. Możemy to wszystko jeszcze obrócić na naszą korzyść. Uśmiecha się w sposób, który tylko ktoś bardzo życzliwy mógłby nie nazwać psychopatycznym. Przydasz nam się, dziewczyno. Tak się składa, że potrzebuję kogoś, kto otworzy nam drzwi do tego zjeba i jego koleżków.  

Po moim trupie! burzy się Vi, zatrzymując na szczycie schodów. 

No to już przechodzi wszelkie pojęcie wtóruje jej Vander.  

Jedyną osobą, która się nie odzywa, jest Sal. Dziewczyna patrzy na Wilczycę enigmatycznym wzrokiem, jakby naprawdę rozważała jej propozycję. Prócz strachu na jej twarzy pojawiają się wreszcie inne emocje. 

Nie słyszę sprzeciwu… Leto przygląda się swoim paznokciom. 

Czuje, że mała łyknęła haczyk. Vander chyba też się tego obawia, bo postanawia rozgonić towarzystwo. 

Wybacz, Salacio – zwraca się do dziewczyny – nie chciałby cię wypraszać, ale w tej sytuacji… Zaciska usta, mierząc Leto zdegustowanym spojrzeniem.   Lepiej będzie, jak już pójdziesz. Odprowadzę cię. 

Odprowadzić? Entuzjazm Leto nie wygasa, jakby w ogóle nie dotarło do niej, co o jej pomyśle sądzi Vander i Vi. Ja to zrobię. Jej oczy błyszczą dziko. 

Chyba ocipiałaś. Vi kręci głową. Vander przenosi spojrzenie na mężczyznę ja odprowadzę Sal, a ty pilnuj, żeby ta wariatka za nami nie polazła. 

Doceniam troskę, ale sama znajdę drogę powrotną.  

Zapada krótka cisza. Vi ze zdziwieniem patrzy na Sal. 

Serio? Bo chyba właśnie usłyszałam historię, w której zaczepiały cię jakieś oblechy, a potem prawie wpadłaś w łapy Silco!   Violet zaczynają ponosić nerwy.   Nie ma mowy, że pozwolę, żebyś wracała sama! 

Mam już dość tego, jak wszyscy mnie traktują – wyrzuca z siebie Sal, zaciskając dłonie. – Potrafię sama wrócić do domu. Będę na siebie uważać obiecuje, po czym robi coś, co wprawia wszystkich w osłupienie.  

Nie przejmując się publicznością, całuje Vi i zanim ktokolwiek reaguje, wymyka się z Ostatniej Kropli. 

 

Dopiero gdy znajduje się na głównym placu, bierze głęboki oddech, zachłystując się brudnym powietrzem. Powoli stawia kroki, czując, że nogi jej się trzęsą, aż rzuca się do biegu przez mokre ulice, dając upust emocjom. 

Tym razem wie, że jest śledzona. Spodziewa się tego. Kiedy wydaje jej się, że już wystarczająco oddaliła się od Kropli, zatrzymuje się i odwraca. 

– Zrobię to! – woła, zaciskają dłonie w pięści, kiedy Wilczyca zeskakuje z dachu tuż przed nią. – Będę przynętą. –  Wzrusza nonszalancko ramionami, jakby właśnie obiecała, że wyskoczy do warzywniaka po ziemniaki. Tylko jej ciemne oczy, błyszczące od determinacji, zdradzają chęć wykazania się, może udowodnienia coś samej sobie, Wilczycy albo całemu miastu. – Przekonasz się, że do tej pory nie miałam z nimi nic wspólnego oświadcza butnie, lecz zaraz przez jej twarz przybiera grymas zwątpienia.   Tylko… Nie mówmy Violet. 

Wilczyca opiera ręce o kolana, nachyla się, by ich oczy znalazły się na jednym poziomie. Przez kilka sekund jedynie się przygląda dziewczynie, mrużąc zielone ślepia, jakby próbowała ocenić zamiary Sal. Wreszcie jej usta rozciągają się w drapieżnym uśmiechu; wyciąga do niej dłoń. 

– Zgoda. – Ściska mocno rękę dziewczyny, potrząsając nią z entuzjazmem. – Ale muszę uprzedzić Vandera. 

– Co? Sal rzuca Wilczycy takie spojrzenie, jakby właśnie zwątpiła w jej inteligencję. – Przecież go słyszałaś, nie zgodził się… 

Wilczyca uśmiecha się chytrze. 

– Nie powiem mu o tym, że przystałaś na mój plan. 

– Ale… Jeśli się dowie, że tam byłam... ale nie dowie się, że zgodziłam się tam iść z tobą… Salacia ściąga brwi – no to przecież… 

Wilczyca klaszcze w dłonie, pojedynczy klask rozchodzi się echem po opustoszałej alei. 

– Wyjdzie, że miałam rację! – Leto szczerzy zęby. – Że kumasz się z tym gnojkiem! 

Sal kręci głową, jej usta rozchylają się w niedowierzaniu, tylko nie wie, w co bardziej nie chce jej się wierzyć: w to wyrachowanie, czy fakt, że Leto tak wprost o wszystkim mówi, zamiast próbować to ukryć. 

 

HOW DOES IT FEEL TO REACH THE LINE THAT NO ONE EVER GOT TO CROSS? 

 

A może jednakcedzi przez zęby, orientując się, że ta bezczelność ją zirytowałamogłybyśmy nie mówić nikomu – pyta, unosząc brew. – To, co proponujesz, nie wydaje się fair. 

Leto marszczy czoło, jakby w jej słowniku nie było takiego słowa. 

Obiecałam mu – wzrusza ramionami – że tym razem nie będę działać w pojedynkę.  

Salacia zaczyna tracić cierpliwość. 

W sumie to nie wiem czemu miałabym się zgodzić. 

Leto patrzy na nią z góry, biorąc się pod boki. Jej oczy zwężają się jeszcze mocniej. 

– A jak myślisz, jak to będzie wyglądać, skoro chcesz to zrobić w tajemnicy? – Teraz to Leto zaczyna się irytować. – Mówię, jak jest. 

Załóż spółkę pod taką nazwą, myśli wściekła Sal, zaciskając dłonie w pięści. 

– To po prostu nic im nie mówmy! 

Leto zagryza wargi. 

Vander się wścieknie. – Zagryza wargę, mierząc Sal wściekłym spojrzeniem. – Czemu miałabym to dla ciebie zrobić? 

Bo inaczej się wycofam. 

Spojrzenie Leto staje się jeszcze bardziej podejrzliwe. I zimne. 

– Dobra, gówniaro – zgadza się wreszcie. – Zrobimy to we dwie. – Pstryka ją ze złością w nos. – Tylko jak coś się niepotrzebnie odjebie, nie będzie wsparcia. Będziesz musiała radzić sobie sama. Tak jak ja. 

– Kiedy chcesz to zrobić? 

Hm… – Wilczyca zastanawia się chwilę. – Jutro. Tak żebyś nie miała czasu ich ostrzec. 

– Naprawdę masz paranoję. – Sal ponownie wzrusza ramionami. – No to… 

Nim Salacii udaje się dodać choć słowo, Leto znika. Przynajmniej tak się dziewczynie wydaje. Odczekuje jeszcze chwilę, by upewnić się, że tym razem nie ma ogona i rusza w drogę powrotną do domu, przekonana, że pozbyła się pokręconej Wilczycy. 

Oczywiście się myli. 

 

 

Vi potrzebuje chwili, żeby dojść do siebie po tym, co się wydarzyło. Przez kilka minut stoi nieruchomo, przykładając palce do ust w zamyśleniu. Niemal nie dostrzega, że Vander wycofuje się chyłkiem, dając jej przestrzeń i zapewniając prywatność. Tym razem nie musi ciągnąć za sobą Leto, która sama, jako pierwsza, opuszcza piwnicę, choć nie z tak czystych pobudek jak Vander. 

– No dobra, to… – rzuca mężczyźnie tylko przelotne spojrzenie. – Widzimy się później, nara!  

–  Nie tak szybko. –  Vander łapie Leto za ramię, używając przy tym więcej siły niż zamierzał, lecz szybko się reflektuje i zwalnia uścisk. – Leto… – zaczyna, patrząc w okno knajpy. – Nie skrzywdź tej dziewczyny.  

–  Och? Czyżbyś zmienił zdanie? –  Wilczyca rzuca mężczyźnie zaciekawione spojrzenie.  

Vander wzdycha. 

– Nie – odpowiada, patrząc na nią surowo – ale nie mogę wciąż zamykać cię za zapleczu, gdy nie podoba mi się to, co robisz, prawda? 

– Prawda – zgadza się Leto, choć jej spojrzenie zdradza, że nie do końca wierzy w dobre intencje Vandera względem swojej osoby. 

– Zdaję się, że… W końcu oboje jesteśmy dorośli. Może… Mógłbym ci zaufać? – pyta, splatając ręce z tyłu i przenosząc na nią wzrok. – Jak myślisz? 

Wilczyca opuszcza ręce wzdłuż ciała i mruga kilkukrotnie, poszukując choć jednej myśli, która przecięłaby pustkę, jaka zagościła w jej głowie. 

– Ha! Już wiem! – Wyciąga przed siebie palec. – Bierzesz mnie pod włos! Gadka o zaufaniu, żebym czuła się winna, co, gdybym złamała słowo, żebym czuła, że cię zawiodłam. O nie, Vander, nie ze mną te numery! To taki sam łańcuch, jak ten twój z zaplecza, wiesz, to całe zaufanie! Mówisz, że nie chcesz mnie ograniczać, ale nawet nie zdążyłam się obejrzeć, a ty zapinasz mnie z drugiej strony… To znaczy… – Wciąga zaróżowione policzki. – Wstydź się, Vander! – woła i wybiega, trzaskając za sobą drzwiami. 

Vander z niedowierzaniem kręci głową, patrząc na drzwi. Ramiona bezradnie zwisają wzdłuż ciała. 

– Wilczyce – prycha pod nosem. – Zachęcają, byś zrobił krok w przód, a gdy próbujesz… Ech. 

Zabiera z wieszaka swoją kurtkę i wraca do piwnicy. 

–  Wszystko w porządku? –  pyta, powoli schodząc po schodach. 

Violet stoi w tym samym miejscu, w którym ją zostawili. Vander od razu poznaje ten rozmarzony wzrok Felicia przybierała ten sam wyraz twarzy za każdym razem, gdy patrzyła na ojca swoich córek.  

–  T-tak… – odpowiada niepewnie, po czym chrząka, przeczesuje palcami różowe włosy, najwyraźniej próbując wziąć się w garść. – Ale nie chcę o tym rozmawiać, ok? 

– Ok – zgadza się Vander, unosząc duże dłonie otwarte w geście dobrych intencji. 

– Całe szczęście nie musisz mi truć nic na temat zabezpieczeń, nie? – Vi parska nerwowym śmiechem, dołącza do niej niski, gardłowy śmiech Vandera. – Jesteś w porządku rzuca nagle Vi, patrząc na niego uważniej. – Wiesz, jak na… zastępczego ojca. I w ogóle. 

Vander wydaje się poruszony. Patrzy na Vi, unosząc brwi i odwraca wzrok. 

– Wiem, że nigdy nie zastąpię wam Connola. Choćbym nie wiem, jak się starał. Ale zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby…  

Vi popisuje się skupieniem typowej nastolatki, przestając słuchać Vandera, choć on tak rzadko zdobywa się na to, by wyrazić swoje obawy i emocje. 

– Zaraz! – unosi głos Violet, przerywając uzewnętrznienie się Vandera. –  Pozwoliłeś jej pójść?! – krzyczy, dostrzegając nieobecność Wilczycy. – Przecież ta strzyga na bank polezie za Salacią! 

– Tak – zgadza się Vander, przekładając do drugiej ręki kurtkę. – A przedtem zapewne jeszcze raz spróbuje ją nakłonić do swojego planu. 

– No to na co czekamy! Chodźmy za nimi! 

–  Ty zostajesz. –  Vander podkreśla swoje zdanie, wystawiając przed siebie palec wskazujący. 

–  Ale czemu?! –  Violet nie chce dać za wygraną.  

–  Ponieważ niektóre sprawy trzeba zostawić dorosłym. 

–  Ja jestem dorosła! Prawie… 

–  Tylko dlatego, że jakieś dziesięć minut temu przeżyłaś swój pierwszy pocałunek wcale nie znaczy, że dorosłaś.  

Lecz to nie uspokaja Vi.  

– Przecież to ty sama przekonywałaś mnie niedawno, żebym zaufał Leto – przypomina jej Vander. 

– Ale nie sądziłam, że mnie posłuchasz! Bo czy to na pewno rozsądne ufać Wilczycy? – W głosie Vi narasta panika. – Ja się nie znam, jestem tylko dzieciakiem, sam wciąż to powtarzasz, po co mnie słuchać?! – Violet nie zauważa, że Vander już od chwili powstrzymuje się od śmiechu, wciągając na grzbiet kurtkę. – Proszę cię, Vander, może jednak sprawdź, co z nimi, co?  

– Spokojnie. –  Vander przerywa ten słowotok, kładąc dłoń na ramieniu dziewczyny. – Chciałbym… choć spróbować jej zaufać – oświadcza nagle poważnym głosem, nie patrząc na Vi. – Jednak nie chcę też całkiem żegnać się z rozsądkiem, więc… Tak, masz rację. Sprawdzę to. A ty… – Postukuje palcami w ramię Vi, zamyślony. – Zanim wyjdę – kieruje na nią wzrok – musisz się dowiedzieć, że dlaczego twój lęk nie jest bezpodstawny. 

Źrenice Violet się rozszerzają. Nic jednak nie mówi, cierpliwie czekając, aż Vander rozwinie myśli.  

Leto nie może się dowiedzieć, że Salacia jest córką strażniczki.  

Violet ściąga brwi. 

– A co to zmieni? – Wzrusza ramionami. – Leto po prostu nienawidzi Górniaków, a połowa z nich ma kogoś z rodziny w straży. 

– Nie rozumiesz. – Vander na moment zagryza od wewnątrz policzek, wpatrując się w Vi, jakby wciąż się zastanawiał, ile może jej powiedzieć. –  Chodzi o to, że… –  Nie, nie może powiedzieć jej wszystkiego. – Chodzi o tę konkretną strażniczkę. 

– O Greyson? A co ona ma z tym wszystkim wspólnego? – Violet zdaje się zaskoczona, ale jest na tyle bystra, żeby połączyć te fakty, o których wie. – Nie gadaj. – Jej ramiona opadają, a z gardła uchodzi pełen irytacji jęk. – Serio? Ze wszystkich strażników i strażniczek, musiała zadrzeć akurat z matką mojej dziewczyny? 

– “Zadrzeć” to w tym przypadku spory eufemizm. – Vander celowo podsyca obawę Vi i nie wyprowadza jej z błędu. Zresztą dziewczyna wcale dużo się nie myli, a im dalej będzie trzymać Leto od Salacii, tym lepiej. To musi wystarczyć, zanim nie wymyśli trwalszego rozwiązania, w którym nikt nie ginie, gdy Leto w końcu się dowie, że to Salacia strzelała wtedy do niej na moście. 

 

2 komentarze:

  1. Hej :)
    Och, ale tu się plan tworzy. Heh, zaufanie to jedynie w rozmowach na razie wychodzi na mocne, w praktyce to jeszcze wiele pracy potrzeba. Uwielbiam Leto za to, jaka próbuje być twarda, a jednocześnie traci czasami rezon i się rumieni. Fajnie przedstawiona relacja między Violet i Vanderem, do Sal zamierzam podchodzić z dystansem.
    Jak zwykle dobre opisy, humor pasujący do tej bandy i co wiecej mam rzec? Czekam jak zawsze na kontynuację, ostatni tekst już mnie kusi.

    Pozdrawiam
    miachar

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurde, a w ostatnim tekscie zrobilam sobie przerwę od Zaun D: obrazek mnie nakrecil na co innego xd ale juz wracam, juz mam swojego stratega :D

      Usuń