Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 9 lutego 2025

[185] Blind Faith: el miedo que me das ~Miachar

 Wiedział, że oto zbliża się pora, gdy postawi na szali całe swoje życie i to dosłownie. O siebie ani trochę się nie bał, znał własne możliwości. O wiele bardziej przerażało go to, co czekało asystentkę. Deiji pod żadnym pozorem nie powinna poznać miejsca spotkania ani mu towarzyszyć. Ciężko będzie jej przemówić do rozumu, by się posłuchała, bo to…

To mógł być ostatni raz, gdy przeprowadzą właśnie taką rozmowę. Taką, która skończy się złamanymi sercami, zanim zakończą się życia.

Ale nie miał wyboru. Jeżeli chciał zapewnić jej bezpieczeństwo, musiał pozbyć się detektywa – dosłownie. A że przy tym też jeden sędzia się napatoczył, trudno, nie było innego wyjścia.

Od razu, kiedy tego poranka przekroczyła próg biura, wiedział, że to będzie jeden z najcięższych dni, jakie mu się przytrafiły. Skąd? Wystarczyło mu tylko spojrzeć na twarz sekretarki, by nie mieć żadnych wątpliwości.

– Dzień dobry – przywitała się Deiji, przechodząc korytarzem do kuchni. – Widziałam twoich dwóch posłańców, czyżby wpadli na herbatę? Tak z rana? Raczej im się to nie zdarza.

Choć chciała brzmieć w miarę zabawnie, nie udało jej się ukryć smutnej nuty w głosie, a to było dla Profesora za wiele. Nie zważał na to, że kobieta dopiero przyszła, że nie zna jego dokładnego planu, nie wie do końca, ile ryzykują, wchodząc w szranki z dwoma mężczyznami, których musieli brać teraz na tapet nie tylko zawodowo. W długich krokach znalazł się tuż przy niej, a zanim zdołała o cokolwiek zapytać, otoczył ją ramionami i przytulił.

Mocno. Tak, jak powinien zrobić to wielokrotnie w ciągu kilkunastoletniej znajomości, a przed czym się wzbraniał, uważając, że żaden kontakt fizyczny nie jest dla niego.

– Profesorze?

Deiji po przekroczeniu progu chciała tylko napić się kawy i jeszcze przez chwilę, jeden moment nie myśleć o tym, co ich czeka. Niby się tego spodziewali, a jednak nieco ich zaskoczyło. To miał być najpoważniejszy wróg, ale czy jej pracodawca był nowicjuszem w pozbywaniu się ludzi na wieki? Wierzyła głęboko w to, że dadzą sobie radę, dlatego poczuła silny niepokój, kiedy Profesor tulił ją do siebie, a jedyną barierą dla skóry były ubrania, żadna wolna przestrzeń.

– Przepraszam, Deiji – wyszeptał jej prosto do ucha. – To moja wina.

Westchnęła. Co im przyjdzie z przerzucania się winą? Tu potrzebny jest plan, rozwiązanie dające spore szanse na przeżycie, nie zaś użalanie się nad sobą.

Ale Profesor też był człowiekiem, a w naturze ludzkiej jest wątpić i umniejszać sobie. Nie powinna się dziwić, że podobne stany dopadają i naukowca, który wydawał się większość czasu być nazbyt pewny siebie. Teraz pokazywał jej prawdziwą twarz.

Powoli także go objęła, nawet wtuliła nieco głowę w szyję mężczyzny.

– Ja też przepraszam – mruknęła. – Nie wiem dokładnie za co, powiedzmy więc, że za wszystko, co złe ci uczyniłam.

– Czyli za nic – odparł Profesor, a kiedy na niego spojrzała, nieśmiało się uśmiechnął. – Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało, wiesz?

Zdawała sobie sprawę, że ją cenił, ale usłyszeć coś takiego i to powiedziane wprost, w biały dzień? Było w tym coś nierzeczywistego, podobnego do mary sennej. Aż chciała się uszczypnąć, by sprawdzić, czy to nie jest sen, ale Eideard miał inny plan.

Nim się spostrzegła, pracodawca nachylił się nad nią i złożył na jej ustach pocałunek. Delikatny i czuły, ale nienaglący do rozchylenia warg. Po prostu trochę dłuższy całus, który jednak niemal pozbawił ją tchu.

– Deiji, ja… – Mężczyzna odsunął się nieco, chcąc całkowicie otworzyć przed nią swoje serce, ale mu na to nie pozwoliła.

– Nie.

– Rozumiem.

Profesor chciał ją całkowicie wypuścić z objęć, ale asystentka na to nie pozwoliła, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej na wysokości serca. Jego biło mocno i szybko, a powód mógł być prosty do znalezienia.

– To nie tak – wyjaśniła. – Po prostu nie teraz. Najpierw powinniśmy ustalić, co wiemy, jakie mamy możliwości, broń i opcje, by stanąć w szranki z tym detektywem i dawnym sędzią. Musimy ustalić, co nimi kieruje, że teraz okazują urazę, którą żywią, czemu nie zrobili tego wcześniej. Przecież jedna osoba już straciła życie z ich rak, nie wiemy, czy nie ma kolejnych. To są teraz istotne kwestie, Profesorze. – Spojrzała mu w twarz, prosto w oczy, jakby w ten sposób chciała mu przekazać, jak poważna jest w tym momencie. – Ustalmy plan, w którym będziesz miał szanse wyjść z tego cało. Może ranny, ale nadal żywy. Dopiero potem… – Zarumieniła się, zdając sobie sprawę, jaki miałby być następny punkt w planie dnia. – Dopiero potem do tego wrócimy, dobrze?

Eideard nie musiał myśleć, co kryje się pod tym, a skoro Deiji dawała mu wyraźnie zielone światło, chciał wykonać krok, który przez kilkanaście lat trzymał jedynie w sferze pragnień i marzeń.

– Dobrze. W porządku. – Nawet zdołał się lekko uśmiechnąć. – Może chcesz kawy? Przyda nam się coś, co nas rozbudzi i pobudzi do działania. 

– Z chęcią. Ja zrobię.

– Deiji…

– Nadal nie ufam ci w tej kwestii – nie pozwoliła mu na protest. – Jak miałbyś się pokazać tym dwóm szubrawców z kolejnym oparzeniem na dłoni? Chcesz stanąć do walki jak równy z równym czy raczej dać do zrozumienia, jaką gapą bywasz? Pierwsze wrażenie jest ważne, nawet na polu bitwy!

Słuchając jej, Profesorowi przeszło przez myśl, jak swobodniejsze byłyby ich rozmowy, gdyby dopuścił Deiji bardziej do uczestniczenia w swoich zbrodniach. Gdyby mieli omawiać zadania i kroki, a przy tym spędzać ze sobą czas wspólnie, nad jednym zagadnieniem, nie tylko przekazując sobie informacje – czy wtedy zabijałby tak, jak to robił? Przynajmniej jedna ofiara rocznie, by nakarmić głód, który w sobie nosi? Czy potrzebowałby sprawdzonej i bardzo dyskretnej grupy sprzątającej, z która kontaktował się jedynie przez esemesy i płacił przelewy, ani razu nie widząc się twarzą w twarz z szefem tej bandy? 

Okazywało się, że jedna jego decyzja mogłaby doprowadzić do bardzo wielu różnic w życiu, jakie prowadził. Może w świecie równoległym tak właśnie było, Deiji została jego pomocnicą, przez co oboje mogli robić za złoczyńców czy złych bohaterów niczym w komiksie?

Podobne rozważania przepływały przez jego głowę, gdy przyglądał się kobiecie szykującej dwa kubki czarnego – jak serce Deiji, zawsze tak kojarzył kawę – napoju, pozwolił im tak dryfować, nie wchodząc w to za bardzo. Co przyjdzie z wyobrażenia sobie innej rzeczywistości? Dokonał takich, a nie innych wyborów, zbierał więc teraz to, co sam zasiał. Jedyne, co bezwzględnie musiał zrobić, to znaleźć sposób, by uchronić jak tylko się da Deiji przed konsekwencjami. A przede wszystkim nie dać jej zabić. 

Kobieta przygotowała kawę, z kubkami przeszli do gabinetu i pochylili się nad wszelkimi materiałami, jakie w sprawie detektywa i sędziego mieli. Wśród nich znalazły się przedawnione akta, zapiski z czasów studenckim Profesora, notatki Deiji dotyczące spostrzeżeń związanych z detektywem i datami, kiedy się na niego natknęła. Do tego teczka, którą dostarczyli uliczni sprzymierzeńcy. Było od czego zacząć, a że mieli ustalony, znajomy rytm pracy, już po kilku minutach dzielili się uwagami, myśleli nad krokami do podjęcia i tworzyli plan, który mógł zawieść, jak też kogoś ocalić. 

Zanurzeni w swoim zadaniu, z upływu czasu zdali sobie sprawę, gdy w obu kubkach widać było dno, a w notesie Deiji zapisanych było już kilka kartek. Zważając na to, jak małe pod względem wielkości litery wstawiała, mieli już całkiem sporo. Ale to wciąż było w ich mniemaniu za mało, dlatego asystentka przygotowała im jeszcze więcej kawy i na nowo poczęli swoją pracę.

Ta musiała dotrzeć – jak wszystko w życiu – do końca, a to oznaczało, że czeka ich coś jeszcze. Coś, czego już tego dnia dotknęli, ale co przełożyli na później. To później właśnie nadchodziło, a kobieta nie czuła się jeszcze gotowa. Jej towarzysz zdawał się tego nie zauważać.

– O, i drogą wyjścia może być też skierowanie się kanałem do ujścia. To rzadko uczęszczana trasa, mocno zalesiona i pełna krzewów, ale moi pomocnicy wytyczyli mi szlak, więc to też możemy brać pod uwagę. 

Deiji dopisała odpowiednią uwagę na marginesie przy innej notatce i skinęła głową.

– Mamy to.

Profesor zamyślił się na moment. 

– Wydaje mi się, że to będzie wszystko, jeżeli chodzi o przygotowania pod względem teorii – ocenił ostrożnie. – Niby mamy tę przewagę, że to my najprawdopodobniej wskażemy im miejsce, ale trudno jest mi z większym prawdopodobieństwem wyliczyć, co będzie dla nas najkorzystniejsze, kiedy znajdę się w środku.

Nie umiał powiedzieć jej prawdy. Miejsce i godzina spotkania były nie tylko ustalone, ale też wieść o nich powinna dotrzeć do rywali. W tej sytuacji Profesor wybierał opcję mniej wiesz, lepiej śpisz, łudząc się, że to uchowa asystentkę w pokoju ducha. 

Deiji skinęła jeszcze raz głową, nie patrząc na niego. Zaciskała wargi i milczała, w ten sposób tłumiąc sprzeciw, jaki w sobie nosiła. Zdawała sobie sprawę, że cokolwiek powie, może i zostanie wysłuchana, ale nic ponadto. Nie zdoła wpłynąć na pracodawcę, by jednak powstrzymał się od krwawego rozwiązania i ofiar. To nie było w jego stylu, gdy chodziło dosłownie o jego osobę.

W tym momencie boleśnie odczuła, że pozostały im prawdopodobnie tylko godziny. Myślenie o przyszłości nie wchodziło na razie w grę, należało skupić się na tym, co tu i teraz. 

– Pozwolisz, że broń przygotuję u siebie, dobrze? – Profesor nie chciał zostawiać jej samej w gabinecie, ale po jego stronie pozostało jeszcze coś do zrobienia.

Po tym natomiast kwestia, którą musieli sobie wyjaśnić, nim ich drogi się rozejdą.

Deiji doskonale to rozumiała, uśmiechnęła się niemrawo.

– Jasne, idź. A ja chyba pomyślę nad jakimś obiadem, jak tylko uzupełnię ostatnie faktury.

Mężczyzna zdawał się gotowy powiedzieć coś jeszcze, ale widząc, że asystentka zasiada za biurkiem i chwyta dokumenty, postanowił ją zostawić. Przecież jeszcze tu wróci, musi, bo nadal nie otworzył całkowicie serca.

Za Profesor zamknęły się drzwi laboratorium, a Deiji zrzuciła z twarzy maskę. Wcale nie czuła się dobrze z tym, że powzięli jakiś plan, bo ten mógł w ogóle nie wypalić. Nawet siedząc przy pracodawcy i słuchając jego ciepłego głosu, nie mogła skutecznie bronić się przed uczuciem przerażenia, jakie zbliżało się do niej coraz większymi krokami, by zamknąć w swoich szponach. Nie była w stanie powiedzieć Eideardowi, jak bardzo nie lubi uczucia strachu, który jej dawał za każdym razem, gdy załatwiał tę brudniejszą część swoich interesów. Mogła już wcześniej drzeć o jego życie, ale tym razem to zdawało się być ostatecznością. Końcową misją, jakiej miał stawić czoła, nie wiedząc, jak się potoczy i czy jeszcze czekają go jakieś wschody słońca poza tym jutrzejszym. 

Jednak ile czasu mogły jej zająć faktury? Uporała się z nimi na tyle szybko mimo przeciągania, a profesor nadal szykował się w laboratorium. Musiała znaleźć sobie inne zajęcie. 

Dlatego postanowiła przygotować obiad. Wiedziała, jakie produkty mają tu w kuchni, postanowiła wykorzystać te z nich, których termin przydatności do spożycia mijał w pierwszej kolejności. W tej kuchni czuła się o wiele lepiej niż w podobnej w wynajmowanym mieszkaniu. Na dobrą sprawę biuro było w jej mniemaniu domem zdecydowanie bardziej. Tu miała swoją przystań, a Profesor był stałym elementem tego miejsca i jej życia. A przynajmniej tak mogło być jeszcze tylko przez kilka godzin.

Na samą myśl do jej oczu napływały łzy. Przełknęła je, krojąc kurczaka, ale przy ściekaniu cebuli było już inaczej. W miarę skupiona szykowała makaron z sosem, ale stale z tyłu głowy miała to, że jej szczęście, które miała na wyciągnięcie ręki, niedługo zniknie jej z oczu.

Nie chciała odwracać się do mężczyzny, kiedy usłyszała za sobą jego kroki. Nie była gotowa spojrzeć mu w twarz, nie zrobiła tego, serwując posiłek ani spożywając obiad naprzeciwko pracodawcy. Nie mogła trwać jednak w tym stanie w nieskończoność. Nie, kiedy Profesor pomagał jej, wycierając umyte naczynia i chowając je do szafek. Był tak blisko, a coś takiego mogło się nie powtórzyć.

– Deiji? – Poczuła jego oddech na policzku. – Wszystko w porządku?

Spojrzała na niego, a jej oczy znowu były pełne łez. Tym razem był tego świadek.

Eideard poczuł się, jakby ktoś uderzył go w żołądek. Nie chciał widzieć asystentki w takim stanie. Miała być szczęśliwa, nawet jeśli jego nie będzie już obok. 

– Deiji…

Ledwie widziała go przez łzy. Choć czuła ból w klatce piersiowej, uśmiechała się do niego szeroko.

– Ja naprawdę nie lubię się żegnać – powiedziała, pociągając nosem.

– Więc nie mów mi żegnaj – poprosił, kładąc jej dłonie na ramionach. Delikatnie zadrżała pod wpływem jego dotyku, a on czuł, jak rozpływa się w środku, będąc świadkiem czegoś takiego. – Możesz powiedzieć mi do widzenia albo byłeś w miarę okej szefem, albo…

– Kocham cię. 

Patrzył na nią, nie wierząc w to, co usłyszał. Nie spodziewał się, że z jej ust padnie coś podobnego. Sam nie wiedział, co odpowiedzieć, za to ciało wiedziało, co zrobić, by wykorzystać te chwilę.

Deiji nie wahała się, by mu to powtórzyć.

– Kocham cię – powiedziała jeszcze raz, po czym przystanęła na palcach, znalazła jego wargi i pocałowała go. Kolejne łzy rosiły jej twarz.

Zaskoczenie, jakie złapało go w sidła, szybko odpuściło, a on mógł jedynie pragnąć jej, kochać ją i dać jej to, przed czym tak długo się wzbraniał. Gdy Deiji chciała się odsunąć, przesunął swoje dłonie, by znalazły się na jej plecach, i przycisnął ją do siebie, oddając pocałunek z mocą i skłaniając ją do rozchylenia warg. W gest ten włożył całe swoje uczucie, pragnienia i te nieśmiałe marzenia, które kiełkowały w nim naprawdę bardzo, bardzo długo.

Gdyby w swoim życiu miał zatrzymać jakiś moment, by później odtwarzać go, gdy tylko zapragnie, wybrałby właśnie ten, gdy Deiji wyznała mu miłość, a on mógł ją całować i całować, i całować. A ona chętnie przyjmowała te pocałunki, całą czułość, jaką mógł jej dać i odpowiadać na to równie żarliwie. Teraz nie chciała, by dał jej strach. Chciała jego.

– Proszę… – wydusiła, kiedy jego pocałunki znalazły się na jej szyi i musiała zdusić w sobie jęk rozkoszy. – Proszę, daj mi resztę tego dnia i noc…

– Jak sobie życzysz.

Profesor ani myślał przestawać, a skoro uzyskał jej zgodę, nic go już nie mogło powstrzymać. Miłość była dla niego jak poezja – zupełnie jej nie rozumiał, ale czuł ją za sprawą obecności Deiji w swoim życiu. 

Trzymając ją w objęciach, kierował się z nią ku jedynej sypialni w mieszkaniu. Do tej, w której nocował, bo także tu czuł się bardziej jak w domu. On też należał do tego miejsca, jak i do tej kobiety. Powinna o tym wiedzieć.

Rhwy'n dy gary di* – powiedział, kładąc ją na łóżku i zanurzając się w byciu z nią, jak teraz pragnął. 

Choć to mogła być tylko jedna noc, miała prawo być najpiękniejsza w ich życiu.

Kiedy wychodził przed świtem, w biurze nadal pachniało mocną kawą, a na stoliku w kuchni leżała kartka z krótkim wyznaniem.

Przepraszam. Dziękuję. Kocham Cię*.

Dzień, który mógł zakończyć jego świat, właśnie się zaczął.


*


Nie korzystał z samochodu od czasu wypadku zagranicą, nie powinien jechać autobusem, wziął więc taksówkę, którą o wczesnej porze udało mu się znaleźć, ale nie dojechał jej do celu. Wolał wysiąść, będąc wciąż w części zamieszkiwanej przez ludzi, a resztę drogi pokonać na piechotę. To była dobra okazja, by powtórzyć ułożony poprzedniego dnia plan. Za sobą czuł czyjąś obecność, ale wiedział, że to jego uliczni sprzymierzeńcy, którzy mieli być jego cieniem i dać znać Deiji znać, jak to się kończy. Chciał, by nawet w przypadku jego śmierci dowiedziała się tego po części od niego, nie głosami wrogów. 

Stary magazyn nie miał sobą nic do zaprezentowania. Po co by miał? Jedynie śmieci nadawały się, by je tu składować, póki władze miasta się o tym nie dowiedzą. O ile któryś ze znajomych Profesora w ogóle zechce donieść komuś o tym miejscu. Na razie, choć mocno zaniedbany i brudny, nadawał się na zaplanowane spotkanie. Równie mało zachęcający do czegokolwiek, jak ludzie, których Eideard się spodziewał. 

Dotarł pierwszy. Nie wiedział, z której strony przybędą detektyw i sędzia, ale znał teren prawie jak własną kieszeń, mógł się schronić tak, by pozostać niezauważonym do czasu, aż nie zechce wyjawić swojej obecności. 

Nie patrzył na zegarek, czekał niczym doświadczony drapieżnik, którym zresztą był, aż ofiara znajdzie się w polu widzenia. Nie dał poznać o swojej obecności, z zajmowanego przez siebie kąta obserwował, jak detektyw powoli wchodzi na teren magazynu. Przybysz także był czujny, z jedną ręką w pobliżu pasa, by w porę zdołać wyciągnąć broń. Profesor mógł się spodziewać, że tak właśnie będzie, sam miał czego użyć, gdy przyjdzie na to pora.

– Wyjdź! – poniósł się krzyk detektywa. – Wiem, że tu jesteś!

Profesor nie zareagował. Wiedział, że nie może zbyt wcześnie pozwolić na poznanie swojej pozycji. Może był tylko kryminologiem, ale jako człowiek o instynkcie zabójcy miał poczucie tego, co robić, by wyjść z podobnego spotkania z tarczą, nie na niej. Teraz natomiast, gdy miał pewność, że jego uczucia są w pełni odwzajemnione, kiedy przeżył najlepszą noc w życiu, której wcale nie musiało towarzyszyć żadne morderstwo, czuł, że chce żyć nieco dłużej. Bo miał z kim przez nie iść.

Nadal czekał, ale sędzia jeszcze się nie pojawił. To go zastanowiło, podejrzewał bowiem, że przeciwnicy postanowią przybyć wspólnie, by od początku mieć nad nim liczebną przewagę. Powzięli inną taktykę, więc on bez problemu zmodyfikował plan do warunków. Do takich rzeczy był przyzwyczajony.

– Że też musieliśmy kogoś zabić, by cię wykurzyć z twojej kryjówki! – Detektyw nadal podejmował grę, próbując zadziałać werbalnie. Tyle że słowa niewiele na razie znaczyły. – Wiedziałem, że powiesz o wszystkim swojej ukochanej Stokrotce, ale widzę, że jej tu nie ma z tobą. A tak się chcieliśmy z nią także zaprzyjaźnić po tym, jak sobie wyjaśnimy pewne kwestie.

Profesor miał na końcu języka pewną uwagę, ale przełknął ją, zamiast tego przemierzył niewielki odcinek, by pozostając w ukryciu, mieć lepszy widok na funkcjonariusza. Ten też się poruszał, ale nie znając magazynu, praktycznie cały czas pozostawał na widoku.

– Zrobił to również po to, by mieć szansę cię przeprosić. Źle cię ocenił przed laty, głupio mu za to.

Eideard nie powstrzymał się teraz ani przed prychnięciem, ani przed odezwaniem, ale w sposób, przez który nie dało się stwierdzić, skąd dobiega jego głos.

– Dlatego zabił swoją żonę? Bym wyszedł mu na spotkanie i umożliwił kajanie się przed sobą? Wolne żarty.

Detektyw okręcił się wokół osi, wyraz jego twarzy wskazywał lekki niepokój, gdy nie mógł zlokalizować Profesora, choć ten właśnie się odezwał. 

– W jakiś sposób musieliśmy cię wywabić, a to się udało, więc nie wiem, czemu tak to przeżywasz. Przecież miałeś z nią do czynienia ile? Raz w życiu? Dla ciebie dosłownie była nikim.

Profesor widział to nieco inaczej, poza tym uważał, że można było znaleźć inny sposób, by zwrócić jego uwagę i myśleć o zemście. 

– Nie powiesz mi, że zrobił to z dobroci serca!

Detektyw zaśmiał się w głos, a echo z chęcią mu wtórowało. Spojrzał przenikliwie w stronę, gdzie spodziewał się ukrytego Profesora. Zaskakująco trafnie określił kierunek.

W tej historii zastanawia mnie tylko to – jego spojrzenie stało się surowe – co z twoim sercem. Masz je jeszcze?

Profesor nie odpowiedział, zacisnął za to zęby. Mógł się domyślić, że ten stróż prawa jest tym, który wpadł na trop popełnianych prze Eidearda morderstw, ale czy przy tym musiał wmieszać w to Deiji? Odkrył jego słabość, w porządku, to nie zostało dopilnowane, ale co mu z zastraszania tej kobiety? Jedyne, do czego doprowadził, to do chęci mordu, która wzrosła w Profesorze zdecydowanie za szybko.

– Może nie mam już serca – odparł – za to nadal, mimo wszystko, mam sumienie. Ty i twój koleżka chyba straciliście je już dawno, zastąpione przez niezliczone banknoty i coraz większą chciwość. 

– Ktoś tu o mnie mówi? – zapytał wchodzący do magazynu sędzia, a Profesor porzucił ukrywanie się i także wyszedł im naprzeciw.

Nikt jeszcze nie strzelił, nie rzucił nożem, ale to już była kwestia zaledwie kilku chwil, może nawet sekund. Wiedział, że ktoś pożegna się tu z życiem. Sam miał ochotę skrawać, co tylko się da, ale nie zaatakował pierwszy. Wolał przyczaić się, ocenić ruchy przeciwników – zwłaszcza że było dwa na jednego – i dopiero po chwili przejść do ataku.

Ale detektyw i sędzia nie mieli chęci zwlekać z czymkolwiek czy dać mu czas na naukę. Zaatakowali, a Profesor zaczął liczyć swoje ostatnie oddechy. 


2 komentarze:

  1. Cooooooo. Ale to chyba nie jest juz koniec KONIEC?? W sensie... bedzie jeszcze tekst z tego uniwersum??? Bo zabrzmiało to tak zlowrogo, jakbys chciala nas z tym zostawić!!

    Duzo emocji. Ten poczatek, gdzie Deji i profesor w koncu sie zblizyli... Magicznie. Czuc bylo jaki to wyczekany moment przez nich o oboje. Musza to powtorzyc! To sie tak nie moze skonczyc no!

    Mniej wiesz spisz lepiej. To we mnie tez zostalo. Klasyk i prawda.

    I temat siadl tu znakomicie!!! Idenie.

    Przepraszam, ze dopiero teraz komenatarz, wybacz.

    Musze wiedzieć czy bedzie ciag dalszy, bo to brzmi jak otwarte zakonczenie!!!! Zwariuje!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uspokajam - to przedostatni tekst. Jeszcze raz się spotkamy z Deiji i Profesorem, chcą jeszcze podziękować za śledzenie ich historii ;)

      miachar

      Usuń