Grace Hae powraca po raz trzeci, ponownie tekst mówi o etapie rekrutacji na stanowisko trzeciego pomocnika. Drugi pomocnik ma już dla siebie imię, ale tutaj ono jeszcze nie pada.
Najgorsze, na co mogłam się zdecydować w oczekiwaniu na dalsze etapy rekrutacji, to zgodzić się na wspólny lunch z dwoma pomocnikami sierżanta. Zaprosili każdego z kandydatów, którzy przeszli dalej, nikt nie śmiał odmówić, bo to była szansa – możliwe, że jedyna taka w życiu – by dowiedzieć się z pierwszej ręki, jaki tak właściwie jest sierżant i na czym polega współpraca z nim. Oczywistym było, że jest szychą, najwyżej postawioną osobą w tym oddziale departamentu bezpieczeństwa, ale przecież był również człowiekiem jak my wszyscy. Pewnie miał swoje wady i humorki, a dzięki temu posiłkowi mogliśmy nieco zawczasu dowiedzieć się, czego spodziewać się, gdy jedno z nas zostanie mianowane trzecim pomocnikiem.
Mnie najbardziej ciekawiło, dlaczego w ogóle potrzebny jest ktoś jeszcze. Czyżby ten mały, a przy tym bardzo elitarny zespół nie dawał sobie rady ze wszystkimi zadaniami, jakie były przed nim stawiane? Wątpiłam w to, patrząc, pod jakim kątem my w szóstkę, jako potencjalni pracownicy, byliśmy sprawdzani i testowani. Dla mnie ta grupa to byli herosi, których zdawało się, że nie potrzeba, a jednak bez których znany świat mógłby dość szybko obrócić się w niebyt. A że sądziłam, iż nie ma we mnie nic z superbohatera, nie miałam zbyt wielkiej wiary w to, że właśnie mnie się powiedzie.
Jednak z takiej lub podobnych okazji należało korzystać, gdy się trafiały, dlatego z pozostałymi przystałam na ten pomysł i o godzinie, kiedy departament w części zamierał, by pracownicy mogli się posilić, zjawiłam się w kantynie i oczekiwałam na pierwszego i drugiego pomocnika. Jak nam przekazano, wziąć mieli na siebie rachunek za dzisiejszy lunch, nie chciałam tego jednak nadużywać i od razu zdecydowałam się na danie dnia. Troje pozostałych kandydatów tez tak zrobiło, tylko jedna kobieta i jeden mężczyzna się wyłamali, ale to było zrozumiałe – jak wyjaśnili, byli wegetarianami, z tego względu zdecydowali się na inne opcje zgodne z ich dietą. Ale cenowo nie zaszaleli. Jeżeli to też miała być próba, to raczej wszyscy ją przeszliśmy, nie naciągając potencjalnych kolegów z drużyny na jakieś zbyt wykwintne dania. O ile jakiekolwiek na tej stołówce można było tak nazwać.
– Coście wszyscy tacy zgodni, co? – zaśmiał się pierwszy pomocnik, kiedy zamówienie naszej grupy zostało przyjęte i mogliśmy znaleźć sobie jakieś miejsce. – Mogliście śmiało wziąć coś innego, naprawdę!
Nikt nie spieszył się z wyjaśnieniami, na dobrą sprawę byliśmy zbyt zdenerwowani, by przykładać wagę do wszystkiego, co mówił.
On i drugi kompan, jak zwykle w mundurach, które trudno szukać gdzieś indziej na sali, od samego wejścia wzbudzili zainteresowanie. Chyba do tego przywykli, bo jadali tu dość regularnie, jak zdążyłam zauważyć przed aplikowaniem na stanowisko kolejnego pomocnika, mimo to zwykli pracownicy wciąż obserwowali ich z pewnym zainteresowaniem, ale i dystansem. To musiał być niezły szok zobaczyć ich nagle w towarzystwie kogoś jeszcze – zwykle byli tylko we dwóch. Jeżeli jadali z sierżantem, to poza budynkiem departamentu.
Starałam się nie myśleć zbytnio o tym, że gdzieś na sali są współpracownicy z mojego działu, ale byłam niemalże pewna, że jak tylko wrócę po przerwie na swoje miejsce, zostanę zasypana gradem pytań. No dobra, może nie gradem, ale kilkoma na pewno, zważając, że pracowałam w pokoju, gdzie większość stanowiły kobiety. A te lubiły plotkować, zwłaszcza o przystojnych i potencjalnie stanu wolnego kolegach. Na razie musiałam przetrwać ten lunch, być może dowiedzieć się czegoś o samym sierżancie i tym, co może czekać w przyszłości pomocnika numer trzy, a przy tym też coś w siebie wrzucić, bo naprawdę byłam głodna.
Jeden z długich stołów przykuł uwagę prowadzącego nas pierwszego pomocnika, idąc jego śladem, zajęliśmy miejsca tak, by między nami a pomocnikami pozostała przestrzeń. Stół przeznaczony dla dziesięciu osób pozwolił nam na podobne zagranie, a ta luka, jaka się wytworzyła, chyba była zrozumiała – żaden z kandydatów nie chciał już teraz wchodzić w strefę osobistą któregoś z pomocników.
W milczeniu oczekiwaliśmy na to, co będzie. I na jedzenie, oczywiście. Cisza między nami trwała i trwała, przez co czułam się coraz bardziej niezręcznie, ale kim byłam, by rozpocząć rozmowę? Ledwie udało mi się poznać imiona i zajmowane obecnie stanowiska pozostałych kandydatów, a przy tym i siebie jako tako zaprezentowałam, co mogłabym zrobić i teraz, ale byłam niemalże pewna, że pomocnicy doskonale wiedzieli, jak nazywa się każdy z nas, co robi i co do tej pory pokazał podczas rekrutacji. Dlatego też się nie wychyliłam, a skosztowałam nieco obiadu, nie będąc zbytnio zaskoczona, jaki jest mdły. Niestety, na stole nie były ustawione żadne przyprawy, po te należało podejść do innego stanowiska na stołówce i na oczach innych pokazać, że coś jest nie tak. Nie chciałam bardziej wystawiać się na cudzy widok, naprawdę wystarczało to, że byłam częścią sensacji.
Pozostali rekruci tez jakoś nie palili się do rozmowy, inaczej było z mężczyzną z wyhaftowaną jedynką na prawym ramieniu munduru. Pierwszy pomocnik popatrzył po nas z miną świadczącą o tym, że wie coś, co dla nas pozostaje zagadką, a on jest tego całkowicie świadomy. Czułam, że zaraz o czymś nam powie, i nie przeliczyłam się.
– Wiecie, dlaczego zostałem pomocnikiem? – zapytał, na co sześć głów pokręciło sobą na boki, by zaprzeczyć. – A chcecie wiedzieć?
To po informacje tu przyszliśmy, a nie tylko na te mało wyraziste jedzenie w kantynie, co musiało malować się na naszych twarzach. Mężczyzna więc kontynuował:
– Też miałem szansę na zmianę w swoim życiu. A właściwie to dotarłem do takiego punktu, że nie wiedziałem, co mam robić, by czuć satysfakcję. Wtedy pojawiła się pierwsza rekrutacja na to stanowisko. Nie byłem pewien,, czy sobie poradzę, no bo spójrzcie na mnie – czy wyglądam na kogoś, kto by się nadawał?
Widząc jego sylwetkę, w tym muskulaturę widoczną pod koszulą munduru, na usta pchała się odpowiedź twierdząca, ale nikt jej nie wygłosił, bo doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że nie takiej w tej chwili potrzebował.
– Zastanawiałem się nad tym wszystkim tak długo, że postradałem rozum – oznajmił, jakby koniecznie chciał zabrzmieć na kogoś tajemniczego. Mojego zainteresowania tym nie wzbudził, wolałam skupić się na kolejnych łyżkach zbitego ryżu, który do najświeższych to raczej nie należał.
Pozostała piątka zachowała się jednak inaczej. Moi rywale w boju o fotel trzeciego pomocnika patrzyli na mężczyznę niczym na jakiegoś guru, gotowi spijać każde słowo, jakie padnie z jego ust. Swoją postawą pewnie nie zdobyłam punktu u wprowadzającego nas w arkana zawodu pierwszego pomocnika, za to mogłam uciszyć głód, który doskwierał mi tym bardziej, że zaczytana w komiksie internetowym – ktoś powinien założyć mi na nie blokadę – nie zdążyłam zjeść śniadania, a po przybyciu do departamentu nie miałam czasu nawet na małą przekąskę.
Ja to miałam priorytety, nie ma co. I chyba raczej nie miałam czego tu dalej szukać. Ale jakoś o to zbytnio nie dbałam, szczerze mówiąc.
Nabierałam właśnie do ust kolejną łyżkę mdłej zupy, kiedy w przelocie pochwyciłam spojrzenie drugiego pomocnika i nieomal się zakrztusiłam. Zdusiłam to, ale i tak oczy zaszły mi łzami przez ten ruch, do tego musiałam szybko się czegoś napić. Że też musiałam zostać przyłapana w tej chwili, co za wstyd.
I do tego to właśnie on podał mi kubek z wodą. Przyjęłam go z wdzięcznością, a przy tym zażenowana, nieśmiało skinęłam głowa w geście podziękowania, a on zdawał się to ignorować, śledząc za to dalsze wywody swojego kolegi z zespołu.
– Więc sami widzicie, że niełatwa to droga, mnie ona naprawdę wiele kosztowała – oznajmił pierwszy pomocnik, brzmiąc przy tym na kogoś mocno zadufanego w sobie. – Sami się zresztą o tym przekonacie. Pewnie wylejecie łzy, nawet wy, drodzy panowie, będziecie mieli dość i zamarzycie o powrocie do dawnych obowiązków. To będzie dla was jak najgorsze tortury, do tego pod czujnym okiem naszym i sierżanta. Powinniście być na to mocno gotowi, wiecie?
Moim zdaniem zachowywał się nieco tak, jakby chciał licytować, kto tu ma szanse i dlaczego. Drugi pomocnik był jednak na posterunku i powstrzymał zapędy swojego kolegi.
– Nie chodzi tylko o to, byście wstrzelili się w nasze oczekiwania – wszedł pierwszemu pomocnikowi w słowo i spojrzał w oczy każdemu z nas. Ponownie poczułam, że to spojrzenie nie będzie mi dawało spokoju. – Macie bowiem zaprezentować nam siebie. Swoje umiejętności i dobre strony, ale przy tym nie bójcie się pokazać, nad czym musicie pracować. Wszyscy jesteśmy bowiem ludźmi, wiec nie dajmy się zwariować i nie wierzcie we wszystko, co mówi ten tutaj, okej?
Zdawało się, że nieco rozładował atmosferę, ktoś się cicho zaśmiał, każdy wrócił do jedzenia, a mnie przemknęło przez myśl, że drugi jakoś lepiej radzi sobie w kontaktach z ludźmi, umie okazać empatię i nie jest aż tak skupiony na sobie. Jakoś jego podejście bardziej do mnie przemawiało, bo chyba w większym stopniu było podobne do tego, czym sama się kierowałam podczas interakcji z drugim człowiekiem. No i po części taki już miałam charakter.
Pierwszy pomocnik rzucił coś o próbie podminowania jego autorytetu w towarzystwie, ale już nikt nie przywiązał do tego większej wagi, pora była już odpowiednia, by zjeść posiłek do końca. Niby przedstawiona nam wiedza nie była do końca potrzebnymi informacjami, raczej pokazała, za jakiego pyszałka ma się pierwszy pomocnik, ale te spostrzeżenia pozostawiłam dla siebie.
– Wiemy, że w przyszłym tygodniu czeka was ostatni etap, który wyłoni nowego pomocnika – oznajmił drugi – ale na ten moment radziłbym wam w ogóle o tym nie myśleć. Nie musicie przygotowywać się do niego w szczególny sposób, po prostu przyjdźcie na czas, dobrze?
– Czy sierżant tez wtedy będzie? – zapytał jeden z moich rywali, a pozostali wbili wzrok w drugiego.
– Nic mi na ten temat nie wiadomo, ale pozostało jeszcze parę dni, które mogą o tym przesądzić. Lepiej jednak nastawić się, że tak, wówczas nic was nie zaskoczy – rzekł tylko, a to ani trochę nie poprawiło humoru.
Przez resztę posiłku panowała między nami względna cisza. Właściwie to słychać było jedynie dźwięk używanych sztućców, przeżuwanie, przełykanie i rozmowy przy innych stolikach. Gdybym wiedziała to, co pod koniec tego wspólnego lunchu, i miała możliwość cofnąć się w czasie, nie skorzystałabym z tej propozycji. Czułam się bowiem jak część publiczności podczas wystąpienia jakieś osobistości, która pilnie chce się czymś podzielić. Nie wiedziałam, czy inni podzielali te uczucia. A nawet jeśli, to zupełnie nie dali tego po sobie poznać, kiedy dziękowaliśmy za obiad ukłonami, a pierwszy pomocnik rzucił rozbawiony:
– Spoko, nie ma sprawy, teraz każdy z was wisi nam przysługę. Do zobaczenia niedługo, moi drodzy, powodzenia!
Drugi pomocnik zgromił go wzrokiem, po czym odchrząknął i także się nam skłonił. Mówiłam, że jest bardziej ludzki od swojego kompana? Podejrzewałam, że jemu ufa się też przez to nieco bardziej, bo lojalność miał wypisaną w swojej postawie i w zachowaniu.
– Również dziękujemy. Mam nadzieję, że poza rekrutacją również pozostaniemy w kontakcie. – Przynajmniej on zdawał sobie sprawę, że tylko jedna osoba będzie nosiła to samo miano co on. – Do zobaczenia w przyszłym tygodniu. Pamiętajcie, by się nie denerwować i być sobą. Miłego dnia.
Uśmiechnął się, znowu spoglądając na każdego z nas – zdawało mi się, że przy mnie zatrzymał wzrok na sekundę dłużej, jakby wreszcie zorientował się, że nasze drogi przecięły się już jakiś czas temu – po czym odszedł z pierwszym pomocnikiem, a my czuliśmy się wolni, by wrócić na swoje stałe stanowiska i do obowiązków.
Starałam się nie myśleć zbyt dużo o tym lunchu. W moim mniemaniu w większym stopniu miał bowiem negatywny wydźwięk za sprawa podejścia i słów pierwszego pomocnika. Gdybym za bardzo się na tym skupiła, mogłabym nie posłuchać rad i jednak spróbować się jakoś przygotować, choć zupełnie nie wiedziałam, co będzie nas czekać.
Nie za wiele rozmawiałam z koleżankami z działu, choć były bardzo ciekawe przebiegu obiadu. Streściłam im go krótko, po czym zajęłam się swoją pracą, a kiedy wybiła godzina końca, z radością i wyraźnie zmęczona ruszyłam w drogę do domu. A właściwie na przystanek.
Szybkim krokiem przemierzyłam teren należący do departamentu, po czym znalazłam się na zwyczajnej ulicy i po raz pierwszy tego dnia głęboko odetchnęłam. Nie przepadałam za dniami, kiedy musiałam mierzyć się z wieloma interakcjami i do tego z kimś, kto nadawał na zupełnie innych falach niż ja. Chłonęłam więc to, że jestem już sama i mogę czerpać z tego spaceru nieco radości.
Idąc ścieżką, mój wzrok powędrował na ścianę najbliższego budynku, którą zdobił nieco dziwaczny mural. Znałam jego autora, bo był moim kolegą ze szkolnej ławy – za cud poczytałam sobie to, że nadal mieliśmy ze sobą kontakt, choć minęły dwie dekady od końca podstawówki – i jego zamiłowanie do dziwactw, ale nie rozumiałam, co na tle ciemnego lasu miałaby robić foka. Nie mnie jednak oceniać, okolica wyglądała przez to odrobinę bardziej uroczo, choć do swojskości wiele brakowało. Przynajmniej droga jakaś taka milsza się wydawała.
Kiedy wiata przystanku majaczyła mi już na horyzoncie, a ruch zrobił się na drodze nieco większy, poczułam przemożną chęć, by zerknąć na jeden z pasów. Jakby coś mnie do tego przywołało, a w tej samej chwili przejeżdżał nim samochód, którego kierowcę rozpoznałam prawie że od razu.
Drugi pomocnik patrzył przed siebie, jadąc dość powoli, by móc ewentualnie wyhamować, jak mu ktoś przebiegnie przed maską, by pod ową wiatą się znaleźć. Był skupiony i wyglądał jak podczas naszego lunchu. Ciekawe, czy też by mnie rozpoznał, gdyby również się rozejrzał i mnie zobaczył? Wątpiłam w to, ale gdyby jakimś cudem okazało się, że to ja zostanę pomocnikiem sierżanta numer trzy, chciałam mieć swoje biurko bliżej jego niż pierwszego pomocnika. Może za szybko w tym przypadku oceniłam tę dwójkę, ale jakoś przeczucie mi mówiło, że od niego nauczę się znacznie więcej.
Mężczyzna odjechał w swoim kierunku, a ja przystanęłam pod wiata i liczyłam na to, że autobus nie napotka żadnego problemu i przyjedzie o czasie. Bo jeżeli nie, zacznę zbytnio analizować swoje obecne życie i zastanawiać się, co ja właściwie robię.
Ay, ay, to spojrzenie nad stolem! Widziałam te scene bardzo wyrsznie, wszyscy skupieni, a Hae dalej wpiernicza posiłek xdd i ta walka, zeby sie nie zakrztusic, o my, haha xd Kurcze to juz zdradz mi to imie, bo widze drugiego coraz wyrazniej, wyobrazilam sobie ten mundur, ale tez chetnie bardziej szczegolowy opis poznam, w mojej wyobrazni sa niebieskie, z bialymi wstawkami ;D lubie mundury. Ten pierwszy pomocnik tez osobowosc ma ciekawa, choc tak mi troche narcyzem zalecialo, ale chetnie bym go w jakies akcji zobaczyła.
OdpowiedzUsuńna co sześć głów pokręciło sobą na bok --- oj nie zagrało mi to zdanie, że głowy kręciły sobą, oczywiście domyślam się, jak to wyglądalo, ale nalezaloby przebudować, moze cos w stylu ze szesciu kandydatow zaprzeczylo krecac glowami.
Sprytnir te slowa klucze wykorzystalas ;) temat pierwszy melodramatycznie zapodal, az mnie ciekawi, czy jest teraz troche crazy ;D