Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 28.04) — Dlaczego? Dlaczego nas wydałeś? Na co było to wszystko?! — Bo czasem bycie tym złym jest zabawniejsze. Klucze: sprej, zasłony, gotowy, poruszać

Namierz cel:

niedziela, 24 marca 2024

[165] BORE DA: Whatever you're like, I'm okay with everything ~ Miachar

  Ostatnia część serii. Za każdy komentarz, miłe słowo i wsparcie razem z Mar i Theo serdecznie dziękuję <3


To był długi i dość męczący dzień. Przede wszystkim miałem dość tego, że znowu przed oczami migał mi mundur policjanta, który kontaktował się z redakcją w celu sprostowania informacji o jednym z wypadków, jakie miały ostatnie miejsce w mieście. Jego wizyty nie były mi na rękę, bo powodowały małe zamieszanie w biurze – zamiast pracować nad tekstami, dziennikarze śledzili każdy krok przedstawiciela służb – ale bardziej nie podobało mi się lekceważące podejście autora artykułu, który został przeze mnie wezwany po raz trzeci w ciągu jednego tygodnia, by znowu usłyszeć, że uwagi do niego nie docierają i wciąż w jego tekście są błędy, a podane informacje zupełnie różne od tych, jakie podał rzecznik komendy.

– Mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie w porządku – rzucił do mnie policjant na odchodne, kiedy obiecałem samemu opublikować poprawiony artykuł po własnym zatwierdzeniu, a wcześniej porównać kilka razy z tymi danymi, jakie policja udostępniła. – Nie chciałbym fatygować się tutaj po raz kolejny.

Mnie także nie uśmiechało się znowu go widzieć i kierować do sali konferencyjnej po następne przeprosiny. Należało poprawić błędy i nie pozwolić, by przez brak rzetelności jednego pracownika ucierpiała w jakimś stopniu reputacja całej firmy. 

Kiedy się z nim pożegnałem, musiałem jeszcze raz rozmówić się także z dziennikarzem, który nieco sobie nagrabił takim podejściem do wykonywania obowiązków. Musiałem dać mu do zrozumienia, że pod nieobecność redaktora naczelnego, który wciąż dochodził do siebie, i podług życzenia jego następcy to ja mam władzę decydować o losie każdej z zatrudnionych tu osób. Ponownie złożona skarga do działu kadr mogła sprawić, że niedługo będzie musiał rozejrzeć się za czymś innym, a w rekomendacjach nie otrzyma samych pochwał na swój temat.

Po kolejnej wersji tej samej przygody z dwoma mężczyznami spędziłem sporo czasu nad korektami i redakcjami, zatwierdzaniem pomysłów, do tego kontaktowałem się z reklamodawcami, by podziękować za prezenty, jakie wysyłali do redakcji, a które to miały trafić do redaktora naczelnego. Nic dziwnego, że kiedy wreszcie się ze wszystkim uporałem, miałem ochotę paść na twarz i zasnąć. Albo przytulić się do Mar i ponarzekać jej do ucha, jak bardzo wycieńczony się czuję. 

Przy tym powinienem obwieścić jej pewne wieści. Jak powinienem jej o tym powiedzieć? Bo było dla mnie jasne, że Mar dowie się o tej propozycji ode mnie, gdyby zrobiła to osoba trzecia, byłbym naprawdę zły. 

Najpierw jednak dzień pracy musiał się zakończyć. Nim w końcu mogliśmy opuścić redakcję, naprawdę nie miałem sił na nic więcej niż trwanie przy boku ukochanej, która nawet podsunęła mi ramię, bym mógł się na niej wesprzeć niczym jakiś starzec. Nie skorzystałem z tego, choć do windy poza nami jakoś nikt inny na razie nie chciał się pchać. Chyba piątek niektórzy zaczęli już w biurze, jak mogłem stwierdzić po okrzykach dochodzących zza przymkniętych drzwi biura.

– Zaraz tam rozpoczną dyskotekę – zauważyła Mar i rzuciła mi szybkie spojrzenie. – Myślałeś już może o tym wyjeździe w maju? Wiem, że jest jeszcze czas, ale skoro mój brat raczył mnie po kilku latach wreszcie zaprosić na swoje włości, szkoda by było z tego nie skorzystać.

Poznałem obu braci partnerki, jak i jej rodziców, trochę zazdrościłem relacji, jaką z nimi miała, a do tego poczułem się między nimi dobrze, nie musząc nikogo udawać. Chyba akceptowali każdego człowieka takim, jaki jest, to było godne podziwu.

– Jeszcze nie jestem pewien – wymruczałem, obracając się do niej i chwytając ją w ramiona, bo miałem na to ochotę, a jej zakazy względem czułości w biurze coraz częściej skutecznie ignorowałem, na co ona nie wszczynała żadnych kłótni. – Wydaje mi się, że to dobry pomysł, ale mogę mieć problem, by znaleźć na to czas – wymruczałem, wtulając twarz w jej ramię. To jedno z moich ulubionych miejsc na jej ciele, choć gdybym miał być szczery, to każdy centymetr jest dla mnie tak samo piękny. – Wiesz, ten rok jest przestępny, co daje jeden dzień do ogarnięcia więcej, nie wiem, czy akurat w ten sposób mogę go wykorzystać.

– Powiedz szczerze, że weekendy wolisz spędzać jedynie ze mną, a nie mydlisz oczy. 

Roześmiałem się i już byłem gotowy ją pocałować, ale że właśnie zajechał dźwig, wsiedliśmy do niego, zjechaliśmy na parking i ruszyliśmy w drogę do mojego mieszkania, bo właśnie tak zaplanowaliśmy sobie ten wieczór.

Było późno – a przynajmniej później, niż bym sobie tego życzył – kiedy wraz z partnerką znaleźliśmy się przed drzwiami do mojego lokum. A to tylko dlatego, że Mar chciała jeszcze zrobić zakupy na kolację, którą to miała mi zaserwować. Na dobrą sprawę ucieszyłoby mnie, gdybyśmy coś zamówili i po prostu zasiedli na kanapie, by obejrzeć film, ale nie zaprotestowałem. Właściwie to czułem się mile połechtany perspektywą zjedzenia pysznej kolacji, bo już się nie łudziłem – Mar gotowała tak, że klękajcie narody. Gdyby kiedyś miała porzucić bycie dziennikarką i zająć się gotowaniem na poważnie, byłbym pierwszym z jej stałych klientów.

– Mam ci pomóc? – zapytałem po rozpakowaniu zakupów, na co kobieta jedynie pokręciła przecząco głową.

– Nie musisz, chyba że chcesz pokazać swoje umiejętności przy krojeniu marchewki.

– Robi się.

Oboje umyliśmy ręce przed wzięciem się do pracy – przy okazji nieco pochlapałem ją wodą i skradłem całusa czy też dwa – po czym proces tworzenia kolacji ruszył. Jako że moje zajęcie było znajome, że nie potrzebowałem o nim za wiele myśleć, tylko uważać, by się nie zranić, to jak echo w mojej głowie rozbrzmiało na nowo to, o czym mi wcześniej powiedziano.

Coś, co mogło być kolejnym krokiem na mojej zawodowej ścieżce, a o czym nie umiałem jeszcze myśleć z całą pewnością.

Marchewkowe słupki leżały już na desce do krojenia, nóż spoczywał obok, a ja zatopiłem się na tyle w rozważaniach, że na moment świat wokół przestał istnieć. Dopiero głos Mar zdołał mnie z nich wyrwać.

– Theo?

Nadal uwielbiałem ten moment, kiedy kobieta zwracała się do mnie po imieniu. Do tego stopnia przywykłem do określenia „sunbae”, że usłyszenie „Theo” zrywało do lotu motyle w moim brzuchu. 

Spojrzałem na nią i spróbowałem się uśmiechnąć, ale nie wyglądało to raczej przekonująco, bo Mar porzuciła swoją deskę i krojenie innych warzyw, by podejść do mnie bliżej. Wyciągnęła rękę, by dotknąć mojego policzka. Westchnąłem pod wpływem tego dotyku.

– W porządku – odparłem, po czym położyłem dłonie na biodrach ukochanej i przyciągnąłem ją do siebie. – Wszystko gra.

– Nieprawda – powiedziała i przeniosła dłoń na moje czoło. – Marszczysz je, czyli coś cię trapi.

Nie dostrzegłem momentu, kiedy dziennikarka zaczęła mnie baczniej obserwować, przegapiłem też konkretną chwilę, kiedy staliśmy się przyjaciółmi, ale to nic – byłem na tyle czujny, by zorientować się, kiedy zacząłem ją kochać. A teraz każdy wspólny dzień sprawiał, że moja miłość jedynie rosła.

– Nic się przed tobą nie ukryje, prawda? – spytałem zaczepnie, a Mar wzruszyła ramionami.

– Jeśli chodzi o ciebie, to chyba nie. Co się stało?

– Zaproponowano mi, bym przejął obowiązki redaktora naczelnego do czasu zakończenia rekonwalescencji przez pana Bartmana. Zważając na to, ze zajmie to sporo czasu, a on sam jest tuż przed emeryturą, możliwe, że zostanę nim już na stałe i to bez konieczności organizowania konkursu. Taki przynajmniej plan ma nasz zarząd.

– A ty musisz się zastanowić, bo masz wątpliwości wynikające z tego, że…

Ta kobieta naprawdę umiała mnie celnie odczytać.

– To byłyby kolejne spotkania do ogarnięcia, plany i cała administracja. Nie wiem, czy sobie z tym poradzę. 

Poczułem wargi Mar na swojej szczęce, kiedy ją całowała. Zadrżałem pod wpływem tej czułości, moje dłonie z bioder kobiety przeniosły się na jej plecy, byle tylko wywołać odpowiedni nacisk i przybliżyć nas do siebie. 

Dziennikarka wiedziała, dlaczego to zrobiłem, nie pozwoliła mi się jednak pocałować.

– Później, najpierw mi powiedz, co cię tak naprawdę trapi. Oboje dobrze wiemy, że przez ostatnie lata zajmowałeś się w redakcji wieloma rzeczami, od pisania artykułów zaczynając, poprzez rekrutację praktykantów i moderację działów po to, by zostać następcą, więc nie rozumiem, dlaczego teraz w siebie wątpisz? Nie widzę na to miejsce nikogo innego, zarząd, jak widać, też nie.

Człowiek miewa momenty, kiedy nie dostrzega swoich zdolności i siły, każdy powinien mieć wtedy przy boku kogoś, kto mu wygarnie i powie o zaletach, by na nowo dodać mu skrzydeł.

– Boję się – zacząłem, opierając głowę o ramię kobiety – że będę miał dla ciebie jeszcze mniej czasu i nie będziemy się widywać poza pracą.

– Z tym też damy sobie radę – powiedziała Mar. – Możemy widywać się w weekendy i późnymi wieczorami. A jeżeli to nie wystarczy, możemy razem zamieszkać. Choć długo pewnie ze mną pod jednym dachem nie wytrzymasz.

Nie byłem pewien, czy się czasem nie przesłyszałem. Dlatego uniosłem głowę i spojrzałem na partnerkę.

– Mówisz poważnie? Chciałabyś ze mną zamieszkać?

To naturalna kolej rzeczy, że związek wchodzi na kolejny poziom, nie sądziłem jednak, że ta propozycja wyjdzie z jej strony. Serce zabiło mi mocniej w piersi.

– Tak, jeżeli będzie to wspólne pragnienie. Choć, jak mówiłam, to może nie być dla ciebie łatwe.

– A chowasz wilgotne ubrania pod łóżkiem?

Mar uniosła brew.

– Nie?

– Naciągasz skarpetkę na klamkę od sypialni?

– Nawet mi to do głowy nie przyszło.

– Łączysz ze sobą ser w spreju i dżem truskawkowy na jednej kanapce?

– A to w ogóle zjadliwe?

– Gavina zapytaj o to wszystko, on tak robił, kiedy razem mieszkaliśmy podczas studiów. Jak widzisz, przeżyłem to, więc mieszkanie z tobą to będzie przy tym pestka.

Mar uśmiechnęła się, a ja coraz bardziej chciałem ją pocałować.

– Okej, w takim razie to będzie nasz plan B – powiedziała, a ja nachyliłem się, by dotknąć wargami jej ust.

Na początku ten pocałunek był słodki i niewinny, ale bliskość kobiety, to, co była gotowa robić ze mną w przyszłości, sprawiło, że pragnąłem jej jak nigdy wcześniej. To dlatego naparłem na jej usta, by je rozchyliła i pozwoliła na eksplorację. Ręce Mar znalazły się na moim karku i pogłaskały jego skórę, a ja zadrżałem i jęknąłem cicho. 

– Kocham cię – wyszeptałem, na co Mar przylgnęła do mnie jeszcze bardziej.

– Nado, Theo. Ja też cię kocham. Kocham cię.

Kiedy wyznała mi to po raz pierwszy podczas spaceru w Boże Narodzenie, myślałem, że serce mi wybuchnie, a szczęście bez końca pochłonie całą moją istotę. Od tamtej pory Mar co jakiś czas kierowała w moją stronę te słowa, a ja wciąż reagowałem równie emocjonalnie. Mogłem tłumaczyć to sobie tym, że nadal nie do końca wierzyłem, że jestem z kimś, kto mnie chce bez żadnego powodu w swoim życiu. Może jednak zdołam się kiedyś do tego przekonać – słowa powtarzane często raczej wskazują prawdę, czyż nie?

A skoro czujemy to samo, do tego wspólnie patrzymy w tym samym kierunku, byłem niemalże pewien, iż kwestią czasu jest, kiedy poproszę ją o rękę.

Całowałem ją coraz namiętniej, nie zatrzymywałem dłoni, które nie tylko dotykały, ale też coraz śmielej pieściły ciało kobiety.

Mar oderwała się ode mnie, odsunęła się nieznacznie i spojrzała mi w oczy.

– Najpierw mi powiedz, co postanawiasz.

– W związku z czym? – Przez te pocałunki zapomniałem, o czym wcześniej mówiliśmy.

– O propozycji objęcia nowej posady. Przyjmiesz ją? Wiesz, właściwie to nie musisz tego robić. Niezależnie od tego, kim jesteś, czy tylko dziennikarzem, czy kierownikiem praktyk lub redaktorem naczelnym, mnie pasuje wszystko. Bylebyś tylko czuł się spełniony i szczęśliwy.

Uśmiechnęła się uroczo, a ja momentalnie się zdecydowałem.

Mając takie wsparcie i przygotowanie, czy naprawdę miałem podstawy do wątpienia w siebie? Mar pokazywała mi, że nie, Gavin i inni współpracownicy chyba byliby podobnego zdania. 

Skinąłem głową, by potwierdzić, że jej siła perswazji zadziałała. 

– Zrobię to.

Twarz kobiety rozjaśnił szeroki uśmiech, a ona klasnęła w dłonie.

– Naprawdę? Gratulacje, jestem z ciebie dumna!

Dopadła do mnie tylko na moment, by mnie uścisnąć, choć musiała wyczuć, że chcę czegoś więcej. Nieco rozczarowany rzuciłem:

– Ale bądź gotowa na to, że jak ktoś zapyta, dlaczego przyjąłem tę posadę, będę mówił, że to wszystko przez ciebie!

Teraz Mar roześmiała się odrobinę złośliwie, ale nie miałem jej tego za złe, i tak ją uwielbiałem ponad wszystko inne.

– No mam nadzieję, jakaś zasługa w tym przecież moja jest, prawda?

Miała rację – gdyby nie trwała przy moim boku, wbijając mi do głowy, że znam się na rzeczy i jestem przygotowany na objęcie tego stanowiska, albo bardzo długo bym to rozważał, albo zaskoczony szybko bym odmówił i podał inne nazwisko jako propozycję na to miejsce.

Dlatego teraz ja ją do siebie przyciągnąłem i mocno uścisnąłem.

– Dziękuję, że przy mnie jesteś – wyszeptałem jej ucha, po czym pocałowałem skórę tuż pod nim, by kolejny pocałunek złożyć na policzku i w końcu na jej ustach. Cały dzień czekałem, by to zrobić, a kiedy pozostaliśmy sami, ona nie tak łatwo mi na to pozwalała, choć już myślałem, że mam jakąś szansę.

Nawet teraz odsunęła się i wyswobodziła z moich objęć, co mnie nieco zabolało. Musiała to zobaczyć po minie zawiedzionego szczeniaczka, jaką przybrałem, ale tylko ją tym na nowo rozbawiłem.

– Dziękować mi nie musisz, a całować możemy się później, jak już coś zjemy.

– Jakbym po prostu nie mógł zjeść ciebie – mruknąłem, na co kobieta tym razem nie zaśmiała się i nie wróciła do gotowania. 

Nie.

Znaczy się faktycznie podeszła do deski, by ją nieco odsunąć, wyłączyła też gaz pod garnkiem z wodą, ale to nie mogło wyglądać na powrót do gotowania, prawda? Rzuciła mi spojrzenie, którego nie zdołałem w porę rozczytać, po czym zaskoczyła mnie, jak nie zrobiła tego nigdy wcześniej, choć znaliśmy się ponad pięć lat.

Przełknąłem ślinę, kiedy jej palce zaczęły rozpinać guziki jej koszuli. Patrzyła mi przy tym prosto w oczy, a ja czułem, jak się rumienię niczym napalony nastolatek, którego mokre sny właśnie miały się spełnić. Bo właściwie tak było, spełniały się pragnienia szesnastoletniego mnie, a musiałem przy tym przyznać, że były o wiele lepsze niż wyobrażenia w mojej głowie.

To nie był pierwszy raz, kiedy widziałem nagą skórę Mar, jej obojczyki, ramiona i piersi ukryte w cielistym staniku, bo przecież już ze sobą byliśmy w najbardziej intymny sposób, ale dotychczas to ja ją rozbierałem.

Gdy koszula opadła na podłogę, wiedziałem, że się nie cofnę – nawet gdyby ukochana miała powiedzieć, że żartuje w kiepskim stylu, nie powstrzymałbym się, podszedłbym do niej, chwycił jej twarz w dłonie i całował, całował, całował…

A mimo to Mar i tak mi przerwała. Tym razem odsunęła się po to, by na mnie spojrzeć, sięgnąć po jedną z moich dłoni i zacząć prowadzić w kierunku sypialni.

Jeżeli w ten sposób ma wyglądać nasze wspólne mieszkanie – na gotowaniu we dwoje, dzieleniu się troskami i problemami, wspieraniu, śmianiu, kochaniu się, a od czasu do czasu na niespodziewanym striptizie – to chciałem tego wszystkiego właśnie z nią.

Nigdy nie zdołam podziękować sile wyższej za to, że ją poznałem i z wzajemnością pokochałem. Będąc z Mar, wiedziałem, że damy radę, cokolwiek się w przyszłości wydarzy. Razem. 


1 komentarz:

  1. Awwwwwww!!!!! No nie powiem, nie powiem, ze nie będę tesknic!!!! Bede. Bede z nostalgią wspominac ich romantyczne losy. Ale jakie piekne bylo to zakończenie. Takie, jakie powinno. Nieoczekiwany striptiz podbil i moje serce ;D Mar przeszla taka kobieca ewolucje w tej serii, milo bylo tez patrzec na to, jak otwieral sie Theo. Cos mam przeczucie, ze dobrze mu bedzie z tytulem redaktora naczelnego. Moze juz przejmie te funkcje na stale? Oj bede z nostalgia wracac do nich myslami. Dziękuję Ci za te opowiesc ;)

    OdpowiedzUsuń