Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 24 marca 2024

[165] SZKWAŁ: Mów mi Set ~ Wilczy





Erish.





 Gwiżdżesz przeciągle, twoje oczy się cieszą. Dwa ciemne krążki, jak dwie wygłodniałe otchłanie. Śmiejesz się i czuję bijącą od ciebie szczerą, nieokiełznaną radość. To wszystko sprawia ci przyjemność. 

Kimkolwiek teraz jesteś. 

Chcesz zobaczyć coś jeszcze? — pytasz, lecz oczywiście nie czekasz na moją odpowiedź. Ściągasz dłoń ze ściany, a ona wygasa. Wypełnione niebieską poświatą korytarze gasną w odwróconej kolejności – te które zajaśniały ostatnie, gasną pierwsze. A ty zmierzasz już w moją stronę, z tym niepokojącym uśmiechem na ustach, odsłaniając zbyt ostre zęby, czarne włosy w prostych kosmykach wpadają ci do oczu. Chwytasz mnie za rękę, mocniej, niż to konieczne i prowadzisz pod skalną ścianę. 

Zrób to! — zachęcasz, lecz i tym razem niecierpliwość zwycięża. Więżąc w uścisku moją dłoń, przyciskasz ją do ściany. Upewniasz się, że dobrze na niej leży i się odsuwasz. 

Dotykam zimnej skały, zerkając niepewnie na ciebie i na nią. I zaczynam czuć mrowienie pod palcami. Magnetyczną siłę, która ogarnia kończynę. A antyczne żłobienia w skale znów zaczyna wypełniać blask. 

Za sprawą mojego dotyku. 

”Bramy otwierały się tylko przed Upadłymi”. Czy nie tak powiedziałeś? 

Wpatruję się w jaśniejące ryciny, a kształt drzwi odznacza się coraz wyraźniej, rozszerzają się szczeliny i oto drzwi otwierają się przed nami, wypuszczają zatęchłe, starożytne powietrze. 

Dobra robota. — Poklepujesz mnie po ramieniu, szczerząc kły. — Zapraszam. — Gestem nakazujesz mnie wejść, lecz ja stoję jak sparaliżowana. Co to wszystko, do diabła, oznacza?  

Nie czekasz, rozbrzmiewa szakali śmiech i znikasz we wnętrzu, pochłonięty przez ciemność. A ja muszę podążyć za tobą. 

Znajdujemy się wewnątrz iglicy, która wznosi się ku niebu. Zbudowana jest z tej samej gładkiej, chłodnej w dotyku ceramiki, otwiera przede mną dziedzictwo poprzedniej cywilizacji. Zagłębiam się w jego głębię 

Idę niemal po omacku, wiedziona jedynie twoim śmiechem i niebieską, sączącą się z dali poświatą. Trwa tu starożytna cisza, którą zakłócamy i pewna świętość, którą bezcześcimy. A jednak wydaje się, jakby ruiny witały nas rade z naszego przybycia. Nie wiem skąd to wrażenie. Może dlatego, że do tej pory nic nie wyskoczyło z czeluści, starając się nas zaatakować, choć kilkukrotnie widziałam w ciemności pary świecących blisko siebie punktów. 

Docieram wąskim korytarzem do czegoś, co może być centralnym punktem parteru. Okrągłe atrium i wiodące w górę, masywne, spiralne schody. Staję na środku, spoglądając w górę, skąd sączy się światło. Gdzieś znikłeś mi z oczu, a masywna przestrzeń wieży przejmuje mnie i sprawia, że… 

Czuję się jak w domu. 

Tak, ja też tak się tu czuję — mówisz z cieni zraszających ściany. — Tu mogę być sobą. Odzysk własny kształt. Naładować baterię. Wiesz czemu? 

Nie odpowiadam, lecz i tak zamierzasz mi powiedzieć. 

Bliźniacze eikony zostały stworzone przez Upadłych. 

W tym momencie jest to dla mnie oczywiste. Oddycham starym powietrzem i czuję, że krew w moich żyłach nigdy nie krążyła tak szybko. 

Chcieli dorównać bogom? 

Chcieli ich zdetronizować. — Twój głos huczy w ciemnościach. — Eikony to manifestacja boskich mocy. Upadli chcieli je skopiować. I prawie im się udało. 

Co poszło nie tak? — pytam, lecz w odpowiedzi słyszę jedynie szakali śmiech. 

Wkrótce się dowiesz. —  W mroku i cieniach widzę jakiś formujący się kształt. —  W końcu mogę — cienie przeciągają się, rozprostowując strukturyprzybrać swoją formę. 

 

SOMETHING IN THE WAY 

 

To, co zbliża się do mnie, nie przypomina niczego, z czym miałam wcześniej do czynienia.  

Coś monumentalnego i smukłego skrada się wśród cieni. Wklęsłe żebra, długi pysk. Zwisający z paszczy ozór. Potężne łapy, wsparte rozbudowanymi mięśniami. Szpony, ostre, długi kły, obnażone w czymś, co przypomina parodię uśmiechu. Oczy. Pełne nocy i chaosu. Zmierzwiona, brudnoszara sierść. Brązowa, czarna.  

Nie, zaczekaj. 

To nie sierść, to futro. Wyłożone na szerokich ramionach. Maska szakala odsuwa się na bok. Popielato-brązowe włosy opadają na czarne oczy. Naga pierś, lniane, szerokie spodnie, bose stopy. Stoi przede mną półnagi półbóg, pan ciemności i cieni. Tylko ten wyszczerz zębów się nie zmienia. Jest szeroki ponad zdrową normę i potencjalnie zabójczy. 

Jak ci się podobam? 

Milczę, skuta szokiem i sprzecznością. 

 

DON'T KNOW WHAT I CAN SAY 

 

Nie to chciałam zobaczyć. Chciałam… ciebie. Żebyś wrócił. 

Musisz to utrudniać. — Niezadowolony głos dudni, wypełniając echem iglicę. — Nie można ci dogodzić, co? — Kształt z cieni zbliża się do mnie, szakali, niebezpieczny; zaciskam oczy. — No już. Możesz spojrzeć. 

Patrzę. Z ulgą i radością widzę ciebie. Stoisz przede mną, wysoki, wyprostowany, nie uśmiechasz się jak pojebany.  

I może dałabym się zwieść, ale zapominasz o oczach. A może nie wiesz, że gdy przejmujesz kontrolę, zmieniasz ich kolor. 

Studnie bez dna, które chcą mnie pochłonąć. Bez najmniejszej szansy na blask nadziei. 

Tylko co powinnam zrobić? Wykpić ten fortel czy może udawać, że dałam się nabrać? 

Pozwalam, żebyś się zbliżył, wahając się, jaką podjąć decyzję. Co zrobisz, gdy zorientujesz się, że wiem? Zamienisz w tamtego potwora i  mnie pożresz? 

Być może masz na to ochotę. Zbliżasz się do mnie krokiem drapieżcy, a ja cofam się przed tobą, wpatrując w twoje rozciągnięte w leniwym uśmiechu usta. Spodziewam się ujrzeć rząd naostrzonych zębów, lecz nie ujawniasz krwiożerczych  zapędów. 

Jak to jest? Napierasz na mnie ciałem, nie mam już dokąd się wycofać, plecami opieram się o chłodną, gładką powierzchnię. — Jak to jest, gdy nikt nie mąci ci w głowie?  

— Nie wiem, Rhys — wymawiam twoje imię z naciskiem, próbując cię przywołać. — W mojej panuje mętlik. 

Opieram się plecami o ścianę ruin, jej gładkość i chłód, dziwnie znajome, dodają mi pewności siebie. Otrzeźwiają, pomagając zachować zimną krew. Mam takie wrażenie, że nie robią tego pierwszy raz. 

 

MEMORIES ARE HAUNTING ME 

 

Mętlik, mówisz? — Twoje brwi zbliżają się do siebie, nie wydajesz się zadowolony z odpowiedzi.A z jakiego to powodu? 

— Z twojego — odpowiadam zgodnie z prawdą i tym razem zdajesz się ukontentowany. 

No mam nadzieję. — Uśmiechasz się i wpijasz w moje wargi. Opierasz przedramię o ścianę tuż przy mojej głowie, a drugą ręką sięgasz w dół mojego ciała. Twój dotyk jest zimny, jak pełznące z kąt ruin cienie, jest dociekliwy i nie znoszący sprzeciwu. Inny, niż do tej pory poznałam. Choć do tej pory oszczędnie ukazywałeś mi swoją seksualną naturę.  

Mimo poczucia, że wiążą mnie cienie, mimo chłodu twojego i ruin, zaczyna mnie trawić gorączka, z którą tyle walczę. Twarde mięśnie pod moimi palcami. Zapach ogniska i ruin. A ty mruczysz gardłowo, wpatrując się we mnie. Wszystko utrudniasz.  

Pragnę cię i odrzucam jednocześnie. Wzbraniam się, lecz rozpalam, przegrywając z twoją stanowczością. Ciemność przestaje mieć znaczenie. Ciemność... to tylko brak światła. 

Prawda? 

— Rhys...szeptam twoje imię raz po raz, wzywam cię rozpaczliwie. Nie pozwól mu na to. Powstrzymaj go. Czymkolwiek jest, rozsierdzonym eikonem ciemności, czy wygłodniałym demonem, nie pozwól, żeby był pierwszy. Zapanuj nad tym, co mnie zdobywa, rzucają na ścianę cień szakala.  

 

A SICKNESS TAKING OVER 

 

Upadli. Może rzeczywiście jesteśmy Upadli. 

— Rhys! 

Odrywasz się, cofasz pół kroku. Zwichrzone włosy i pożądanie w oczach dodają ci dzikości. Dyszysz przez nos i... Niech zgadnę. Irytuje cię, że wymawiam imię innego faceta? Chciałbyś mi zdradzić swoje 

(och, proszę, mów mi Set) 

lecz wtedy zdradziłbyś również swoją przykrywkę i może zaczęłabym walczyć, zamiast tak słodko ci ulegać. Zwariowałbyś, gdybyś wiedział, że już wiem i mimo to na to pozwalam, co? 

Nie mogę dopuścić, byś poczuł się zbyt pewnie. 

— Rhys? Coś... nie tak? 

Nie, dlaczego, wszystko w porządku — warczysz, skracając dystans. Twój palec władczo sunie po moich ustach, rozchylając je. — Po prostu nie żeruj na moich pragnieniach. — Znów się odsuwasz, chwytając za głowę, jakby nagle cię rozbolała. Podłoże drży, gdzieś nam nami pęka ceramiczny szkielet, z góry sypie się pył, osiada na twoich ramionach, upada u twoich stóp. — To nie twoje miejsc, to moje miejsce, stoję w prochach tego, kim byłem! — Włosy opadają na twarz, lecz pomiędzy kosmykami widzę twoje oczy i chyba dostrzegam, jak w jednym z nich migocze coś złotego. 

— Nie dostaniesz jej — szepczesz wściekle i zaraz potem śmiejesz się ochryple. — Nie będziesz mi mówił... Chwytasz za twarz wczepiasz w skórę paznokcie, zupełnie jakbyś chciał z niej coś zerwać. Zginasz się w pół, rzężąc z wysiłku. 

 

SO BURY ME ALIVE 

— Będę — słyszę i kiedy się wyprostowujesz, twoje oczy bezsprzecznie są dwukolorowe. Ujarzmiony mrok kłębi się wściekle, lecz złota barwa zdaje się równie wściekła i zawzięta. — W tej kwestii będę. 

Patrzysz na mnie zmęczonym wzrokiem. Dyszysz, jakbyś stoczył ciężką walkę. W ręku ściskasz maskę szakala. 

 Zaciskam dłonie w pięści. Część mnie chce rzucić się z nimi na ciebie, a część...  

Wykorzystać rozgrzanie. 

— Co to kurwa było?! — pytam roztrzęsionym głosem. —  Rhys?! Co to było?!  

To — patrzysz na dłonie, w których trzymasz maskę i odrzucasz ją, jakby cię obrzydzała — był, kurwa, Set. — Podnosisz na mnie wzrok, widzę w nim wstyd i poczucie winy. — Przepraszam cię. Jeszcze nigdy nie posunął się tak daleko wbrew mojej woli. 

Stoimy, patrząc na siebie w milczeniu. Nie wiem, co ci odpowiedzieć, moje myśli porywa huragan sprzeczności, jest tyle pytań, tyle emocji. Wciąż drżę, a ty wciąż dyszysz, jak po dużym wysiłku, zwierzęcy głód dalej rozszerza twoje źrenice. Czy z nim walczysz? Czy ma to sens? Bo wśród nastałego chaosu to jedno wydaje się być jasne i proste: pragnę cię. Cały czas cię pragnę, to co w tobie, ty, rozpaliliście mnie i nie sądzę, by można było dłużej ignorować rozchodzącą się żyłami pożogę. Nie da się myśleć trzeźwo w takich warunkach. Nie wymyślimy niczego mądrego, dopóki nie zaspokoimy mgły, która zasnuwa umysły. 

Kręcę powoli głową, patrząc na ciebie 

 

THERE'S NOWHERE LEFT TO HIDE 

 

Nie walcz z tym proszę ochryple. Jeśli pragniesz mnie tak samo... 

Nie pozwalasz mi dokończyć.  

 

Patrzymy razem, jak wstaje nowy dzień. Bez pośpiechu i oczekiwań, patrzymy na siebie, na świat. Wyplenione zło milczy, lecz na jak długo zapadła cisza? Jestem przekonana, że ciemność nie zasypia nigdy. Mrok czuwa. A to, co w nim ukryte, obserwuje nas bacznie. Zaczeka na nasz błąd, na dogodną okazję. Upomni się o mnie albo o ciebie, prędzej czy później. Tymczasem wkraczamy w świt, a w świetle dnia bledną nocne lęki. 

Oglądam się na starożytne, napędzane mocą upadłej cywilizacji drzwi, które ze zgrzytem zamykają się za nami, jakby niechętnie pozwalając nam odejść. 

Zerkam na ciebie, stoisz obok, wysoki, poważny, wpatrzony w wschód słońca, który rzuca na twoją twarz przyjemne, różowe światło. Czy mi się wydaje, czy na twoich ustach błąka się zagadkowy uśmiech? 

Musisz wyjaśnić mi parę rzeczy informuję, lecz mój roszczeniowy ton głosu nie zaburza twojego nastroju. Bez pytania chwytasz mnie za rękę, prowadząc w dół zbocza, na którego wzniesieniu rozrastają się ruiny. Twoja dłoń jest przyjemnie ciepła, a uścisk zadawalająco silny. 

Domyślam się mruczysz, zerkając na mnie z góry. Od czego powinienem zacząć? 

Przez chwilę się zastanawiam, a pytania wirują w mojej głowy, każde domaga się natychmiastowej uwagi. Czy naprawdę jesteś Upadłym? Jak to możliwe? Dlaczego brama otwarła się także przede mną? Czy to, co w tobie siedzi, może znów wyrwać się na wolność? Jeśli to eikon, czy nie powinieneś nad nim panować? 

— Ta ciemność, która ci towarzysz — szepczę, przetwarzając etapy jej materializacjiczy to to, co myślę? 

Potwierdzasz skinięciem głowy. 

Eikon ciemności. Set. 

Myślałam, że to Odyn jest strażnikiem ciemności... 

Wzdychasz i otwierasz usta, jakbyś przygotowywał się do dłuższych wyjaśnień. 

W naszym świecie od zawsze istniało siedem eikonów — zaczynasz pouczającym tonem. — Manifestowali swoją moc, wybierając godnego ich śmiertelnika, któremu użyczali swoich mocy i którym zezwalali nawet przyjmować swoją postać. Tych nieszczęśników... Czy też wybrańców... Nazywamy Dominantami. Rzeczywiście potrafią oni przywołać moce eikona, kiedy zechcą, zdaje się, że nad nim panują. Że ich dominują.  Przytakuję, dając znać, że o tym wiem. — Upadli uważali, że ta moc – eikony – pochodzi od boga. Zazdrościli, że tylko nieliczni mogą posiąść. Dlatego spróbowali skopiować. Stworzyli bliźniaka każdego eikona. Nie pytaj mnie: jak. Wiem tylko, że swego czasu wyłapywano Dominantów, zresztą do dzisiaj wielu chce się z nimi sprzymierzać lub zmusić do służby. Upadli nie byli lepsi. Znaleźli sposób, by pozysk moc żywiołu, którego strzegł związany z Dominantem eikon. Eksperymentowali. Aż wyhodowali bliźniaczo podobne istoty. Zaklęli ich naturę w dość zmechanizowanej formie, korzystając z techniki magitechu, którą rozwijali i która to właśnie umożliwiała takie cuda jak latanie po niebie monumentom. To tutaj – wskazujesz głową za siebie – powstał Set. Można by rzecz, że to poniekąd jego świątynia. Na moment się zatrzymujesz, ściągając brwi i patrząc za siebie na prześwitujące między drzewami strzępy ruin. — Nigdy nie powinienem był cię tu przyprowadzać — wzdychasz z niezadowoleniem. — Wyczuł, że jest na swoim terytorium. Że może więcej. 

— Ale... czy on, ten Set... Czy nie możesz nad nim zapanować, tak jak robią to Dominanci? 

Uśmiechasz się krótko. 

— I tu dochodzimy do słabego punktu planu Upadłych. — Wznawiasz marsz, pociągając mnie za sobą. — Szybko okazało się, że eikony, które stworzyli, wykazują własną wolę. I manifestują ją o wiele bardziej ochoczo od swoich pierwowzorów. Krótko mówiąc: nie było mowy, by pozwolili się dominować. Nie. To oni chcieli prowadzić w tym tańcu. W najlepszym razie zgadzali się na przymierze: mogłaś użyczyć im ciała, a wtedy oni, o ile byli w nastroju, wykorzystywali swoje talenty, by pomóc ci osiągnąć cel. „Chcesz dać popalić wrogom? Dobra, ale ja to zrobię.” Mogłaś ich o coś poprosić i jeśli cię usłyszeli i jeśli byłaś gotowa oddać kontrolę i podjąć ryzyko, jednoczyli się z tobą. Ale nie użyczali mocy. To oni chcieli stać u steru, zarządzać twoim ciałem. Lubili wcielać się w Upadłych. Zupełnie jakby nie odpowiadały im własne kształty, jakby chcieli... być ludźmi. Brzmi znajomo? 

— Trochę. — Maszczę brwi. — Odpowiadali na każde wezwanie? 

Różnie. — Uśmiechasz się z przekąsem. — Podobnie jak ich bliźniacy, zwykle wybierali  jednego nieszczęśnika, lecz często go porzucali. Musisz wiedzieć, że Upadli wykazywali o wiele większą tolerancję na eter, niż współczesna cywilizacja. Upadłe eikony lubiły tych, którzy rozwinęli tę umiejętność lepiej od innych. To dawało im więcej możliwości. Dzieląc ciało z wybrankiem, zwiększali tę tolerancję do tego stopnia, że Upadły nie tylko korzystał z otaczającego go eteru, lecz także go magazynował. W efekcie zyskiwał niemal nieskończone pokłady energii. A im więcej jej było, tym wygodniej eikon czuł się w takim ciele. Mógł nawet przyjąć własny kształt, już nie tak mechaniczny, lecz pełnokrwisty, uformowany w zgodzie ze swoją naturą i wolą. Chyba im się to podobało. Dlatego współpracowali.  

Coraz mocniej marszczę brwi, zastanawiając się, czy dobrze wszystko rozumiem. 

— No dobra. Powiedzmy, że mniej więcej ogarniam. Czyli z tym twoim eikonem, Setem, łączy cię jakieś przymierze? 

— Tak — zgadzasz się. — Można powiedzieć, że mamy wspólnych wrogów. A wróg naszego wroga… — Nie kończysz, zerkasz na mnie. — To nas połączyło. 

— No tak, domyślam się nawet, co to za wróg, choć jeszcze nie wiem, czemu, ale po kolei: czyli musisz po prostu złamać to przymierze? 

AND SAY GOODBYE 

Zatrzymujesz się. Wciąż mnie trzymasz za rękę, więc robię to samo. 

— Muszę? — powtarzasz, mrużąc oczy. 

Patrzę na ciebie ze zdziwieniem. 

— A nie? — odpowiadam pytaniem. — Chyba nie chcesz, żeby sytuacja się powtórzyła? 

Kręcisz głową, ale nie wiem, co to oznacza. 

— Set jest po mojej stronie. 

Czy ty go bronisz? 

Tak sądzisz? — Sięgam ręką do miejsca na twojej szyi, gdzie poziome rozcięcie świadczy przeciwko twoim słowom. Zakrywasz je dłonią. 

— Nie zrobiłby tego — przekonujesz, ale niezbyt udolnie. 

— Dlaczego nie przyznasz, że wymknął się spod kontroli? — nie rozumiem. — Dlaczego nie chcesz się od niego uwolnić? 

'CAUSE MAYBE I 

— Do tej pory mnie nie zawiódł. Tworzyliśmy zgrany duet, ale odkąd się pojawiłaś — patrzysz na mnie twardo, ale nie dostrzegam w tym spojrzeniu oskarżenia — coś się zmieniło. Set stał się… zazdrosny. 

— O kogo? O ciebie? Czy o mnie? — Patrzę w jedno i drugie twoje oko. — Bo odniosłam wrażenie, że czegoś ode mnie chce. 

— Wyczuwa w tobie siłę, tak jak ja — odpowiadasz wymijająco. — Ale ja nie lubię się dzielić. 

Nagle twoje dłoni znajdują się na moich biodrach i przyciągają mnie do siebie. Jeśli chcesz zamknąć mi usta pocałunkiem i tym samym sprawić, że zgubię wątek, to… Prawie ci się udaje. 

— Mówię serio, Rhys — nie odpuszczam, próbując uciec twoim ustom. — Powinieneś się go pozbyć. 

Śmiejesz się, krótko i cicho. 

— Nie wiesz o czym mówisz odburkujesz, a twoje dłonie ciaśniej mnie oplatają. — Nie tak łatwo pozbyć się eikona. 

Możesz chociaż spróbować — nie ustępuję.. — Może to dlatego wciąż się waham. Może właśnie to mi przeszkadza. To jest to, czego nie znam. — Dotykam dłonią twojego policzka, brudnego od zaschniętej krwi. — I czego nie chcę poznawać. 

— Jeśli nie chcesz wiązać się z zabójcą, powinniśmy się rozstać od razu — odpowiadasz chłodno, akceptując swój los. 

— Szybko się poddajesz — syczę, zagryzając wnętrze ust. — To do ciebie niepodobne, zważywszy na to, ile czasu już mi poświeciłeś. — Każde z twoich oczu lśni, lecz tylko w jednym znajduję ciebie. — Czego pragniesz? Siły? — drążę, zgadując, że to dlatego masz opory przed rozstaniem się z eikonem: podoba ci się moc, którą dysponuje Set. Którą myślisz, że ty dysponujesz. I boisz się, czy sobie bez niej poradzisz. 

 

MAYBE I WILL MISS ME WHEN I'M GONE 

 

Zdaje się, że to Set pragnie siły — mówię z przekonaniem, korzystając z tego, że słuchasz, nie próbując mi przerywać. — Wykorzystuje cię, żeby ją zdobyć. I porzuci, gdy tylko przestaniesz być mu potrzebny. Tak jak próbował zrobić to dzisiaj. Delikatnie dotykam zaczerwienionej skóry, otaczającej rozcięcie. Czuję mrowienie w palcach i zdaję sobie sprawę, że używam eteru. Rana zasklepia się i spłyca. Ty też to czujesz, badasz ranę, ze zdziwieniem odkrywając, że się zmniejszyła, lecz stoisz sztywno bez słowa, nie reagując w żaden sposób. Zaczynam podejrzewać, że już dokonałeś wyboru. W końcu sama go na tobie wymogłam. Musisz zdecydować się na jedno z nas.  I to chyba nie będę ja. 

Z bólem i trudem, opuszczając oczy, odsuwam się i odwracam, lecz wtedy otaczają mnie twoje ramiona. 

HEY, I'M BEGGING YOU TO STAY 

— Masz trochę racji. Nie pragnę siły. — przyznajesz. — Już nie. — Wtulasz nos w moje włosy. — Pragnę ciebie. — Unosisz mój podbródek, żebym na ciebie spojrzała. — Pozbędę się Seta. Ale nie możemy działać pochopnie. Jeśli go uwolnię, prawdopodobnie będzie dręczył ciebie, nagabując, byś go przyjęła.  

— Nie zrobię tego! — zarzekam się. Wciąż widzę zmasakrowaną twarz tamtego żołnierza. Twoje oczy, obce i złe. Nigdy nie przepadałam za mrokiem. Nie umiałabym w nim żyć. 

— Dobrze, ale ile wytrzymasz, gdy będzie gnębił cię nocami, ukazywał w najmniej spodziewanej chwili? — Zakładasz ręce na ramiona, patrząc na mnie oceniająco. 

— Może to robić?Chciałam rozstać się z nim na dobre, a nie skierować jego uwagę na siebie.  

— Może — potwierdzasz. — Lecz jest coś, co cię przed nim uchroni. 

Tak? — Nadzieja na powrót wypełnia moje serce, lecz ty wydajesz się zmartwiony i już wiem, że nie spodoba mi się odpowiedź na to pytanie: — Co takiego? 

Nie odpowiadasz od razu, jakbyś rozważał, czy powinieneś mi powiedzieć, lecz w końcu zdradzasz: 

— Inny eikon. 

3 komentarze:

  1. Ze wszystkich do tej pory opublikowanych części, to mnie cholernie kupiło. Może też dlatego, że w końcu zaczęłam rozumieć to uniwersum :D Fragment jest obłędnie plastyczny i pełny emocji. Momentami - jak dla mnie - zbyt poetycko, ale masz taki styl, językowo jest wszystko spójne.
    Arrrgh, jaram się :)
    Firiel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yay, cieszy mnie to! Sądziłam, że trochę przegadałam, ale inaczej się nie dało.
      Tak, Szkwał jest taki specyficzny. Jeden typ jest nawet takim samozwanczym poeta! Xd i pojawi sie na dużej nastepnym razem ;)

      Usuń
  2. Hej :)
    Ten opis Seta, jak się pojawia w swojej własnej postaci... Szczerze przyznaję - miałam dreszcze. Ale to winien być pożądany efekt moim zdaniem. Dobrze jest zapoznać się z historią Erish i Rhysa, dzięki temu cała seria stała się dla nie nieco jaśniejsza. Tylko ten pomysł rzucony na końcu przez mężczyznę go mało mi się podoba.
    Jak zwykle dałam się wciągnąć lekturze.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń