Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 25 czerwca 2023

[149] Uśmiech nadziei ~ Miachar

 Popołudnie zaczęło robić się późne, a mimo to wciąż musiałam tkwić w sali konferencyjnej i tłumaczyć niezbyt pojętym głowom, dlaczego produkt stworzony przez mój zespół zasługuje na to, by w najbliższym czasie wprowadzić go na rynek. Pierwsze badania wśród ochotników zgłoszonych przez uczelnie z okręgu pokazały, że przyda się on nie tylko studentom, ale także ich wykładowcom czy rodzicom, a nawet młodszemu rodzeństwu. Zadanie to nie było dla mnie żadną nowością, niemniej czułam pewnego rodzaju zdenerwowanie.

Wynikało ono z tego, że i pora była nie taka jak zwykle – zazwyczaj podobne prezentacje odbywały się przed południem lub równo o dwunastej – do tego prawie letnie powietrze wlewało się do środka przez otwarte drzwi, promienie słońca wciąż rozjaśniały przestrzeń. W takich okolicznościach człowiek marzył raczej o leżeniu na plaży lub we własnym ogródku, nie zaś o siedzeniu w garniturze i wysłuchiwaniu o kolejnym pomyśle firmy.

Ale mus to mus, tworząc nowy produkt nie mogliśmy przeskoczyć żadnego etapu produkcji. Jednym z nich było zaprezentowanie go tym ludziom, od których zależy, czy w ogóle będzie można go wypuścić, pokazać odbiorcom i zacząć na nim zarabiać. Nie chcąc przetrzymywać członków zarządu zbyt długo, po przedstawieniu się bez zbędnej zwłoki przeszłam do omawiania projektu, prowadzonych badań i tego, gdzie nas one zaprowadziły.

— Nasz produkt nie będzie wyjątkowo innowacyjny, jak państwo widzą — mówiłam, wskazując za pomocą lasera na rysunek omawianego tematu — nie znaczy to jednak, że nie spotka się z niczyim zainteresowaniem. Doszliśmy do wniosku, że nie zamkniemy się na konkretną grupę odbiorców, a pozwolimy, by przydał się on każdemu niezależnie od wieku.

— Czy u dzieci to także się sprawdzi?

Pytanie to powinno mnie ucieszyć, ale nie wywołało odpowiedniej emocji, bo padło ze względu na to, że powinno, coś podobnego nie było ani trochę budujące. Nie dałam jednak po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób mnie to uraziło,  a kontynuowałam.

— Oczywiście, pod warunkiem, że będą korzystać z nich pod okiem dorosłych.

Przez moment czekałam na następne pytanie, ale to się nie pojawiło, więc przeszłam do kolejnych slajdów prezentacji. Opowiadałam o korzyściach, jakie da użytkowanie produktu, podzieliłam się naszymi obserwacjami, ale dość szybko dotarło do mnie, że moje wypociny są jak o kant tyłka potłuc. Wyglądało na to, że to spotkanie skończy się moją porażką.

Nawet gdyby była mi potrzebna pomoc, nikt z obecnych nie byłby w stanie przyjść mi na ratunek. Jako że zarząd chciał mieć na spotkaniu jedynie mnie, to też ja dźwigałam na swoich barkach przedstawienie całej merytorycznej części zagadnienia. Gorsze od tego było, iż poza mną mało kto w ogóle orientował się w tej dziedzinie, musiałam więc użyć prawie wszystkich swoich zdolności interpersonalnych, byle przykuć uwagę członków i skutecznie przedstawić im stworzony produkt.

Czasami docierała do mnie myśl, że łatwiej przychodzi mi to, kiedy przemawiam przed dziennikarzami zgromadzonymi na konferencji, kiedy już wypuszczamy finalny produkt na rynek. Ci ludzie są bowiem szczerze zaciekawieni, mają konkretne pytania i później piszą w miarę rzetelne artykuły oraz recenzje. Osoby będące teraz ze mną w tej samej sali nie były aż tak chętne, nawet podejrzewałam, że część z nich w ogóle nie wie, dlaczego została tu ściągnięta.

Nie mogłam się jednak poddać bez podjęcia walki. Nie zwracałam uwagi na znudzone miny i dotrwałam do końca prezentowania produktu, po czym zwyczajowo rzuciłam:

— Czy teraz mają państwo jakieś pytania?

Przez moment nikt się nie odzywał, aż w górze pojawiła się wyciągnięta ręka. Należała ona do jednego z kierowników firmy, który miał w niej także swoje udziały, dlatego był na tym meetingu. Miałam z nim już wcześniej do czynienia, wiedziałam, że jest w stanie wbić szpilę lub spróbować mnie poniżyć – to on stał za częścią odejść pracowników. Gdybym dowodziła, pozbyłabym się kogoś takiego, ale byłam tylko malutkim wynalazcą, mój głos mógł się liczyć jedynie podczas takich prezentacji jak ta.

— Czyli jak właściwie to działa, proszę nam powiedzieć?

Przez kilkanaście sekund próbowałam znaleźć w wyrazie jego twarzy i tonie pytania to, że sobie żartuję, ale mężczyzna wyglądał na poważnego. Znudzonego do reszty, ale przy tym poważnego, nie mogłam więc westchnąć i rzucić krótkie: „haha, mam zrobić powtórkę?”, bo chyba właśnie nie dotarło do niego to, co przekazałam.

Zagryzłam na moment dolną wargę. Nie znosiłam takich sytuacji, bo czułam się podczas nich strasznie mała i nieważna. Jakby moja ciężka praca nie zaprowadziła mnie do tego miejsca, jakbym była tu zupełnym przypadkiem, wyrwana ze zwykłego tłumu i zmuszona, by cokolwiek powiedzieć.

A przecież wiedziałam, z czym tu przyszłam, co chciałam zaprezentować. Mówienie tego samego jeszcze raz tymi samymi słowami nie zmieniłoby reakcji słuchaczy, dlatego spróbowałam ująć to inaczej, ale że kierownik z każdym zdaniem uśmiechał się coraz bardziej złośliwie, dotarło do mnie, że naprawdę ma w głębokim poważaniu to, co teraz robię, wręcz mną gardzi i chce jedynie ośmieszyć.

Na to nie mogłam sobie pozwolić — znałam bowiem swoją wartość i spodziewałam się takiego samego szacunku okazanego mi, jaki ja okazywałam podczas tego spotkania od współpracowników.

— Jeżeli nie są państwo tego zrozumieć z teorii, to śmiało, mam tu dość prototypów, by spróbować, jak to działa.

Przedmiot sprawy nie był ani zbyt duży, ani zbyt ciężki, bo zależało nam na ergonomii. Wiele czasu poświeciliśmy na stworzenie takich wymiarów, które będą wszystkim odpowiadać, a przy tym będą w pełni sprawne, tak jak to sobie założyliśmy. Dlatego, by badania miały jak największy sens, zbudowaliśmy kilkadziesiąt pierwszych sztuk, które można było dalej testować. Tak się składało, że miałam część z nich ze sobą — na razie leżały na blacie biurka przede mną, ale nie było przeciwwskazań, bym się nimi w pewien sposób nie podzieliła.

Kiedy sięgałam po pierwszy z nich, niewiele zostało już we mnie z pozytywnego nastawienia i dobrego humoru, to dlatego nie powściągnęłam języka, gdy posłałam pierwszy z przedmiotów, by został wypróbowany. To dlatego mój ton nie brzmiał już tak uprzejmie.

— Proszę, niech każdy z was go wypróbuje. Jeżeli teraz nie zrozumiecie, jak dobrze jest go mieć, trudno będzie przekonać was w przyszłości. Dlatego chcę, by każdy z was wziął po jednym do domu i wypróbował, a na kolejnym zebraniu proszę przedstawić mi decyzję. Trzymanie w niepewności mnie oraz mojego zespołu nikomu nie wyjdzie na dobre — zakończyłam surowym tonem i spojrzałam na każdego z udziałowców.

Nie chciałam potraktować ich w ten sposób, ale sami się o to prosili, okazując ignorancję i znudzenie. Nie ja kazałam im się zjawiać, tylko sam prezes, skoro raczyli przyjść, to mogli mnie wysłuchać i przynajmniej spróbować zrozumieć, co firma może zyskać na jednej decyzji. Przecież do tego nie potrzeba żadnego dyplomu doktora!

Po minach słuchaczy widziałam, że nie są zadowoleni, że rządzę się w ten sposób, ale główny koordynator jedynie pokiwał głową i pochwycił ten pomysł. Poczułam się przez to odrobinę raźniej, ale pod koniec spotkania ile mi przyszło z takiego wsparcia?

Odprowadzałam wzrokiem tych, którzy wychodzili, słyszałam rozmowy, które zaczęli już przed przejściem przez próg, wiedziałam, że będą one po części dotyczyć mnie, ale nie było nic, co mogłam zrobić, by tego uniknąć. Wyłączyłam komputer i projektor, zebrałam do torby swoje rzeczy i lekko zrezygnowana także wyszłam z sali.

Poza mną na korytarzu znalazł się tylko jeden człowiek, menadżer, który był łącznikiem między moim zespołem i resztą wydziałów w firmie. Darzyłam go szacunkiem i sympatią, bo zawsze tworzył przyjazną atmosferę i dobrze się z nim dogadywałam. Bywało jednak, że czasami nieco mnie zaskakiwał.

Jak teraz.

Tylko on wpadł na to, by gwizdać, kiedy godziny pracy oficjalnie jeszcze się nie skończyły. Aż spojrzałam za siebie, by sprawdzić, czy tylko ja jestem świadkiem takiego zachowania, czy może któryś z udziałowców także przygląda się temu mężczyźnie.

Kolega patrzył w moją stronę, a kiedy dotarło do niego, że oto nadciągam, uśmiechnął się szeroko, po czym wrócił do gwizdania niczym dzieciak.

To nie było odpowiednie zachowanie do okoliczności, to dlatego dopadłam do niego w kilku krokach, by dać mu reprymendę.

— Zwariowałeś? — zapytałam, uderzając go otwartą dłonią w plecy. — Jak ktoś cię usłyszy, to doniesie gdzieś wyżej, że zachowujesz się na korytarzu jak jakiś gówniarz.

Sama miałam ochotę jeszcze bardziej zachowywać się jak małolata, która uważa, że wszystko jej wolno, ale powoli zaczęły osaczać mnie wyrzuty sumienia, iż w tak twardy sposób zmusiłam zarząd do jakiegokolwiek działania. To nie było w moim stylu, ale strasznie się zdenerwowałam.

Ciekawe, jakie będą tego konsekwencje.

Kolega chyba wyczytał z mojej twarzy, co właśnie przeżywałam wewnętrznie, pochylił się nieco, byle tylko złapać moje spojrzenie. Gdy to mu się udało, uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, co jednak nie podziałało pojawieniem się ciepła w pobliżu mojego serca.

Postąpiłaś słusznie.


Ach, jakież to były piękne słowa. Szkoda tylko, że w tym momencie w ogóle na mnie nie działały.


To czemu czuję się tak paskudnie? — Westchnęłam, po czym przypatrzyłam się koledze. W lewej ręce trzymał niewielką torbę, która mnie kojarzyła się z krótkimi wyjazdami. — Wybierasz się w jakąś podróż? — zapytałam. — Czyżby mała delegacja?


Był czwartek, niektórzy pracownicy co jakiś czas byli wysyłani na delegacje, które często zaczynały się od piątku i kończyły w poniedziałki — nigdy nie rozumiałam, dlaczego tak to wygląda, na żadnej delegacji zresztą przez cztery lata pracy nie byłam — nie zdziwiłoby mnie, gdyby faktycznie moje przypuszczenie okazało się prawdziwe. 


Mężczyzna także spojrzał na torbę, ponownie się uśmiechnął.

— Jak widzisz, niektórzy nie mogą marzyć o weekendzie bez pracy.

— Wiesz, że mógłbyś za każdym razem odmówić, prawda? 

Jeżeli kogoś dobrze było wysłać na delegację, to właśnie on był brany pod uwagę jako pierwszy. Odpowiednio wykształcony, elokwentny dyplomata, który każdego potrafił ująć i zainteresować poruszanym podczas rozmowy tematem – nawet jeżeli dotyczy on nieudanej walki z karaluchami. Czasami zazdrościłam mu tych umiejętności, lecz czerpałam także z tego, że mogę się od niego uczyć, wystarczyły konwersacje jak te, prowadzone na korytarzu, bym stała się bardziej otwarta i komunikatywna. 

— Wiem, że bym mógł, ale chyba nie chcemy, by ktoś spaprał robotę, czyż nie?

Odpowiadanie pytaniem na pytanie było jego zagraniem, by nieco się podroczyć. To, niezależnie od prób innych osób, zawsze poprawiało mi nastrój. Nie każdy miał takie zdolności, jemu udawało się od dnia, kiedy się poznaliśmy. 

Westchnęłam, bo nie chciałam się o nic kłócić, gdyż mój wybuch mógłby zmieć wszystko z powierzchni korytarza, wolałam za to jak najszybciej sobie pójść do domu, nalać wina do kieliszka i odpocząć.

— Na jak długo jedziesz?

— Zwyczajowo do poniedziałku, przywieźć ci jakąś pamiątkę?

— Nie trzeba, do poniedziałku to ja muszę dojść do siebie, bo to było straszne.

Nie chciałam się do tego przyznać, ale właściwie to bardzo chciało mi się płakać, tylko wbijanie sobie paznokci we wnętrze dłoni pozwalało mi pohamować łzy. Ale to mogło doprowadzić do śladów, z których nie chciałabym się nikomu tłumaczyć.

A przy tym nie chciałam, by menadżer widział mój moment załamania. Jeżeli miałam się użalać, to jedynie w samotności. 

— To było lepsze, niż wielu z nas mogłoby przyznać. Po prostu te dupki wolą udawać, że są od ciebie lepsze, choć grubo się mylą.

— Chyba nie powinieneś mówić o nich w ten sposób — zauważyłam, czując się nieco lepiej. Cieszyło mnie, że pewne wrażenie podzielam nie tylko ja.

Kolega zaśmiał się i nieco poruszył torbą.

— Nie ma ich tu, więc pozwolę sobie być plotkarzem.

— A to co? — zapytałam, widząc, że poza torbą trzyma w ręce coś jeszcze. Fioletowy kolor przyciągnął mój wzrok, bo uwielbiałam tę barwę, a nie miałam sposobności, by w ostatnim czasie stworzyć coś w tym właśnie odcieniu.

Mężczyzna wyciągnął to, co przykuło moja uwagę, a przed oczami ukazał mi się… piórnik. Taki, jaki jeszcze za czasów studiów miałam zawsze na blacie przed sobą. To było jedno z lepszych wspomnień w moim życiu. 

— Coś dla ciebie na te wszystkie szpargały, jakie potrzebujesz przenosić z biurka, kiedy gdzieś wychodzisz. Z tym będziesz chyba wyglądała nieco normalniej.

No tak, targanie ze sobą różnych przydasiów w torebce dla małej dziewczynki – takie tylko znalazłam w sklepie ze wszystkim i niczym, kiedy potrzebowałam, a potem nie miałam możliwości kupić coś nowego — wiązało się z wieloma spojrzeniami zaskoczonych osób. 

— O, to naprawdę dla mnie? — zapytałam szczerze zaskoczona, kiedy podarek trafił w moje ręce.

Jeżeli w tej chwili miałam jakieś niespełnione marzenie, to właśnie mogłam je porzucić, bo stało się rzeczywistością.

Nie umiałam znaleźć słów, by powiedzieć, co sądzę o tej niespodziance, jedynie patrzyłam na kolegę, który znowu się roześmiał.

— No już, bądź przez chwilę jak mała dziewczynka, ja spadam, bo niedługo będzie pociąg. 

— Dziękuję — odparłam. — Tak bardzo ci dziękuję.

— No już, nie musisz być aż tak wylewna. — Teraz to on pozwolił sobie na dotyk, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu i lekko je gładząc. — To nic takiego, za swoją pracę powinnaś dostać premię. Chyba szepnę o tym na ucho naszemu prezesowi.

— Dziękuję!

Puścił mi oczko, po czym faktycznie poruszył się, byle podejść do windy i móc ruszyć dalej. Wyjazdy służbowe w naszej firmie miały swoje prawa, jednym z nich było niespóźnianie się pod żadnym pozorem, jeżeli środkiem transportu miał być pojazd inny niż samochód. Dziwne, że nie dbano przy tym o to, by odbywały się one w zwyczajowe dni robocze, nie przez weekendy, przez co trudniej było odpocząć i załatwić inne, bardziej prywatne sprawy. Nie zazdrościłam koledze tego wyjazdu, miałam tylko nadzieję, że podróż i cały wypad przebiegną dobrze, a przy tym nic mu się nie stanie.

— Uważaj na siebie — dodałam więc nieco głośniej, by mnie usłyszał. 

Mogłam sobie pozwolić na takie przyjacielskie rady, bo nie było żadnych wścibskich oczu ani uszu, które mogłyby uczynić z tej sceny plotkę.

Menadżer zerknął na mnie przez ramię. 

— Pójdziemy na randkę, kiedy wrócę? — rzucił niespodziewanie w moją stronę, czekając na windę, a ja się krótko roześmiałam.

To nie był pierwszy raz, kiedy beztrosko zadawał mi to pytanie, a ja przez sekundę myślałam, że ktoś mnie wreszcie dostrzega tak, jakbym tego chciała. Nie dałam się jednak ani razu nabrać, bo nie wierzyłam, by był szczery — może nie miał w firmie statusu playboya czy casanovy, to jednak wolałam uchronić się przed możliwie złamanym sercem. 

— Szkoda tracić czas — odparłam, ale to on chciał mnie zaszokować.

— Uważam inaczej. Kolacja w następny piątek?

Patrzył na mnie przez całą długość korytarza, wciąż się uśmiechając. Czekał, a ja nie zdołałam odpowiedzieć, gdyż wsiadł do metalowej puszki, nim znalazłam w głowie choć jedno słowo, którym mogłabym go w tej chwili uraczyć. 

Jednak było takie, które mogłam mu powiedzieć.

„Tak”.

Właśnie o takiej treści wiadomość wysłałam mu chwilę przed tym, jak schowałam telefon do fioletowego piórnika i stwierdziłam, że jest jeszcze na tym świecie coś jak uśmiech nadziei i dobro, które może mi się przydarzyć. 


1 komentarz:

  1. Bardzo przyjemny tekst, choc pozostaje we mnie niedosyt odnosnie tego, czym byl omawiany na wstepie produkt ;D choc dzieki temu calosc nabrala tajemniczosci.
    Postac kobieca bardzo mnie zaciekawiła, scisly umysl, naukowczyni, to cos orginalnego. No i piekny poczatek corpo romansu na deser ;)

    OdpowiedzUsuń