Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 11 czerwca 2023

[148] Blind Faith: Deiji ~Miachar

 

Choć jestem autorem tej serii, nie pamiętam, czy nadawałam bohaterom nazwiska. Przyjmijmy, że te pojawiające się w tym tekście są odpowiednie. 

________________________________________________________

Można by powiedzieć, że po kilku latach współpracy człowiek zdoła się przyzwyczaić do zachowania drugiego człowieka, że znając go już nawet dużo wcześniej, jako nastolatek, da się przewidzieć każdy z ruchów. Niedoczekanie. Deiji doskonale wiedziała, że kiedy najmniej będzie się tego spodziewać, Profesor zaskoczy ją albo nową miksturą stworzoną w laboratorium, albo następnym trupem – czasami ciężko było orzec, co gorsze.

Nie sądziła jednak, że ktoś także zdoła dojrzeć w jej pracodawcy coś niepokojącego i jej o tym powiedzieć. Brało się to z tego, iż Eideard był na tyle rozsądny i sprytny, by odpowiednio się maskować i żadne zbrodnie raczej nie wychodziły zbyt szybko na światło dzienne. Jeżeli już się tak działo, to żadne podejrzenie nie padało na niego – dobre alibi to była dla niego podstawa. 

Każdy jednak mógł popełnić jakiś błąd, którym skupiłby na sobie czyjąś uwagę. Właśnie o tym miała się przekonać, nim tego przedpołudnia wyszła z biura komendy. Wpadła tylko na moment bo poproszono ją o zabrano pewnych akt dla Profesora, chciała szybko się z tym uporać, ale akurat gdy krok dzielił ją od wylądowania na płycie parkingu, za nią poniosło się:

– Panno Hwang!

Aż musiała przystanąć na ostatnim stopniu, tak była zdziwiona, że ktoś tak jawnie i głośno użył jej nazwiska – zazwyczaj do niej podbiegano, chwytano za ramię, jeżeli kroki nie zwróciły jej uwagi, i dopiero zwracano się do niej w ten sposób. Ten mężczyzna chyba lubił wykrzykiwać cudze nazwiska, tak przynajmniej można było wnioskować po wyrazie jego twarzy. 

Jegomość, który czegoś od niej najwidoczniej potrzebował, zdawał się nie tylko doskonale wiedzieć, kim Deiji jest, ale też mieć do niej jakąś sprawę. Tak przynajmniej sądziła, kiedy spojrzała w jego stronę, a on z uśmiechem na twarzy zszedł, by zrównać się z nią. Nic sobie nie robił z tego, że kobieta może się spieszyć, wolał rozpocząć pogawędkę.

– Dawno pani nie widziałem, dobrze się pani miewa?

– Dzień dobry, tak, dobrze, dziękuję – odparła Deiji i powstrzymała się przed zerknięciem na nadgarstek, gdzie zlokalizowany zegarek mógłby powiedzieć jej, która godzina i czy może wykorzystać to jako wymówkę. – A co u pana? Ze zdrowiem w porządku?

Szczerze mówiąc, ten mężczyzna był najmniej przez nią lubiany z wszystkich osób, jakie pracowały w tej placówce i które miała okazję poznać. Było w nim coś z dzikiego zwierzęcia – wilka albo lisa – które chętnie skoczyłoby jej do gardła w momencie, kiedy opuści gardę i bezradna zmieni się w ofiarę. Starała się zachowywać przy nim uprzejmie, lecz nie tracić czujności i nie stwarzać pozorów, że mogłaby się z nim zaprzyjaźnić. To raczej nie było możliwe, skoro była tak różna od niego.

Detektyw jedynie uśmiechnął się półgębkiem i przeszedł do rzeczy, świadomie i jawnie ignorując jej pytanie:

– Jakaż to sprawa tu panią przywiodła? Myślałem, że pan Byrne na razie nie pomaga przy żadnej sprawie.

Asystentka Profesora musiała ugryźć się w język, by powstrzymać przed wypowiedzeniem szorstkiej odpowiedzi, zamiast tego postarała się wciąż być miła, choć skręcało ją w środku, by powiedzieć coś nieprzyjemnego.

– To pana koledzy mieli do niego sprawę, ja jedynie odbieram dokumenty.

– Och, naprawdę?

Niedowierzanie w jego głosie brzmiało zbyt sztucznie, by dała się nabrać, że sam udaje uprzejmego. Powściągnęła negatywne emocje, jakie zaczęły gromadzić się w jej przeponie, policzyła w myślach do dziesięciu po walijsku. To jej pomogło, by nie zacząć grać w grę, którą mężczyzna rozpoczął. 

– Tak, a teraz proszę wybaczyć, ale muszę także zajść do księgowej, mam umówione spotkanie…

– Szkoda. Myślałem, że wypijemy razem kawę i poznamy się bliżej.

Nie uwierzyła w to. Już jako nastolatka podchodziła dość sceptycznie do zawieranie spontanicznych znajomości, koreańskie wychowanie nakazywało jednak okazywać szacunek każdemu starszemu, nawet jeżeli ta osoba był krzykliwa albo w czymś się myliła. To dlatego wciąż stała na stopniu, choć chciała być gdzieś indziej. Powinna być gdzieś indziej. 

 – Dlaczego mielibyśmy poznać się bliżej? – zapytała, po czym zauważyła: – Przecież nie jesteśmy współpracownikami, co by nam to dało?

– To nie wie pani, że w tym środowisku dobrze jest mieć jak najwięcej znajomości, by z nich korzystać, kiedy zajdzie potrzeba?

Nie wiedziała, czy jedynie ją podpuszcza, czy faktycznie wierzy w coś takiego, miała natomiast własną teorię.

– Są pewne znajomości, których lepiej w ogóle nie rozpoczynać.

Zdziwił go jej ton i to, co właśnie mu powiedziała. Zmrużył oczy, jakby szykował się do odpowiedzi, a w kąciku jego ust krył się złowieszczy uśmiech. Deiji musiała mocno się kontrolować, by nie dać po sobie poznać, że mężczyzna zaczyna ją przerażać, choć inni ludzie, którzy ich mijali, nie zwracali na niego większej uwagi.

– Jest pani dość zadziorna – ocenił, a asystentka nie wiedziała, do czego to wszystko zmierza.

– Być może. Ale teraz się spieszę, nie mam czasu na pogawędkę i…

Nie spodziewała się, że detektyw zbliży się o te dzielące ich dwa kroki i chwyci ją znienacka za brodę, przyszpilając ją długimi, zimnymi palcami. 

– Powinna pani na siebie uważać. – Jego głos był twardy, a uchwyt na brodzie nieprzyjemny. Nie wyrwała się tylko dlatego, że to mogło zaboleć ją bardziej. – Jesteś dużo bardziej zagubiona, niż ci się wydaje – bez pozwolenia przeszedł na „ty”, co bardzo jej się nie podobało. – Nie wiesz, do jamy jakiego psychopaty weszłaś.

Deiji nie zareagowała żadnym słowem, bo nie chciała wdawać się w żadną rozmowę, naprawdę się spieszyła, potrzebowała jak najszybciej wrócić do biura, bo przecież szef oczekiwał na wieści, a zawsze istniało ryzyko, że podczas jej nieobecności rozniesie część laboratorium w drobny pył. 

– Co, nie wiesz, co masz powiedzieć? – Mężczyzna roześmiał się i puścił jej twarz, a kobieta ani myślała zostać dłużej.

– Muszę już iść, do widzenia panu – powiedziała tylko i pokonała ostatni krok, po czym ruszyła przed siebie.

– Do zobaczenia niedługo, panno Daisy! – usłyszała jeszcze, a na jej skórze widniały ciarki.

Dawno już nie słyszała podobnej groźby. Bo za miłe pożegnanie nie była w stanie tego wziąć. Nikt nie zwracał się do niej angielskim odpowiednikiem jej imienia, do tej pory myślała, że jedynie Profesor zna jego znaczenie. Ten mężczyzna naprawdę przerażał ją coraz bardziej.

Wpakowała się do samochodu, zapuściła silnik i odjechała, starając się nie roztrząsać za sobą sytuacji, która miała właśnie miejsce. Nie rozumiała, dlaczego detektywowi zależało na tym, by zająć jej moment. Czemu myślał, że Profesor jest psychopatą? Skąd w nim to podejrzenie? Czyżby wpadł na jakiś trop?

Jednym z lęków Deiji w jej dorosłym życiu, a konkretnie od chwili ponownego spotkania się z Profesorem i przystania na jego propozycję pracy, było to, że ktoś znajdzie dowody na to, że jej pracodawca jest mordercą i w dodatku seryjnym. Jakie mogłaby znaleźć wytłumaczenie na to, że mu pomaga? Że może sama nie wbija noża, ale sprząta miejsca zbrodni i zaciera ślady? Że niszczy akta? Taka sekretarka była idealnym partnerem do mrocznych działań, ale jakim człowiekiem?

Przez całą drogę do biura zastanawiała się, co zrobić. Najlepiej byłoby powiedzieć Profesorowi, że przestaje być bezpiecznie i dobrze będzie uważać w większym stopniu niż do tej pory, ale to mogło zabrzmieć głupio. Poza tym nie zdziwiłaby się, gdyby pracodawca jedynie machnął ręką, mówiąc, że to nie pierwszy i na pewno nie ostatni raz, kiedy ktoś podejrzewa go o coś złego. Mimo to bała się ciągu dalszego, bo możliwe było, iż ten nie będzie dla nich zbyt ciekawy. 

W całym tym zamyśleniu nie zwróciła uwagi, że właśnie rozpoczął się popołudniowy szczyt i nie tak szybko uda jej się dotrzeć na miejsce. Obiecała, że będzie z powrotem do godziny, ta już zdążyła dawno minąć, a jej wciąż brakowało kilku ulic do przejechania. Zaklnęła cicho pod nosem, ale kontynuowała jazdę, bo nie było opcji, by gdzieś skręcić i skrótem nadrobić choć kilka minut.

Była po czasie, kiedy zaparkowała i wychynęła z pojazdu, ale przeczucie mówiło jej, że być może ujdzie jej to na sucho, bo Profesor jest czymś zajęty. Znała mniej więcej rozkład jego dni, rzadko kiedy robił coś spontaniczne lub pod wpływem chwili – jak tamten pocałunek podczas pieczenia kaczki, który nigdy więcej się nie powtórzył i do którego ani razu nie wrócili choćby jednym słowem – mogła więc podejrzewać, że albo był jeszcze poza biurem, albo skrył się w swoim laboratorium. Jako że budynek, w którym pracowali, nadal stał na swoim miejscu, wnioskowała, iż do żadnej eksplozji jeszcze nie doszło. 

Wbiegła po schodach, przekręciła klucz w głównych drzwiach, a potem przeszła przez niewielką sień, by skręcić w prawo i przez następne drzwi wymagające otwarcia dostać się do siedziby Profesora. Nie przywitała jej żadna muzyka, choć zazwyczaj gdzieś w tle pobrzmiewało radio. Najwidoczniej na ten moment Profesor nie potrzebował żadnego dodatkowego bodźca, czego ona potrzebowała zawsze, kiedy pracowała.

Deiji przeszła przez korytarz i rozejrzała się po pierwszym z kilku niewielkich pokoi, jakie składały się na to mieszkanie przeistoczone w biuro. 

– Profesorze? 


Może nigdzie go nie widziała, ale wyczuwała jego obecność - w powietrzu unosił się zapach, z którym go kojarzyła, poza tym na fotelu leżały porzucone dokumenty, którymi miał się zajmować, a na stole stał pusty kubek po kawie. O tej porze mężczyzn zwykł robić sobie przerwę, by coś zjeść - zazwyczaj wtedy do niego dołączała sięgając po swój pierwszy i jedyny w ciągu dnia posiłek. Na dzisiaj nic jeszcze nie wymyśliła, a po konfrontacji z detektywem w ogóle nie miała na nic apetytu, mogła za to zrobić kawę i sobie.


Weszła do głównego pomieszczenia, a z korytarza poniósł się dźwięk otwieranych drzwi. Nie pochodził od strony laboratorium, a łazienki, więc to najwidoczniej w niej przebywał Profesor. 


Deiji podeszła do biurka pełnego bałaganu i położyła na nim teczkę z aktami sprawy. Wystarczył rzut oka na blat, by zorientować się, że wypadałoby w najbliższym czasie posprzątać. Kobieta odnotowała sobie w głowie, by to zrobić zaraz po tym, jak przedstawi pracodawcy przywiezione rzeczy i wspomni o sytuacji, jaka miała miejsce. Najpierw musiała jednak zlokalizować mężczyznę.


Kiedy chciała właśnie ruszyć na przegląd każdego z pokoju, jakie mieściło się w mieszkaniu, Profesor wyszedł właśnie z jednego z nich. Oczywiście nie mógł wyglądać normalnie, lepiej mu było, kiedy mokry na odsłoniętej klatce piersiowej chodził po biurze i czegoś szukał, nie dbając o to, że nawet z włosów kapie mu jeszcze woda. Nie po raz pierwszy paradował w ten sposób po lokalu – zwykle zastawała go tak, kiedy jechał na siłownię, by pomiędzy seriami załatwić biznesy z półświatkiem i wracał odświeżyć się w znanym sobie środowisku. Paradowanie na pół nago w ogóle nie budziło w nim wstydu, a Deiji nie komentowała tego, że swobodnie może oglądać górę jego dość umięśnionego ciała.


Asystentka odchrząknęła, ale nie z powodu zażenowania, ale dla zaakcentowania swojej obecności. Profesor spojrzał w jej stronę i uśmiechnął się na jej widok.

– Nie wydaje mi się, by branie tu prysznica było dobrym pomysłem – mruknęła zamiast standardowego „dzień dobry”, po czym cicho westchnęła. Nie była gotowa, by wrócić pamięcią do sceny z detektywem, ale nie chciała też udawać, że nic się nie stało. Wolała mieć to już za sobą, dlatego dodała: – Chyba mamy mały problem, Profesorze.

– Niby jaki, droga Stokrotko?

To nie był pierwszy raz, kiedy tak ją nazwał, lecz teraz zadrżała, co nie zdarzyło jej się wcześniej. Bo aż do tego popołudnia nikt nie przekształcał jej koreańskiego imienia w odpowiednik poza Profesorem. Tego dnia to się zmieniło, co wywołało u niej ciarki.

Zachowanie asystentki nie uszło uwadze mężczyzny.

– Deiji, wszystko w porządku?

– Nie, ani trochę – odpowiedziała, po czym bez zbędnej zwłoki przedstawiła mu, co takiego miało miejsce niespełna półtorej godziny temu. Nie umiała przy tym do końca zapanować nad głosem, który zadrżał, kiedy wspomniała moment pożegnania z detektywem. 

Profesor patrzył na nią i słuchał w milczeniu, Deiji nie umiała stwierdzić, o czym ten myśli. Nie wyglądał na przestraszonego, zdumionego czy złego – jakby to nie miało aż tak wielkiego znaczenia, jak jej się wydawało. To było zastanawiające.

– To nie pierwszy raz – powiedział, doskonale rozumiejąc jej spojrzenie. – Nie przejmuj się tym, już wcześniej inni także myśleli, że mogą mnie dopaść, a mimo to nadal jestem tutaj, a nie za kratkami, prawda? 

To jej ani trochę nie uspokoiło.

– Profesorze…

– Nie martw się, Deiji – wszedł jej w słowo, zanim podzieliła się swoimi obawami i zrugała go za tak beztroskie podejście do tematu. – Przez lata co chwilę natykałem się na kogoś, kto zaczynał wokół mnie węszyć. Nikomu nie udało się do tej pory niczego mi zarzucić, nigdy nie byłem o nic oficjalnie podejrzany. Nie ma podstaw, by to się miało zmienić.

Asystentka chciała coś powiedzieć, ale nim wydobyła z siebie choć słowo, rozległ się dzwonek do drzwi. Momentalnie ścierpła jej skóra, a serce zabiło mocniej. Czyżby detektyw ją śledził i dotarł tutaj, by doprowadzić do konfrontacji? Muszą tego uniknąć!

Ale nim się spostrzegła, Profesor zmierzał już do korytarza. Nim do niego dopadła, ten witał się właśnie z dostawcą jedzenia i przejmował od niego reklamówkę z nieznaną jej zawartością.

– Miłego popołudnia panu życzę – rzucił jeszcze pracodawca, po czym kurier odszedł, a drzwi można było za nim zamknąć. 

Profesor spojrzał na kobietę z uniesioną brwią.

– A teraz co się stało?

– Nie wiedziałam, że ktoś przyjdzie i że dzisiaj wzięło cię na zamówione jedzenie.

– Czasami, jak najdzie ochota, to nie ma wyjścia – odparł tylko i przeszedł do kuchni, gdzie rozpoczął wykładanie kolejnych opakowań.

Deiji aż wstrzymała oddech na ten widok. Przywykła do tego, że pracodawca jest w stanie pochłaniać bardzo kaloryczne posiłki, niemniej nieco ją zemdliło, kiedy zdołała ogarnąć wzrokiem cały stół. 

– Spodziewasz się jakiegoś gościa na obiedzie, że zamówiłeś aż tyle jedzenia?

– Nie, to tylko dla naszej dwójki.

Nie sądziła, że o niej pomyślał, kiedy składał zamówienie, raczej to ona przypominała mu, by coś zjadł, choć z ich dwójki to ona była tą osobą, która miała z jedzeniem pewien problem. Pewnie byłaby wzruszona tym gestem, gdyby wcześniej skonsultował z nią to, co kupi.

– Ale ja…

– Nie martw się – znowu wszedł jej w słowo, co czynił zawsze, kiedy chciał ją uspokoić i przekazać, że właściwie to wcale nie ma aż tak źle, jak jej się wydaje. – Wziąłem ci krążki cebulowe i kanapkę z falafelem, więc zdołasz to zjeść. A w razie czego jest też sałatka grecka, widzisz? – dodał i dłonią wskazał na odpowiednie opakowanie.

Kobieta czuła, że nie ma wyjścia – trzeba skorzystać z tego dobrodziejstwa i wspaniałomyślności Profesora, a przy tym zmusić się, by jedyny posiłek w ciągu dnia zjeść nieco wcześniej niż przez ostatnie kilka dni.

Choć zasiadła do stołu naprzeciwko Profesora i nawet zaczęła skubać kanapkę, uwadze mężczyzny nie uszło to, że asystentka wciąż czymś się martwi.

– Proszę, przestań myśleć o tym detektywie – polecił jej. – Nic ci nie przyjdzie z tego, że będziesz rozstrząsać jego groźby.

– Ciebie nie dziwi, że zwrócił się do mnie aż tak bezpośrednio? I to po imieniu? Nikt poza tobą raczej tego nie robi, bo dystansuję się od ludzi i na to nie pozwalam. 

Czuła się coraz bardziej przytłoczona, a także i strach zaczął kiełkować gdzieś w jej duszy, co nie uszło uwadze Profesora. Wyciągnął rękę ponad stołem i dotknął nią dłoni asystentki. Ta prawie się wzdrygnęła na ten nagły gest wsparcia.

– Deiji, będzie dobrze. Miałaś mi zaufać, prawda?

Skinęła głową, gdyż tak w istocie było, ale czy podobne zapewnienia mogły ją całkowicie uspokoić?

Kiedy była na trzecim roku studiów, też mówiono jej, że wszystko będzie dobrze, a zaginiona koleżanka z roku odnajdzie się cała i zdrowa. Cóż, znalazła się po trzech dniach od jednej ze studenckich imprez, cała, ale przy tym martwa – uduszona przez kogoś, kogo nie znaleziono, choć uczelnia i policja ściśle ze sobą pracowały, byle dopaść sprawcę.

Wtedy nie miała żadnego kontaktu z Profesorem – ten zniknął, kiedy mężczyzna skończył liceum, odnowił się znacznie później – ale czy mogła mieć pewność, że to nie on za tym stał? Nie wiedziała, co robił przez te lata, a skoro miał takie ciągoty i wiele znajomości…

Spojrzała na niego, a kawałek kanapki prawie ugrzązł jej w gardle. Postanowiła mieć się bardziej na baczności, bo choć z każdym dniem była coraz bardziej zauroczona pracodawcą, nie mogła zaprzeczyć, że był mordercę i kimś, kogo inni ludzie mogli określać mianem złego człowieka. 

Jadła powoli i w milczeniu, a słowa detektywa o tym, że nie wie, jak bardzo jest zagubiona, odbijały jej się w głowie niczym echo – od nowa i od nowa, i od nowa…


1 komentarz:

  1. Chyba kazdy ma w pracy takiego kolge jak ten detektyw.
    Lepiej trzymac takich na dystans i zamknac buzie na klodke czasami. Jest w tym detektywie cos, co faktycznie odpycha. Ma sie ochote kopnac go w jaja i uciec.

    Profesor i Jama psychopaty? Bardziej ten detektyw wyglada na psychola, ale moze jest w tym odrobina prawdy. Ponoc to wlasnie psychopate oskarzalo by sie jako ostatniego o makabryczne zbrodnie, bo robi wrazenie niewinnego i takiego zwyczajnego. Niebespueczny typ.

    Hmm profesor dosc pewny siebie jest i beztroski. Sadze, ze nieslusznie bo jeszcze sie potknie o tego detektywa.

    Tylko jeden posilek w ciagu dnia? Ja bym umarla z glodu :D

    Ale rozumiem dlaczego sie niepokoi asystentaka. Zobaczymy jak sie rozwinie sytuacja.










    OdpowiedzUsuń