Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 11 czerwca 2023

[148] Dziedzictwo Elissy - Południca ~ Kaja


     Elissa, leżąc na lekko zakurzonym materacu, zastanawiała się nad definicją dobrego człowieka. Czy sama mogłaby siebie tak nazwać? Nie była do końca pewna. Odkąd odeszła jej babcia, dziewczyna bardzo się zmieniła. A to właśnie opiekunka pokazywała jej zawsze, czym definiuje się dobro i zło. 

Czy świat wokół niej był zły? Tego też nie była w stanie jednoznacznie stwierdzić. Zbyt mało doświadczyła, aby mieć porównanie. Jednego była pewna, nie chciała przynależeć w żaden sposób do chowańca. Nie miała też ochoty szukać mu nowego opiekuna, ale wiedziała, że zapasy w jego skrytce są na wagę złota. Bez nich nie przetrwa podróży przez góry. Jej pomoc nie była bezwarunkowa, lecz skrywa w sobie egoistyczne pobudki. Czy to czyniło z niej złą osobę?

– Jesteś dużo bardziej zagubiona, niż ci się wydaje – skomentował Zamiotek, spoglądając na nią z czubka jej własnych butów. – Zdaje się, że potrzebujesz przyjaciela, kogoś z kim możesz porozmawiać.

Elissa miała wrażenie, przez krótką chwilę, że Chowaniec czyta jej w myślach. 

– Zajmij się swoimi sprawami. – Spoglądała na niego z grymasem na twarzy. Nawet nie czuła jego ciężaru na bucie. – Taki mały, a tak potrafi wiercić dziurę w brzuchu. – Straciła go na ziemię szybkim ruchem.

– Na razie, to ty jesteś moją sprawą. – Podniósł się z podłogi i strzepnął kurz z ubrania, a raczej jego pozostałości. – Chyba że znajdziesz mi kogoś, na kim będę mógł się skupić.

 – Na razie skup się na sobie – parsknęła śmiechem. – Zobacz,  jak ty wyglądasz! Siedlisko nędzy i ubóstwa. A ten dom?

– Co z nim nie tak?

– Myślisz, że jak przyjdzie tu ktoś nowy i zobaczy, jak zaniedbałeś to miejsce, to nadal będzie chciał z tobą zamieszkać? 

Zamiotek zastanowił się przez chwilę.

– Wszak możesz mieć rację – odchrząknął. – Dom jest częścią reprezentacyjną moich usług.

– A póki co daje ci bardzo złe świadectwo. – Wskazała dłonią na wnętrze. – Mysz kościelna nie chciałby tutaj zamieszkać.

– A myszy miałem tutaj kiedyś. – Podniósł głowę zadowolony.

– I co się z nimi stało?

– Uciekły.

– Bardzo ciężko mi uwierzyć, że dasz radę zaopiekować się człowiekiem i domem, skoro myszy nie potrafisz uchować. – Elissa wstała i skierowała się do drzwi. – Idę rozeznać się w okolicy. Może faktycznie ktoś potrzebuje schronienia, a ty w ten czas ogarnij to miejsce, aby nie odstraszało strudzonego wędrowca samym wyglądem. 

Dzień był ciepły, a niebo bezchmurne, ale od strony gór nadal zawiewało zimnych powietrzem. Czuła je na skórze rąk, wywoływało gęsią skórkę, ale także nieprzyjemne wrażenie nadchodzącego niebezpieczeństwa. Nie wiedziała skąd te doznania.

Nie mogła skierować się do miasta w poszukiwaniu potrzebującej osoby, gdyż obecnie wyglądała jak zielarka, która została powieszona przez jego mieszkańców za nieudane sprowadzenia na świat dziecka hrabiny, zamieszkującej pobliskie tereny. Nie wiedziała, skąd taka zażyłość mieszkańców z hrabiostwem i nie za bardzo miała ochotę się dowiedzieć. Nieopodal leżały mniejsze wioski i pojedyncze domostwa rozrzucone wśród pól. 

Właśnie te osamotnione gospodarstwa oznaczyła jako swój cel. Wędrówka między polami połyskującymi złotymi kłosami zbóż była czystą przyjemnością. Robiło się coraz cieplej, im wyżej słońce wędrowało po nieboskłonie. Wiedziała, że gdy osiągnie najwyższy punkt, należy schronić się w cieniu domostwa lub sadzie, doskonale wpoiła jej to babka. Na polach czyha wtedy wiele niebezpieczeństw. Nie do końca wytłumaczyła jej jakich.

Zaczęła rozglądać się za domem w okolicy. Dostrzegła jedynie starą ruderę, na wpół strawioną przez ogień. Z pewnością nikt tam nie mieszkał, ale wystarczającym było na schronienie się przed upałem. Od silnych promieni słońca zaczynała boleć ją głowa. Przyspieszyła czując gorący wiatr na plecach. Nadzwyczaj szybko poczuła się wyczerpana. Pot spływał jej po skroniach, a serce kołatało z wysiłku. Usłyszała cichy chichot, ale gdy się odwróciła, nikogo nie było. Ponowiła wędrówkę w kierunku chaty. Przed oczami pojawiły jej się czarne plamki, a oddech spłycił. Kłosy zaczęły zaczepiać jej się o ręce i co rusz raniły jej skórę cienkimi i płytkimi nacięciami. Szła, z trudem łapiąc oddech. Na granicy pola poczuła, jak coś ciągnie ją za włosy. Szarpnęła się całym ciałem do przodu, upadając na miedzę. Wystarczająco blisko, by ją zauważyła, stała młoda kobieta, o skórze bladej, jak płatki konwalii, jasnych włosach, w które wplecione były kłosy pszenicy. Poruszała się na boki jak falujące kłosy pod wpływem wiatru. Miała na sobie białą suknię, która ledwo zakrywała jej chude ciało. W prawej dłoni trzymała sierp, a w lewej obcięty kosmyk czarnych włosów Elissy. Gdy się uśmiechnęła, ukazała dwa rzędy spiłowanych na ostro zębów. Uśmiech niczym u rekina wydawał się dziewczynie jedynie iluzją. To na pewno od upału – pomyślała.

Zatoczyła się ku chacie, po czym ostatkiem sil wpadła przez uchylone drzwi do środka.

– Południca! Południca! – przebudził ją wrzask.

– To nie południca, głupia! – odparł chłopięcy głos, on niższym tonie niż poprzedzający go pisk dziewczynek. – Nie widzisz, że ma włosy czarne jak węgiel? Południce takich nie mają. 

– Nie mają? – zapytały chórem.

– Nie.

Nim Elissa straciła przytomność, zobaczyła trzy głowy pochylone nad sobą. 

Kilkadziesiąt minut później dzieci nadal się nad nią pochylały, prowadząc ożywioną rozmowę. Dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Ból głowy przestał jej doskwierać. 

– Gdzie ja jestem? – zapytała, podnosząc się do pozycji siedzącej.

– U nas – odparła dziewczynka.

– Ona nie wie gdzie jest „u nas”. – Chłopiec widocznie starszy o kilka lat od dziewczynek, wyprostował się, pokazując, że jest od nich o wiele wyższy. – Wtargnęła do naszego domu jak jakaś trąba powietrzna.

– Przepraszam, to przez ten upał – tłumaczyła się Elissa. – Coś złego się ze mną działo, gdy byłam na zewnątrz.

– To południca, na pewno południca – wzburzyła się jedna z dziewczynek. – A jeśli tutaj wejdzie?

– Nie wejdzie – odparł stanowczo jej brat.

– Gdzie są wasi rodzice?

Zapadła długa i wiele mówiąca cisza.

– Jesteśmy sami – odparł chłopiec. Mógł mieć jakieś czternaście lat. Dziewczynki wyglądały na bliźniaczki w wieku siedmiu lat.

Elissa wiedziała, co to znaczy. Tak jak ona była sama, tak dzieci z powodu śmierci rodziców także zostały pozostawione same sobie.

– Nikt się wami nie zajął? Mieszkańcy pobliskiej wioski, czy miasta nie zauważyli, że w jednym z gospodarstw zmarli rodzice, a dzieci zostały pozostawione same sobie? – Elissa jakby automatycznie zadała to pytanie, ale wiedziała dobrze jaka jest odpowiedź

. Śmierci jej dziadków również nikt nie zauważył.

– Nie zauważyliby nawet piachu, pod którym leżą – odparł wzburzony chłopak. – Chyba że nanieśliby go sobie do domu. – Podszedł do okna zamyślony – Choć wtedy i tak zamietliby go szybko pod dywan.

Jak na czternastolatka był bardzo mądry i dojrzały.

– Pod jaki dywan? – wtrąciła się jedna z dziewczynek.

Chłopak tylko zbył jej pytanie machnięciem ręki.

– Mam na imię Elissa. – Przedstawiła się, wiedząc, co powinna zrobić teraz. – Mogę wam pomóc. 

– Kira – odezwała się bliźniaczka. – To jest Lula – kiwnęła głową na siostrę. – A to Tomand.

– Nie potrzebujemy pomocy – odparł Tomand.

– Masz na imię tak jak mój dziadek – zauważyła Elissa. – To musi być znak. – Skłamała, bo w znaki nie wierzyła, ale chciała pomóc tej trójce. 

– A ty jak nasz mama – wtrąciła się cicho Lula, na co chłopak machnął ręką. 

– Bardzo blisko stąd jest pusty dom. – Elissa uśmiechnęła się do dziewczynek, gdyż Tomand nadal stał do niej plecami. – Pewny mały chowaniec szuka ludzi, którymi może się zaopiekować. 

– Chowaniec? – pisnęła podekscytowana Lula. – Nigdy nie mieliśmy chowańca.

– Jego też pozostawiono samego jak was. Poprosił mnie, abym pomogła mu znaleźć dobrych ludzi, których mógłby ugościć u siebie na stałe. – Elissa starała się mówić spokojnie i rzeczowo, aby nie wystraszyć dzieci. 

– Na stałe? – Tomand odwrócił się, po czym podszedł do sióstr. Objął je mocno. – Dlaczego my?

– Jesteście dobrzy – odparła Elissa. – Chyba że się mylę.

– Jesteśmy dobrzy! Tomand, powiedz jej! – Kira szarpnęła brata za rękę.

– A na tym świecie jest mało dobrych ludzi – stwierdziła Elissa. – Jedyne co musicie zrobić, to pójść ze mną. Chowaniec się wami zajmie. Obiecuję, że tego nie pożałujecie.

– Zgoda. Pójdziemy z tobą. – Tomand objął siostry mocniej. Zapewne czuł się za nie odpowiedzialny. – Ale jeszcze nie teraz. Na polach jest wiele południc. Poczekamy do wieczora, aż zacznie się ochładzać.

Elissa kiwnęła głową, nie miała zamiaru znowu narażać się na atak południcy. A droga powrotna prowadziła przez szczere pola.


1 komentarz:

  1. Hej :)
    Jak tylko wprowadziłaś Zamiotka do tej serii, poczułam do niego sympatię. Powyższy tekst mnie rozbawił przez postawę chowańca, ale tylko zyskał w moich oczach swoimi dialogami z Elissą.
    Kolejne postaci z legend i poczułam, że to jest coś, czego tej historii nigdy nie będzie za mało. Dość szybko poszło ze znalezieniem tych dobrych ludzi, mam nadzieję, że dzieci zdołają dogadać się z chowańcem i nic złego się im nie przydarzy.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń