Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 12 marca 2023

[141] PICK YOUR POISON: Crushed ~ Wilczy

Krótko ode mnie dla odmiany w tym tygodniu ;)






Hogwart, Skrzydło szpitalne,  rok 1971

 

 

Wysokie gotyckie okno wyłożone jest witrażem ze szkiełek w różnych odcieniach niebieskiego. Niewiele przez nie widać, ale przyjemnie stać w poświecie księżyca w pełni, która wpada do pomieszczenia, wypełniając go chłodnym światłem, równoważonym przez ciepło płonących świec płonących. Kiedyś bywaliśmy tu stałymi bywalcami i, zdaję się, niewiele się zmieniło, choć żadne z nas nie rozgrywa już meczy quidditcha. Blizny na twarzy przyjaciółki zdradzają, że sportowe kontuzje to była zaledwie rozgrzewka.

— Panie Hart, a pan dalej tutaj? — przeciągający zgłoski głos szkolnej pielęgniarki wyrywa mnie z zamyślenia.

— Przepraszam. Rozumiem, że pora odwiedzin już minęła?

Pani Wayne prycha wesoło.

— Całe wieki temu — rzuca z uśmiechem. — Ale kadry nauczycielskiej to nie dotyczy.

— Skoro tak... To chyba to nie kłopot, że tu przebywam? — Na wszelki wypadek uśmiecham się przymilnie.

— Żaden kłopot. — Pielęgniarka odwzajemnia uśmiech, zakładając ręce na ramiona. — Dla mnie. Ale pan będzie niewyspany.

Zbywam te obawy machnięciem ręki.

— To nic. To… zupełnie nieważne. — W roztargnieniu drapię się po głowie i zerkam z niepokojem na śpiącą Mads. Wygląda naprawdę marnie.

Pielęgniarka podąża za moim spojrzeniem.

— Nic jej nie będzie — rozwiewa moje obawy. — Była tylko przemęczona. Podałam jej eliksir, po którym wypocznie, nie dręczona żadnymi snami.

— To dobrze. — Rzeczywiście wygląda na wykończoną. Koszmary – założę się, że miewa je regularnie – w niczym by nie pomogły.

— Proszę się nie martwić i samemu też odpocząć. — Pani Wayne ściska krótko moje ramię.

— Tak zrobię — obiecuję. — Zaraz sobie pójdę.

Pielęgniarka odchodzi, a ja stoję jeszcze chwilę, patrząc w wykończoną twarz Mads i mam nadzieję, że choć tej nocy wypocznie, nie prześladowana obrazami przeszłości. Wzdycham, próbując zapanować nad poczuciem winy. Nie wydaje mi się, żeby obraz, który sobą przedstawia, zadowolił cię, Garrett. Chyba nie tego dla niej chciałeś.


I SUPPOSE

SHE'S SUPPOSED TO BE

EXACTLY WHAT YOU WANT HER TO BE

Poklepuję nerwowo barierkę łóżka i odchodzę.

 


        Kiedy byłem młodszy, uwielbiałem się szwendać po zmierzchu i chyba nigdy nie zaniepokoiła mnie myśl, że w sumie to nie wiem, co kryje się w mroku. Zawsze uważałem, że Hogwart to najbezpieczniejsze miejsce na świecie. Dalej tak uważam, a jednak świadomość, jaki jest monumentalny, ile kryje tajemnic,  komnat, ukrytych przejść, korytarzy, schodów, lochów, teraz bez wyjątku pogrążonych w ciemności, budzi mój delikatny niepokój. Zupełnie jakby dopiero po zachodzie słońca jakiś bezimienny strach zyskiwał moc materializowania się w ciemnych kątach.

Idę korytarzem łączącym skrzydło szpitalne z wieżą zegarową, którą  od najwyższego piętra na poziomie szpitala, po parter wypełnia monumentalne, stalowe wahadło. Jeszcze za czasów szkolnych uwielbiałem tu przychodzić i patrzeć, jak się kołysze, potężnie i monotonne, sunie z jednego końca wieży na drugi z przyjemnym, wzmaganym pędem zgrzytem. Po zmroku jest tu mniej przytulnie, ruch wahadła w ciemności rejestrowany kątem oka bywa zaskakujący, a światło księżyca wydobywa z kątów krzywe, ruchome cienie. Ale nawet teraz dobrze się tu czuję, wśród dźwięku zegara, chłodu i spokoju. Wieża łączy kamień z ciemnym drewnem, deski skrzypią pod stopami, gdy schodzę kolejne piętra w dół. Spędziliśmy tutaj długie godziny na rozmowach i ćwiczeniu zaklęć, gdy wahadło kiwało się nad naszymi głowami, powolnie i majestatycznie, wydając jednostajne pomruki.

 

 

Wieża Zegarowa, 1962 rok

 

Szuuuu, cyk. Szuuuu, cyk.

Włosy mierzwi nam lekki pęd powietrza, gdy dyskutujemy na temat wyższości Zmiatacza Piątki nad Kometą Dwieście Osiemdziesiąt. Mads mnie przekrzykuje, na jej policzki występują rumieńce. Nie dba już o przytaczanie logicznych argumentów, po prostu za wszelką cenę chce, żebym przyznał jej rację.

— Czy ty w ogóle leciałeś już na Zmiataczu? Bo z tego co wiem Gryffindor skąpi na wyposażenie swojej drużyn. — Zdążyłem ją poznać na tyle, by wiedzieć, ze lubi uciekać się do drwi, gdy logika ją zawodzi. — Zupełnie jakbyście sami wierzyli w to, że cokolwiek nie zrobicie i tak nas nie pokonacie.

— Tak, bo Slytherin rzeczywiście lata się na najnowszych modelach. Proszę cię. Macie jednego Zmiatacza na całą waszą siódemkę. Latacie dookoła boiska na zmianę czy co?

— Wystarczy, że nasz szukający będzie dosiadał Zmiatacza i jesteście skończeni!

— Oczywiście. Gdyby to sprzęt, a nie umiejętności decydowały o wygranych, na miotłach profesjonalnych drużyn latałyby kukły!

— Może w twoich Renegatach! Im nic już bardziej  by nie zaszkodziło.

— Może. Najwidoczniej nawet kukły stałyby w tabeli nad Rosomakami.

— Odszczekaj to! Odszczekaj albo giń!

— Mads, nie wygłupiaj się. — wzdycha Garrett, który do tej pory przysłuchiwał się naszej wymianie zdań z półuśmiechem na ustach, w międzyczasie odrabiając pracę z numerologii. — Schowaj różdżkę.

— Nie będzie obrażał mojej drużyny!

— Daj spokój. Chyba nie będziesz  robić scen z byle powodu.

— Byle powodu?! — Mads unosi w górę ręce, jakby prosiła o cierpliwość. Różdżka celuje w niebo. — Gdybyś choć trochę rozumiał quidditcha, znalazłbyś więcej niż jeden powód!

— Powód, żeby wydrapać sobie oczy i nie oglądać tych twoich…

— Ostrzegam cię, Lex! Jeszcze jedno słowo!

— …łamag. Gryffindor przy nich lata jak przyszli mistrzowie, a nie jesteśmy nawet…

RICTUSEMPRA!

 


1 komentarz:

  1. Hej :)

    Och, jak miło, że wróciłaś do tej serii :) Mam nadzieję, że eliksir naprawdę pomoże i Mads obudzi się wypoczęta. Byle tylko trochę o siebie zadbała, to przemęczenie może kiedyś zabić.
    Ciekawa ta perspektywa Lexa. Fajnie opisane miejsce, mimo że jest teraz po południu, to poczułam się, jakbym stała koło niego po zmroku i obserwowała ruch wahadła. A retrospekcja miała w sobie takie zabarwienie humorystyczne w tym dialogu, że wybacz, ale nie powstrzymałam się przed parsknięciem śmiechem. Dzięki za tę krótką, acz przyjemną i jednocześnie nieco mroczną opowiastkę.

    Pozdrawiam,
    Miachar

    OdpowiedzUsuń