Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 25 grudnia 2022

[137] Like an arrow in the blue sky ~ Miachar

Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku! <3
Część pierwsza dylogii w wyzwaniu nr 135.



Jak strzała na niebieskim niebie, tak czyjaś dłoń majaczyła, by wziąć zamach i uderzyć mnie w twarz.
– Co, do jasnej cholery?! – zagrzmiałam, podrywając się błyskawicznie z miejsca i gromiąc wzrokiem swojego zawodowego partnera.
Na jego twarzy strach został zastąpiony przez ulgę.
– Nareszcie – mruknął. – Mogłabyś tak nagle nie mdleć? Byłbym wdzięczny.
W jedną sekundę dotarło do mnie, co się wydarzyło, gdzie jestem i jak bardzo mamy przekichane, bo misja na razie się nie powiodła.
– Cholera jasna! – powtórzyłam, bo na większe przekleństwa nie było mnie w tej chwili stać. – Gdzie ona jest? Twoi ludzie ją zatrzymali?
Ktoś mógłby powiedzieć, że to dziwne, że mój partner ma swoich ludzi, a ja nie, ale byłam jedną z niewielu kobiet w służbach, jeszcze nie uzyskałyśmy takiej możliwości, choć walka z górą trwała.
Wystarczyło spojrzeć na twarz mężczyzny, by wiedzieć, że nie ma tak dobrze, jak bym chciała, by było, na co westchnęłam głośno i spróbowałam wstać z betonowej posadzki. Miałam już dość tego magazynu, tych kartonów, które ani nie chroniły, ani nie pomogły złapać przestępczyni – pewnie nawet nie zdołałyby nikogo zabić – miałam dość tego całego dnia, który mógłby się już skończyć, lecz najpierw czekała nas sroga bura.
– Nie złapali jej – oznajmił mężczyzna, wyciągając ręce, by w razie upadku móc mnie złapać, jakby myślał, że to jedno małe zdarzenie wybije mnie z rytmu i wrzuci w jego ramiona – ale są na jej tropie. Doszły do mnie wieści, że wbiegła w las, wybrała szlak pomarańczowy i zmierza do…
Doskonale wiedziałam, gdzie się znajdzie po wybraniu tej ścieżki, z mojej piersi znowu wyrwało się westchnienie. Choćbym miała wyrzec się swoich rodzinnych stron, to los, przeznaczenie czy inny banał zawsze rzucał mnie prosto w nie, jakby były magnesem, a ja opiłką. Plus był taki, że znałam każdą możliwą kryjówkę na jego obszarze, mogłam więc szybko wywnioskować, gdzie kobieta może się podziewać.
– Chodźmy też – zarządziłam. – Mimo wszystko chcę ją dopaść i zapytać, kim właściwie jest i dlaczego taką frajdę sprawia jej seryjne zabijanie innych ludzi. 
Mężczyzna wyciągnął dłoń, którą chwyciłam, by wstać. Podobne akcje z mdleniem rzadko kiedy mi się zdarzały, ale jednak, przez co było mi głupio – chciałam, by inni dostrzegli, że kobiety jak najbardziej nadają się do pracy w policji. Jak widać, nie zawsze było to aż tak dobre dla służb, na szczęście partner w żaden sposób tego nie skomentował.
Wyjście z magazynu po mordobiciu, jakie dostałam, nie miało w sobie ani grama gracji. Właściwie nie zależało mi na jakimś wyjściu z klasą, bo czułam się fatalnie, myślałam raczej o tym, by ruszyć w pościg, choć poobijane ciało protestowało jak diabli.
Za budynkiem, w którym mi dokopano, a między skrajem lasu rozpościerającego się za nim stało kilku znanych mi mężczyzn, w tym jeden, który wyróżniał się aurą powagi i charyzmy. Nie dało się go pomylić z nikim innym. Oto szef szefów, jak o nim szeptano na posterunku, przybył we własnej osobie, a sądząc po minie, nie był ani trochę zadowolony. Komu powinno się w takiej chwili oberwać? Komuś najmniej doświadczonemu albo kobiecie, a że spełniałam oba te kryteria… Zbliżyłam się z coraz mocniej bijącym sercem.
– Dzień dobry, komendancie – przywitał się z nim mój partner, a ja tylko skinęłam głową, gdy od razu zrelacjonował przełożonemu, co się wydarzyło. – Obecnie trwa pościg, do którego zaraz z Dulgi-sshi dołączymy.
– Szczerze w to wątpię – odparł szef i spojrzał na w moją stronę, a mnie aż zmroziło krew w żyłach od chłodu bijącego z jego oczu.
– Słucham? – Partner zdawał się nie rozumieć, co ma miejsce. Doskonale wiedziałam, jak się czuje, bo ze mną było podobnie. – Jak to… Nie pójdziemy za nią?
– Pan tak, ale panna Bi pozostanie tutaj. Proszę już iść.
– Ale…
– WYKONAĆ.
Chciałabym kiedyś mieć taką siłę, by za sprawą głosu ustawiać innych do pionu i sprawiać, by się mnie bali. Ale obecnie nie chciałam zostawać sama, jednak cóż poradzić? Rozkaz to rozkaz, mogłam jedynie patrzeć na plecy partnera, póki nie zniknął między drzewami. Wtedy przeniosłam uwagę na szefa, dostrzegając jednocześnie, że pozostali mężczyźni, którzy jeszcze nie tak dawno również tu byli, odeszli kilkadziesiąt metrów dalej lub też ruszyli za uciekinierką.
Nie miałam zielonego pojęcia, co się dzieje, a kiedy komendant postąpił krok w moją stronę, wystraszona cofnęłam się. To ewidentnie stawiało mnie w roli ofiary, a przecież miałam być taką dobrą policjantką!
– Prze… Przepraszam, że jej nie zatrzymałam – wydukałam – ale… Ale była szybsza, do tego… Do tego miała na sobie coś, co nie pozwoliło ją zranić, coś w rodzaju zbroi z materiału, w który wszedł sztylet i…
Nie w ten sposób zazwyczaj składałam raporty przełożonemu, ale czułam się tak marnie, że nie umiałam nawet sklecić jednego porządnego zdania, przez co moje samopoczucie jeszcze bardziej leciało na łeb, na szyję. Do tego to spojrzenie komendanta.  Obcując z wysokim i przystojnym mężczyzną, wolałabym zobaczyć w jego oczach zachwyt lub nawet pożądanie – choć właściwie to w tej chwili szef czegoś ode mnie pożądał. Mojego życia, o czym informował mnie skierowanym w moją stronę pistoletem.
Jak doszło do tej sytuacji, tego zupełnie nie umiałam zrozumieć. A nie spodziewałam się, że może być gorzej.
Komendant nie spuszczał ze mnie wzroku i zaczął obchodzić mnie dookoła, milcząc przy tym, co w niczym nie pomagało.
– Proszę pana?
– Widziałaś tę zbroję?
– Nie, nie, musiała mieć ją pod ubraniem tak, jak ja kamizelkę.
– I nie zdołałaś jej zranić?
– Nie.
– Czyli test się udał.
– Słucham?
Wydawało mi się, że toczymy dialog na dwa różne tematy. Jaki test, który miał się udać? O co tu chodziło? Dlaczego przestępczyni, morderczyni niewinnych ludzi, miałaby budzić zainteresowanie bronią czy środkami ochrony? Przecież zabijała z zimną krwią, do jasnej cholery!
– A, bo panienka nic nie wie. – Nie podobało mi się, że tak mnie nazwał, nie podobał mi się również jego ton, jak i uśmieszek, który odbierał mu cały urok i czynił podobnym do jakiegoś rzezimieszka. – Ta zbroja… To nasz produkt. Policji.
– Ukradła go?!
Jedynie taka odpowiedź wydawała mi się właściwa, mężczyźnie chyba nie, bo wybuchnął nagłym śmiechem.
– Nie, nie ukradła. Pracowała nad nim dla nas.
– Nie rozumiem.
Jego słowa miały znaczenie, które mi uciekało. Dotarło do mnie, że nie zamierza mi niczego wyjaśniać. Jak to poznałam? Cóż, wycelowana we mnie lufa pistoletu mogła powiedzieć jedno – nie jestem tu już mile widziana.
– I nie musi pani rozumieć – powiedział głosem wyzutym z jakichkolwiek emocji, po czym nacisnął spust.

 

1 komentarz:

  1. Po pierwsze bardzo Cię przepraszam że komentuje dopiero teraz. Nie sypiam nie dojadam a i tak brakuje mi czasu. Po tym jak mi skasowało komentarz musialam wyjsc z domu i kuzwa zapomnialam , ze mi go wcielo.

    W każdym razie. Od razu powiem że tego jak się kończy tekst się nie spodziewałam. Ani tego, czego dowiadujemy się od niezbyt wygadanego komendanta. Aż się prosi o cd rodem z cyberpunka kiedy glowny bohater jednak przeżywa i teraz występuje przeciw zabojcy, ale dylogia to dylogia, nie będę marudzic. Choc... No dobra naprawdę nie bede marudzic xd
    A juz myślał że typa polubie, ten chłodny wzrok, ta wladcza postawa, a tu taki numer. Naprawdę bede teraz sobie wyobrazac jak moglaby się potoczyc ta historia i jakie kto ma motywy. Kurde no czytalabym dalej. Dobra Już nic więcej nie mowie xd
    Thx i jeszcze raz przepraszam, że komentarz pojawia się dopiero teraz.

    OdpowiedzUsuń