Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 27 listopada 2022

[135] Like an echo in the forest ~ Miachar

 Część duologii, która przyszła mi na myśl wraz z przypomnieniem sobie o „Life goes on” BTS. Choć sama piosenka ma raczej pozytywny wydźwięk, tu go nie znajdziecie. W następnej części też raczej nie.


Jak echo w lesie, tak w tej pustej hali po dawno nieczynnym magazynie rozlegał się jej przerażający śmiech. „Mrożący krew w żyłach”? Och, to zupełnie za mało powiedziane.
Nie rozumiałam, dlaczego tak trudno mi przed nią uciec. Była gorsza od cienia – ten potrafił zniknąć w ciągu dnia, kiedy nie sprzyjało mu słońce lub pogoda, ale ona? Zawsze obok, nawet gdy wokół żywej duszy, a do mojej trumny nikt nie miał wstępu oprócz mnie – miejsca było w niej niewiele, by poza mną ktoś inny mógł się zmieścić i przy tym nie zginąć z braku wystarczającej ilości powietrza.
Czułam na sobie jej spojrzenie, kiedy zmierzałam od jednej porzuconej, pełnej kartonów palety do kolejnej, jej oddech także mnie dosięgał, choć przecież na takim metrażu nie było to możliwe – przynajmniej w normalnym świecie. Ja to chyba jednak trafiłam do jakieś powieści, bo tylko pokręcony umysł jakiegoś pisarza mógłby stworzyć takiego antagonistę jak ona.
A może w tej historii to ja nim byłam?
Nie czas jednak na takie rozważania, musiałam się pilnować, byle kobieta mnie nie dopadła, zanim ja to zrobię. Nie mogłam opuścić gardy czy też postawić jakiś nieostrożny krok, gdyż stawka była naprawdę spora – w końcu w grę wchodzi życie.
Choć, gdybym mogła pozwolić sobie na sekundy szczerości, to powiedziałabym, że jak dla mnie cała ta sytuacja nie jest warta świeczki. Jednak są na świecie takie zadania, których podjąć się mogą naprawdę tylko nieliczni, o odpowiednich predyspozycjach. Na swoje szczęście lub nieszczęście należałam do tego grona. I nic z tym, że mogłam skończyć połamana – i to w najlepszym razie – jak mus to mus, nie było zmiłuj.
Kartony nie kojarzyły mi się zbyt dobrze, ale musiałam przyznać, że w tych okolicznościach sprawdzają się jako schronienie. Jednocześnie nie pozwalały mi mieć kobiety na oku, poleganie wyłącznie na słuchu nie do końca mi wychodziło, o czym przekonałam się, gdy mój wróg pojawił się po drugiej stronie, spadając ciężko na stopy na posadzkę zupełnie z powietrza.
– A kuku! – oznajmiła zbyt radosnym tonem, a w mniej niż mrugnięcie okiem papierowy sześcian spróbował zranić mnie w głowę.
– Cholera jasna – mruknęłam do siebie, szybko wycofując się o kilka kroków.
Kobieta musiała okrążyć paletę, by mnie dopaść, co wykorzystałam, by uciec, na ile mogłam.
– Gdzie pędzisz, myszko?
Nie chodziło o ucieczkę, ale o próbę zmylenia przeciwnika. Kiedy chce się kogoś złapać z zamiarem zrobienia mu krzywdy, podąża się za nim, próbując dogonić. To właśnie chciałam zrobić, dlatego gdy kobieta była o dwie długości ręki ode mnie, co czułam, mając jej oddech na karku, raptownie się odwróciłam, a w mojej dłoni błysnęło ostrze. Zaatakowałam, a ona przez ułamek czasu wyglądała na naprawdę zaskoczoną.

Nic nie było w stanie jej zniszczyć, przemknęło mi przez myśl, kiedy miałam w końcu odpowiednią okazję, by zaatakować. Bo jak inaczej mogłam sobie przemyśleć, kiedy kobieta wyciągnęła sztylet z piersi i zapytała:
– Czy to miało mnie zranić?
– Cóż, taki miałam plan – mruknęłam i szybko zanurkowałam, byle tylko nie dosięgły mnie jej wściekłe pięści.
To nie była najlepsza broń w tych czasach – przecież miałam w szufladzie biurka pistolet, o którym zapomniałam, na litość boską! – lecz myślałam, że zrobię jej za jego pomocą krzywdę. Chyba w kobiecie było więcej z wampira niż we mnie. Choć to mnie przypisywano wysysanie sił z innych ludzi i upuszczania im krwi podczas zabijania.
Aż dziw, że nie upadła, a na jej piersi nie pojawiła się rosnąca plama krwi widoczna na noszonej przez kobietę białej koszuli. Może plotki, które dotarły do moich uszu, były prawdziwe i udało się stworzyć ochraniacz na ciało, który pochłaniał pchnięcia? Te od kul były mi już znane, sama używałam ich w pracy – ba, nawet jeden miałam właśnie na sobie pod marynarką – jednak takiego rodzaju była zupełną nowością.
Lecz także i nad tym nie mogłam za dużo porozmyślać, bo byłam w trakcie walki z kimś, kto naprawdę szybko mógłby zabić, gdyby bardziej nęcąca nie była gra w „kotka i myszkę”. Bo to ja tu byłam myszką.
Zanurkowanie między palety pozwoliło mi na moment uciec, ale kobieta zdawała się być wszędzie, bo jej jestestwo było większe od jej ciała. Poza jej oddechem czułam też nie tylko spojrzenie, ale i jakby napierała na mnie, chociaż sama jej nie widziałam.
– Nie chowaj się, gołąbku*! – Wcale nie podobało mi się, że zna moje imię, które w jej ustach brzmiało prawie jak wulgaryzm. – Chodź do mnie, pobawmy się!
– Wolałabym pobawić się z samym diabłem, on chociaż ma jakieś zasady w życiu! – odkrzyknęłam, a obok mnie przeleciał sztylet. Dobrze było wiedzieć, że do mnie wrócił, choć w taki dość brutalny sposób.
Wyrwałam go ze ściany, nie zważając na odpadający tynk, i ponownie zanurkowałam, byle tylko nie dopadło mnie kolejne ostrze. Nie wiedziałam, ile broni ma kobieta, brakowało mi zdolności prześwietlania innych na wylot – i to w dosłownym znaczeniu.
Znowu moje myśli pofrunęły tam, gdzie nie powinny w takim momencie, nic więc dziwnego, że zabrakło mi tchu, kiedy przeciwniczka znalazła się nagle tuż przede mną i otwartą dłonią uderzyła mnie w splot słoneczny.
To był pierwszy z kroków, jaki mogła wykonać, by zabić mnie tu i teraz. Już wcześniej stawałam twarzą w twarz ze śmiercią, jednak nigdy w tak beznadziejny sposób. Byłam sobą rozczarowana.
A kobieta jeszcze nie skończyła. Choć opadłam na kolana, nie miała problemu, by mnie podnieść i uśmiechnąć się w przerażający sposób, którego mógłby pozazdrościć jej niejeden klaun.
– Hej, Bi Dulgi-sshi! – zabrzmiało gdzieś za moimi plecami, odbijając się od ścian pustej przestrzeni niczym to echo właśnie. – Gdzie jesteś? Dajże znak, kobieto!
Z wielką chęcią bym to zrobiła, gdyby palce kobiety właśnie nie zaciskały się na mojej szyi. Próbowałam złapać jej ręce, by móc ją choćby podrapać, ale wiedziała, co chcę zrobić, dlatego zaciskała mocniej dłonie. Coraz bardziej brakowało mi tchu, a mimo to myślało mi lepiej niż wcześniej, jakby ten ruch z jej strony coś rozjaśnił mi w głowie. Skoro nie mogłam użyć rąk, mogłam posłużyć się nogami.
To dlatego spróbowałam uderzyć ją w udo. Ku mojemu zaskoczeniu nie spodziewała się chęci walki z mojej strony, upadła na kolano zaskoczona, co ja doprawiłam kopniakiem z półobrotu. Możliwość śmierci wyzwoliła we mnie siły i adrenalinę, które musiały znaleźć ujście.
Na moim bucie pozostał ślad krwi, która musiała pochodzić z ust kobiety. Jeżeli przygryzła sobie język, może będzie ciężko ją przesłuchać, ale nie to było ważne. Powinnam bowiem zakuć ją w tej chwili w kajdanki, nie myśleć za bardzo w przód.
– Dulgi-sshi! – rozległo się ponownie, a mężczyzna musiał być bliżej, bo wyraźniej słyszałam jego kroki.
– Tutaj! – krzyknęłam, zapinając na nadgarstkach kobiety srebrne bransolety. – Mam ją!
Albo tak mi się przynajmniej wydawało, póki napastniczka nie uniosła głowy, by uderzyć mnie jej tyłem w nos. Zatoczyłam się do tyłu, wypuszczając ją, co wykorzystała, by szybko podnieść się z podłoża i dać długą.
– Złap ją! – krzyknęłam do partnera, przyciskając do rozbitego nosa dłoń, by choć trochę zahamować krwawienie.
Lecz moje zwrócenie uwagi zupełnie na nic się zdało, przestępczyni przemknęła wzdłuż ściany niezauważona, a w magazynie odzywał się tylko jej śmiech niczym to echo w lesie.
– Cholera jasna! – ryknęłam, kiedy kolega pojawił się tuż przy moim boku.
– W porządku? – zapytał, bacznie mi się przyglądając.
Spiorunowałam go wzrokiem.
– Jak ma być niby w porządku, kiedy dźgnęłam ją nożem prosto w serce i nic to nie dało?!
– Może ma serce po drugiej stronie?
Wiedziałam, że w medycynie są znane przypadki osób o lustrzanym odbiciu organów, ale to tłumaczenie tutaj ani trochę się nie sprawdzało, wręcz nie miało racji bytu.
– To przynajmniej powinna krwawić z zadanej rany, nie uważasz? – warknęłam, a krwawienie z nosa zaczęło ustępować. – Z iloma ludźmi tu jesteś?
– Z piątką.
– Wydałeś rozkaz, by w razie czego ruszyli za nią w pościg?
– Dulgi-sshi, wiesz, że nie mogę…
– Cholera jasna! – powtórzyłam, po czym z bezsilności, wściekła, obolała i zakrwawiona…
Po prostu zemdlałam.


________________________________
*bidulgi, jak później zostaje nazwana bohaterka, po koreańsku znaczy „gołąb”.


1 komentarz:

  1. Realistyczna scena walki, choć kartony nienajlepiej mi się kojarzą xd Na początku miałam problem sie odnieść w kategorii tekstu, ale w koncu zatrybilam. Chyba xd jestem ciekawa drugiego tekstu z duopaku.

    OdpowiedzUsuń