Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 13 listopada 2022

[134] Bore da: cuando me tocas, me siento débil ~ Miachar

 Musiałam wrzucić tu ten GIF, bo to jedna z magiczniejszych serialowych chwil w tym roku <3 Ale Theo tak w mojej głowie nie wygląda.




Część druga jednego dnia, widziana oczami Mar

Wybór tej kawiarni był czymś, za co powinnam koledze podziękować — uważałam, że to odpowiednio kameralne miejsce, by móc przeprowadzić wywiad spokojnie, bez martwienia się o to, że jest za głośno. Poza tym o tej porze nie było tu zbyt wielu klientów, dzięki czemu obyło się bez poczucia pośpiechu, bo ktoś czeka na zajęcie miejsca. Wprost idealne warunki, by pracować w terenie.

— Porównując do pańskich poprzednich dzieł, w tym nie ma takiej ilości mroku, ślepych zaułków i krwi, jednak nagromadzone jest napięcie, które nie tyle odczuwa główny bohater, ile też przekłada się na czytelników. Czy taka zmiana była celowym zabiegiem, czy może jednak zbiegiem okoliczności, czymś, co pojawiło się w trakcie powstawania tej książki?

Tego pytania nie było na liście sporządzonej przez kolegę, który miał przeprowadzać tę rozmowę. Było tam wiele ogólników, które dotyczy całej pracy autora, co może brzmiałoby dobrze, gdyby było takim sobie spotkaniem, jednak my spotkaliśmy się w ramach promocji jego najnowszej powieści. Podejrzewałam, że Alistair nawet nie sięgnął po egzemplarz recenzencki, jaki otrzymał. Dobrze, że wydawnictwo przysłało dwa, dzięki czemu mogłam jednak sobie pożyczyć, inaczej pytanie takie, jak właśnie zadałam, mogłoby w ogóle nie paść, a ja czułabym, że wywiad jest niepełny.
Pan Llwyd uśmiechnął się do mnie, po czym upił łyk cejlońskiej herbaty ze swojej filiżanki. Wiedziałam, że w przypadku rozmowy z tym mężczyzną to dziennikarz musi przyzwyczaić się do jej tempa i wykazać cierpliwość, bo pisarz lubi się zamyślać przed udzieleniem odpowiedzi lub, jak teraz, czegoś napić.
— Nie była do końca ani jednym, ani drugim — oznajmił, uśmiechając się do mnie dobrodusznie. — Tak właściwie nad zmianą gatunku myślałem już trzy książki temu. Wie pani, jak to mówią? — Patrzył na mnie uważnie, a ja czekałam na kontynuację. — Pisarz powinien pisać książki, po które sam chciałby sięgnąć. Od jakiegoś czasu myślałem o tym, że każdy z nas nosi w sobie mrok, o którym jednak nie mówi. Niektórzy z nas fantazjują o ewidentnie niemoralnych rzeczach, ale czy da się je znaleźć w powieściach? Przecież wyobraźnia autorów jest naprawdę wielka, a i wydawcy dostrzegają, na co jest zainteresowanie. Tę zmianę z mroku wyrażonej przez krew na ciągły niepokój i wielką ostrożność chciałem wprowadzić wraz z pasującą do tego historią. I oto jesteśmy. — Uśmiechnął się, a ja skinęłam głową na znak, że całkowicie dotarło do mnie to, co powiedział.
Skoro padła odpowiedź, przeszłam do kolejnego pytania — swojego, nie Alistaira, który naprawdę podszedł do sprawy zbyt powierzchownie, pytając o ogóły, kiedy mężczyzna siedzący naprzeciwko mnie był jednym z najlepszych pisarzy, jakie to miasto wydało na świat.
— Pozostało ostatnie pytanie z mojej strony — powiedziałam, odkładając notes na blat stolika. Dyktafon wciąż był w ruchu. — Pana największym dziełem jest „Mój i twój kryształ”, o którym mówi pan, że jest skończoną duo logią, mimo to pana fani tworzą własne wersje dalszych losów bohaterów. Czy przy takiej popularności naprawdę nie myśli pan o powrocie do świata Marii i Remusa?
Pan Llyw wybuchł śmiechem, bo kolejny raz usłyszał to pytanie — kiedy przeglądałam poprzednie wywiady, jakie inne gazety z nim przeprowadzały, pojawiało się pytanie o tę serię i nadal odpowiedź pisarza nie była jednoznaczna.
— Powinienem wiedzieć, że i pani mnie o to zapyta. Nie mówię „nie”, nie mówię „tak”. — Puścił mi oczko i teraz to ja się zaśmiałam.
— Dziękuję serdecznie za rozmowę.
Dyktafon został wyłączony, atmosfera niczym z małego podejrzenia ulotniła się, Pierre nie pstrykał już zdjęć, kiedy tylko podpasowała mu gra światła i nasze nie pozowane pozy. Z wywiadu przeszliśmy w tryb zwykłego spotkania dwojga ludzi.

— Myślałem, że nie zajmuje się już pani kulturą — powiedział pisarz, kiedy pakowałam notes do torebki i zamykałam wszystkie materiały, jakie ze sobą przywiozłam. — I muszę przyznać, że pani Kącik to naprawdę ciekawa lektura, której próżno szukać gdzieś indziej.
— Dziękuję bardzo. — W pierwszej kolejności odpowiedziałam na komplement. — Zgadza się, nie jestem już częścią działu kultury, ale kiedy usłyszałam, że potrzebne jest zastępstwo na spotkanie z panem, nie mogłam tego przegapić.
— Naprawdę?
— Tak, bo nadal jest pan moim ulubionym autorem, nie mogłam przegapić takiej sposobności. Czy podpisze mi pan swoją książkę?
Choć egzemplarz był firmowy, naczelny nie powinien mieć do mnie pretensji, że zyskał taką ozdobę.
— Z przyjemnością.
Kiedy podpis został złożony, rozmowa jeszcze się nie skończyła.

— Zaskakujące jest to, że w ogóle się pani nie stresuje rozmową z kimś, kto został odznaczony nagrodą przez samego prezydenta.
Uśmiechnęłam się.
— Bo choć to dla mnie zaszczyt, wciąż mam w głowie, że jest pan człowiekiem jak ja. Choć, szczerze mówiąc, to jest pan dla mnie niczym heros. Też chciałabym pisać kiedyś tak dobrze, jak pan to robi.

— To proszę to robić — odparł. — Niech pani pisze, a kiedy sklei pani coś, co uzna za dobre do wydania, proszę przesłać mi manuskrypt. Już zadbam o to, by zostało wydane.

Aż zabrakło mi słów na tę propozycje.

— Będę zaszczycona.

Mężczyzna chciał powiedzieć coś jeszcze, ale właśnie w tym momencie jego agent zjawił się przy naszym stoliku z informacją, że muszą jechać na kolejne spotkanie.

— Mam nadzieję, że niedługo znowu się spotkamy — powiedział, wyciągając ku mnie dłoń na pożegnanie.

Ścisnęłam ją.

— Również na to liczę.

Pożegnałam się także z jego agentem i wraz z Pierre’em odprowadziliśmy ich wzrokiem.

— Byłaś świetna — powiedział fotograf, kiedy mężczyźni opuścili kawiarnię. — Ale tego się spodziewałem, bo akurat ty nigdy nie zawodzisz.

— Dziękuję. — Dużo było tych komplementów jednego dnia, ale jakoś wyjątkowo nie reagowałam na nie skrzywieniem się, bo umiałam zrozumieć, skąd się biorą. — Chcesz wypić jeszcze wypić ze mną kawę?

— Chcieć to bym chciał, ale ja też muszę już lecieć, Mar. Jestem umówiony na lunch z pewnym przystojnym modelem, trzymaj kciuki, by poza tym posiłkiem było więcej podobnych.

— Będę — zapewniłam go.

— Podrzucić cię gdzieś?

— Nie, dam znać Theo i po mnie tutaj przyjedzie.

— Co między wami jest?

— Słucham?

Nie sądziłam, że przez ten moment, kiedy widzieliśmy się całą trójką, fotograf zdoła coś zauważyć, chyba zapomniałam, że Pierre’owi mało co umyka. Zarumieniłam się.

— Ja i Theo… My…

— Dobra, nie mów mi, jeżeli jeszcze sami tego nie ogarnęliście. — Mężczyzna machnął ręką. — Po prostu zauważyłem, że jest wobec ciebie jeszcze bardziej opiekuńczy. Jeżeli coś do niego czujesz, trzymaj się go i nie wypuszczaj takiego okazu z rąk. Chyba, że w końcu Theo ujawni się jako gej, wtedy ja zaklepuję pierwszą randkę.

Na to się nie zanosiło, ale Pierre nie musiał o tym wiedzieć. Kolega puścił mi oko, a ja uścisnęłam go na pożegnanie, także mówiąc o tym, że liczę na szybką powtórkę, niekoniecznie w sprawach biznesowych.

— Do zobaczenia, złotko. — Musnął wargami moje policzki i również wyszedł z lokalu, po drodze spoglądając na przystojnego mężczyznę przy stoliku obok drzwi. 

Zaśmiałam się, po czym wysłałam esemesa do Theo, że już skończyłam i czekam na niego i na jego kawę, którą właśnie szłam zamówić.

— Jedno americano poproszę — rzuciłam, uśmiechając się do baristy, który to odwzajemnił. Wydawał się w wieku Gilberta, jeżeli jak on studiował, to miał mój podziw za łączenie pracy z nauką.
Choć sama też dorabiałam jako studentka, wybierałam prace tak, by jak najmniej kolidowały z moimi zajęciami na uczelni, a przy tym nie była wiecznie zmęczona, to rozumiałam, że niektórzy pracowali znacznie ciężej, by mieć to, czego potrzebują. Miałam nadzieję, że jego pracodawca docenia wykonywaną przez niego pracę, a ton, którym się do niego zwraca, nie jest ani trochę jadowity.
— Na miejscu czy na wynos?
— Na wynos poproszę.
— Sześć dolarów.
— Płatność kartą.
Jakoś dziwnie się czułam, wyciągając kolejny raz tego dnia tę, którą dostałam od Theo. Do tej pory nie miałam okazji jej wykorzystywać, dzisiaj miało to miejsce już dwukrotnie i wywoływało poczucie winy. Nie uważałam, bym miała prawo wykorzystywać w ten sposób firmowe pieniądze. Choć pewnie nie powinnam.
Czekałam na napój, wyglądając przez okno, patrzyłam, jak sunbae podjeżdża na parking. Naprawdę dotarł szybko, jakby udało mu się już skończyć spotkanie. Nie chciałam myśleć, że specjalnie skończył je wcześniej lub przeprowadził szybko, byle tylko tu wrócić i nie kazać mi czekać. Podobało mi się to, jak o mnie dba, podejrzewałam, że głównym motywem jest to, że mnie lubi. Nadal nie umiałam zdobyć się na werbalne odwzajemnienie jego wyznania, choć moje serce było mu przychylne.

Patrzyłam przez okno, jak kieruje się do środka kawiarni, rozgląda po niej, a na mój widok po prostu szczerze uśmiech. Serce zabiło mi na to szybciej.

— Hej — rzucił, podchodząc bliżej. — Długo czekasz?

— Cześć, nie, nie bardzo. Proszę.

Podałam mu kubek z kawą, którą przejął.

— Dzięki. Jeżeli jesteś gotowa, to chodźmy.

Skinęłam głową i poszłam za nim, rzucając głośne „do widzenia”, by barista wiedział, że to do niego. Theo otworzył mi drzwi, na co znowu się spłoniłam — jego szarmanckość mnie ujmowała. Zrobił to ponownie z drzwiami samochodu, a ja westchnęłam, zajmując w nim miejsce, bo pachniał mężczyzną i bardzo mi się to podobało.

— I jak było? — zapytał dziennikarz, kiedy ruszyliśmy i włączyliśmy do ruchu. — Chyba nie zemdlałaś na widok pana Llwyda?

— Nie, ale byłam tego bliska.

— Co cię w nim tak pociąga?

Wzruszyłam ramionami. Naprawdę nie byłam w stanie na to odpowiedzieć. Po prostu tak było. Ale… Czy Theo nie zabrzmiał odrobinę na zazdrosnego? Albo chciałam sobie tak wmówić.

— Po prostu to robi — odparłam, po czym zrelacjonowałam mu przebieg wywiadu, a mężczyzna słuchał w milczeniu.

— Cieszę się, że ci się udało — mruknął, a radości w tym nie było za grosz.

Brzmiał, jakby od rana nic się nie zmieniło. Nie rozumiałam, dlaczego sunbae jest do tego stopnia zdenerwowany. Nie, wróć. Zły, wściekły, pełen gniewu, dla którego widzi tylko jeden kierunek. Odwróciłam się na fotelu, by móc na niego spojrzeć.

— Czemu jesteś aż tak wkurzony? — zapytałam, a Theo, rozumiejąc, skąd moje pytanie, nie uciekał od odpowiedzi, ale zacisnął usta w wąską kreskę.

— Bo ponownie to na ciebie spadły dodatkowe obowiązki.

— Sama się do tego zgłosiłam, wcześniej szef pytał dwie inne osoby. Kiedy podszedł do mnie i wyjaśnił…

— Właśnie o to chodzi, Mar —  przerwał mi i westchnął. — Jestem pewien, że to nie był przypadek, że do ciebie podszedł, choć to nie jest twoja główna tematyka. Nie chodzi tylko o to, że zaczynałaś w dziale kultury — tłumaczył, płynnie i zgodnie z przepisami zmieniając pas. — Naczelny też zauważył, że wyglądasz dzisiaj piękniej niż zwykle i oczarujesz każdego, kogo spotkasz.
Nie sądziłam, że rzuci mi coś takiego, nic dziwnego, że na moje policzki wystąpił rumieniec.

— Dziękuję, ale i tak nie do końca…

— Bierzesz na siebie za dużo — oznajmił. — A przez to jesteś zmęczona, mnie natomiast coraz ciężej się na to patrzy. Nie chcę, byś tak się czuła, chcę, by praca była dla ciebie przyjemnością, dlatego uważam, że na Kąciku powinnaś się skupić, resztą niech zajmują się inni. Nie przemęczaj się, proszę.

Serce biło mi mocno, kiedy mówił to wszystko. Aż nie wiedziałam, co powiedzieć, dlatego milczałam, a Theo właśnie zaczął zjeżdżać do podziemnego parkingu.

— Posłuchasz mnie, jeżeli cię poproszę? — zapytał, szukając dla nas miejsca.

Nie chciałam, by czuł niepokój i aż tak się o mnie martwił, wolałam, by skupiał się również na sobie.

— Tak.

Zaparkowaliśmy, ale żadne z nas nie było jeszcze chętne, by wrócić do redakcji.

Chciałam pokazać mężczyźnie, że słucham, jestem obok i nawet mam własne zdanie wobec całej tej sprawy. Kiedy Theo na moment zamilkł po pozbyciu się części emocji, położyłam dłoń na jego dłoni — tę wciąż trzymał na skrzyni biegów.
— Nie powinnaś tego robić — wyszeptał nagle zachrypłym głosem, który brzmiał niezwykle seksownie.
— Dlaczego?
Teraz patrzył prosto w moje oczy, a serce zaczęło bić mi szybciej.
Kiedy mnie dotykasz, czuję się słaby. Całkowicie poddany temu, co chcesz ze mną zrobić.
Kolejny raz w ciągu kilku minut jego słowa mnie zaskoczyły.
— Zacznijmy od tego, że to ty przytuliłeś mnie po raz pierwszy. Poza tym ani myślę, by cię skrzywdzić. Nie mam zamiaru łamać ci serca.
— Nie masz zamiaru go łamać? — Theo obrócił się bardziej w moją stronę i bacznie przypatrywał.
Choć to ja przykryłam jego dłoń swoją, delikatnie zmienił ich położenie, więc teraz po prostu trzymaliśmy się za ręce. Jakie to było przyjemne i naturalne!
Moje policzki ponownie przybrały barwę róż.
— Co mi przyjdzie ze złamania ci serca? — zapytałam. — Wolę, by biło mocno i długo. Mnie wystarczy tylko być obok, by wiedzieć, że wciąż jesteś gotowy przyjąć moją pokrętną retorykę.
Sunbae zaśmiał się krótko.
— Czyli tym dla ciebie jestem? Towarzyszem do rozmów?
— I do kawy z wafelkami. I do posiłków. I mentorem, ale to od początku, jak się znamy.
— Trochę to rozczarowujące. — Jego kciuk kreślił kółka na mojej skórze. — Jedynie towarzysz do kilku czynności? Ale dobre i to, cieszę się.
Nie mogłam oderwać wzroku od jego twarzy. Wyglądał uroczo, kiedy udawał urażonego, a przy tym był złośliwy.
— Zawsze możesz stać się kimś więcej.
Spojrzał na mnie nieco zaskoczony, a kiedy jego wzrok spoczął na moich ustach, wiedziałam, co się wydarzy. To dlatego wyszłam mu na spotkanie, kiedy nachylił się i wolną dłonią dotknął mojego policzka.
Chciałam, by ten drugi pocałunek był inny, bardziej nasz, dlatego kiedy Theo naparł na moje wargi ustami, otworzyłam je, by mógł pogłębić pocałunek.
— Mar…
Wyszeptał moje imię niczym zaklęcie. Nie mogłam nic na to poradzić — odwzajemniłam pocałunek. W tej chwili chciałam zostać w tym samochodzie na zawsze.
Ale ktoś miał plan, by niezamierzenie nam przerwać.
Prawie podskoczyłam na miejscu, kiedy rozdzwonił się telefon mężczyzny, a ten niechętnie ode mnie odsunął. Wciąż czułam pocałunek na ustach, twarz mi płonęła, a serce biło jak oszalałe.
— Kogo niesie? — mruknął Theo i odebrał. — Słucham?
— O, hej! — Naczelny wciąż brzmiał na radosnego, co znaczyło, że pod naszą nieobecność w redakcji nie nastąpiło nic strasznego, nic nie zdołało runąć. — Gdzie jesteście?

— Właśnie wjechaliśmy na parking.

— To super, w takim razie zapraszam na kawę i ciasto, należy się wam.

Choć raz docenieni przez naczelnego? Aż trudno w to uwierzyć.

— Niedługo będziemy.

Theo zakończył połączenie i spojrzał na mnie, a jego oczy wyrażały, jak bardzo jest niezadowolony.

— Wielki Brat wzywa — mruknął, na co skinęłam głową i sięgnęłam do klamki.

Widziałam po nim, że dość niechętnie wychodzi z samochodu, ale mus to mus, powinniśmy jak najszybciej zdać naczelnemu relację z naszych poczynań i wrócić do wykonywania kolejnych obowiązków.
A mimo to Theo wolał przystanąć przy pojeździe, poczekać, aż podejdę, i wtedy ująć moją dłoń w swoją. Serce zaczęło bić mi szybciej na taki gest, a jednocześnie nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Jak najbardziej powinno tak być.
— Nie boisz się, że ktoś nas zobaczy? — zapytałam, kiedy zmierzaliśmy do windy.
— Nie bardzo. Bo nawet jeśli, to co powie? Albo przemilczy, by siać plotkę, albo pogratuluje. Z obiema tymi możliwościami jest mi dobrze. Poza tym to w ogóle nie obchodzi mnie, co pomyślą inni, chcę się jedynie cieszyć tą chwilą.
Między nami nie padły jeszcze żadne konkretne wyznania poza jego “chyba cię lubię” sprzed dwóch tygodni, ale czułam, że moje uczucia są odwzajemnione i naprawdę niewiele dzieli nas od bycia oficjalnie parą. Mężczyzna chyba chciał, by to zadziało się samo, przy odpowiednich sytuacjach, w miejscu i czasie, które będą tylko nasze. Na razie mi to wystarczało, a gdyby miało zacząć irytować, mogłam wziąć sprawy w swoje ręce, prawda?

Do tego jedno spojrzenie w jego oczy i miałam pewność, że w tej chwili do szczęścia więcej nie potrzebuje.
— Masz rację.
Mężczyzna splótł nasze palce i, trzymając się za ręce, weszliśmy do windy. W tym czasie jedynie nasza dwójka nią podróżowała, ku naszemu zdziwieniu dotarliśmy tak na piętro redakcji. Dopiero wysiadając z niej, na nowo przemieniliśmy się we współpracowników, choć wiedziałam, że to, co tego popołudnia miało miejsce, już na zawsze pozostanie w mojej pamięci, a jego wspomnienie napełni ciepłem. 







2 komentarze:

  1. Dobrze sobie potradzila podczas wywiadu, ale rzuciło mi się po nim stworzenie kolegi że się spodziewal po niej że będzie świetna. Trochę taki koszt perfekcji , może osobistej , może tego jak widzą nas inni, ale ciężko w takiej sytuacji pogodzić się z jakas porażka kiedy wszyscy sądzą że nigdy nie zawodzisz. Wiem że miał być to komplement w jej stronę choć pozostało u mnie mieszane uczucia.

    Znajomi geje są zawsze ekstra, uwielbiam ich poczucie humoru, świetnie to uchwycilas w tekście

    Bardzo dobrze Mar, też bym zapłaciła furmiwa karta za kawkę 😀

    Mmm tak, zapach mężczyzny, takie małe detale, które wstakuzja jak reaguje na Theo

    Faktycznie jest bardzo opiekuńczy w stosunku do niej , fajnie go pokazujesz jak takiego dojrzałego mężczyznę który potrafi się zająć kobieta

    Ojoj ale się zrobiło intymnie.
    Szkoda ze im przerwano.

    Bardzo dobrze z odwaga do przodu, nie ważne co mówią inni.

    Super tekst.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogłabym przegapić kolejnej częsci :D I całe szczescie, bo robi sie coraz bardziej romantycznie!!! Wgl ten gif! Wpatrywałam sie w niego jak zakleta, ale mowisz, ze jednak nie tak wygląda Theo w Twoich oczach! Muszę powiedzieć, że ja chyba też widzę go nieco inaczej, aczkolwiek znajduję coś podobnego w tej mimice, coś, co do niego pasuje, złaszcza po tym tekscie, gdzie tez padaja slowa o rozczarowaniu. No dialogi miedzy Mar a Theo robia sie naprawde coraz śmielsze, pełne ładnych niedpowiedzen lub dwuznacznosci, pełne niewypowiedzianych słów miedzy wersami, a mimo to rozumieja sie bez wypowiadania ich. A ten gniewny Theo! Na poczatku sadzilam, ze jest zazdrosny o fotografa (swoja droga wystartowal z ta randka xdd no niedoczekanie jego xdd) a tu chyba Naczelnemu szykuje sie w koncu reprymenda ;D Ja jakos lubie gniewnych ludzi xd Wbrew pozorą mozna sie czuc w ich towarzystwie bezpiecznie. Gniew jest brakiem zgdody na niewygody xd swoje lub bliskich. Mozna byc pewnym, ze Theo stanie w obronie Mar, kiedy bedzie trzeba.
    No i... Ok. Ja chyba wniose petycje, aby utworzyc na zyczenie czytelnika postac, ktora niczym cien niezauwazona przez nikogo nastepnym razem, gdy zrobi sie romantycznie, przemknie jak mgla, zabierajac Mar i Theo telefony, zamykajac ich na klucz tam , gdzie beda sie znajdowac i wiernie jak pies bedzie warowac pod drzwiami nie dopuszczajac nikogo w poblize xdd
    CZEMU. CZEMU WINDA NIE MOGŁA SIĘ ZACIAĆ.
    <333333
    Bardzo mi sie podobaly opisy pocałunku. Czułam ta magie. Az sama mam ochote rzucic sie na worda i romansowac! ;D

    OdpowiedzUsuń