Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 19 czerwca 2022

[126] Bore da: Let's carry on ~ Miachar

Skoro Theo tak mi się rozbuchał, postanowiłam stworzyć mniej więcej rozpiskę dla tej serii, co przyniosło ze sobą ekscytację, i na razie skupić się właśnie na niej. Hwaiting!


Jeżeli z czymś miewałam czasami problemy, to z byciem asertywną. Niektórzy ludzie po tym, jak zdołali mnie nieco poznać, złośliwie wykorzystywali ten fakt przeciwko mnie. Ale ta nieumiejętność mówienia „nie”, kiedy coś mi nie pasowało, nie przekładała się na osoby, które lubiłam lub chociaż darzyłam większym szacunkiem. Tak tłumaczyć mogłam to, że zgodziłam się prowadzić Kącik, to też w poniedziałek rano kazało mi skierować swoje kroki do biurka Theo chwilę po tym, jak zjawiłam się w biurze redakcji. Chciałam zapytać go, gdzie chciałby zjeść, w końcu miałam zabrać go na lunch i wypytać, jaki to problem Gavina dość szybko zakończył wspólny obiad, ale mentora nie było w przydzielonym miejscu.

Swojej reakcji nie mogłam określić mianem rozczarowania, które od żył zbliża się do serca, jednak nie mogłam ukryć, iż liczyłam na to, że tu będzie i szybko dojdzie do konfrontacji.

Opcje mogły być dwie: jeszcze nie przyszedł lub jest u kogoś, albo u przyjaciela, albo u redaktora naczelnego, który uwielbiał ściągać do siebie pracowników, gdy tylko miał na to ochotę lub nie radził sobie z błahostkami. Postanowiłam zaczekać, siedząc przy własnym biurku i sprawdzając skrzynkę mailową, która w poniedziałkowy poranek zdawała się być zdecydowanie bardziej napchana niż w piątek przez cały dzień. Czy niektórzy pracowali jedynie w weekendy i wtedy mogli potwierdzać zaproszenia, autoryzować artykuły i wywiady lub też wysyłać własne propozycje? Bo zrozumiałe było to, iż pojawiły się komentarze na Kąciku, o czym także dostawałam powiadomienia, reszta wiadomości z tytułami „PILNE!” wywoływały we mnie gniew.

Złorzeczenie w głowie i pierwsze działania sprawiły, że zapomniałam, iż miałam do sunbae biznes i na dobre oddałam się obowiązkom. Od wpatrywania się w ekran odciągnęła mnie chęć na kawę – choć niedobrą – i codzienną kontrolowaną dawkę cukru. Odchodząc od biurka, zobaczyłam, że Theo jest już na miejscu i właśnie marszczy czoło nad jakimś szkicem, być może któregoś z praktykantów. Bo nie tylko ja miałam Haroona, inni, jeszcze bardziej doświadczeni dziennikarze, ukazywali arkany zawodu nowemu pokoleniu już od lat, zawsze więc jakiś czaił się niezauważenie w pobliżu. Kilkoro z nich podchodziło do nauki z zapałem, jednak zazwyczaj większość z nich to byli ludzie, którzy zdecydowali się na dziennikarstwo, bo nie mieli innych opcji lub myśleli, że to bułka z masłem. Rzeczywistość w postaci czerwonego mazaka Theo była zgoła inna i zrujnowała niejedno poczucie własnej wartości.

Sama nie miałam tak złego startu w redakcji, jednak ci z mojego roku, którzy także dostali możliwość ćwiczenia umiejętności w tej gazecie, dość szybko szukali dla siebie innego pracodawcy. Cóż, zderzenie z codziennością zadań i tym, że nie wszystko zawsze szło po myśli, przynosiło ze sobą pewne działania i zmianę planów. Jeśli ktoś nie umiał chociażby przywyknąć, lepiej było dla niego odejść.

Widziałam, jak mężczyzna marszczy czoło, zaznajamiając się z podetkniętym tekstem, nie wyglądał przy tym na zbytnio zadowolonego. Choć taka była jego rola, wiedziałam, że Theo nie przepada za niszczeniem cudzych marzeń i stara się wszelkie błędy wytykać w sposób w miarę dyplomatycznym, co robił znacznie lepiej od redaktora naczelnego, jednak i tak wpływał na to, jak myśleli o sobie nie tylko przyszli, ale obecni dziennikarze, którym wciąż czegoś brakowało do perfekcji. Nie byłam pewna, czy powinnam mu przerywać, dlatego wysłałam do niego wiadomość na czacie, by przekonać się, czy proponowanie kawy w tym momencie ma sens. Jeśli tak, chciałam wykorzystać okazję i zaprosić na lunch – sam przecież powiedział, że ma mieć miejsce w poniedziałek, a ten zawsze następował po niedzieli, która była wczoraj.

Odpowiedź przyszła dość szybko i do tego była twierdząca. Spojrzałam w stronę mężczyzny i wyłapałam łagodne spojrzenie mentora. To był znak, by zrobić sobie przerwę i odpocząć przez sekundę przy czym podnoszącym energię i słodkim.

Przygotowanie napoi nie zajęło wiele czasu, do tego zapas wafelków w szufladzie biurka nigdy nie zawodził, więc przy biurku sunbae zjawiłam się z pełnym wyposażeniem. Theo powitał mnie uśmiechem szerszym, niż się spodziewałam.

– Cześć – przywitałam się, bo wcześniej nie było okazji. – To dla ciebie.

– Jak zwykle niezawodna ze swoim wsparciem. Dziękuję ci bardzo, Mar.
Z jakiegoś nieznanego mi powodu moje serce nieznacznie zadrżało, jakby słowa Theo miały głębsze znaczenie. Nakazałam sobie uspokoić się, a nie wpadać w jakieś dziwne, urojone śledztwo. Nic się nie działo, nie powinnam ponosić się nadinterpretacji.

– Nie ma sprawy. Chciałam cię o coś zapytać.

– O co chodzi?

Powoli podniósł kubek do ust, podmuchał na napój, po czym wziął łyk, a ja wstrzymałam oddech, czekając na jego reakcję. To także było głupie, przecież nie był sędzią w konkursie, od jego zdania nie zależała w tej chwili moja przyszłość. Do tego zawsze robiłam kawę w ten sam sposób, nic nie uległo zmianie, więc dlaczego miałby zachować się inaczej niż zwykle?

Widziałam, jak zmarszczył czoło.

– Dorzuciłaś dzisiaj mleczny wafelek?

– Akurat ten jako pierwszy padł mi w ręce.

Mężczyzna uśmiechnął się.

– To mój ulubiony z tych trzech, jakich próbowaliśmy.

– W takim razie zapamiętam, by dla ciebie tworzyć z nim.

– Dobrze. Ale wciąż nie wiem, z jakim pytaniem do mnie przyszłaś?

– Czy wspólny lunch dzisiaj jest aktualny?

Theo zamarł na kilka sekund z kubkiem w ręce, po czym przeniósł wzrok na mnie, spojrzał mi głęboko w oczy, a ja mogłabym przysiąc, że ktoś nas właśnie teraz obserwuje i myśli, czy nie stworzyć plotki. Nijak bym się do niej nie odniosła, jednak poczułam się nieswojo i to za sprawą ciszy, która właśnie zapadła między nami. 

– Tak, z przyjemnością. – Coraz częściej mogłam zobaczyć, jak jego spojrzenie łagodnieje. – Co chciałabyś zjeść?

– Wybór należy do ciebie, ja tylko dzisiaj stawiam.

Ponownie się zaśmiał, jakby moje poczucie humoru naprawdę mu odpowiadało.

– Nie będziesz miała nic przeciwko, jak zaproponuję kanapki? Jakoś nie mam ochoty na nic mocno gotowanego lub smażonego.

– Obiad od soboty wciąż cię trzyma?

– Nie dziw się, to był słusznych rozmiarów obiad.

– Doskonale to rozumiem. W takim razie… Do później?

– Jasne.

Skoro to było dogadane, mogłam wrócić do pracy i czekać na porę, kiedy wszyscy jak jeden mąż opuszczą redakcję, by odpocząć i naładować baterie różnymi lubianymi sposobami. O godzinie, kiedy tylko jedzenie i opuszczenie budynku mogło uchronić przed nagłymi próbami morderstw, spotkałam się z Theo tuż przed windami. Choć praca powinna dać sobie teraz nieco na wstrzymanie, mężczyzna wciąż miał przy sobie jakieś wydruki, które uważnie śledził wzrokiem, brakowało mu tylko czerwonego ołówka.

Nie chciałam mu przeszkadzać, jedynie szturchnęłam go nieznacznie, by również wszedł ze mną do dźwigu, kiedy ten się wreszcie zjawił, a później, by z niego wyszedł. W holu zdołał podnieść wzrok, by zapoznać się z otoczeniem, a przy tym westchnął przeciągle.

– Czyżby aż tak dawali ci w kość? – zapytałam, chcąc wybadać, w jakim jest nastroju.

– Niestety. Wiesz, jak to jest, na razie mają ego wielkości kosmosu, a ja muszę sprowadzić ich na ziemię, co nie będzie wcale takie przyjemne.

– Przecież wiedzą, że muszą liczyć się z oceną kogoś o wiele bardziej doświadczonego i zaznajomionego z etosem pracy.

– Nie każdy znosi krytykę tak dobrze jak ty, Mar.  A do tego u ciebie nie było wiele do poprawy, bo poza talentem miałam i wciąż masz w sobie wiele pokory. Te książęta, które mamy obecnie, nawet Haroon, im wydaje się, że wszystko wiedzą najlepiej.

Teraz rozumiałam już, skąd taka reakcja u sunbae – jako mentor kolejnych praktykantów musiał przejść z nimi przez szkołę życia, pokazać każdy cień, jaki ciągnie się za dziennikarstwem, i to, że nie każdy zdoła sobie poradzić ze wszystkimi.

W milczeniu wyszliśmy z budynku i skierowaliśmy swoje kroki do lokalu nieopodal, który serwował na miejscu i na wynos kanapki, sałatki i gazowane napoje. Nie zachodziłam tu zbyt często, jednak mniej więcej wiedziałam, co można zamówić, wiedziałam już, co dla siebie wezmę, co powinno pomóc obsłudze – klient, który wie, czego chce, to gwarancja sprawnego i szybkiego wydania zamówienia.

Jednak choć ja byłam przygotowana, pewna kobieta przed nami ani trochę, a do tego właśnie na oczach innych zgromadzonych urządzała małe show, z którego być może nie zdawała sobie sprawę. 

– Do tego proszę dodać dokładnie jeden plaster boczku i dwa pomidora, proszę się nie pomylić. O, to także poproszę – powiedziała i wskazała palcem na tabliczkę wbitą do kanapki, która pełniła rolę dekoracyjną i informacyjną dla alergików, którzy nie mogli spożywać jaj.
Nie tylko ludzie w kolejce spojrzeli na nią jak na kogoś niespełna rozumu, kasjer natomiast uniósł brew.

– Hm… Przepraszam, to nie jest na sprzedaż.

Te słowa zdawały się nie docierać do kobiety, która jedynie wzruszyła ramionami, wciąż chciwie wpatrując się w wypisaną tabliczkę. 

– Wszystko jest na sprzedaż – odparła. – Wystarczy tylko podać cenę. To ile?

Spojrzałam na Theo, który przypatrywał się nieznajomej z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Nie byłam pewna, czy ma ją za kogoś żyjącego w innym świecie niż zwykli śmiertelnicy, kogoś, kto uwielbia chwalić się swoją pozycją społeczną i bogactwem, czy za kogoś, kto odbiera rzeczywistość odrobinę inaczej niż reszta z nas. Podejrzewałam jednak, że jego myśli jak moje mają raczej negatywy wydźwięk. 

– I proszę mi przy tym nie wzdychać, a również zapakować. Czy pan się nie umie uśmiechnąć? Co to za obsługa ma być?
Wychyliłam się odrobinę, by spojrzeć na chłopaka. Uśmiech na jego twarzy nie wyglądał na wiarygodny, ale nikt już chyba tego nie oczekiwał, raczej pozostała część klientów czekała, aż mężczyzna sobie poradzi z tą kobietą i kolejni mogą będą złożyć zamówienia. Pewnie nikt z nich nie sądził, że będzie mierzył się z podobnymi problemami, chcąc jedynie zjeść kanapkę lub sałatkę w porze lunchu.

– To mój firmowy uśmiech numer pięć, proszę pani – odparł niezrażony, po czym dodał: – A tabliczka nie jest na sprzedaż, gdyż stanowi wyposażenie lokalu. W jej sprawie będzie musiała pani porozmawiać z menadżerem.

– Proszę bardzo, niech go pan wezwie.

– Mówi pani poważnie?

Kobieta nie odniosła się do tych słów, a zaczęła śledzić ruchy sprzedawcy, który zawezwał menadżera, by rozwiązać tę sprawę.

– Mar – usłyszałam tuż przy uchu szept Theo – jak chcesz, możemy pójść do innego lokalu.

Już dość czasu oczekiwaliśmy w kolejce, nasza przerwa obiadowa minęła w połowie, a nadal niczego nie zjedliśmy. Szukanie innego miejsca to nie był moim zdaniem dobry pomysł, czym podzieliłam się z sunbae.

– Czyli chcesz zostać? – upewnił się.

– Tak. Zobaczysz, za chwilę przyjdzie jeszcze inny pracownik i przejmie kolejkę, by nie tracić więcej klientów.

– Jesteś tego pewna?

Na potwierdzenie moich słów przed ladą zjawiła się młoda kobieta z delikatnym uśmiechem na twarzy, która uruchomiła drugą kasę i, wychylając się ponad blat, skierowała do oczekującej przed nami licealistki w mundurku.

– Zapraszam! 

Theo posłał mi zaskoczone spojrzenie.

– Jesteś jasnowidzem?

Wzruszyłam ramionami.

– Cóż, w takim miejscu też pracowałam, więc wiem mniej więcej, jak to działa.

– Rozumiem.

Wśród kolejki poniosło się westchnienie ulgi, po czym można było składać zamówienia. Z zaplecza wyszedł kierownik, który na bok skierował dziwną klientkę i wziął się za tłumaczenie jej, jak się sprawy mają, a chłopak także wrócił do obsługi, dzięki czemu kilka minut później oboje z Theo mogliśmy zająć miejsca przy wolnym stoliku.

– To było nietypowe – stwierdził sunbae, chwytając za kanapkę, kiedy ja brałam łyk sprite’a. – Choć tyle lat żyję, to czasami wciąż wydaje mi się, że w ogóle nie znam ludzi i mogą mnie zaskoczyć, niekoniecznie w pozytywnym sensie.

– Praca w gastro pomaga się z nimi zapoznać – odparłam, rozwijając swój chleb z dodatkami z papieru. – Ale i tak trafi się cudzak, który sprawi, że zacznie się wątpić w ludzkość.

Przez moment jedliśmy w milczeniu, odezwałam się dopiero, kiedy wyczułam na sobie skupione spojrzenie Theo.

– Mam coś na twarzy? – zapytałam, unosząc rękę, na co mężczyzna pokręcił głową.

– Nie, tylko wydajesz się jakaś… przybita. Coś się stało?

Pewnie prezentowałam się nieco lepiej podczas poprzedniego wspólnego posiłku, ale od tamtego spotkania minęły dwie noce męczące mnie koszmarami.

– Nie wyspałam się, bo nawiedzają mnie dziwne sny.

– Zabijasz w nich kogoś? – zapytał ze śmiechem, który zamarł mu na ustach, kiedy usłyszał moją odpowiedź.

– Nie, ale prawie się na ciebie rzucam z chęcią uduszenia za to, że wciągnąłeś mnie w nowy projekt bez wcześniejszej konsultacji czy choćby zapowiedzi. A to dziwne, bo przecież Kącik ma się bardzo dobrze i został ciepło przyjęty, przez co prowadzimy go już prawie rok, i…

– Czy mogę jakoś pomóc?

Nie sądziłam, że w jego głosie usłyszę nutę skruchy. W spojrzeniu mężczyzny także się ona kryła, przez co wyglądał jak szczeniak, który wzrokiem chce przeprosić za to, że nasikał do butów.

– Ja… Nie wiem, nie jestem pewna, jak miało by to wyglądać, czy…

– Przepraszam.

– Słucham?

Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego wypowiedział właśnie to słowo.

– Niby za co przepraszasz?

– Za sytuację, w której się przeze mnie znalazłaś. – Theo odłożył kanapkę i skupił całą swoją uwagę na mnie, przez co zrobiło mi się odrobinę ciepło. – Uważałem i wciąż uważam, że to była szansa, byś pokazała czytelnikom siebie, swój talent, dobre oko obserwatora, jak i niesamowity zmysł kreowania interesującego świata za pomocą słów, które używane na co dzień utraciły nieco ze swojej magii. Przepraszam, że nie dałem znać wcześniej, że biorę cię pod uwagę. Przepraszam też, że nie dałem wcześniej znać, że czytam twojego bloga, że chcę z tobą współpracować także przy czymś nastawionym na interakcje z czytelnikami, co może wypalić lub nie, bo to pierwszy raz, kiedy gazeta stworzyła coś podobnego. Przepraszam, bo chyba właśnie brak przeprosin sprawia, że masz te koszmary. Przepraszam, że przepraszam tak późno.

Zbyt wiele razy wypowiedział jedno słowo, bym nie poczuła wzruszenia. Czuł się odpowiedzialny za mój stan, choć jego wpływ na niego był mniejszy, niż mu się wydawało. Nie chciałam, by przez moje wyznanie jeszcze bardziej pogorszył mu się humor, który tego poniedziałkowego popołudnia i tak nie był najlepszy.

Poza tym to wystarczyło. Choć minęły miesiące, to te słowa i tak miały moc. Moim zdaniem nie było na nie za późno.

– Nie martw się tym już – powiedziałam, posyłając mu uśmiech. – Jakby nie patrzeć, wyszło nam to na dobre i przyniosło sukces, więc kontynuujmy tę współpracę i dalej ciągnijmy Kącik, dobrze?

Theo wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, zamiast tego odwzajemnił jednak gest i uniósł kubek z napojem.

– Dobrze. W takim razie za kolejne miesiące i lata Kącika?

Trudno było powiedzieć, jak długo to potrwa, na ile starczy mi inspiracji i wyobraźni, jednak przecież warto było próbować od nowa i od nowa. A skoro miałam w nim wsparcie i zawsze mogłam zwrócić się w razie problemów, dlaczego miałabym wątpić, że nie będzie się nam już udawało?

Także uniosłam kubek i stuknęłam się nim.

– Za kolejne miesiące i lata Kącika – powtórzyłam, na co sunbae uśmiechnął się tak pięknie, jak tylko on potrafił, po czym wróciliśmy do posiłku.

Zgodnie z planem to ja stawiałam lunch, jednak po nim Theo zaprosił mnie jeszcze na szybką kawę. Wracając do redakcji, mogłam powiedzieć, że czuje się już lepiej, a to sprawiło, że i ja czułam się dobrze.

Gdybym wiedziała w porę, co to oznacza, może pewne rzeczy zadziałyby się inaczej.

 

2 komentarze:

  1. A cóż to za tajmnicze zakończenie!!! Aaa! Nie pozwalam! Jak ja mam teraz nie myśleć wciaz o tym, co to oznacza!! O God! Tak nie przystoi! Xd
    Czyli dobre zakończenie tekstu. Luuubie tak. Będę czekac.
    Ale o matko ja tez sie wzruszylam na tym przepraszaniu! Jak to ladnie i uroczo wyszlo i tak w punkt, mimo nagromadzenia tego przepraszam jest to idealnie napisane, naprawde wzrusza (przepraszam, że przepraszam tak późno ❤️❤️❤️).
    Mar naprawde wzbudza mój usmiech, gdy tak sie zastanawia, dlaczego tak bardzo przejmuje sie redakcjami Theo ;)) och, robi się ciepło! Tu wentylator nie wystarczy cos czuje :Ddd

    Ps. Ciesze sie, ze no doubt i Hogwart wchodzą ;) ostatnio znalazlam na yt jeszcze epic cover dont speak i nie moge sie rozstac z ta piosenka!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dios, jakiego ja mam banana po tym komentarzu :D Dziękuję! To świetne, że nawzajem podobają nam się nasze ostatnio wychodzące serie <3

      Usuń