Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 19 grudnia 2021

[114] Oh this ground feels so heavier ~Miachar

  Pierwszy napisany na WaR w tym roku tekst w swoim tytule miał zawarty wers piosenki „Blue&Grey” BTS. Choć nie jestem częścią ARMY, nie ukrywam, że niektóre utwory chłopaków do mnie przemawiają, ten jest jednym z nich i dlatego także nim zamykam 2021. Wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku! <3


Nic się nie zmieniło.
Świat nie okazał się być inny od tego, który pożegnałem wczorajszego wieczoru. Wciąż gotowy był dać mi wycisk, pokazać, że wbrew pieprzeniu kolejnych coachów i radosnych filmów influencerów zalewających Instagrama nie mam aż tak wielkiego wpływu na swoje życie, że bardziej przypomina ono Matriksa, a moim zadaniem jest jakoś przetrwać pomiędzy narodzinami a śmiercią.

Nawet artykuł w gazecie, który miał za zadanie rzucić nowe światło na otaczającą mnie rzeczywistość, brzmiał raczej jak wynurzenia pijanego i zgorzkniałego dziennikarzyny niż powiew świeżości. Jak w takich warunkach miałem czuć się dobrze?

Zwleczenie się z łóżka i poranna toaleta oraz śniadanie już były sporym wysiłkiem, a do tego dochodziła praca – nielubiana, ale to było jedyne miejsce, w którym chcieli mnie od razu. Nie ustawałem jednak w poszukiwaniach i wciąż odpowiadałem na ogłoszenia, czasami za bardzo łudząc się, że to jest w stanie jeszcze coś dać.

– Jesteś nareszcie! – przywitał mnie głos kierownika, kiedy dotarłem na miejsce zbiórki piętnaście minut przed umówioną godziną. – My tu czekamy, a żaden z nas nie ma fajki, poratujesz?

Nie umiałem zrozumieć, dlaczego zawsze na mnie żerują, jak też nie umiałem im się przeciwstawić. Jako najmłodszy stażem i wiekiem byłem chłopcem nie tylko do noszenia cegieł, ale też kupowania papierosów, parzenia kawy i na posyłki, jeżeli akurat coś było potrzebne. Gdyby nie to, że płacili dość, bym mógł żyć i nawet coś zaoszczędzić, wróciłbym do prac na czarno, gdzie prędzej bym zginął, niż cokolwiek ugrał na swojej robocie. 

Wmawiałem sobie, że to tylko na kilka miesięcy, że niedługo ktoś się odezwie i zaproponuje mi stanowisko, na którym będę się mógł realizować. Że to tylko próba przed prawdziwym życiem. Ale kogo chciałem oszukać? Ono już przelatywało mi przez palce, a ja nie byłem pewien, jak to zatrzymać.

Od tego byłem, nie miałem sił, by walczyć tego dnia że swoim losem, dlatego wykonałem polecenie, choć w środku we mnie buzowało, by rzucić tym wszystkim. Ale co wtedy? Rzuciłbym robotę i za chwilę byłoby mi ciężko. Na razie straty były wyższe od zysków, nie mogłem wpadać w żadne bagno, bo wyjście z niego wiązało się z działaniem, na które nie byłem gotowy.
Dzień w pracy, kiedy wziąłem się za prawdziwe obowiązki, ruszył z kopyta i do czasu przerwy nie miałem okazji, by w mojej głowie pojawiły się nieprzyjemne myśli, które wpłynęłyby na moje samopoczucie. Wyrobiłem w sobie obojętność na część z nich, ale niektóre jednak mogły mnie dopaść i mocno chwycić. Zasiadając wraz z innymi kolegami do niewielkiego, prowizorycznego stołu z termosem ciepłej kawy, o którym nigdy nie zapominałem, byłem w stanie wziąć udział w rozmowie, a ta toczyła się wokół zmian, jakie miały dotknąć miasta.
– Ponoć na północnej mają stawić kolejne socjalne dla tych, co się nie mają gdzie podziać. Ciekaw jestem, kto im, kurna, zrobi – zaczął kierownik i wrzucił w siebie kawałek kiełbasy, którą wcinał codziennie wraz z dwiema białymi bułkami. – Powiedzieli mi w magistracie, bym i nas zgłosił do przetargu, ale już im trzy różne firmy robią projekty, to chyba by mogli się na kogoś na stałe zdecydować, nie uważacie?
– Z tego, co wiem – odezwał się często milczący Rob, który wydawał z siebie słowa tylko wtedy, gdy naprawdę miał coś do powiedzenia, jak właśnie w tej chwili – że nie mogą się na jednego wykonawcę zdecydować, bo wszyscy są zajęci, a nie każdy chce pracować nad projektem architektów, co to myślą, że są Da Vinci i tworzą tak absurdalne wizje budynków, że Leoś to się w grobie przewraca.
O Robie można było powiedzieć też, że poza zbędny strzępieniem języka jest dość oczytanym człowiek ze sporą wiedzą, zwłaszcza w tematach dotyczących budownictwa i jemu podobnych. Takiego to czasami miło było posłuchać nawet podczas przerwy.
– No i też o kasę się rozchodzi – ciągnął kierownik po wcześniejszym łyku gorzkiej i smolistej kawy. – Ponoć władze tną koszty, na czym się ta, a to przecież nie jest robota, która ze słabej jakości materiałów stworzy pałać na długie lata.
– Ciekawe, czy cokolwiek im z tych najbliższych planów wyjdzie? – zastanowił się najstarszy z nas, pan Wemmick, i głośnym westchnieniem zakończył rozmowę.
Spożycie śniadania nigdy nie trwało w moim mniemaniu zbyt długo, ale cieszyłem się, że możemy wrócić do pracy. Wyjątkowo nie miałem cierpiętniczej miny, kiedy podano mi łopatę i kazano zarzucić na taczkę ziemię z tyłu terenu, gdzie ewidentnie przeszkadzała.
Co innego Wemmick, którego z jakiegoś powodu także oddelegowano do tego zadania. Nie podobało mi się to, bo wiedziałem, że mężczyzna będzie próbował mnie zagadać, nie dotrze do niego, iż sobie tego nie życzę.
Początkowo pracował w milczeniu, choć czułem na sobie jego wzrok. To kazało mi czekać, aż coś palnie, a ja będę wzniosę oczy do nieba z niemym pytaniem, za co to wszystko.
No i się doczekałem.
Och, ta ziemia wydaje się cięższa – rzekł nagle, a ja spojrzałem na niego spode łba. Dla niego coś podobnego stawało się nie do udźwignięcia? Miałem ochotę parsknąć śmiechem.
– Co się tak obijacie?! – rozległo się, nim zechciałem cokolwiek koledze odpowiedzieć. – Ruchy, panowie, dzień się nam nie wydłuży, a trza robić!
Na mnie podobne polecenia działały jak motywator, na Wemmicka wręcz przeciwnie – spowolnił ruchy, co przełożyło się także na inne czynności, jak załadunek i przewóz ziemi, później też próbował migać się od innych czynności i zrzucał je na mnie. Tylekroć byłem od rzucenia tego wszystkiego, ale zawsze przychodziło opętanie, że bez tego miejsca to na razie nie mam nic, czego mogę się trzymać, zaciskałem więc wargi.
Nie sądziłem, że cień nadziei pojawi się wraz z końcem szychty, kiedy to na plac budowy wjechał duży SUV, a z jego środka wygramolił się nasz zleceniodawca i osoba, która mu towarzyszyła. Stałem dalej od pozostałych robotników, nie widziałem jej dokładnie, ale w tym, jak się poruszała, było coś znajomego.
A kiedy prawie że stanąłem z nią twarzą w twarz, rozpoznałem w tej kobiecie koleżankę ze studiów, z którą robiłem większość grupowych projektów i z którą mieliśmy pracować w tej samej firmie, tylko że ja miałem wypadek w dniu rekrutacji. Taki to los był przewrotny.
Siôn? – zapytała na mój widok, a ja uśmiechnąłem się do niej.
– Cześć, Rhian.
– Znacie się? – zapytał zleceniodawca, a ja zauważyłem w nim pewne podobieństwo do koleżanki, podejrzewałem więc, że są ze sobą spokrewnieni.
Rhian przytaknęła i dokonała krótkiej prezentacji, a mnie kierownik szturchał ręką, jakby chciał wiedzieć, co się dzieje i dlaczego nie może prowadzić rozmowy na temat budowy. Uniosłem rękę, by nakazać mu spokój, po czym przywitałem się.
– Ach, czyżbyś był tym, który powstrzymał złodzieja i został przez niego w następstwie pobity, dlatego nie stawił się na rozmowy kwalifikacyjne? Rhian mi o kimś takim mówiła.
– Tak, to ja.
– A teraz nie szukasz bardziej pracy biurowej?
Czyżby w tej chwili los chciał przestać być dupkiem? Czy moje życie mogło stać się choć odrobinę lżejsze?
Wszystko zależało od tego, co powiem, a że...


2 komentarze:

  1. Coś w tym 2021 było faktycznie ciężkiego. Dobrze, że już koniec.

    Przetrwać między narodzinami i śmiercią .... daje do myślenia, zatrzymałam się na chwilę przy tym stwierdzeniu.

    Smakosz ten z kiełbasą i bułkami :D i jak oryginalnie każdego ranka.

    Czasami życie potrafi zatyrać człowieka, praca, ludzie i okoliczności. A praca na budowie nigdy nie jest lekka.

    Taka niespodzianka w pracy. Mały ten świat, ale nikogo nie spotykamy bez powodu.

    Czasem los potrafi się odmienić w najmniej oczekiwanym momencie.





    OdpowiedzUsuń
  2. Najpierw co mi się rzuciło w oczy - szychta. Nie jestem pewna, czy to uniwersalny synonim. Na Śląsku szychtą nazywa się praktycznie wyłącznie zjazdy górników na dół. Może dlatego, że to takie gwarowe słowo, ale przez to sama w sumie nie wiem, czy można go stosować zamiennie ze "zmianą" czy "dniówką". Hm, no język polski wciąż ma dla mnie wiele tajemnic ;D
    A porzucając dywagacje i wracając do tekstu - jak zrobiło się ciekawie, to się skończył! :D ale nie narzekam, bo już podejrzalam, ze poleciała wczoraj kontynuacja ;) ten traktuje jak wprowadzenie, nakreslenie okolicznosci i swiata, w ktorym żyje Sion. Swoja drogą, bardzo dobre imiona. Inne. Oba dobrze mi się kojarzą. Lubię!
    A i jeszcze o tym, że, tak, tyle razy człowiek chcialby rzucic w pizdu to czy tamto. Tylko, właśnie, co potem. To bardzo życiowe.

    OdpowiedzUsuń