W tygodniu 162 pojawił się tekst, w którym zaznaczyłam, że będzie kontynuacja, bo pasuje mi jedno wyrażenie. Ciąg dalszy właśnie następuje, enjoy.
– 보고 싶었어 –
Nie czułam się pewnie, idąc za nim, ale przecież zgodziłam się na tę kawę. Fakt, taka zmiana planów nieco mnie uwierała, bo oznaczała, że raczej nie pójdę na spacer, pracę nad kursem też będę musiała podzielić sobie nieco inaczej, ale po dwóch latach bez kontaktu, bo ucięłam go ot tak, byłam mu winna chociaż jedną kawę. Na dobrą sprawę za trzy miesiące wysiłków, by móc jeszcze mieć ze mną do czynienia, byłam mu winna o wiele więcej, ale na razie nie umiałabym się zdobyć na jakieś zadośćuczynienie.
Przy tym mężczyzna nie wyglądał, by czegokolwiek ode mnie oczekiwał poza chwilą mojego czasu i rozmową. Jako że podczas leczenia depresji przechodziłam przez konwersację z wieloma osobami w podobnym stanie, z psychologami i psychiatrami, wiedziałam, że wykształciłam zdolności komunikacyjne i byłam w stanie odezwać się do każdego. Tak samo powinno być także w przypadku zetknięcia się z dawną miłością, ale nadal czułam się mocno nieswojo, kiedy zasiedliśmy naprzeciwko siebie w kawiarni nieopodal mojego mieszkania.
Złożyliśmy zamówienie na dwa americano, przyjaciel wziął też kawałek ciasta dnia – marchewkowe z kremem mascarpone, które dawniej sama mu piekłam każdego jesiennego i zimowego miesiąca, gdy byliśmy sobie bliscy – i zamilkliśmy, niepewni, od czego zacząć. Mówi się, że najlepiej zacząć opowieść od początku, ale kiedy pojawił się początek naszego końca? Zanim zachorowałam na dobre, gdy moimi pierwszymi objawami była bezsenność i ospałość? A może jeszcze wcześniej?
Nie umiałam tego stwierdzić, jak i patrzeć dawnej miłości prosto w twarz. Wyraźnie unikałam jego wzroku, ale nie wydawało się, by był zły. Czułam na sobie jego spojrzenie, ale nie wwiercał się nim we mnie, po prostu czekał. Zawsze umiał czekać, dlatego zawrócił mi w głowie.
Nie chciałam zwlekać z tym, na co się zdecydowaliśmy, wzięłam się więc w garść i nakazałam pamiętać, jak używa się aparatu mowy.
– Czym się teraz zajmujesz? – zapytałam.
Wspólni znajomi donosili mi przez jakiś czas, teraz to tylko Violet, moja współlokatorka, która go do mnie wysłała, mogła być łącznikiem między nami, więc pozostawałam w sporej niewiedzy, przy czym chciałam wiedzieć, by móc go wspierać.
Jakby docierało do mnie teraz, że jeszcze jest cień szansy na jakąkolwiek relację między nami. Może i mocno rozluźnioną, ale wciąż istniejącą.
– Jestem kierownikiem w zakładzie produkującym meble na wymiar – odpowiedział, a w jego oczach pojawił się blask. – Teraz nie tylko sam obrabiam drewno, ale zlecam to też innym, mam grono stałych klientów i współpracuję z innymi firmami, nawet zagranicznymi.
Przez długi czas słuchałam o tym, jak to nie chce być tylko marnym przedstawicielem handlowym dla dealera samochodowego – tym się zajmował, gdy byliśmy razem – a w wolnych chwilach maltretował drewno w pracowni zaprzyjaźnionego stolarza. Teraz cały błyszczał, mówiąc o swojej pracy, a ja jeszcze nigdy go takim nie widziałam. Byłam z niego dumna, że dotarł do punktu w swoim życiu, kiedy jest tak szczęśliwy.
– Czekaj, pokażę ci, jaką kolekcję ostatnio stworzyliśmy.
Zaczął przeglądać galerię w telefonie, a ja nie zapytałam, czy może jest na urlopie, skoro był w rodzinnych stronach obok Violet i mógł mi przywieźć od niej sok z aronii. Domyślałam się, że taka będzie odpowiedź, nie chciałam naciskać na to, by dokładnie mi się z wszystkiego zwierzał.
Nachylił się nad stolikiem i podał mi swój smartfon, bym mogła pokazać to, z czego był tak zadowolony. Przyjrzałam się pięknej komodzie, która zdawała mi się wykonana z olchy, o pięknym zdobieniu. Widziałam, jak kiedyś sam stworzył szafkę nocną w podobnym stylu, naprawdę byłam pod wrażeniem. Uśmiech, jaki gościł na jego twarzy, kazał mi wierzyć, że uwielbia to, co teraz robi.
– To o tym marzyłeś? – zapytałam, spoglądając jeszcze raz na zdjęcie, po czym na niego. Wyglądał na naprawdę zadowolonego z życia.
A przecież właśnie tego chciałam mu życzyć – by zawsze miewał się dobrze, niezależnie od tego, gdzie rzuci nas los.
– Tak. Nie osądzaj mnie.
– Nie osądzam – burknęłam, bo naprawdę nie wydawało mi się, bym go teraz oceniała.
Raczej czułam dumę, że mu się układa.
– A właśnie, że tak! To twoje osądzające spojrzenie!
Zezłościłaby mnie jego odpowiedź, gdybym się nie zorientowała, że żartuje, a zrobiłam to, bo szczerze się roześmiał. Jak wtedy, gdy byliśmy razem i wspólnie spełnialiśmy drobne marzenia.
Tamte chwile odeszły, bo przestraszyłam się odpowiedzialności, on jednak radził sobie jako dorosły. Chciałam być jak on. Tak porządny człowiek powinien stanowić wzór dla wielu młodych osób, które jeszcze nie są pewne, jakimi ludźmi należy być, by liczyć na szacunek i prowadzić dobre życie.
– Cieszę się, że tak ci się układa – powiedziałam, po czym upiłam łyk kawy. Czarna zawsze dobrze na mnie działała, niezależnie od pory spożycia. Dzisiaj z powodu tego zaskakującego spotkania była dla mnie elementem, który trzymał mnie w ryzach, choć wcześniej przez moment byłam dla byłego partnera nieuprzejma. – Mam nadzieję, że dobrze ci płacą za to twoje oddanie i pasję, a nie tylko mamią owocowymi czwartkami czy innymi benefitami.
Tak to było w mojej korporacji, do tego dochodziły naciski ze strony kierownictwa na coraz lepsze wyniki, ogromna presja i groźba zwolnienia, gdy nie będzie się już spełniać oczekiwań. Tamta praca doprowadziła mnie do depresji, teraz, żyjąc z oszczędności podczas przebranżowienia się, czułam się jeszcze niepewnie, ale nie uciekałam od światła, jakie pojawiało się wokół mnie.
– Dziękuję. – Podobał mi się jego uśmiech, tak promienny, choć wcale nie jakoś bardzo szeroki. – A co u ciebie? Violet mówiła mi, że terapia i leki bardzo ci pomogły, jak i że teraz robisz jakiś kurs, by zacząć inną pracę.
– Chyba dużo o mnie rozmawialiście, co? – rzuciłam zaczepnie, na co wzruszył ramionami.
– Byłem po prostu ciekawy. Jakby nie patrzeć, byłaś dla mnie ważną osobą, nadal wracam do ciebie myślami i zastanawiam się, jak sobie radzisz. I czy jest coś, co mógłbym dla ciebie zrobić.
Dokładnie taki sam był podczas naszego związku. Dlatego się w nim zakochałam, a po rozstaniu wciąż ciepło o nim myślałam.
Uśmiechnęłam się do niego, co odwzajemnił niemal od razu. Nawet nie wiedziałam, czy pomyślał nad tym, co robi, ta reakcja wydawała się automatyczna, jakby wbudowana w niego, zaprogramowana.
– Dziękuję, że o mnie nie zapomniałeś.
– Ty też tego nie zrobiłaś, więc jesteśmy kwita. To mów, jak tam ten twój kurs. Violet próbowała mi w skrócie opowiedzieć, czym chcesz się zajmować, ale szczerze mówiąc, prawie nic nie zrozumiałem.
Ja też początkowo nie wiedziałam, na co się piszę, po prostu spodobała mi się nazwa pewnego stanowiska. Później zaczęłam o nim czytać, by finalnie znaleźć odpowiedni i wcale niedrogi kurs internetowy, który kończył się egzaminem i uzyskaniem dokumentu potwierdzającego zdobycie kompetencji. Spróbowałam przedstawić to w miarę prosto i zrozumiale, ale widziałam po minie mężczyzny, że wciąż czuje się, jakby miał do czynienia z czarną magią.
– Okay, jeśli tylko taka praca sprawi ci przyjemność, to mnie nie pozostaje nic poza życzeniem ci powodzenia, trzymaniem kciuków i wspieraniem tak, jak tego potrzebujesz.
– Jak chcesz mnie wesprzeć, to za jakiś czas zacznij o mnie mówić swoim znajomym czy klientom, by też miała dla kogo tworzyć.
– Rozumie się.
Parsknęłam śmiechem, bo podczas tej rozmowy rozluźniłam się i poczułam swobodnie. Jak za dawnych dobrych czasów.
Przyjaciel uśmiechał się ciepło, a to rozgrzewało mnie bardziej niż kawa.
– Cieszę się, że miewasz się tak dobrze. – Odchrząknął, po czym przybrał nieco poważniejszy ton, a ja się spięłam, bo wiedziałam, jaki temat poruszy teraz. – Wiesz, zachodziłem w głowę, dlaczego postanowiłaś się ze mną rozstać, ale nie dociekałem, jak powinienem. Myślałem, że to może kaprys, że odsuwasz mnie na dalszy plan, bo jednak chcesz się rozwijać. Nie miałem pojęcia, że depresja aż tak pochwyciła cię w swoje ręce, że nie miałaś siły na nic, a przy tym nie chciałaś stać się dla mnie ciężarem. Przepraszam, że tego nie widziałem, a jedynie czułem się zraniony i wściekły, że tak mnie rzuciłaś.
Musiałam przygryźć wargę i zamrugać, byle tylko nie dać się emocjom i nie zacząć mu tu płakać. To miało być spotkanie, podczas którego może i padną przykre słowa, ale będzie w ogólnym rozrachunku oczyszczającego.
– Nie masz za co przepraszać – mruknęłam. – Podjęłam tę decyzję, bo myślałam, że tak będzie najlepiej, gdy nie stanę się z czasem dla ciebie ciężarem, którego nie jesteś w stanie udźwignąć.
– Nie mogłaś wiedzieć, jak będzie – próbował oponować, ale ja wystarczająco dużo nad tym myślałam, by teraz mieć siłę wyrazić jasno, co mną kierowało.
– Nawet nie chciałam tego sprawdzać. Byłeś mi najbliższą, najukochańszą osobą, która musiałaby mierzyć się z moim mrokiem. Mógł nadejść moment, gdy ten mrok pochłonie i ciebie, a to byłoby za dużo dla mnie i mogłabym… Mogłabym rozważyć na poważnie coś strasznego.
– Myślałaś o tym, by się zabić?
Patrzył mi prosto w oczy, gdy zadawał to pytanie, odwzajemniłam się tym samym.
– Tak.
– Gdy jeszcze byliśmy parą?
Nie dało się ukryć, że to już przeszłość, wybrzmiało to dla mnie przejmująco smutno, jakby nadal czuł z tego powodu ból. Teraz to mnie zabolało serce.
– Tak.
Widziałam, jak wstrzymuje oddech, by po kilkunastu sekundach wypuścić z siebie powietrze. Zmarkotniał przy tym, a ja miałam ochotę podejść do niego, mocno go przytulić i wbić mu do głowy, że to nie była jego wina. To moje demony przywołały ciemność, w której się zanurzyłam, on natomiast był największym światłem mojego życia. Nie mogłam pozwolić, by za moją sprawą on także zgasł.
– Po raz pierwszy pomyślałam o tym, gdy wróciłam z randki z tobą. Z tej do wesołego miasteczka. Mimo nazwy miejsca ja w ogóle nie czułam radości. Na dobrą sprawę nie było we mnie wtedy żadnych uczuć, nawet miłość do ciebie zamilkła. Była tylko pustka.
– Ellie…
Wypowiedział moje imię z taką boleścią, że do oczu napłynęły mi łzy. Ale to był mój moment, by mówić, by mu wyjaśnić, by nie miał mi za złe, by opuściły go wyrzuty sumienia. By skupił się już tylko na tym, co było między nami dobre.
– Gdy wydarzyło się to po raz drugi, byłam w stanie permanentnego stresu wywołanego przez kolejne duże projekty w firmie. Doszła bezsenność, którą próbowałam zwalczać nocnymi spacerami. Podczas któregoś z nich, kiedy byłam zmęczona do granic możliwości, prawie weszłam pod samochód. Całkowicie świadoma tego, co robię, przed tym krokiem powstrzymał mnie świdrujący dźwięk klaksonu. Dotarło do mnie, jak bardzo cierpię i jak cierpieć będą moi bliscy, kiedy odejdę w taki sposób. O poranku stawiłam się w najbliższej poradni zdrowia psychicznego z prośbą o pomoc. A dwa tygodnie później powiedziałam ci, że musimy się rozstać. Przepraszam, że wtedy nie umiałam wyjaśnić ci moich powodów, ale chyba nie byłam w stanie ich wtedy werbalnie przedstawić. Wybacz.
Czekałam na jego reakcje, ale jedyne, co widziałam, to napływające mu do oczu łzy.
– Proszę cię, nie płacz – wyszeptałam – zamiast tego zjedz ciasto, od razu poczujesz się nieco lepiej.
To była głupia rada, ale wywołała u niego cień uśmiechu. Do tego przyjaciel mnie posłuchał. Wsuwał w siebie kolejne kęsy, przełykając przy tym łzy, a ja milcząco piłam kawę. W ten sposób nikt z pozostałych gości kawiarni nie mógł od razu dostrzec, że rozgrywa się tutaj jakiś mały dramat zmierzający do katharsis.
Rozważałam, czy może zamówić sobie drugi napój, ale nim podjęłam decyzję, mężczyzna uporał się z wypiekiem i dopijał własną kawę. To mogło znaczyć, że nasze spotkanie powoli dobiega końca, a mnie zrobiło się smutno. Chciałam wiedzieć, co myśli, jednocześnie nie chciałam na niego naciskać. W końcu dowiedział się, co się wydarzyło, ja mogłam mieć się za usprawiedliwiona, a on mógł mnie wreszcie znienawidzić.
– Jak jest teraz? – zapytał. – Nadal miewasz myśli samobójcze?
Te słowa ledwie przeszły mu przez gardło, jakby wypowiedzenie ich miało odwrócić rzeczywistość, choć oboje wiedzieliśmy, że to nie jest możliwe.
– Pamiętasz, jak próbowałeś się ze mną skontaktować? Jak przez trzy miesiące dzwoniłeś, zachodziłeś do mojego mieszkania?
– O czymś takim nie da się zapomnieć.
– Nie odbierałam i nie otwierałam, bo nie miałam telefonu i nie było mnie w domu. Po tym, jak zgłosiłam się do poradni i uzyskałam diagnozę, zostałam skierowana na zamknięty oddział psychiatryczny właśnie na trzy miesiące. Nie podałam twojego nazwiska na liście odwiedzających gości, kazałam moim rodzicom, rodzeństwu i Violet trzymać moje leczenie w tajemnicy, byś nie miał wyrzutów sumienia, że nic nie zauważyłeś, i byś naprawdę zostawił nasz związek za sobą. Przepraszam.
Powinnam wyjaśnić mu wszystko, bo nie mogłam przewidzieć, kiedy znowu staniemy twarzą w twarz. Jak nikt inny zasłużył na prawdę widzianą moimi oczami, przeżytą przeze mnie, tą najbliższą rzeczywistości, choć zakrzywioną przez moje emocje.
– Nic nie rozumiałem – wyznał. – To było takie nagłe. Ale teraz… Dziękuję, Ellie. Że powiedziałaś mi to wszystko.
– Biorę leki i wciąż jestem pod opieką lekarzy specjalistów – dodałam. – To pozwala mi nie myśleć o własnej śmierci, już nie. Właściwie cieszę się, że żyję i mogłam powiedzieć ci to wszystko osobiście.
– Ja też się cieszę, że żyjesz.
Oba kubki stały się puste, na talerzyku pozostały jedynie okruszki, a nas oplotła cisza, jakbyśmy dali zamknąć się w bańce. Tyle że zaczęło brakować w niej powietrza, a ja sama miałam chęć wyrwać się stąd na zewnątrz, by znowu odetchnąć. Mężczyźnie chyba chodziło po głowie dokładnie to samo, bo wystarczyło jedne posłane sobie spojrzenie, byśmy oboje podnieśli się z miejsc. Jako że rachunek uregulowaliśmy wcześniej – po równo, bo choć nie jadłam ciastka, to nie zgodziłam się na inne rozwiązanie – mogliśmy od razu zmierzać do wyjścia.
Świat przywitał nas podmuchem wiatru, którego się nie spodziewałam. Aż się wzdrygnęłam, gdy wepchnął mi się pod bluzę i dotknął gołej skóry.
– Dios – mruknęłam, na co przyjaciel się roześmiał, po czym przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
Równie mocno jak za każdym razem, gdy byliśmy przyjaciółmi, nieco lżej niż w czasach związku, nadal było to jednak tak znajome i bezpieczne, że prawie się rozpłynęłam nad tym gestem.
Niepewnie także objęłam go w pasie i tak sobie tkwiliśmy prawie że na drzwiach lokalu, nieco je blokując. Całe szczęście, że nikt do niego nie zmierzał ani za nami nie wychodził.
Objęcia mężczyzny były ciepłe, jak i on cały. Najlepszy człowiek, jakiego w życiu spotkałam, znowu tu był, właśnie dla mnie i znowu mnie ogrzewał. Warto było nadal istnieć, by przeżyć choć raz właśnie taką chwilę.
Chyba też o czymś, rozmyślał, bo nieco się odsunął. Spojrzałam mu w twarz.
– Naprawdę za tobą tęskniłem – powiedział, patrząc mi prosto w oczy, a ja nie miałam powodów, by mu nie uwierzyć.
– Ja za tobą też – wyznałam cicho i pozwoliłam mu ponownie objąć się tak, jak powinniśmy się przytulić, rozstając za obopólną zgodą.
Właśnie tak by to wyglądało, gdybym wtedy nie spanikowała.
Ale nie chciałam rozstrząsać przeszłości, kiedy teraźniejszość nie była wcale taka zła. Dobrze na moje samopoczucie robiła świadomość, że dawny ukochany nie ma mnie za wroga, wybaczył mi – nigdy nie przestanę być za to wdzięczna – i nadal chciał się przyjaźnić. Wiedziałam, że nie uda nam się mieć tego, co dawniej, ale jego powrót do mojej codzienności znaczył dla mnie więcej niż najcenniejsze prezenty.
– Czy mogę… Czy mogę znowu być obecny w twoim życiu?
Teraz to ja na niego spojrzałam, by zajrzeć mu w oczy i zobaczyć szczerość tego pragnienia.
Gdybym miała szansę cofnąć czas, znowu bym się z nim rozstała, ale powiedziałabym mu dlaczego, pozostawiła otwartą dla nas furtkę. Teraz nie chciałam wybijać okien czy pchać się przez drzwi, ale tak długo był tą osobą, która znała mnie najlepiej, że nie mogłabym wyrzucić go całkowicie z pobliża mojej orbity.
– Zawsze w nim byłeś. Możesz być tylko bardziej.
To mu wystarczyło, by uśmiechnąć się z mocą tysiąca lamp, na nowo stać największym światłem, moją przystanią.
Przytulił mnie kolejny raz, mocno, jakby chciał wchłonąć, a ja wzięłam to za obietnicę, że gdy już wie, da mi swoje wsparcie. W tej chwili poczułam się jak człowiek, który dostaje o wiele więcej, niż zasługuje. Przyrzekłam sobie, że będę mu donosić, jak się miewam, tak często, aż będzie miał mnie dość. Przy tym będę go wypytywać, co u niego, jak praca, życie prywatne, czy się profilaktycznie bada jak ja, byle tylko zachować zdrowie na długie lata. Znowu będę tą przyjaciółkę, jaką miał przed laty, osobą, w której się zakochał i do której – jak chciałam myśleć, że jest – nadal coś czuł.
Bo z mojego serca nigdy nie zniknął na dobre.
– O której musisz wrócić? – zapytałam, wciąż go przytulając, nawet kołysząc się lekko, jakbyśmy właśnie zaczęli tańczyć do muzyki, której nie słyszy nikt poza nami.
– Najlepiej, gdybym był przed zmierzchem – odparł – ale chcę tu zostać jeszcze chwilę.
– Ja też.
Więc został chwilę. Przeszliśmy się do parku, w którym spacerowaliśmy za dawnych czasów. Rozmawialiśmy przy tym o obecnych planach, nowych marzeniach, jakie się u nas pojawiły, a ja nosiłam w sobie przekonanie, że dla takich momentów postanowiłam o siebie walczyć i nie zabiłam się w najgorszym – jak mi się wydawało – mroku mojego życia.
To było do mnie nieco niepodobne. Wróciłam do mieszkania, gdy na zewnątrz zrobiło się już ciemno, ale wcale nie przeszkadzało mi, że dopiero teraz będę mogła zająć się tym, co sobie na ten dzień zaplanowałam. Przesłane przez współlokatorkę przetwory nadal czekały na kuchennym blacie, tak samo jak laptop, którego bateria jeszcze się nie wyczerpała.
To wszystko czekało na mnie tak samo jak dawny ukochany, który nie bał się powiedzieć, że za mną tęsknił, mimo że tak niespodziewanie i boleśnie złamałam mu serce. Cieszyło mnie, że umiał ruszyć dalej, że koniec naszej relacji nie zabił w nim radości z życia ani chęci, by marzyć. Spełniał się w tym, co robił, i wyglądał na całkiem zadowolonego.
Choć nie sądziłam, że jeszcze się spotkamy, byłam rada, że do tego doszło. Stała za tym jedna osoba, której powinnam podziękować, więc wykręciłam do niej numer, nie zważając na porę.
Dobrze wiedziałam, że ma telefon pod ręką i odbierze, bo nigdy nie zostawiała przyjaciół, gdy ci musieli się z czymś zmierzyć.
– I jak? – zapytała, nie witając się, a od razu przechodząc do rzeczy. – Porozmawialiście sobie od serca?
– Tak. To był twój pomysł?
– Nie do końca. Wpadłam na niego w miasteczku, przy wymianie uprzejmości zapytał, jak się miewasz, to wykorzystałam okazję, by go wypytać, czy może się nie wybiera w te strony i trochę go nabrałam, że to ty chcesz go zobaczyć.
– Uwierzył w to, jak widać.
– Raczej też chciał cię po prostu zobaczyć. Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła.
– Nie, nie jestem, choć po raz pierwszy od dawna nie byłam na spotkaniu klubu czytelnika, przez co mam skrzynkę odbiorczą na fejsie pełną zaniepokojonych wiadomości i będę się musiała tłumaczyć.
– Przecież zrozumieją – zauważyła współlokatorka. – Cieszę się, że mogliście pogadać.
– Ja też. Dziękuję ci za to.
Bo ja też tęskniłam za swoją dawną miłością jak za przyjacielem, który rozmył się we mgle, a jego obecność nadal czuło się na karku. Nie sądziłam, że to będzie takie oczyszczające. Może to nieco rozwaliło mój plan dnia, może narobiłam sobie trochę zaległości na kursie, ale mogłam to spokojnie nadrobić. Czułabym o wiele większe wyrzuty sumienia, gdybym wyrzuciła mężczyznę z budynku, gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały. Zamiast tego było mi zdecydowanie lżej niż tego poranka po otworzeniu oczu.
Wreszcie zasypiałam bez poczucia, że jedną decyzją pozbawiłam się dobra, jakie może ofiarować świat. To, co miałam w swoim życiu najlepsze, trwało gdzieś w cieniu, by doczekać tej chwili i pojawić się w pełnym słońcu, przynosząc mi nadzieje, że każdy kolejny dzień będzie miał w sobie coś dobrego.
Ciężki ten tekst, choc pozory moze sprawiac inne, ot dwoje ludzi w kawiarni, ciastko, kawa. Lecz temat, ktory poruszaja, relacja, ktora maja, ciezkie. Nie do konca wiadomo, co z nia zrobic, oboje rozmowa badaja grunt, ale i wysylaja znaki. Cien przeszlosci, ktora jeszczs nie odeszła daleko naklada sie na wszystko, na to pozornie zwykle spotkanie. I zmusza do refleksji, kaze zastanawiac sie nad decyzjami bohaterki.
OdpowiedzUsuńBylam kiedys w podobnej sytuacji. Zostawiono mnie bez wyjasnienia i duża role odegrala wlasnie depresja. Ja pamietam to uczucie porzucenia i nie uwazam, ze to bylo dla mojego dobra, nie balabym sie mroku, bo sama mam w sobie mrok i umiem z nim walczyć. Brak wyjasnien i samotnosc byly duzo gorsze. Lecz trudno tu wymagac od osoby w mroku tak dusznym, ze mysli o śmierci, racjonalnych decyzji. Wiec po czasie i wyjasnieniach ,ktorych doczekałam, zrozumialam to. Choc nawet teraz nigdy bym sie nie zgodzila, by mnie odsunieto, gdybym wiedziala dlaczego.
Musialam troszke wyjasnic, zeby wytlumaczyc, ze tekst naprawde mocno do mnie trafil. I sprawil, ze jeszcze mocniej rozumiem te sytuacje z przeszlosci.
Także, dzięki;) to byla ciezka podroz, ale takie tez sa potrzebne. Moze nawet bardziej od tych wylacznie przyjemnych.
Ja tu tylko zostawię: ❤️❤️❤️
Usuń