Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 22 czerwca 2025

[194] a rat-ta-ta of my heart ~ Miachar

    Od razu uprzedzam – tekst jest dość długi, ale tvN zaczęło mi dostarczać inspiracji w postaci Miji i Hosu („Our Unwritten Seoul”), to się nie mogłam powstrzymać. 


Ciężko mi otworzyć oczy, choć czuję na twarzy promienie słońca i wiem, że to najwyższa pora wstać. Ból głowy daje o sobie znać lekkim jedynie ćmieniem, a wspomnienia ostatniej nocy rozgrywają się na nowo. Raczej nie zwymiotuję, jeżeli podniosę się powoli i usiądę na tym wygodnym łóżku, ale lepiej mi u Morfeusza. 

Tylko że ciało ma dość spania i leżenia, nawołuje do zmiany pozycji. Ulegam temu, najpierw otwierając oczy, po czym moja reakcja staje się szybka. Wręcz się zrywam z miejsca, ale jak mam reagować, kiedy jak nic patrzy na mnie jakiś wilk.

Ay Dios mio! – wyrywa mi się z piersi okrzyk, a po nim przychodzi zrozumienie, że nie jestem w pokoju z żadnym zwierzęciem. 

To tylko postać wilka na poszewce poduszki niedaleko mojej głowy. Powinnam wiedzieć, że tu jest, przecież sama ją kupiłam – choć pokój nie jest mój – i sama nakazałam ją tu trzymać. W swoim zamroczeniu naprawdę nie zorientowałam się, gdzie jestem. Mój okrzyk przywołał właściciela mieszkania i głównego nocującego w tej sypialni, którą sobie przygarnęłam na kilka ostatnich godzin. 

– Co się stało? – pyta, stając w progu i patrząc na mnie z troską.

Nie lubię przysparzać mu zmartwień, a jestem świadoma tego, że minionej nocy nie miał ze mną łatwo.

– Nie, nic, Tyler, to tylko ten wilk… Nieważne. – Potrząsam głową, by nieco się w ten sposób rozbudzić i wziąć w garść. – Dzień dobry. Kiedy wstałeś? Gdzie spałeś?

– Cześć. Jakieś dwadzieścia minut temu? Spałem na kanapie. Mam dla ciebie szota na kaca – odpowiada na wszystko, po czym podchodzi, by podać mi małą buteleczkę z medykamentem, który niby ma mnie postawić na nogi szybciej od aspiryny. – Wziąłem ci o smaku grejpfrutowym, to była ostatnia sztuka, musiałem się jej nieco naszukać.

Dobrze wie, że żaden inny smak tego specyfiku mi nie podchodzi, a właściwie to podchodzi wraz z mdłościami, przez co nie kończę dobrze. Odbieram od niego buteleczkę i dziękuję, choć najchętniej zapadłabym się pod ziemię ze wstydu, że znowu miał ze mną przygody.

– Bardzo nawyrabiałam? – pytam, kiedy siada na skraju łóżka, nie spuszczając mnie z oczu.

– Nie, właściwie to był jeden z najspokojniejszych powrotów.

– Przepraszam.

Śmieje się i patrzy na mnie łagodnie.

– Hej, naprawdę nic takiego się nie wydarzyło. Sama mi powiedziałaś, że wypiłaś o lampkę białego wina za dużo, po czym pilnowałaś się, by pić samą wodę i nie zaczynać dziwnych choreografii na parkiecie. Inni to się mnie nawet pytali, czy wszystko w porządku, bo jesteś mniej żywiołowa niż na poprzednich takich imprezach.

Rumieniec wypływa mi na policzki, kiedy wypijam całą zawartość buteleczki. Syrop spływa w dół gardła, przynosząc ze sobą cytrusowy smak, a ja wmawiam sobie, że od razu jest mi nieco lepiej. Choć może niekoniecznie był to dobry ruch – przecież muszę jeszcze umyć zęby i twarz, nie chcę wiedzieć, jaki będę miała posmak w ustach po wymieszaniu z pastą miętową, ale i tak się o tym przekonam. 

– Ale mówiłam coś o sukience Annie, prawda? Że jest nieco zbyt obcisła w gorsecie. Kojarzę coś takiego. 

Problem ze mną jest taki, że nawet jeśli wypiję za dużo i mam typowe zachowanie osoby pod wpływem, to nie urywa mi się film. Pamiętam wszystko, jak tańczyłam, z kim rozmawiałam, co mówiłam, jak wróciłam z przyjacielem do jego mieszkania. Przez to zawsze mam wyrzuty sumienia, że sprawiłam innym problem i ochotę zapaść się pod ziemię, bo nie mam mocy cofania się w czasie. 

– Tak, powiedziałaś. Tylko mnie, kiedy wyszliśmy się przewietrzyć, jakieś pół godziny przed tym, jak w ogóle opuściliśmy salę weselną.

Że też zgodziłam się w ogóle pójść na to wesele. Cóż, dwa miesiące temu, kiedy należało potwierdzić przybycie, uznaliśmy z Tylerem, że to dobra okazja, by się wyszaleć w doborowym towarzystwie. Ślub brali nasi dobrzy koledzy z liceum, wśród gości miało być sporo znajomych twarzy, to były więc sprzyjające okoliczności. Do tego byłam w nastroju, by oczekiwać wydarzenia tego kalibru. Teraz, już po wszystkim, jakoś nie czuję, bym w pełni dobrze się bawiła.

– To mnie nie uspokaja – burczę i odkładam pustą buteleczkę na szafkę nocną. – Przepraszam, że znowu wygnałam cię do salonu.

Tyler parska śmiechem i patrzy, jakby nie miał mi niczego za złe, choć znam wagę swoich uczynków. 

– Dobrze wiesz, że nie szkodzi, mam bardzo wygodną kanapę.

– Ale łóżko w sypialni jeszcze wygodniejsze.

– Miło mi, że tak uważasz. Ale ci go nie sprzedam.

Wzdycham ciężko.

– I cały plan w …

– Ashley!

Podnoszę się z rzeczonego mebla, choć lekko kręci mi się przy tym w głowie. Tym samym zmuszam przyjaciela, by nieco się przesunął i pozwolił mi stanąć obiema stopami na chłodnej podłodze.

– No co? Nie pierwszy raz słyszysz, jak przeklinam.

– Dokąd się wybierasz?

Mam ochotę się rozciągnąć i rozruszać zastałe nieco mięśnie – chyba spałam w jednej pozycji przez całą noc, bo czuję się dziwnie odrętwiała – ale nie robię tego. Uniesienie rąk spowodowałoby uniesienie także leżącej na mnie koszulce, a po co fundować najlepszemu kumplowi widok mojego bladego brzucha z samego rana? Na takie tortury niczym sobie nie zasłużył.

Powinnam raczej nagrodzić go złotem za wszystko, co przez trzynaście ostatnich lat dla mnie zrobił.

– Idę do łazienki, a potem zrobię nam śniadanie.

– Będziesz w stanie?

Nie zataczam się jak podczas powrotu do domu, zawroty głowy są minimalne i całkowicie znośne. Do tego myślę trzeźwo mimo wypicia zdecydowanie większej ilości alkoholu niż zazwyczaj podczas podobnych przyjęć. Tak, jestem w stanie przyrządzić posiłek dla naszej dwójki.

Dziwi mnie, że Tyler jest tym zdziwiony.

– A co, masz jakieś wątpliwości?

Także wstaje i przystaje tuż przede mną. Muszę nieco zadrzeć głowę, by spojrzeć mu w oczy.

– Nie, tylko zawsze robisz nam śniadanie, kiedy tu nocujesz.

Odwracam się na gołej pięcie i wychodzę z pokoju, chcę jak najszybciej przemyć twarzy i zęby, bo to pozwoli mi się jeszcze bardziej rozbudzić. Słyszę, jak przyjaciel podąża za mną, nie wchodzi jednak do łazienki, a zatrzymuje się przed drzwiami. Trzymam je otwarte jeszcze przez moment.

– Robię nam śniadanie, a nadal nie mam tu swojej piżamy – zauważam, na co wzrok Tylera prześlizguje się z góry na dół po moim ciele.

– Nie musisz mieć. Podobasz mi się w tych koszulkach. Można powiedzieć, że są już twoje.

Są zdecydowanie za duże i super wygodne, do tego Tyler za każdym razem daje mi jedną parę swoich czarnych kąpielówek, bym czuła się nie tylko swobodnie, ale i odpowiednio zakryta. Uwielbiam w nim to, jak bardzo dba o mój komfort, nawet gdy o to nie proszę.

– Dzięki. Jakąś twoją białą koszulę też kiedyś dostanę? – próbuję zażartować, ale widzę po wyrazie twarzy przyjaciela, że nieco się zagalopowałam.

W jego oczach pojawia się łagodność i czułość, na które nie umiem zareagować inaczej niż wewnętrznym roztopieniem się. Tyler chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, jak na mnie działa. A nawet jeśli, to świetnie się z tym maskuje, przez co momentami mam potężny mętlik w głowie.

– Tylko kiedy sama będziesz chciała – odpowiada miękko, po czym nachyla się w moją stronę, a ja wstrzymuję oddech, bo za bardzo przypomina mi to, co takiego wydarzyło się w nocy. – Na razie korzystaj z łazienki, a ja nam zrobię kawę, okej?

Musze odchrząknąć, inaczej głos całkowicie mnie zawiedzie. 

– Jasne, dzięki. Pamiętaj, ma być czarna.

– Bo do niej zjesz pewnie coś słodkiego, tak, wiem i pamiętam.

Uśmiecham się, gdy odchodzi do kuchni, po czym barykaduję w łazience i oddycham głęboko, opierając się dłońmi o umywalkę. 

Zdarzenie sprzed kilku godzin ożywa w mojej głowie i każe mi znowu myśleć o tym, co tak właściwie miedzy nami jest. 


Powoli wygramoliłam się z taksówki w ślad za Tylerem, który przystanął na chodniku i wyciągnął ku mnie rękę. Chwyciłam za nią, inaczej bym upadła, po czym westchnęłam ciężko. Może i wesela w gronie lubianych ludzi są w porządku, ale tylko pod warunkiem, że nie wypije się na nich pod sam korek i będzie w stanie wrócić w cywilizowany sposób na własne włości.

Nie zwymiotowałam w samochodzie, co można poczytać za mały sukces, zważając na atakujące mnie nieco mdłości, ale wiedziałam, że to dopiero część całego powrotu.

– Dziękujemy, miłego wieczoru i pracy – burknęłam jeszcze do taksówkarza, zanim przyjaciel zatrzasnął za mną drzwi.

Odprowadziłam pojazd wzrokiem i cicho prychnęłam. W głowie mi szumiało od białego wina i szampana, do tego czułam na sobie zapach grillowanego mięsa, które zjadłam jako swój ostatni posiłek podczas przyjęcia.

– To nie był dobry pomysł – mruknęłam do siebie i spróbowałam przejść ze trzy kroki, nadal mając na stopach szpilki.

Że też nie wzięłam ze sobą trampek.

– Dasz sobie radę? – Tyler objął mnie w pasie i podtrzymał, nie mając przy tym żadnych złych intencji.

To także mnie irytowało. Dlaczego nie robił nic więcej, gdy byłam tak blisko? I dlaczego ja wciąż się wzbraniałam, by pokazać mu, jak ważny dla mnie jest.

– Tak, dam, o ile mnie nie puścisz – powiedziałam, na co cicho się roześmiał.

Weszliśmy zgodnie do klatki schodowej bloku, w którym mieszkał. To był dla mnie stały przystanek podczas powrotu z imprez trwających do nocy, na których bywaliśmy oboje. Jako że wynajmowałam mieszkanie na obrzeżach miasta, powrót o tak późnej porze niósł ze sobą spore ryzyko, że coś mi się stanie. Lepiej było dmuchać na zimne, poza tym z przyjacielem czułam się bezpieczniej niż z jakąkolwiek inną osobą.

W przedsionku było jakoś tak chłodno albo to ja inaczej zaczęłam odczuwać temperaturę.

– Poczekaj – powiedziałam, kiedy znaleźliśmy się przy skrzynkach pocztowych. – Chyba mi jednak niedobrze.

Poza piciem przytrafił mi się niejeden żywiołowy taniec podczas after party po weselnym bufecie – to było ciekawe doświadczenie takiej sekretnej imprezy tylko dla wybranych gości, na której znaleźliśmy się z Tylerem, członkami obu rodzin i kolegami ze szkolnych lat – przez co ciało miałam również nieco obolałe. To nie było nic nowego, już wcześniej zdarzały mi się momenty, gdy tak się w czymś zapomniałam, ale to w połączeniu z alkoholem mogło dać finalnie nieciekawy efekt.

Niezbyt podobało mi się, że mogę mieć świadka swojego stanu, nawet jeśli byłby to mój najlepszy przyjaciel. 

Tyler stał przede mną, nie obejmował mnie już w pasie, za to trzymał obie dłonie na moich ramionach, jakby uważał, że musi w jakikolwiek sposób mnie dotykać i dzięki temu wiedzieć, że nic mi się nie dzieje.

– W porządku? – zapytał, pochylając nieco twarz w moją stronę, przez co jego usta znalazły się bliżej moich. 

Przełknęłam ślinę. To nie był pierwszy raz, gdy byliśmy tak blisko, a ja walczyłam z jedną natrętną myślą, która powracała do mnie dość regularnie, każąc na nowo zastanawiać się nad naszą przyjaźnią.

– Ja… Ja nie wiem – wymamrotałam, patrząc mu w oczy, to spoglądając na jego ładnie wykrojone usta. – Nic już nie wiem.

Czy to był tylko impuls, czy utrata kontroli, niewiele zmieniło, że przysunęłam się do mężczyzny, by znaleźć naprawdę blisko jego ust. Do tego chwyciłam jego twarz w swoje dłonie, byleby mi teraz nie uciekł. Moje intencje były całkowicie jednoznaczne, a ja nie chciałam się zatrzymywać.

Przyjaciel zrobił to wiec za mnie. 

– Ashley, jesteś pijana. – Tyler chwycił moje ręce powyżej nadgarstków, ale nie odsunął mnie od siebie zupełnie. Raczej przytrzymał.

– Wiem o tym. Mimo to i tak chcę…

– Nie w takich okolicznościach. Nie, gdy jesteś w tym stanie.

Spojrzałam mu prosto w ciemne, roziskrzone oczy. Nie odmówił mi, tylko wysnuł argument o moim obecnym stanie. 

Nie spławił mnie, nie dostałam od niego kosza, a to sprawiło, że moja nadzieja niebezpiecznie wzrosła.

– A gdy będę trzeźwa? – zapytałam szeptem, bojąc się odpowiedzi, a jednocześnie bardzo jej pragnąc. – Czy wtedy pozwolisz mi cię kochać i całować?

Patrzył od jednej tęczówki do drugiej, a ja trwałam w oczekiwaniu, byle tylko się upewnić. By sprawdzić, czy spełnia się jedno z moich największych pragnień w życiu. By wiedzieć, że nie tylko ja czuję coś więcej.

– Tak – również odparł szeptem. – Gdy nie będziesz pijana. 


To właśnie zmora tego, że mimo upicia pamiętam wszystko. Nie tylko to, że mimo powrotu o wpół do czwartej nad ranem zdołałam zmyć makijaż i nawet wziąć krótki prysznic, nie przegapiłam i tego, jak dałam Tylerowi do zrozumienia, czego oczekuję od niego i od naszej relacji.

A on na razie w ogóle o tym nie wspomniał. Choć znalazł się tak blisko mnie, nim zamknęłam drzwi do łazienki, że może… 

– Przestań – upominam siebie i wzdycham.

Moja kosmetyczka leży na pralce, jak ją zostawiłam, mogę więc skorzystać z własnej szczoteczki do zębów, szczotki do włosów i wklepać krem z filtrem w wyraźnie opuchniętą twarz. Właśnie tak wyglądałam po podobnych imprezach, a fakt, że Tyler widział mnie w tym wydaniu wyrywa ze mnie pełne irytacji prychnięcie.

– Nie mam szans – mamroczę i zaplatam włosy w warkocz.

Chowam kosmetyczkę do szafki pod umywalką i kolejny raz zdaję sobie sprawę, że w mieszkaniu przyjaciela trzymam coś takiego, a nie mam żadnych ubrań na zmianę czy chociażby piżamy. Zważając na to, jak często ląduję tu na nocowaniu, powinnam to zmienić, zamiast korzystać z jego koszulek, nawet jeśli są mega wygodne i na tyle długie, że sięgają mi do połowy ud, wiec nikogo zbytnio nie zgorszę.

Ogarniam się dość szybko, bo muszę przyznać, że jestem dość głodna. Picie wody między lampkami wina sprawiło, że mój kac nie jest jakiś potężny – to właściwie posmak alkoholu na języku i uczucie ciężkiej głowy, nie przejmujący ból, do tego szocik, który sprezentował mi przyjaciel, też zaczął działać – czuję się więc na siłach, by pokroić, co trzeba i zacząć dzień jakimś miłym akcentem.

Kieruję się do kuchni, skąd dochodzi mnie zapach świeżej kawy – ekspres jeszcze pracuje, wiec albo się czyści, albo też napój robiony jest z podwójnym espresso, co by mi nawet pasowało – wystarczy mi do niej wejść i spojrzeć na blat, by zorientować się, że składniki potrzebne do mojego popisowego śniadania są już wyciągnięte i czekają na mnie na blacie. To znaczy, że właściwie od razu mogę brać się do pracy.

Tak też i czynię, myjąc pomidory, wlewając na patelnię oliwę i zajmując się krojeniem warzyw. Przyjaciel przystaje przy moim boku i poza wskazaniem na kubek z napojem, który jest dla mnie, pomaga mi w takim zakresie, by mnie nie drażnić. 

Kroi chleb i smaruje masłem, bo tego zadania nigdy nie psuje.

Cisza, jaka panuje w pomieszczeniu, nieco mnie drażni, poza tym coś mnie uwiera, dochodzę do wniosku, że to dobry moment, by zapytać. 

– Tyler? – Słysząc swoje imię, spogląda na mnie. – Wcześniej, gdy mówiłeś, że zrobisz kawę, dodałeś, że pewnie zjem do niej coś słodkiego. Czy to miało znaczyć, że wbrew moim słowom skitrałeś wczoraj coś ze słodkiego stołu, możliwe że pod czyimś czujnym spojrzeniem?

Gdyby to okazało się prawdą, chyba zapadłabym się pod ziemię. Oczywiście na after party było więcej wspaniałości niż podczas głównego bufetu, kiedy należało zachowywać się w pełni kulturalnie i dostojnie, i po głównej części można sobie było pozwolić na więcej, ale coś takiego? Do podobnego poziomu nie mogłabym się zniżyć, nawet będąc bardzo głodną, jeszcze miałam swoją godność.

Przyjaciel przypatruje mi się uważnie.

– A co, myślisz, że postąpiłbym wbrew twoim słowom i dał naszym znajomym temat do plotek?


Wiedziałam, że moje oczy błyszczą, kiedy tak spoglądałam w stronę słodkiego stołu, ale nie wstałam, by do niego podejść. To skończyłoby się przyniesieniem co najmniej dwóch talerzyków ze słodkościami i zwróceniem na siebie uwagi. Ne chciałam tego, wystarczyło, że koleżanki już skomentowały na swój żartobliwy sposób to, że przyszłam na ślub w granatowym garniturze, a nie w sukience jak każda z nich. 

Siedzący obok Tyler doskonale odczytał, co malowało się na mojej twarzy. Nachylił się w moją stronę i zapytał szeptem:

– Co takiego ci przynieść?

Pokręciłam głową.

– Nic nie przynoś, potem sobie coś wezmę.

– Potem to się będziesz obwiniać, że nie zdążyłaś wszystkiego skosztować i inni goście sprzątnęli ci coś dobrego sprzed nosa – zripostował, a ja spiorunowałam go wzrokiem.

– Czasami szczerze nie lubię tego, że tak dobrze mnie znasz.

Uśmiechnął się w odpowiedzi.

– I tak mnie uwielbiasz. Zaraz wracam.

Nim mogłam ponownie zaprotestować, przyjaciel ruszył w kierunku stołu, a ja odprowadziłam go wzrokiem. Musiałam przyznać, że momentalnie zrobiło mi się ciepło na sercu, że tak o mnie dba i sam z siebie przynosi to, co poprawia mi humor.

Nie tylko ja zauważyłam posunięcie Tylera. 

– Ty ruszył ci na łowy? – zapytała koleżanka siedząca naprzeciwko, używając zdrobnienia jego imienia, i puściła mi oczko, w czym nie było nic przyjaznego. – Urocze.

Uśmiechnęłam się do niej, ale nie był to szczery uśmiech. Jak większość paczki, z którą trzymałam się od liceum – ta sama, do której wprowadził mnie Tyler, gdy na początku trzeciej klasy zmieniłam miejsce zamieszkania i musiałam na nowo odnaleźć się w obcej mi szkole – to byli świetni kumple, z którymi uwielbiałam się spotykać, tak ta jedna koleżanka miewała momenty wbijania mi szpil w serducho. Niby szła za tym troska, jak tłumaczyła, ale odnosiłam wrażenie, że coś do mnie ma, coś jej się we mnie nie podoba i próbuje mnie nieco zmienić pod swoje widzimisię. 

Za długo pracowałam z ludźmi wszelkiego typu, by byś podatna na manipulacje, zwłaszcza kogoś, kto tuż przed maturami próbował mi wmówić, że mój hiszpański jest na tak niskim poziomie, że dziecko mnie nawet nie zrozumie. Cóż, gdyby tak rzeczywiście było, raczej nie zostałabym pracownikiem socjalnym będącym łącznikiem dla meksykańskich imigrantów i lokalnych władz. Jakby specjalnie zapomniała, że to był mój pierwszy język, angielski przyszedł parę lat później.

Nie dziwiło mnie, że znowu stara się poczuć lepiej moim kosztem. 

– Nie, poszedł zobaczyć, co jest tam ciekawego.

– Znowu będziecie dzielić się na pół nawet najmniejszym kawałkiem ciasta?

– A dlaczego byśmy nie mieli? – Nachyliłam się nieco nad stołem, by zobaczyła, że jestem skupiona na niej i tej rozmowie, choć zbytnio mnie ona nie bawi. – W ten sposób będziemy mogli skosztować jak najwięcej, a przy tym nie pochorujemy się z przejedzenia.

Stosowaliśmy ten sposób od czasów naszego balu absolwentów, pierwszej imprezy, na którą poszliśmy jako partnerzy – nigdy jako para – i uważałam, że to świetne rozwiązanie. Tyler jakoś też mi na to nic nie narzekał.

Koleżance jakoś to nie pasowało. Jej problem, nie mój, nie ciągnęłam więc tematu, zamiast tego rozejrzałam się na inne stoliki, by dostrzec, że przynoszona jest właśnie zimna płyta, w tym półmiski z gotowanymi warzywami pod sosem majonezowo-jogurtowym posypane tartym serem. Znałam jednego typka, który dałby się podpiąć pod lekkie napięcie, byle tylko móc zjeść coś tak dobrego. Jako że on właśnie wybierał dobre rzeczy dla mnie, postanowiłam wykorzystać i własną okazję.

– Zaraz wracam – mruknęłam do siedzących najbliżej mnie osób, po czym ruszyłam po smakowitości.

Nim półmisek dotarłby do nas, inni goście już dawno by się raczyli owymi warzywami, a Tyler jedynie by wzdychał, że musi tyle czekać. Oczywiście zapytałam zgromadzonych, czy jest możliwość porwania na moment ich porcji, czy nie będą źli, że im coś podbieram. Nie spotkałam się z żadnym protestami, a raczej z samą życzliwością, wiec na swoje miejsce wróciłam nie tylko ze zdobyczą, ale i w dobrym humorze, zapominając całkiem o tym, co wcześniej mówiła mi nader życzliwa koleżanka. Wracałam do stołu w nieco lepszym nastroju, w tym samym czasie na miejsce wrócił Tyler i mogliśmy się przekonać, że oboje w tej chwili staliśmy się nieco szczęśliwsi.

Tylko ktoś się też musiał napatoczyć. 

– O, Ashley, Tyler, tu jesteście! – zabrzmiało za nami, na co zgodnie się odwróciliśmy,.

Aż podniosłam się na powrót z krzesła, choć dopiero co usiadłam, z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Cioteczka! I jak się cioteczka bawi?

Dałam się wyściskać kobiecie w kwiecistej sukni, Tyler także nie protestował, a towarzyszka tej kobiety patrzyła po nas nieufnie. Cioteczka to właściwie była cioteczna babcia panny młodej, ale też moja sąsiadka, która znała mnie z powodu zamieszkania i znajomości z Annie, a Tylera dlatego, że często do mnie wpadał. I z naszej dwójki to do niego zwracała się per „wnuczku”, nie do mnie.

Mój przyjaciel umiał kraść serca innych, nie tylko moje.

– Świetnie, moi drodzy. Mam nadzieję, że wy też. – Zwróciła się do koleżanki czy kim ta druga była. – O nich ci mówiłam, to są przyjaciele Annie i Roba jeszcze z czasów liceum. Miło, że wciąż mają ze sobą tak bliski kontakt, prawda?

Nieznajoma gościni popatrzyła po każdym z nas, najwięcej uwagi poświęcając jednak mnie i mojemu granatowemu garniturowi. Uczucie, które malowało się na jej obliczu, łatwo można było rozczytać.

– Miło, miło. Choć ta tutaj powinna uważać ze słodkim, bo z pewnością w biodra jej pójdzie. A tam to kto siedzi? – wskazała na kolejny stolik i odeszła od nas.

Cioteczka przewróciła tylko oczami, po czym chwyciła mnie za rękę i wyszeptała:

– Takim to nie dogodzisz. Bawcie się dobrze, wpadnijcie do mnie z Tylerem, jak będziecie w jakąś niedzielę chcieli obiad, okej?

– Dobrze, cioteczko, wpadniemy.

Tyler również się z nią pożegnał, obiecał jej, że tej nocy jeszcze nieraz ze sobą zatańczą, po czym obie kobiety zajęły się kimś innym. My natomiast wymieniliśmy spojrzenia, parsknęliśmy zgodnie śmiechem i zaczęliśmy wcinać pyszności. Tylko gdzieś nad głową usłyszałam któregoś ze znajomych.

– Ach, nasze stare, dobre małżeństwo znowu w akcji. Myślicie, że kiedyś się nam przyznają do sekretnego ślubu?

Jakby nie dało się uwierzyć, że nim nie jesteśmy.

Przynajmniej poza moją wyobraźnią. 


Tyler patrzy na mnie uważnie, a na jego obliczu maluje się coś podobnego do urazy.

– Czy ty mnie o coś posądzasz?

– Nie, skąd by znowu. – Podsmażam pomidorki na oliwie, przyglądam się, jak puszczają nieco soku, w którym będę mogła poddusić cebulkę. – To tylko taka myśl, co mi do głowy wpadła.

Upijam łyk mocnej kawy – chyba faktycznie mam americano z dodatkowym espresso, jak miło – i wzdycham cicho.

– To donoszę, że po prostu zawczasu kupiłem ciasto z kremem. Gdybyś nie dała mi wcześniej wyraźnie do zrozumienia, że zamierzasz tu nocować po przyjęciu, nie miałbym nic.

– Nic poza własnym czasem, co nie? Choć może powinnam przestać po większości posiłków jeść jeszcze jakieś słodycze, bo mi to pójdzie w boczki, jak usłyszałam.

Teraz to Tyler wzdycha, ale czyni to z wyraźną nutą irytacji. Zerkam na niego i napotykam jego czujne, ciemne spojrzenie. 

– Nie mów mi, że te słowa cię ruszyły. Jesteś na tyle aktywna fizycznie i tak skupiona na wybieraniu zdrowych produktów, że te małe cukierki nie są w stanie zrujnować ci od razu wagi czy zmienić sylwetkę w trymiga. Jesteś śliczna i uważam, że wyglądałaś wczoraj pięknie, niezależnie od słów jakieś ciotki pana młodego. Pewnie już nigdy więcej się nie spotkacie, po co więc przywiązywać do tego taką wagę?

Wzdycham. To jasne, że nie jest w stanie w pełni pojąć mojego toku rozumowania. Nawet nie musimy się o to spierać, taka jest bowiem prawda – gdyby tylko Tyler odezwał się do choć jednego agenta, który zaczepił go na ulicy, byłby dziś wziętym modelem. Zamiast tego pozostaje genialnym prawnikiem, który umie rzucać paragrafami i wbijać szpile w niespodziewających się tego sprawców, a na jego rozprawy przychodzi zdecydowanie za wiele kobiet pragnących poznać jego numer telefonu. Ten prywatny, nie służbowy dostępny na stronie kancelarii.

Jest atrakcyjny i przystojny, momentami nawet piękny w moim odczuciu. Ja rzadko kiedy się tak czuję. 

Skupiam się na tym, by po podduszeniu cebulki dodać sól i pieprz, a następnie wbić jajka i usadzić je pod przykryciem. Jako że będą dochodzić do siebie prze minutę, wracam do rozmowy.

– Ty nie masz takich problemów – zauważam. – Jesteś przystojny, dobrze wychowany, umiesz odczytać intencje innych, a przy tym rzadko kiedy się wkurzasz. To nic dziwnego, że tak łatwo jest zacząć cię uwielbiać i chcieć ci się przypodobać. Nie każdy jednak ma takie przymioty jak ty. 

Albo mi się wydaje, albo przyjaciel jest nieco bliżej niż jeszcze przed moją wypowiedzią. Milczy jednak, więc sprawdzam stan jajek, które już są gotowe – żółtko pozostaje płynne – wyłączam gaz i już chcę sięgnąć po talerze, gdy słyszę Tylera:

– Musisz przestać to robić.

Patrzę na niego z niezrozumieniem, które przeradza się w chęć zabawy.

– Co konkretnie? – droczę się, bo na dobrą sprawę jest wiele rzeczy, którymi mogę go powkurzać poza tymi niby to komplementami.

Z jakiegoś powodu Tyler nieco pochyla się w moją stronę. Już wcześniej był bardzo blisko, co na mnie działało, teraz czuję, że robi mi się cieplej, a atmosfera w kuchni nieco się zmienia, staje się gęstsza.

– Wygadywać te wszystkie głupoty, przez które mam ochotę się z tobą całować. 

Przez chwilę znowu nie rozumiem, co takiego powiedział, tak niespodziewane to było.

– Hę?

Jego spojrzenie wędruje na moje usta, po czym widzę, jak wewnętrznie się upomina i każde przenieść wzrok wyżej. Do tego lekko się rumieni, a w promieniach słońca padających na jego profil wydaje się prawie eteryczny.

Piękny i jakby ze świata marzeń. 

A jednak jest tu jak najbardziej realny. Do tego patrzy mi prosto w oczy z taką czułością, że pragnę wspiąć się na palce i ucałować wreszcie jego usta. Muszę się jednak upewnić, czy jest to w tej chwili możliwe. Czyżby po tak długim czasie chciał dać mi do zrozumienia, że nie tylko chce mnie w swoim życiu jako przyjaciółkę, ale też pragnie, bo jestem według niego atrakcyjna?

To może brzmieć w mojej głowie jak całkowita abstrakcja, a jednocześnie sprawia, że radość rozlewa się po moim ciele wszystkimi żyłami.

Nie chcę, by było to tylko złudzenie. 

– Tyler?

– Tak?

– Czy twoim zdaniem jestem w tej chwili trzeźwa?

Pytanie wisi między nami, kiedy tak się w siebie wpatrujemy, a niedawna przeszłość daje o sobie znać. To nadal jest jedno z moich największych pragnień, chcę wiedzieć, co on sam o tym wszystkim myśli.

Przyjaciel wpatruje się we mnie intensywnie, a ja rozpływam pod tym spojrzeniem – jak wiele, wiele razy w ostatnim czasie. Nie jestem w stanie dłużej ukrywać, że łączy nas tylko przyjaźń. Moje serce bije mocno, kiedy z nim jestem, do tego nikt mnie tak nie wspiera i nie dodaje skrzydeł, a przy tym jest taki miły. Nawet zaczynam uważać, że za jego sprawką mogę zechcieć kiedyś zostać matką, co dotychczas było dla mnie nie do wyobrażenia.

– Tak – odpowiada po chwili milczenia. – Jesteś całkowicie trzeźwa, choć może nadal zmęczona po wczorajszej zabawie.

Skoro to przyznał, chcę odczytać to jako zielone światło dla moich kolejnych działań.

– Czy teraz pozwolisz mi kochać cię i całować, jak na to zasługujesz?

Na jego wagach igra uśmiech.

– Pod jednym warunkiem.

Och, to naprawdę irytujące.

– Ty i te twoje warunki… – Ale nawet mimo tego nie poddam się, nie porzucę tej odwagi, jaka dopadła mnie tego przedpołudnia w jego kuchni. Doprowadzę to do końca. – Co tym razem?

Jego oczy błyszczą w świetle, jakie wpada przez odsłonięte okno.

– Pozwolisz mi na dokładnie to samo. – Dostrzega, że jestem zaskoczona jego słowami, jak też nie umiem w nie od razu uwierzyć. – Ja też chcę cię kochać i całować, jak na to zasługujesz, Ashley. Jestem cały twój.

Nie chcę za wiele myśleć o tym wyznaniu, chcę dać się ponieść tej chwili, którą sami sobie właśnie stworzyliśmy.

Choć na świecie nic nie jest ponoć idealne, to dla mnie ten moment bliski jest ideału.

Skoro Tyler jest tak blisko, skoro wyszedł mi na spotkanie, nie mam zamiaru tego przepuścić. Staję lekko na palce i muskam wargami jego usta. Przelotnie, bo szybko tracę równowagę w tej pozycji. Tyler to dostrzega, obejmuje mnie mocno i przyciąga do siebie. Mimo dzielących nas warstw ubrań czuję bicie jego serca. Mocne, nieco szybsze. Zupełnie jak moje. 

Kontynuuję więc to, co zaczęłam. Tylko nie obdarzam go już całusem czy buziakiem, o nie. Całuję go tak, jak chciałam i chcę być całowana przez niego. Pewnie, ale nie nazbyt natarczywie, czule, ale z zapowiedzią, że to dopiero początek.

To musi być początek, bo nie ma dla mnie odwrotu – chcę tego bardziej niż czegokolwiek innego.

I rozpływam się, kiedy Tyler oddaje pocałunek. Cicho wzdycham, kiedy przejmuje inicjatywę i sam napiera na moje wargi. Rozchylam je i wtedy poznaję, co to znaczy być całowaną przez kogoś, kto także o tym marzył.

Serce na moment zamiera mi w piersi, po czym ponawia swoje bicie, synchronizuje się z biciem serca Tylera.

To jest to a rat-ta-ta of my heart, o którym przed laty jedynie słyszałam w piosence. Ta magia dzieje się w moim życiu właśnie teraz. 

Wiem, że w tej chwili mam wszystko, by smakować, czym jest szczęście.

Nie umiem powstrzymać się przed tym, by objąć go za kark i przybliżyć jeszcze bardziej.

Wtedy, ku mojemu szczeremu zdziwieniu i lekkiemu rozczarowaniu, Tyler odsuwa się, kończąc tym samym najpiękniejsze pocałunki w moim dotychczasowym życiu. Patrzę na niego, ale on tylko na chwilę krzyżuje ze mną spojrzenie, po czym pochyla się, by oprzeć się czołem o moje ramię. Nie rozumiem, co się teraz dzieje. Przecież było tak wspaniale.

– Wszystko w porządku? – pytam, na co przyjaciel (czy może już powinnam myśleć o nim jawnie jako miłości mojego życia?) parska śmiechem.

– Nie wierzę… – mruczy.

– Niby w co? – chcę wiedzieć. Obejmuję go delikatnie w pasie na wypadek, gdyby mi się tu zachwiał czy coś podobnego.

– Nie wierzę, że nie spróbowaliśmy tego przez ostatnie trzynaście lat.

Teraz to ja parskam.

– No cóż, nie spróbowaliśmy. Chyba nawet nie stworzyliśmy sobie do tego okazji. – Nie umiem pojąć, że mógłby chcieć tego od początku naszej znajomości. – Żałujesz?

– Tych pocałunków? Ani trochę. Tego, że nastąpiły dopiero teraz? Odrobinę tak. 

– Wiesz, od dzisiaj możemy to powoli nadrabiać. Oczywiście, jeśli chcesz. 

Prostuje się, by na mnie spojrzeć, chwyta moją twarz w swoje dłonie, nachyla i całuje mnie powoli. W tej chwili rozpływam się od nadmiaru wrażeń.

– Chcę. Bardzo. Tak jak i po prostu być z tobą. Kochać cię. Całować. Wspierać w realizacji planów. Zestarzeć. Wszystkiego, co daje świat, ale w twoim towarzystwie. Tego chcę.

– Ja też. – Do oczu napływają mi łzy. – Bardzo tego chcę.

Uśmiech zadowolenia na jego twarzy znika, kiedy wraca do pocałunków, a ja mam poczucie, że teraz wszystko w życiu będzie lepsze. Nawet deszczowe poniedziałki nie będą straszne, czarna kawa stanie się mniej gorzka, a każdy kolejny pocałunek będzie słodszy od poprzedniego.

Wszystko będzie w porządku, gdy będziemy ze sobą. 


2 komentarze:

  1. Awwww, omg, ja uwielbiam te relacje, gdy z przyjazni rodzi sie milosc! Pięknie to opisalas, calkowicie wsiąkłam w tekst! Temat idealnie tu pasował, pieknie go nadbudowalas. Posciel z wilkami plus 10 do sympatii dla bohaterów:D no i ten dialog, cholerny blog szaleje gdy probuje skopiować, wiec przytocze z pamieci: Tyler, czy wg cb jestem w tej chwili trzezwa? <3 omg no gdyby sie to nie skonczylo odwzajemnieniem to chyba bym sie zalamala!
    Bardzo dobrze sie bawilam, to byla piekna chwila!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przyznam ze romantyczne historie nie są czymś po co sama bym sięgnęła, ale w zupełności rozumiem ta niepewność bohaterów związana z sytuacja i tym na czym stoją. Romantyzm w relacji szczególnie na poczatku jest tym co buduje napięcie. Ucieszyłam sie na końcu gdy przeczytałam ze jednak udało jej sie spełnić wielkie marzenie bycia z tym oto mężczyzna.

    OdpowiedzUsuń