Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

środa, 14 maja 2025

[191] Howling like a wolves ~ Wilczy

 Przeklęty deszcz. Mogłoby przynajmniej przestać wciąż lać! 

Krople coraz gęściej, coraz częściej uderzają o Zaun. Leto naciąga na twarz kaptur, ale nie chodzi o to, że nie chce zmoknąć. Wciąż rzuca spod materiału spłoszone spojrzenia każdemu, kto ją mija. 

Czego ja się boję? Nie mam czego się bać. 

Próbuje przekonać samą siebie, lecz dreszcze niepokoju są coraz silniejsze. Miasto nie pomaga, nie jest czułe na lęki, tu tchórze stoją na początku łańcucha pokarmowego, nikt się nad nimi nie lituje. Nie tu, nie ta społeczność. Zaun nie wybacza słabości. 

DON'T THINK TWICE 
YOU'LL BE DEAD IN A SECOND 

Leto zatrzymuje się w tłumie, co rusz potrącana czyimś ramieniem, otoczona wybuchami śmiechu, gwarem, soczystymi bluzgami. Zwykle świetnie się w tym odnajduje. A przynajmniej jej to nie przeszkadza. Dzisiaj…  

Dziś jest inaczej. 

Cienie przybierają kształt przeszłości, żarłoczny i nienasycony. Ciężko znieść myśl o tym, co było. Jakikolwiek dystans by nie pokonała, to, od czego uciekła, zdaje się czaić tuż za rogiem. Dziś – za plecami każdego z mijanych ludzi. 

Wilczyca oddycha niespokojnie, pozwalając, by napływały emocje. Nie jest w stanie ich powstrzymać. 

Chcę… Potrzebuję. Muszę… 

Zaciska pięści. 

I znowu mam się czołgać do ciebie? Gdybyś chociaż… 

Leto! 

Wzdryga się na dźwięk swojego imienia. Rozpoznaje ten niski, ciepły głos, ale i tak przez moment spodziewa się ujrzeć w tłumie inną twarz. Przez chwilę nawet jej się wydaje, że ją widzi. Nie dokładnie taką jak ją zapamiętała, ale ma wrażenie, że mignął jej przed oczami znajomy uśmiech, lecz wtedy cały świat przysłania potężnej postury mężczyzna, który bez trudu rozsuwa ramionami odgradzający go od niej tłum. 

– V-Vander – wymawia jego imię z pełnym ulgi westchnieniem. Zdaje sobie sprawę, że jest przemoczona i drży z zimna. Vander zdejmuje z siebie kurtkę i zarzuca na nią. 

– Gdzieś była cały dzień? – pyta z niezadowoleniem, lecz i w jego tonie pobrzmiewa echo ulgi. 

Leto wzrusza ramionami, kręci głową. Vander jeszcze przez kilka sekund wpatruje się uważnie w jej twarz, zaciskając mocno usta. Deszcz spływa po jego twarzy. Zwykle zaczesane do tyłu włosy opadają mu na czoło; z kosmyków ześlizgują się pojedyncze krople. 

– Chodź.   

Przygarnia dziewczynę ramieniem do siebie i prowadzi przez rozstępujący się przed nim tłum. Nie zadaje już żadnych pytań, dopóki nie docierają do Kropli. Leto odruchowo rusza do wolnego stolika, ale Vander ją powstrzymuje. Ruchem głowy wskazuje schody na górę i sam zmierza za nią, łapiąc spojrzenie Seviki. 

Zamkniesz? – pyta, lecz ona może co najwyżej wyczytać ten komunikat z ruchu jego warg; wzrusza w odpowiedzi ramionami. 

Leto zatrzymuje się przed pokojem na górze, czekając, aż Vander otworzy.  Drzwi są zamknięte na klucz. Kiedy Vander otwiera, przepuszczając ją przodem, Wilczyca wchodzi niepewnie, rozgląda się po pomieszczeniu, rozcierając zziębnięte ramiona i pociągając nosem. Była tu tylko raz, wtedy też Vander przyprowadził ją tu na poważną rozmowę. Ją i Erisa… 

Jej wzrok zatrzymuje się na fotografii dziewczynek, którą Vander trzyma na ścianie. Jedna z nich ma niebieskie włosy, druga różowe. Powder i Violet. Zdjęcie obok przedstawia kobietę o fioletowych włosach i mężczyznę, który ją do siebie przytula. Rodzice dziewczyn, którzy zginęli wtedy, na moście. 

– To co – Vander chrząka, zatrzymując się na środku pomieszczenia – powiesz mi, gdzie cię nosiło cały dzień? 

Wilczyca wzrusza ramionami, jakby chciała zapytać, co to za różnica. Za duża kurtka zsuwa się z jej grzbietu, ściąga ją i rozwiesza na krześle. 

– Będziesz mnie przesłuchiwał? – Krzywi się niechętnie, próbując nie patrzeć na Vander w przemoczonych ciuchach. Nie patrzeć, jak odgarnia te ciemne, zmoczone włosy.  

Nie, Leto, jesteś dorosła, możesz robić, co ci się podoba. – Vander unosi ręce, jakby chciał zapewnić o swoich czystych intencjach, lecz ona zastanawia się, czy to nie sarkazm. – Po prostu… – Mężczyzna wzdycha, garbiąc się, lecz nawet teraz wciąż jest bardzo wysoki. – Miałem przeczucie, że zamierzasz zrobić coś… nierozważnego. 

Leto zaśmiewa się krótko, niewesoło. 

– A to nie tak, że masz to przeczucie od jakiś dziesięciu lat? 

– Może. Ale ostatnio coraz bardziej mi dokucza – odpowiada szczerze Vander. – To nie tak, że wcześniej byłem obojętny na to, co się z tobą dzieje, ale teraz… – zawiesza głos, odwracając się do niej bokiem, patrząc na ścianę ze zdjęciami.  

Teraz zaczęło mi zależeć. 

– Ujmę to tak: gdyby coś ci się stało, to bym się ostro wkurwił. 

Leto zamiera. Ktoś inny może nie przejąłby się tak bardzo, lecz ona wie, ile takie słowa znaczą w ustach Vandera. 

– Nie chcesz mi powiedzieć, to nie. – Teraz to mężczyzna wzrusza ramionami. – Nie mogę cię do niczego zmusić. Żebyś mi ufała albo chociaż się nie narażała.Vander wypuszcza gwałtownie powietrze przez nos, dając się ponieść nerwom. – Zdaje się, że coś mi obiecałaś, co? Że nie będziesz działać na własną rękę? No i? 

– Nic nie zrobiłam, Vander. 

– Co nie równa się z tym, że nie zamierzałaś! 

Oboje mierzą się wzrokiem. 

– No powiedz, że nie. – Vander podchodzi, krzyżując na piersi ręce. – Uspokój mnie. Powiedz, że nie planowałaś niczego głupiego. 

Leto patrzy wprost w szare oczy, zaciskając mocno usta. Coś w jego spojrzeniu starej duszy wydaje się jej tak bliskie, tak potrzebne i upragnione... 

Doznasz bólu, którego nie zapomnisz. 

Strzępy obrazów kotłują się w jej głowie. 

– Nie umiesz mnie okłamać. – Vander nachyla się, by skupić na sobie spojrzenie dziewczyny   i niemal natychmiast prostuje, jakby przestraszył się dystansu, który pokonał. – Chociaż tyle – mruczy do siebie, krzywiąc się z niezadowoleniem. – A teraz się rozbieraj.  

– Słucham?Leto otwiera szerzej oczy. 

– Jesteś cała mokra. 

– A ty nie jesteś aby zbyt pewny siebie? 

– Słucham? – Teraz to Vander patrzy na nią w zastanowieniu, wyciągając z szafy suchą koszulkę. 

– Och. – Leto się czerwieni, spuszcza wzrok. – Nieważne, dawaj to. – Wyciąga rękę, nie patrząc na niego. 

Ma nadzieję, że Vander po prostu rzuci koszulką, lecz on podchodzi, by wręczyć jej ubranie. Leto zabiera je szybkim ruchem, zerkając na niego, wciąż zawstydzona i z rozdrażnieniem odnotowuje rozbawienie na twarzy mężczyzny. 

 

TURN YOUR EYES 
 

– Dziękuję, a teraz się, do cholery, odwróć, czy co tam robią panowie w twoim wieku, gdy… 

Shhh… – Vander ucisza ją, kładąc palec na jej ustach. Kręci głową, ściągając brwi. 

Leto jest zaskoczona, ale po kilku sekundach zaciska dłoń na jego dłoni, odsuwa ją od swojej twarzy. 

– Mówię serio, Vander, nie mam zamiaru więcej…  Nie to nie, ile można – warczy, najwyraźniej wściekła. – A teraz się odwróć! 

Hm – Vander mruży oczy – nie. 

– Nie? – Wilczyca unosi brwi. 

– Nie. – Mężczyzna wzrusza ramionami. 

– Ty po prostu lubisz mi odmawiać, co? Przyznaj! – W oczach Wilczycy płonie ogień. – Dobrze, to sobie patrz! 

Ze złością rozpina spodnie, ale nie mogąc poradzić sobie z kolejnym guzikiem, porzuca je i wściekłym szarpnięciem zadziera na głowę bluzkę, zmagając się z klejącym do ciała, mokrym materiałem. 

Pomóc? 

FROM YOUR HANDS TO THE HEAVENS 

 

Dłonie Vandera zdecydowanym ruchem zdzierają z niej koszulkę. Patrząc z góry we wściekłe oczy Wilczycy sięga za jej plecy, odpina sprzączkę stanika. Leto pozwala, by się z niej zsunął, oddychając coraz płycej. Vander chwyta za jej biodra, przysuwa do siebie, nie odrywając spojrzenia od jej twarzy, rozpina kolejne guziki spodni. Ugina kolana, by zsunąć je do kostek. Leto wyswobadza z nich nogi, walcząc z dreszczami i urażoną dumą. Z dołu dobiegają pokrzykiwania i hałasy, rumor przewracanych krzeseł. Prawdopodobnie Sevika wywala z knajpy opornych gości. Vander nie wydaje się tym przejmować, prostuje się, a jego dotyk sunie w górę, delikatnie drapie paznokciami jej skórę, pieszcząc uda, a potem jego dłonie obejmują jej pośladki, masując je i ściskając. Z gardła mężczyzny dochodzi pełen zadowolenia pomruk, a Leto przestaje kalkulować, przestaje się hamować.  

 

KILL YOUR PRIDE 

 

Zdziera z Vandera przemoczoną koszulkę, odsłaniając szeroką pierś. Oddaje dotyk, błądząc po niej palcami w lunatycznym transie. Wreszcie rzuca się na niego, podskakując, by nogami objąć go w pasie. Vander śmieje się w jej włosy, podtrzymując biodra Wilczycy jedną ręką, drugą odpina pas w spodniach. Opiera jej plecy o ścianę, dysząc w jej szyję. Leto wierci się zapraszająco, lecz on wyhamowuje, podnosząc podbródek, by spojrzeć jej w oczy. 

– Wiesz, obiecałem kiedyś, że nad tobą zapanuję – zdradza nieoczekiwanie. – Że znajdę sposób. Lecz nic, co robiłem, na ciebie nie działało – warczy wprost do jej ucha. – Próbowałem już wszystkiego. Oprócz tego… 

Kiedy w nią wchodzi, Wilczyca wyje.  

Po tej nocy Wataha mogłaby brać od niej lekcje skowytu. 

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Leto odczuwała niepokój w tym tekście, mnie też się on udzielił - co oznacza świetnie wykonaną robotę, skoro emocje bohatera udzielają się też czytelnikowi, brawo!
    Podejrzewałam, co się wydarzy między Wilczycą a Vanderem, jednak ci z tego? I tak dobrze mi si czytało. Może i w ich wypowiedziach pojawia się sarkazm, może specjalnie się droczą, ale ja w tej parze znajduję też takie małe ciepełko.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń