Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 26 stycznia 2025

[184] The edge of danger ~ Wilczy

 

– No dobra. – Dziewczyna w widocznie lepszym nastroju uderza dłońmi o blat stołu. – Powiedzmy, że mi się ten plan podoba. Choć Eris mógłby mieć parę “ale”. – Zerka na śpiącego Finna, ściągając brwi. – Wiesz. Może to i kretyn, ale jest jego bratem. 

– Nie kłopocz się tym. Finn sobie poradzi. Ma dość szmalu, by przekupić połowę Zaun. I, wierz mi, jeśli nadarzy się okazja, by cię zdradzić, nie będzie miał skrupułów. A przecież byłaś dla Erisa... – nie kończy, zawieszając wzrok na twarzy Wilczycy.  

Kim dla siebie w zasadzie byli? Vander często widywał ich razem, zazwyczaj oboje wyciągał z tarapatów, kiedy byli młodsi. Zdawali się parą dobrych przyjaciół, jednak ostatnio… Może to tylko jego wrażenie, ale… 

Opuszcza wzrok na bębniące niecierpliwie o blat palce Wilczycy. Tuż obok nich dostrzega nowo powstałe wyżłobienia, które wydrapała wcześniej. 

L. S. 

Jej inicjały? 

Nagle otwiera oczy szerzej. Skupia spojrzenie na twarzy dziewczyny, przypominając sobie więcej szczegółów ze wspomnienia, które nawiedziło go chwilę temu. 

 

Tego dnia ruch jest wyjątkowo duży. Miałbym przy barze kolejkę mocno niezadowolonych z obsługi klientów, gdyby Tiggs nie uwijał się za trzech i Sevika, która zgodziła się pomóc (wzdychając i przewracając oczami). Muszę przyznać, że ona za barem to widok dość kontrowersyjny. Z przewieszonym przez muskularne ramię kuchennym ręcznikiem i petem między zębami wygląda jak grabarz, który pomylił profesje i zamiast na cmentarzu wylądował w cyrku. 

– No halo! – oburza się łysawy jegomość, widząc, że popiół z cygaretki, którą kopci Sevika, wpada prosto do piwa, które przed nim stawia. – Co pani wyprawia?! Przecież… 

– Zabieraj to i zjeżdżaj – warczy Sevika. 

Mężczyzna otwiera usta, by zaprotestować, ale wystarcza jedno jej spojrzenie. 

– Dziękuję – wymrukuje, kłaniając się i wycofując pospiesznie. 

 

TURN TO RUN 
NOW LOOK WHAT IT'S BECOME 

OUTNUMBERED TEN TO ONE 

 

 

O tym właśnie mówię. Tylko czekać, jak zacznie lać klientów szmatą po mordach, zamiast wydawać resztę. 

– Ciężki dzień? – Zwracam głowę w stronę, z której pada pytanie. 

– Eris. Witam go skinięciem głowy, ściągając brwi. Dawno go nie widziałem i zdaje mi się, że od ostatniego razu urósł o jakieś piętnaście centymetrów. Dorósł. Już nie jest smarkaczem, którego przeganiałem z Alei, teraz to młody mężczyzna. Rysy twarzy mu się wyostrzyły, zdecydowanie robi się coraz bardziej podobny do brata, tylko spojrzenie ma mniej jadowite, łagodne. No i wykazuje więcej rozsądku, nie tatuując sobie twarzy. 

– Coś ci podać? 

– Poproszę.  

Chłopak dziękuję krótkim skinieniem, a ja nalewam mu piwo. 

– Co cię tu sprowadza? – pytam bezinteresownie, ale Eris obrzuca mnie podejrzliwym spojrzeniem. 

– Przechodziłem… akurat… I pomyślałem…  

Kłamać to on nie potrafi. 

Chyba słusznie rozczytuje moją minę, bo wzdycha, przecierając twarz dłonią. 

 

BACK THEN SHOULD'VE BIT YOUR TONGUE 

 

– Nie było tu Leto? – decyduje się zapytać wprost. – Miała się tu ze mną spotkać. Dwie godziny temu. 

Dwie godziny, a on nadal czeka? 

– Przykro mi. – Kręcę przecząco głową. – Dzisiaj jej nie widziałem. W sumie – skupiam się, żeby sobie przypomnieć – nie widziałem jej od tygodnia. 

Eris wydaje się zaniepokojony. Upija łyk piwa i zaczyna bębnić nerwowo palcami o kontuar. Nie naciskam go, ale obserwuję uważnie, czekając, aż się otworzy. 

– Przychodzą tu do ciebie różni ludzie, co nie, panie Vander? – zagaduje po chwili, siląc się na beztroski ton. 

– Przychodzą – zgadzam się, podając piwo Mary, stałej bywalczyni Kropli. – Możesz mi mówić po imieniu – dodaję, a chłopak potwierdza gestem, że przyjął to do wiadomości. 

– A… Nie było tu czasem ostatnio… kogoś… – zniża głos do szeptu – z Noxusu? 

Przestaję polerować szklankę, wpatrując się w Erisa czujnie. 

Noxus? – powtarzam cicho. – Czego Noxus miałby szukać w Ostatniej Kropli? W Zaun? 

Eris wzrusza ramionami. 

– Tak tylko pytam.Wzrusza ramionami, odwracając wzrok, gdy ja coraz mocniej ściągam brwi, dochodząc do wniosku, że powinienem inaczej skonstruować pytanie. – Noxianie to chyba nie typ ludzi, którzy wpadliby do knajpy na piwo, co? – próbuje zażartować, rozładowując napięcie, ale żaden z nas się nie śmieje. 

– Nie, Noxianie zdecydowanie nie są narodem, który asymilowałby się z Zaunitami – mimo retoryczności pytania postanawiam na nie odpowiedzieć. – Raczej puściliby Kroplę z dymem, razem z połową Zaun. – Nachylam się nad barem, opierając ręce o ladę. – Eris. Chyba nie zadarłeś z kimś z Noxusu? 

'CAUSE THERE’S NO TURNING BACK THIS PATH ONCE IT’S BEGUN 
 

 – Nie, no co ty. 

Na bogów, ten chłopak to otwarta księga. Jeśli rzeczywiście tego nie zrobił, to brakuje tam tylko słowa: jeszcze. 

No chyba że... Nie chodzi o niego. 

Po plecach przebiega mi zimny dreszcz. Zbliżam twarz do jego twarzy. 

– Czy Leto ma kłopoty? 

 

YOU’RE ALREADY ON THAT LIST 

 

Miałem nadzieję, że się roześmieje nerwowo, że przynajmniej spróbuje zamaskować prawdę, bo dopóki jest czas i miejsce na grę, sytuacja nie może być poważna. Nie próbuje się przecież podpytywanek, gdy wybucha pożar, wtedy wali się pięściami do drzwi, nazywając rzeczy po imieniu. 

Ale Eris tym razem nie próbuje mnie zwodzić. Poważnieje, co każe mi sądzić, że trafiłem w punkt albo on sam po prostu… 

– Nie wiem – zdradza, opuszczając głowę. Wydaje się szczerze zmartwiony. – Fakt, że się dzisiaj nie pojawiła… Może jestem przewrażliwiony. – Podnosi na mnie zmieszany wzrok, chyba żałuje, że był ze mną szczery. 

– Powiedz mi wszystko, co wiesz – nalegam. Teraz, kiedy sam się zaniepokoiłem, muszę dowiedzieć się czegoś więcej, lecz Eris kręci głową. 

– Wybacz, Vander, ja chyba… To nie było potrzebne. Po prostu już pójdę. 

Chwytam go za przedramię. 

– Dobrze zrobiłeś, że do mnie przyszedłeś. Powiedz mi więcej. Lepiej dmuchać na zimne – staram się go przekonać, a on wzdycha ciężko i po chwili namysłu pyta: 

– Znasz człowieka o nazwisku Shieda? 

Fala zimnego niepokoju wdziera się do mojego serca. 

– Nie – odpowiadam, mocno zaciskając szczękę. – Co to za jeden? 

Eris otwiera usta. Wciąż się waha, ale chyba zamierza mi powiedzieć. 

– Hej! A wy dwaj co tu knujecie, co?! – Leto zarzuca rękę na kark Erisa, uśmiechnięta od ucha do ucha. Szczerzy się, patrząc na nasze miny. – O matko, coście tacy poważni? Ktoś umarł? 

Ulga rozchodzi się po moim ciele, a sprawy Noxusu wydają się należycie odległe, jak przed insynuacjami Erisa. Chłopaka chyba rzeczywiście nieco poniosło. Ja też dałem się przestraszyć. 

 

SAY YOU DON’T WANT WHAT YOU CAN'T RESIST 

 

– Dobrze cię widzieć, Wilczyco – mówię tylko, uśmiechając się do dziewczyny i zajmuję się obsługą klienta. 

– A temu co? – pyta Leto, patrząc na mnie w zdumieniu. – Pierwszy raz ucieszył się na mój widok! Co tu się stało, Eris? 

Zerkam na chłopaka i wyczuwam, że w odróżnieniu ode mnie, to nie poczucie ulgi w nim teraz narasta. 

– Gdzieś ty się podziewała? – syczy, nachylając się do niej.  

– Co? A od kiedy to powinnam ci się tłumaczyć, co? 

– Chyba jednak należy mi się kilka słów wyjaśnienia, czekam tu od dwóch godzin! 

– Na mnie? Przecież… – Leto milknie, przez jej twarz przetacza się grymas. – Cholera. Zapomniałam. 

Eris prycha gniewnie, odwraca twarz. Zmieszana dziewczyna opuszcza oczy. 

– To… To dla mnie? – pyta, patrząc na coś, co Eris trzyma w dłoni, a co cały czas ukrywał przed moim wzrokiem za ścianą lady. 

– Nie. – Chłopak ciska czymś o podłogę. – Już nie. – Płaci za piwo i odwraca się, żeby odejść. – Może kiedyś, jak raczysz pamiętać o innych ludziach! 

 

WAVING THAT SWORD WHEN THE PEN WON’T MISS 
 

Eris, wściekły, wychodzi z Kropli. 

Leto podnosi z podłogi kilka związanych w pęk polnych kwiatów. 

– Skąd je w ogóle wytrzasnął? – pyta sama siebie. – Przecież tu nic nie rośnie. 

Zerka na drzwi, ale postanawia za nim nie iść. 

 

WATCH IT ALL FALLING APART LIKE THIS 

 

– To pewno miał być prezent – informuje mnie, wymachując kwiatkami, gdy dostrzega moje spojrzenie. – Mam dzisiaj urodziny. 

 

To wtedy rozmawiałem z nim po raz ostatni, a teraz przychodzi mi na myśl, że być może ona również. 

– Zdaję sobie sprawę z tego, że Finn sprzedałby mnie za parę drobniaków – podejmuje Leto, obrzucając go pogardliwym spojrzeniem. Jednak jestem winna Erisowi chociaż tyle, by spróbować zachować tego sukinsyna przy życiu. Widzisz, on z jakiegoś powodu go uwielbiał – dodaje niechętnie, wydymając usta. Nie wyjaśnia natury swoich relacji z Erisem, a ja nie dopytuję. – Ale – przenosi wzrok na mnie – twój plan brzmi całkiem… OK. – Kiedy się uśmiecha, jej oczy wypełniają niebezpieczne błyski. – Teraz potrzebujemy tylko jakiejś przynęty, którą zainteresuje się doktorek. – Zaciera ręce, wyglądając w moich oczach coraz mniej poczytalnie. – Może któreś z tych twoich dzieciaków? 

– Chyba zwariowałaś – prycham gniewnie, próbując ustalić, czy mówi poważnie. 

– Daj spokój, kręci się ich tu tyle, że… 

– Wybij to sobie z głowy! Nie będziemy nikogo narażać! 

– Jedno mniej czy więcej… 

– A już miałem nadzieję, że tym razem ci nie odbije. 

– No weź! Wybierzemy te, które lubisz najmniej. 

Wiesz co, Leto? Może byś już sobie poszła, co? 

– Nawet nie zauważysz, że…  

Serio, Leto, idź, zanim stracę cierpliwość. 

– Ale to jest dobry plan! Posłuchaj… Hej! Gdzie z łapami?! Vander! No wiesz?! Najpierw mnie tu przetrzymujesz, a teraz stąd wyrzucasz?! Ej! Vander! Tak się nie robi! Otwieraj, słyszysz?! VANDER! 

 
TODAY’S GONNA BE THE DAY YOU NOTICE 
CAUSE I’M TIRED OF EXPLAINING WHAT THE JOKE IS









Ja?  

Jestem tylko jednym z cieni.  

Jednym krokiem przemierzam światy, które dzieli migot i pełne mroku prawo. Nie pytam, kto za nim stoi. Wiem, kto stworzył Podziemie.  

Trzymasz wszystko w garści, ale coś ci się wymyka, wycieka przez palce.  

Ślizgocze.  

Przełęcz Wyrzutków.  

Opary toksyn wypełzaj z zakurzonych kątów miasta niczym obmierzłe macki, rozpleniają po Zaun jak robactwo. Jeśli w porę go nie rozdeptasz, skończysz jako strawa tej plagi. 

Zapomniałeś? 

Ciężkiej ręki potrzebują Aleje. Kiedyś to rozumiałeś, że nie można inaczej. Trochę się rozleniwiłeś, tak mówią. Trochę zmiękłeś. Nie powinieneś odpuszczać. Tylko walcząc masz szansę wygrać. Jeśli oddasz to walkowerem…  Rzucą się na ciebie, nieważne, jak się zasłużyłeś i jakie nosisz tytuły.  

Rozszarpią cię. Wyczują krew i wykończą. 

Ona zrobi to pierwsza. 

Nie łudź się. Jesteś w tym sam. Jeśli jej zaufałeś, popełniłeś błąd. 

Ona też należy do cienia. 

Z nami się nie igra. Z nami się nie wygra.  

Nie można nas przechytrzyć, to my przechytrzymy ciebie. Spajamy krawędzie światła i mroku, dobra i zła. Sam pomyśl, jak złudne to i niebezpieczne. Lepiej trzymać się z daleka od cienia. 

Ale ty, och, ty już stoisz nad przepaścią. 

Jeszcze możesz zawrócić. 

Zrób to.  

Nie idź wzdłuż krawędzi. 

To nie skończy się dobrze. Dla nikogo. 

 

 

YOU WALK ALONG THE EDGE OF DANGER 
 




 

AND IT WILL CHANGE YOU 
 

Nigdy dotąd nie myślała o dzieciach.  

Na co one komu potrzebne? Tylko kręcą się pod nogami, mazgają i wrzeszczą bez powodu. 

Jeszcze do niedawna ją też uznawali za dzieciaka. Bardzo ją to złościło. Nawet jeśli nie miała wielu zalet, jedną z nich była całkiem trafna ocena umiejętności walki swoich i przeciwnika, dlatego wiedziała, że w kilka sekund mogła zabić większość tych łachudrów, które ją obśmiewały. I kilku rzeczywiście zabiła.  

W końcu sława ją wyprzedziła, już nikt nie pytał, ile ma lat, choć wciąż raz na jakiś czas zdarzył się idiota, który pełnym kpiny tonem musiał zapytać: „I to jest ta Wilczyca, której wszyscy się boją? Jakaś kpina!. Z takimi lubiła zabawić się dłużej. Obserwowanie agonii pyszałków sprawiało szczególnie dużo frajdy. Kiedy już zamiast drwin z ich ust wypływała tylko krew, to była sprawiedliwość, którą uwielbiała podziwiać. 

Dziś już nie drwią z niej w ten sposób. Przestała być dzieckiem, w zasadzie nie pamięta, by kiedykolwiek nim była. Ma wrażenie, że urodziła się dorosła, że od początku jedyna ścieżka, jaka się przed nią ścieliła, to ścieżka samodzielności. Nie pamięta, by kiedykolwiek w jej życiu królowała beztroska i zabawa. Namiastkę tego od dawna zapewnia sobie sama, od czasu do czasu. Zabijając, najczęściej dosłownie, zagrożenie i coraz lepiej się przy tym bawiąc. 

Może właśnie dlatego, że w jej życiu nie było miejsca na dzieciństwo, jeszcze nigdy dotąd dzieci nie zaprzątały jej głowy. Z reguły nie zwracała na nie większej uwagi, nawet jeśli potknęła się o jedno z nich. Nawet te pędraki Vandera zbytnio jej nie obchodziły. Drżała ze zgrozy, że może próbował kiedyś – i oby nie, kurwa, teraz – traktować ją jak jedno z nich. Dopiero ostatnio zamieniła z nimi więcej niż jedno słowo, a teraz przygląda im się uważnie. 

– Raz, dwa, trzy, obrywasz ty! – wrzeszczy Mylo, grający wraz z Claggorem i kilkoma innymi chłopakami w bardziej brutalną odmianę szukanego.  

Wilczyca prycha, obserwując z dachu Ostatniej Kropli, jak Mylo ładuje z buta pod żebra jakiegoś chłystka, krzycząc z radości w odezwie na jęki kolegi. 

– Amatorka – mruczy do siebie, podciągając kolano pod brodę. Dachówki skrzypią w odpowiedzi na ruch.  Leto nieruchomieje, kontynuując obserwację. Próbuje wytypować, które z dzieciaków nada się, by odciągnąć uwagę Silco, gdy ona zakradnie się do jego kryjówki. 

Największy potencjał wykazuje największy z gromadki. Jak na niego mówią? Clamor? Jakoś tak. Zdaje się najrozsądniejszy i w razie problemów najlepiej poradziłby sobie, kupując czas, bo tężyzną dorównuje już młodemu mężczyźnie. Ale jeszcze nim nie jest, na oko nie może mieć więcej niż szesnaście lat. A to stanowi plus, bo udało jej się wywiedzieć, że Silco poszukuje takich gówniarzy z potencjałem. Na co mu oni, Leto nie wnika, co z nimi robi i do jakich eksperymentów zatrudnia. Może dowie się przy okazji. Gdyby miała strzelać w ciemno, byłby to bardzo brudny i mroczny strzał, gdyby nie to, że... 

Przecież Alfa też nas przygarniał. 

Na moment pogrąża się we wspomnieniach. Pełna powagi i mądrości twarz Alfy pojawia się nad nią, gdy leży w kałuży błota, krwawiąc z rozbitej wargi i łuku brwiowego. Krew zalewa jedno z oczu, oślepiając ją. Piętnastoletnia Leto znajduje się na skraju wyczerpania, mimo to próbuje zaatakować, biorą Alfę za kolejnego napastnika.  

Obezwładnia ją w kilka sekund. I zabiera do Watahy, która staje się dla niej nową rodziną. 

Leto krzywi się, gdy na jej nos spada pierwsza kropla deszczu. Naciąga kaptur głębiej na twarz. Dzieciaki w dole zdają się nie przejmować zmieniającą pogodą. Do chłopaków od Vandera dołącza Violet, jej Leto nawet nie bierze pod uwagę. Vi jest narwana, narobiłaby tylko kłopotów, nie panując nad emocjami. Jet zdecydowanie zbyt... 

Podobna do mnie. 

Leto krzywi się jeszcze bardziej, skupiając wzrok na koleżance, którą przyprowadziła Vi. Chyba wcześniej jej tu nie widziała. Lub po prostu nie zwróciła uwagi. Nigdy nie przyglądała się smarkaczom tak jak dziś. A teraz, ta dziewczyna... 

Zielone oczy zwężają się, śledząc spod kaptura czarnowłosą nastolatkę. Jej twarz jest poważna, rozpogadza się tylko wtedy, gdy zwraca spojrzenie na Violet. Przez większość czasu zdaje się być onieśmielona, może przestraszona, wciąż niepewne zerka dookoła. 

 Zaun zjada takie jak ona, połyka w całości.  

To, że dziewczyna przetrwała do tego wieku, świadczy tylko o jednym: nie jest stąd.  

Im dłużej Leto jej się przygląda, tym bardziej jest zdeterminowana: musi się dowiedzieć, czego ta gówniara z góry szuka tu, na dole. I dlaczego, do cholery, wydaje się tak dziwnie... znajoma. 

Obserwuje dzieciaki, choć zaczyna padać coraz mocniej.  

Przeziębią się, gówniarze, myśli ze złością, ocierając nos rękawem. Ile jeszcze zamierzają tkwić na tym deszczu?! Stara się zachować nieruchomą pozycję, ale w niedługim czasie zaczyna drżeć z wyziębienia.  

W końcu dziewczyny zerkają na siebie i żegnają z pozostałymi, a Vi proponuje przyjaciółce, że ją odprowadzi.  

Wilczyca podąża za nimi. Bębniący w dachy deszcz zagłusza jej kroki, lecz kilka razy Leto ślizga się na mokrych dachówkach i desperacko walczy o równowagę. Wreszcie jednak popełnia błąd, nie będąc w stanie zapanować nad głośnym kichnięciem. Zamiera, mając nadzieję, że nie zwróci ono niczyjej uwagi. Nie jest jednak to jej szczęśliwy dzień. Ma jeszcze nadzieję, że jakimś cudem kaptur, który naciąga na głowę zamieni się w pelerynę niewidkę, ale jej szczęście się kończy.  

– Słyszałaś to? – pyta ściszonym tonem Violet, odwracając się przez ramię. 

Hm... – Czarnowłosa dziewczyna też się rozgląda, ściągając brwi. 

– Prawidłowa odpowiedź to: “Nie, nic nie słyszałam” A teraz przyspiesz kroku. 

1 komentarz:

  1. Hej :)
    Ale się tu temat fajnie wpasował, bardzo naturalnie. Taka praktyczna nauka, czego nie należy robić, jeśli chce się przeżyć.
    Och, jeszcze bardziej mi szkoda Erisa. Jeżeli faktycznie był zakochany w Leto, to jej swoboda i niepamiętanie o umówionym spotkaniu faktycznie mogły być dla niego czymś nie do przyjęcia.
    Mam nadzieję, że Leto nie zwerbuje młodej do swojego pomysłu, jakoś wolę widzieć wszystkie dzieciaki Vandera żywe.
    Czy mi się wydaje, czy jest krócej niż ostatnio? Niemniej klimat czuję, dobrze mi w nim i czekam na ciąg dalszy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń