Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 12 stycznia 2025

[183] Blind Faith: ¿están listos para morir? ~Miachar

  Jak zerkam do zapisków, to zostały mi tytuły na dwa kolejne teksty. I chyba w tylu zamknę tę historię. 


Na wieści od „szpiegów”, jak Profesor lubił nazywać miejscowych włóczęgów świadczących mu drobne usługi wywiadowcze, nie trzeba było długo czekać. Wystarczyła zaledwie doba, by pod osłoną nocy otrzymał teczkę z informacjami o detektywie. Profesor wiedział, że musi ją schować i to porządnie, by Deiji jej nie znalazła mimo usilnych prób, a znając zamiłowanie asystentki do porządku, musiał się nieźle nagimnastykować, by jakąkolwiek przestrzeń dla tego tajemniczego projektu znaleźć.
W jego mniemaniu laboratorium było do tego idealne, bo Deiji bardzo, ale to bardzo nie lubiła do niego wchodzić. Bała się, że chwila nieuwagi i albo zniszczy jakieś badania, albo doprowadzi do krzywdy swojej lub szefa. A to mogłoby wiele kosztować ich oboje. Od czasu tamtego zdarzenia za granicą panicznie bała się, że realne zagrożenie dotknie ją lub Profesora, nieważne gdzie, więc równie dobrze i w tym małym laboratorium. Skoro kobieta tak niechętnie do niego zachodziła, z całą pewnością mógł schować teczkę do jednej z szuflad metalowej szafy i nie bać się, że ta zostanie odkryta.
Jak wymyślił, tak i zrobił, czując się nieco lepiej, wiedząc, że ma o nieszczęsnym detektywie jakieś dane i będzie mógł wcielić w życie kolejny krok.
Najważniejszym było jak najmniej mówić o tym asystentce, jak i trzymać ją w miarę daleko od detektywa. To dlatego Profesor sam udał się na komisariat, gdy poproszono go o następną konsultację. Przybył nieco przed czasem i szybko zapoznał się z informacjami, nie zważając na jakże dystyngowany ton, którym powitał go komendant. Jego obecność kazała podejrzewać, że sprawa nie będzie wcale taka prosta, ale takie Eideard lubił najbardziej. Pozwalały mu maksymalnie skupiać się na wykonaniu zadania i wybierać najtrafniejsze rozwiązania bez rozwleczonego myślenia o nich. Do czegoś podobnego nadawał się najlepiej, a przy tym nie potrzebował mieć Deiji obok, więc ryzyko, że coś jej się stanie z jego powodu, właściwie nie istniało.
– A co my tu mamy? – zapytał kiedy komendant skończył swoje powitanie i odsłonił przed kryminologiem zapisaną tablicę z umieszczonymi na niej zdjęciami miejsca zbrodni.
– Sprawę, jakby ktoś wziął się za nową „Dynastię” i chciał w życiu zaznać nieco z serialu. – Odpowiedź ta niewiele Profesorowi powiedziała, bo nigdy nie widział ani minuty tego tasiemca z początku lat osiemdziesiątych poprzedniego stulecia. – Zamordowana Stephanie Miller została znaleziona martwa ostatniej nocy na terenie placu budowy na zachodnim przedmieściu. Identyfikacja nastąpiła po dokumentach, które przy niej znaleziono. Jak pan widzi, po samej twarzy niewiele da się powiedzieć.
Komendant wskazał dłonią na jedną z fotografii, a Profesorowi pchało się na usta stwierdzenie, że twarzy to na dobrą sprawę w ogóle nie ma, bo zamieniła się w krwawą miazgę. Ktokolwiek znalazł zwłoki, mógł nadal wymiotować na samo wspomnienie tego widoku. On sam potrzebował kilku sekund, by ustawić swój mózg w tryb naukowca, a nie tylko człowieka, ale że robił to już regularnie przez lata, po chwili widział przed sobą obiekt badawczy, nie drugą osobę. Takie nieczułe, zimne wręcz podejście pozwalało na szybkie efekty, choć w oczach innych wyglądał wówczas na robota.

Po samym ciele dało się ocenić, że zamordowana jest kobietą dorosłą, ale równie dobrze mogła być po dwudziestce, jak i w średnim wieku, znając obecne czasy i promowanie zdrowego stylu życia i dbania o siebie. Profesor uważał, że to gra warta świeczki, sam starał się ćwiczyć w zaciszu biura, gdy odprawił już asystentkę do domu, i mniej jeść przetworzonej żywności, ale po swoim najbliższym otoczeniu widział, że przed niektórymi droga jeszcze daleka.
Chociażby przed Deiji, która za nic miała jego troskę i sugestię, by choćby do kawy, którą pili razem w ciągu dnia, zjadła jakiś jogurt z orzechami, a nie tylko jeden swój posiłek. Kobieta była jednak nieugięta, upierała się, że czuje się dobrze i ma dobre wyniki, ale jeśli nawet, to jak długo zdoła tak pociągnąć? Dobrze wiedział, że nie chce jej stracić w żaden sposób, nie mógł patrzeć, jak ta prawie się głodzi, przyjmując zdecydowanie za mało kalorii.
I znowu to zrobił. Był tu w celu skonsultowania sprawy o morderstwo, a jego myśli uciekły do asystentki. Nawet w takich okolicznościach martwił się o nią i jej bezpieczeństwo.
Musiał wziąć się w garść. Jeżeli ten detektyw, który tak niepokoi Deiji, odkryje, że ta jest największą słabością Profesora, oboje może czekać coś złego.
Przywołał się więc do porządku i poprosił o bardziej szczegółową relację.
Komendant i kapitan zespołu, któremu przydzielono dochodzenie, wyglądali na zdeterminowanych, by szybko dojść do prawdy i wsadzić za kratki odpowiedzialnych za to ludzi. Bo z jakiegoś powodu uważali, że jest to sprawka więcej niż jednego człowieka.
Profesor przyglądał się im obu uważnie.
– Skąd taka teoria?
– Proszę zobaczyć. – Kapitan podał mu teczkę, która okazała się kryć w sobie kserokopie rozmów, jakie na jednym z komunikatorów prowadziła denatka z kimś o nicku „blued”. Brzmiało to jak „krew”, ale czy od razu czegoś dowodziło? Na pierwszy rzut oka ani trochę. – Początkowo, jak je sprawdziliśmy, niewiele rzuciło się w oczy poza próbami flirtu między czterdziestolatkami, ale w którymś momencie zmienia się nieco styl wypowiedzi tego całego „blued”, mniej błędów językowych się znalazło, po czym znowu wraca ten pierwszy styl, a następnie oba występują w miarę na zmianę.

– Macie już wytypowanych jakichś podejrzanych? – zapytał Profesor, przerzucając zadrukowane strony, jedynie skanując je wzrokiem. – Denatka miała wrogów lub wpakowała się w jakieś kłopoty?

Nie pytał o jej dane, te zostały zapisane na tablicy i nic mu nie mówiły. Za to dla funkcjonariuszy oznaczały ciężkie dochodzenie, bo związane z lokalną celebrytka, która wielu grupom mogła zajść za skórę, wyrażając swoje czasami bardzo, bardzo dziwne poglądy. Krótko mówiąc, nadawała się na cel do wyeliminowania, tylko dlaczego doszło do tego w tak brutalny sposób? Na coś podobnego ktoś musi sobie bardzo, ale to bardzo zasłużyć.

– Poza tymi, którzy prowadzili z nią tę rozmowę na czacie, sprawdzamy również jej byłego męża i ostatniego narzeczonego. Próbujemy też skontaktować się z jej synem z pierwszego związku, ale nie jest to łatwe, ponoć siedzi w Korei Północnej jako korespondent. Trochę to podejrzane, bo dyktator Kim nikogo nie wpuszcza, bierzemy więc pod uwagę, że ten mężczyzna może nie żyć, dlatego jest na końcu naszej listy. A, zamordowana miała jakieś zatargi z pewną prezenterką lokalnych wiadomości. 

Profesor wyglądał, jakby w ogóle nie ruszyła go ta dość długa lista. Zaznajamiał się z kolejnymi stronami i chyba miał już jakąś myśl w głowie, bo nagle zmarszczył czoło. W takich chwilach wyglądał na swój wiek. Gdy nic nie zaprzątało mu myśli, wyglądał jak student, który może łamać serca koleżankom na roku. W rzeczywistości to on miał serce, które ktoś mógłby złamać. A właściwie jedna osoba. 

– Czy ktoś wysyłał jej wyraźne groźby? Albo jawnie zaatakował? Widzę, że ma siniaki na nogach.

Funkcjonariusze także je dostrzegli, ale odpowiedzi na to, skąd się wzięły, oczekiwali od lekarza medycyny sądowej, który tego popołudnia powinien dokonać sekcji zwłok. Kapitan przekazał te informacje Profesorowi, Eideard skinął głową.

– Chciałbym wziąć w tym udział.

– Oczywiście.

To nie miała być pierwsza sekcja, której by się przyglądał, a pozwoliłaby nie tylko ocenić stan ciała, ale też zadać pytania od razu, gdy się nasuną, o ile patolog będzie w na tyle dobrym humorze, by mu na nie odpowiedzieć.

– Mogę wziąć tę teczkę ze sobą?

U siebie mógłby przejrzeć ją jeszcze raz, a przy tym podpytać Deiji, czy może kojarzy, kim jest denatka. Sam jej nie kojarzył, ale ze słów komendanta i kapitana wynikało, że inni ludzie ją kojarzą. A że Deiji byłą bardziej na bieżąco ze światem zewnętrznym, dla niego stanowiła najlepsze źródło informacji. W taki sposób był w stanie ją wykorzystać, tak, jak tego pragnął, jeszcze się nie odważył. 

– Tak, tylko proszę nam ją zwrócić po rozwiązaniu sprawy.

Czyli założeniem będzie szczęśliwy finał, kiedy to sprawca czy też sprawcy trafią za kratki na wiele lat. W przeciwieństwie do funkcjonariuszy Profesor zawsze brał pod uwagę to, że można nie złapać tego, który popełnił przestępstwo, nie lekceważył sprawcy, choć oczywiście robił, co w jego mocy, by do efektywnego i satysfakcjonującego stronę sprawiedliwości końca doprowadzić. 

Dopytał jeszcze o adres znalezienia zwłok i dane osoby, która poinformowała o tym służby, po czym z teczką pod pachą opuścił komisariat. Do biura dotarł autobusem, bo gdyby wsiadł za kółko, Deiji zjadłaby go żywcem za bycie nieposłusznym, a tak mógł wejść niby to niepostrzeżenie, a jednak słyszalnie, bo ledwie przekroczył próg, a prawie wpadł na asystentkę. Ta cicho pisnęła na jego widok, a on zaśmiał się ciepło. 

– Chyba mi nie powiesz, że jestem aż tak straszny. Bo się obrażę.

– Gdybyś nie wchodził tu jak złodziej, to bym zareagowała inaczej – odparła mu asystentka, po czym uśmiechnęła się, a on kolejny raz w życiu poczuł, że jej uśmiech jest w stanie choć na moment przyćmić całe zło tego świata. – To do czego jesteśmy potrzebni tym razem?

Nie że on jest potrzebny. „My”. Choć nie mówił tego głośno, to musiał przyznać przynajmniej przed sobą, że uwielbia to, że Deiji widzi ich jako partnerów przy każdym zleceniu, nawet jeżeli tylko jedno z nich przybywa na wezwanie służb. Przez wiele lat czuł, że nigdzie nie przynależy, to zmieniło się, gdy zatrudnił koleżankę z dzieciństwa, a tej decyzji nie miał zamiaru kiedykolwiek żałować.

– Morderstwo, dość brutalne. – Podał jej teczkę. – Zamordowana kobieta może mieć dobrze pięćdziesiąt, jak i trzydzieści lat, nie umiem tego stwierdzić po samych zdjęciach, dlatego by poznać szczegóły, wychodzę wieczorem na sekcję zwłok. Ty oczywiście zostajesz tutaj i tworzysz nam nową teczkę na platformie. Jak zwykle zresztą. Jadłaś już coś?

Profesor przeszedł do kuchni, ale że nie usłyszał odpowiedzi asystentki, obejrzał się za siebie. Deiji stała tam, gdzie go przywitała, zanurzona w informacjach z teczki, a wyraz jej twarzy nakazał mężczyźnie powrót i sprawdzenie, czy wszystko jest okej. 

– Deiji?

– Stephanie Miller została zamordowana? – Przyjaciółka spojrzała mu prosto w oczy,
a jemu nieco zadrżało serce. Uwielbiał, gdy w jej spojrzeniu znać było determinację i nieustępliwość, gdy postanowiła coś zrobić. Takie samo miała jako czternastolatka, to przez nie zwrócił na nią uwagę i był teraz tu, gdzie był. – Ta Stephanie Miller?

Mężczyzna czuł, że czegoś nie łapie. Tak samo jak na posterunku, gdy komendant i kapitan zachowywali się, jakby chodziło o śmierć co najmniej jakiegoś ważnego kongresmena. Ignorancja Profesora wychodziła w takich właśnie momentach i na chwilę stopowała dochodzenie. Zażenowanie zaczęło kwitnąć na jego policzkach.

– Powinienem ją znać? – zapytał, ponownie kierując swoje kroki do kuchni. Naprawdę potrzebował kawy, tej na komendzie nie pił, bo miał po niej problemy z żołądkiem, lura z automatu była po prostu świństwem.

Słyszał, że Deiji się porusza i idzie za nim. Uśmiechnął się do siebie, a z szafki wyciągnął dwa kubki, by przyrządzić napój także dla asystentki.

– To nie jest kwestia tego, czy powinieneś, raczej tego, że choć raz usłyszałeś jej nazwisko, choć może tego nie pamiętasz – wyjaśniła, wstawiając wodę w czajniku i zajmując strategiczne miejsce w jego pobliżu.

Od tamtego dnia, gdy przyznał, że oparzył się parą, kobieta nie pozwalała mu korzystać z urządzenia, jeżeli też była w biurze. A że najczęściej spędzała w nim dziewięć, dziesięć godzin w dni robocze, to naprawdę miał niewiele szans, by ponownie zrobić sobie krzywdę. Podobało mu się, że zależy jej na jego bezpieczeństwu, ale wiedział przy tym, że nie może pozwolić sobie na zbyt wielkie porywy serca, bo to niekoniecznie działa w dwie strony.

– Stephanie Miller jest, a właściwie można już mówić, że była, lokalną filantropką, ale przede wszystkim bizneswoman. Miała dwa butiki w centrum i prowadziła szkołę tańca w Yellowzone, w tym centrum handlowym w zachodniej części miasta. – Jej wyjaśnienie musiało być na tyle dokładne, by Profesor ponownie zdał sobie sprawę, jakim bywał ignorantem, jeżeli chodziło o lokalną społeczność. – Robiła nawet sporo dobrego, jak festyny ze zbiórkami na pomoc dla biedniejszych uczniów, dni otwarte dla dzieci chętnych tańczyć, a nie mających funduszy na naukę, chyba nawet do rady miasta się kiedyś dostała. – Deiji na moment przerwała, by zaparzyć kawę, a mężczyzna zdał sobie sprawę, że cały czas na nią patrzy. Nie tylko jej słucha, ale i patrzy, bo nie może oderwać wzroku, gdy z lekką ekscytacją wprowadza go w najwidoczniej ważne dla dochodzenia informacje. – Gdzieś mam o tym artykuły, poszukam ich, jak też czegokolwiek, by sprawdzić, czy może wcześniej nam przy jakieś sprawie mignęła.

Podała szefowi kubek z parującym napojem, a on z premedytacją sięgnął po niego tak, by dotknąć palców kobiety. Nie zareagowała na tym żadnym wzdrygnięciem się czy rumieńcem, za to lekko się uśmiechnęła, wciąż pogrążona w swoich myślach. Profesor też się na jednej złapał, ale wiedział, że nie może jej teraz zamienić w rzeczywistość.

– Czy była częścią jakiegoś skandalu? – zapytał. – Ostatnio albo kiedykolwiek? Komendant zdawał się być dość przejęty tym, że ją zamordowano. 

– Może dlatego, że jej  jedyny mąż, choć w jawnych związkach była chyba trzech lub czterech, był sędzią przewodniczącym w naszym mieście. Mogłeś nie skojarzyć, bo ona nigdy nie zmieniła nazwiska, zawsze posługiwała się swoim panieńskim. Jej mężem był sędzia Jonathan Montgomery, który siedzi teraz w stolicy. Z nim chyba miałeś kiedyś do czynienia, prawda?

Dobrze, że w tej chwili nie pił kolejnego łyka kawy, bo istniało spore prawdopodobieństwo, że by się zakrztusił. Oczywiście, że spotkał kiedyś tego mężczyznę. Ale to było ponad dziesięć lat temu, ich drogi przecięły się na zaledwie miesiąc, a i tak nie wspominał tego okresu zbyt dobrze.

Odchrząknął, by głos go zbytnio nie zdradził, po czym odezwał się:

– Tak, jego kojarzę. Nie wiedziałem, że miał żonę.

– Bo to było takie bardziej małżeństwo na papierze niż prawdziwy związek – odparła Deiji, zerkając na niego znad kubka. Upiła łyk, westchnęła cicho, po czym obróciła się wokół własnej osi, jakby czegoś nagle szukała lub też chciała zażyć dziwnej formy ruchu. Profesor nie był tego pewien, ale nie pytał, przywykł już, że sekretarka miewa dziwne zachowania, które nikomu jednak nie szkodzą. – Chyba nawet było zaaranżowane, ona dopiero ruszała ze swoim biznesem, a on chciał uchodzić wśród ludzi za mężczyznę wyznającego konserwatywne wartości. Tylko w tym chyba zapomniał, że związał się z kobietą mającą dziecko. Oberwało mu się za to dość porządnie.

– Chyba byłaś w liceum,, jak to miało miejsce, czyż nie?

– I dlatego docierały do mnie takie wiadomości. Wiesz, jak nastolatki lubią plotkować. Do tego któraś koleżanka z klasy była dalszą kuzynką dziewczyny, która chodziła z synem Stephanie Miller do jednej szkoły. Pewnie część z tych plotek były nimi naprawdę, część miała w sobie przeinaczoną prawdę, w każdym razie to była jedyna lokalna celebrytka, o której wiedziałam coś więcej.

– To ilu my mamy w mieście celebrytów?

Deiji wzruszyła ramionami. 

– Chyba z dziesięciu się znajdzie, nie licząc już Stephanie. Policja ma jakiś trop lub podejrzanego?

Teczka, którą przyniósł Profesor, mogła dać odpowiedź choćby na część pytań, toteż asystentka pozwoliła sobie na jej przeglądanie. Marszczyła przy tym nos, a to była oznaka, że jej mózg pracuje i stara się wyłapać jakieś powiązania z tym, co poznała już wcześniej.

– Chwila.

Profesor stał w progu biura i obserwował, jak kobieta przechodziła przez pokój do ściany z wielkim regałem, na którym to trzymała niezliczone teczki i segregatory, dające odpowiedzi na to, jak wyglądała przeszłość, w tym ich współpraca i ile to razy Profesor był pomocny dla policji. Teczki ze spraw osób, które sam zabił, były gdzie indziej i uwzględniały tylko te morderstwa, o którym Deiji wiedziała. O pozostałe wolała nie pytać, by mieć jeszcze śmiałość zasypiać każdej nocy. A Profesor wolał o nich nie mówić, by nie stracić bardziej w oczach kobiety, która okazała się być najlepszym człowiekiem, jakiego poznał, a którego sam sprowadził na tę złą drogą.

– Wydaje mi się, że coś kiedyś o niej mi mignęło przy którejś z naszych spraw – odezwała się, a mężczyzna spojrzał na nią uważnie.

– Naprawdę?

– To tylko wrażenie, Eideard, nie ekscytuj się – odparła, nie zaszczycając go spojrzeniem, a on poczuł się jak skarcony uczeń. – Chwila, zerknę sobie na coś jeszcze.

Pozostawiła otwartą teczkę na swoim biurku, a szef mógł znowu spojrzeć na zdjęcie martwej Stephanie. Czy gdyby sprawca nie pozbawił jej brutalnie twarzy, udałoby mu się ją rozpoznać? Deiji wystarczyło samo usłyszenie nazwiska, by przyporządkować do niego osobę. I to nie był pierwszy raz, kiedy tak zrobiła. Przez czas współpracy zdołał już poznać ją do tego stopnia, by wiedzieć, jakie umiejętności ma jego sekretarka. Przez to, że nie tylko była jego pierwszą miłością, ale też kimś, kto tak szybko kojarzył fakty, wyciągał wnioski, a przy tym był dość odważny, nie potrafił jej porzucić, każąc zniknąć ze swojego życia. Niszczył ją, miał tego świadomość, ale jednocześnie wiedział, że bez Deiji przy swoim boku stanie się czystym złem. A wtedy nic nie powstrzymałoby go prze tym, by podpalić świat i spłonąć razem z nim.

– Profesorze?

Zabrnął ze swoimi myślami tak daleko, że nawet nie zauważył, że teraz Deiji na niego patrzy, może nawet o coś go zapytała. Zreflektował się, upił kawę praktycznie do końca, po czym podszedł do sekretarki.

– Tak?

– Znalazłam zdjęcie Stephanie i jej męża z czasów, kiedy powadziłeś sprawę związaną z podejrzeniem korupcji w sądzie okręgowym po tym, jak zamordowana została jedna z referentek. – Podała mu odpowiednie dokumenty. – Nie pracowałam wtedy z tobą, to była jedna z pierwszych twoich spraw, ale teraz…

Zamilkła, a to się Profesorowi nie spodobało.

– Ale teraz co?

– Wydaje mi się, że teraz wiem, dlaczego tamten detektyw wziął sobie ciebie na celownik. Znaczy się mnie. Nas. Spójrz na to.

Podążył wzrokiem za palcem, którym wskazała odręczną notatkę. Eideard był jej autorem, tego charakteru pisma nie dało się nie poznać, a głosiła ona, że detektyw P. Adamson jest uznany za winnego łapówki, co ukryto w policji, jak i w sądzie, czym dyrygować mógł Jonathan Montgomery. Na wspomnianym przez asystentkę zdjęciu była ta trójka: zamordowana kilka godzin temu Miller, jej jedyny mąż i funkcjonariusz, który chciał napsuć im krwi.

Powinien prześledzić, czym zawinił detektywowi przed laty, że ten teraz chce się mścić, ale najpierw powinien zająć się tym, że w jego piersi kreuje się złowieszczy śmiech, a w głowie widnieje tylko jedna myśl godna psychopaty, gdy patrzył na zdjęcie funkcjonariusza i sędziego.

„Jesteście gotowi, by umrzeć”?








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz