Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 22 maja 2022

[124] Bore da: Coś żywego ~ Miachar

  Jako autor muszę zapytać: Co tu się dzieje, Theo?


Kolejny dzień w redakcji mógł niczym nie różnić się od poprzednich, jak i też czymś zaskoczyć. Wchodziłem do budynku jak zwykle odpowiednio wcześnie wraz z Gavinem, który próbował namówić mnie na jakieś jedno piwo po pracy. Niby nie miałem planów, ale nie byłem w stanie powiedzieć, czy za kilka godzin nie będę marzył jedynie o szybszym pójściu spać, obiecałem dać mu znać później.

I dobrze, że zaproponował coś takiego, bo już po kilku minutach od przyjścia zostałem poproszony o krótką konsultację. Zapewniłem kolegę z działu sportowego, że nie, nie popełnił żadnych błędów składniowych i może przesłać tekst do akceptacji, ale była to najlżejsza sytuacja, jaka mogła się przydarzyć.

Gdy kolejny raz po sali rozległ się okrzyk: „Theo, pomocy!”, wiedziałem, że choć dzień rozpoczął się dość przyjemnie, niekoniecznie tak się skończy, a wydusi ze mnie energię i pokłady dobrego humoru. Zmierzając do biurka osoby, która tak desperacko potrzebowała ratunku, mimowolnie spojrzałem w stronę Mar, która stukała w klawiaturę i wzrokiem śledziła tekst na ekranie. To nie ona była w potrzebie, ale mimo nie byłem w stanie przejść obok niej zupełnie obojętnie.

Wiedziałem, że prędzej ja będę prosił ją do siebie, by podpytać, jak jej idzie przygotowanie kolejnego Kącika myśli morza, jednak czasami wciąż naiwnie wierzyłem, że jeszcze będzie jak za jej praktyk, kiedy szukała u mnie odpowiedzi. Choć teraz to ona zaczynała być dla innych nauczycielem.

– Theo, szybko!

Zbyt wiele myśli i sekund poświęciłem Mar, a tak nie mogło być, kiedy niczego ode mnie nie chciała. Podchodząc wreszcie do potrzebującej koleżanki, czułem, że moje uszy są czerwone. Zawsze tak reagowałem, czując zażenowanie – jak w tej chwili, bo ktoś przyłapał mnie na wpatrywanie się w Mar. Mogłem jedynie się modlić, by za dużo sobie ta osoba nie pomyślała.

– Co tam? – zapytałem niby nonszalancko, pochylając się nad kobiet, która patrzyła na mnie wręcz błagalnie.

– Powiedz mi, jak powinnam to zapisać?

Palcem wskazała mi akapit na ekranie. Zmarszczyłem czoło, dostrzegając błędną czcionkę, której dziennikarka nie powinna używać, a gdy ujrzałem pierwszą literówkę – a właściwie dwie w jednym słowie – i zupełnie inny interfejs strony, zapomniałem o moim wcześniejszym wgapianiu się w Mar, a zamieniłem w surowego mentora.

– Możesz mi powiedzieć, dlaczego pracujesz w innym edytorze niż zwykle?

– Bo… Bo tamten to mi się chyba usunął.

Spojrzałem na nią uważnie.

– Ale wiesz, że jak usuniesz skrót z pulpitu, to wciąż jest zapisany na dysku?

– Naprawdę?

Na usta pchało mi się przekleństwo, ale powstrzymałem się, notując jednak w głowie, by przekazać Gavinowi, z jakimi ludźmi przyszło mi pracować.

Najpierw rozwiązaliśmy ten problem, a potem dałem jej naganę za te całe błędy, jakie popełniła – na sześć nagłówków aż trzy były do całkowitego przeredagowani – kazałem wrócić do tego, że tekst powinien mieć wpierw szkic do przejrzenia, a nie od razu chcieć wrzucić na stronę.

Podobne problemy zazwyczaj dotyczyły praktykantów, nie zaś doświadczonych pracowników, co kazało mi podejrzewać, że koleżanka zrobiła to z premedytacją, by przykuć moją uwagę.

Uwagę może i miała, ale mojego zainteresowania ani bardziej, właściwie to straciła nieco w moich oczach przez to całe zagranie. Nie mogłem przeboleć tego, jak ubogi był zasób wykorzystanego w tekście słownictwa, nie mogłem przejść obojętnie obok tak słabego artykułu, nic więc dziwnego, że poświęciłem się całkowicie, by zredagować prawie każdy akapit, nadać mu lekkość i dynamizm przekazywania informacji. O tym, ile czasu nad tym spędziłem, zostałem uświadomiony, kiedy to przy biurku dziennikarki pojawiła się nasza współpracownica z pytaniem, czy idziemy w końcu na lunch.

– Już, skarbie, już! – poderwała się kobieta, której pomagałem. – Dzięki ci, Theo, uratowałeś mi życie!

Bardziej uratowałem dobre imię redakcji niż jej, ale nie miałem śmiałości, by o tym powiedzieć.
Nim cokolwiek powiedziałem, obie kobiety odeszły, więc wstałem, by samemu zrobić sobie zasłużoną przerwę.

– Gotowe?

Nie zdołałem zarejestrować, kiedy Mar znalazła się obok i wyciągnęła w moją stronę kubek z ciepłą kawą. W drugiej ręce trzymała kilka opakowań wafelków, za pomocą których polepszaliśmy od kilku miesięcy smak napoju.

Mimowolnie uśmiechnąłem się do niej i odebrałem naczynie.

– Tak, właśnie skończyliśmy. Dzięki.

– Trzymaj jeszcze to.

Podzieliła się ze mną wszystkimi słodyczami, spojrzałem na nią zdziwiony.

– Nie martw się, mam spory zapas, więc podziel się z Gavinem, jak do niego zajrzysz. Dałam ci dwa z gorzką czekoladą, bo wiem, że tych jeszcze nie próbowaliście.

– Dziękuję.

– Z czym musiałeś walczyć?

Jeżeli przed kimś mogłem się wyżalić na występowanie analfabetyzmu również wśród dziennikarzy, to tak kobieta była odpowiednia. Zrelacjonowałem jej, jak ciężki wizualnie miałem tekst do poprawy, Mar skinęła głową, całkowicie rozumiejąc moją sytuację

– Też tego nie rozumiem – powiedziała. – Wiesz, co sobie o nich myślę? Że są jak drzazga, która niepostrzeżenie wejdzie pod skórę, a potem daje znać o swojej obecności pieczeniem. Ci dziennikarze wchodzą do ekipy po cichu, by po chwili spokoju pokazać, jacy są niekompetentni i irytujący.

Musiałem zgodzić się z jej oceną i to nie pierwszy raz, jak się znaliśmy. Tylko ona wyrażała się tak jasno, kiedy czegoś chciała lub coś myślała, to dlatego Mar była osobą poleconą przeze mnie do nowego projektu. Wiedziałem bowiem, że jeżeli coś się będzie dziać, pojawią jakieś kłopoty, bez wahania o nich powie.

Uśmiechnąłem się do niej.

– Jak tak będziesz o nich mówić, to nie przyjaciół wśród nich nie znajdziesz – zauważyłem, na co Mar wzruszyła ramionami. Nigdy nie słyszałem, by miała w zwyczaju marudzić, jednak nie byłem do końca pewien, jaka jest poza redakcją. 

– Szczerze, to nie bardzo zależy mi na ich przyjaźni, mogliby jednak nie dokładać nam pracy. - Spojrzała w kierunku swojego biurka i westchnęła. – W każdym razie na zdrowie, niech cię ta kawa i wafelki wspomogą po tej ciężkiej walce, ja wracam do pracy. – W tej chwili rozbrzmiał telefon stojący na jej biurku. – Ay Dios mio!

Odeszła, a ja znowu się na nią zapatrzyłem. Krócej, niż wcześniej, bo przecież miałem w zwyczaju zachodzić podczas lunchu do przyjaciela, jednak i tak przez chwilę mój wzrok spoczywał na niej. Gdyby więcej pracowników było takich jak Mar, przychodziłbym do pracy z większą energią, pewien, że nie napotkam tylu problemów.

W momencie, kiedy wszedłem do pokoju Gavina po tym, jak zapukałem, zastałem go wcinającego jakąś kanapkę z warzywami, co było nieco dziwne – kumpel preferował wszystko, co mięsne, jak widać, czasami i u niego zachodziły odstępstwa od normy.

– Coś słodkiego dla ciebie – rzuciłem, kładąc wafelki na biurko i zajmując miejsce na wolnym krześle.

Przyjaciel spojrzał na mnie, kiedy brałem łyk wciąż ciepłej kawy.

– Dzięki, Mar ci je dała? – Skinąłem w odpowiedzi głową. – Super, na nią zawsze można liczyć.

Porzucił sandwicha i wziął się za słodycze.

– Zgadzam się, można na nią liczyć.

Jeżeli sądziłem, że Gavinowi umknie, co powiedziałem, mocno się przeliczyłem.

– Hmm, czyżby to ona zrobiła ci tę kawę? Dlaczego?

– Bo mam do czynienia z idiotami i na pewne przyjemności brak mi czasu.

Jemu także zrelacjonowałem, z czym przyszło mi się mierzyć, przyjaciel w tym czasie wchłonął wszystko, co było do zjedzenia, jak i otworzył puszkę z napojem energetycznym. Jako człowiek od IT nie mógł całkowicie wypaść ze stereotypu, jaki krążył o podobnych jemu.

– Czyli bardzo dobrze wychodzisz na tej przyjaźni z naszym morzem – mruknął, a ja szybko pojąłem, że ma na myśli Mar. – Tylko wiesz co?

– Co?

Wyszczerzył się do mnie szeroko, co kazało mi sądzić, że zaraz palnie coś głupiego.

– Wydaje mi się, że mówisz o niej znacznie częściej i więcej niż zwykle, a przecież od samego początku, jak tu pracuje, to się pojawia w naszych rozmowach.

Poczułem, jak kolejny raz tego dnia zaczynają płonąć mi uszy.

– Sugerujesz coś?

– A żebyś wiedział. Wpadłem na to podczas twojej imprezy urodzinowej.

Teraz to miałem powód, by się zarumienić. To właśnie tamtego wieczoru po raz pierwszy przytuliłem do siebie kobietę, niewiele myśląc o tym, co może sobie pomyśleć. Kiedy po zjedzeniu tony smażonego kurczaka i wypiciu hektolitrów piwa opuszczaliśmy lokal z pijanym Gavinem uwieszonym naszych ramion, wiedziałem już, co zaczyna się dziać z moim sercem, jednak do tej pory nie przyznałem tego przed sobą głośno. Na coś takiego byłem nadal zbyt dużym tchórzem. 

– Ja ci mówię, że to, co ty czujesz wobec Mar, to coś żywego jest – powiedział Gavin po tym, jak pozbierał wszystkie papierki po wafelkach i wyrzucił je do kosza, mając przy tym trochę ruchu. – I oczu mi tu nie mydl, że jest inaczej.

Wiedział, że będę chciał zaprzeczyć, że będę musiał ugryźć się w język, ale… Właściwie to tego nie zrobiłem, a wpatrywałem się w przyjaciela. Powiedział na głos o tym, co było prawdą, którą znałem, a to przyniosło ze sobą dreszczyk podekscytowania i szczere przerażenie.

Gavin opadł z powrotem na krzesło, a kiedy zorientował się, że milczę, także na mnie spojrzał, a jego oczy otworzyły się w wyrazie zrozumienia.

– Ej no, powaga! – aż zakrzyknął. – Ty ją naprawdę lubisz!

Dopadłem do niego i przytknąłem mu dłoń do ust.

– Cicho bądź! – syknąłem. – Nikt poza nami nie musi o tym wiedzieć.

Byliśmy w pokoju sami, ale nie mogłem przewidzieć, czy ktoś się tu nagle nie pojawi.

– Co masz zamiar zrobić z tym fantem? – Przyjaciel drążył dalej, a ja westchnąłem.

– Nie mam zielonego pojęcia.

– Za to masz mnie, zdołam coś wymyślić.

– Wolałbym nie.

– Dlaczego?

Choć Gavin był kimś, komu ufałem bezgranicznie i kto zawsze mnie wspierał, podejrzewałem, że w tym przypadku jego pomoc może mi bardziej zaszkodzić.

– Chyba… Chyba chcę, by to zadziało się naturalnie.

Czułem na sobie spojrzenia przyjaciela, odwzajemniłem je, kiedy położył mi dłoń na ramieniu.

– Rozumiem, stary. Ale pamiętaj, że jestem, gdybyś potrzebował pomocy. – Znowu się wyszczerzył. – Nie wierzę, że dopadł cię Amor!

– Och, zamknij się!

Też nie do końca wierzyłem w to, co czułem, ale takie na ten moment było moje serce. Jeżeli czegoś mogłem się obawiać, to tego, co może mi powiedzieć Mar. Ale zawsze istniał cień nadziei, że nie ma nic przeciwko mnie. Prawda?


3 komentarze:

  1. Ach! Czekam ostatnio na tę serię jak na odcinek ulubionego serialu! I miałam nadzieję na taki obrót wydarzeń!
    Kurcze, teraz nie pamiętam, czy była już wcześniej perspektywa Theo, chyba nie? W kazdym razie super bylo zajrzeć mu teraz do głowy i dowiedzieć sie tego wszystkiego! A ten Gavin, bystcharza! ;D nawet cos mu sie udalo zapamietac z tego mocno zakrapianego wyjscia ;D
    Jestem teraz ciekawa jak i kiedy i czy i w jakich okolicznościach Mar dowie sie o uczuciach Theo. I czy je odwzajemni! Bo wydaje mi sie, ze nie jest jej obojetny, ale również wydaje mi sie ona tak duza indywidualistka, ze nie mam pojecia, jak moze zareagowac i czy na pewno zaakceptuje taki stan rzeczy. Rany rany. Wydawalo mi sie czy na ten tydzien przybyl kolejny tekst z tej serii? ;D MAM NADZIEJĘ!! Bo muszę wiedzieć CO TERAZ!! ❤️❤️❤️❤️:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, przybył kolejny, ale odpowiedzi za wiele w tej materii nie daje :D
      Nie spodziewałam się, że z tej serii zrobi się romans, ale od paru dni jedynie myślę nad tym, jak ich ze sobą spiknąć.
      Ay Dios mio xD

      Usuń
  2. I co zrobi Mar, gdy się dowie??? Muszę wiedzieć!!! ;D

    OdpowiedzUsuń