Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 26.05): Jestem przy tobie. Nieważne, co jeszcze przyjdzie ci do głowy, jestem przy tobie. Klucze: sądzić, nachalny, patyzant, wygodnie

Namierz cel:

niedziela, 8 maja 2022

[123] Oscuro y Bendito: He salido a la calle ~ Miachar

  Pociąg mknął stałą trasę, jak się często zdarzało, tworząc małe opóźnienie, co tym, którzy podróżowali w miarę regularnie, nie przeszkadzało, bo przywykli do tego. Jednak Maiti Oscuro nie była kimś bliżej zaprzyjaźnionym z tego rodzaju transportem, a wszelkie odchylenia od planu, jaki założyła w głowie, wywoływały u niej coraz większe niezadowolenie.

Każdy, kto na nią spojrzał, w lot łapał, by lepiej z nią nie zadzierać, może nawet nie odzywać się do niej, bo to może skończyć się wylaniem tak ironicznych zdań, że człowiek będzie marzył jedynie o tym, by zniknąć.

– Mogłabyś się tak nie patrzeć po ludziach? Inni chyba zaczynają się ciebie bać.

Przykład był tuż pod nosem – przechodzący właśnie koło miejsca kobiety konduktor aż się wzdrygnął, napotykając jej spojrzenie, i ledwie mamrocząc prośbę o bilet jej, Itzala i podróżującego z nimi byłego hakera, oddalił się najszybciej, jak mógł.

– Przestanę, kiedy mi oczy wypadną, do tego czasu będę ich używać, jak chcę. Długo jeszcze?

Gdyby mógł, Bendito pospieszyłby pociąg, ale nie posiadał jednak takich umiejętności. Był w stanie jedynie spojrzeć na aplikację, by zorientować się, jak wielkie mają opóźnienie i o której mniej więcej powinni być w San Sebastian. Obojętnie, co by odpowiedział koleżance, mógł liczyć się jedynie z jej cierpiętniczą miną, od której każdemu mogłoby się zrobić źle.
Poza tym Maiti wyraźnie nie chciała z nim rozmawiać, co zademonstrowała, dźwigając się nieco z miejsca i obracając w stronę siedzącego za nią chłopaka. Jesse przeglądał właśnie jakiś magazyn muzyczny, który wziął ze sobą na drogę, by móc zażyć odrobiny rozrywki. Wzdrygnął się, spostrzegłszy wzrok kobiety.

– Dios, wystraszyła mnie pani!

Oscuro uśmiechnęła się nieco.

– Nie ciebie pierwszego. Co robisz?

Jesse uniósł nieco czasopismo.
– Staram się czytać, a co?
Uśmiech Maiti nieco się zmienił, wyglądał niemalże na błagalny.

– A nie mógłbyś włamać się do systemu pociągu i sprawić, że ten pojedzie szybciej? – W spojrzeniu kobiety było coś takiego, że Jesse poczuł przebiegające po plecach ciarki.

Kolejny raz przemknęło mu przez myśl, że Maiti Oscuro ma w sobie coś z wiedźmy i lepiej nie nacisnąć jej na odcisk, jeżeli chce się żyć szczęśliwie i w spokoju.

Przełknął ślinę.

– Nie, to już przeszłość, psze pani, do której nie chcę wracać.

– Nie będziesz mi mówił po imieniu, prawda?

– Raczej nie.

– Trudno.

Oscuro z powrotem usiadła na swoim miejscu, zmarszczyła nos, co nie uszło uwadze jej partnera.

– Coś się stało?

– Wiedziałam, że na ciebie czasami to nie mam co liczyć, ale nie sądziłam, że nasz nowy pomagier będzie do ciebie aż tak podobny.

– To ty chciałaś, by z nami pracował – zauważył Itzal.

– Wierz mi, powoli zaczynam tego żałować. Jakoś nie jest tak użyteczny, jak myślałam, że będzie.

– Może dopiero się rozkręca?
– Dzieckiem jesteś, by w cuda wierzyć?

Na to Bendito nie miał odpowiedzi, dlatego zamilkł. W ciszę zapadła również Maiti, która odpłynęła gdzieś daleko myślami, a powrót do rzeczywistości w jej wydaniu nastąpił dopiero, kiedy pociąg nareszcie zajechał do celu.

Nim któryś z nich zareagował, Jesse i Itzal mogli obserwować, jak ich towarzyszka wręcz wylatuje z pojazdu, za rączki trzymając swoją torbę. Kiedy ci dwaj dopiero gramolili się głównym wyjściem z tego wagonu bezprzedziałowego, Oscuro już rozglądała się, by zorientować, gdzie powinni teraz ruszać.

Ustalili jeszcze przed podróżą, że zajdą wpierw do hotelu, by pozostawić w nim swoje rzeczy, a dopiero później rozejrzą się po nieznanym im miejscu, jednak pani detektyw wyglądała na wielce chętną do działania od razu. A przy tym na jej twarzy wciąż były widoczne negatywne emocje, do czego nawiązał Itzal, również stawiając stopy na kamiennym peronie. 

– Co ty taka przybita, Maiti?

Kobieta posłała spojrzenie partnerowi i uśmiechnęła się złośliwie. Ruszyli w kierunku jednego z zejść, które miało wywieść ich na ulicę.

– A co, wyglądam jak Jezus na krzyżu?

– Nie no, tak źle to nie, w końcu drogi krzyżowej nie przeszłaś.

– Ale liczę, że jakaś mnie z tobą i Jesse’m czeka, jak wciąż będziecie marudzić i działać mi na nerwy.

Gdyby w ogóle cokolwiek marudzili, to Itzal by się z nią zgodził, ale uważał, że nic złego z hakerem nie robią, jednak nie chciał walczyć z panią detektyw, lepiej na tym wyjdzie.

Słysząc swoje imię, chłopak prawie że schował się we własnych ramionach i spowolnił kroku, jakby próbował też znaleźć dla siebie drogę ucieczki. Wiedział jednak, że na taki ruch jest już za późno, więc podążał za detektywami.

– Gdzie powinniśmy iść, nasz drogi przewodniku? – Maiti zwróciła się do najmłodszego w tym gronie, a ten odchrząknął, licząc, że zabrzmi profesjonalniej, jak to zrobi.

– Zaprowadzę nas.

Nie takiej roli się spodziewał, ale słowa Oscuro traktował jak rozkaz – zdołał już zauważyć, że ta niepozorna, zbyt chuda i nieźle wyszczekana kobieta jest kimś, przed kim czuje się respekt, kiedy się ją bliżej pozna. Do tego to on odkrył region, w którym powinni szukać Jana, by zorientować się, czy ten nie zaginął na dobre, nic dziwnego, że w pewnym obszarze tej podróży mógł przejąć dowodzenie.

Szybko zapoznając się z obrazem z GPSu skierował ich z głównej ulicy w kolejną, a po piętnastu minutach dość przyjemnego spaceru między ładnymi budynkami zaprowadził przed główne drzwi hotelu, w którym zabukowali sobie dwie noce. Uważali, że tyle im wystarczy, a jeżeli w tym czasie nie odnajdą kamerdynera, zmienią lokalizację. To mogła być ich jedyna w życiu obecność w San Sebastian, korzystając z tej okazji, nie powinni zamykać się tylko w jednym miejscu.

–  A jednak na coś się przydajesz. – Maiti posłała mu przyjazny uśmiech, a Jesse poczuł chwilowe szczęście. Pochwała z ust pani detektyw trafiała się rzadziej niż Gwiazdka, miał więc powód, by przez moment czuć się z siebie dumnym niczym paw.

– Zameldujmy się i rozpakujmy – zarządził Itzal – a potem będziemy się rozglądać. Jesse, jakieś typy na pierwsze zakątki, gdzie powinniśmy się udać?

Haker podzielił się informacjami, kiedy dopełniali formalności w recepcji, jak i w windzie, używając słów prostych i nieprzekombinowanych zdań w taki sposób, by nikt postronny nie miał zielonego pojęcia o tym, co sprowadza tę trójkę do miasta.

– W takim razie spotkajmy się za godzinę – podsunęła Maiti, kiedy stali na korytarzu przed pokojami. Dla niej zarezerwowano jedynkę, mężczyźni dzielić mieli ze sobą nieco większą, choć bardzo podobną przestrzeń. – Wtedy pójdziemy w pierwsze miejsce, okej?

Jesse i Bendito ani myśleli protestować, skinęli więc kobiecie na potwierdzenie, po czym rozeszli się. O umówionej porze cała trójka gotowa była na zapoznanie się z terenem i sprawdzenie pierwszych miejsc, które Errega zdołał wytypować, przygotowując się do tej misji. Ze smartfonem w dłoni prowadził swoich towarzyszy, którzy ani trochę nie wyglądali na turystów, przez co miejscowi – zwykle chętni do rozmowy z nieznajomymi – jedynie kiwali im głowami na powitanie, nie licząc przy tym na jakąkolwiek wzajemność. Toteż kilkoro z nich zdumiało się szczerze, kiedy Maiti nie tylko skinęła w odpowiedzi, ale i nawet uśmiechała się promiennie, co mocno kłóciło się z jej prawie że pogrzebowym strojem. 

– Oni to chyba skądinąd są – szepnęła jedna kobieta do drugiej, kiedy trójka przybyszy minęła je nieopodal głównego placu miasta.

Choć Bendito zdołał usłyszeć tę uwagę, w żaden sposób jej nie skomentował, liczył się bowiem z tym, że przyciągną uwagę i staną się obiektem przynajmniej kilku plotek.

Spacerowali, czy też prowadzili swoje łowy, już prawie godzinę, kiedy Jesse zatrzymał się raptownie na chodniku dobry kawałek od centrum miasta, a Oscuro prawie wpadła mu na plecy.

– Co, do diaska?! – zakrzyknęła, chłopak szybko ją przeprosił i wyjaśnił, skąd taki ruch.

– Wychodzi na to, że jesteśmy go blisko. Zobaczcie sami.

Skierował ekran telefonu w stronę detektywów, a ci pochylili się nad nim nieznacznie, by zobaczyć migoczącą, czerwoną  kropkę.

– To jest lokalizacja naszego Jana, tak? – dopytał Itzal, a haker przytaknął.

– I jest mniej niż czterysta metrów od nas.

– Coś w tym dziwnego? – Maiti nie była pewna, jakie ma to dla nich znaczenie.

Chłopak posłał jej długie spojrzenie.

– Nie dziwi panią, że już mamy jego trop, choć jesteśmy tu niespełna trzy godziny? Jak na kogoś, kto zaginął zdaniem szacownej gosposi, to nie zdołał ukryć się zbyt dobrze.

Oscuro wzruszyła jedynie ramionami. Prawdę mówiąc, nie miało to dla niej większego znaczenia, liczyło się to, że są na tropie Jana i bliżej odkrycia jego miejsca przebywania.

– Czy, skoro jest w pobliżu, najpierw go łapiemy, a dopiero później pójdziemy coś zjeść? – dopytała zamiast tego, czując, jak w brzuchu powoli rozpoczyna się koncert kiszek.

– Tak, Maiti, właśnie tak zrobimy – odparł Itzal, na chwilę stając się głównodowodzącym, po czym na powrót przekazał pałeczkę hakerowi. – Prowadź nas do tego Jana, miejmy to z głowy.

Nie pozostało nic innego, jak pokonać ten dystans i przekonać się, czy faktycznie urządzenie namierzające nie kłamie, a poszukiwany naprawdę znajduje się prawie że na wyciągnięcie ręki.

Jesse na nowo prowadził ich mały pochód, skręcając w jedną ze ścieżek, przy której stały dwupiętrowe domy, które można było nazwać willami. Nie było wątpliwości, iż mieszkający tu ludzie doszli do czegoś w życiu i raczej niczego im nie brakuje.

Chłopak zwolnił krok, by nie przegapić odpowiedniego budynku, zatrzymał się na chodniku przed białym płotem, za którym krył się dom w piaskowym kolorze z pięknie prowadzonym ogrodem tuż przed nim. Czerwony punkt na ekranie smarfona prawie okrył całą jego powierzchnię, do tego telefon zaczął także wibrować, jakby chciał dać znać, że oto cel jest przed nimi.

I faktycznie ktoś był na podwórku, najprawdopodobniej mężczyzna, sądząc po sylwetce. Czyżby Jan? To on musiał odpoczywać właśnie w hamaku przed hacjendą. Choć dzieliła ich odległość, jak i osoba miała zamknięte oczy, prywatni detektywi nie mieli wątpliwości – oto nieopodal odpoczywał ten, którego poszukiwali, a którego znali jedynie ze zdjęć. Wielce wielmożny kamerdyner Jan, już nie taki zaginiony.

Zbliżając się, Itzal zaczął nucić pod nosem, a Maiti, rozpoznając melodię, zaśpiewała dość mocnym, choć dźwięcznym głosem:

– Panie Janie, panie Janie, rano wstań, rano wstań…

Zegarki w tej części kraju wskazywały wpół do dziesiątej przed południem, więc przyśpiewka była jak najbardziej na miejscu.

Jesse, nie w pełni świadomy, szybko dołączył śpiewem do swojej towarzyszki.

– Wszystkie dzwony biją, wszystkie dzwony biją…

– O, czyli jednak do nas pasujesz! – roześmiała się Oscuro. – Bim, bam, bom, bim, bam, bom!

Te głosy musiały zwrócić czyjąś uwagę, nic więc dziwnego, że zaciekawiony nagłym hałasem Jan porzucił miejsce na hamaku i spojrzał ponad płotem akurat na trójkę przybyszów, których do tej pory na oczy nie widział, a mimo to i tak wiedział, z kim ma do czynienia. Bladość, jaka wystąpiła na jego obliczu, w ogóle nie pasowała do pozostałych części ciała, wyraźnie opalonych.

– Jak mnie tu znaleźliście?!

Ktokolwiek spojrzałby na twarz poszukiwanego zaginionego, zobaczyłby niedające się pomylić z niczym innym przerażenie.
Ta reakcja szczerze rozbawiła Maiti, która podeszła bliżej i uśmiechnęła się do kamerdynera.

– Ojej, czyżby był pan zdruzgotany faktem, że nie zdołał uciec na amen?
– Albo wstrząśnięty, że cały misterny plan diabli wzięli? – dodał Itzal, na którego ustach również pojawił się uśmiech. Chyba, jak towarzyszka, zaczął się dobrze bawić.

Jesse zastanawiał się, czy nie przerwać towarzyszom tej jakże sarkastycznej rozgrywki, którą Jan z kretesem przegrywał, nie mogąc zdobyć się na jakąkolwiek odpowiedź, jednak był sam, a zdołał się zorientować, że jego zdanie najczęściej nie ma dla Oscuro i Bendito większego znaczenia.

– To ja może gliny wezwę? – mruknął tylko, na co Bendito skinął mu głową.

– Niezły pomysł.

– A my sobie poczekamy razem. – Maiti weszła bez zaproszenia na podwórze i podeszła do mężczyzny, by chwycić go pod rękę i zaprowadzić z powrotem do hamaka, po czym na nim usiąść. – I sobie porozmawiamy. A jeżeli pan nie chce, to pozachwycamy się przyrodą, dobrze? Bo tu jest naprawdę ładnie.

Jan pozostał w szczerym zdumieniu i bez słowa, zdawało się, że nie zauważył, iż detektywi usiedli po obu jego stronach i zaczęli zadawać pytania. Kiedy nie było odpowiedzi, wcielili w życie drugi plan, o którym mówiła Oscuro.

Na służby nie trzeba było długo czekać, raptem parę minut, podczas których nie wydarzyło się nic ponadto, że na twarz Jana powrócił kolor. Ten jednak nadal milczał.

– Ale dlaczego jest pan taki smuty? – zapytała Maiti, kiedy wezwani lokalni policjanci wysłuchali, co takiego miało miejsce, kim jest kamerdyner, i prowadzili go do radiowozu, by podrzucić na komendę. – Co, boi się pan mówić innym: wyszedłem na ulicę i już mnie mieli, choć byłem setki kilometrów od domu? Powinien pn wiedzieć, że żyjemy w czasach, kiedy wystarczą sekundy, by kogoś znaleźć.

Janowi wystarczyło raz zajrzeć w oczy tej nieznajomej kobiety, by wiedzieć, że jest kimś, z kim się nie zadziera, bo to może się skończyć dla całego jej otoczenia.

– Nie jestem smutny, tylko…

Nie dane mu było dokończyć, bo właśnie otworzono przed nim drzwi do radiowozu i wzrokiem dano znać, by się do niego pakował, byle tylko nie tracić czasu. Mężczyzna zrobił to bez wahania, byle tylko nie mieć już więcej do czynienia z panią detektyw, która kojarzyła mu się z chodzącym Głodem – gdyby już miał określić ją jako jednego z Jeźdźców. 

Oscuro wydawała się niepocieszona takim obrotem sprawy, jednak szybko na jej twarz powrócił uśmiech. Policjanci i Jan odjechali, a ona zwróciła się do towarzyszy.

– Ej, a pojedziemy po niego, jak go wreszcie wypuszczą z kicia, bo pewnie za coś pójdzie siedzieć? – zapytała ni stąd, ni zowąd, pewna, że ta sprawa będzie jeszcze miała jakieś większe dno, a Bendito spojrzał na nią zdziwiony. – I przywieziemy mu tofu! – oznajmiła swój plan na jeszcze nieokreśloną, bo to leżało w rękach sędziego, przyszłość.

– Nie będę wyczekiwał tego momentu – prychnął mężczyzna w odpowiedzi.

Musisz! To tradycja.

– Tradycja to tylko presja ze strony zmarłych. Poza tym z tofu to się czeka na wychodzących z więzienia w Korei Południowej, a my żyjemy w Hiszpanii, gdybyś nie zauważyła – odciął się jej.

– Możemy być pierwszymi, którzy wprowadzą to u nas.

– Chcesz się bawić w konkwistadorów?

– Ja sobie jedynie cicho marzę. – Maiti uśmiechnęła się przymilnie, na co jej zawodowy partner nie miał już ochoty reagować. Co mieli zrobić, zrobili, teraz chciał jedynie znaleźć się w swoim biurze i odznaczyć sprawę jako zakończoną.

Jesse chyba chciał tego samego, bo jakoś tak zdawał się przebierać nogami.

– Czy skoro Jana już mamy, to jednak wracamy do naszego miasta już dzisiaj?

Itzal szybko zgasił tę nadzieję.

– Nie. Dzisiaj to na posterunku trzeba wyjaśnić, skąd nasz kochany Jan się tu wziął, i wybadać, czy może umożliwił Uśmiechniętemu Zabójcy morderstwo swojego pracodawcy, a dopiero potem zabrać się z nim z powrotem na nasze śmieci.

Niekoniecznie tego chciał chłopak, ale po szerokim uśmiechu Oscuro, którą cieszyły takie plany, wiedział, że jest w mniejszości, jeżeli chodzi o jakiekolwiek protesty, i z nimi nie wygra, po co się więc trudzić? Skapitulował uniesieniem rąk.

– Wiecie co? – Maiti uśmiechnęła się do swoich towarzyszy. – Uczcijmy to, jedząc flan! Niedaleko stąd widziałam kawiarnię, możemy tam iść i…

Itzal spojrzał na Jesse’ego, Jesse na Itzala i obaj wiedzieli, że lepiej będzie nie dyskutować z kobietą, a robić, czego ta sobie życzy. Skoro sprawa dobrze się ułożyła, czymś niebezpiecznym byłoby zmieniać ten dzień w nieudany. 

Jak na znak obaj wzruszyli ramionami i powiedzieli:

– Niech ci będzie.

Oscuro roześmiała się i w podskokach przemieściła na ulicę.

– No to chodźmy! Wspaniały flanie, nadchodzimy!

W tej chwili nikt i nic nie mogło zniszczyć tego entuzjazmu w kobiecie i u jej towarzyszy, jednak cała grupa powinna stale mieć w tyle głowy, że zakończenie jednej sprawy to nie wszystko – czasami bowiem taki jeden koniec od razu przechodził w nowy początek czegoś innego, być może o wiele cięższego do rozgryzienia.

Czegoś, co może mieć bardziej śmiercionośną siłę. 


1 komentarz:

  1. Nooo! To był zacny kawałek detektywistycznej prozy! Miałabym kilka uwag technicznych, ale, hey! Jak ja sie dobrze bawiłam! Głównie za sprawą pani detektyw, no nie da się nie polubic takiej postaci w moim przypadku!

    – Dios, wystraszyła mnie pani!
    Oscuro uśmiechnęła się nieco.
    – Nie ciebie pierwszego. Co robisz?

    ;D :D jej teksty rządzą xddd Najpierw go złapiemy a potem pójdziemy zjesc? Xdd i to "nie będziesz mi mówił po imieniu, prawda?" Świetnie to wszystko ze sobą wybrzmiewa xdd no i sie chłopakowi nie dziwię xd

    No w świetnym nastroju mnie pozostawiasz, jedynie nutka grozy z zakonczenia mnie niepokoi tak jak zmiany nastroju pani detektyw xd w sensie, moze to zasługa flanu xd hehe no pysk mi sie cieszy i jestem ukontentowana dlugoscia i trescia, i rozwiazaniem sprawy, choc, jak mowie, ta koncowka i przeczucie, ze mimo wszystko za szybko im poszlo, to sprawia, ze oczekuje ciagu dalszego ;))

    OdpowiedzUsuń