Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

poniedziałek, 11 kwietnia 2022

[121] No one ever told you this would be so hard ~ Miachar

  Ostatnio inspiracje łapią mnie albo przy słuchaniu jednego albumu (Yun-sshi! <3), albo podczas czytania – poprzedni tekst miał w sobie coś z „Mariny” Zafona, poniższy natomiast ma vibe z webtoonu „Tomorrow”, gdyż jestem zakochana w pojawiających się w nim ponurych żniwiarzach. 



Wejście schodami bocznej klatki schodowej, która robiła tylko i  wyłącznie za drogę ewakuacyjną nikomu dotąd niepotrzebną – mało kto zdawał sobie w budynku sprawę z jej istnienia, ewidentnie preferując przemieszczanie jedną z dwóch wind – nie było moim sposobem na większą dawkę ruchu w ciągu dnia, a ucieczką od duchoty w małym i pustym mieszkaniu, gdzie nie czekało nic, a najbardziej szczęście. Korzystałem z nich dość regularnie, a ślady moich butów odciskały się na nieczyszczonej nawierzchni, kiedy kroczyłem w górę i w dół, starając się znaleźć odrobinę bliżej nieba.

Potrzebowałem tego po dniu, gdy wszystko, co mogło pójść źle, się nie wydarzyło, za to dobre rzeczy nagle zmieniły swój biegun. Pomoc w przejściu przez zebrę starszej pani? Oberwałem z torebki i zostałem nazwany kostuchą, który nie powinien jeszcze przychodzić po jej duszę! Otworzyłem drzwi do urzędu przed kobietą pchającą wózek z brzdącem? Zostałem przezwany zboczeńcem, który chce popatrzeć na jej tyłek – gdyby tylko było na co. Pomogłem pozbierać saszetki z zimną herbatą, które spadły ekspedientce z półki i co usłyszałem? Żem złodziej!

Jak po takich sytuacjach, kiedy dobre serce i chęci odebrane są podejrzliwie lub wręcz negatywnie, miałem nie wejść na dach, by z wysokości spojrzeć na miasto, które coraz częściej dawało mi znać, że do niego nie pasuję? To był jedyny sposób, bym ochłonął, a przy tym znalazł tego dnia coś pięknego – gwieździste niebo zawsze poprawiało mi humor.

Ale nawet gwiazdy mogły protestować czy też przegrywać z chmurami, co właśnie miało miejsce, a czego się zupełnie nie spodziewałem.

– No cholera jasna!

Mój krzyk nie zdołał się przedrzeć przez dźwięki miasta: liczne klaksony kierowców zniecierpliwionych staniem o tej porze w korku, muzyki zapraszającej do pobliskich klubów, okrzyków tych, którzy już mieli nieźle we łbie, a wyrzucane słowa wskazywały na mocne upojenie alkoholem.
Zdołała mnie za to usłyszeć inna osoba, która również pojawiła się na dachu, powracając do tego zwyczaju.

– Ale wiesz, że nie musisz tak krzyczeć, prawda?

Nie ujawniła się, wychodząc nagle zza budki klatki chodowej i wynurzając z cienia – kobieta stała przy murku na krańcu dachu. Nie zmartwiłem się, że jest tu w celu popełnienia samobójstwa. By zeskoczyć na ulicę i rozbić się na asfalcie niczym jajko na betonie, najpierw trzeba było wejść na ów murek i dopiero wtedy, stawiając opór wiatrowi, który bywał na tej wysokości, podjąć ostateczną decyzję lub wycofać się ze strachu.

Wyraźnie schudła od ostatniego razu, kiedy ją widziałem. Włosy, które miała w zwyczaju farbować na srebrno, związała w niski kok. Narzucona dżinsowa kurtka zdołała ochronić ją przed chłodem wieczoru, jak i tworzyła kontrast z ciemnymi dżinsami i obuwiem. Nie odwróciła się w żaden sposób, czułem jednak, że czeka, aż do niej podejdę.

– Dawno cię tu nie było – rzuciłem, przystając przy jej boku i dopiero dostrzegając, że kobieta pali.

– Powiedzmy, że dopadło mnie tyle zadań, że nie miałam czasu, by wejść na dach. U ciebie chyba też się coś wydarzyło, skoro tak się wydarłeś. Chcesz jednego?
Wyciągnęła ku mnie paczkę papierosów, jednak odmówiłem jej gestem dłoni.

– Dzięki, wciąż nie palę.

– Co się stało?

Nie miałem w okolicy żadnych znajomych, do których mógłbym wpaść bez zapowiedzi na piwo i się wyżalić, najlepszy kolega pracował do późna, więc ta kobieta okazywała się być – coraz częściej niż wypadało – tą osobą, do której mogłem się zwrócić i wygadać, skoro ponownie na siebie trafiliśmy. Nawet jeśli wciąż nie wiedziałem, jak ma na imię.
To dlatego jedynie westchnąłem, po czym opowiedziałem jej, jak wszystkie moje uczynki tego dnia, które ja odebrałem za dobre, spotkały się z reakcjami, które skłoniły mnie do tego, by zwątpić w to, że człowiek może człowiekowi być człowiekiem.

Kobieta słuchała mnie, nie przerywając, nie zadając żadnego pytania, a jedynie wciąż paląc. Wprawiła mnie w niemałe zdumienie, odpalając jednego papierosa od drugiego, nim jeden z nich zgasł – nie sądziłem, że pali ich aż tyle – jednak nie powiedziałem tego głośno, a przekazałem za pomocą słów swoje zwątpienie w ludzki ród.

– I wydaje mi się – podsumowałem – że cała ta gadka o byciu dobrym już się w ogóle nie sprawdza. Lepiej być egoistą niż dzielić uwagę i siły na innych.

Może zabrzmiałem zgorzkniale niczym starzec, ale w tej chwili właśnie tak się czułem – jak ktoś stary, kto poznał wszystkie fortele znane ludzkości i ma dość, że te wciąż się pojawiają, a ludzie dają nabrać. Nie oczekiwałem jednak ani osądu, ani żadnego wsparcia, chciałem się po prostu wygadać, a kiedy to zrobiłem, poczułem się odrobinę lepiej.

Nikt nie powiedział ci, że to będzie tak trudne, ale powinieneś wiedzieć, iż w życiu nic nie przychodzi łatwo i szykować powinieneś się raczej na zagładę niż „żyli długo i szczęśliwie” – odezwała się kobieta, kiedy cisza po mojej wypowiedzi zaczęła się przedłużać. – A to dlatego, że nikt z twojego otoczenia, nawet twoi rodzice czy starsze rodzeństwo, nie są w stanie przewidzieć, jakie będziesz miał zdolności i co los ci przygotuje. Może się bowiem okazać, że to, co im sprawiło trudność, tobie przyjdzie z łatwością i odwrotnie – to, co dla nich jest pestką, dla ciebie będzie niczym wejście na K2. Ale powinieneś wiedzieć, że jeżeli chodzi o kontakt z drugim człowiekiem, którego nie znasz, zawsze będzie trudno, bo ludzie są różni i nigdy nie wiesz, jaki bagaż doświadczeń dźwigają na swoich plecach.

Wypuściła dym papierosowy i zawiesiła spojrzenie na nieboskłonie usianym kilkoma odległymi gwiazdami. Przetwarzałem jej wypowiedź, przyswajałem i dochodziłem do zrozumienia jej sensu.
– Czyli co? Lepiej podchodzić do życia z myślą, że inni chcą tylko wbić mi nóż w plecy? – zapytałem, opierając się o murek i spoglądając ponad jego krawędzią w dół na ulicę, gdzie życie nigdy nie cichło. – Mam podchodzić do ludzi jako do wrogów lub jako dupek? To chyba kłóci się z moją naturą.

Usłyszałem ciche parsknięcie śmiechem, które mnie zaskoczyło. Spojrzałem na kobietę i napotkałem jej wzrok. Po raz pierwszy rozmawialiśmy na dachu, stojąc tak blisko siebie, a dzięki temu… Mogłem zobaczyć, jak bardzo jej brązowe oczy pełne są zieleni. Nigdy nie spotkałem jeszcze kogoś o takich tęczówkach. Wraz ze srebrnymi włosami jeszcze bardziej wyglądała na wróżkę.
– Jak sam powiedziałeś, nie umiałbyś być dupkiem i nawet to rozumiem. Nie każdy ma do tego predyspozycje. Do ciebie lepiej pasuje bycie takim aniołem stróżem, który przynosi światełko w ciągu mrocznego dnia.

Uniosłem brew.

– Jesteś powieściopisarką, że takie słowa się ciebie trzymają?

– Bingo.

Sądziłem, że widząc moją minę, kobieta wyjaśni, że tylko żartowała, ale ona patrzyła na mnie swoimi niesamowitymi oczami i nic nie mówiła.

– Powaga? Jesteś pisarką?

– To takie zaskakujące?

Przez chwilę nie wiedziałem, co powiedzieć.

– Tak. Znaczy… Nie. Znaczy… Myślałem, że raczej realizujesz się w handlu czy usługach i codziennie masz styczność z wieloma ludźmi.

– To aż tak się nie pomyliłeś, bo pracuję na pół etatu w księgarni, jednak moim głównym zajęciem jest pisanie powieści. Kryminałów i przygodówek, mówiąc dokładnie. Możliwość pracowania wśród ludzi pozwala mi ich obserwować i przenosić zachowania na łamy stron. To bardzo ciekawe doświadczenie.

– I dzięki temu możesz mi dawać rady jak powyżej – zauważyłem, na co kącik jej ust podniósł się odrobinę.

– Zgadza się. Choć szczerze mówiąc, jesteś jedyną osobą, której jakiejkolwiek udzieliłam przez ostatnie miesiące, więc nie zdziwię się, jeżeli z niej nie skorzystasz.

– A ty? Jesteś takim aniołem stróżem?

Zaśmiała się jawnie i dźwięcznie, a niedopałek papierosa opadł na powierzchnię dachu i zginął pod butem kobiety. 

– Nie. Sam powiedziałeś, że nie byłbyś w stanie zachowywać się jak gnojek w stosunku do innych, ja za to nie mogłabym zachowywać się wobec nich niczym Matka Teresa z Kalkuty, bo to by się kłóciło z moim charakterem. Powiedzmy, że jestem tym kimś na trzecim planie, kto ma tylko epizod, za którym nie idzie nic więcej. Ale są ludzie jak ty, którzy samoczynnie sprowadzają dobro w dni innych ludzi i nie powinieneś przestawać tego robić, nawet jeśli reakcje są zgoła odmienne od tego, czego byś sobie życzył. Bardzo możliwe, że twoje uczynki wywołują u nich po czasie wyrzuty sumienia i sprawiają, że ci, którym ty pomogłeś nawet w najmniejszy sposób, pomagają innym. A dzięki temu wiele osób – naprawdę wiele, wierz mi – może zmieniać swoje nastawienie. Lub też nawet zrezygnować ze śmierci.

Nie mogłem powiedzieć, by te spotkania były sesjami terapeutycznymi, jednak za każdym razem kobieta miała do powiedzenia coś, co później skłaniało mnie do przemyśleń i refleksji. Jak właśnie teraz.

– Sądzisz, że jedno otwarcie drzwi może komuś pomóc?

– Oczywiście. Dzięki tobie tamta matka nie musiała walczyć jednocześnie z drzwiami i wózkiem. Może w pierwszej chwili tego nie dostrzegła, ale naprawdę dzięki tobie przez chwilę czuła ulgę, że ktoś ją dostrzega i nie jest pozostawiona sama sobie.

– Skąd możesz to wiedzieć?

Uśmiechnęła się delikatnie.

– Powiedzmy, że jestem dobra w rozczytywaniu ludzi. Lepiej ci teraz, kiedy się wygadałeś i usłyszałeś kilka ciekawostek?

– Muszę przyznać, że tak, dziękuję.

Wsunęła dłonie do kieszeni kurtki.

– To w takim razie będę lecieć, czeka na mnie dalsze pisanie.

Nie pozwoliłem jej odejść ot tak.

– Zaczekaj.

Spojrzała na mnie, a jej oczy nosiły w sobie nieme pytanie.

– To już któryś raz, kiedy spotykamy się na tym dachu, a ja wciąż nie wiem, jak się nazywasz i pod którym numerem mieszkasz.

Choć sam nie żyłem w tym budynku zbyt długo, raptem krócej niż trzy lata, jednak poza tym miejscem na samym szczycie nie widziałem tej kobiety ani w windzie, ani przed klatką.

– Jestem Ryuna – odparła, zaskakując nietypowym imieniem – i nie mieszkam tutaj.

Uniosłem brew.

– Jak to?

– Cóż, niektóre bloki mają słabe zabezpieczenia przed intruzami. – Uśmiechnęła się w sposób, który określiłbym jako łobuzerski i który upodobnił ją na sekundę do krnąbrnej nastolatki. – Na razie.

Nim zdołałem cokolwiek powiedzieć czy także się pożegnać, kobieta odwróciła się na pięcie i dość szybkim krokiem zniknęła w budce klatki. Patrzyłem za nią, nie będąc do końca pewnym, co zaszło. Oczywistym było, że to nie może być jej prawdziwe imię – czytałem dość sporo kryminałów, gdzieś mignąłby mi tak nazywający się autor – nie wiedziałem też, gdzie mieszka.

Westchnąłem, spoglądając w mało gwiaździste niebo. To oznaczało, że wciąż niewiele o niej wiem i pozostają nam pewnie kolejne takie przypadkowe spotkania, jednak musiałem przyznać, że dobrze mi zrobiły, pozwoliły uporządkować myśli. Dobrze było wiedzieć, że ktoś uważa moje czyny za właściwe. Choć wciąż miało być trudno, nie chciałem rezygnować z tego, kim byłem, a Ryana ukazała mi, że będzie warto.

Anioł stróż dobrych chwil. To nie brzmi źle, prawda?


2 komentarze:

  1. I badz tu dobrym czlowiekiem. No czasem tak jest ironia ludzkiej mentalnosci.
    Czasami najwieksze wsparcie dostajemy od osob, od ktorych najmniej bysmy sie tego spodziewali.
    Ciekawy test o ludzskiej naturze. Lubie jakie filozoficzne kawalki, ktora motywuja do myslenia.

    Ludzie i ich rady, mam wrazenie ze lepiej zwykle ich nie sluchacm a posluchac raz na jakis czas swojej intuicji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Odnajduje się w tym tekście. Bohater bardzo przypomina mi mojego przyjaciela, który podobnie zastanawia się nad tym, ze korzystniej w zyciu byc dupkiem i naprawdę stara się nimbyc, ale czy ja wiem czy mu wychodzi...? Xd
    Tego typu rozmowy, jeszcze prowadzone w takim miejscu, na dachu, maja swoj nieodparty urok. Dzięki, ze mi je przypomnialas ;)

    OdpowiedzUsuń