Tak się kończy obsesja na punkcie psychopaty, który ma obsesję na punkcie ludzi. Nie rozumiem, chciałabym zrozumieć, dlatego potem wychodzą takie rzeczy. I moja terapeutka twierdzi, że nie ma nic złego w pisaniu, dopóki przynosi to ukojenie. Czy przynosi, tego nie wiem, ale na pewno powstają koszmary, czego skutkiem są właśnie takie gonitwy z psychopatami.
Drrr! nie należy do mnie. Ja tu tylko konfabuluję.
— Pobaw się ze mną!
W pierwszym momencie miała wrażenie, że się przesłyszała. Ulice Ikebukuro były jak zwykle zatłoczone, więc możliwość
wystąpienia omamów słuchowych była niezwykle duża, zważywszy na to, że było się
prześladowanym przez kogoś takiego, jak Izaya Orihara.
— Nie udawaj, że mnie nie słyszysz.
Tym razem cyniczny głos rozległ się tuż przy jej uchu. Podskoczyła
jak oparzona i spojrzała w bok, by napotkać parę roześmianych, brązowych
tęczówek, które w świetle zachodzącego słońca wyglądały jak podszyte
karmazynem. Nie było sposobu, by od niego uciec, co nie znaczy, że nie
próbowała.
Cała chora przygoda zaczęła się, gdy przeprowadziła się do tej
przeklętej dzielnicy. Od znajomych słyszała, że po Ikebukuro krążą demony, a na
każdym kroku można było spotkać walczące ze sobą kolorowe gangi. Nie zraziło
jej to jednak, gdyż takie tematy były ogromną pożywka dla jej nigdy nie
zaspokojonej ciekawości. W końcu była dziennikarką, która nie pałała miłością
do tanich sensacji i gdy tylko dostała propozycję pracy w jednej z niezależnych
gazet, nie mogła zmarnować otrzymanej od losu szansy.
Przeprowadzka do tak barwnej dzielnicy było dla niej szansą na
wyrwanie się z nudnego życia, które dotychczas prowadziła. Wreszcie mogła
poznać, jak to jest żyć samemu, bez ciągłego nadzoru restrykcyjnych rodziców i
wszystkowiedzących koleżanek. Zmiana środowiska była dla niej jak powiew świeżości.
Nie spodziewała się jednak, że będzie oddychać trucizną.
We are the crowd
Gdy wysiadała z pociągu, dźwigając z trudem ciężką walizkę, była
pełna optymizmu. Rozglądała się dookoła z uwagą, starając się zapamiętać każdy
szczegół, jednak gdy wyszła przed dworzec, zalała ją fala strachu. Po ulicach
Ikebukuro przewijało się tyle osób, że czuła się niezwykle zagubiona.
Oczywiście, przed wyjazdem sprawdzała mapy i starała się zapamiętać kierunki, w
których powinna się poruszać, by dotrzeć za pierwszym razem do wynajmowanego
pokoju, czy też do nowego miejsca pracy, ale papierowe mapy to jedno, prawdziwe
ulice drugie. Sięgnęła do przewieszonej przez ramię torby i po raz drugi
ogarnęło ją zimno przerażenia.
Przez całą drogę pociągiem miała wrażenie, że czegoś zapomniała, jednak
wmawiała sobie, że to typowe wrażenie podróżującego. Niestety okazało się, że
rzeczywiście zapomniała, najważniejszej rzeczy, dzięki której mogłaby się
poruszać po mieście, mianowicie tej pieprzonej mapy, o której jeszcze wczoraj
pamiętała, by jej nie zapomnieć. Jej telefon rozładował się już w połowie
drogi, więc nawet wszystkowiedzące mapy Google nie mogły jej uratować.
Plując sobie w brodę, ruszyła przed siebie, gdyż stojąc jak słup
soli przed dworcem, była co chwilę szturchana przez śpieszących się do swoich
spraw przechodniów. W myślach starała się przypomnieć sobie studiowaną drogę
kamienicy, w której wynajęła dość tani, jak na dopiero co rozpoczynającą pracę
osobę pokój, w pobliżu redakcji, jednak na mapie odległość wydawała się mała. W
rzeczywistości, po dwudziestu minutach marszu nie dość, że się zmęczyła, ręce
bolały ją od taszczenia ciężkiej walizki, to na domiar złego, kompletnie się
zgubiła.
Z każdym branym zakrętem miała nadzieję, że w końcu trafiła na ulicę, przy
której znajdowała się jej kamienica, jednak tabliczki wskazujące drogę
przeczyły jej nadziejom. Wędrówka po zatłoczonych ulicach Ikebukuro prawie
doprowadziła ją do płaczu. Zaczęło się ściemniać i wizja nocowania na
pobliskiej ławce stawała się coraz bardziej realna.
— Wyglądasz, jakbyś się zgubiła.
Od razu wiedziała, że te słowa były skierowane do niej. Spojrzała
w stronę dobiegającego ją głosu, gdzie ujrzała ciemnowłosego chłopaka, ubranego
w czarną bluzę z puchatym kapturem, opierającego się o barierkę. Jednak wtedy
nie mogła wiedzieć, że oddawała duszę diabłu. Wydawało się, że niebiosa
ulitowały się nad nią i postawiły na jej drodze istnego wybawcę.
— Wiesz może, gdzie znajdę ulicę Tokiwa? — zapytała, nieświadoma
konsekwencji jednej, niewinnej rozmowy.
— Pokażę ci.
Mogłaby przysiąc, ze zauważyła jakiś dziwny, niebezpieczny wręcz
błysk w oczach mężczyzny, ale była zbyt zmęczona, by się tym przerazić. Jedyne,
o czym marzyła, to by dostać się wreszcie do tej przeklętej kamienicy, wziąć
prysznic i położyć się spać.
— Będę dozgonnie wdzięczna! — Skłoniła grzecznie głowę,
uśmiechając się promiennie.
— W to nie wątpię — mruknął ledwie dosłyszalnie, uśmiechając się
półgębkiem.
— Słucham?
— Pomogę ci. — Zanim zdążyła zaprotestować, sięgnął po jej
walizkę. — Turystka?
— Nie, dostałam pracę — odpowiedziała bez namysłu, jakby chwaliła
się największym osiągnięciem w życiu.
— Mogę zapytać, w jakiej branży?
— Jestem dziennikarką.
— Ciekawie.
We’re comming out
Mogłaby przysiąc, że jego brązowe tęczówki rozjarzyły się
karmazynowym blaskiem, lecz uznała, że to przez rozjarzoną neonami wieczorną
ulicę. Przyglądał jej się uważnie, wciąż niewinnie się uśmiechając. Jeszcze nie
wiedziała, co takiego w jego postawie ją urzekło, jednak kierując się
instynktem, postanowiła mu zaufać.
— Na mapie ta dzielnica wydawała się mniejsza. Nie spodziewałam
się, że zgubię się już po dwudziestu minutach. — Podrapała się w tył głowy,
nieznacznie się czerwieniąc.
— Cała dzielnica jest… magiczna — Mężczyzna zapatrzył się na
mijający ich z dużą prędkością czarny motor. — Więc powiedz mi… — zagaił, gdy
ruszyli przed siebie. — Dlaczego Ikebukuro?
— Cóż…
Opowiedziała mu wszystko. O wyrwaniu się spod opieki
kontrolujących ją na każdym kroku rodziców. O chęci życia na własny rachunek. O
rozpoczęciu nowego życia po tym, jak zniszczyło ją zepsute środowisko
zaściankowej wsi. Nie zwracała uwagi na to, gdzie stawiała kroki, ślepo dając
się prowadzić. Nadawała jak katarynka i nie spostrzegła, że już czwarty raz
skręcili w prawo. Dopiero gdy mężczyzna na powrót oparł się o tę samą barierkę,
przy której się spotkali, porażająca świadomość
uderzyła jak grom z jasnego nieba.
— Przecież już tu byliśmy — spostrzegła niezbyt inteligentnie, na
co on tylko uniósł kąciki ust, nie odwracając wzroku.
— Oczywiście. Twoje mieszkanie jest tutaj. — Wskazał na drzwi
kamienicy znajdujące się naprzeciw barierki.
— To dlaczego…? — zapytała rozglądając się dookoła.
— Po prostu chciałem cię poznać.
To było wszystko. Proste jak zaczerpnięcie kolejnego oddechu.
Tylko gdy na odchodne mężczyzna odwrócił się jeszcze i puścił do niej oczko, w
momencie zabrakło jej tchu.
— Kiyoko! — zawołała, zanim zdążył skręcić w boczną uliczkę. — Tak
mam na imię!
— Wiem —mruknął, gdy był już na tyle daleko, że dziewczyna tego
nie dosłyszała.
Tym razem słyszała go doskonale.
— Nie lubię, gdy mnie ignorujesz. — Wesoły głos, ociekający
fałszem rozległ się tuż przy jej uchu.
— Czego chcesz? — warknęła, wciąż spoglądając przed siebie z
dumnie uniesioną głową, by tylko nie zdradzić swojego strachu.
— Nudzi mi się! — jęknął Izaya i podskakując jak małe dziecko,
stanął przed Kyoko, uśmiechając się podejrzliwie.
— Nie masz na oku jakieś ofiary do zmanipulowania?
Orihara dotknął jednym palcem policzka, jakby poważnie się
nad czymś zastanawiał.
— Cóż, mógłbym się w to pobawić, ale czekaj — wskazał palcem przed
siebie — przecież już to zrobiliśmy!
— Nie ma żadnego „my” — rzuciła Kyoko, zbierając się na odwagę, by
ponownie ruszyć przed siebie.
Jednak Izaya nie dawał za wygraną. Obrócił się na pięcie i
ponownie zaczął śledzić kroki Kyoko.
— Ranisz moje uczucia, Kyoko-chan. Czyżbyś już zapomniała, dzięki
komu jeszcze żyjesz?
— Słucham? — Kyoko odwróciła się tak gwałtownie, że prawie
zderzyła się z torsem Izayi.
Nie wierzyła własnym uszom. Jakim prawem ten psychopata miał czelność
wypominać jej, że miała u niego jakikolwiek dług? To on zniszczył jej życie,
przez niego bała się opuszczać bezpieczne mieszkanie po zmroku i zdarzało jej
się spać przy zapalonym świetle. Nie ufała już nikomu i niczemu, a we
wszystkich osobach widziała wrogów, czyhających na moment, by ją zdradzić, czy
opuścić. Każdego kolejnego dnia zastanawiała się, co jeszcze robi w tym
przeklętym mieście, jednak bardzo szybko powód znajdował się sam. Uczepił się
jej jak kłujący rzep, który przy każdej próbie usunięcia, ranił boleśnie
kolcami i za każdym razem przypominał, że nawet gdyby uciekła na drugi koniec
świata i tak by ją odnalazł.
Got
my flash on, it’s true
— Nie udawaj, że zapomniałaś. Jestem twoim wybawcą i ty dobrze o
tym wiesz.
Jedna rzecz była jasna, jak łysina Simona z Russhia Sushi. Izaya
Orihara miał kompleks boga i każdy, kto go znał, przyznałby temu rację. Jednak
Kyoko nie chciała już nigdy dać się omotać temu psychopacie, który był mistrzem
w manipulowaniu ludźmi, potrafił owijać ich sobie wokół palca, a to wszystko,
jak twierdził, robił z miłości do ludzi.
— Jak dla mnie, jesteś nikim — wycedziła przez zaciśnięte zęby,
choć nie potrafiła spojrzeć w oczy mężczyzny.
Czy sama się oszukiwała, czy przekonywała się do takiego myślenia?
Być może, ale jedno było pewne – całą siłą woli powstrzymywała się od tego, by
znowu nie wpaść w sidła Izayi, które i tak pewnie już nastawił i tylko patrzył z dziką satysfakcją, jak Kyoko
bezradnie miota się w sieci kolejnej intrygi.
— Och, kochanie — Izaya skrócił dystans między nimi i dotknął
delikatnie jej policzka. — Oboje wiemy, że wcale tak nie myślisz.
Przez ułamek sekundy Kyoko chciała wtulić twarz w jego dłoń,
jednak w porę się opanowała i odtrąciła jego rękę, sypiąc gromy z oczu. Nawet
jeśli musiała zadzierać głowę, to i tak zebrała wszystkie siły, by odzyskać
opanowanie.
— Nie mam zamiaru brać udziału w twoich chorych gierkach.
Ponownie odwróciła się na pięcie i zaczęła maszerować przed
siebie, twardo stawiając kroki na chodniku. Definicja „zabawy” Izayi, którą
proponował dla zabicia nudy całkowicie różniła się od poglądów normalnych ludzi
i nie miało to nic wspólnego z przyjemnością czy radością. Wręcz przeciwnie,
każda taka akcja kończyła się co najmniej kosą pod żebrami, jak nie była
wplątana w porachunki gangów, czy nawet samej Yakuzy.
Kyoko po dziś dzień przeklinała swoją nieopanowaną ciekawość, przez którą została dziennikarką i wylądowała w tej piekielnej dziurze. Wylęgarnia potworów, jak nazwała Ikebukuro w swoim ostatnim artykule, nie była miejscem do spokojnego życia, jakiego pragnęła. Za dnia zwykli mieszkańcy pochłonięci swoimi zwyczajnymi obowiązkami nie zdawali sobie sprawy, że w nocy na ulicach działy się rzeczy niestworzone i bardzo niebezpieczne, których zwykle prowodyrem był ten niepozorny, chudy informator, który nie miał za grosz poczucia stylu, choć stać go było na wykupienie co najmniej trzech marek odzieżowych z najwyższej półki.
Bo kto normalny chodzi w kurtce z puchatym kapturem w środku lata?!
Czy to jest to, co kiedyś mialas mi przesłać?
OdpowiedzUsuńCzytam, szukam inspiracji.
Trochę znalazłam. Przedstawiasz Ikeburko tak, że mam ochotę je odwiedzić, tez sie w nim zgubic, zaglebic. Samo to miasto rzeczywiscie na w sobie magie. I troche mnie wola.
Jestem pozytywnie zaskoczona relacja Kyoko i Orichary. Jest niejednoznaczna, a Izaya najwidoczniej dobrze sie bawi. Sama Kyoko jest wiarygodną postacia, kupuje ja, jej gadulstwo i naiwność. I kto na Boga nie laduje telefonu przed podroza w nowe miejsce?! Xd
To było wszystko. Proste jak zaczerpnięcie kolejnego oddechu. Tylko gdy na odchodne mężczyzna odwrócił się jeszcze i puścił do niej oczko, w momencie zabrakło jej tchu. <== To bardzo ladne. Zwłaszcza to porownanie, ze proste jak oddech.
Ciekawie. Jestem zainteresowana. Co takiego narobił Izaya,w co wmieszal Kyoko. I jakie sily jeszcze sie w to zaangażują.
Miało to na celu zgubienie się w tej parszywej dziurze, fajnie, że mi się udało :D
UsuńFajnie, że jesteś zainteresowana, bo dużo sie tu może zdarzyć. W koncu to Ikebukuro. Polecam mapy google i łażenie po uliczkach xD
Hej :)
OdpowiedzUsuńEj no, ale mnie ta kurtka z puchatym kapturem to bardzo przypadła do gustu :D i co z tego, że noszona latem? Mój znajomy nosił bluzki z długim rękawem i udawał, że mu zimno w upałach (nie chciał się przyznać, że zrobił sobie tatuaż).
Heh, z tego tekstu aż się wylewa frustracja Kyoko, ale da się również wyczuć, że coś ją przyciąga do Izayi. Nieźle ją zrobił przy tym pierwszym spotkaniu, za bycie informatorem też ma u mnie plusa.
Chętnie poczytałabym o nich więcej :)
Gdzieniegdzie pojawiły się jakieś literówki, ale całość jest tak skonstruowana, że opowiadanie się połyka.
Pozdrawiam.