Niech Was nie zdziwią przekleństwa.
________
Wiedziałam, że posyłane mi spojrzenie nie będzie przyjemne, że Hibb spróbuje wypalić mi nim dziurę w plecach, ale zupełnie nie rozumiałam, o co wkurza się właśnie teraz. Fakt, podczas odprawy stałam przed tablicą i zapisywałam na niej informacje, ale o to poprosił mnie sierżant, a jak zdążyłam zauważyć, pierwszy pomocnik uważał, że tylko część zadań może być mu delegowana jako tej najwyższej osobie w otoczeniu dowódcy. Inni raczej nie zwracali uwagi na mnie, a skupiali się na tym, co właśnie zapisywałam.
– Jak sami państwo widzicie, raporty nie wykazują zbyt wielkich zmian, co powinno nas niepokoić. Naszym założeniem było zwiększenie świadomości i poczucia bezpieczeństwa u mieszkańców, gdy liczby jasno mówią, że cel nie został osiągnięty. Pod względem administracyjnym wszystko zadziałało, jednak współpraca z innymi instytucjami nie poszła po naszej myśli.
W gabinecie panowała cisza, do tego dało się wyczuć niezadowolenie i coś niczym poczucie rozczarowania. Każdy pracował, jak mógł, byle tylko zrealizować wszystkie założenia, bo to byliśmy winni obywatelom. Porażka lub jedynie mały progres nie są i nie były czymś do chwalenia, a przecież i tak trzeba było podać te informacje do opinii publicznej. Wygłoszeniem mowy miał zająć się sierżant, to było dla wszystkich oczywiste, ale należało też napisać mu przemówienie – tutaj wchodzili pomocnicy, a właściwie to ja, zapisująca zdania dyktowane mi przez kolegów podczas burzy mózgów.
Była to prosta czynność, idealna dla żółtodzioba, a i tak czułam niechęć bijącą od Hibba za moimi plecami. jakby pierwszy pomocnik miał mi za złe, że to mnie przypadło to zadanie, a nie jemu.
Minęły tygodnie mojej pracy w tym zespole, a jakoś nadal nie udało mi się złapać z mężczyzną tych samych fal. Starałam się być dla niego serdeczna i pomagać, kiedy tego potrzebował, ale wychodziło na to, że zrzucał na mnie te obowiązki, które albo go nudziły, albo z którymi sobie nie radził. Mówiąc krótko, zlecał mi je wraz z odpowiedzialnością, gdyby coś poszło nie tak, jak powinno, to ja byłabym winna, nie on. Widziałam, dlaczego to robi, ale na razie nie wnosiłam protestu, bo nie zdarzało się to często, a jeśli już, to wtedy, kiedy sama miałam mało do zrobienia. Jakby Hibb nauczył się po jednym z pierwszych zdarzeń, że lepiej nie zrzucać na mnie czegoś wraz z jakimś większym projektem, bo mogę nie podołać i wtedy bura spotkałaby nas obojga.
– Co więc proponujecie, byśmy teraz zrobili? – Sierżant patrzył po pomocnikach i kierownikach, licząc na ich kreatywność.
Cóż, ku jego cichemu niezadowoleniu w gabinecie nadal panowała cisza. Sama nie chciałam się wychylać, bo wychodzenie przed szereg nie było też w moim stylu.
– A może… – usłyszeliśmy głos Daniela – co z prelekcjami dla młodzieży? Mieliśmy takie zrobić w najbliższym czasie, prawda? Czy Miejskie Centrum Kultury nadal się do tego przymierza, udostępnią nam salę?
– Tak, mamy to potwierdzone – oznajmił kierownik działu kontaktów – natomiast zapowiedziałem, że zjawi się ktoś od sierżanta, by dograć szczegóły. – Momentalnie zaczął wyglądać na zmieszanego, do tego unikał wzroku pozostałych zgromadzonych, jakby wiedział, że to, co zaraz powie, niekoniecznie się nam spodoba. – Uznałem, że dzięki takiemu zagraniu szybciej znajdą dla nas czas.
Nie byłaby to pewnie pierwsza próba wywarcia presji, pokazując, kto ma większą władzę, ale osobiście nie lubiłam takich zagrywek i ich nie używałam. W moim przypadku wystarczyło, że druga strona wiedziała o moim zatrudnieniu w departamencie bezpieczeństwa, by podchodzono do moich spraw rzetelnie i sumiennie. Uważałam, że każdy człowiek ma mój szacunek od razu, nie musi się o to starać, a ja od samego początku będę robić, co w mojej mocy, by pomóc. To przełożyło się na moją reputację w dziale administracji i mogło mieć też nieco wpływ przy rekrutacji na stanowisko trzeciego pomocnika. Ani myślałam rezygnować z wyznawanych przez siebie wartości, ale nie byłam też kimś z mocą osądzania innych. To były ich czyny, za które być może kiedyś przyjdzie im zapłacić odpowiednią cenę.
– Tak, pomocnicy się tym zajmą – odparł sierżant.
Kierownik do spraw kultury nadal wyglądał na zmieszanego, co mogło oznaczać, że jest coś jeszcze. Nie pomyliłam się w tym przeczuciu, bo mężczyzna odchrząknął i dodał:
– Tylko że powiedziałem, że ktoś przyjdzie dzisiaj, zanim zamknie się sekretariat.
Stałam teraz plecami do tablicy, a twarzą do współpracowników, nieco na skos od miejsca sierżanta, co przywoływanie skojarzenie z byciem kamerdynerem czy kimś podobnym. Nie przepadałam za tym, że taka rola była mi nadawana, ale z drugiej strony nikt nie spieszył do tego, by pisać, bo to urągało piastowanej pozycji. Nawet jeśli wszyscy pomocnicy byli nad kierownikami działów, to mnie jako najmłodszą stażem w tym gronie wręcz wskazywano do podobnych czynności. Teraz, kiedy mogłam popatrzeć na każdego z nich, unikali mojego wzroku.
Poza Hibbem. Pierwszy pomocnik myślał chyba, że jednak powinien zająć moje miejsce. Mogłabym mu ustąpić, gdyby tylko powiedział o swoich potrzebach głośno.
Z rozmyśleń wyrwało mnie ciche westchnienia sierżanta. Jasne było, że nie jest do końca zadowolony ze słów wypowiedzianych przez kierownika, ale co się obiecało, trzeba spełnić.
– A do której jest czynny sekretariat Centrum?
Nikt nie spieszył z odpowiedzią, nikt nie wyciągnął telefonu, by sprawdzić tę informację w internecie, nikt nawet nie stukał w swój tablet, by tego dokonać. Jakby każdy ze zgromadzonych sądził, że ktoś inny jest w stanie to zrobić.
Przy takiej bierności kiedyś mógł nastąpić koniec ludzkości i tylko sami bylibyśmy sobie tego winni.
– Do trzeciej trzydzieści – odezwałam się, zwracając tym spojrzenie sierżanta.
Mężczyzna uśmiechnął się lekko, po czym spoważniał i powiódł wzrokiem po pozostałych.
– Jak widzicie, czasu na to nie ma za wiele, toteż pomocnicy Hibb i Hae udadzą się tam, więc proszę nie przynosić im nic od godziny drugiej po południu. Pomocnik Goodwill natomiast ma już wypełniony grafik na dziś, więc, drodzy kierownicy, w razie pytań czy jakichkolwiek projektów, spotkań czy problemów nie do rozwiązania zgłaszajcie się bezpośrednio do mnie, dobrze?
Widziałam, jak współpracownicy pobladli. Zwracanie się z czymkolwiek od razu do sierżanta to było ostatnie rozwiązanie na drodze załatwiania czegokolwiek w tym oddziale departamentu bezpieczeństwa. Nie dlatego, że sierżant był straszny w kontaktach towarzyskich – na dobrą sprawę był tak uprzejmym człowiekiem, że trudno było mi wyobrazić sobie jego mroczną twarz tyrana – ale dlatego, że powszechnie wierzono, że jest on najbardziej zapracowaną osobą w całym budynku, a jego czas zbyt cenny, by zwykły szarak zawracał mu głowę jakąś pierdołą.
Jakby zapominano, że sierżant też przeszedł pewną drogę, zanim uzyskał to stanowisko, ma wiedzę, umiejętności i doświadczenie, by się nimi dzielić, ale sam z siebie tego nie zrobi, trzeba dać mu do zrozumienia, z czym lub gdzie leży problem.
Kierownicy skinęli jedynie głowami, jakby brakło im śmiałości na wypowiedzenie słów. Sierżant przyjął to za „tak” i przeszedł do ponownego pytania o zwiększenie świadomości bezpieczeństwa wśród mieszkańców. Zapytał jeszcze raz o to, jak naszym zdaniem mogą poczuć się jeszcze lepiej, zamieszkując te tereny, ale ta „burza mózgów” to była dość ciężka. Na dobrą sprawę to mnie udało się raz coś zasugerować, Daniel też rzucił jakąś ideą, ale to by było na tyle. Jakby pozostali jedynie czekali do odpowiedniego minięcia wskazówek na zegarze, byle to poranne spotkanie i odprawę mieć już wreszcie z głowy.
Jak na moje oko przy takim zaangażowaniu pracowników takiej instytucji jak nasza to możemy w niedalekiej przyszłości jeszcze bardziej stracić w oczach zamieszkujących trzy stany ludzi. Ale to tylko moje małe zdanie.
Sierżant, mimo braku innych pomysłów, nie przeciągał spotkania, ale kiedy wychodziliśmy do swoich obowiązków, zerknęłam na niego i widziałam, że nie jest zbytnio zadowolony z tego, że nie poczyniliśmy zbyt wielkich postępów. Zrobiło mi się nieco przykro, że będzie musiał przedstawiać te dane przed innymi sierżantami i zorientuje się, że na tle innych oddziałów wypadamy dość słabo. Postanowiłam więc zrobić, co było w mojej mocy, by nadchodząca prezentacja dla młodzieży nie okazała się niewypałem.
Tyle że to nie ja miałam być jej głównym prelegentem, ale pomocnik Hibb. Tuż po odprawie drugi z nas ruszył w planową trasę, by wykonać swoje powinności na ten dzień zlecone przez przełożonego – wychodząc, Daniel życzył mi powodzenia i puścił „oczko” – Hibb uraczył mnie twardym spojrzeniem i oznajmił:
– To ja będę się dogadywał w sprawie spotkania, zrozumiałaś, Hae? Ty będziesz jedynie od zapisków jak dzisiaj na spotkaniu.
Mogłabym mu powiedzieć, że na dobrą sprawę mamy ten sam stopień, tylko inny numer i że zdążyłam już poznać swój zakres prac, do tego umiem prowadzić biznesowe konwersacje – może nawet i ciut lepiej od niego, skoro kilka lat miałam do czynienia nie tylko z dokumentami, ale i interesantami – ale wolałam ugryźć się w język i jedynie mu przytaknąć. Naprawdę nie chciałam robić sobie z niego niepotrzebnego wroga, wolałam, by przychodzenie do pracy nie wywoływało u mnie bólu brzucha, a jedynie przynosiło motywację do dbania o społeczeństwo i jego dobrobyt.
– Zrozumiałam – rzuciłam mu w odpowiedzi i wzięłam się do pracy, by przed wyjazdem zrobić wszystko, co tego dnia wymagało mojego czasu, uwagi i umiejętności.
Nawet przerwę na lunch potraktowałam nieco po macoszemu, wlewając w siebie jedynie pełną warzyw zupę, ale nie pominęłam całkowicie tego posiłku, więc mój organizm pod koniec dnia nie powinien być na mnie zły.
Ostrzeżeni współpracownicy nie przynosili nam żadnej dodatkowej roboty, tym samym o drugiej w południe mogliśmy się zebrać i liczyć, że oczekiwanie nie przyprawi nas o nerwy. Jak zasugerował mi to sierżant, przed południem zadzwoniłam do Centrum, by poinformować o wizycie, powiedziano mi, że ktoś będzie na mnie i Hibba czekał. Nie wiedziałam, jak bardzo wierzyć tym słowom, ale skoro wcześniej jeden z kierowników już dał znać o konieczności zatwierdzenia terminu, może faktycznie jakiś urzędnik od razu do nas wyjdzie? To tłukło mi się w głowie, kiedy siedziałam na miejscu pasażera w drodze do instytucji. Milczałam, bo i kolega milczał, skupiony, by zawieźć nas w jednym kawałku. Nie mogłam powiedzieć, bym lubiła jego styl jazdy, momentami czułam serce w gardle, ale nie wspomniałam o tym ani słowem. Póki mnie nie mdliło, nie było o czym mówić.
Jeżeli poranne spotkanie nie szło po myśli departamentu, tak w Miejskim Centrum Kultury sprawy poszły zadziwiająco dobrze i szybko – jak zapowiedział, to Hibb prowadził rozmowę z kierowniczką Centrum, a ja zapisywałam ważniejsze dane, by mogły one zostać zatwierdzone także przez sierżanta. Wychodziło na to, że za dwa tygodnie o czwartej po południu sala będzie przygotowana na przyjęcie około sześćdziesięciu nastolatków, którzy posłuchają prelekcji na temat bezpieczeństwa i tego, co robi departament, by jak najrzadziej w obrębie trzech hrabstw dochodziło do różnego rodzaju zakłóceń i niebezpiecznych zdarzeń. Jeżeli pierwsze spotkanie zostanie ciepło przyjęte, możliwa będzie kontynuacja do czterech spotkań w całości. Poczułam ekscytację na myśl, że będę częścią takiego przedsięwzięcia, ale wolałam nie dać tego po sobie poznać, byle kolega nie rzucił jakimś prześmiewczym komentarzem, co dość często miał w zwyczaju.
Na dobrą sprawę po pół godzinie wszystko było dograne i mogliśmy wracać do departamentu. Wychodząc, zdołałam odczytać wiadomość od Daniela, który pisał, że między kolejnymi punktami swojego planu będzie w pobliżu, to możemy iść całą trójką na małą kawę, bo jeszcze tak nie wychodziliśmy, a sierżant nie powinien mieć nam tego za złe. Odpisałam, że właśnie skończyliśmy, a kolejną wiadomość od drugiego pomocnika przeczytałam też Hibbowi:
– Daniel pisze, że jest na parkingu przy Centrum i zaprasza nas na kawę, mówi, że taka krótka przerwa dobrze nam zrobi, a sierżant daje nam na to swoje błogosławieństwo.
Zerknęłam na Hibba, a ten zmarszczył czoło.
– Nie powinnaś zwracać się do niego po imieniu.
Stłumiłam westchnienie.
– Sam to zaproponował, bo uważa, że po nazwisku to zbyt poważnie.
– Mnie też tak mówił, ale mimo wszystko jest Goodwillem. W pracy do każdego powinnaś zwracać się w ten sam sposób, a nie spoufalać.
Kolejna uwaga cisnęła mi się na język, ale wolałam z nim nie walczyć, wybrałam więc milczenie. Hibb i tak znalazł sobie nowy obiekt, na który zwrócił uwagę – oto przed budynkiem Centrum szła grupka czterech nastolatków pasujących wiekiem do naszego targetu na prelekcję. Pierwszy pomocnik musiał pomyśleć to samo, co ja, ale w przeciwieństwie do niego skierowałam się w stronę parkingu, gdy on właśnie do tych młodych ludzi.
– Pomocniku Hibb! – krzyknęłam za nim, chcąc, by zawrócił, ale on jedynie machnął ręką.
– Zaczekaj tam, zaraz przyjdę!
Czułam, że to nie jest dobry pomysł, ale nie przekonałabym go do zmiany zdania, bo to była kwestia sekund, jak zatrzymał się przed młodzieżą, wprost blokując im przejście. Obserwowałam go, a telefon w mojej ręce zawibrował. Dzwonił Daniel.
– Tak?
– Hej, czemu się zatrzymałaś? I gdzie jest Hibb? Przed chwilą widziałem waszą dwójkę, a teraz już nie. Co on znowu wymyślił?
Streściłam mu, jak najkrócej mogłam, co się dzieje, na co Goodwill rzucił tylko:
– Zaraz będę.
Usłyszałam trzaśnięcie drzwiami od strony parkingu i nie miałam wątpliwości, że to drugi pomocnik właśnie nadchodzi, jednak skupiłam się bardziej na tym, co wyprawiał pierwszy z nas.
– … i będziecie mogli sami przekonać się, jak działamy, by bezpiecznie wam się żyło – tłumaczył właśnie, a cała czwórka patrzyła na niego całkowicie znużona jego wywodem. – Przekażcie wieści i przyprowadźcie kolegów, co? Zobaczycie, będziemy się dobrze bawić.
Mimo odległości widziałam, że nic ich to nie obchodzi, jeden z chłopaków – a było ich dwóch i dwie dziewczyny – wyciągnął papierosa z kieszeni i zapalił go na oczach Hibba. Przy moim boku zaś pojawił się Daniel, któremu wystarczył rzut oka, by wyszeptał:
– O cholera.
Wiedzieliśmy, że zaraz pierwszy zacznie prawić moralizatorską gadkę, ale chyba nie spodziewaliśmy się, że bezpardonowo wyrwie nastolatkowi papierosa, rzuci na bruk i zgniecie go obcasem.
–Co ty sobie wyobrażasz, gówniarzu? – zagrzmiał, a dobrej reputacji mogliśmy zacząć machać na „do widzenia”. – Nie wiesz, że palenie szkodzi? I że jest niedopuszczane w miejscach publicznych? Twoi rodzice wiedzą? Daj mi do nich numer, ale już!
Chłopak prychnął, a jego towarzysze zaczęli cicho rechotać.
– Pan to chyba nie jest z władzy, to nie będę się z panem pierdolił, niech pan spada w pizdu.
– Posłuchaj no, młody człowieku… – Hibb nie ustępował, już chciał chwycić chłopaka za ramię, ale ten mu się wywinął, przez co pomocnik nieco się zachwiał niczym pijany.
Teraz to młodzież rechotała, a mnie zrobiło się przykro, że bierze kolegę za klauna. Ale tylko odrobinę, bo to przecież Hibb.
Mogło mu się wydawać, że zachowuje się niczym rasowy złoczyńca z jakieś bajki, próbując rządzić przez chwilę tymi młodymi ludźmi, ale bądźmy szczerzy – w rzeczywistości nawet bym go nie wysłała samego po odbiór dokumentów z innej placówki, bo przeczuwałam, że coś mogłoby mu się po drodze stać. Nadal nie wiedziałam, jak to się stało, że Hibb został pomocnikiem sierżanta w departamencie bezpieczeństwa – Daniel chyba też nie znał tej historii, by mi ją przekazać – ale musiał mieć jakieś przymioty, skoro mu się udało. Może kiedyś go o to zapytam, jak nie będę dłużej się czuć w jego obecności niezręcznie.
– I pan naprawdę myśli, że będziemy chcieli pana słuchać? – Drugi z chłopaków prychnął. – Dobre żarty.
Jakby to naprawdę było zabawne, nastolatki zaśmiały się, ale więcej w tym było szyderstwa. Nie podobało mi się, że kolegę spotyka podobne traktowanie, ale nie wiedziałam, co zrobić, by mu pomóc. Na dobrą sprawę ja i daniel tylko obserwowaliśmy całą tę scenę, to Hibb ubzdurał sobie szukać pierwszych słuchaczy na prelekcję, mnie nie dał się zatrzymać.
– Niech sobie pan daruje – odezwała się jedna z dziewczyn, obrzuciła pierwszego pomocnika spojrzeniem z góry na dół, po czym obróciła na pięcie i ruszyła przed siebie, a koledzy poszli w jej ślady.
Młodzież odeszła, wymieniając między sobą jakieś docinki, a Hibb opadł na pobliską ławkę niczym szmacianka kukiełka. Widziałam, jak zwiesza ramiona, i zrobiło mi się go nieco szkoda.
– Powinniśmy coś zrobić? – zapytałam, spoglądając na Goodwilla. Na dobrą sprawę nie miałam pomysłu, czy pomóc, czy jednak się posłuchać i nadal czekać.
– Oprócz wybuchnięcia śmiechem? Wydaje mi się, że nie – odparł Daniel i roześmiał się.
Ja jedynie westchnęłam, po czym podeszłam do pierwszego pomocnika. Może i ten mężczyzna głównie działał mi na nerwy, ale to nie znaczyło, że przez cały czas mam go traktować jak wrzód na tyłku. Nosiłam w sobie dość empatii, by obdarować nią nawet kolegę, z którym nadawaliśmy na zupełnie różnych falach, w końcu oboje byliśmy ludźmi.
– Zróbmy sobie przerwę – powiedziałam i poklepałam go po ramieniu. – Spróbował pan, nie wyszło, nie warto poświęcać temu za dużo uwagi. Chodźmy na kawę, dobrze?
Hibb nic nie powiedział, jedynie wstał i ruszył przed siebie, milczący i jakiś bez energii. Z Danielem szliśmy za nim, obserwując go, gotowi złapać, gdyby ten miał zamiar runąć czy coś podobnego.
Tyle że Goodwill nadal wyglądał na rozbawionego.
– Mógłbyś sobie darować, to nasz kolega – zwróciłam drugiemu uwagę, na co nieco się zreflektował i spoważniał, choć rozbawienie nadal malowało się lekkie rozbawienie. – Nie powinniśmy się śmiać z tego, co robi, raczej mu pomagać. Nawet jeśli mu to nie do końca wychodzi.
– Patrząc na to wszystko, jak myślisz, co nam pozostało? – zapytał Daniel, zerkając na mnie. – Sama widzisz już od tygodni, jaki jest Hibb, że przez jego zachowania i charakter będziemy kryli mu plecy lub szli na ratunek. Musimy to jakoś znosić, czy nam się to podoba, czy nie. Jeżeli to na razie jedyna cena za bezpieczeństwo kraju, to chyba nie ma tak źle, nie uważasz?
Przytaknęłam, choć nie byłam pewna, czy to nie jest dopiero początek i przyjdzie nam z czasem zapłacić o wiele więcej. Skoro już teraz młodzież nie podchodziła z szacunkiem do pracowników departamentu bezpieczeństwa, co mogło wydarzyć się, kiedy zostaną dorosłymi w świetle prawa? Ich postawa się zmieni?
Trudno było mi to ocenić, ponadto nie sądziłam, by do mnie należała analiza. Ja mogłam podejść do Hibba, poklepać go po plecach i spróbować przekonać, że jego prelekcja nie okaże się niewypałem, że nastolatkowie będą w stanie zrozumieć jego słowa, wyobrazić sobie świat bez ludzi takich jak my i dojdą do wniosku, że sami też muszą dbać o społeczeństwo, inaczej czeka nas dość marny los. Ale te moje małe czyny mogą okazać się niewystarczające, a takich jak my niewielu, przez co ciężko będzie cokolwiek zmienić na dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz