Dość pogmatwana interpretacja, ale napisane było pod natchnieniem chwili.
Na początku była cisza, a w tej ciszy zabrzmiał głos. Uderzył o bębenki jak o gong, roznosząc się falami po umyśle. Wibrował najpierw delikatnie, a potem intensywnie nanosząc na pustkę nowe obrazy. Wsłuchiwałam się w ten dźwięk bez słowa, darząc jego obecność jedynie niewidocznym uśmiechem. Kryłam się w cieniu, obserwując oczami wyobraźni, co wydarzy się za chwilę.
Nęcił, kusił, prowokował, aż w końcu powrócił jak echo, uderzając w moje usta. Wydałam z siebie dźwięk, lecz nie słowo, a jedynie mruknięcie. Nie potrzebował więcej, aby rozpocząć grę.
Gra, w której zasady ustalane są na bieżąco. A może to gra, która nie ma żadnych zasad? Może jest tylko zabawą dwóch głosów, igrających z losem, droczących się ze sobą nawzajem? Niemniej jednak złapałam haczyk jak złota rybka. Czy teraz muszę spełnić trzy życzenia?
Słowa, jakże proste i skomplikowane zarazem narzędzie. Te miękkie i melodyjne, ale i te nieco bardziej ostre, rozchwytywały mnie w tańcu dwuznaczności i podtekstów. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi się nie podobało. Nadal, z rumieńcem na twarzy, trwałam głównie w ciszy, wsłuchując się w ten niespotykany ton, aż słowa runęły jak lawina pędząca ze zbocza, zabierająca ze sobą wszytko co stanie jej na drodze.
Z ciszy powstawał chaos, lecz nie ten nieuporządkowany i mętny. Tutaj było wszystko na swoim miejscu. Każdy jego element był doskonale rozplanowany. Zupełnie jakby głos czytał mi w myślach, zanim jeszcze postanowiłam uwolnić słowa z kajdan nieśmiałości. Każdy dźwięk, melodia i słowo wirowały wokół mnie, rozniecając coraz mocniej ogień, nad którym tak usilnie próbowałam zapanować. Iskry wzlatywały w powietrze, rażąc po oczach tych, który nie pojmowali zasad tej zabawy.
Dzień przechodził w noc, a potem trwałam tak do świtu. Niezmęczona, rozgorączkowana nadmiarem ekscytacji. Poziom endorfin wzlatywał, aż po sam strop. Nie kontrolowałam go i nie chciałam. Śmiałam się z tak wielką namiętnością, że aż chwilami brakowało mi tchu, a do oczu napływały łzy. Trwałam w tym uczuciu i byłam za nie wdzięczna.
Głos nadal szeptał mi do ucha, gdy wykończona nadmiarem uniesień zbierałam siły. Gdy każdego dnia myślałam, że to już koniec, taniec rozpoczynał się na nowo. Ja stawiałam kolejny krok. Słyszałam go coraz bliżej, coraz mocniej, coraz głośniej, choć odległy był miliony lat świetlnych ode mnie.
Patrzyłam na gwiazdy i podziwiłam ich blask. Księżyc uśmiechał się zalotnie do mnie, lecz ja skupiona byłam jedynie na bezmiarze wszechświata i jego echu, które przemierzało bezwstydnie wymiary czasu i przestrzeni.
Rany, nie wiem, o czym przeczytałam xd Bardzo duże pole do manewru dla wyobraźni i bardzo wdzięczne to merytorycznie. I takie poetyckie. Miękkie i emocjonalne. Kto może być narratorem, a skąd pochodzą te słowa i dźwięki powodujące uniesienia. Może to jakiś odwieczny byt, co sugeruje styl w jakim otwiera się tekst, może przestrzeń, a może personifikacja ciszy, która lubi być, no, przerywana xd
OdpowiedzUsuńW każdym razie, wow, to było coś innego, dalo do myslenia, pobudziło wyobraźnię. I bardzo było zgrabne.
Fakt, iż nie jest tutaj jasno okreslone, o czym stanowi opowiadanie, tak bardzo wpłynęło na moją wyobraźnię, że nie wiem czy czytałam o seksie czy morderstwie. Czy to już świadczy o mojej chorobie psychicznej, czy jeszcze nie? Bardzo mi się podobała ta przejażdżka emocjonalna, zabawa dźwiękiem i ciszą oraz samą wyobraźnią czytającego. :D Nigdy wcześniej nie czytałam czegoś takiego, więc jeśli napiszesz coś jeszcze w podobnym klimacie to ja bardzo chętnie :D
OdpowiedzUsuńHej :)
OdpowiedzUsuńMożna by powiedzieć, że to taki miszmasz, zebrane słowa w jakąś treść, jednak widać tu jakieś dno. Jak wspomniały dziewczyny, są tu emocje, można zabawić się w interpretację, a i te w jakiś sposób będą trafne. Podoba mi się sposób, w jaki to jest opisane. Niby mogę się domyślić, kto jest głównym bohaterem, ale odnoszę wrażenie, że to nie jest takie oczywiste. Poetycko, ale bez przesady. Jest tu jakiś spokój, magia i tajemnica. Podoba mi się to.
Pozdrawiam.