Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 14 czerwca 2020

[66] Nobody wil ever replace you ~ Miachar

            Za każdym razem bałam się, że ktoś nas tutaj przyłapie, jednak mimo kilkunastu wizyt na dachu pozostawała zawsze jedynie nasza dwójka rozłożona na kilku połączonych ze sobą paletach okrytych starym kocem, miliony gwiazd nad naszymi głowami i księżyc, który każdej nocy starał się pokazać jakby piękniejszą, wciąż nieosiągalną stronę siebie. Niepokój dławił moje gardło, dopóki nie zostałam pociągnięta w dół za ręce i z nakazem, by chłonąć to wszystko, co jest wokół, nie myśląc o tym, że komuś mogę przeszkadzać, bo czymże jest moje istnienie wobec istnienia całego wszechświata? Jestem zaledwie kroplą wszystkiego, co kiedykolwiek pojawiło się gdziekolwiek, moje przeminięcie będzie szybsze, niż mrugnięcie okiem przez czas, dlatego nie powinnam martwić się tym, na co nie mam wpływu.

            Łatwo było mu tak mówić, bo nie był taki, jak ja. Z natury analizowałam wiele rzeczy, snułam liczne scenariusze i starałam się być przygotowana na wszystko, co jednak doprowadzało do tego, że byłam strasznie wszystkim zestresowana. Dlatego potrzebowałam tych chwil na dachu, kiedy istniałam wobec natury, a ponad tym światem trosk i zmartwień. To było jak chwile wyrwane z raju, bym nie dała się szaleństwu.
            Przyjemnie było tak leżeć na kocu i wpatrywać się w liczne, tak dalekie gwiazdy, chłonąć wieczorne powietrze i cieszyć się z brzucha wypełnionego pikantnym kurczakiem. Pierwsza puszka piwa, już opróżniona, stała tuż przy palecie, kolejne spoczywały wciąż w reklamówce. Nie przeszkadzało mi to, że może się ono zrobić ciepłe, jakoś nigdy nie miało to dla mnie większego znaczenia. Nie myślałam też o nim, a oddychałam pełną piersią i co jakiś czas zerkałam na przyjaciela, który rozłożył się tuż obok i także starał się stać częścią tego wszystkiego.
            Wydawało się, że śpi, tak leżał nieruchomo, jedynie klatka piersiowa unosiła się i opadała, dając znać, że żyje. Zapatrzyłam się na jego twarz z przymkniętymi oczami. Tak łatwo byłoby pochylić się nad nim i ucałować miejsce pomiędzy brwiami, które tak często obrywało od zmarszczek, że kiedyś samo mogło się nią stać. Tak łatwo było to zrobić, a z niemymi świadkami czułam się na tyle bezpiecznie, by to uczynić. Nadal wisząc tak blisko jego twarzy, ogarnęłam ją wzrokiem i dałam się przyciągnąć w stronę jego ust.
            Wtedy otworzył oczy, a mnie mieszanka zieleni i brązu zaklęta w dwóch ludzkich jeziorach zaparła dech w piersi. Od początku znajomości ciekawiło mnie, jak do tego doszło, iż mają taki kolor. Heterochromia naprawdę była piękna, a kiedy dotyczyła kogoś przystojnego – nic dziwnego, że tak wiele kobiet oglądała się za moim przyjacielem i tonęła w jego spojrzeniu – naprawdę trzeba było walczyć ze sobą, by nie dać się pragnieniu i nie popsuć tego wszystkiego, co nas łączyło.
            Głupio tylko, że byłam jedną z osób, które reagowało w instynktowny sposób pod wpływem jego spojrzenia, a on zdawał sobie z tego najwidoczniej sprawę.
            – Co ty chciałaś zrobić? – zapytał, na co się zarumieniłam. – Czyżbyś chciała mnie pocałować? – Byłam niemalże pewna, że się roześmieje. – Jesteś taka jak inne dziewczyny, które lubią wykorzystywać okazję, by dopaść do mężczyzny i go zmolestować?
            W odpowiedzi aż się zapowietrzyłam. Do tej pory nikt nie wysnuł wobec mnie takiej insynuacji. A jego to najmniej bym podejrzewała o coś takiego.
            Chyba że to miała być forma żartu. Bardzo kiepskiego żartu. Ale to akurat do niego pasowało.
            Oceniasz mnie – burknęłam niezadowolona ze swojego odkrycia i odsunęłam się od niego na znaczną odległość, to jest na drugi kraniec palety.
            W rzeczy samej. To moje hobby. – W uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy, było coś, co skojarzyło mi się z domem i tymi czasami, kiedy jako nastolatka spędzałam letnie wieczory, siedząc na ganku w towarzystwie rodziny, i popijałam zimną lemoniadę.
            Gdyby naprawdę tak o mnie myślał, raczej by się tak do mnie nie uśmiechał. Bo poza domem kojarzył mi się z ciepłem, które ogrzewa nawet w największy mróz. I ten uśmiech sprawił, że naprawdę chciałam go pocałować.
            Ale nie powinnam tego robić, bo wyszłabym na płytką, która reaguje na wygląd. Choć osobowość też miał niczego sobie.
            – Powinieneś znaleźć sobie inne hobby, bo to może ci się bardzo szybko znudzić.
            – Niby dlaczego? Robię to od lat i ani trochę nie czuję się znudzony. Raczej coraz bardziej zaintrygowany.
            Obserwowałam go, jak zmienia pozycję na siedzącą i przysuwa się, by znowu znaleźć się tak samo blisko, jak zaledwie minutę temu. Mieszanka kolorów pociemniała, gdy na mnie patrzył. Po plecach przebiegł mnie dreszcz. Nie mogłam jednak dać po sobie poznać, że moje ciało na niego reaguje, dlatego założyłam przed sobą ramiona.
            – Zaintrygowany? Niby czym? Kolejnym straconym zębem?
            Byłam dziwnym przypadkiem. Po dwudziestych urodzinach stopniowo wyzbyłam się nastoletnich kompleksów, ale zaczęły pojawiać się problemy ze zdrowiem, których dieta i aktywność fizyczna nie zdołały rozwiązać, bo te zaczęły się wiele lat wstecz i teraz spędzały mi sen z powiek.
            Zaśmiał się z głębi siebie, co zabrzmiało trochę jak pomruk.
            – To jest bardziej niepokojące, bo teraz wychodzi na jaw niekompetencja twojej poprzedniej dentystki, przez co cierpisz. Chodzi mi raczej o twoje zainteresowania. – Spięłam się, co nie uszło jego uwadze. Roześmiał się ponownie. – Spokojnie, nie mam na myśli niczego złego. Raczej właśnie fascynującego.
            Patrzyłam na niego, nie bardzo rozumiejąc, co takiego ma na myśli i o co mu chodzi.
            – Niby co takiego jest we mnie fascynującego? – zapytałam. – Nic takiego w sobie nie znajduję.
            – A kto się ostatnio wziął za opracowanie podręcznika z języka ojczystego dla szkoły średniej? – W jego głosie zabrzmiała nuta, którą mogłam określić jako podziw. Albo też tak chciałam to odebrać. – Rozumiem naukę języka, szeroko pojętą redakcję i korektę, ale pisanie podręcznika dla tysięcy szkół w kraju? – Jego oczy zajaśniały. – Z jednej strony chciałem pytać, czy to nie za dużo obowiązków dla jednej osoby, z drugiej jestem pod wielkim wrażeniem i cholernie z ciebie dumny.
            Zarumieniłam się pod wpływem jego słów, chciałam ukryć zażenowanie poprzez nonszalanckie wzruszenie ramionami.
            – Dam radę, to będzie dobre wypełnienie tego wolnego czasu, jaki mam.
            Zabrzmiałam jak jakaś pracoholiczka, ale naprawdę chciałam zająć się i tym, czułam, że to część mojego przeznaczenia, nie chciałam zbaczać z tej drogi.
            – I ty się mnie pytasz, co jest w tobie fascynującego? Szczerze mówiąc, im dłużej cię obserwuję, tym mocniej czuję, że nikt nigdy nie zdoła cię zastąpić, że nigdy nie spotkam nikogo tak interesującego.
            Patrzenie mu w oczy zaczęło sprawiać mi ból. Nie zasłużyłam na takie słowa, bo nie byłam aż tak uzdolniona.
            – W tej ocenie to chyba przesadziłeś – zauważyłam.
            – A ja myślę wręcz przeciwnie – odparł, po czym pochylił się w moją stronę i oparł dłonią o to dziwne łoże, by znaleźć się twarzą tuż przede mną i mnie pocałować.
            Tak naprawdę pocałować, a nie tylko musnąć wargami.
            Nie zareagowałam na to niczym innym, jak zamknięciem oczu. Pozwoliłam, by naparł na moje usta, rozchylił je, by nieśmiało jego język mógł poznać moją buzię. Kiedyś wzdrygnęłabym się na samą myśl o takiej penetracji, ale teraz… Teraz byłam w zbyt dużym szoku, by myśleć o czymkolwiek.
           
Patrzyłam mu prosto w oczy, kiedy odsunął się nieznacznie, potrzebując więcej przestrzeni na chwilę oddechu, bo chyba zapomniał o tej czynności podczas całowania. Patrzyłam na niego z twarzą w kolorze nielubianych kwiatów, z sercem bijącym o wiele mocniej i szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, ale przede wszystkim wystawionym jak na dłoni. Musiał zdawać sobie sprawę z tego, co o nim myślę, dlaczego mu na to pozwoliłam. I dlaczego chcę jeszcze więcej.
            Także na mnie patrzył, uważnie, powoli i badawczo, jego wzrok zatrzymał się na moich ustach.
            – Jesteś moim dziesięć na dziesięć – wypalił nagle. – Moją szóstką z plusem na sprawdzianie z matmy.
            – Nie ma takiej oceny jak szóstka z plusem. Poza tym miałeś przestać mnie oceniać.
            Przybliżył się na nowo.
            – Masz rację. – Owionął mnie podmuch jego oddechu. – Powinienem znaleźć sobie inne hobby. A że jedno o wiele przyjemniejsze właśnie chodzi mi po głowie…
            Nie musiał kończyć, bym wiedziała, co zamierza teraz zrobić. Przymknęłam oczy i stałam się czynnym uczestnikiem tej chwili, podekscytowana tym, że moje pragnienie doczekało się spełnienia, że ten pierwszy pocałunek nie był przypadkiem, a jedynie wstępem do czegoś więcej.
            Wiedziałam, że będziemy musieli porozmawiać o tym, co się między nami zadziało, że potrzebne będzie nakreślenie na nowo naszej relacji, nazwanie jej zgodnie z rzeczywistością, ale to mogło zaczekać. Tak jak cały świat mógł czekać, teraz bowiem co innego się liczyło, co innego miało największe znaczenie.
            Pośród nocy pełnej gwiazd, kiedy miasto zdawało się zwalniać do minimum ze wszystkim, co istotne i żyjące, stałam się częścią czyjegoś życia w taki sam sposób, w jaki on miał znaczenie. Tak łatwo było zatracić we wszystkich doznaniach, które za dnia nie mają racji bytu lub pozostają jedynie cichymi, ukryty przed innymi marzeniami.
            Działo się coś, czego nic nie byłoby w stanie zastąpić. Dlatego dbałam, by trwało jak najdłużej.
            Najlepiej do samego końca świata i jeszcze trochę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz