Apel wojskowy:

Nowy temat (czas do 09.06): — To zły pomysł. — No cóż, te dobre skończyły się już dawno. Klucze: codziennie, nieszczęśliwy, wydobywać, rumień

Namierz cel:

niedziela, 21 czerwca 2020

[67] Dziewczyna z tatuażem muszli ~ Miachar

                                                                                                         

Pamięci Mistrza,
Carlosa Ruiza Zafona,
który za pomocą słów
wskazał mi drogę
do samej siebie


            Wiedziała to, od kiedy podjęła taką decyzję, że z wielu stron padać będą pytania, że pojawią się oszczerstwa, niedowierzanie, może nawet i śmiech kogoś, kto uzna ją za pomyloną. Jednak tak bardzo o to nie dbałam. Kto bowiem decydował o jej ciele, jak nie ona? I gdzie byli ci ludzie, kiedy wcześniej wyrządzała sobie większą krzywdę? Nie powinni jej oceniać, tak mało o niej wiedząc.
            – Co to jest?! – padło jako pierwsze, kiedy zdruzgotany ojciec zobaczył jej nadgarstek. – Ale to tak na całe życie?
            Trudno było powiedzieć mu, że nie, skoro ani myślała zbierać na zabieg laserem. Mogła jedynie patrzeć, jak jego twarz robi się czerwona, a matka bliska jest omdlenia. Choć przecież powinni się tego spodziewać, bo w przeciwieństwie do innych członków rodziny oni zostali na czas poinformowani o jej zamiarach, nawet zobaczyli wzór i wskazała miejsce, gdzie się on pojawi. Ta reakcja był po prostu przesadzona.
            Inne były bardziej uzasadnione, kiedy z nadejściem lata zapanowały dni krótkich rękawków, a na ulicy co chwila natykała się na jakąś znajomą twarz.
            – Ładna muszla – słyszała za często, na co tylko się uśmiechała. Wiedziała, że to pierwsze wrażenie wielu, nawet tatuator jej tak powiedział. Wyprowadziła go z błędu, ale nawet nie zwrócił na to zbyt wielkiej uwagi, tylko wykonał swoją pracę z dbałością i bez kolejnych pytań.
            – Co to za dziwny ślimak? – pytali co niektórzy, nawet nie próbując dobrze się przyjrzeć. Zbywała ich milczeniem lub machnięciem dłonią. Co jej bowiem przyszło po takiej stracie czasu? Nic.
            Bo po co miała bawić się w tłumaczenie? Szybciej przychodziło zrobienie groźnej miny i pozwolenie, by zaskoczeni jej zachowaniem rozmówcy kuśtykali w swoją stronę lub wracali do swojego życia, które było zbyt nudne, by o nim rozmawiać. Zauważyła jedynie, że obrazy na ciałach innych nie są tak często komentowane jak jej. Jakby ludzie naprawdę nie potrafili uwierzyć, że zdecydowała się na coś takiego i w dodatku umieszczając na ręce coś, co jest dla nich zupełnie niezrozumiałe.
            W końcu muszla to muszla, prawda?
            Ale kiedyś i to powinno ulec zmianie.
            Na przykład przed regałem z powieściami, skąd Barcelona patrzyła ze starych zdjęć na potencjalnych klientów, a nazwisko autora zapewniało podróż do mroku i dreszczy, gdy ostatnia kandyzowana skórka pomarańczy została zmiażdżona i zniknęła w przewodzie pokarmowym. To miejsce, ta chwila była wręcz wymarzona, by spotkać kogoś tak samo skrzywionego jak ona.
            Choć chwila nie miała w sobie właściwie nic magicznego, po prostu dziewczyna wyciągała rękę – akurat tę z tuszem pod skórą – by dotknąć grzbietu powieści, którą pozostawiła w rodzinnym domu, zamiast zabrać ze sobą na wycieczkę przez miasto.
            – Ładne schody.
            Odwróciła się w stronę tego, który to powiedział. Odwzajemnił to spojrzeniem powagi i cieniem rozbawienia kryjącym się w kąciku ust. Nie wyglądał na kogoś, kto zabłądził i znalazł się w księgarni przypadkiem. Bo przywoływanie przez książki, nieważne jakie, nigdy nie mogło być jedynie dziełem przypadku.
            – Dziękuję. – Bo o kulturze się nie zapominało. Nie powiedziała nic więcej, by nie dać po sobie poznać, ze zaskoczyło ją, iż ktoś zgodnie z prawdą rozczytał jej tatuaż.
            – To Sagrada Familia, jej schody z lotu ptaka prawda?
            Skinęła głową. Posiadał tę wiedzę, co oznaczało, że wiedział też więcej, a co za tym szło – może spotkała kogoś, kto nie poczyta sobie jej uzależnienia za coś, co może ją skrzywdzić lub uczynic dziwakiem wśród większej liczby ludzi.
            – Tak.
            – Wiedziałem. – Uśmiechnął się przyjaźnie, wcześniejsza powaga zniknęła bez śladu. – Też lubię ten symbol. A z powieści to tę – dodał i wyciągnął dłoń w stronę czwartego tomu, który wyróżniał się wśród rodzeństwa. – Może i grube, ale przy tym cholernie dobre, no i zadurzyłem się w Alicji. Czy to dziwne?
            Patrzył, jakby wiedział, że ona go zrozumie.
            – Nie, w ogóle. Ja bardzo lubię postać Vargasa, to świetny detektyw – wyraziła swoją opinię, bo w końcu znalazł się ktoś, kto chciał ją usłyszeć. .
            – Ja też. Tylko…
            Cii! – Poza okrzykiem z głębi trzewi chwyciła nieznajomego za nadgarstek. Była to bardzo duża poufałość jak na trzy minuty rozmowy, ale nie dbała o to, bowiem musiała powstrzymać mężczyznę przed wypowiedzeniem słów, które nie powinny paść, by nie znizczyć tego momentu poznania niczym z marzeń. – Proszę, nie. Nie mów tego. Po tylu latach strona pięćset siedemdziesiąt jeden wciąż jest najbardziej znienawidzoną przeze mnie  z całej tetralogii.
            Teraz to on skinął głową.
            – Rozumiem. A ulubiona z nich?
            Ponoć matki nie mają ulubionego dziecka, a czytelnik nie powinien mieć ulubionej książki, jednak ona miała tę, która znalazła ją jesiennego dnia i całkowicie odmieniła jej życie/
            – „Gra anioła”.
            Mężczyzna zaśmiał się, czym zwrócił uwagę przechodzącej obok kobiety w obcisłych legginsach, która posłała mu nieprzychylne spojrzenie. Pewnie pomślała, że ten smieje się z jej wyglądu, ale skoro podejrzewała coś podobnego, raczej nie powinna wciskać dość grubych ud w takie ubranie.
            Nie zauważył tego spojrzenia, bo skupił się na rozmowie.
            – Czyżby Martin zawrócił ci w głowie?
            Dziewczyna wzruszyła ramionami i dotknęła palcami swojego tatuażu.
            – Może. Tak w ogóle to jestem Roslein, miło poznać.
            Wyciągnęła dłoń w jego stronę, spojrzał na nią, zaśmiał się, po czym uścisnął.
            – Pewnie to trochę dziwne, może nawet przerażające, ale… Cześć, jestem David. – W jego oczach coś zajaśniało. – Ciebie też miło poznać.
            Przez chwilę patrzeli sobie głęboko w oczy, jakby właśnie składali sobie przysięgę – zostaliśmy połączeni przez tajemnicę, do której poznania wstęp mają nieliczni, więc musimy to chronić przed tymi, którzy tego nie zrozumieją.
            „Książki mają duszę, duszę tych, którzy je piszą, którzy je czytają i którzy o nich marzą„ – jak głosił ich Mistrz. Teraz mogli dodać coś więcej: książka znajduje tych, dla których jest darem, i czyni z nich bratnie dusze. Na dobre i na złe.

2 komentarze:

  1. Aż mi się ciepło na sercu zrobiło. Po pierwsze, doskonale rozumiem i zaskoczenie rodziny tatuażem ("ALE TAK NA PÓŁ RĘKI?!"xd), jak i niezrozumienie przesłania. I to jest bardzo dobry motyw, by od razu poznać człowieka, uzyskać zrozumienie. I to ciepłe zaskoczenie, kiedy ktoś pozna twój tatuaż, niesamowite uczucie. Uhonorowanie pisarza takim tekstem bardzo mi się podoba, ukłony w Twoja stronę! :) A jeśli się zastanawiasz, czy zrobić taki tatuaż - zrób! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszłam przykrą wiadomość o Zafonie, przykre to strasznie, gdy odchodzi twój ulubiony autor.

    Bardzo słusznie zauwarzyłaś, że ludzie nie powinni oceniać kogoś kogo nie znają, chco w sumie w ogóle nie powinniśmy oceniać innych, tylko raz na jakis czas dla odmiany spojrzeć na siebie.

    Czasami znajdzie się ktoś kto dostrzeże sens w tym kim jesteśmy i jacy jesteśmy, mimo że inni tego nie dostrzegają. Nie dziwi mnie, że poznała kogoś takiego.

    Słodko się zrobiło na końcu. Tekst krótki ale bardzo przyjemny.

    OdpowiedzUsuń