ARSENAŁ

niedziela, 3 maja 2020

[60] What do I do when lightning strikes me? ~ Miachar


                Czekała pierwszej majowej burzy.
            Jej serce grało na tętnicy, gdy nie okryła szyi szalem ani nie pomyślała o golfie. Oczekiwała burzy, która przeszyje niebo strzałami nieuchwytnego zjawiska. Co z tego, że kwiecień się jeszcze nie skończył? Pragnęła maja i burzy.

            Teraz. Natychmiast.
           Nie była jednak wróżką, by spełniać swoje życzenia. Nie była wróżką, by spełniać życzenia innych. Była kimś, kogo ludzie albo się bali, albo unikali, albo pokazywali sobie palcami i o kim plotkowali. Wiedźma. Para się czarną magią. Nie podchodź do niej, bo nią się czarty interesują.
            Brednie. Nie była postacią z legend i baśni, a człowiekiem zrodzonym z innych ludzi, który nie znosił rzeczywistości, w której przyszło mu żyć. Niezadowolona z praktycznie wszystkiego niczym się nie interesowała, a najbardziej nie interesowało ją, by spełniać oczekiwania społeczeństwa, w którym żyła. Działała według własnych zasad, nigdy jednak nie krzywdząc nikogo, kto sobie na to nie zasłużył. Własny kodeks nie pozwalał jej bowiem na pewne działania. W gruncie rzeczy była dobra, tylko tego nie pokazywała.
            Bo też świat nie chciał tego widzieć, a jak już tłumaczyła – nie była wróżką od spełniania życzeń. Dlatego też kazała każdemu spadać na drzewo, jeśli chciał coś od niej wyciągnąć. Jedynie prośby o pomoc były w stanie do niej dotrzeć, ale też tylko wtedy, gdy pozwoliła sobie wsłuchać się w potrzeby innych. W innych przypadkach pozostawała egoistyczną sobą.
            – I gdzie ta burza? – zapytała siebie, stając tego wczesnego popołudnia przy oknie w kuchni maleńkiego mieszkania na czwartym piętrze i wyglądając przez nie z niezawodną lornetką przytkniętą do oczu. – Przecież ją zapowiadali, wstrętni szarlatani – mruknęła, zupełnie nie pamiętając, iż w istocie w prognozie pogody zapowiadali burzę, ale pod koniec tygodnia, kiedy faktycznie zacznie się miesiąc maj, a nie już w poniedziałek. – Brednie.
            To było jej ulubione słowo, którym mogła krótko skomentować wszystko to, co jej nie odpowiadało. A że takich rzeczy było dość sporo, wymawiała je równie często, zaciągając się zaraz po tym papierosem, wypuszczając kłęby dymu i nadal stercząc z lornetką. To było jej ulubione zajęcie. Ktoś uznałby ją za wariatkę, która nie ma co w życiu robić, tylko wygląda tak ze swojego posterunku na wysokości i sieje plotki na temat tego, co widzi. Tak właściwie jej zajęciem była obserwacja, to się zgadzała, ale robiła to na zlecenie. Trudno było określić jej pracodawcę, ale że płacił dobrze i życzył sobie mieć jedynie raporty na czas, nie dopytywała.
            Tego popołudnia jeszcze bardziej czekała na pierwszą majową burzę. Chciała znowu czuć ozon, słyszeć to uderzenie i pytać siebie, co powinna zrobić, kiedy uderza w nią piorun? Jednak dni nie przynosiły spełnienia i choć chmury dawały pozory, barwiąc się na mroczną szarość i granat, wiosna trwała w swej przyjemnej, słonecznej oprawie, a jej dni uciekały przez palce niczym dym papierosa wypuszczany nosem ku nicości wszechistnienia. Za jedyną rozrywkę miała właśnie te obserwacje z okna, za które spływała wypłata, a które czasami zupełnie niczego jej nie przynosiły. Były właśnie jak ta burza – bardzo wyczekiwane, ale rezultat nadal był jedynie przyszłością.
            Rozgościła się przy parapecie, podsuwając do okna krzesła, na którym usiadła po turecku. Dla niektórych taka pozycja mogła być niemiłosiernie niewygodna, ona jednak miała już takie doświadczenie, iż nie umiała siedzieć w inny sposób. Tylko tak, krzyżując nogi, była w stanie skupić się na pracy.
            Wypuściła dym z płuc i oparła głowę na dłoni. Ile by o tym nie myślała, nie umiała stwierdzić, co takiego iście fascynującego znajduje się po drugiej stronie ulicy, iż stała się tak obleganą przez jej spojrzenie okolicą. Gdy próbowała o to zapytać w jednym z pierwszych mejli do swojego szefa – nie uznawał innego sposobu kontaktu, więc nadal nie wiedziała, kim był i jak w rzeczywistości wyglądał – dostała w odpowiedzi jedno zdanie: Kto nie pyta, żyje dłużej. Nie wiedziała, czy potraktować to wówczas jako tylko ostrzeżenie czy faktyczną groźbę, jednak bez protestu się dostosowała, choć to pytanie nadal przewijało się przez jej głowę. Dała temu spokój. Na razie, póki nie nadejdzie jej majowa burza.
            Nie pozwoliła sobie na odpalenie kolejnego papierosa, musiała bowiem dawkować sobie nałóg, jeśli nie chciała za szybko wyjść z mieszkania, by udać się do całodobowego za rogiem. Nie chciała tego, bo to pewnie przyniosłoby kolejne plotki sąsiadek, które zajmowały się tym samym, co ona – obserwacją ze swoich okien, tylko że u nich był to wynik przesiadywania na emeryturze i braku większych uciech w życiu, nie zaś praca na cały etat. Kto wie, może gdyby im także za to dodatkowo płacono, nie byłyby takimi żmijami? Paczka z pozostałymi papierosami znalazła się na drugim końcu parapetu, a do ust zamiast filtra uniesiona została szklanka z chłodnawą już kawą. Nigdy nie piła jej z kubka, bo szklanka to było to – kojarzyła jej się z dzieciństwem, kiedy to nie rozstrzaskiwała się, choć spadała z wielu wysokości. Szklanka miała w sobie moc. W niej też kawa po prostu smakowała lepiej.
            Siedziała przy oknie i wyglądała na zewnątrz, oczekując celów, które miały pokazać się poniżej, tak przynajmniej donosił mejl, którego odebrała kwadrans po szóstej rano, a w którym to wskazano dokładnie, komu powinna się przypatrywać. To też było dla niej bardzo zagadkowe, iż jej zleceniodawca potrafił na kilka godzin przed zdarzeniem określić, jak ubrani będą ci, których kobieta ma obserwować ze swojego mieszkania. O to także raz zapytała, ale nie doczekała się żadnej odpowiedzi, a jakąś mało znaczącą groźbę. Przejęła się tym bardziej, niż dała po sobie poznać, dlatego odpuściła – naprawdę wolała dobrze spać, nie zamartwiając się rzeczami, na które nie ma wpływu. Na jedną sekundę przeniosła wzrok zza soczewek lornetki na zegar wiszący samotnie w tej jakże minimalistycznej kuchni i zmarszczyła nos. Zbliżała się godzina, kiedy to na chodniku po drugiej stronie winna zjawić się para ofiar, jak nazywała tych, których musiała obserwować. Fakt, kręciło się po nim kilkunastu ludzi, ale żaden z nich nie przypominał tej dwójki, którą to ją szczegółowo opisano w wiadomości.
            Czyżby ich przegapiła?
            – Brednie – rzuciła ponownie pod nosem, upiła łyk kawy i wróciła do najważniejszej czynności w ciągu dnia.
            Musiało minąć jeszcze trochę minut, nim w zasięgu lornetki pojawili się nastolatkowie, których to miała wcisnąć do swojego raportu, szybko sprawnym okiem oceniła, czy ich wygląd zgadza się z tym, co jej opisano – nie było to aż tak trudne, bowiem oboje mieli na sobie jakąś część ubrania w barwnym odcieniu, który zwracał uwagę także innych przechodniów – i załączyła słuchawki, by nie tylko widzieć, ale i słyszeć to, o czym rozmawiają.
            Nikt nie wiedział – a przynajmniej chciała myśleć, iż nikt nie wie – że parę tygodni wcześniej kobieta pod osłoną nocy zamontowała wzdłuż ulicy trochę małego, szpiegowskiego sprzętu, coby wywiązywać się ze swoich obowiązków, teraz mogła użyć części z nich, by mieć jak najlepsze punkty odniesienia w swoim sprawozdaniu. Przez chwilę musiała przywyknąć do hałasów i szumienia, ale gdy się z tym uporała, mogła dać sobie posłuchać niezbyt głębokiej rozmowy, w której była pogrążona dwójka dzieciaków.
            – No wejdźmy, proszę cię! – zakrzyknęła właśnie dziewczyna. Nie mogła mieć więcej niż siedemnaście lat, za to mniemanie o sobie mogła mieć niezłe, bacząc na obcasy, które założyła, krwistoczerwoną bluzkę oraz białe spodnie, które aż się prosiły, by je ubrudzić. Wyglądała jak chodząca flaga Indonezji, z czego pewnie nie zdawała sobie sprawy. – Tylko na jedną, naprawdę!
            Niewiele brakowało, a tupnęłaby nogę, co chodnikowi mogłoby się nie spodobać.
            Chłopak w jasnozielonej koszuli i szarawych dżinsach zatrzymał się i otaksował towarzyszkę wzrokiem.
            – Ale po co? Przecież piłaś już dzisiaj jakieś wymyślne latte z syropem karmelowym, na co ci więcej kofeiny?
            Koleżanka pociągnęła go za rękę, jakby chciała zejść z jego ciałem do parteru.
            – Ale oni robią dalgona coffee, będę się miała czym pochwalić na InsaStory!
            – A nie mogłabyś zrobić jej sobie w domu? Z tego, co kojarzę, wszyscy influencerzy pokazują na swoich profilach, jak ją zrobić, to chyba nie jest takie trudne.
            Dziewczyna wydęła dolną wargę, co w lornetce było niesamowicie widoczne.
            – Może i nie jest, ale ja chcę, by ktoś mi ją zrobił, a tu w ogóle mają bardzo ładne wnętrze, idealne do zdjęć. No proszę cię, no!
            Skapitulował szybciej, niż obserwująca ich kobieta sobie tego życzyła. Naprawdę myślała, że nastolatek będzie miał jaja i nie da się zaciągnąć do lokalu, gdzie pewnie zostawi niemałe pieniądze za coś, co – jak sam zauważył – mógłby zrobić w domu. Rozczarował ją tym trochę.
            – Ale to musi być ostatni raz – zastrzegł jej. – Od jutra koniec ze słodzonymi napojami, także z kawą.
            Definitywnie – odpowiedziała jego koleżanka i uśmiechnęła się szeroko. – Chodźmy więc! – zakrzyknęła i pociągnęła go za ramię. Choć był większy i silniejszy, poddał się jej i dał wprowadzić do kawiarni.
            Zniknęli jej z oczu wraz z papierosem, którego jednak wypalała podczas obserwacji – cóż, nałóg okazał się silniejszy niż długość parapetu – i którego peta pogrzebała w prostokątnej doniczce między pomarańczowymi prymulkami.
            – Brednie – wyszeptała do siebie i westchnęła. Że też na kogoś takiego musiała czekać i obserwować. Porażka jakaś.
            Mimo to tkwiła wciąż w oknie, gdy nastolatkowie wychodzili z kawiarni z jakimiś fikuśnymi kubkami w dłoni, w których to było widać, iż faktycznie mają tę najmodniejszą kawę sezonu – osobiście nawet jej nie próbowała, bo dla niej kawa to miała być czarna, bez cukru, słodzików i mleka wszelkiego rodzaju – i wielce się z tego cieszą. Jaką więc żałość musiała poczuć dziewczyna, kiedy spieszący się z naprzeciwka przechodzień trącił ją ramieniem i nieszczęsny kubek z zawartością wylądował na chodniku.
            O tak. To był widok godny zobaczenia.
            Przez sekundę panowała ciszę, później została pokonana przez głośny okrzyk nastolatki, która zaczęła kląć tak i gonić winnego zbrodni, że stała się atrakcją dla wielu. Kobieta patrzyła na to i sama miała ochotę jakoś zareagować. Na jej ustach zamarł szalbierczy śmiech, który chciała posłać w przestrzeń, doszła jednak do wniosku, że na nic jej by to było. Z doświadczenia wiedziała, że mogłaby nawet i wołać wśród nocy, a nie zostanie przez nikogo zrozumiana. Bo też jej okrzyki brzmiały jak jakieś dziwnie pokasływania gruźlika. Nie obeszło jej to jednak, chłonęła obrazy pod sobą i zapisywała w głowie to, co powinna wykazać w swoim raporcie.
            Wzięła się za niego w tej samej chwili, kiedy po nastolatkach nie został ślad, za to kawa wciąż była widoczna na płytach betonu, umierała w cieniu, opuszczona i nic nieznacząca. Czasami kobieta czuła się tak samo, tego popołudnia czuła, iż właśnie tak będzie. Wiedziała, że znowu wpadnie w ten stan zwany marazmem, pogrąży się w nim niczym w odmętach ciemnej wody i pozostanie w nim, póki nie nadejdzie to, czego tak bardzo pragnie.
            Pierwsza majowa burza.
            Jej wybawienie.
            Ale to mogło poczekać ten jeden moment, nim skończy raport. Po tym znowu wróci do swojego pragnienia.
            Bo wciąż tego chciała – swojej pierwszej majowej burzy i pytania siebie, co powinna zrobić, kiedy uderzy w nią piorun?

2 komentarze:

  1. Czasem dobrze gdy ludzie widzą cię jako kogoś silniejszego. Czy to jako wiedźmę, czy kogoś innego nad kim nie mają władzy. Ludzie boją się tego czego nie rozumieją.
    tajna agentka na zlecenie, ciekawe, choć wydaje mi się, że jej zleceniodawca nie jest kimś przeciętnym, mam na myśli przeciętnego gangstera bo i ona nie wygląda mi na przeciętną. i ten tekst "co powinna zrobić, kiedy uderza w nią piorun? " - takie dałaś mi poczucie, że zdarza się to dość często w metaforycznym znaczeniu...bądź też nie.

    "Kto wie, może gdyby im także za to dodatkowo płacono, nie byłyby takimi żmijami?" - i właśnie chyba odkryłaś sposób, jak zadowolić stare dewotki, co nie mają nic innego do roboty niż patrzenie prze okna i komentowanie wszystkiego. Jak mnie denerwują tacy ludzie.

    Wysokiem mniemanie o sobie i jak to bywa niskie poczucie własnej wartości.

    Szpiegowanie bez większego sukcesu, ale znowu powrót do tej burzy, kim ona jest i dlaczego potrzebuje tańczyć z piorunami?

    Fajny tekst.

    OdpowiedzUsuń
  2. No, w sumie w tym społeczeństwie to trudno pokazywać, że jesteśmy w stanie spełniać czyjeś życzenia, bo ludzie to łatwo wykorzystują, więc rzeczywiście dobrze jest być dobrym dla tych, którzy tego potrzebują.
    W sumie mamy tutaj ciekawy obraz bohaterki. Taki... nieoczywisty. Jest dziwna, ale
    "Szklanka miała moc" XDDD. Uwielbiam. W sumie szklanka sama w sobie to nie, ale taka z grubego szkła (moi rodzice zawsze mówili, że to szklanki z Arcorocu i ja zawsze myślałam, że to taki super trwały materiał XDDDD), to pewnie.
    Ahahahaha, ale pocisnęłaś po tym dalgona coffee XDDDD. Ostatnio wszyscy nimi srają na swoich Instastory. Chociaż z kawami z kawiarni to ja najczęściej ogólnie sram na swoim Instastory XD. Także ten. Tu się nie odzywam.
    Specyficzny tekst. Nie do końca wiadomo, czego ma dotyczyć, a jednak jakoś do siebie przyciaga tymi elementami. Szpiegowanie, a więc patrzenie na ludzi z góry i czekanie na pioruny. Fajne. Chociaż chciałabym się więcej dowiedzieć o tym tajemniczym pracodawcy!

    OdpowiedzUsuń