ARSENAŁ

niedziela, 22 marca 2020

[54] Pandemia umysłów ~ SadisticWriter


Satyrycznie, pandemicznie. Po prostu musiałam. Bądźcie zdrów!
***

– Zabrakło masła.
Wszyscy w domu wstrzymali oddech. Ojciec przecierał dłonią spocone czoło, matka stała w kuchni z załamanymi rękami, gotowa zsunąć się na podłogę, babka mało nie spadła z fotela, a młodsza siostra rozdarła japę. Rysiek stał zaś pod oknem, czując nadchodzące mdłości. Czy to już objawy choroby? Dzisiaj spędził aż minutę przy otwartym oknie… A może to tylko panika?
– Jak to zabrakło masła?! – spytał gniewnie ojciec. Ze złości cały poczerwieniał na twarzy. – W zeszłym tygodniu kupiliśmy cały karton masła, do cholery! – Uderzył pięścią w stół, przez co łyżeczka w cukierniczce podskoczyła, rozsypując wkoło białe drobinki.
– Nie wiem! – pisnęła matka, która była już blisko paniki. Spocone dłonie wytarła nerwowo w czysty, wykrochmalony fartuch. Kiedy zauważyła, że nie myła rąk przez ostatnie dwie minuty, szybko pobiegła do kuchni, naciskając na dozownik zamontowany w ścianie. Teraz dozowniki wisiały w każdym pomieszczeniu i były na bieżąco uzupełniane.
Czyszczenie zajęło trzydzieści sekund. W tym czasie liczyła sekundy na głos. Oczywiście nikt w rodzinie nie śmiał jej przerywać. Wszyscy zastygli w bezruchu, bowiem wiedzieli, jak ważne było mycie dłoni. Gdyby ktoś się odezwał, musiałaby jeszcze raz podjąć się dezynfekcji, bo straciłaby rachubę, a co by się stało, jakby to było na przykład dwadzieścia dziewięć sekund, a nie trzydzieści? Kwarantanna! Jak nic!
Każdy najmniejszy ruch musiał być dokładny, inaczej jedna bakteria, która utkwiłaby pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem, mogła okazać się groźna dla ich wymierającej populacji. Irena nie robiła tego tylko dla siebie, ale również dla całego narodu…
Kiedy już wróciła do salonu, jeszcze raz powtórzyła to samo, co mówiła wcześniej, tym razem jednak z większym spokojem.
– Nie wiem.
– No, nic – powiedział załamany ojciec, potrząsając głową. – Musimy losować, kto pójdzie po masło do Biedronki. Oczywiście tym razem po cały karton, nie ma zmiłuj. Brakuje jeszcze czegoś? – Spojrzał w tył na żonę, która od razu podbiegła do szafy i z rozmachem ją otworzyła. Z zapchanych półek na podłogę wysypały się dwie rolki papieru. Kobieta potrząsnęła głową. Wiedziała już, że musi je wyrzucić, w końcu na dywanie znajdowało się mnóstwo zarazek. Cóż za marnotrawstwo! Ale spokojnie, mieli jeszcze na stanie pięćdziesiąt sztuk, powinno wystarczyć, może na jakiś tydzień.
– Trzeba kupić dwie rolki papieru toaletowego na zapas – powiedziała matka, za chwilę otwierając kolejną szafę, tym razem załadowaną ryżem i makaronem. Palcem wskazującym zaczęła liczyć kartony. – Ryżu białego mamy jeszcze trzydzieści opakowań, a makaronu dwadzieścia dwa.
– Dobrze, nie zaszkodzi kupić dodatkowe pięć z każdego rodzaju – rzucił Stefan, kiwając z powagą głową. – Rysiek, robisz listę zakupów? – Mężczyzna spojrzał na syna, który właśnie ubierał lateksowe rękawiczki, chwytając w ręce zdezynfekowany długopis.
– Jasne, tato – potwierdził.
– Dobra. Coś jeszcze, Irenko?
– To wszystko – powiedziała spokojnie matka. – Jak zabraknie nam jakiegoś innego produktu, to po prostu będziemy jeść ryż z makaronem. Dużo węglowodanów, dużo energii! – Zaklaskała energicznie w dłonie, jakby udawała młodą czirliderkę. Po chwili spojrzała niepewnie na ręce, zastanawiając się, czy znowu nie powinna ich zdezynfekować, skoro się ze sobą zetknęły.
– To co, losujemy? – spytał żywo ojciec.
Członkowie rodziny zgromadzili się wokół stołu. Każdy z nich założył lateksowe rękawiczki. Co prawda nie zamierzali siebie nawzajem dotykać, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Już po chwili zaczęła się pierwsza runda gry w papier, kamień, nożyce. Wygrał ją ojciec, który aż podskoczył ze swoim grubym cielskiem, krzycząc z radości – wiedział, że jego kamień zapewni mu zwycięstwo! Drugie miejsce zajęła matka – z ulgą opadła na fotel, dziękując Bogu za łaskawość. Na podium stanęła również babcia, chociaż nie miała już tylu sił, żeby skakać, po prostu zamachała triumfalnie laską, mało nie uderzając nią swojego wnuka. W finalnym starciu zmierzyła się Jagódka i Rysiek. Patrzyli sobie długo w oczy, aż przepuścili na siebie niespodziewany atak. Do boju stanął papier oraz nożyce, co oznaczało miażdżącą wygraną jednej ze stron.
Dziewczynka zaczęła radośnie piszczeć, a jej brat potrząsnął z niedowierzaniem głową. Do tej pory udawało mu się wygrywać. Dlaczego szczęście go opuściło? Czy oto zbliżał się sądny dzień?
– Pieniążki masz w foliowej kopercie przy drzwiach wyjściowych – wyjaśnił chłodno ojciec. Położył lateksową dłoń na ramieniu swojego syna, zupełnie jakby widział go po raz ostatni. – Trzymaj się, synu. Pamiętaj, że cię kochaliśmy.
Rysiek zacisnął usta, starając się nie popłakać. Już teraz panika dławiła jego gardło. Nie wychodził z domu od dwóch tygodni. Na swojego Instagrama wstawiał codziennie samojebki, odliczając hasztagami kolejne dni rodzinnej walki z pandemią. Teraz, żeby być wiarygodny, będzie musiał zrobić sobie samojebkę z masłem i przyznać się internetowej społeczności, że wyszedł na zewnątrz. Posypią się unfollowy, oj posypią. Teraz już nawet hasztag „zostańwdomu” nie będzie miał sensu… Czy właśnie jego życie legło w gruzach? Nie, jeszcze istniała wątła nić nadziei ciągnąca się śladem po tureckim dywanie z wyprzedaży. Miał szansę na przeżycie. Udowodni, że nawet najgorsze wyzwanie może okazać się wyzwalające!
Gdy odchodził w stronę przedpokoju, rodzina klepała go rękawiczkami po plecach. Matka nawet rzewnie zapłakała, choć starała się ukryć łzy. Rysiek nie mógł nic na to poradzić. Czasami ktoś z nich musiał się poświęcić, czy to dziewięćdziesięcioletnia babcia, czy pięcioletnia siostra… Tym razem padło na niego. Nie przyniesie wstydu swojej rodzinie. O nie. Jego plecy zdobił biało-czerwony orzeł, który podpisany był: „Polska walcząca”. Uniesie go na skrzydłach wolności, dzięki czemu dokona cudów. Bóg, honor, ojczyzna – to krzepiące jego duszę słowa.
Zakładając maskę gazową na głowę, wyszedł z domu.
Teraz Rysiek już wiedział, kim jest. Jest bohaterem. Bohaterem swojego własnego domu podczas szalonej pandemii siejącej spustoszenie wśród polskiego ludu… Czy wróci z masłem bezpieczny? Tego nie mógł być pewien, ale rodzina na pewno będzie o nim pamiętała, a na jego nagrobku napiszą wielkimi literami: „Walczył do samego końca dla swoich bliskich”.
Bądźcie zdrów – powiedział w myślach Rysiek i odszedł w apokaliptyczny świat.

4 komentarze:

  1. Kocham ten tekst. ♥️ Uśmiałam się co nie miara 😅 jak scena z porządnego filmu katastroficznego, apokalipsa na horyzoncie, ale Rysiek poświęca swoje życie dla przyszłości swojego narodu i dobrobytu rodziny, żeby ci coby z głody nie pomarli bez tego masła. Mam wrażenie że ci wszyscy paniakarze zapukoholicy to właśnie z takich rodzin są, zbieracze i prepersi. Krótki ale made my day ♥️

    OdpowiedzUsuń
  2. Pfffffff.... AHAHAHAHAxdxdxd TAK. Takie teksty są potrzebne w takich czasach!! Udostępniać! Mogę udostępnić też? I na stronie WaR, przyda się teraz, POLSKA PIÓREM WALCZĄCA Z PARANOJA.
    Ale się ubawiłam. Jednak z drugiej strony, ten tekst jest również przerażający. Bo nawet jeśli uderza w groteskę, nawet jeśli wyolbrzymia, to tak niewiele! Ponieważ takie Ryski nas otaczają i takie Irenki! Straszne!
    Ryz z kurwa makaronem, a hahaha xdxd i makaron że spirytusem do tego.
    Piękne. I cudowne wykorzystanie tematu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, proszę bardzo się częstować! Tekst dla ludzi!
      Cieszę się, że się spodobało!
      ~SW

      Usuń
  3. Ani trochę się nie dziwię, że ten tekst zdobywa takie uznanie. Przeczytałam go już w zeszłym tygodniu (zachęcona podsyłanymi przez Ciebie fragmentami) i zrobiłam to ponownie, by raz jeszcze przeżyć tę pokręconą, a zarazem (niestety) prawdziwą historię u wielu ludzi, zeschizowanych na myśl, co obecnie może im się przydarzyć na zewnątrz. A że jeszcze podkręcono nakazy (podobno znowu coś próbują wdrążyć), to już w ogóle ta fikcyjno-niemalprawdziwa familia panikowałaby paręnaście razy na sekundę, bijąc przy tym multum rekordów. :D
    Liczne zapasy ryżu, makaronu, rolek papieru… A później człowiek chodzi po Biedronce i tego szuka, nie umiejąc znaleźć… Kocham takich ludzi. Jak tu próbować normalnie żyć, jak tacy robią zapasy jak na apokalipsę i nie myślą o pozostałych? I jeszcze chcą robić dodatkowe zapasy… Aż ma się ochotę wbić im na chatę i kichnąć w twarz, by zobaczyć, kto przetrwa te Igrzyska śmierci. :D
    Nawet nie chcę myśleć, jak bardzo dłonie Irenki płaczą po tylu myciach, gdzie nie widać, by jakkolwiek je nawilżała. A zapewne nie zakupili takiego mydła, które by zastępowało wszelkie kremy, także – auć. I jeszcze ta sytuacja z papierem, co to trzeba było dopisać do listy dwie rolki… Pomyślałam sobie wtedy jedno: a nie lepiej od razu paczkę? Te sprzedawane luzem nie mają żadnej ochrony, wiele osób je dotyka, a to są zarazki! Czyżby złapała ją chwila otumanienia tym marnotrawstwem? XD
    Nie ma to jak rodzinka, która gra w „kamień, papier, nożyce”, aby wytypować „szczęściarza”, który wybędzie z mieszkania i wyruszy na niebezpieczną misję, od której zależy ich być lub nie być oraz to, że chleb będzie miał jakiś maślany posmak. Znaczy się wyjdzie na zakupy i normalnie zakupi brakujące kostki masła. Ajj, biedny Rysio… Nie dość, że jego imiennik tak kiepsko skończył w serialu, to on też nie ma lekko. Oby tylko podczas przechadzki po mieście nie zapragnął prowadzić samochodu, by trafić w karto… Dobra, to już nie jest zabawne. Ani trochę. Dobra, żartowałam! Już widzę, jak w amoku władowuje się komuś do auta i krzyczy, że zmienia imię na Hanka! xD
    Pełen absurdów prześmiewczy tekst na temat tego, co obecnie możemy obserwować. Idealnie podkreślone ludzkie szaleństwo, gdzie aż chce się zrzucić na takie mieszkanie bombę, coby więcej się nie rozmnażali (oho, ktoś puka, pewnie już mnie namierzyli!). Brawo, brawo i jeszcze raz brawo! Krótko, ale na temat – czego chcieć więcej? A, już wiem: kontynuacji. :D

    OdpowiedzUsuń