ARSENAŁ

niedziela, 15 marca 2020

[53] Szepty kwiatów: Pocałunek zdrajcy ~SadisticWriter

Romantycznie, dramatycznie. Słaba ze mnie romantyczka, dlatego nie czuję takich rozdziałów.
Pozmieniałam trochę formy słów kluczowych, bo jakoś nie umiałam się dopasować.

***
Zamek o tej porze był opustoszały. Nawet służba wyjątkowo rozeszła się wczesną porą do swoich pokoi. Z kuchni wyjątkowo nie dobiegały głośne szmery i rozmowy, a na stołówce nikt się nie śmiał i nie pił piwa przy wesołej muzyce wygrywanej na lutni przez jednego z rzemieślników. Wszyscy pogrążyli się w żałobie. Ciemna noc pozbawiona gwiazd zdawała się to dokładnie podkreślać.
Soleil poruszała się po korytarzu, jakby chciała stać się niewidzialna. Nie miała zamiaru rzucać się nikomu w oczy, choć szczerze wątpiła w to, aby kogokolwiek miała o tej porze spotkać. Przez całą drogę zastanawiała się, czy powinna zajrzeć do komnaty Blaise’a. W końcu bardzo kochał króla Jasyma. Musiał być teraz zrozpaczony. Jak jednak miała spojrzeć mu w oczy z myślą, że poniekąd wina za śmierć władcy Isielle spoczywała na jej barkach? W takich chwilach jak ta obwiniała siebie o to, że kiedykolwiek pokazała ludziom, iż potrafi sporządzać z kwiatów przeróżne mikstury. Zachowywała się bezmyślnie, skoro sądziła, że nikt nigdy nie wykorzysta tej zdolności z odwrotnym zamiarem – nie do leczenia, lecz do zabijania. Tym razem nie znajdował się przy niej brat, który bronił ją od nikczemników chcących ją zmusić do czynienia zła. Poza tym nawet jeśli Gawin sprzeciwiłby się księciu Villane’owi, zostałby za to stracony. W tym świecie nie istniała obecnie siła mogąca powstrzymać najstarszego żyjącego członka rodziny królewskiej. Niedługo Villane Cardarielle zostanie mianowany królem, a wtedy już nic i nikt nie stanie mu na drodze.
Zanim kwiaciarka się spostrzegła, nogi poprowadziły ją na piętro, które zamieszkiwał jej drogi przyjaciel. Zdając sobie sprawę z tego, że podświadomość podjęła za nią decyzję, pragnęła się szybko z niej wycofać. Nim jednak ruszyła w przeciwnym kierunku, została dostrzeżona. 
– Sol – odezwał się dobrze jej znany głos, który teraz przepełniony był smutkiem.
– Blaise – powiedziała łamiącym się głosem kwiaciarka, obserwując przyjaciela siedzącego na parapecie. Przez cały ten czas musiał wpatrywać się w dal i myśleć nad tym, co się wydarzyło. Jak Soleil miała do niego nie podejść? To oczywiste, że to zrobiła, nawet jeżeli czuła się jak największa zdrajczyni pod słońcem.
– Słyszałaś już zapewne wieści – powiedział chłopak, posyłając jej niemrawy uśmiech.
W oczach kwiaciarki pojawiły się łzy. Zacisnęła dłonie na bokach sukni, próbując powstrzymać drżenie.
– Tak mi przykro, Blaise… – szepnęła, potrząsając głową. Zacisnęła powieki i usta, aby w jakiś sposób powstrzymać nadchodzącą rozpacz.
– To nie twoja wina, Sol – wyjaśnił spokojnie książę. – Robiłaś, co w twojej mocy, aby przeżył. Widocznie tak musiało się stać.
Soleil zasłoniła dłońmi twarz, nie powstrzymując się tym razem od rzewnego płaczu. Ból w jej sercu był tak nieznośny, że nie potrafiła nad nim zapanować. 
Co by się stało, gdyby powiedziała teraz Blaise’owi prawdę? Na pewno by ją znienawidził. Znienawidziłby również własnego brata, którego dotąd uważał za zagubionego. Zapewne nawiązałaby się między nimi kłótnia, a ona prędzej czy później zostałaby stracona za zmowę przeciwko królowi. Nie pomogłyby tłumaczenia, że kompletnie o niczym nie wiedziała i po prostu chciała chronić swoją rodzinę; że bała się, co mogłoby się z nią jeszcze stać, gdyby nie posłuchała księcia Villane’a. Zabrał jej już godność, więc zostałoby mu tylko zabrać jej życie. A tego Soleil Rivaire bała się najbardziej. Od zawsze wiedziała, jaki czeka ją los, w końcu poważnie chorowała, ale nie chciała ginąć. Nie teraz. Nie w takich okolicznościach.
– Sol? – Blaise zsunął się niepewnie z parapetu. – Wszystko w porządku? Wydaje mi się, że to ja powinienem teraz płakać, nie ty. – Zaśmiał się niemrawo, zdając sobie nagle sprawę z tego, iż jego żart wcale nie był śmieszny. Znał Soleil. Może niezbyt długo, ale jednak. Była bardzo wrażliwa. W jej gestach nie było niczego teatralnego.
Kwiaciarka bez zastanowienia podeszła do księcia, mocno go przytulając. Nie przestawała przy tym płakać. Za jego koszulę trzymała tak mocno, jakby nigdy więcej miała już nie wypuścić z dłoni kogoś, kto był dla niej cenny.
– Przepraszam, przepraszam, przepraszam – szeptała w jego pierś.
Zdziwiony reakcją kwiaciarki Blaise w końcu poklepał ją po plecach i odwzajemnił uścisk.
– Już wszystko dobrze, Sol. Nie zrobiłaś niczego złego – powiedział cicho do jej ucha. – Mój ojciec odszedł z uśmiechem, czyli tak, jak go zapamiętałem. Jestem pewien, że spotkał się z moją matką. Na pewno razem będzie im dobrze – mówiąc to, wtulił niepewnie głowę w jej włosy. Soleil poczuła, że jego usta rozszerzają się w lekkim uśmiechu. To nieco ją uspokoiło, choć w sercu wciąż czuła nieznośny ból. – Nie powinniśmy chyba tak stać na korytarzu, nie sądzisz?
Dziewczyna pokiwała niepewnie głową.
– Może to będzie dziwna propozycja, musisz mi za nią wybaczyć – Blaise nerwowo się zaśmiał, a potem uniósł głowę i znacząco chrząknął – ale… nie chciałabyś spędzić ze mną czasu w mojej komnacie?
Soleil uniosła gwałtownie głowę, spoglądając zdziwiona w oczy księcia. Ten odwrócił w zawstydzeniu wzrok, drapiąc się w tył głowy.
– Chodzi o to, że nigdy nie byłaś u mnie w komnacie. Dotąd pojawiała się tu tylko służba i moja rodzina. Nikt nam nie będzie przeszkadzał w rozmowie, jeżeli tam pójdziemy, nawet Alienore – powiedział to z nieśmiałym uśmiechem, ale zdołał spojrzeć na Soleil. Ta pokiwała tylko w oszołomieniu głową. – Oczywiście nie mam nic złego na myśli. Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? – Spojrzał w sufit i ciężko westchnął. W świetle blado płonących świec można było dostrzec, że na jego policzkach pojawiają się rumieńce. – Wybacz mi za te głupstwa, które plotę.
Soleil potrząsnęła głową, chcąc mu przekazać, że wcale nie plecie głupstw.
– Zawsze chciałem ci pokazać swoją komnatę – powiedział cicho książę.
– To bardzo… miłe – odpowiedziała ochryple kwiaciarka, starając się otrzeć łzy z policzków.
– Wiem, że jest już późno, ale myślę, że nic się nie stanie, jak poproszę o dostarczenie nam kilku smakołyków i napojów. Zgadzasz się na to? – Blaise uśmiechnął się niepewnie.
Soleil wiedziała, że nie może się nie zgodzić, dlatego pokiwała głową. 
***
Pokój księcia Blaise’a Cardarielle nie był urządzony z przepychem, co nie powinno dziwić nikogo, kto znał go osobiście. Także Soleil nie była tym zaskoczona. Doskonale wiedziała, że nie potrzebował życia w przepychu jak jego starszy brat. Lepiej odnajdował się w miejscach, które były małe, przytulne i skromne. 
Tapety na ścianach były beżowe – ktoś namalował na nich maleńkie, kwieciste arabeski. Podłogę ścielił puchaty dywan w ciemnym kolorze, a na łóżku znajdowała się atłasowa, brązowa pościel. Panował tutaj niesamowity porządek, choć książki, które znajdowały się na szafce nocnej, niewątpliwie pogrążyły się w chaosie – kilka z nich było otwartych i przekrzywionych, co świadczyło o pośpiechu. To właśnie na nie Soleil najdłużej patrzyła, co nie umknęło uwadze Blaise’a.
– Och – zaczął lekko zawstydzony, przysiadając na łóżku, na którym siedziała już jego przyjaciółka. – Przepraszam za ten nieporządek. Obiecałem ci, że poszukam informacji na temat krainy, z której możesz się wywodzić. Nie zdążyłem jednak przeczytać wszystkich ksiąg, które mogłyby odpowiedzieć na pytanie, gdzie ta kraina się znajduje. W zasadzie to nie dowiedziałem się niczego nowego.
– Nie musisz tego robić, Blaise – szepnęła.
– Chcę ci pomóc.
Kiedy kwiaciarka uniosła wzrok, zobaczyła na twarzy przyjaciela upór. Przez ten upór przebijało się jednak inne uczucie, które książę najwyraźniej starał się ukryć.
– Blaise – zaczęła z troską, patrząc mu prosto w oczy. Nie od razu powiedziała to, co ma na myśli. Jej słowa poprzedziło nieśmiałe przysunięcie się do niego i chwycenie za chłodną dłoń przyjaciela, która niespokojnie drgnęła. – Próbujesz ukryć swój smutek.
Ramiona najmłodszego z synów króla Jasyma opadły ze zrezygnowaniem, jakby uciekło z nich całe napięcie. Tym razem to nie uśmiech zdobił jego twarz. Był raczej skonsternowany, zagubiony i nieco smutny. Wyraźnie zawstydził się tych uczuć, to dlatego ukrył głowę na ramieniu zaskoczonej kwiaciarki, która od razu zesztywniała.
– Masz rację – powiedział już po chwili – muszę przestać to robić.
Soleil uniosła drżąco dłoń, niepewna tego, jak ma się zachować, ostatecznie położyła jednak dłoń na rozwichrzonych włosach księcia i delikatnie go pogłaskała. 
Wszyscy na zamku mieli księcia Blaise’a za żywiołowego, miłego i wesołego młodzieńca. Nikt nie dostrzegał, że za fasadą pozornej idealności krył się prawdziwy człowiek z uczuciami innymi niż radość. Czasami przez maskę uśmiechniętego arystokraty dało się dostrzec kogoś zamyślonego, pogrążonego w nostalgii. Wobec wydarzeń, które miały ostatnio miejsce, nie istniała możliwość, aby był szczęśliwy. Nieważne jak bardzo starał się to ukryć, pod warstwą udawanych emocji dało się dostrzec prawdziwy smutek. 
– Nie musisz przede mną niczego ukrywać – wyszeptała.
– Tak samo jak ty, Sol. – Kwiaciarka wstrzymała dech. – Cały czas próbujesz coś przede mną ukryć. – Kiedy książę nie uzyskał żadnej odpowiedzi, wyprostował się ostrożnie i spojrzał z powagą prosto w twarz przyjaciółki. – Nie bez powodu płakałaś, kiedy do ciebie ostatnio przyszedłem, prawda?
Dziewczyna poczuła, że narasta w niej panika.
– Chodzi o… mój dom. Tęsknię za rodziną – wydukała. Nie brzmiało to wiarygodnie nawet dla niej samej, a co dopiero dla Blaise’a, jednak ostatecznie chłopak głośno westchnął i zaakceptował to tłumaczenie. W końcu dlaczego miałby nie wierzyć własnej przyjaciółce?
– Może po ślubie mojego brata wspólnie się tam wybierzemy? – spytał z pokrzepiającym uśmiechem.
Soleil poczuła, że budzi się w niej nowa nadzieja. Przed oczami widziała wesołą Lailę i nachmurzonego Gawina, za którymi naprawdę bardzo tęskniła. Sama myśl o nich sprawiła, że do jej oczu naszły łzy. Tym samym wcześniejsza wypowiedź stała się wiarygodniejsza.
– Naprawdę?
– Nigdy cię nie okłamałem, Sol.
Oboje spojrzeli na siebie z tymi samymi nieśmiałymi uśmiechami. Przez dłuższą chwilę nawet nie wiedzieli, co mogą powiedzieć, żadnemu z nich to jednak nie przeszkadzało.
Soleil odnosiła wrażenie, że coś się między nimi zmieniło, odkąd Blaise wrócił z podróży. Ich relacja stała się bardziej napięta, zupełnie jakby zapowiadała gwałtowne zmiany. Miała w sobie więcej niepewności, a przy okazji i nieśmiałości. Z jednej strony ją to przerażało, ponieważ czuła, że przyjacielska więź, od jakiej zaczynali, bezpowrotnie ulega przemianie i to w coś, co do tej pory nie było jej znane, jednak z drugiej strony czuła, że to nic złego. Przez mgliste, chaotyczne myśli zaczęły przedzierać się do niej słowa Alienore. Opiekunka wiecznie powtarzała, że książę i kwiaciarka do siebie pasują. Podejrzewała ich nawet o darzenie siebie nawzajem głębszym uczuciem. Może jednak tkwiła w tym jakaś prawda? Soleil nigdy dotąd nie czuła się przy Blaisie tak dziwnie. Dotąd wystarczały jej same jego słowa i obecność, teraz nagle zapragnęła więcej – chciała jego bliskości.
Atmosfera, która panowała w pokoju, stała się dziwnie ciężka. Soleil zacisnęła usta, spoglądając gdzieś w bok na przekąski przyniesione kilkanaście minut temu przez służbę. Gdyby Alienore wiedziała, że przebywa w pokoju z księciem zupełnie sama, zapewne by ją skarciła i przestrzegła przed plotkami wśród wyższej warstwy społeczności, na szczęście nie musiała o tym wiedzieć. Nikt nie musiał. To była tajemnica jej i Blaise’a.
Jeszcze raz spojrzała niepewnie na księcia, który obdarzył ją uśmiechem. Wyciągnął nawet w jej kierunku dłoń i zgarnął kosmyk blond włosów z policzka. Od samego dotyku kwiaciarkę przeszyły dreszcze. Nawet nie spostrzegła, kiedy przysunęła się bliżej przyjaciela. Cóż to za dziwna magia przyciągania? Oboje wydawali się być jakby w transie.
– Chciałbym ci tak wiele powiedzieć – zaczął szeptem Blaise – ale wszystko wydaje się być w tym momencie śmieszne i mało ważne.
– Dlaczego?
– Sam nie wiem, Sol. Chyba nigdy wcześniej się tak nie czułem. – Chłopak widząc niepewną minę dziewczyny, wziął cichy wdech. – Kiedy wyjechałem z Chavelln, czułem się, jakby czegoś mi brakowało. Wkrótce się zorientowałem, że chodzi o ciebie. Samotność nigdy mi tak nie doskwierała, jak w momencie, kiedy byłem poza zamkiem. Chciałem tu jak najszybciej wrócić. Do ciebie.
Kwiaciarka poczuła, że palą ją policzki, a serce szybciej zaczyna jej bić. Bała się cokolwiek powiedzieć, a nawet złapać głębszy oddech, po prostu nie chciała, aby ta magiczna chwila, która teraz trwała, doczekała się końca. Nieśmiało przesunęła dłoń po kołdrze, raz jeszcze dotykając dłoni Blaise’a, zrobiła to jednak bardzo niepewnie i z przestrachem, że mogłaby zostać odrzucona. Tak się jednak nie stało. Książę pewniej chwycił ją za dłoń, drugą zaś sięgnął w stronę jej włosów. 
Dziewczyna miała wrażenie, że świat przestał istnieć. Widziała przed sobą tylko głębie zielonych oczu, od których odbijał się blask świec. Pierwszy raz nie istniał między nimi jasny podział. Ona była po prostu Soleil, nie ubogą kwiaciarką wychowaną na wsi, a on po prostu Blaise’em, nie żadnym księciem. W tym momencie nie istniał ktoś taki jak Villane Cardarielle, a ostatnie zdarzenia nie miały najmniejszego znaczenia – ani śmierć króla, ani krzywdy, które musiała znosić Soleil, kiedy nie było przy niej jej drogiego przyjaciela. W tej przedłużającej się chwili milczenia coś bezpowrotnie zyskiwali, i coś bezpowrotnie tracili.
– Wiem, że to tylko moje pragnienie, które nie zostanie spełnione, ale nie chciałabym, abyś więcej wyjeżdżał – zaczęła cicho Soleil, dziwiąc się własnymi słowami – a jeśli byłoby to możliwe, chciałabym wyjechać z tobą.
Blaise wydawał się zaskoczony, ale szybko zastąpił zdziwienie wzruszonym uśmiechem. Po tych słowach przyciągnął do siebie ostrożnie dziewczynę, mocno ją do siebie tuląc.
– Nawet nie wiesz, jak bardzo twoje słowa mnie radują, Sol.
– To szaleństwo – wyszeptała nagle kwiaciarka, niemrawo się śmiejąc. Blaise na chwilę się od niej odsunął i spojrzał niepewnie w jej twarz. Zastanawiał się, czy nie zrobił czegoś wbrew niej. – Czuję się tak… dziwnie. Dopiero co dowiedzieliśmy się o… tym – dziewczyna spanikowała, nie dokańczając zdania – a tymczasem już dawno nie czułam się taka szczęśliwa. Przepraszam, Blaise.
– Jeżeli cię to pocieszy, czuję to samo, i uważam, że nie powinniśmy mieć z tego powodu wyrzutów sumienia. – Książę położył dłonie na policzkach kwiaciarki, która starała się odwrócić wzrok. Uniósł jej głowę nieco wyżej, tak aby spoglądała mu w twarz. – Nawet w smutku może kryć się odrobina radości.
Soleil rozwarła delikatnie usta, chcąc jakoś na to odpowiedzieć, ale zanim to zrobiła, Blaise przybliżył się do niej i złożył na jej ustach pocałunek. W tym momencie poczuła, że świat wywraca się do góry nogami. Chciała jednocześnie zatrzymać ten moment i uciec. Równocześnie ją to przerażało, ale i radowało. Straciła poczucie rzeczywistości, a przecież była to zaledwie chwila, po której książę niepewnie się od niej odsunął. Widząc jej minę, najprawdopodobniej stwierdził, że zrobił coś złego.
– Przepraszam – odpowiedział zawstydzony – chyba nie powinienem tego robić…
– Nie! – zaprzeczyła gwałtownie Soleil, za chwilę się rumieniąc. – To było… przyjemne.
Blaise lekko się uśmiechnął. Tym razem poczuł się pewniej, dlatego również jego pocałunek stał się mocniejszy. Mimo wszystko nie chciał przestraszyć kwiaciarki. Poczekał na to, aż sama odpowie na jego uczucia. I rzeczywiście tak się stało. Chwila ta nie trwała jednak długo, ponieważ Soleil nieśmiało się od niego odsunęła. Wyraz jej twarzy wskazywał na to, że jest załamana, a na to Blaise nie był gotowy.
– Zrobiłem coś nie tak?
– Ależ nie – zaprzeczyła. Nie obdarzyła go spojrzeniem. Przez to książę poczuł, jak jego serce się łamie. – Po prostu… muszę już iść.
– Rozumiem – wyszeptał, choć tak naprawdę nie potrafił tego zrozumieć. – Może w takim razie cię odprowadzę?
– Nie, dziękuję. Dam sobie radę. – Soleil uśmiechnęła się niemrawo, a potem zsunęła się z łóżka i ruszyła w kierunku drzwi. – Dobranoc, Blaise – rzuciła, kiedy już stała przy drzwiach. Bała się spojrzeć w tył. Nie chciała zresztą pokazywać, że z oczu ciekną jej łzy. – Dziękuję za wszystko.

Zanim chłopak cokolwiek powiedział, ona wyszła już z komnaty. Do swojego pokoju biegła najszybciej, jak mogła, starając się być przy tym jak najciszej. Gdy w końcu znalazła się w miejscu, gdzie miała możliwość pobyć samej, zsunęła się na podłogę i położyła głowę na łóżku. Drżące dłonie wczepiła w kołdrę, zanosząc się cichym szlochem. Nie chciała ranić Blaise’a, ale nie mogła dłużej na to pozwalać. Była zdrajczynią. Ukrywała przed nim tak wiele rzeczy. To bolało bardziej niż cokolwiek na tym świecie. Nie powinna do tego dopuszczać. Jak mogła być tak głupia? To wciąż książę. Villane postara się o to, aby nigdy ze sobą nie byli. To nigdy nie kończyło się jak w romantycznych baśniach. Blaise zasługiwał na kogoś lepszego. Czasu nie dało się jednak cofnąć. 

2 komentarze:

  1. Hej :)
    Nie jestem jakoś zaskoczona tym uczuciem radości, jaki ta dwójka odczuwa, gdy okoliczności narzucają zgoła inne emocje. Może to być wyparcie albo szukanie drugiego bieguna, byle nie dać się żałobie i żałości.
    Lubię rozmowy Sol i Blaise'a, bo widzę, jak się przed sobą nawzajem otwierają i mogą na siebie liczyć - wiele osób nie ma nikogo, z kim miałaby taką więź. Jednak nie potrafię myśleć o nich jako o parze - wybacz, ale choć spodziewałam się prędzej czy później pocałunku między nimi, to kiedy do tego doszło, ja miałam takie "nie, nie całujcie się". Chyba moja głowa nie potrafi wskoczyć z myśleniem o nich na wyższy poziom.
    Ale klucze zrealizowane, opisy jak zwykle świetne i historia posuwa się dalej. Jestem ciekawa, co teraz nastąpi.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co? Ja też nie mogę się do nich przyzwyczaić w kontekście miłosnym, więc... nie jesteś sama XDDD. Może dlatego tak dziwnie pisało mi się ten rozdział.
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń