ARSENAŁ

niedziela, 5 stycznia 2020

[43] Szczęśliwego nowego bólu - Kamil


Znowu miałem dłuższą przerwę w pisaniu. Nie lubię tego, no ale cóż, pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Tekst dość krótki :)
Jak pisałem w tygodniu 10 (link: https://w4r-writeandread.blogspot.com/2019/04/10-koniec-swiata-kamil.html?m=1 ) jestem wielkim fanem Pablopavo i Ludzików. I pomyślałem, że znów wykorzystam ich piosenkę do napisania tekstu. Tym razem tę: https://m.youtube.com/watch?v=sIfr4bodLss
Może to być ciąg dalszy tekstu z tygodnia 10, ale w sumie to nie trzeba znać go, żeby połapać się o co chodzi. A piosenkę, fajnie jakbyście chociaż z raz przesłuchali :D Zainspirowałem się również wierszem Ryszarda Krynickiego "Strzępy listu miłosnego"
Aha! Żeby nie było, Pablopavo nie jest piosenkarzem na jedno kopyto, ma wiele innych piosenek, nie tylko smutne o miłości XD



I zdaje się mi że,
Cholerni ludzie, bawiący się jak gdyby nigdy nic. Cholerny śnieg i mróz. Cholerny Sylwester.
Nie wiem dlaczego sobie to robiłem. Kurwa, nadal robię. Może tak naprawdę jestem masochistą? Bo jak inaczej to nazwać? Głupota? Niepoprawny romantyzm? Szukanie zaginionej części siebie? Głód bliskości bratniej duszy?
Idąc do sklepu, specjalnie wybierałem drogę dłuższą, obok jej bloku, żeby mieć chociaż cień szansy na to aby zobaczyć ją wychodzącą z klatki. Serce biło mi za każdym razem szybciej, gdy widziałem opuszczone rolety i rozszczelnione okno, świadczące o tym, że jest w pokoju. Przystawałem wtedy i nasłuchiwałem dźwięków, licząc że usłyszę jej głos. A w tych rzadkich momentach gdy to się udało, przepełniał mnie żal i musiałem uciekać stamtąd, aby nie wybuchnąć płaczem. Przynajmniej nie pod jej klatką.
Jej numer wciąż jest w moim telefonie. Nie potrafiłem go usunąć, mimo iż sprawia mi tyle bólu. Chyba miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś go użyję. A może obawiałem się, że stracę bezpowrotnie wszystkie wiadomości, które z nią wymieniłem? W zasadzie, nie jest to już istotne… Po dzisiejszym dniu nic już nie będzie.
Najgorsze są obrazy ze wspomnień. Oj tak, te bolą jak skurwysyn. Są jak rozżarzone szczypce wypalające obraz w kliszy mózgu. Jak nurkowanie pod lodem z przywiązanym do serca workiem cementu. Albo po prostu, jak kopniak w jaja poprawiony kolankiem w krtań. Bolą jak skurwysyn i nawiedzają w każdym momencie. Nie mogę przez nie spać. Nie mogę jeść. Nie mogę funkcjonować. Gdy tylko uderzają mnie, zastygam w bezruchu, mogę jedynie stać/siedzieć wpatrzony w dal i cierpieć.
Nic już nie będzie poza tym wieczorem.
I cierpiałbym sobie tak po cichu, dzień w dzień, spragniony jej bliskości, pomału umierając, gdyby nie wczoraj.
Następne lata pękną pod naporem.
Wczoraj, idąc do sklepu, poszedłem jak zwykle, obok jej bloku. Okno w jej pokoju było zamknięte i odsłonięte. Z nieco lżejszym sercem ruszyłem dalej, gdy wtem ją zobaczyłem. Szła od strony sklepu. Nie sama.
Był z nią facet. Wysoki, przystojny chłopak z butelką wina w ręce. Zmierzali radośnie w moją stronę, rozmawiając ze sobą i nie zwracając uwagi na otoczenie.
Długo nie myśląc, odwróciłem się i dość szybkim krokiem ruszyłem w kierunku z którego przyszedłem. Nie wróciłem jednak do mieszkania. Skręciłem za blokiem i czekałem aż wejdą do klatki. Z bijącym sercem i kotłującymi się myślami w głowie, miałem cichą ale i głupią nadzieję, że to nie ona, że się przewidziałem. Oczywiście, nic bardziej mylnego. Weszli do jej mieszkania, po chwili bowiem uchylili okno u niej w pokoju, a rolety powoli ześlizgnęły się w dół.
Nie wiem dlaczego nie uciekłem. Powinienem był to zrobić. Zamiast tego podszedłem do okna i nasłuchiwałem.
Śmiechy. Otwierana butelka wina. Czerwony płyn, niemal jak krew, która buzowała w moich żyłach, nalewany do kieliszków. A może to było białe wino? Nie, na pewno nie, zawsze wolała czerwone.
Śmiechy. Półsłówka. Brzdęki kieliszków. Śmiechy przerywane na łyki wina. Przyspieszone oddechy. Cisza. Cisza. Cisza przerwana mlaskaniem, ohydnym dźwiękiem namiętnych pocałunków. Trzaski kanapy, podobne gdy to ja się do niej przybliżałem. Niemal szept. Jej szept.
Nie wytrzymałem. Płacząc, uciekłem stamtąd. Biegłem przed siebie, nie patrząc dokąd. Byle dalej, byle szybciej. Biegłem aż ból w płucach zabronił mi biec.
Tego jak zaciskam palce,
Przez resztę wczorajszego dnia i niemal cały dzisiejszy zbierałem się w sobie. Przygotowywałem na to, co nastąpi. Teraz jestem gotów. Żeby tylko nie to cholerne zimno. I ci cholerni ludzie. I ten cholerny Sylwester.
Siedzę na ławce pod jej klatką, opatulony w kurtce zimowej, szaliku i czapce. Rękawiczek nie wziąłem, chciałem mieć pewny chwyt. Teraz żałuję, bo ręce całe mi zgrabiały. Wyciągam je więc raz po raz i chucham w nie, pocierając o siebie, aby je ogrzać.
Patrzę na ludzi, głównie z dziećmi, wychodzącymi na zewnątrz żeby odpalić parę fajerwerek i petard, następnie wracających do środka. Do północy zostało jeszcze trochę czasu.
Na ostrzu noża podkradzionego matce.
Gdy wychodzi z klatki, tak jak podejrzewałem, nie wyszła sama. Zacisnąłem dłoń na ostrzu na widok tego skurwiela. Wyrzut adrenaliny spowodował, że błyskawicznie wstałem z ławki i ruszyłem w ich stronę, nie zważając że moja dłoń krwawi. Jeszcze mnie nie widzą. Ona zapatrzona w niego. On spogląda na butelkę szampana i zegarek, odliczając do północy.
Gdy jestem pięć kroków od nich i mam wyciągnąć nóż, nagle spoglądają w moją stronę.
Na jego twarzy pojawia się uśmiech. Jebany cwaniak, znienawidzony przeze mnie typ faceta który to wszystkim musi się chwalić ile lasek to on nie przeleciał. A go nienawidzę najbardziej na świecie
Ona... Jej wzrok… Nie wiem, czy to smutek, że w taki sposób się o nich dowiaduję. Czy może pogarda, że dalej za nią chodzę, chociaż "minął już niemal miesiąc", jak to mi parę dni temu powiedziała na imprezie u wspólnego znajomego, gdy przyznałem się jej, że nadal o niej myślę i nie mogę o niej zapomnieć, i że cały czas siedzi w mojej głowie.
Zatrzymuję się. Przez moją głowę przetacza się tysiące wizji. Jak podrzynam gardło cwaniakowi. Jak wbijam mu nóż w oko. Obijam śliczną mordkę i ścieram pięściami ten jego pierdolony uśmieszek. Jak jej robię krzywdę. Jak cierpi, tak jak ja cierpię.Szybko jednak ta myśl ulatuje, wypieram ją, odrzucam. Najwięcej satysfakcji jednak daje mi wizja zabicia siebie na ich oczach, i że ona będzie miała poczucie winy z mojego powodu.
Ale jedyne co potrafię, to życzyć im szczęśliwego nowego roku łamiącym się głosem. Mówiąc to, odchodzę w stronę mojego bloku. Pokonany, bezsilny, skulony, zniszczony. Nie umiem jej skrzywdzić. Nie potrafię zabić obcego człowieka. Siebie ranić bardziej nie zamierzam.
Chwilę później wybiła północ, ale dla mnie nowy rok nie nadszedł. Skończył się jedynie stary, zostawiając mnie bez nadziei na lepsze jutro. Jedyne czego potrafię sobie życzyć w tej chwili, to szczęśliwego nowego głodu i szczęśliwego nowego bólu.


6 komentarzy:

  1. Świetnie napisany tekst! Niepokojący i pełen emocji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mnie to cieszy, że widzę twój tekst. A propos hip hopu, póki nie zaczęłam pisać nie lubiłam ale jak zaczęłam zwracać uwagę na słowa to ujrzałam w takiej muzykę poezję (śpiewaną?) Wiadomo nie wszystkie kawałki ale często w tego rodzaju muzyce znajdziesz więcej głębi w tekście niż w POPie.
    Ale już się skupiam na twoim tekście:
    Ile bólu w tym tekście, końcówką po prostu mnie wryła, jak to ją zabić? Przecież on ją kocha, nimi że nie są już razem to nie usuwasz tego kogo kochasz ale raczej ( co o wiele trudniejsze) dajesz mu odejść. 😧
    Dużo emocji, bardzo Silnych i wyraźnie koloryzujących ten tekst. Metafory i porównania - no ja zachwycona jestem, ale jeśli chodzi o interpunkcję to zabrakło mi tu i ówdzie przecinka czy kropki na końcu zdania, ale to pewnie brak czasu, jak człowiek piszę na szybko to czasem się coś ominie, wiem bo sama wale błędy na szybko że aż wstyd haha.
    Poza tym, tekst bardzo mi się podoba. Mam nadzieję , że zobaczę inne twoje teksty , choćby krótkie jak ten. Choć przyznam że tęsknię za KZSW i mija ulubiona panią z ochrony 😉 pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie z tym zabiciem jej, to trzeba sobie zadać bardzo ważne pytanie - kocha ją czy myśli o niej? (Warto przeczytać ten wiersz Ryszarda Krynickiego, trochę daje też inne światło na ten tekst). Koniec końców, kocha ją, więc daje jej odejść. Nie jest w stanie zrobić jej krzywdy.
      Tak, z interpunkcją nadal walczę, a pisanie na telefonie temu nie sprzyja 😅
      No nie wiem czy to dobrze, że czekasz na Warrena i Lenę, bo szykuję im tam kilka niemiłych niespodzianek, hehe 😈 Dzięki za komentarz ^^

      Usuń
  3. Hej :)
    Ja także strasznie się cieszę, że mogłam przeczytać Twój tekst, bo się zwyczajnie stęskniłam. I wiem, że było za czym tęsknić - to przekazanie emocji w opisach, w użyciu słów, w nadaniu im bólu wyszło Ci smakowicie. Aż się delektowałam kolejnymi zadaniami tworzącymi tak plastyczny obraz. Nie wszystkie s moich Sylwestrów były dobre, więc tym bardziej nie miałam problemów ze współdzieleniem emocji bohatera. Ach, jakie to prawdziwe - w swojej głowie jesteśmy w stanie dokonać naprawdę paskudnych rzeczy, gdy w rzeczywistości jesteśmy tchórzami lub zbyt dobrzy, by podjąć się pewnych działań. Dziękuję, że mogłam to przeczytać.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tekst się podobała :D I że udało mi się przekazać i "zarazić" emocjami z teksu! To w sumie ważne, bo nie spłyca opowieści :D Dokładnie! Czasami wyobrażasz sobie okrucieństwa jakie chciałoby się zadać innym, a gdy przychodzi co do czego, to hamuje nas - no właśnie, co? 🤔 W tym przypadku chyba miłość... W każdym razie, to temat na większe zastanowienie się! Dzięki za komentarz ^^

      Usuń