ARSENAŁ

niedziela, 24 listopada 2019

[37] Caput Draconis: Dance Me To The End Of Love ~ Rilnen


Całkiem nie to, co chciałam napisać, ale tak to już jest, jak bohaterowie żyją swoim życiem. Wycinek kompletnie z nie wiem kąd, taki z dupy, ale piosenka mnie prześladuje od paru dni i potem takie rzeczy wychodzą. Magia, I guess. 




Obserwując bawiących się na parkiecie uczniów, Renee Christensen lekko im zazdrościła. Kiedy ona uczęszczała do Hogwartu, nikt nie organizował Turniejów Trójmagicznych, a tym samym nie miała okazji brać udziału w Bożonarodzeniowym Balu, który był tradycją i nieodłączną częścią Turnieju. Pozwalał choć na chwilę zapomnieć o niebezpieczeństwach, jakie czyhały na uczestników w kolejnych zadaniach. Jednak profesor Obrony Przed Czarną Magią wcale nie była przekonana do tego rodzaju nirwany. Jak w bajce o Kopciuszku, gdy wybije północ, cały czar pryśnie, a wraz z nadejściem poranka, powrócą codzienne zmartwienia.
Czy kradzione chwile bezpieczeństwa miały sens?
Już na początku przygotowań do Balu, Renee miała złe przeczucia. To, że udało im się bez problemu oszukać system podczas pierwszego zadania, było sprawą niedorzeczną. Nadal nie mogła uwierzyć, że żaden z sędziów nie zorientował się, iż to ona, a nie wybrana na reprezentantkę Hogwartu Scarlet Black, brała udział w morderczym wyścigu przez Zakazany Las. Nikt dokładnie nie wiedział, na czym polegał magiczny kontrakt wiążący osoby wybrane przez Czarę Ognia, ale najwidoczniej liczyła się po prostu wygrana, nieważne jakim kosztem i sposobem.
I know
Pomimo drobnego zwycięstwa, Renee nie należała do optymistek. Dobrze wiedziała, że konsekwencje zawsze dopadają ludzi w najmniej oczekiwanych momentach. Choć podczas Balu cały Hogwart monitorowany był przez podwojoną liczbę Aurorów, to i tak nie potrafiła nie spoglądać co chwila przez ramię. Tak po prawdzie, to wcale nie chciała uczestniczyć w Balu. Długo błagała swojego przełożonego, by pozwolił jej patrolować okolice poza bramami zamku, jednak Harry Potter pozostawał nieugięty. Z radosnym uśmiechem wręcz nakazał swojej protegowanej zapomnieć tego dnia o prowadzonym śledztwie w Departamencie Magicznych Gier i Sportów, o Turnieju i o konieczności pilnowania reprezentantki Hogwartu.
Renee nie pozostawało nic innego, jak ubrać szatę wyjściową i wraz z innymi nauczycielami zasiąść przy stole, a także parę razy wyjść na parkiet. Niemniej, przez większość czasu błąkała się przy ścianach, obserwując oderwanych od rzeczywistości, pląsających przy dźwiękach Fatalnych Jędz uczniów.
I can hear
– Jak się bawisz? – z zamyśleń wyrwał ją znajomy głos.
Harry Potter patrzył na nią z pobłażliwym uśmiechem, jakby dobrze wiedział, co chodziło jej po głowie.
– Impreza jest bardzo… magiczna. – Nie potrafiła znaleźć innego określenia, niemniej wcale nie skłamała.
Cała otoczka Balu, ustrojona na biało Wielka Sala, padający z sufitu zaczarowany śnieg oraz ozdobne szaty wyjściowe, wszystko to sprawiało, że człowiek tracił poczucie rzeczywistości, dając się ponieść świątecznej atmosferze.
Szybka muzyka się skończyła, rozległy się brawa, a po chwili Fatalne Jędze całkowicie zmieniły klimat, grając nieco wolniejszy kawałek.
– Czy mogę? – zapytał Harry, ujmując dłoń Renee w swoją dłoń, a kiedy zaskoczona kobieta kiwnęła głową, powiódł ją na środek parkietu.
Przez pierwsze parę chwil Renee czuła się niezręcznie. Nigdy nie było jej dane uczestniczyć w takim wydarzeniu i nie miała pojęcia, czy taniec ze swoim przełożonym był na miejscu. Czuła, jak jej twarz płonie z zażenowania i starała się nie spoglądać na otaczających ich gapiów. Kiedy jednak odważyła się w końcu podnieść głowę, napotkała parę roześmianych, dobrotliwie na nią patrzących zielonych tęczówek i wreszcie pozwoliła sobie wyluzować. Przecież nie robili nic złego. A ona sama czasem powinna mniej się przejmować.
– Przepraszam – rzekł nagle Harry.
– Za co? – Renee zmarszczyła brwi.
– Przeze mnie nie mogłaś przyjść na bal ze swoim chłopakiem.
Przez moment Christensen nie mogła skojarzyć, o co chodzi, ale bardzo szybko się nachmurzyła.
– Harvie nie jest moim chłopakiem. – Kobieta nachmurzyła się, jak nadąsana nastolatka.
It’s not said but it’s all to clear
Potter zaśmiał się i wyciągnął rękę przed siebie, wciąż ujmując dłoń Renee, by okręcić ją w tańcu, nie tracąc przy tym poczucia rytmu.
– Ale przydzieliłem go do pilnowania błoni Hogwartu.
– I bardzo dobrze, nie muszę go oglądać…
– Naprawdę? – zdziwił się Harry dobrze wiedząc, że jego protegowana kłamała.
A sama Renee zdawała sobie sprawę z tego, że nie mogła już dłużej oszukiwać ani swojego mistrza, ani samej siebie. Wszystko zaczęło się jeszcze przed Balem. Aby uniknąć świątecznej gorączki, jaka zwykle opanowywała Hogwart, Renee sama zgłosiła się do profesor McGonagall, by pomóc jej w przygotowaniach do Bożonarodzeniowej Imprezy na trzy szkoły. W przerwie między lekcjami biegała po zamku przystrajając każdy kąt świątecznymi ozdobami, a wieczorami opracowywała plan ukrycia tożsamości Scarlet Black podczas drugiego zadania. Bała się zostać sam na sam ze swoimi myślami.
Nikomu o tym nie mówiła, ale ostatnimi czasy czuła się jakby powróciła do nastoletnich lat. Łapała się na tym, że po jej głowie tłucze się jedna i ta sama osoba, uporczywie nie chcąc jej zostawić w spokoju. A może to ona podświadomie cieszyła się w duchu za każdym razem, gdy Harvie Baxter pojawiał się w Hogwarcie pod byle pretekstem?
Apogeum problemu nastąpiło w czwartek przed Bożym Narodzeniem, kiedy to Baxter wpadł na koniec jej zajęć z szóstoklasistami pod pretekstem doręczenia jej wiadomości od Szefa Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. Nie omieszkując poczekać, aż uczniowie wyjdą z klasy,  bez ceregieli zapytał, czy wybierze się z nim na Bal.
Look at what you made me do
Bezczelny. Dobrze wiedział, że Jamie Potter rozpowie o tym całej szkole. Renee miała ochotę zdzielić Baxtera przez głowę, ale ze wstydu zdołała tylko kiwnąć głową i przy akompaniamencie oklasków ze strony uczniów pobiegła w stronę swojego gabinetu znajdującego się za katedrą i zatrzasnęła za sobą drzwi. Nawet po swoim alkoholowym wybryku po zdobyciu Pucharu Quiddicha nie czuła się tak zażenowana. Przecież była dorosłą kobietą, Aurorem, nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią, do cholery! A jednak, wystarczyło, by ktoś poświęcił jej więcej uwagi i już miała mętlik w głowie.
Wszystko przez przeklęty uśmiech Harvie’go Baxtera. Niestety, nie było jej dane długo cieszyć się z takiego obrotu sytuacji. Auror Dawson, który miał patrolować błonia Hogwartu na czas Balu niestety rozszczepił się podczas nieudanej deportacji i musiał zostać hospitalizowany w Świętym Mungu, a na jego miejsce szef Biura Aurorów przydzielił właśnie Baxtera.
– Pomiędzy mną, a Harvie’m nic nie ma – upierała się Renee, dając się prowadzić w tańcu swojemu mistrzowi. – Jesteśmy tylko kolegami z pracy, nic więcej.
– Okej. – Harry wzruszył ramionami, ale sprawiał wrażenie, jakby wiedział swoje.
Uśmiechał się jeszcze przez chwilę, po czym westchnął ciężko i ścisnął mocniej dłoń Renee.
– Cieszę się, że dogadujecie się z Baxterem. Zaopiekuje się tobą.
– Słucham…?
– Muszę ci coś powiedzieć.
Believe in me
Try to take what you need
Nagle Renee zapragnęła, by powolna piosenka się skończyła, ale jak na złość, wciąż zarówno oni, jak i otaczające ich pary wirowali na parkiecie.
– Twoje przeniesienie do Hogwartu nie było spowodowane tylko Turniejem.
Spojrzała prosto w oczy swojego mistrza, starając się wyczytać z jego spojrzenia jakąkolwiek wskazówkę, dokąd prowadziła ta rozmowa.
– Musisz zostać w zamku, Renee.
– Dlaczego…? – tak bardzo nie chciała ukazać emocji, które nagle nią targnęły, ale zdradził ją już jej łamiący się głos.
– Mam objąć stanowisko Szefa Departamentu Przestrzegania Prawa.
– Opuszczasz Aurorów? – Z niedowierzania aż ją zatkało.
Choć może i była naiwna, ale nie głupia. Bardzo szybko połączyła fakty, a elementy układanki złożyły się w jedną całość. Już teraz doskonale rozumiała, co znaczyła opcja przedłużenia obejmowania stanowiska profesora, jaka widniała w jej kontrakcie. A sądziła, że to jej uczennica została oszukana.
– Wrobiłeś mnie. – Nawet nie starała się silić na grzeczności. – Od dawna wiedziałeś o swoich przenosinach. I umieściłeś mnie w Hogwarcie, bo nie sądzisz, bym sobie poradziła…?
– Po prostu chcę, byś była bezpieczna.
Trust me when I say stay here
– Nie wierzysz we mnie. – Odsunęła się, choć piosenka nadal trwała. – Nie wierzysz we mnie… – powtórzyła śmiejąc się niewesoło, a kiedy Harry próbował ją uspokoić, uniosła dłonie, po czym kręcąc głową opuściła parkiet.
Stukot obcasów po kamiennej posadzce rozległ się wśród ścian sali wejściowej, ale Renee miała wrażenie, że to odgłosy jej pękającego serca. Nigdy nie była zakochana. Nigdy nie straciła bliskiej osoby. Ale w tamtym momencie była święcie przekonana, że zszargane zaufanie bolało najbardziej. Kiedy osoba, której wierzysz, podziwiasz ją i uczysz się od niej wystawia cię do wiatru, tak chyba musiał wyglądać koniec świata.
That there’s no need to feel fear
Nawet nie czuła mrozu, gdy wybiegła na błonia w cienkiej szacie wyjściowej. Choć śnieg skrzył się na tyle mocno, że oświetlał okolicę, ona widziała tylko ciemność, zataczającą wokół niej swoje kręgi. Wabiąc złudnym poczuciem bezpieczeństwa. Od dawna słyszała jej głos, nawołujący ją coraz śmielej w swe kleiste, brudne ramiona. Zajmowała umysł, usidlała zmysły. Przecież w pobliżu nie było Dementorów. To dlaczego czuła, jakby już nigdy nie miała być szczęśliwa…?
– Renee?
Oczywiście, że teraz demony miały głos Harvie’go Baxtera. Nigdy nie przestaną ją zaskakiwać.
– Co ty tu robisz? Przecież się przeziębisz!
Ciepły płaszcz okrył jej ramiona. Wzięła głęboki oddech, a znajomy zapach pomarańczy i piżmowej wody kolońskiej rozjaśnił jej spojrzenie. Pierwszy raz widziała zmartwiony wyraz twarzy Baxtera, który złapał ją za ramiona, jakby miała się w każdej chwili rozpaść na kawałki.
– Wiedziałeś…? – zapytała cicho.
– Nie martw się. Ja cię nie zostawię.
Holding you close
The tention that it brings
Od początku znajomości Renee starała się pokazać, że była twardą dziewczyną. Nie ustępowała Harvie’mu na boisku Quidditcha, dorównywała mu na polu zawodowym. Jednak w tamtym momencie nie stać było ją na trzymanie się w ryzach. Oparła głowę na jego torsie i pozwoliła, by objął ją mocno. By jego ramiona choć na chwilę stanowiły tarczę przed ciemnością. Na moment, błonia Hogwartu były dla nich schronieniem, przy akompaniamencie cichej, dobiegającej z Wielkiej Sali muzyki.
– Zatańcz ze mną. – Jedną rękę przesunął na jej talię, drugą objął jej dłoń.
– Co?
– Zatańcz ze mną i udawaj, że świat nie istnieje – poprosił.
A potem nie było już ucieczki. Przepadła w jego oczach. Już na zawsze chciała zostań na ośnieżonych błoniach, wśród rozgwieżdżonego, ciemnego nieba. To nie Hogwart był najbezpieczniejszym miejscem na ziemi.
I’m here
There’s no need to be scared of me

2 komentarze:

  1. Natchnienia sie nie wybiera, ono samo przychodzi, czasem w najdziwniejszej formie. Magia jest na pewno I jedno z moich ulubionych uniwersow czyli Hogwart. Zapomniec o pilonowaniu reprezentantki…mhm..juz to widze. Znajac zycie pewnie niczego nieswiadoma Scarlet bedzie na celowniku czyims przez caly bal. Tylko jak upilnowac jednego ucznia na tak wilkiej imprezie. Fatalne Jedze - dobra nazwa dla zespolu:) Faktycznie wystruj sali byl magiczy i atmosfera na niej rowniez :) Ciekawe z tym powortem do nastoletnich uczuc, ciekawe czy przyjecie wizerunku Black mialo znaczenie i czy w jakis dziwny sposob, jakas mala czesc Scarlett pozostala w Renee...Znaczy takie uczucia nastotelnie czy podejcsie do pewnych spraw, jak taniec z przelozonym. Zawsze boli gdy kto nam bliski wystawia nas do wiatru. Biedna Renee, ale pozbiera sie, jak zawsze, tym razem moze z pomoca Baxtera, oczywiscie jesli mu na to pozwoli. Och..jak to ladnie zakonczylas :) bardzo fajny tekst, czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Jak się cieszę, że sięgnęłaś do tej serii! Kiedyś pisałam, że dzięki Tobie mogę na nowo powracać do świata Pottera i wspominać ciepło lata dzieciństwa. Dzisiaj, kiedy go już jest grudzień i do świąt bliżej niż dalej, cieszę się, że mogłam przeczytać tekst z zimowym klimatem, który stanowi dobrą przeciwwagę do tego, co odczuwa Renee. Coś mi mówili, że jej życie w Hogwarcie nie będzie łatwe, ale nie sądziłam, że zostanie ulokowana w roli profesora po to, by jej szef mógł ją chronić. Zaskoczyłaś mnie, ale to dobre zaskoczenie. :)
    Podoba mi się całość. Wszystko tu jest klarowne i ze sobą zgrane, wątpliwości, jakie targają Renee, dialogi, wplecienie tematu - też mam wrażenie, że to nie szkoła, a coś innego stanowi najbezpieczniejsze miejsce dla tej kobiety.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń