ARSENAŁ

niedziela, 24 listopada 2019

[37] Grand Fantasy (Retrospekcja): Tylko para włóczykijów ~ Kaja Wika

***



Siedząc przy kominku, zauważyłam, jak przemoczone do ostatniej nitki ubranie zaczyna parować. Muzyka pochodząca z Festiwalu Światła cieszyła ucho. Dean siedział tuż obok mnie, ale jego stopy nadal wydawały się tańczyć. Uderzał rytmicznie podeszwą buta o drewnianą podłogę, wprawiając drobinki kurzu w ruch. Na pewno żałował, że nie może być na uroczystości i bawić się aż do bladego świtu. Zamiast tego ukrywał się w starej leśnej chacie.
Żołnierze nadal patrolowali okolice, ale sami nie wiedzieli do końca kogo szukają, więc zapewne poszukiwali poszlak i śladów, które doprowadziłyby ich do sprawcy. Tutaj nie znaleźliby nic, ponieważ sami nic nie mieliśmy – nic co mogłoby o nas świadczyć w jakikolwiek sposób. Dla nich byliśmy tylko parą włóczykijów, którzy wybrali takie życie, a nie inne. Musieliśmy utrzymać te pozory, dopóki sytuacja się nie ustabilizuje.
Wpatrywałam się w ogień, tak jakby w jego głębi znajdowała się odpowiedź na nasze problemy. 
– I co teraz zrobimy? – zapytałam.
Popatrzył na mnie zawadiacko i przesłał zagadkowy uśmiech.
– Teraz to musimy ściągnąć z ciebie mokre ubranie – odparł, po czym zaczął rozpinać koszulę, którą miałam na sobie. – Noc będzie chłodna, chyba nie chcesz się przeziębić?
– Z pewnością znajdzie się ktoś, kto zechce mnie ogrzać – zaśmiałam się, przyznam troszkę zaczepnie, ale długo nie musiałam czekać na reakcje.
Koszula ściągnięta z moich ramion pofrunęła w róg pokoju. Spodnie spotkał ten sam nieszczęsny los. Buty były jedynym suchym elementem mojej garderoby, ale ich również postanowiłam się pozbyć. Siedziałam w samej bieliźnie, która od wilgoci zrobiła się cała przezroczysta. Dean zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu, po czym chwycił za dłoń i podniósł na równe nogi. Gdy oddaliłam się od kominka, włos zjeżył mi się na skórze. Poczułam, jak rumień wstydu zalewa moją twarz. Stałam przed nim jak zmokły pies, bez ubrania, zziębnięta oraz z włosami przyklejającymi się do twarzy. Objęłam ramiona, chcąc zasłonić się odrobinę, ale przez to musiałam wyglądać jeszcze gorzej. Dean odgarnął kilka mokrych pasemek z mojej twarzy, a ja opuściłam ręce wzdłuż ciała.
– Czy teraz będziemy cały czas uciekać? – zapytałam, patrząc mu w oczy. – Czy znajdzie się miejsce na tym świecie, które będziemy mogli nazwać domem?
– Przepraszam. Nie chciałem skazywać się na taki los. – Dean spuścił wzrok. – Kocham cię Lila i obiecuję, że znajdę miejsce, które oboje nazwiemy domem. – Podniósł wzrok. – A teraz zatańcz ze mną i udawaj, że świat nie istnieje – poprosił. A potem nie było już ucieczki.
Przyciągnął mnie do siebie i poprowadził w wolnym tańcu, stopa za stopą, jeden ruch bioder za drugim. Całował moją skórę, jakby mogła rozlecieć się zaraz na kawałki, tkliwie i subtelnie. Gdzieś po drodze do kolejnego pomieszczenia zgubił swoje ubranie. Żar jego ciała ogrzewał moją zmarzniętą skórę. Chciałam zatopić się w jego objęciach, czuć jego dotyk na każdym centymetrze ciała. Przez chwile nawet zapomniałam o tym, co mnie trapiło. 
*


Leżeliśmy na łóżku, okryci grubym płaszczem. Nie było tutaj żadnej pościeli, a na nic innego w tym momencie nie mogłam liczyć. Warunki, w jakich przyszło mi żyć, nie miały zbyt wielkiego znaczenia. Moje oczekiwania były dość przyziemne. Cieszyłam się, że znaleźliśmy na noc dach nad głową. Przez starą i zakurzoną firanę do pokoju wleciały pierwsze promienie słońca. Jeszcze blade i szarawe niebo zaczynało nabierać kolorów. Nie mogłam leżeć już dłużej. Od niewygodnego łóżka zaczęły boleć mnie plecy. Wstałam i błyskawicznie się ubrałam tuż obok ledwo jeszcze tlącego się drewna w kominku. Ubranie było całkiem suche. “Może to jednak nie był taki zły pomysł z tym tańcem” – pomyślałam sobie, ale mój pusty żołądek sprawił, że błyskawicznie straciłam zainteresowanie wspominaniem wczorajszego wieczoru. Głód pokierował mnie do torby Deana, w której powinno być spakowane jedzenie, woda i najpotrzebniejsze przedmioty. Odetchnęłam z ulgą, widząc kilkanaście puszek z gotowymi potrawami oraz suchy prowiant. 
Postawiłam dwie puszki obok kominka, a sama zaczęłam zbierać suchą trawę i drobne gałązki, które rozsypane były pod klockami drewna. Wcisnęłam wszystko w skrzące się niedopałki i podmuchami ożywiłam ogień w palenisku. Dołożyłam większych kawałków drewna i zajęłam się naszym śniadaniem. W rozlatujących się szafkach znalazłam mały rondelek i tylko jeden duży metalowy talerz. Wzięłam oba na zewnątrz i umyłam w deszczówce nagromadzonej w dużej beczce. Gdy wróciłam do chaty obok kominka stał Dean, który przywitał mnie całusem. W dłoniach trzymał puszki.
– Wołowina w sosie własnym i warzywa z puszki ma'am? – zapytał, kłaniając się.
– Dwa razy proszę. – Postawiłam rondel na ogniu, a talerz na w miarę czystej torbie chłopaka. Z bocznej kieszeni wyciągnęłam nóż i podałam Deanowi. Nie chciałam siłować się z puszkami z samego rana, a on nie miał nic przeciwko. 
Najpierw zagrzaliśmy potrawkę mięsną, a potem warzywa, z którymi poszło o wiele szybciej. Całość podałam na metalowej tacce. Mało kiedy cieszyłam się aż tak ze skromnego posiłku. Chyba oboje byliśmy bardzo głodni, ponieważ żadne z nas nie odezwało się przy posiłku, co zdarza się rzadko. 
Na dworze zrobiło się całkiem jasno. Spakowani i z pełnymi żołądkami wyruszyliśmy w drogę. Ludzie nadal spali po Festiwalu Światła. Żołnierzy nie było w promieniu wzroku, co zdecydowanie uspokoiło mnie w ten pełen niejasności poranek. 
– Gdzie teraz pójdziemy? – zapytałam, przechodząc ponad powalonym konarem drzewa.
– Znam kogoś, kto może nam pomóc – usłyszałam. – Ma na imię Paddra Nsu-Yuel. 
– Yeal? Czy to? – Odwróciłam się do Deana.
– Tak. To wyrocznia. Widzi przyszłość i myślę, że powinna nam pomóc?
– Co z żołnierzami? Na pewno chronią wyrocznie. Co, jeśli nas rozpoznają? – zapytałam przygnębiona.
– Gdy dotrzemy do miasta Paddra, nikt nie będzie już pamiętał o rebeliantach z Eden.

5 komentarzy:

  1. Ależ cudowny moment. Mimo, iż jest źle, wszystko brzmi tak pięknie. Tylko czekać, aż bańka pęknie i rzeczywistość posypie się jak domek z kart.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie tak jest. Seria Grand Fantasy skalda się z dwóch części. Retrospekcja ukazuje młodość i miłość Lili-Rose i to co sprawiła, że dziewczyna stała się tym kim jest obecnie. W drugiej części, bardziej teraźniejszej dziewczyna jest poraz drugi zamieniona w l'Cie, a jej życie obecnie skupia się na walce i ucieczce. W drugiej części jest zupełnie inną osobą. Mam nadzieję, że i teraźniejszość w Grand Fantasy przypadnie ci do gustu. Tam zdecydowanie więcej się dzieje (puki co). Dziękuję za przeczytanie tekstu i komentarz.

      Usuń
    2. Pogubiłem się xD
      Chyba musiałbym się w to wczytać, aby załapać o co chodzi :D

      Usuń
  2. Kurczę, trudno mi już połapać się w scenach z GF, szczególnie jak nie są publikowane w tych samych odstępach czasu. Pamiętałam, że czytałam ostatni tekst o nich, ale już w sumie nie kojarzę, o co za bardzo chodziło. Zresztą nawet jeśli, to spokojnie można się wczuć w tę historię. Dean i Lila są uroczy. Tyle mogę o nich powiedzieć. I szkoda, że muszą ciągle się przenosić z miejsca na miejsce. Jestem ciekawa, dokad ich ta podróż zaprowadzi (oprócz tego, że do wyroczni XD).

    ~SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Jak Sadistic, też uważam tę dwójkę za uroczą parę, która nie pasuje odrobinę do takiego stylu życia. Uważam, że niesamowicie dobrze sobie radzą w tych warunkach, ale to nie jest takie życie, jakie powinni mieć. Cały czas czujni, nawet ten ładnie ukazany taniec to jedyna chwila zapomnienia w całym tym napięciu, jakie ich otacza. Dobrze to przedstawiłaś, są tu emocje, które oddziałują także na czytelnika.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń