ARSENAŁ

niedziela, 24 listopada 2019

[37] 100 znaków na niebie: W oblicz snu ~ SadisticWriter


Tekst tworzony trochę na szybko. Bo tak jakoś w ostatniej chwili mój pomysł się zmienił. Trochę weszłam głębiej w fabułę „100 znaków na niebie”. Można powiedzieć, że to kontynuacja tekstu z 35 tygodnia, chociaż nie trzeba go czytać, aby zrozumieć, co tu się dzieje.

***
Nie miałam pojęcia, gdzie się obecnie znajdowałam. Pamiętałam tylko, że zanim się tutaj znalazłam, wbiegłam do budynku, aby powiadomić ludzi, którzy tutaj mieszkali, a także pracowali, iż lada moment rozpęta się prawdziwie ogniste przedstawienie. Oczywiście nikt mnie nie chciał słuchać, w końcu byłam dla nich tylko obcą, młodą dziewczyną, która pojawiła się zupełnie znikąd. Dlaczego mieliby mi zaufać? Nim cokolwiek zdążyłam zrobić, wybuchł pożar, i to w dosłownym znaczeniu tego słowa. Pamiętałam, że uderzenie było tak silne, że zostałam zamroczona. W ostatniej chwili udało mi się uratować niewinną dziewczynkę, zanim ta dostała w głowę ciężką belką. Później zgasłam, jakby ktoś pozbawił mnie na długi czas świadomości. Teraz byłam tutaj, na środku sali balowej, która o czymś mi przypominała. Czyżbym już kiedyś tutaj była?
Przekradłam się pomiędzy wolno płynącymi tłumami, ponieważ jakaś nieznana siła pchała mnie uparcie do przodu. Moje serce było rozdygotane z emocji. Starałam się zrozumieć własną reakcję, ale nie potrafiłam. To nie ja kierowałam swoimi stopami. Tylko w takim razie kto?
Spojrzałam w swoje pobladłe dłonie. Zdawało się, że wciąż byłam sobą, ale odnosiłam wrażenie, że czymś się jednak od swojej pierwotnej wersji różniłam. Kiedy przepchałam się wreszcie przez rozgadane tłumy, napotkałam kryształową ścianę. Jak wielkie było moje zdziwienie, kiedy zniekształcona postać w odbiciu szkła ukazała kogoś innego, a jednocześnie bardzo do mnie podobnego. Patrzyła na mnie ta sama twarz, ale włosy tonęły w brązie. Oczy nie były błękitne, tylko orzechowe. Dodatkowo na moje czoło opadał szeroki, bordowy kaptur, a po moim ciele spływała szata, która zamiatała podłogę. Czy moje spojrzenie zawsze było takie pełne chłodu? I czy dzieje ludzkości tak szybko pozbawiły mnie uśmiechu, który zawsze przychodził mi bez trudu?
Moje rozmyślania zostały przerwane przez osobę, która chwyciła mnie gwałtownie za dłoń.
– Mam cię! – usłyszałam dobrze mi znany głos.
Obejrzałam się w tył. Czułam, że nie było mnie stać na żadne emocje, chociaż bardzo chciałam je ukazać. Najwyraźniej jakaś nieznana siła kierowała moim ciałem. Przed sobą ujrzałam Fate’a, jednak nie takim, jakim go znałam. Miał przydługie włosy, które skręcały się u nasady, dziecinny uśmiech i dziwny blask radości w oczach. Nie taką wersję Losu znałam. A może znałam, tylko… wcześniej?
– Coś nie tak? – Fate przekręcił głowę w bok, marszcząc czoło.
Potrząsnęłam głową, bo tylko na tyle było mnie stać.
– To dobrze się składa, bo właśnie chciałem porwać cię do tańca. – Chłopak zachichotał, a potem pociągnął mnie na parkiet. Moje ciało było jednak za sztywne, żeby się ruszać. Tylko obserwowałam, co Fate wyprawia, próbując mnie przy okazji rozbawić. Mnie? Odnosiłam wrażenie, że byłam dla niego zupełnie inną osobą, którą znał w przeszłości.
– Nie mam czasu, Fate – powiedziałam dziwnie niskim i chłodnym głosem. Tak naprawdę nie chciałam, aby te słowa wychodziły z moich ust. To było mimowolne, jakby zaplanowane.
Los przystanął w miejscu, przewracając ostentacyjnie oczami.
– Daj spokój, Victory.
Victory? Czy chodziło o tę legendarną postać, która lata temu, zanim jeszcze się narodziłam, opuściła Stowarzyszenie Życia, zostawiając na ścianie w Sali Pamięci napis: „Nawet Zwycięzca może czuć się przegranym”? Tę postać, której Fate nie pamiętał, zupełnie jakby ktoś celowo usunął jego pamięć, pomimo tego, że Memory zapierała się, iż nie miała z tym nic wspólnego? Destiny powiedziała mi kiedyś, że Fate był w niej zakochany, jednak nie chciała, aby przypominał sobie o uczuciach, jakimi darzył Zwycięstwo. Victory musiała wiedzieć, że odchodzi, dlatego wolała oszczędzić mu bólu, wymazując mu wszystkie wspomnienia, jakie były z nią związane. Czy właśnie wcielałam się w jej rolę? Tylko dlaczego tak bardzo przypominała mnie?
– Dalej wkurzasz się na to, że wyznałem ci miłość? – Fate uniósł brew. – Nie musisz jej przecież odwzajemniać. Ona po prostu jest i raczej nie zniknie, cokolwiek powiesz czy zrobisz. – Wzruszył ramionami. – Zazwyczaj nie przejmujesz się takimi rzeczami, prawda?
Milczałam, chociaż moje wnętrze krzyczało.
– Victory. – Tym razem szept Fate’a zdawał się być łagodny, pozbawiony wesołości. Nawet mimika jego twarzy uległa zmianie. Wyglądał… jak nie on. Mogłam się tylko domyślać, jak obecność Victory na niego działała. Nie tak, jak moja. Czy to oznaczało, że Los kiedykolwiek był we mnie zakochany? A może byłam tylko cieniem uczucia, którym kiedyś darzył inną dziewczynę?
– Proszę. – Fate wystawił w moją stronę dłoń. Na jego twarzy dało się dostrzec nieokreślony wyraz, coś pomiędzy cierpieniem, smutkiem a próbą ukrycia tego chaosu w sobie. – Zatańcz ze mną i udawaj choć przez chwilę, że świat poza nami nie istnieje. – Jego szept sprawił, że moje ramiona przeszyły dreszcze. Tylko przez chwilę się wahałam. W końcu wyciągnęłam w jego stronę chłodną dłoń. A potem nie było już ucieczki.
Fate uśmiechnął się delikatnie, a potem przyciągnął mnie z czułością do siebie.
Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłam ponad jego ramieniem, była moja własna twarz. Osoba, która ją nosiła, stała przy kolumnie i opierała się o nią z chłodnym uśmieszkiem. Tuż za jej plecami pojawiła się Śmierć, która chwyciła za dziewczęce ramię zdobione czarnym materiałem, tak pasującym do kruczoczarnych włosów.
W mojej głowie zrodziło się pytanie: kim w takim razie byłam, jeżeli nie Torią Claville?

2 komentarze:

  1. Tekst zaczal sie od zagadkowej sytuacji I wciagnal mnie mnie natychmiastowo. Coz to za alternatywna rzeczywistosc? Nikt nie jest tym kim byl wczesniej, pomyslalabym, ze to sen albo … jakas wizja odmiennej pprzeszlosci lub przyszlosci… intrygujaco. Mysle ze ta dziewczyna ktora stala pod sciana to mogla byc jej przodkini albo ona tylko w innym wcieleniu. ale bym przeczytala wiecej. Czekam na kolejna czesc/

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    A co, jeśli Toria jest po prostu ziemskim wcieleniem Victory pozbawionym wcześniejszych wspomnień? To chyba mogłoby być prawdziwe, czyż nie?
    Ładnie skomponowane, z wyważonymi opisami. Trochę zrobiło mi się szkoda Fate'a - wygląda na to, że kogokolwiek kocha miłością romantyczną, to nie jest mu dane cieszyć się tym długo czy też bez żadnych przeszkód. Biedak. Przytulić?
    Jeśli to naprawdę tylko sen, to brzmi tajemniczo w taki ekscytujący sposób. Jeśli to jednak imaginacja stworzona w umyśle Torii przez wujaszka Śmierć lub też jakieś działania Dream, która miała przybyć na pomoc, to ja się szykuję na kolejną część i na to, że moje słowa mogą nie być przyjemne w następnym komentarzu.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń