ARSENAŁ

niedziela, 7 lipca 2019

[Misje] Kroniki ze Smoczego Wzgórza - Uwolnienie: Rada Starszych ~ Kamil


Z góry przepraszam za długość… Tekst rozrósł się trochę bardziej niż planowałem :D Pewnie możnaby go skrócić o jakieś ¾ ale zależało mi, aby był jak najbardziej dokładny wizji w mojej głowie. A co do samej fabuły - znowu Kroniki ze Smoczego Wzgórza. Historia nie jest jakoś porywająca czy dynamiczna, ale jest niezwykle ważna dla całej serii (umiejscowiona w ważnym okresie i przedstawia niuanse z państwa krasnoludów). Występują w niej zupełnie nowi bohaterowie. (Wiem, wiem. Do Alana i Rubina jeszcze kiedyś wrócę, obiecuję!) Pomysł na tę całą historię zrodził mi się już jakiś czas temu. A pół roku temu próbowałem nawet napisać pierwsze rozdziały (na konkurs). Wyszło jak zwykle… Ale pomysł na fabułę był i został zachowany, więc teraz mogę Wam go przedstawić (i wrzucić Was w środek historii) ^^



17 Przymrozek 1442 roku po Uwolnieniu

Ruskin szedł komnatami zamku na Smoczym Wzgórzu, które były przeznaczone dla księgozbiorów. Mimo wczesnego popołudnia, w bibliotece panował półmrok. Chłopiec przechadzał się między półkami pełnymi opasłych tomów i trzymając w ręku kaganek, przyglądał się tytułom tabliczek zawieszonych na regałach.
Minął dział z traktatami filozoficznymi, przeszedł obok poezji i ksiąg o ziołach. Zostawił za sobą bestiariusze oraz dzieła religijne. Ruskin szukał regałów przeznaczonych na kroniki. Musiał znaleźć dla swojego rycerza Krwawe rządy Borrina Pierwszego w trzech częściach pisane - księgę o czasach sprzed siedmiuset lat. Gorne z Kruczodrzewa, zwany Wroną, u którego chłopiec był giermkiem, założył się z Martinem Kowalem o to, który z nich poda bliższą liczbę ilości ofiar króla Borrina Pierwszego. Ruskin miał przynieść kronikę, aby oficjalnie można było stwierdzić który z rycerzy ma rację.
Giermek przeszedł już niemal całe dwa pomieszczenia, gdy udało mu się w końcu trafić na odpowiedni dział. No dobra, łatwiejsza część za mną. Teraz znaleźć konkretną księgę w tym rozgardiaszu… - pomyślał, gdy wszedł między regały. Spoglądał na tytuły, szukając Krwawych rządów. Rzucały mu się w oczy inne, równie ciekawe lektury. Król Nilan Trzeci i jego doradczyni, Lena Półorkijka. Wojna Błękitnej Zimy. Zaraza Upadłych. Powstanie Królestwa i narodziny dynastii Sagarion. Znalazł tam nawet Ciekawe przypadki Alana i Rubina, mimo iż wielu uczonych wątpiło w rzetelność relacji spisanych w tejże księdze.
Cholera jasna, ktoś mógłby to jakoś poukładać. A nie, pomieszane z poplątanym! - chłopiec zaczął się denerwować, gdy w kolejnych rzędach widział tomy z różnych epok, ustawione niechronologicznie ani tym bardziej alfabetycznie.
Niespodziewanie, zauważył na jednej z półek grube tomiszcze, oprawione w czerwoną skórę. Tytuł na wierzchu brzmiał: Opowieść o Mikenie, czyli historia powstania niewolników i Uwolnienia. Ruskin od zawsze był zafascynowany dziejami najsłynniejszego z ludzkich buntowników, uwielbiał słuchać ballad na ten temat, ale nigdy wcześniej nie miał okazji o tym przeczytać. Sięgnął ostrożnie po wolumin. Materiałowa zakładka przyszyta do grzbietu, włożona była w mniej więcej połowie księgi. Chłopiec z ciekawości otworzył w tym miejscu tomiszcze i zatopił się w lekturze.

***

26-27 Żniw 5 roku przed Uwolnieniem

            Puszcza zaczęła się przerzedzać. Mimo to, wokół nadal panował półmrok, spowodowany liściastymi koronami drzew. Trójka podróżnych kierowała się na południe, z przodu szedł krasnolud, prowadząc i wytyczając szlak dla dwójki ludzi. Wkrótce, po pokonaniu kilkudziesięciu kolejnych stóp, Glin, Kera i Miken mogli już dostrzec spomiędzy drzew znajdujące się na horyzoncie ośnieżone szczyty.
- A oto przed wami Podniebne Pasmo! Witajcie w naszych skromnych progach. - Krasnolud powiedział to uradowanym głosem, wskazując jednocześnie w stronę gór.
Dwóch byłych niewolników odzyskało siły na ten widok i z większym zapałem ruszyli przed siebie. Mieli świadomość, że gdy tylko pokonają dystans dzielący ich od Podniebnego Pasma, będą bezpieczni.
- Naprawdę nas przyjmiecie? - Kera zapytała krasnoluda, zrównując się z nim.
- Ależ oczywiście! Spokojna twoja rozczochrana. Spodoba się wam w Sercu Góry, zobaczycie.
- Jak tam jest?
- No cóż… Wiesz, niemal każde nasze miasto znajduje się głęboko w jaskiniach górskich. Jest tam ciasno, gorąco i przytulanie. Wszędzie panuje taki romantyczny półmrok, a dźwięk nie rozchodzi się w tak dziwny sposób jak na powierzchni.
Glin spojrzał na byłą niewolnice. Kera posmutniała, gdy usłyszała o półmroku i zamkniętych przestrzeniach. Krasnolud szybko zaczął  pocieszać dziewczynę.
- Ale nie Serce Góry. O, co to, to nie! Miasto jest ogromne! Sklepienia nie widać, jest tak bardzo wysoko. Wszystkie uliczki są pięknie rozświetlone magicznymi kryształami, aż cała jaskinia mieni się tysiącem barw. A domki są stawiane jak te wasze, każdy osobno, z różnych kamieni. Chociaż nie. Chwila. Chyba pamiętam, że widziałem kilka wykutych z litej skały… No ale nieważne.
Puszcza wokół uciekinierów i krasnoluda zaczęła się zmieniać. Zamiast ogromnych, grubych pni, coraz częściej spotykali karcze, młode sadzonki i krzewy. Spomiędzy drzew mogli już wyraźnie dostrzec zielone wzgórza leżące tuż za lasem, a z każdym kolejnym krokiem widzieli coraz więcej szczegółów krajobrazu znajdującego się przed nimi. Na pagórkach rosły winogrona oraz chmiel, które pięły się ku słońcu na wysokich, drewnianych tyczkach. Gdzieniegdzie wybudowane były małe, kamienne domki, których dachy porósł mech. I miało się wrażenie, że Podniebne Pasmo było już znacznie bliżej nich, z każdym krokiem rosnąc niebotycznie.
W końcu udało im się wydostać z puszczy. Stanęli na niewielkiej równinie, porośniętej krzewami jeżyn i wysoką trawą. Przed nimi rozciągał się w pełnej okazałości piękny widok najwyższych gór świata. Większość szczytów pokryta była śniegiem, a niektóre z nich niknęły w kłębach chmur. Teren przed nimi, oświetlony porannymi promieniami słonecznymi, wyglądał niezwykle malowniczo. Kerze aż zaparło dech w piersiach.
- Jak tu pięknie… - szepnęła.
- I śmiertelnie niebezpiecznie! - wtrącił od razu krasnolud.
- Co? Dlaczego?
            - Spójrzcie na lewo i prawo. Widzicie te wieże?
Dawni niewolnicy wykonali polecenie Glina i rozejrzeli się. Zgodnie z tym co powiedział krasnolud, po obu stronach stały wysokie na sześćdziesiąt stóp, zaokrąglone, kamienne wieże. Wyglądały na zadbane i umocnione. Wąskie strzelnice oddalone były od siebie o kilka stóp i rozmieszczone na każdej kondygnacji, z wyjątkiem parteru.
- To są strażnice, a w każdej z nich stacjonuje kilku tarczowników. I każdy ma tam kuszę, którą mógłby nas bez problemu ustrzelić. Najprawdopodobniej właśnie teraz do nas mierzą. Ale spokojna wasza rozczochrana! Zaraz porozmawiam z nimi i nas przepuszczą.
Chłopak i dziewczyna nie oponowali i ruszyli za krasnoludem do lewej wieży. Jednak zanim udało się im przejść połowę dystansu dzielącego ich od budynku, przed Glinem w ziemię wbił się bełt. Cała trójka gwałtownie się zatrzymała.
- O cholera… Nie jest dobrze - powiedział szeptem krasnolud. - Mogliśmy iść jednak do prawej wieży…
Niespodziewanie, kilka stóp przed nimi, ziemia zaczęła się poruszać. Nagle, do góry uniósł się drewniany właz, a spod niego wyskoczyło sześciu krasnoludów. Każdy z nich uzbrojony był w większe od nich samych, prostokątne tarcze i krótkie miecze. Trójka podróżnych zbliżyła się do siebie, zbijając w ciasną grupkę, gdy wartownicy z wieży zaczęli ich otaczać. Po chwili zostali zamknięci za barierą z tarcz.
Jeden ze strażników wrzasnął w swoim języku komendę, nieznoszącym sprzeciwu głosem:
- Hasło!
Glin próbował sobie przypomnieć to oznaczające wszystko w porządku. W końcu jednak zrezygnował i odpowiedział po krasnoludzku:
- Przepraszam, nie pamiętam… Ale jest wszystko w porządku!
Dwóch tarczowników wybuchnęło śmiechem, jeszcze inny powiedział lekko zirytowany:
- Matko Ziemio, co za idiota! 
Dowódca oddziału, ten z władczym głosem, zauważył, że towarzysze Glina nie są elfami. Zapytał się więc krasnoluda, co tutaj robi z nim ta dwójka ludzi.
Przewodnik byłych niewolników opowiedział pokrótce ich historię, o narażeniu się Mikena na gniew swojego byłego pana, o wspólnej ucieczce, a także o ich konfrontacji z Szarymi Tropicielami. Przyznał się również, że pomógł ludziom w walce. A po wszystkim nie potrafił zostawić ich tak samych sobie w lesie, więc postanowił że pokaże im drogę do Podniebnego Pasma, aby mogli uciec przed pościgiem.
Kera i Miken patrzyli na siebie przerażeni. Nie rozumieli ani jednego słowa, a w ich głowach zaś rodziły się najczarniejsze scenariusze.
Dowódca tarczowników milczał dłuższą chwilę, myśląc o relacji opowiedzianej przez Glina.
- Cóż… Wróg wroga mego, no nie? - powiedział po krasnoludzku do swoich podwładnych, po czym zwrócił się do dwójki uciekinierów w ich języku - Wiiiii… itamy.
Po tych słowach uniósł swoją tarczę i stanął bokiem, umożliwiając im wyjście z bariery.
- Dziękujemy - Kera, przerażona całą sytuacją, niemal szepnęła, przechodząc obok dowódcy strażników. Miken skinął tylko głową, w geście wdzięczności, równie przejęty co dziewczyna. Glin zaś wymamrotał pod nosem tylko "cholerni slużbiści" i dołączył do dwójki ludzi. Wyprzedził ich o dwa kroki i ponownie zaczął prowadzić w stronę Królewskiego Leża, najwyższej góry świata, wewnątrz której znajdowała się stolica krasnoludów.
Idąc dalej wśród wzgórz, była niewolnica zrównała się z przewodnikiem i spytała go:
- Dlaczego nas zatrzymali? Coś przeskrobaliśmy?
- No cóż… Wiesz, Kera. Na Przedwzgórzach wiecznie panuje stan wojenny. Jesteśmy cały czas przygotowani na atak szpiczastouchych. I hmmm … prawdopodobnie, gdy zobaczyli krasnoluda i dwie wyższe istoty, to pomyśleli że elfy wzięły mnie do niewoli, czy coś. Musieli to sprawdzić i stąd to zatrzymanie. Standardowa procedura, nie ma co o tym więcej myśleć i się martwić
- Hmm… No dobrze - zgodziła się Kera. Po chwili jednak zaciekawiła ją jeszcze inna sprawa. - Nie wszyscy mówią tak dobrze w naszym języku jak ty, prawda?
- Nie. - Krasnolud przeczesał ciemną brodę palcami u ręki. - Szczerze powiedziawszy, to rzadko który z nas rozumie waszą mowę. Ale nie ma co się dziwić, w końcu mało kto ma z wami styczność.
- Czyli jesteśmy na ciebie skazani? - Kera dopiero po przedłużającej się ciszy, zrozumiała, jak zabrzmiały jej słowa. - Ojej… Przepraszam, nie to miałam na myśli! Jesteś najmilszym krasnoludem jakiego poznałam, troszczysz się o nas i nam pomagasz. Po prostu, ty jako jedyny nas rozumiesz, więc ze wszystkim będziemy musieli do ciebie chodzić, będziemy się ciebie czepiać jak taki rzep, a nie chcemy sprawiać ci kłopotów i cię męczyć, bo i tak nam już dużo pomogłeś i zawdzięczamy ci wiele, więc bez sensu, żebyśmy dokładali ci jeszcze dodatkowych zmartwień. Prawda, Miken? - słowotok byłej niewolnicy się skończył. Chłopak spojrzał nieobecnym wzrokiem na swoją przyjaciółkę i potwierdził jej krótkim tak, po czym wrócił do swoich myśli.
- Hahaha! - roześmiał się krasnolud - Jesteś naprawdę rozkoszna, Kera. Spokojna twoja rozczochrana, przygotowałem się na to, że będę waszym tłumaczem. No, przynajmniej do czasu, aż się nie nauczycie naszego języka. Dlatego też zabieram was do Serca Góry, tam będzie mi łatwiej mieć na was oko.
- Czyli… - była niewolnica rozejrzała się po wzgórzach, a następnie spojrzała na Podniebne Pasmo przed nimi - nie możemy zamieszkać tutaj? - I wskazała palcem na ziemię pod jej nogami.
- Przykro mi, ale w najbliższym czasie nie...To nawet nie chodzi o wasze braki w języku krasnoludów, a o wasze bezpieczeństwo! Uwierz mi, na Przedwzógrzach jesteście bardzo łatwym celem dla Szarych Tropicieli. Te wieże - wskazał kciukiem za siebie, na strażnice - są tak naprawdę bezużyteczne w tym przypadku. Mają za zadanie powstrzymać grupki elfów przed najazdami i dać nam chociaż trochę czasu w przypadku zmasowanego ataku. A taki cholerny szpiczastouchy, który lata trenuje sztukę zasadzki i maskowania, ominie je bez większego problemu. I z palcem w du… W nosie, znajdzie dwójkę ludzi na tych ziemiach. Także nie, nie możecie tutaj zamieszkać. Przynajmniej na razie.
- Och… - Westchnęła smutna Kera. Wcześniej, gdy tylko zobaczyła małe winnice na wzgórzach, w jej głowie pojawiła się myśl, że wspaniale byłoby zamieszkać w jednej z nich. Przerażał ją natomiast fakt, że będą zamknięci w górskiej jaskini, gdzie będzie jak w grobie. Zapewnienia krasnoluda, iż ich stolica jest wyjątkowe, nie uspokoiły wcale obaw dziewczyny.
Trójka podróżnych szła przez wzgórza w ciszy, przerywanej jedynie pogwizdywaniem wesołej melodii przez najniższego z nich. Wkrótce jednak Glinowi się to znudziło. Pokonali wtedy trzy kolejne wzgórza milcząc, każde z nich pogrążone w swoich myślach. Na szczycie kolejnego pagórka, niespodziewanie Miken zdecydował się powiedzieć:
- Musimy spotkać się z waszym królem.
- Co? - zapytali jednocześnie Glin i Kera. Ze zdziwienia aż przerwali marsz, przystanęli i spojrzeli najpierw na siebie a potem na chłopaka. Były niewolnik wyprzedził ich o parę kroków z rozpędu, ale po chwili również się zatrzymał, odwrócił w ich stronę i spokojnie powtórzył:
- Musimy spotkać się z królem krasnoludów. Czy tam z tym, kto wami rządzi.
- Ekhm… - Glin kaszlnął - Miken, uderzyłeś się w głowę, jak biłeś się z Szarymi Tropicielami? Toć przecież tak nie działa. Zwykły krasnolud ma problem, żeby stanąć przed obliczem Rady Starszych, więc was tym bardziej nie dopuszczą…
- Dopuszczą, jeśli powiemy im, że jestem ambasadorem ludzi.
Krasnolud parsknął śmiechem na te słowa.
- Pffffhehehehe! Ambasador? Hahaha! Nie byłem wcześniej świadom z jak ważną osobą mam do czynienia! Do nóg padam i rączki całuję! - Glin przyklęknął przed niewolnikiem i chwycił go za dłoń, podnosząc ją do swoich ust. Miken gwałtownie wyrwał z objęć swoją rękę i powiedział zirytowany:
- Przestań się wygłupiać, ja mówię poważnie.
- Po co chcesz się spotykać z tą radą? - zapytała zaniepokojona Kera.
- Chcę, żeby wywołali wojnę elfom.
- Co?! - krzyknęli oboje, krasnolud i dziewczyna, niemal jednocześnie.
 - Oszalał, naprawdę oszalał… - dodał po chwili najniższy z trójki podróżnych. - Kera, weź mu przemów do rozsądku.
- Posłuchajcie - zaczął tłumaczyć się Miken - długo nad tym myślałem. Glinie, jesteśmy ci bardzo wdzięczni za ratunek, naprawdę. Ale są jeszcze setki tysięcy zniewolonych ludzi. I… I to się po prostu nie godzi, żeby oni cierpieli, gdy my jesteśmy wolni...
- Miken…
- Kera, wysłuchaj mnie do końca. Zobaczcie, niemal wszyscy ludzie nienawidzą elfów. - Chłopak zaczął chodzić w tę i z powrotem przed dwójką towarzyszy podróży, co trzy kroki robiąc zwrot. Ręce złapał za plecami, lekko się pochylając. - Gdybyśmy… Gdybyśmy dali im tylko możliwość, na pewno chwyciliby za broń. Ale najpierw musimy im dać nadzieję i szansę. Nadzieją jesteśmy my - przystanął na chwilę, pokazał palcem na siebie i dziewczynę, po czym wrócił do krążenia - a szansą byłaby wojna krasnoludów z elfami. Wyobraźcie sobie, cała armia krasnoludów stoi przed miastem elfów, a my w pierwszym rzędzie. I wołamy do niewolników, żeby chwycili za broń, bo ich wyzwolenie przybyło. Naprawdę, wierzę że to by się udało!
Miken, skończywszy przemowę, przystanął i spojrzał na miny swoich słuchaczy. Kera była zachwycona ideą wolności dla wszystkich ludzi, oczami pełnymi nadziei wpatrywała się w chłopaka. Chociaż czuła podświadomie niepokój. Nie podobało jej się, że aby spełniła się wizja zrzucenia elfickich kajdan, musi dojść wpierw do wojny, rozlewu krwi i śmierci. Glin zaś na twarzy miał wymalowane niedowierzanie pomieszane z paniką. Po chwili milczenia odezwał się:
- Chwila, chwila, chwila. - Podniósł głos przy ostatnim słowie, niemal krzycząc. - Czyli rozumiem, że chcesz wysłać MOICH współbratymców na śmierć, bo wy macie źle?! Cholera jasna! Bardziej wyrachowanego planu jeszcze nie słyszałem! - Miken już chciał się odezwać, ale Glin mu przeszkodził, podnosząc palec do góry. Kontynuował już nieco spokojniejszy, chociaż można było wyczuć nuty zaciętości w jego głosie. - Ale dobra, załóżmy nawet przez chwilę, że Rada Starszych na to się zgodzi. To co potem, hm? Mamy zabić wszystkich elfów, żebyście byli wolni?
Krasnolud patrzył przymrużonymi oczami na człowieka. Był poirytowany pomysłem Mikena. Zaciskał zęby na myśl, że wielu z jego rasy zostałoby wysłanych przez tego człowiek tylko po to, aby umarli za czyjąś wolność. Chłopak jednak nic sobie z tego nie robił i zapytał lekko ironicznie:
- A czy chwilę temu, nie mówiłeś, że macie tutaj cały czas stan wojenny?
- To nie to samo, co wojna! - Krasnolud wskazał na oddalone wieże. - To tylko pilnowanie granic, a nie otwarty konflikt! A ty chcesz wysłać moich współbratymców na pewną śmierć!
Miken odchrząknął i powiedział niezwykle spokojny:
- Glinie. Nie wysyłam twoich współbratymców na śmierć, nie mógłbym, ani nie chciał. Chciałbym tylko, żeby byli straszakiem. Rozumiesz… Ta cała akcja, otoczenie nas tarczami… Robi to piorunujące wrażenie, razem z Kerą byliśmy przerażeni. I pomyślałem sobie, że ludzie, gdy zobaczą armię krasnoludów i to jak bardzo jest sprawna, dojdą do wniosku, że w końcu mają jakąś szansę! Będą mieli świadomość, że ktoś się nimi zainteresował, że ktoś jest gotów o nich walczyć. I wtedy, rzucą się na swoich panów, a wy tylko będziecie musieli ich osłaniać. Sami sobie wywalczymy wolność, potrzebujemy tylko iskry, która rozpali w nas chęć tej walki. I wy będziecie tą iskrą.
Miken uśmiechnął się pod nosem, gdy zauważył, że jego spokojny ton oraz logiczna argumentacja trafiły do ich przewodnika. Krasnolud zaczął czesać brodę palcami, a jego mina przybrała mniej zacięty wyraz.
- No dobra, muszę przyznać, że trochę to sensu ma. - Glin niechętnie zgodził się z byłym niewolnikiem. W głębi poczuł się bardzo dumny ze swojej rasy, że ich wyszkolenie i sprawność zrobiły takie wrażenie na dwójce ludzi, jednak nie okazał tego wprost. Po chwili dodał - Ale nadal nie wyjawiłeś co dalej? Mamy iść z wami do każdego elfiego miasta? Stać jak te słupy i czekać aż podnieście broń?
- Dalej? Hmmm… No wyobrażałem to sobie tak. W pierwszych fazach uwalniania faktycznie będziecie stać i jedynie ingerować, jeśli ludzie sobie nie będą radzili z elfami. Ale gdy zbierze się już armia wyzwoleńców, wy zaczniecie odgrywać mniejszą rolę i powoli część waszych sił będzie mogła się wycofać. Natomiast my będziemy dalej wyzwalać miasta, aż w końcu żaden człowiek nie będzie cierpiał pod elfim jarzmem.
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że aby tego dokonać, będziecie musieli zabić wielu cholernych szpiczastouchych...
- Jestem tego świadom.
Zapanowała niezręczna cisza. Krasnolud, już całkowicie spokojny, skubał brodę, zastanawiając się nad kolejnymi argumentami. Były niewolnik zaś patrzył uśmiechnięty, z lekko przymrużonymi oczami na Glina, oczekując jego reakcji. Kera natomiast nie wiedziała jak zachować się w tej sytuacji. Wyczuwała napięcie między nimi, rozumiała racje obu stron i nie potrafiła zdecydować za kim powinna się opowiedzieć.
- No dobra. Faktycznie, nieźle to sobie przemyślałeś. I może, MOŻE to się uda... ALE! Jest jeszcze jedna sprawa - krasnolud wyszczerzył zęby, wchodzili bowiem na grunt dyskusji, w której to ona ma przewagę - jak chcesz przekonać do wojny Radę, hm? Argument, że ludzie mają źle pod jarzmem elfów podziała może na dwóch Starszych. Już lepiej jakbyś uderzył w struny nienawiści do szpiczastouchych. Ćwierć radnych rzuci się z miejsca na wojnę, może nawet i połowa, w porywach szaleństwa. A musisz przekonać do tego większość…
- O tym też już myślałem. I chyba będę z tym potrzebował twojej pomocy, bo nie wiem na ile zgodzi się Rada Starszych... Myślałem, hmmmm… Żeby może… No na przykład, podzielić się po połowie zdobytymi kosztownościami podczas uwalniania. No i może jeszcze oddać część ziem należących do elfów w wasze posiadanie. A na pozostałych terenach powstałoby Królestwo Ludzi. Nie wiem jeszcze tylko dokąd sięgałaby granica.
 Glin się zamyślił, znów czesząc brodę palcami. Po przeanalizowaniu wszystkiego, uśmiechnął się szeroko, podszedł do Mikena, poklepał go radośnie po ramieniu i powiedział:
- Chłopie, ty to masz jednak łeb! Powiem ci to, bo cię lubię. Podział kosztowności zaproponuj jak najniżej, aby wytargować lepszą cenę. A co do ziem… Myślę, że Rada Starszych ucieszyłaby się z terenów aż do Smoczego Wzgórza. Ale tutaj też sugeruję negocjować. Zresztą, chodźmy, jeszcze o tym pomyślimy.
Krasnolud zadowolony z siebie, ruszył w stronę Podniebnego Pasma, myśląc intensywnie. Uwielbiał handlować, targować się oraz negocjować ceny i czuł, że jego pasja będzie bardziej przydatna niż zazwyczaj. W końcu, całkiem możliwe, że będzie współdecydować o przyszłości całych ras. Ponadto, miał również nadzieję, że Miken będzie często korzystał z jego pomocy i rad.
Byli niewolnicy powlekli się za Glinem,, stawiając powoli bolące stopy, zmęczeni wcześniejszą podróżą. Nim jednak udało się im przejść kilka kroków, krasnolud odwrócił się do nich i idąc wstecz, powiedział:
- Wiesz Miken, jeszcze też kwestia waszego państwa. Bo będziecie młodym krajem i pewnie będziecie potrzebować pomocy. Rządzenie - zaczął wyliczać na palcach - uchwalanie prawa, ochrona granic, handel, surowce i takie tam pierdoły organizacyjne. Myślę, że jak zasugerujesz tym starym prykom z Rady, że ich wiedza w tym byłaby nieodzowna, to wtedy…
Chłopak kiwał głową z uznaniem, idąc za krasnoludem i słuchając uważnie jego rad, jednak nim Glin zdążył skończyć zdanie, ze sprzeciwem odezwała się Kera.
- Nie! Nigdy więcej zniewolenia! - Gdy zorientowała się, że oboje patrzą na nią nieco zdziwieni, dodała - Może nie znam się za dobrze na tym, ale nie pozwolę żebyśmy znowu mieli zakładane kajdany, tym razem przez krasnoludów!
- Ale Kera, nie o to mi…
- Glinie, wiem że nie o to ci chodzi. Ale ty zrozum nas. Nie chcę, żeby ktoś obcy znowu dyktował nam jak mamy żyć. Ani żeby pod pretekstem ochrony kontrolował nas. Możecie nam pomagać, ale na zasadach przyjaźni, a nie rządzenia…
- Ech… Kera, posłuchaj…
- Ona ma rację. - Miken włączył się w dyskusję. Przystanął i założył ręce na piersi - Chętnie przyjmiemy waszą pomoc, ale tylko na równych zasadach, bez narzucania rozwiązań i uzależniania nas od waszej pomocy.
Krasnolud też się zatrzymał. Spojrzał wpierw na dziewczynę. Była poddenerwowana, czerwona na twarzy a jej mina wyrażała butę. Następnie przeniósł wzrok na chłopaka. Stojąc z założonymi rękoma, zaciśniętą szczęką i lekko zmrużonymi oczami, wyglądał na osobę z którą nie można negocjować. Glin wzruszył tylko ramionami i powiedział:
- Ha! W porządku, to przecież wasza sprawa, nic mi do tego. Zresztą, nie ma co o tym dyskutować teraz, będziecie mieli jeszcze do tego okazję przed Radą Starszych. - Krasnolud uśmiechnął się serdecznie, a dwójka ludzi nieco się uspokoiła i odprężyła. - Chodźcie, zanim dojdziemy do Serca Góry, musimy was przyodziać jak na ambasadorów przystało!
Ruszyli ponownie w południową stronę, schodząc ze wzgórza. Glin jednak zaczął skręcać na zachód. Gdy byli niewolnicy zauważyli, że oddalają się od Królewskiego Leża, Kera zapytała krasnoluda:
- Dokąd nas teraz prowadzisz?
- Widzicie tamten domek? - Przewodnik wskazał oddalony, płaski budynek, wokół którego pasło się wiele owiec. - Tam mieszka moja dobra przyjaciółka z czasów nauki w Akademii. Na imię ma Platyna. Jest świetną krawcową i zrobi wam coś bardziej dostojnego, niż te łachmany. - Na te słowa, spojrzał karcącym wzrokiem na ubiór byłych niewolników, szczególnie na strój Mikena. - No nic… Mamy kawałek drogi przed sobą, więc… Ekhm… Słyszeliście może dowcip o dwóch elfach i ośle?
Godzinę później, wczesnym popołudniem, trójka podróżnych dotarła do dom Platyny. Niski z trzema pokoikami, główną sienią i kuchnią budynek wypełniony był gwarem powodowanym przez trójkę dzieci. Na zewnątrz zbudowana była mała zagroda, pusta w tamtej chwili, gdyż owce pasły się na niemal całym wzgórzu.
Krasnoludka okazała się niezwykle miłą przedstawicielką swojej rasy. Mimo iż widziała ludzi dopiero pierwszy raz w życiu, przyjęła ich z otwartymi rękoma. Jej dzieci były  zachwycone dwójką podróżnych. Siadały im na kolana, chciały być podnoszone przez nich i za wszelką cenę starały się zwrócić uwagę na siebie.
 Glin opowiedział swojej przyjaciółce pokrótce historię byłych niewolników oraz poprosił ją o przygotowanie choć trochę lepszych ubrań od tego, co Kera i Miken mieli aktualnie na sobie. Platyna zgodziła się, lecz najpierw stwierdziła, że przygotuje obiad dla całej trójki.
Krasnoludka przyrządziła jagnięcinę w ziołach, którą szybko upiekła na ogniu. Do tego ugotowała pikantną, krasnoludzką zupę z soczewicy. Nim jednak podała dania na stół, poczęstowała dwójkę ludzi chlebem, każąc im jeść po jednym gryzie z odstępami na dwadzieścia oddechów. Miało to zapobiec, w jej mniemaniu, zbyt gwałtownemu rozszerzeniu się żołądka i jego pęknięciu.
Miken i Kera posłuchali rady Platyny, przetłumaczonej przez Glina na język ludzi, mimo iż byli bardzo głodni i chcieli zjeść całość od razu. Później, kufle piwa które od niej dostali, również wypili w podobny sposób, jaki zaleciła im wcześniej krasnoludka przy chlebie. Niedługo potem, już ze znacznie lepszymi humorami, zasiedli do obiadu. Dwójka uciekinierów niemal rzuciła się na jedzenie. Dawno nie jedli tak dobrze, posiłek nie dość że był niezwykle pożywny, to jeszcze bardzo smaczny. Krasnoludka była dumna widząc z jaką ochotą dawni niewolnicy jedzą jej potrawy.
Platyna, po posiłku, zebrała miary z dwójki ludzi i pozwoliła im się zdrzemnąć. Z lekkim ociąganiem i niechęcią, Miken i Kera udali się na spoczynek, odprowadzeni przez dzieci. Kwadrans później, spali tak niezwykle głęboko, że nic nie było w stanie ich zbudzić, nawet hałasujące pociechy Platyny.
Krasnoludka zabrała się zaś do pracy. Szyjąc nowe ubrania dla dwójki ludzi, wypytywała się Glina o szczegóły ich historii. Krasnolud z wielkim entuzjazmem opowiedział wszystko dokładnie. Zdradził również przyjaciółce, że chcą udać się do Rady Starszych i prosić ją o pomoc w wyzwalaniu ludzi. Następnie przedstawił jej plan Mikena. Platyna gdy to usłyszała, powiedziała:
- Matko Ziemio, miej nas w opiece! Znowu wojna z elfami? To niezwykle wysoka cena za wolność… I to jeszcze nie naszą.
- To prawda, ale pomyśl w ten sposób. Czy chciałabyś, żeby szpiczastousi tobą rządzili? Ja sobie tego nie wyobrażam, a oni żyją tak od pokoleń. Jeśli nie my im pomożemy, to kto?
- No tak, tak, masz rację… - Platyna pokiwała z uznaniem głową, szyjąc nowe spodnie dla Mikena.
- A właśnie, skoro już o cenach mowa… Ile będziemy ci winni, hm?
- Daj spokój - odłożyła na chwilę igłę i spojrzała się na Glina - nie wezmę pieniędzy od tych biedaków. Swoje już wycierpieli. A poza tym, jeśli będą mówić wszystkim w Sercu Góry skąd mają swoje ubrania, to i tak już będzie dla mnie sporym wynagrodzeniem - uśmiechnęła się i zabłysnęły jej oczy na myśl o tłumach krasnoludów, którzy będą przychodzili do niej, żeby ubrać się jak dwójka egzotycznych ambasadorów ludzi. - Wiesz co? Bardziej mnie zastanawia, co ty w zamian za pomoc będziesz chciał od nich.
- Przestań, przecież nie pomagam im, żeby coś od nich dostać.
- Taaaa… Glin Chodzący Altruizm Canum. Niezła bajeczka.
- Mówię serio!
Platyna spojrzała na przyjaciela przeszywającym wzrokiem. Krasnolud wytrzymał tylko chwilę.
- No dobra, dobra! Miło łechce to moje ego, że jestem im niezbędny. I liczę, że po wszystkim coś tam jednak skapnie dla mnie. Wdzięczność w złotej formie zawsze chętnie przyjmę - wyszczerzył zęby - Ale poza tym… No cóż… Trochę ich polubiłem przez ten czas. Miken może jest mrukiem, ale ma dobre serce. I jest ogniście inteligentny! No, jak na człowieka. A Kera. Hmmm… Kera też ma dobre serce. I jest tak bardzo rozkoszna i urocza, jak taka młodsza siostra. Serio, taka do rany przyłóż.
- Ty też masz dobre serce. Chociaż jesteś czasami okropnie wyrachowany!
- Haha! Za coś w końcu trzeba żyć.
 Resztę czasu, jaki Platyna poświęciła na uszycie ubrań dla ludzi, wspominała z Glinem czasy ich nauki w Akademii.
Kera i Miken obudzili się dopiero rano, kolejnego dnia. Wcześniej odczuwali zmęczenie, ale nie zdawali sobie sprawy, jak bardzo potrzebowali regeneracji sił. Teraz, po ponad połowie dnia snu, byli wypoczęci i gotowi do dalszej drogi.
Wpierw jednak Platyna zaserwowała im śniadanie składające się głównie z owczego sera i chleba. Powiedziała, że nie była gotowa na gości, więc tylko tak skromnie ich poczęstowała. Gdy Glin przetłumaczył jej słowa na język ludzi, Kera od razu zaczęła zapewniać gospodynię, że to i tak bardzo dużo, że jest pyszne i że jeszcze tak dobrego sera nie jadła. Krasnoludce zrobiło się miło, że jej kuchnia tak zasmakowała ludziom i zaprosiła ich, aby odwiedzili ją, gdy załatwią już swoje sprawy w stolicy. Dawni niewolnicy z chęcią zgodzili się na ponowną wizytę.
Następnie Platyna wyszła z sieni i po chwili wróciła z gotowymi ubraniami. Wręczyła je dwójce ludzi i zachęciła ich gestem dłoni do przebrania się. Z lekkim ociąganiem wstali od stołu i udali się do pokoju w którym spali.
Miken od razu ściągnął swoją zniszczoną tunikę i rzucił na podłogę. W samej bieliźnie zaczął się przebierać, zakładając najpierw spodnie. Lekko pochylony, z dopiero jedną nogawką przełożoną, patrzył na Kerę. Dziewczyna stała z założonymi na piersi rękoma, lekko zawstydzona. W końcu jednak się odezwała:
- Mógłbyś się odwrócić?
- Co? Dlaczego?
- Proszę, obróć się… 
Miken wyprostował się i zaciągnął spodnie pod brzuch. Następnie uśmiechnął się do przyjaciółki i zgodnie z jej życzeniem stanął tyłem do niej. Ubrał koszulę i czekał, aż dziewczyna się przebierze.
Już spokojniejsza i bardziej pewna siebie Kera, również ściągnęła swoją tunikę, jednak nie odrzuciła jej a trzymała przyciśniętą brodą do szyi, kryjąc na wszelki wypadek w ten sposób swoje ciało. Rozciągnęła suknię od Platyny i szybkim, sprawnym ruchem puściła swoje poprzednie ubranie, wślizgując się w nowe.
- Już! - powiedziała zadowolona - I jak?
Były niewolnik odwrócił się w jej stronę i oniemiał. Bawełniana suknia bez rękawów bordowego koloru miała jedno ramiączko, przekładane na skos, z prawej strony przez lewy bark. Do pasa była bardzo dobrze dopasowana, mocno podkreślając wcięcie w talii Kery. Poniżej zaś sięgała ponad kostki, luźno opadając. Od spodu ozdobiona była tasiemką złotego koloru, a na dekolcie miała wyszyty haft w geometryczne wzory.
- Wyglądasz przepięknie! Prawie jak bogini! - zapewnił.
- Dzięki! - Dziewczyna rozpromieniła się i po chwili dodała: - Ty też świetnie wyglądasz.
Ubiór chłopaka był znacznie skromniejszy, stonowany ale i elegancki w swojej prostocie. Grafitowa, bawełniana koszula z kołnierzem sięgała do bioder i była opięta na mięśniach Mikena. Do tego miał na sobie ciemne, proste spodnie, przyozdobione w szwach szarą nicią mającą imitować srebro.
Były niewolnik zrobił trzy kroki w stronę swojej przyjaciółki i nadstawił dla niej ramię.
- To co? Idziemy?
- Oczywiście! - Kera złapała go pod rękę i ruszyli w stronę sieni.
Glin gwizdnął na widok pary. Wiedział, że Platyna jest niezwykle zdolna, ale nie spodziewał się takiego efektu. Dwójka ludzi wyglądała na arystokratów, a nie niewolników. Krasnoludka natomiast nie była do końca zadowolona ze swojej pracy. Powiedziała z lekkim wyrzutem:
- Niestety, tylko tyle mogłam zrobić. Nie miałam lepszych materiałów. Żebym wiedziała wcześniej…
- Platyno, spokojnie, wyglądają wspaniale! - zapewnił ją krasnolud.
- No nie wiem… Coś jest jeszcze nie tak. Coś tu nie współgra...
- Wiesz co ci w nich nie pasuje? Te śmieszne chodaki… Prawdziwe buty by się im przydały!
- No wybacz, nie jestem szewcem!
- Przecież wiem, tak tylko powiedziałem - Glin uniósł dłonie do góry, w uspakajającym geście.
Kera i Miken patrzyli na siebie nie rozumiejąc ani słowa z rozmowy krasnoludów. Ich przewodnik zorientował się, że nie wiedzą o czym jest mowa, wyjaśnił więc pośpiesznie:
- Platyna nie jest zadowolona ze swojej pracy. I nie ma dla was butów, niestety.
- Możesz jej powiedzieć, że te stroje są najpiękniejsze jakie w życiu widziałam! - powiedziała dziewczyna.
- I nigdy nie mieliśmy lepszych ubrań. - Dodał chłopak. - Może być bardzo z siebie dumna. A butami niech się nie przejmuje, poradzimy sobie w naszych starych przecież. A jak my w ogóle jej za wszystko się odwdzięczymy?
Krasnolud przetłumaczył od razu słowa ludzi swojej przyjaciółce.
- Mówią, że ubranią są wspaniałe oraz że jakoś przeżyją bez butów. No i zastanawiają się jak ci to wszystko wynagrodzić.
- Powtórz im co Ci wczoraj powiedziałam, że to prezent, i niech mnie zachwalają w Sercu Góry, to wystarczy.
Platyna uśmiechnęła się do byłych niewolników. Glin przełożył jej słowa na mowę ludzi. Byli jej niezwykle wdzięczna za okazaną im dobroć, podziękowali jeszcze raz za wszystko i zapewnili, że będą ją wychwalać. Krasnolud przekazał wszystko swojej przyjaciółce po czym powiedział w języku ludzi:
- No nic chyba pora się pożegnać. Przed nami jeszcze kawał drogi.
- Chyba masz rację... - zgodził się Miken.
- A jak jest po waszemu "do widzenia"? - zaciekawiła się Kera.
- Adio - odpowiedział krasnolud.
- Adio… - powtórzyła po cichu, po czym podeszła do Platyny, pochyliła się przed nią, a następnie przytuliła i uścisnęła mocno, żegnając ją w języku ojczystym.
Miken również pożegnał się z krawcową w jej mowie, podobnie jak i Glin. Krasnoludka wręczyła im małe tobołki, do których byli niewolnicy włożyli swoje wcześniejsze ubrania oraz otrzymany prowiant na dalszą drogę. Platyna  jeszcz długo potem patrzyła za oddalającą się w stronę Królewskiego Leża trójką podróżnych.
Z każdą pokonaną milą, krajobraz coraz bardziej się zmieniał. Niewysokie, zielone i żyzne wzgórza zaczęły piętrzyć się coraz wyżej, i stawać bardziej skaliste oraz jałowe. Glin poprowadził dwójkę ludzi w stronę doliny rzeki Sercówki. Dzięki temu mogli dotrzeć znacznie bliżej podnóża najwyższej góry świata, bez zbędnego wspinania się na szczyty. Nim upłynęła połowa dnia, byli niewolnicy oraz ich przewodnik pokonali dystans dzielący ich od Królewskiego Leża bez kolejnych przeszkód i jedynie z paroma dodatkowymi postojami.
 Krasnolud postanowił nauczyć Mikena i Kerę w czasie podróży, chociaż podstawowych zwrotów w swoim ojczystym języku. Uznał, że będzie to w dobrym stylu, jeśli do Rady Starszych będą przynajmniej pojedyncze słowa mówić bez tłumacza. Okazało się, że dziewczyna miała naturalny talent do nauki, bez problemu wychwytywała akcent i wymowę. Miken natomiast miał drobne trudności w opanowaniu nowego języka. Nim jednak dotarli do Królewskiego Leża potrafił powiedzieć kilka niezbędnych wyrazów.
Wejście do stolicy krasnoludów znajdowało się tuż przy początku doliny Sercówki,  kilkadziesiąt stóp wyżej niż podnóże góry, na niemal poziomej i dużych rozmiarów półce skalnej. Przed wielką, metalową bramą prowadzącą do wnętrza miasta, postawiony był mur o półokrągłym kształcie, dziesięć razy wyższy od Mikena. Przez całą długość fortyfikacji wybudowanych było sześć baszt. Do wejścia prowadziła ścieżka niemal pionowa, bardzo kręta i tak wąska, że trójka podróżnych musiała iść nią pojedynczo.
Przed wejściem do umocnień stała dwójka tarczowników. Rozmawiali ze sobą, spoglądając w stronę dróżki. Krata do wnętrza, której pilnowali, była uniesiona do góry. Glin, Kera i Miken przeszli obok nich nie zatrzymywani. Strażnicy jedynie zmierzyli ich wzrokiem i przepuścili, nie przerywając nawet swojej rozmowy  Chłopak zdziwił się i zapytał, lekko ironicznie:
- O! A tutaj nie macie stanu wojennego?
- Haha! Aleś dowcipny! - Odparł krasnolud, równie ironicznie co Miken. - Oczywiście, że mamy. Hmmm… Pewnie dostali wczoraj kretoszczura, żeby nas przepuścić.
- Kreto-co?
- Och... No kretoszczura. To takie małe, łyse stworzonko, ni kret, ni szczur. Przyczepiamy im kartki do brzucha i wpuszczamy do kamiennych tuneli, żeby szybko dostarczyć wiadomość.
- To okropne! - oburzyła się Kera.
- E tam, raczej pomysłowe! - Pochwalił Miken. - Jak będziemy mieli chwilę czasu, to pokażesz mi jakiegoś?
- Oczywiście! Spokojna twoja rozczochrana.
Przeszli przez dziedziniec wewnątrz muru. Po prawej stronie stały trzy wolnostojące, kamienne budynki koszar. Po lewej natomiast magazyn, kuchnia i siedziba dowódcy warty. Stanęli naprzeciwko bramy prowadzącej do Serca Góry. Umieszczona była w pionowej ścianie, wykutej w zboczu Królewskiego Leża. Wrota były pięciokrotnie wyższe od przeciętnego krasnoluda, całe metalowe i pięknie zdobione scenami sakralnymi. Zrobiło to piorunujące wrażenie na dwójce ludzi. Glin zauważył ich miny i powiedział z dumą:
- Ach, tak, tak. Też byłem zachwycony, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. Ale chodźmy już, będziecie jeszcze mieli czas, żeby się przyjrzeć.
Krasnolud ruszył w stronę bramy. Podszedł do prawego skrzydła i zapukał w nie. Po chwili otworzyła się cienka szpara na wysokości oczu Glina. Za niej para oczu spojrzała nieufnie na trójkę podróżnych.
- Hasło! - zawołał głos zza drzwi po krasnoludzku.
- Ojcze Skało! Znów to cholerne hasło? Yyyy… Nie wiem. Ognista ważka?
- Zgadza się, wchodźcie.
Rozległy się metaliczne dźwięki. Po chwili ciężkie wrota ledwie się uchyliły. Chłopak i krasnolud musieli przecisnąć się przez powstałą szparę, dziewczyna natomiast przeszła bez większego problemu.
Za bramą stało kilku uzbrojonych krasnoludów, którzy bacznie obserwowali dwójkę ludzi. Glin jednak nie zwracając na nich w ogóle uwagi, ruszył przodem w głąb korytarza. Miken i Kera szybko go dogonili.
Tunel prowadzący do środka Królewskiego Leża ciągnął się przez niespełna dwie mile. Mienił się ciepłym, jasnym światłem magicznych kryształów. Po obu stronach znajdowały się wnęki oraz strzelnice, zasłonięte metalowymi blachami. Glin wytłumaczył dwójce byłych niewolników, iż jest to system obronny i gdyby ktoś przedarł się do korytarza prowadzącego do Serca Góry, obrońcy mogliby odeprzeć stąd atak. Na pytanie Kery czy ktokolwiek, kiedykolwiek przebił się przez bramę, krasnolud roześmiał się i stwierdził, że jeszcze nie. Po czym dodał, że lepiej zawsze być przygotowanym na taką możliwość.
Na końcu tunelu znajdowały się kolejne wrota. Te jednak nie zostały ozdobione żadnymi scenami, za to były otwarte na oścież. Dwójka niewolników oniemiała na widok, jaki rozpościerał się za bramą.
Przed nimi znajdowało się przeogromne miasto, którego nie byli w stanie objąć wzrokiem. Miało się wrażenie, że sięga daleko za horyzont, świecąc miliardami malutkich słońc i jasnych kul. Mimo iż, tylko magiczne kryształy były źródłem światła, to i tak w mieście było niezwykle jasno, niczym w południe na otwartym terenie. Dwójka ludzi przekonała się na własne oczy, iż kopuła znajdowała się tak wysoko, że nie dało się jej dostrzec. Na niej również znajdowały się świetliste punkty, jednak nie tak jasne, jak te na ulicy. Od razu nasunęły skojarzenie z gwiazdami w bezchmurną noc.
Domy, zbudowane wzdłuż ulic, były niesamowicie zróżnicowane, zarówno pod względem wysokości jak i kształtu oraz materiałów z których je wybudowano. W oczy rzucały się szczególnie trzy budowle. Pierwszą z nich był akwedukt. Przez niemal całe miasto ciągnęłą się system połączonych ze sobą pomostów, koryt i rur, dostarczając wszędzie wodę. Po lewej stronie, za niewysokim murem, znajdował się ogromny plac z kilkunastoma budynkami. Jego stylistyka oraz duże, wolne przestrzenie mocno kontrastowały z zagęszczoną zabudową pozostałej części miasta. Po prawej zaś, nieco bliżej środka, piętrzyła się w górę monumentalna budowla. Spadzisty dach zakończony był kopułą, a wejście ozdobione kolumnami.
- Tam - krasnolud wskazał na budynek po prawej - obraduje Rada Starszych. I tam musimy iść.
- A tamto? Co tam jest? - Kera wskazała na plac za murem.
- To Akademia. Hmmm… To taka szkoła dla dorosłych krasnoludów, gdzie uczą się swojego zawodu.
- To nie wystarczy terminować u kogoś, żeby nauczyć się zawodu? - zapytał Miken zaciekawiony.
- Wystarczy. Jeśli chcesz być przeciętnym rzemieślnikiem. Ale jeżeli chcesz być najlepszym z najlepszych i poznać tajniki również innych mistrzów, to wtedy idzie się do Akademii. - Glin powiedział to z wielką dumą w swoim głosie.
- Sprytne! Dziwne, że elfy wcześniej na to nie wpadły…
- Błahahaha! Nie rozśmieszaj mnie! Elfy? Zanim oni na coś wpadną, muszą wpierw dostać srogi wpierd… konkretnego łupnia - krasnolud poprawił się, gdy przypomniał sobie, że jest z nimi również Kerą. - Dobra, czas na trochę historii i wycieczkę miastoznawczą jeszcze się znajdzie. Chodźmy już do Rady Starszych.
Ruszyli wzdłuż głównej alei. Mijali po drodze wiele warsztatów, sklepów i knajp, każde z nich kusiło swoimi towarami. Glin jednak był bezwzględny i ciągle popędzał byłych niewolników, którzy zatrzymywali się, aby zobaczyć dzieła pracy krasnoludów.
Lawirując między tłumem na ulicach, przewodnik ludzi zaczął tłumaczyć jak działa Rada Starszych. Powiedział, iż mimo że członków jest stu trzydziestu dwóch, to tak naprawdę liczy się głos tylko dwunastu z nich i że wystarczy ich przekonać, a wszyscy pozostali nie będą się sprzeciwiać. Następnie opowiedział im, jak jest podzielona Rada i jak mogą przekonać poszczególne grupy.
Glin wyjaśnił dwójce ludzi, iż najbardziej na lewo siedzą bellatorzy, czyli wojownicy oraz, że ich nie trzeba będzie przekonywać do wojny. Obok nich natomiast miejsca zajmują artificemi - rzemieślnicy, których wystarczy przekupić wizją wzbogacenia się. Następnie powiedział, że kolejni są prudesi, przedstawiciele uczonych i artystów. Zaproponował, aby przekonać tę grupę, odwołując się do wrażliwości i dumy jej członków. Krasnolud zdradził również, że skrajnie na prawo siedzą mageceni, czyli magowie. Przyznał się, że nie ma pojęcia jak ich przekonać, zasugerował jedynie, iż uwielbiają potęgę więc może należy tam szukać na nich sposobu. Dwójka ludzi dokładnie wysłuchała słów Glina i zapamiętała najważniejsze informacje im przekazane.
Wkrótce, po pokonaniu kilku ulic, oraz po paru krótkich przerwach i przystankach, dotarli do siedziby w której znajdowała się Rada Starszych. Z poziomu ulicy budynek wydawał się jeszcze większy.
Przed wejściem, między kolumnami, stali tarczownicy, przepuszczając jedynie pojedyncze osoby do środka. Kolejka krasnoludów chcących spotkać się z Radą, ustawiona była wzdłuż ulicy i sięgała dwie przecznice dalej. Glin całkowicie nie przejął się kolejnością przyjmowania. Wysłuchując przekleństw rzucanych w jego stronę, przewodnik dwójki ludzi przepchnął się przez tłum i stanął twarzą w twarz z jednym z tarczowników.
- Gdzie się pchasz! - warknął strażnik w swojej mowie.
- Mam tutaj dwójkę ambasadorów, musisz nas przepuści.
- Dwójkę ambasadorów? Jaaaasne... A ja jestem jednym ze Starszych. Spieprzaj stąd! - i popchnął Glina swoją tarczą.
Krasnolud, wypchnięty z kolejki, przewrócił się. Od razu podbiegł do niego Miken z Kerą.
- Wszystko w porządku? - chłopak zapytał Glina.
- Tak, tak. - Odpowiedział, podnosząc się i otrzepując spodnie z fikcyjnego kurzu. Następnie znów przepchnął się na początek tłumu i oznajmił głośno w języku krasnoludów, tak aby wszyscy wokół usłyszeli: - Przedstawiciele ludzi ŻĄDAJĄ spotkania się z Radą Starszych!
W kolejce rozmowy od razu ucichły. Tarczownik który wypchnął Glina pobladł, gdy zobaczył, że przy krasnoludzie staje dwójka wysokich istot. Niepewnie się rozejrzał, szukając pomocy u swoich towarzyszy broni. Ci jednak również nie wiedzieli co zrobić w takiej sytuacji.
- Dobra, możecie przejść! - warknął spanikowany strażnik. Następnie stanął bokiem ze swoją tarczą, przepuszczając trójkę podróżnych.
Przechodząc obok wartownika, Glin zadowolony z siebie powiedział do dwójki ludzi w ich języku:
- Zaczyna mi się podobać to całe ambasadorowanie. Przyjemnie mieć trochę posłuchu wśród innych.
- Byleby ci ta władza nie uderzyła do głowy! - Miken przestrzegł krasnoluda żartobliwym tonem.
- Chyba już na to za późno… Hahaha!
Cała trójka wybuchnęła śmiechem, aż tarczownik obejrzał się zdziwiony i jednocześnie przerażony.
Od wejścia, w głąb budynku, krótki i szeroki korytarz prowadził na okrągły dziedziniec, nad którym bezpośrednio wybudowana była niedomknięta kopuła. Ściany pomieszczenia przyozdobione były freskami, przedstawiającymi legendę stworzenia świata i narodzin krasnoludów. Pośrodku zaś znajdowała się pięknie zdobiona mozaika. Uwieczniona na niej była grupka krasnoludów, zbitych w koło i odpierających atak. Ich przeciwnikami były orki oraz elfy, umieszczone na przeciwległych stronach. Mozaikę uzupełniały różnego rodzaju bestie, takie jak gryfy, wiwerny czy trolle. Przeważały jednak wśród nich cienie o bliżej nieokreślonym kształcie. Światło, wpadające przez otwór w kopule, padało bezpośrednio na obrońców, co nadawało całej mozaice niesamowitego, mistycznego charakteru i przyciągało wzrok.
Z dziedzińca, na którym znaleźli się Miken, Kera i Glin można było udać się w trzy strony, nie licząc korytarza z którego przyszli. Na wprost znajdowały się tak zwane sale tajemnic, czyli pomieszczenia w których Starsi mogli porozmawiać między sobą bez nieproszonych uszu, uzgodniać plan działania i toczyć kuluarowe potyczki. Po lewej stronie można było znaleźć skryptorium. Wszelkie dekrety, uchwały oraz decyzje Rady były tam spisywane i przygotowane do dostarczenia całemu państwu krasnoludów. Świeżo upieczeni ambasadorowie oraz ich przewodnik poszli natomiast na prawo, do sali obrad, zwanej Wielką Salą.
Przed zamkniętym wejściem stało dwóch tarczowników. Spoglądali groźnie na trójkę podróżnych, trzymając ręce na mieczach schowanych do pochew, gotowi w każdej chwili wyciągnąć broń. Glin stanął przed strażnikami i oznajmił:
- Przybyli ambasadorowie rasy ludzkiej. Domagają się spotkania z Radą Starszych.
Tarczownicy spojrzeli po sobie. Nigdy wcześniej nie mieli do czynienia z przedstawicielami ludzi, więc nie wiedzieli jak postąpić. Zaczęli się zastanawiać czy mają ich traktować lekceważąco, tak jak ambasadorów elfów, czy może jednak powinni okazać im szacunek i wpuścić do Wielkiej Sali.
Jeden z nich zdecydował się w końcu i powiedział niepewnie:
- Poczekajcie chwilę. Pójdę się zapytać, czy Rada Starszych ich przyjmie. - Po czym uchylił lekko wrota i wślizgnął się do sali obrad.
Glin natomiast, lekko poddenerwowany i pobladły, zwrócił się do dwójki ludzi w ich języku:
- No dobra, jak na razie idzie nam nieźle, zaszliśmy dalej, niż obstawiałem. Możecie zostawić tobołki tutaj, nikt wam ich nie ukradnie, obiecuję. Aha! Pamiętajcie, żeby zwracać się do nich z szacunkiem, podobno to uwielbiają.
- Będziemy pamiętać. - Obiecał Miken.
- Jak to? To nie idziesz z nami? - zdziwiła się Kera.
- Idę, idę, w końcu ktoś musi być waszym tłumaczem. Ale nie mogę obiecać, czy którychś z nich nie zna waszej mowy. A poza tym, to przecież widać jak komuś nie okazujesz szacunku, nawet w innym języku.
Strażnik wrócił z sali, otworzył wrota na oścież i oznajmił po krasnoludzku:
- Przedstawiciele rasy ludzkiej są proszeni na Wielką Salę.
- Oho… Wzywają was. - Glin powiedział do ludzi. - Nie pozwólmy im czekać!
Krasnolud dziarsko ruszył do przodu, zostawiając Mikena i Kerę za sobą. Pomyślał, że w ten sposób dobrze ukryje całe swoje przejęcie tą sytuacją. Dwójka ludzi szybko się opamiętała, wyrwała z lekkiego zdziwienia zachowaniem ich przewodnika i ruszyła za nim.
Aby dostać się do Wielkiej Sali, należało pokonać krótki, ciemny korytarz. Następnie wchodziło się od razu do wielkiego pomieszczenia o półokrągłym kształcie. Przy wejściu stało kolejnych dwóch tarczowników, bacznie obserwujących korytarz. Na środku pomieszczenia znajdowało się niewysokie podwyższenie, wykute z litej skały. Tuż za podestem ustawionych było dwanaście kamiennych tronów, pięknie zdobionych złotem i drogocennymi kamieniami. Siedziska trzech krasnoludów należących do bellatorów-”wojowników”, znajdujące się najbardziej po lewo, mieniły się czerwienią rubinów. Kolejnych trzech, będących artificemami-”rzemieślnikami” swoje krzesła miało przyozdobionych szmaragdami. Następne, należące do prudesów-”uczonych”, wyróżniały się fioletową barwą ametystów. A ostatnie trzy trony, najbardziej po prawej stronie i przeznaczone dla magecenów-”magów”, mieniły się na niebiesko od szafirów. Na półkolistej ścianie, znajdującej się za krzesłami dla dwunastu najważniejszych Starszych, wyrzeźbione były rzędy siedzisk, które zajmowali pozostali radni.
Miken i Kera, zachęceni gestem jednego z magecenów w niebieskim tronie, weszli na podwyższenie. Chłopak przyjrzał się wtedy dokładnie wszystkim krasnoludom w sali. Nazwa radnych była adekwatna - niemal wszyscy byli już znacznie starsi. Brody i włosy częściej były siwe i szpakowate, niż pełne barw. Na twarzach gościły już zmarszczki, a postury były przygarbione a czasami nawet wątłe. Ubrani byli w szaty krojem przypominające proste  suknie, każda śnieżnobiała i zdobiona tasiemkami koloru odpowiadającego przynależności do ugrupowania. 
- Signorits et signorats - były niewolnik zaczął swoją przemowę niepewnie. - Nazywam się Miken. Miken Eluteros - dodał po chwili zastanowienia, co oznaczało w języku elfickim “wolny”. - Jako były niewolnik, razem z panną Kerą hmmm…
- Uo-Halysa - czyli w tłumaczeniu "bez łańcucha". Dziewczyna widząc jak chłopak zastanawia się jakie nazwisko jej nadać, powiedziała to co pierwsze przyszło jej do głowy. Miken spojrzał na nią, uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Razem z Kerą Uo-Halysa, przebyliśmy bardzo długą drogę aby się z wami spotkać. Nam udało się wyrwać spod elfiego jarzma, jednakże jest jeszcze wielu ludzi, którzy cierpią co dzień! Tak jak my wcześniej, są bici, zmuszani do pracy ponad siły, poniżani i traktowani jak przedmioty. Ich panowie mają więcej szacunku do zwierząt niż do nas…
Stojący poza podwyższeniem Glin tłumaczył każde zdanie wypowiedziane przez Mikena. Starsi w większości wydawali się zaciekawieni, jednak dużo bardziej samymi osobami ambasadorów niż tym co mówili. Co jakiś czas nachylali się do siebie i szeptali między sobą na jakiś temat. Chłopak nie zwracał w ogóle na to uwagi i kontynuował swoją przemowę:
- Nasze rasy nie mają między sobą waśni. Mało tego, krasnoludowie bardzo często z chęcią nam pomagają. Chociażby nasz tłumacz, Glin. Gdy zobaczył, że jesteśmy atakowani przez Szarych Tropicieli bez zastanowienia rzucił się nam na ratunek. Gdyby nie on, nie byłoby nas tu. Myślę… Myślę, że mamy ze sobą wiele wspólnego i my możemy wam sporo zaoferować. Wpierw jednak, musielibyśmy zrzucić elfie kajdany. A najlepiej zrobić to poprzez wojnę.
Po tym jak Glin przetłumaczył ostatnie zdanie Mikena, na sali zapadła śmiertelna cisza. Trwała jedynie krótką chwilę. Krasnoludowie zaczęli się przekrzykiwać, niektórzy powstawali ze swoich siedzeń, inni rzucali groźby Starszym którzy nie popierali ich zdania. Jedna krasnoludka w szatach “wojowników” posunęła się nawet dalej, złapała za szaty radnego w stroju “rzemieślników” i zaczęła okładać go pięścią po twarzy.
Niespodziewanie, na podwyższeniu stanął Starszy z “magów”, ten sam który zachęcił Mikena i Kerę do wejścia na środka. Krasnolud wrzasnął donośnym głosem:
 - Silentia! Permittan’lis finitio!
Na sali znów zapadła cisza. Wszyscy wrócili na swoje miejsca. Starszy spojrzał zadowolony na dwójkę ludzi i znów zachęcił ich gestem ręki do kontynuowania przemowy, po czym usiadł na swoim tronie.
- Gratie - powiedział cicho Miken do krasnoluda, wdzięczny za jego pomoc. Następnie podjął dalej temat wojny. - Wiem, że brzmi to bardzo radykalnie. Proszę jednak o zrozumienie. My, ludzie, potrzebujemy tej wojny. Potrzebujemy widoku tysięcy krasnoludów, którzy są gotowi przyjść nam z pomocą. Dzięki temu będziemy mogli wreszcie chwycić za broń, bez obaw że zostaniemy od razu spacyfikowani, gdyż będziemy mieli za sobą wasze poparcie! - Chłopak na chwilę zamilkł, aby Glin mógł na spokojnie przetłumaczyć jego słowa. - Zdaję sobie sprawę, że proszę o wiele. Jednak ofiarowuję równie wiele! Obiecuję, że gdy ludzi zobaczą waszą armię, sami chwycą za broń, nie będziecie musieli walczyć za nas. A po wszystkim, gdy uda nam się w końcu zrzucić elfickie łańcuchy, będziemy pamiętać kto nam pomógł.
Jeden z trzech najważniejszych Starszych w szatach “rzemieślników” zwrócił się do Mikena w swoim rodzimym języku, zaraz po przełożeniu słów człowieka na krasnoludzki. Glin od razu przetłumaczył jego słowa.
- Starszy Piryt pyta ile będzie wynosić wasza wdzięczność.
Mając w pamięci wcześniejsze słowa krasnoluda o tym, aby podać jak najniższą cenę, chłopak powiedział:
- Myślę, że jedna część do pięciu naszych zdobytych kosztowności. I hmmm… ziemie sięgające drugiego końca Puszczy Centaurińskiej.
Radny, jak i większość pozostałych przedstawicieli artificemów, skrzywił się na propozycję przetłumaczoną na ich język. Opowiedział nieco zirytowany po krasnoludzku, co od razu przełożył Glin.
 - Starszy Piryt liczył bardziej na podział trzy części dla krasnoludów i jedna dla ludzi. Twierdzi, że koszta wojenne są niezwykle wysokie. Oraz ziemie aż do Silvaltum, to po waszemu jest chyba Wysoki Las. Uważa, że skoro już mają iść na podbój, to przynajmniej dla lepszych terenów… Wiesz Miken - dodał po chwili krasnolud - myślę, że już możesz zaproponować pół na pół i Smocze Wzgórze. Z Pirytem nie ma co negocjować.
- Dobrze - niemal szepnął zgadzając się na sugestię tłumacza, po czym powiedział już na cały głos - Twardy z pana negocjator, Signorat Piryt. A może podzielimy się po połowie? W końcu, po uwolnieniu się od elfów będziemy potrzebowali czegoś, czym będziemy mogli kupować rzeczy od was. A nasze potrzeby będą ogromne.
 Nim Glin zdążył przełożyć słowa Mikena, paru artficemów zaczęło nachylać się do radnych siedzących obok i żywo dyskutować między sobą. Nawet u Starszego Piryta można było dostrzec błysk oka oraz lekkie uniesienie kącików ust na sugestie chłopaka o intensywnym handlu między obiema rasami. Szybko jednak się opanował i ponownie zaczął udawać iż nie rozumie słów człowieka.
Miken zaś kontynuował dalej swoją wypowiedź:
- A co do ziemi… Signorat Piryt ma całkowitą rację. Faktycznie lepiej podbić nowe, lepsze tereny. Ale pomyślcie, co zrobicie z tą całą nowo zdobytą ziemią? Będziecie potrzebować setek tysięcy chętnych krasnoludów, aby jakoś ją zagospodarować. Do tego dochodzą problemy komunikacyjne i ochronne. Także zgadzam się, nowe tereny należą wam się zgodnie z prawami wojny. Jednak nie ma co szarżować aż do Wysokiego Lasu. Myślę, że ziemie aż do Smoczego Wzgórza będą w sam raz.
Zadowolony z siebie chłopak patrzył jak miny Starszych reprezentujących "rzemieślników" zmieniają się z każdym słowem przekładanym przez Glina. Gdy krasnolud skończył, artficemi wyglądali na niezwykle uradowanych propozycją Mikena. Długo nie czekając, Piryt spojrzał po swoim ugrupowaniu i pewny siebie wstał, mówiąc:
- Bon! Midi con midi et tera Dracollis, pact ece! Nos consensti.
Glin zaczął tłumaczyć, że zgadzają się na warunki, szybko jednak przerwał mu jeden ze Starszych w szatach "uczonych", krzycząc:
- Non! Nos ne consensti!
Na te słowa ponownie wybuchła wrzawa w całej sali. Radni zaczęli znów się kłócić, grozić sobie i wyzywać wzajemnie. Niespodziewanie, Kera przekrzykując wszystkich, poprosiła o ciszę. Krasnoludowie całkowicie się tego nie spodziewali, więc zamilkli i uspokoili na chwilę. Wtedy dziewczyna powiedziała, nieco skrępowana poświęconą jej uwadze:
 - Signorits et signorats, porsero… Tu chodzi o naszą przyszłość. My cierpimy pod jarzmem elfów od wielu pokoleń. Chcemy jedynie żyć w spokoju i wolności. Porsero, pomóżcie nam. Wiem, że to wiele, ale jest to niezbędne dla nas. Potrzebujemy iskry, która w nas rozbudzi nadzieję, że tę walkę da się wygrać. A widok maszerujących krasnoludów, gotowych bronić nas dla sprawy, będzie właśnie taką iskrą!
Glin był pod wrażeniem pasji z jaką Kera wypowiadała ostatnie zdania. Przetłumaczył jej słowa, po czym zapadła wielka cisza na sali. Wszyscy wyczekiwali co jeszcze powie dziewczyna, ta jednak, zawstydzona, zeszła z podwyższenia. Sytuację wykorzystał przedstawiciel magecenów. Wystąpił na środek i zaproponował, aby zrobić krótką przerwę. Cała Rada Starszych wyraziła poparcie i całkiem sprawnie opuściła Wielką Salę.
Miken, Kera i Glin wyszli jako ostatni. Widzieli jak Starsi udają się do sal tajemnic.
- No to teraz się zacznie...
- Co się zacznie? - zapytała dziewczyna
- Poszli naradzić się, a później zacznie się przekonywanie, przekupywanie, knucie, grożenie i szantażowanie. Tak to już jest z naszymi Starszymi. Świetna przemowa, swoją drogą - pochwalił Kerę krasnolud. - Twoja też, Miken.
- Oby to cokolwiek dało...
- Da, da, spokojna twoja rozczochrana.
Czekając na powrót Starszych, dwójka ludzi wraz z krasnoludem przeszli się po dziedzińcu, oglądając dokładnie freski na ścianach. Glin wyjawiał im co każdy obraz oznacza i jaki ma to związek z legendą o stworzeniu świata. Gdy obeszli cały już okrąg, wrócili przed Wielką Salę. Usiedli na podłodze i zaczęli jeść prowiant wręczony im wcześniej przez Platynę. Krasnolud opowiedział dwójce ludzi kilka szczegółów na temat niektórych radnych, a później zaczął uczyć nowych słów i wyrażeń.
Po dłuższym czasie, Starsi zaczęli wracać. Najpierw pojedyncze osoby, później całe grupy. Ambasadorowie oraz ich tłumacz wstali i uśmiechając się, patrzyli na twarze radnych. Miny krasnoludów jednak nic nie zdradzały.
Gdy wszyscy Starsi weszli już do Wielkiej Sali, Kera zapytała:
- I co teraz?
- Teraz? Teraz będą udawać, że się naradzają, mimo że wszystko ustalili wcześniej. A później wyjdą i ogłoszą jaką decyzję podjęli.
- Głupie to wszystko...
- Może i głupie, ale działa, a skoro działa to nie jest to głupie - krasnolud wyszczerzył zęby do dziewczyny, która próbowała pojąć jego dziwną logikę.
Z korytarza wyszedł Starszy w szatach magecena, ten sam, który wcześniej uciszał salę. Dzięki Glinowi, Kera i Miken wiedzieli już, że ma on na imię Akwamaryn i jest Kowalem Run, czyli takim krasnoludzkim odpowiednikiem maga oraz, że ma niezwykły posłuch i to nie tylko wśród radnych.
Starszy uśmiechnął się do dwójki ludzi, po czym spojrzał na strażników stojących przed wejściem do Wielkiej Sali i wypowiedział jedno słowo do nich:
- Bellat.
Tarczownicy spojrzeli zszokowani, najpierw na Akwamaryna, następnie na siebie, po czym biegiem ruszyli, jeden prosto do skryptorium, drugi w lewo do wyjścia. Starszy natomiast wrócił do sali obrad.
- Co się stało? Co im powiedział?
- Wojna. - Rzekł dziewczynie krasnolud.
Gdzieś niedaleko budynku, w którym się znajdowali, zabrzmiał dzwon. Po chwili podchwyciły to wszystkie pozostałe w całym Sercu Góry, oznajmiając początek wojny.

***

17 Przymrozek 1442 roku po Uwolnieniu

Ruskin był pod wrażeniem rozdziału który przeczytał. Ballady o Mikenie zawsze inaczej to przedstawiały. Postanowił wtedy, że przeczyta całą książkę. Schował ją do swojej torby przewieszonej przez ramię i ruszył dalej w poszukiwaniu Krwawych rządów Borrina Pierwszego w trzech częściach pisanych. 
Wieczorem, giermek razem ze swoim rycerzem siedzieli w karczmie o nazwie Pod Trupią Czachą. Jedli i pili za pieniądze z wygranego zakładu z Martinem Kowalem.
Jak zwykle o tej porze dnia, oberża pękała w szwach. Tłumy przybyły aby odpocząć po ciężkim dniu i żeby dobrze się zabawić. Stoliki wykonane z ciemnego drewna były wszystkie zajęte. Karczmę wypełniał hałas rozmów, jasny dym z paleniska oraz słodki zapach przypiekanego mięsa połączony z goryczką rozlewanego piwa.
Niedaleko stolika, przy którym siedział Gorne z Kruczodrzewa wraz z Ruskinem, stał bard. Grając na lutni oraz śpiewając, zabawiał gości gospody. Chłopak dopiero po chwili, gdy przez harmider tłumu przebiła się melodia, skupił się na słowach piosenki.

I w tem Miken Uwolniony, bohater nasz wspaniały.
Wyciągnął miecz świetlisty, ze złota zrobiony cały.

Sztychem ostrza pogroził, każdemu z osobna.
Mówiąc krasnoludom, że sprawa to nie jest drobna.

Powiedział do brodaczy, w słowach się nie szczędząc.
“Ruszcie ze mną na elfy, nie czas ze strachu blednąć”

“Pora skopać im rzyci, szpiczastouchych do nogi wybić.
Za katowanie mego ludu, do drzew gwoździami przybić”

“Kto nie jest ze mną, ten przeciw mnie występuje.
Więc kto z was na wojnę, się jeszcze nie decyduje?”

Krasnoludy chórem, zgodziły pomóc się Mikenowi.
Szykując jednocześnie zdradę, naszemu bohaterowi.

Ruskin poderwał się z ławy na której siedział, odwrócił się do barda i krzyknął:
- To wcale tak nie było!
Wokół chłopaka zapadła cisza. Muzyka również gwałtownie się urwała.
- W Opowieści o Mikenie, czyli historii powstania niewolników i Uwolnienia napisane jest, że on się umawiał z krasnoludami, a nie im groził. I była tam z nim Kera! Ten tutaj - Ruskin wskazał palcem na barda - nie ma pojęcia jak to wyglądało!
Ludzie zaczęli patrzeć na giermka nieprzychylnie, dlatego Gorne z Kruczodrzewa postanowił interweniować. Odłożył udo kurczaka które przed chwilą gryzł i warknął na chłopca:
- Zamilcz, głupcze, siadaj i żryj, póki gorące!
Ruskin od razu się odwrócił, spojrzał z wyrzutem na swojego rycerza, ale wykonał jego polecenie. Muzyka znów zaczęła grać, a ludzie dalej głośno rozmawiać. Gorne wrócił do jedzenia udka z kurczaka. Giermek chwilę się mu przyglądał, po czym powiedział buńczucznie:
- To nie tak było…
- Ech… Ruskin, chłopcze, widzę, że przeczytałeś jakąś mądrą książkę, ale nic mądrzejszy się nie stałeś. Posłuchaj mnie uważnie. To nie opasłe tomy piszą historię, tylko oni - rycerz wskazał nadgryzionym udkiem kurczaka w stronę barda.
- Ale…
- Nie przerywaj mi! - Huknął na chłopca. - Księgi są dla ludzi, którzy umieją czytać. Większość jednak tego nie potrafi, więc historię poznają dzięki bardom. A to, że zaśpiewa on, że Miken miał zielone oczy, a nie niebieskie, czy że groził krasnoludom zamiast z nimi się umawiać, to nie zmieni całej opowieści. Bo liczy się to, co ma ona przekazać, czyli w tym przypadku dzięki komu jesteśmy wolni. Jasne?
- Jasne - zgodził się Ruskin.
- A poza tym, pomyśl, kto by chciał słuchać, że się umawiali jak jakieś dwie przekupki? Ludzie wolą emocje, akcję, krew i romans. A jakby ułożyli o tobie balladę, w której zamiast o twoich rycerskich wyczynach opowiadaliby o tym, co przeczytałeś? Nudy, prawda?
- Prawda. - Giermek przyznał rację swojemu rycerzowi. Mimo to, nasunęła mu się sama myśl, że całkiem zabawnie byłoby przeczytać książkę o sobie, w której czytałby książkę. Byłaby to bardzo nietypowa opowieść w opowieści.

3 komentarze:

  1. Przeczytałam ten tekst tydzień temu, wiec zdążył mi przejść przez głowę kilka razy tam i z powrotem. Muszę przyznać, że bardzo lubię "Kroniki..." i wsiąknęłam w historię totalnie. Jestem pod wrażeniem tego jak od zera stworzyłeś świat fantastyczny z całym mnóstwem nie tylko nazw własnych, ale też postaci a nawet języka (choć tutaj chyba posiłkowałeś się łaciną?). Początkowy fragment o chłopcu szukającym ksiąg jest mega wiarygodny, aż czuję ten chłód bibliotecznych komnat :) Dalej jest tylko ciekawiej. Wciąż zastanawiam się w którym momencie Miken i jego towarzyszka zapuszczą się jednak za daleko w swoim zaufaniu do krasnoludów. Wprawdzie ich przewodnik sprawia wrażenie przyjacielskiego, niemniej jednak daje się odczuć, że to lud niemniej serdeczny co chciwy i gorączkowy, więc jeśli ludzie postawią fałszywy krok, mogą się spodziewać gwałtownej reakcji krasnoludów. Brnę więc przez historię uważnie śledząc zachowania krasnoludów a przede wszystkim Rady Starszych. Do końca trzymasz w napięciu, co też uda się wynegocjować ludziom. Kiedy w końcu wracamy do biblioteki, czuję lekki niedosyt, bo w głowie już kułam topory do powstania przeciw elfom :D Ale mam nadzieję, że historia Uwolnienia jeszcze się pojawi w WAR.

    Ajj, no i jeszcze ten smaczek na końcu w postaci stwierdzenia giermka, że chciałby przeczytać historię o sobie :D Fajnie to zapętliłeś.

    Po przeczytaniu mam w głowie kilka pytań, przede wszystkim, czy powstanie się uda (na pewno, bo w końcu jest już po Uwolnieniu), ale zastanawiam się jakie to perypetie jeszcze czekają naszych bohaterów i czy krasnoludy na pewno będą grać fair play :D No i myślę że Kera i Miken najpewniej będą parą. Tak strzelam :D

    Z błędów to gdzieś mi się pojawiło "mówić słowa" oraz "zapytać się" zamiast zapytać kogoś + jakieś powtórzenie "krasnoludy" ale z drugiej strony jak tu znaleźć synonim :D

    Czekam na kolejne fragmenty! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Oj, długo mi zeszło z przeczytaniem tego opowiadania, to fakt, ale nie żałuję ani jednej minuty, jaką na to poświęciłam, bo - cholera - było warto. Jeśli miałabym zaczytywać się w jakimś fantastycznym świecie, to w podobnym do Śródziemia, które panuje nad moją duszą, dlatego tak bardzo się cieszę i z serca dziękuję, iż sięgnąłeś przy tej misji właśnie po to uniwersum.
    Owszem, tęsknię za Alanem i Rubinem, ale bez nich ta historia zdołałą mnie w sobie rozkochać. Jest tu jak najbardziej opowieść w opowieści, w dodatku jakie to ładnie rozplanowane, przemyślane, dopracowane! Człowieku, Ty nawet używasz tu języka, który mnie kojarzy się z włoskim, ale jest połączeniem z innym, i nie ma wątpliwości, iż świetnie czujesz się w tym, co stworzyłeś.
    Polubiłam wszystkich. I Ruskina, którego rola nie należała do jakże wielkich, ale jednak ile ze sobą wniosła, jak i trójce z opowieści. Glin to taki pocieszny krasnolud, do tego raczej nie jest zły (w końcu widać, że tłumaczył wszystko, jak należy, w obie strony, kiedy obawiałam się, że może przekazywać coś innego, by wyszło na jego dobro), a Miken i Kera zdają się być silnymi - i fizycznie, i psychicznie - ludźmi, którzy zniosą wszystkie (lub większość) przygód, jakie dla nich szykujesz.
    Akcja ma swoje własne, łagodne, ale nie nudne, tempo. Trochę jak stęp konia. Dałam się temu porwać, to była wspaniała podróż do świata, który mnie do siebie bardzo przekonuje. Dziękuję!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojejciu, tak mi się podoba wstęp do fabuły! W sensie z tymi opowieściami w bibliotece! A tak ogólnie to najpierw przeraziła mnie długość tekstu :o. Na początku jest takie: ej, ciekawe, o co chodzi? Ale od razu mi się spodobało. Czuć klimat.
    Kurde, ja nie wiem. Mi się ten plan Mikana wydawał trochę naciągany i bajkowy XD. No, zróbmy wojnę, halo, bo ludzie mają źle, a potem sobie założymy królestwo ludzi, jeeej! Jakoś tak... naiwnie i za prosto to brzmi! Ale musiałabym widocznie zobaczyć dopełnianie tego planu w rzeczywistym czasie (może gdzieś dalej będzie?).
    Ten sposób jedzenia wtf XDDD. Dobre. A co do strojów za darmo... Coś mi się nie wydaje, żeby krasnoludy to były tak bogate, żeby sobie robić ciuszki dla obcych za darmo. Rozumiem, że nie mieli czym zapłacić, ale chociaż mogli coś w polu pomóc czy coś, a nie o tak, macie za darmo, bo dużo wycierpieliście!
    Kurczę, serio jakoś do mnie ten plan Mikena nie przemawia. Szczególnie jak zaczął go przedstawiać Radzie. I jakim cudem on, jako taki zwykły człowieczek z niewoli, zarządza, ile ziemi będzie dla ludzi? Dziwne to dla mnie trochę.
    "- Co się stało? Co im powiedział?
    - Wojna. - Rzekł dziewczynie krasnolud." - o, ale to zakończenie wątku bardzo mi się podobało. Takie znaczące!
    Przyjemny tekst, ale muszę przyznać, że rzeczywiście mógł być trochę krótszy, bo rozwlekał wiele rzeczy, które nie musiały być tak rozwlekane. No i fajny wątek z tym Ruskinem, że zaczął się drzeć, że to nie ta historia huehue. Tylko zakończenie takie... niedokończone jakby. Mimo wszystko na całkiem przyzwoitym poziomie, więc propsuję c: trochę ponarzekałam, ale oficjalnie mi się podobało!

    ~SadisticWriter

    OdpowiedzUsuń